osoby mocy
now browsing by category
Arkaimski spektakl wszechświata Połączenie nieba i ziemi
Spektakt wszechświata Arkaim – Ural, 27 czerwca 2015
Zachód słońca krok za krokiem zapraszał nas na Szamankę, pokazując nam spektakl kończącego się dnia, wszystko przemija, tak samo my odpuszczaliśmy nasze napięcia, emocje, urazy pozwalaliśmy im przemijać jak ten, tak pięknie kończący się dzionek.
Gdy to odpuściliśmy staliśmy się lekcy, i z radością zeszliśmy do łagieru gdzie trwało spotkanie grupy Mira Tworec. Od piątku tak jak my i ta grupa tutaj pielgrzymowała, poddając się medytacji miejsca, chodząc po tłoczonym szkle,
czy teraz śpiewając pozytywne piosenki, w oddali błyskały błyskawice rozświetlając przestrzeń.
Już w południe widzieliśmy, że na centralnym placu łagieru przygotowują potężne ognisko, o wysokości stosu drewna na około dwa metry – dla tej dużej grupy.
– To się będzie paliło co najmniej na 5 metrów wysokości płomienia – powiedział z niedowierzaniem tego co widzi Bartek.
Dzieci zaczęły zapalać ognisko – powoli, powoli zaczęło się zapalać – tutaj na ziemi.
Również powoli, powoli gdzieś w obłokach szykowała się burza, wiatr powoli, powoli ściągał chmury nad ognisko.
Gdy ogień zbił się wysoko i nabrał siły, potężna burza rozegrała się na niebie. Zaczęło wiać i duże krople deszczu zaczęły gęsto spadać na ognisko. Ogień, ziemia, woda, wiatr zaczęły ze sobą tańczyć. Taniec dla człowieka, pokazują jak wiele są w stanie rozładować.
Pokazując nam, że gdy żywioły w nas są silne, jeden nie przeszkadza drugiemu. Nawet woda nie gasi ognia.
Z odwagą rozniecam swój wewnętrzny ogień.
Schroniliśmy się we wnętrzu wiaty, obserwując cały spektakl ognia, wiatru, deszczu. Jacyś ludzie grali na bębnach, wszystko było teoretycznie w niezgodzie ze wszystkim, ktoś powiedziałby w walce żywiołów. A może każdy z nich chciał zaprezentować się najlepiej jak potrafił.
W pewnym momencie deszcz z ulewnego stał się zwykłym deszczem, wyszliśmy ku ognisku. Deszcz nas moczył, ogień suszył. Deszcz chłodził, ogień grzał. Błyskawice błyskały, grzmoty grzmiały.
Magia – to za mało powiedziane, to co rozgrywało się przed nami. Nie tylko nigdy nie widziałam takiego ogniska, ale i w takiej scenerii – miałam wrażenie, że wszystko w jednej sekundzie się dzieje, że cały wszechświat, wszystkie żywioły w jednym momencie chcą się z nami skomunikować.
Staliśmy wpatrzeni raz w ogień, raz w błyskawice delektując się chwilą i nie chcą przegapić ani sekundy.
Byliśmy tak wdzięczni grupie Miro Tworec za to, że właśnie razem z nimi znależliżmy się w Arkaimie.
Na początku ognisko było ich, jednak z czasem stało się ogniskiem tych którzy dostrzegli magię tego momentu, potrafili być tu i teraz.
Gdy tak staliśmy do ogniska zaczął nieśmiało podchodzić mężczyzna w średnim wieku. Wczoraj widzieliśmy go w łagierze, przy budce z żywnością, gdzie pił piwo. Śniady na twarzy, siedział przygarbiony, ubrany w jakieś łachmany moro.
– Taki miejscowy żulik – powiedział Bartek.
Teraz gdy zbliżył się do ogniska zaczął bardzo silnie pracować z energią, na pełnej koncentracji. Nie mogłam się napatrzyć na jego siłę koncentracji , siłę pracy z energią. Patrzyłam jak urzeczona, Bartek też.
– To jakiś szaman – powiedzieliśmy do naszego znajomego z kiosku z suvenirami.
– Tak, on bierze energię z ognia – zauważył.
Gdy ów mężczyzna zrobił swój własny rytuał, wyciągnął spod kurtki myśliwski nóż – skierował go ostrzem w kierunku ognia – tak jakby go ostrzył, zaczął go energetyzować.
– Tutaj trzeba być bardzo uważnym nim się kogoś oceni – powiedział Bartek, pamiętając jakie zdanie miał o tym mężczyźnie wczoraj.
– Tak, tak…. można nie tylko kogoś obrazić, ale i narobić sobie biedy…..
Dla mnie był najlepszym nauczycielem koncentracji, szacunku do ognia, jakiego w życiu spotkałam.
Pozwalam sobie całkowicie koncentrować się na tym co robię, z pełnym szacunkiem do tego co robię.
W pewnym momencie wiatr zmienił kierunek o 180 stopni, bryskając w niego iskrami i popiołem z potężnej kupy żaru – jeszcze gdy trzymał nóż wyciągnięty ostrzem w kierunku ognia . Uśmiechnął się i odszedł od ogniska.
Nie minęło 5 minut, a burza wróciła i znowu zaczęło mocno wiać i padać.
Siedział pod wiatą, przygarbiony jak zwykle, ćmiąc papierosa, patrzył w dal, nic nie wskazywało jego siły, wiedzy i zdolności.
Czasem się zdarza, że burza powraca, ale czy na pewno był to przypadek?
Odszedł, gdy młodzież zaczęła się popisywać swoimi umiejętnościami, my zaraz za nim, aby nie tracić tego co dostaliśmy tego wieczora, aby tego nie rozpraszać na jakieś głupoty.
Uwalniam się od oceny innych ludzi, na każdego patrzę z miłością i ciekawością.
Dziękuję wszechświatowi, Bogu, duchom tego miejsca za ten niesamowity spektakl, dziękujemy Miro Twarcom za ognisko, za tą przestrzeń, dziękujemy szamanowi za cudowne lekcje, wiatrowi, wodzie, ogniu i całej przestrzeni tego wieczoru.
Dziękujemy naszym opiekunom, przewodnikom, że zawiodły nas tutaj – w tym czasie.
Iremiel przesilenie na świętej górze
Iremiel – Uralu – przesilenie na świętej górze 20-22 czerwiec 2015
Wszechświat znowu nas zaskakuje, zadziwia, pokazuje że zawsze zabierze nas we właściwe miejsce, o właściwym czasie jeżeli pozwolimy się prowadzić.
Iremiel (1582 m.n.p.m ) druga pod względem wysokości góra południowego Uralu. Kiedyś wchodzić na nią mogli tylko kapłani starożytnych narodów , potężne miejsce mocy. Często widuje się tutaj Ufo.
Iremiel w tłumaczeniu z baszkirskiego – miejsce dające człowiekowi moc.
Wychodzi się na nią z miejscowości Tjuluk oddalonej od głównej drogi Ufa-Czelabińsk ok. 50 km.
Sam wjazd do wioski jest troszkę przygnębiający, lekko wymarła wieś z zapleczem turystycznym, domki, banje, samochody dowożące pod Iremiel. Tjuljuk znaczy życzenie.
Na końcu wioski, zatrzymujemy się w jednym z nielicznych kafe, oferującym wspaniały kwas biały z soku brzozowego (sok brzozowy, drożdze i miód) i informacje jak dojechać pod Iremiel.
Już przy końcu wsi nad rzeczką masa namiotów, jedziemy dalej ok. 4 km w głąb doliny, spotykając bardzo dużo turystów schodzących z gór (fakt dzisiaj sobota), czy na pewno jesteśmy w dzikiej Rosji, czy może w piękny pogodowo weekend na Szyndzielni?
Droga tylko dla samochodów 4×4 prowadzi nas pod szlaban Parku Narodowego, gdzie wjazd jest dalej zakazany.
Znajdujemy sobie miejsce w lasie ok. 500 metrów poniżej szlabana i szybko rozpalamy ognisko. Ognisko należy rozpalić o każdej porze dnia i nocy, przeciwko komarom, są wszędzie i w strasznych ilościach, ak do teraz żadne zapachy waniliowe, olejki eteryczne na nich nie działają, może ktoś ma jakieś sposoby na wściekłe komary, będziemy wdzięczni.
Miejsce jest kawałek od szlaku, jest bardzo przytulne. Zresztą jak przyjechaliśmy wszyscy sąsiedzi wokół w przeciągu 15 minut wyjechali, zostaliśmy sami.
Wygoniłaś ich – śmiał się Bartek.
Więc jakie było nasze zdziwienie gdy jakiś czas później pojawił się chłopak na motorze, pytając czy może zostawić przy nas motor, bo idzie w góry spać.
Okazał się sympatycznym Baszkirem, mieszkającym w Ufie, lekarzem weterynarii, bedącym kopalnią wiedzy o Baszkirii i jej tradycjach.
I tak najdłuższą noc spędziliśmy otwierając się na różnorodność naszej planety, w szacunku, tolerancji, zaciekawieniu.
Z szacunkiem, zaciekawieniem, tolerancją przyglądam się różnorodności świata, ludziom, zwierzętom, roślinom, energiom.
To takie przesłanie na najbliższy czas, powiem szczerze roślinami , zwierzętami , nawet komarami nie mam problemu, ale z ludźmi przyznam się szczerze mam większy problem. Pozwolę się prowadzić i …………
Rozmawialiśmy coraz ciszej, gdyż las również kładł się do snu, wtapialiśmy się w przestrzeń będąc częścią tej wspaniałej natury.
A rano o 4 godzinie (1 czasu polskiego), a może jeszcze w nocy wstaliśmy aby iść na Iremiel. Dałam intencję uzdrowienia moich problemów z żołądkiem i o wyprostowanie ciała, czekało nas tylko, czy aż 6 km drogi.
Od małego dziecka miałam problemy z żołądkiem, gdyż najpierw mnie za ciepło ubierano, potem wmuszano mięso, na szczęście w wieku ok. 7 lat trafiłam na lekarza, który powiedział – nie chce niech nie je, dziecko wie najlepiej co dla niego dobre. I od tego czasu miałam spokój.
Do traum jedzeniowych z wczesnego dzieciństwa doszła jeszcze wrodzona przepuklina pępkowa, której bardzo wstydzili się moi rodzice, a ja chcą ją ukryć przechylałam się do przodu, zaciskając żołądek. I tak o jakiegoś czasu prostuję się i staję się coraz prostsza, czas już poznać co to znaczy prosta postawa.
Pozwalam sobie chodzić z wyprostowaną postawą ciała, pozwalam sobie na przepływ energii i boskiej i ziemskiej
I z taką intencją ruszyłam na górę. Pierwsze 4 km przez las, komary które właśnie się obudziły, szukały dobrego śniadanka, więc była to walka o przetrwanie.
Szliśmy bardzo szybko, do tego od rana bolał mnie żołądek.
Po 4 km wyszliśmy na polanę i pierwszy raz Ural pokazał nam się w pełnej krasie. Odsłoniły się góry po horyzont, przypominające nasze Beskidy.
Przestrzeń, wiaterek, słońce jakże inny pokazał się świat….. tak wygląda następny kilometr drogi.
Po świecie pełnym walki, ciemności , weszliśmy w świat światła, harmonii, żywiołów. Wszystko cieszyło się na nasz widok, kwiatki machały przyjaźnie,
wiatr obmywał nasze ciała, słońce dodawało energii. Z radością wtopiliśmy się w tą przestrzeń, odpoczywając po trudach zmagania się.
Czy walka jest nam potrzebna? To pytanie pojawia się od lat i wszechświat pokazuje coraz to nowe jej subtelne poziomy.
O walce pisaliśmy w Nagornym Karabachu http://brygidaibartek.pl/radosc-gejzera-i-bezmiar-wojny-w-jednym-w-najpiekniejszych-miejsc-na-swiecie/
Było wcześnie, więc szliśmy praktycznie sami. Ostatni kilometr to wspinanie się po kamieniach na szczyt.
I tak przeskakując jak kozice z kamienia na kamień, wolno bez pośpiechu dotarliśmy na szczyt, gdzie otworzył się widok wokół, i z drugiej strony góry.
Zmęczeni wczesną pobudką, szybkim przejściem i walką z komarami, pozwoliliśmy sobie popaść w stan nieświadomości. Pozwoliliśmy aby miejscowe duchy zagadały do nas w czasie snu i zasnęliśmy na plecakach.
Zregenerowani ruszyliśmy w dół, po drodze spotykając Denisa (znajomy Baszkir), który stojąc na kamieniu z widokiem na Ural podarował nam baszkirską pieśń, łącznie z gardłowym pieniem.
Duchy miejsca stały się dla nas bardzo łaskawe. Od tego momentu otworzyły się przede mną nowe przestrzenie poznania, mnie jako człowieka, ale o tym może innym razem.
Dennis to taki nasz przewodnik po południowym Uralu, taki zapraszający duch tego miejsca. Pokazał nam na mapie piękna traskę po południowym Uralu z dzikimi końmi, pszczołami, lodową jaskinią i miejscem mocy starszym niż Stonechange. Malutki detal nas troszkę przeraził, że ta trasa ma 1800 km.
Wot….. Rosja i jej przestrzenie.
Dziękując duchom miejsca za cudowne przyjęcie, za spotkanie z Dennisem. Znaleźliśmy miejsce tym razem nad rzeczką celebrując nie tylko przesilenie, ale również naszą pierwszą rocznicę ślubu.
……….Ziemniakami z ogniska z białym kwasem z brzozy.
Dziękujemy temu miejscu za przyjęcie, za otworzenie przestrzeni Uralu dla nas, za pokazanie, że jesteśmy tutaj mile widziani i najstarsze znane obecnie miejsca mocy na świecie otwierają się przed nami.
Więcej o Iremiel ze strony : http://www.olabloga.pl/tajemnice-gory-iremiel
Góry Ural należą do najstarszych na naszej planecie. Ich wierzchołki i jaskinie chronią tajemnice sprzed tysięcy lat.
Na granicy z obwodem Czelabińskim wznosi się druga co do wielkości góra Południowego Uralu – Iremiel (1582 m). To zagadkowe miejsce od dawien dawna przyciągało do siebie ludzi, którzy stykali się tam z Nieznanym. Mistyką owiane jest wszystko dookoła: u podnóża znajdowały się kiedyś pustelnie staroobrzędowców, spadkobiercy kultury ezoterycznej prowadzą tutaj ćwiczenia, ufolodzy twierdzą, że nad górą często pojawiają się UFO, a etnografowie zbierają przekazy o starożytnym narodzie, zamieszkującym okolice – Czudach.
Dlaczego właśnie tutaj ciągnie ludzi, chcących poznać sedno duchowości człowieka? Dlaczego właśnie na zboczach Iremiela odkrywają ludzie w sobie skryte dotąd możliwości, inaczej pojmują życie? Takie miejsca zwykło się nazywać miejscami mocy.
Góra Iremiel ma swoją zagadkową historię. Sama nazwa dotarła do nas z bardzo odległych czasów. Tak nazywali górę zamieszkujący te ziemie praprzodkowie Baszkirów. W przekładzie ze starotureckiego, słowo „Iremiel” oznacza „miejsce, dające człowiekowi siłę”, a nazwę wioski Tiuliuk leżącej u podnóża góry, tłumaczy się jako „życzenie”.
Właśnie z sąsiedztwa Tiuliuka z Iremielem wzięła swój początek legenda, która głosi, że na wierzchołku góry spełnia się każde życzenie, wystarczy tylko zanieść tam podarunek dla duchów Iremiela. W pradawnych czasach przynoszono w darze ludzkie dusze. Kapłani starożytnych narodów odprawiali krwawe rytuały na wierzchołku góry, aby przypodobać się bogom i wyprosić bogate zbiory. W naszych czasach wystarczy podobno zawiązać wstążkę na Drzewie Życzeń, na szczycie góry. W każdym razie Baszkirzy od zawsze uważali górę za świętą. Niektórzy dostrzegają nawet w zwałach kamieni na wierzchołku góry pozostałości jakichś dawnych budowli.
PODSTĘPNE DUCHY
W ciągu wieków na górę wolno było wchodzić tylko kapłanom i bohaterom. Nawet w dzisiejszych czasach ktoś zazdrośnie broni dostępu do świętej góry. Kiedy pewnego razu turyści postawili na szczycie Iremiela prawosławny krzyż, następnego dnia został on zrzucony z postumentu.
Iremiel figuruje w podaniach zarówno baszkirskiego, jak i rosyjskiego narodu. Mówią, że wnętrza góry chronią w sobie niezmierzone bogactwa, zgromadzone przez tajemniczy naród Czudów. Ludzie uważali (i uważają po dziś dzień), że woda w rzekach biorących początek na zboczach Iremiela posiada cudowną moc – daje człowiekowi siłę, leczy chorych, a nocami – w określone dni i godziny – świeci!
Nie każdemu jest też dane znaleźć drogę na wierzchołek świętej góry. Jeśli człowiek wyrusza na Iremiel z czystym sercem, to góra przyjmuje go z radością, ale jeśli zamiary jego są mroczne – mnoży przeszkody na jego drodze, nie dopuszczając do celu.
W naszych czasach specjaliści od zjawisk anomalnych opowiadają o tym, że nad górą Iremiel często można obserwować UFO, a w okolicy napotkać śnieżnego człowieka. Według ezoteryków właśnie na Iremielu istnieje kanał ujścia z ziemi pozytywnej energii.
Istnieją hipotezy, według których Iremiel stanowi praojczyznę słowiańskiej cywilizacji, coś rodzaju Hiperborei. Według niektórych badaczy, wykopaliska archeologiczne prowadzone w pobliżu wioski Achunowo świadczą na korzyść tej hipotezy. Możliwe, że właśnie tych miejscach zostały napisane słowiańskie Wedy, Księga Welesa a także Księga Kolady. A sama wioska Achunowo była miejscem zamieszkania boga światła – Kryszenia. Woda z jeziora Iremielskiego, położonego w pobliżu wioski Bajsakał, posiada właściwości lecznicze, a samo jezioro ma zarys okręgu, co przywodzi na myśl puchar z Surją – słonecznym, cudownym napojem, przyniesionym przez boga Kryszenia. W pobliżu góry leży ogromny, śnieżnobiały głaz.
Wiele jest legend o Hiperborei – szukają jej na Północy, na Syberii, a może znajdowała się ona właśnie na południu Uralskich gór?
LEGENDY O CZUDZI
Od niepamiętnych czasów powtarzane sąlegendy o tajemniczym narodzie Czudów Białookich, który zamieszkiwał kiedyś góry Iremielskie. (Dla ścisłości trzeba wyjaśnić, że nie chodzi tu o również nazywane „Czudami” narody ugrofińskie, ale o postaci mitologiczne, bliskie europejskim elfom i gnomom. „Czudź” występuje w folklorze rosyjskim, ale też u Komi, Saamów, Tatarów syberyjskich, Mansów i innych.)
W ludowych wierzeniach Czudowie byli doskonałymi rzemieślnikami i czarodziejami. Żyli w jaskiniach gór Iremielskich, pokojowo i życzliwie nastawieni do sąsiadujących narodów. Mieli Czudowie też swoją religię, której tajemnic nikomu nie zdradzali. Podobno do dzisiaj można znaleźć w jaskiniach ich święte ołtarze. Jak mówią legendy, sąsiedzi dowiedzieli się o niezmiernych bogactwach Czudów i zechcieli z nich skorzystać. Ci jednak nie zamierzali się z nikim dzielić, ale wiedzieli też, że ludzie nie zostawią ich w spokoju. Postanowili więc na zawsze skryć się we wnętrzach Iremiela, unosząc ze sobą skarby i tajemnice. Istnieją podobno jeszcze dzisiaj jaskinie, do których lepiej nie zaglądać, ponieważ każdy, kto tam trafi, zostaje uprowadzony pod ziemię i na zawsze staje się niewolnikiem górskiego narodu.
Bez względu na to jak bardzo fantastyczne wydawałyby się legendy o świętej górze Iremiel, faktem jest, że wielu ludzi, którzy tam byli, odmieniło swoje spojrzenie na życie, odkryło wartości duchowe, zmieniło postępowanie na lepsze. Iremiel, według specjalistów, stanowi miejsce o wysokiej koncentracji energii, a także wzajemnego oddziaływania człowieka i Kosmosu, więzi z informacyjnym polem Ziemi, zwanym noosferą.
Z wizytą u świętego Serafina
Z wizytą u Serafina Sarowskiego 12-16 czerwca 2015
Droga, droga przez wsie i miasteczka prowadziła nas coraz bliżej naszego ulubionego prawosławnego świętego Serafina z Sarowa. Chcieliśmy dojechać w rejon Sarowa, aby rano wejść do monastyru.
Po drodze ugościł nas bar ze wspaniałymi sałatkami – tarta marchewka, czosnek, majonez , czy gotowane buraki, czosnek, majonez ( w Rosji są postne majonezy – czyli wegańskie)
Ok. 150 km od Sarowa stanęliśmy po prostu we wsi i próbowaliśmy się przespać, jednak kolejny raz okazało się, że musimy poważnie potraktować komary – założyć moskitiery i spryskiwać się preparatami zapachowymi. Bo inaczej zostaniemy zjedzeni, a może oczyszczeni, jak w czasie akupunktury…..
Dlatego wcześnie rano wstaliśmy i ok 8. rano dojechaliśmy do Sarowa. Może nie do samego Sarowa, bo to miasto zamknięte – atomowe, ale Diwjejewa gdzie znajduje się żeński monastyr z grobem i relikwiami Serafina, oraz drogą Matki Boskiej.
Strona monastyru
Monastyr w którym przebywał Serafin znajduje się 15 km dalej w Sarowie, jednak wjazd tam wymaga specjalnych przepustek gdyż jest to miasto atomowe zamknięte, strona monastyru http://www.sarov-monastery.org/
Ludzi bardzo dużo, fakt dziś święto narodowe Rosji, więc dzień wolny. Podjeżdżamy na monasterski parking (opłata – ofiara) i wchodzimy w tłum pielgrzymów. Na terenie monastyru kobiety muszą chodzić w chustkach i spódniczkach. Dodaje to niesamowitego wyglądu temu miejscu.
Podchodzimy do wielkiej cerkwi przed którą znajduje się duża kolejka, tak już wiemy po wizycie u Matrony, to do relikwi Serafina zapewne. Stajemy więc pokornie obserwując siebie. Kolejka posuwa się wolno do przodu, gdy nagle nad samym monastyrem poświata słońca robi piękną tęczę – halo, jak aureola świętego. Cały wszechświat pokazuje nam, że jesteśmy w świętym miejscu.
Stoimy spokojnie, gdy nagle i to w cieniu, kolejka zatrzymuje się na dłużej, robi się zimno. Kolejne testy. Rozbudzenie ciepła umysłem nie wychodzi mi. Postanawiam zrobić to od energii ziemi przepuszczając ją przez niższe czakry w górę, gdy energia dochodzi do żołądka robi mi się tak gorąco, że praktycznie mogłabym się rozebrać. Zimno zostaje gdzieś daleko.
Dziękuję Serafinowi za pierwszą lekcję, a lekcji w czasie tych dni było sporo.
Piątek i sobota to dni tłumów pielgrzymów, niedziela i poniedziałek to spokój kontaktu z tym miejscem, z Serafinem, zero kolejki do grobu.
Dlaczego zostaliśmy tutaj dłużej? Bo nasza skrzynia biegów zaczęła głośniej chodzić i w poniedziałek chcemy odwiedzić mechanika, innymi słowy duchy pokombinowały coś w skrzyni, abyśmy się nie tylko zatrzymali, ale w tym świętym miejscu zostawili ciągnąca się jeszcze za nami energię przeszłości.
Serafin wiele lat modlił się w lasach, mało jadł, nie przyjmował ludzi, niedźwiedzia karmił z ręki i miał niesamowity kontakt z przyrodą – siadały na nim ptaki , podchodziły zwierzęta – jak do Franciszka z Asyżu (ciekawostka dla niektórych – miał ze względu na klimat – skórzaną czapkę rękawice i buty – pomimo to doskonały kontakt z przyrodą) . Prowadził pustelniczy tryb życia, medytował kilka godzin dziennie, a gdy zaczął po 60-tce przyjmować do siebie potrzebujących, to przyjmował 2000 ludzi codziennie – uzdrawiając, nawet wskrzeszając. Dlatego prosiłam go o to abym potrafiła rozpoznać kiedy jeszcze medytować, a kiedy działać. Co nie tylko mi powiedziano, ale przede wszystkim pokazano.
Siedziałam w prawie pustej cerkwi na ławeczce, przy ikonie Serafina, ciesząc się ze spotkania. Gdy nagle podchodzi do mnie kobieta i mówi:
– Chodź, pomóż sprzątać świece w świecznikach tzn. wyciągaj te małe i wykapany wosk.
Uśmiechnęłam się w duchu i zajęłam świeczkami przy ikonie Serafina , weszłam w tak głęboki stan medytacyjny w działaniu, że to co było wcześniej przy medytacji w bezruchu było czymś bardzo płytkim.
Uwalniam się od lęku przed działaniem, buntu przed działaniem.
Pozwalam sobie wchodzić w głębokie stany medytacyjne w działaniu.
Właśnie gdzieś głęboko praca kojarzyła mi się z przymusem, czymś ciężkim, niechcianym, dalekim od medytacji i stanów wysokoenergetycznych.
Pozwalam sobie być w stanach wysokoenergetycznych w działaniu.
Bartek dostał również fizyczną lekcję.
Przy ustawieniach i energetycznych wglądach Bartosza okazało się, że skrzypienie skrzyni biegów to lęki jego przodków przed Syberią, zsyłką, życiem inaczej niż przodkowie. Taki wewnętrzny przymus ściągania w schemat rodzinnego bagna.
I to energetyczne gluty ściągały nas w tył.
Przyszła podpowiedź, że Bartek ma postawić dużą świeczkę w sprawie przepalenia tych energii w cerkwi.
Poszliśmy do cerkwi, Bartek postawił świeczkę przy ikonie Serafina, zaczął medytować najlepiej jak mógł, prosić o uwolnienie od przeszłości i wyzwolenie z negatywnych rodzinnych myślokształtów. Po 15 minutach przyszła Pani i zaczęła gasić wszystkie świece i wyrzucać do koszy pod świecznikami (dzień cerkiewny się kończył) , z świecy upaliło się 5 cm, a ona sama miała 50 cm. ( normalnie w tym monastyrze pozwalali świeczkom dopalać się prawie do końca).
– Ja ją wezmę, przestawię w inne miejsce – w panice powiedział Bartek.
– Przecież zaraz wszystkie zgaszą w kościele – powiedziałam i zaczęłam się śmiać.
– Czemu się śmiejesz – zapytał Bartek
– Ile razu Ci mówiłam, że Ty w takim tempie odpuszczasz – powiedziałam – po kawałeczku.
-Trzeba to zmienić – powiedział stanowczo
Pozwalam sobie na odpuszczenie przeszłości
Pozwalam sobie iść w kierunku moich wyrażonych intencji na 100% , słuchając Boga
I rano w poniedziałek znowu postawił świeczkę przy ikonie Serafina, tym razem paliły się dwie jego świeczki, druga to ta z poprzedniego dnia wieczora, gdyż została zapalona na nowo przez siostry (nie było jej w pojemniku, a mało takich dużych świec).
Może na przepalenie tych energii potrzebne były aż dwie świece …….
Poza tym, gdy Bartek ze świeczką wszedł do cerkwi, dostałam telefon do właściciela Land Rovera z Niższego Novgorodu (ok 150 km od Sarowa) – z numerami telefonów do dobrych mechaników, którzy mogą nam pomóc. (Od paru dni szukaliśmy pomocy, może inaczej – nasi znajomi z Moskwy i nie tylko szukali dla nas mechaników, co mogą nam pomóc. Podsyłali linki do stron, gdzie mogliśmy poznać właściwe osoby itp. Do tej pory była cisza i nagle przestrzeń zaczęła otwierać się w momencie samej decyzji Bartka.
W poniedziałek już mieliśmy jechać do Niżnego Nowgorodu, jednak czułam, że tutejsza przestrzeń chce jeszcze mi coś powiedzieć.
– Co robimy dalej ? – zapytał Bartek rano.
– Nie wiem – odpowiedziałam.
Za parę chwil jedna z sióstr poprosiła nas o pomoc w przeniesieniu torby, a potem zapytała czy nie mamy samochodu, aby ją podwiesić do domu ok. 1 km.
Oczywiście to zrobiliśmy.
– Przyjdźcie jutro rano o 7 do monastyru będę miała dyżur, to położę Wam relikwie na ciało – powiedziała z wdzięczności.
Tak, tak 7 rano.
To odpowiedź na to moje "nie wiem" – powiedziałam do Bartka.
Bartek zaczął się troszkę oburzać, gdyż nie chciał tutaj zostawać kolejnego dnia.
Dzień minął nam jak zwykle sympatycznie na spacerach, kąpielach w jeziorze, medytacjach u Serafina. Wieczorem gdy już chcieliśmy jechać na nocleg nad jezioro zajechaliśmy do miejscowego sklepu po sok, którego mi się zachciało, (jak w takich miejscach jest niesamowita przepaść, między monastyrem, a wsią). Pani na kasie chciała nas oszukać na ok. 20 zł przy rachunku 40 zł. Było to zbyt widoczne, za pierwszym razem oddała część pieniędzy i dopiero interwencja u innej kasjerki spowodowała oddanie całości.
Tym troszkę mnie poirytowała, co spowodowało podniesienie mojego głosu, a potem wpis do książki skarg.
Gdy weszłam oddać książkę z wpisem o dziewczynce, jedna z kupujących, zaczęła mnie opieprzać, że przyjeżdżam w święte miejsce i robię awanturę.
Tak, tak w świętym miejscu Ci mniej święci mogą kraść do woli.
Powinnam ją przeprosić za całą awanturę – powiedziała
Więc ja uklękłam na kolanach przed nią robiąc to, to o co prosiła – odskoczyła jak od diabła i zaczęła się żegnać.
Nie wypadało mi się głośno śmiać, ale takim ludziom nie nie dogodzi.
Przypomniało mi to moją babcię, która codziennie biegała do kościoła, straszyła mnie Bogiem, gdy nie zachowywałam się tak jak ona chciała.
Bo ona to Bóg, a sama swoim zachowaniem daleka była od ideału. Nawet kiedyś na jej zachowanie zwrócił jej uwagę ksiądz, gdy poszła do niego na skargę na mnie. Gdyż całe jej życie było skierowane w siostry siostry mojej mamy i jej córki. W jej mniemaniu moja mama, ojciec i ja byliśmy tylko po to, aby im pomagać. Gdy za mało dawaliśmy – wg niej – była awantura i straszenie Bogiem.
Ostatnio na ustawieniach Helingerowskich powychodziło, że moja babcia była macochą mojej mamy, i że nie mam nic wspólnego z jej rodem. Tłumaczy to zachowanie babki, która właśnie jak macocha zachowywała się względem mojej mamy i mnie. Z klapkami na oczach dając swojej jedynej córce i wnuczce wszystko.
Szczerze mówiąc, gdy to na ustawieniach wyszło, poczułam straszną ulgę, że nie muszę być częścią rodu do którego nie należę.. Tak jakbym wreście mogła być tak naprawdę sobą.
Bo gdy staramy się zintegrować z czymś obcym jest to dla nas nie tylko trudne, ale wręcz nie wykonalne. Jaka naprawdę była historia pochodzenia mojej mamy nie wiem, na razie się nie objawiła, jednak otwierając jej wielką tajemnicę, mam nadzieję, że z czasem prawda ukaże się w pełnej krasie.
A jak pisałam wcześniej, uwolnienie tej tajemnicy dało mi dużo większe zrozumienie dla mojej "babci nie babci", a równocześnie spowodowało uwolnienie od żalów.
Oczywiście pół sklepu było przeciwko nam, jak zazwyczaj większość rodziny mojej babki, gdzieś pojawił się lęk, że mogą nam coś zrobić nad rzeką w nocy. Oczywiście możemy włączyć ochrony, jednak stwierdziliśmy, że lepiej przetransformować te energie w przyjaźniejszym miejscu. Poszliśmy jeszcze pożegnać się z Serafinem, monastyrem udało nam się kupić jeszcze naszą ulubioną sałatkę buraczkową na drogę (już po zamknięciu stołówki) i pojechaliśmy w kierunku Niżnego Nowgorodu
Uwolniony został potężny kawałek mojej przeszłości, dużo starego żalu, gdy jako dziecko miałam babcię, i nie miałam zarazem.
Dziękuję tej Pani, tej sytuacji.
Poza tym w monastyrze zaczęłam zwracać uwagę na noszenie prosto szyi. Spowodowało to, że czułam się na równi z ludźmi, z radością mogłam patrzeć w ich oczy.
Zaczęło mnie również boleć trzecie oko, weszliśmy do apteki i moim oczom pokazał się IRS-19 (zawiera bakterie górnych dróg oddechowych), preparat który pomógł mi wyjść z chronicznego zapalenia gardła i uratował moje migdały 30 lat temu. Czas przenieść się do przeszłości i przy jego pomocy pozdrawiać stare gardłowo-zatokowe demony. Dziękuje po raz kolejny z tym miejscu.
Kolejna lekcja była w na monasterskiej stołówce. Piękna Rosjanka z dziećmi emanowała bardzo agresywną energią rozpychając się na boki.
– Źle mi tu – powiedziałam.
Czy musimy dostosowywać się jak cały świat do małej grupki agresywnych ludzi ? – powiedziałam Bartek
Może czas aby oni dostosowali się do nas???
– Tak, tak – powiedziałam i wyjęłam komputer wtapiając się w pisanie bloga.
Dziękujemy Serafinowi za te piękne lekcje.
Na terenie monastyru znajduje się darmowa jadalnia gdzie w porze obiadu i kolacji można zjeść bardzo proste postne jedzenie jak prosta zupa, kasza, chleb na obiad ,czy sama kasza, chleb na kolację.
Takie karmienie pielgrzyma – nie tylko ubogiego. Gdy było dużo ludzi, również do stołówki były kolejki. Niektórzy się denerwowali, że może dla nich braknąć, że nie wystarczy.
Uwalniam się od poczucia braku w moim życiu.
Mam pod dostatkiem jedzenia zarówno duchowego jak i fizycznego, mam dostatek wszystkiego co potrzeba mi do życia tutaj na ziemi.
Jeden dzień na darmowej stołówce rozdawali zafoliowany pierwszy list Św. Pawła do Koryntian, czyli hymn miłości.
1 Gdybym mówił językami ludzi i aniołów,
a miłości bym nie miał,
stałbym się jak miedź brzęcząca
albo cymbał brzmiący.
2 Gdybym też miał dar prorokowania
i znał wszystkie tajemnice,
i posiadał wszelką wiedzę,
i wszelką [możliwą] wiarę, tak iżbym góry przenosił.
a miłości bym nie miał,
byłbym niczym.
3 I gdybym rozdał na jałmużnę całą majętność moją,
a ciało wystawił na spalenie,
lecz miłości bym nie miał,
nic bym nie zyskał.
4 Miłość cierpliwa jest,
łaskawa jest.
Miłość nie zazdrości,
nie szuka poklasku,
nie unosi się pychą;
5 Nie dopuszcza się bezwstydu,
nie szuka swego,
nie unosi się gniewem,
nie pamięta złego;
6 nie cieszy się z niesprawiedliwości,
lecz współweseli się z prawdą.
7 Wszystko znosi,
wszystkiemu wierzy,
we wszystkim pokłada nadzieję,
wszystko przetrzyma.
8 Miłość nigdy nie ustaje,
[nie jest] jak proroctwa, które się skończą,
albo jak dar języków, który zniknie,
lub jak wiedza, której zabraknie.
9 Po części bowiem tylko poznajemy,
po części prorokujemy.
10 Gdy zaś przyjdzie to, co jest doskonałe,
zniknie to, co jest tylko częściowe.
11 Gdy byłem dzieckiem,
mówiłem jak dziecko,
czułem jak dziecko,
myślałem jak dziecko.
Kiedy zaś stałem się mężem,
wyzbyłem się tego, co dziecięce.
12 Teraz widzimy jakby w zwierciadle, niejasno;
wtedy zaś [zobaczymy] twarzą w twarz:
Teraz poznaję po części,
wtedy zaś poznam tak, jak i zostałem poznany.
13 Tak więc trwają wiara, nadzieja, miłość – te trzy:
z nich zaś największa jest miłość.
Pokazując nam, że najlepszym pożywieniem to miłość. A kiedy trzeba będzie fizycznej strawy wszechświat o nas zadba,
Poza tym na terenie monastyru znajduje się duża stołówka również z prostymi daniami postnymi i z ryby, i kilka drobnych, gdzie można zjeść ciasteczko czy napić się kawy, herbaty. Ceny niewysokie kubek kawy czy herbaty 11-16 rubli (około 1 zł) ciasteczko 1 zł.
W dużej stołówce dla nas hitem była surówka z gotowanych buraków, z tartymi orzechami, suszonymi śliwkami i majonezem. Niebo z gębie (mała porcja 3 zł – przy Rosyjskich wyższych cenach niż w Polsce to niewiele).
Koło monastyru i w najbliższej odległości znajdują się święte źródła z których pije się wodę i kąpie w nich. Najbardziej znane jest źródło świętego Serafina 16 km od Monastyru w Cyganowkie.
Wjazd to mało przyjemne komercyjne stragany z jedzeniem, jednak dalej za parkingami pojawia się święte źródło. Jeziorko gdzie można się kąpać, zarówno w samym jeziorku jak i baseniku w domiczku.
Woda ma ok. 7 stopni, ludzie wchodzą obmywając się z grzechów przodków, jak w czasie chrztu. Kobiety muszą w dłuższych bluzkach, mężczyźni mogą w kąpielówkach.
Należy trzy razy zanurzyć się w wodzie wraz z głową.
Nie pierwszy raz obmywam się w ten sposób, jednak każdy raz powoduje u mnie jakieś napięcie, nie wiem dlaczego. Lęku przed chłodem…. A może lekkiego łatwego pozbycia się grzechów przodków. Może nie wierzę, że to tak prosto i łatwo można uczynić. Może, nie wierzę, że tak prosto można wrócić do raju.
Po kąpieli czujemy się jak nowo narodzeni.
Pierwszą noc spędzamy koło źródła, by potem przenieść się w na rzeczkę na plażowy parking naprzeciw monastyru. Gdzie możemy wtapiać się w przyrodę, a równocześnie patrzyć na monastyr.
Prawosławna wiara, w swojej obecnej formie bardziej pierwotna niż katolicyzm, po czasach komunizmu gdy była zakazana, a cerkwie zamknięte, przerobione na magazyny, baseny itp. od kilkunastu lat przeżywa prawdziwy renesans. Wiara jest nie tylko żywa, miło patrzeć jak ludzie się nią cieszą. Pielgrzymując nieraz i wiele ponad 1000 km, aby spędzić troszkę czasu w świętym miejscu.
Największe oblężenie jest w weekendy. Spotkaliśmy ludzi i z Urala i z okolic Soczi (ok 1000 km) Przyjechali na 2 dni na pielgrzymkę, turystów na szczęście nie widać, więc energia bardzo rozmodlona.
Setki świec rozświetlają cerkiew, zapach unosi się w przestrzeni, ludzie całują ikony, proszą, ale również wielbią. Święci na ikonach często palce rąk mają złożone w mudry.
Oczywiście pojawiają się ortodoksi, którzy zaraz chcieliby chrzcić na swoją wiarę. Moja wiara lepsza, ale to margines.
I tak nasyceni tym miejscem opuściliśmy je kierując się w kierunku Niższego Nowgorodu, aby znaleźć mechanika, który uzdrowi naszą landrynkę.
Serafin również będzie dalej podróżował z nami, i w naszym sercu i w postaci ikon. Jest z nami zresztą od Borjomi http://brygidaibartek.pl/gruzinskie-powitanie/
Dziękujemy jeszcze raz temu cudownemu miejscu za gościnę, lekcje, czas zatrzymania w podróży.
Niebieski kamień – najstarsze słowiańskie miejsce kultu na Rusi
Niebieski kamień – przemieszczający się ciepły kamień, potężne miejsce siły.
Znajduje się ok 3-4 km od miasteczka Pereslavl-Zalessky ok. 130 na północ od Moskwy w kierunku Jarosławia na brzegu Jeziora Pleshcheevo. Jest to kamień, który stanowił miejsce święte dla plemion pogańskich. Gdy na tych terenach nastało chrześcijaństwo, kamień wiele razy był wywożony na środek jeziora i wrzucany do wody. Po paru latach z powrotem znajdował się na brzegu. Nawet obecnie przemieszcza się w kierunku jeziora.
Poza umiejętnością chodzenia, posiada jeszcze bardzo wysokie wewnętrzne ciepło. Zimą, gdy pada na niego śnieg od razu topnieje.
Są teorie, że znajduje się na skrzyżowaniu energetycznych linii ziemi. Energia jest tak silna, że ma właściwości uzdrawiające.
Od kwietnia wprowadzono opłaty za wejście na teren sąsiadujący z kamieniem 50 rubli (3,5 zł.).
I my też po nocy spędzonej z drugiej strony jeziora pojechaliśmy do kamyczka.
Zaskoczyła nas ilość osób przychodzących do kamienia, których większość jest nie tylko umysłowymi widzami , ale przede wszystkim uczestnikami tego cudownego spotkania. Wiążą wstążeczki z prośbami na okolicznych drzewach, rzucają pieniążki na kamyczek i przysiadają w skupieniu. Przez 2 godziny jak tam byliśmy przewinęło się ze 150 osób, mężczyzn i kobiet w różnym wieku. Nadmienić należy, że byliśmy u niego w dzień roboczy.
Usiadłam na kamuszku i zanurzyłam w kontakt z nim. Powoli, powoli nawiązywaliśmy ze sobą kontakt
– Jak się masz – zapytałam.
– Nie za bardzo – odpowiedział.
– Co się dzieje? – zapytałam.
– Ludzie mnie denerwują, większość przychodzi tylko po to aby brać, więcej, więcej, więcej, a ja nie każdemu chcę dawać.
– Dlaczego nie chcesz każdemu dawać?
– Bo chcę dawać tym co to docenią, a innym nie. Drażni mnie taki roszczeniowy stosunek do życia ludzi – odpowiedział.
-To jednym dawaj, a drugim nie – ciągnęłam.
– Ale ja nie chcę, aby niektórzy do mnie przychodzili w ogóle, dlatego już chyba wolę odejść całkowicie z tego świata – odpowiedział ze złością.
Skąd takie zatrzetrzewienie? – zapytałam znów
– Nie wiem, ale nie mam już po prostu siły dawać, tu mnie boli, tam mnie boli – zaczął pokazywać – swoje już nadawałem, wystarczy, kiedyś były inne rytuały, nowoczesność mnie męczy – sarknął
– Opowiem Ci historię, o Matce Bożej z Lourdes (pisaliśmy o tym http://brygidaibartek.pl/cudowne-lourdes/) która dzieli się z radości spotkania z drugim człowiekiem, daje z nadmiaru który posiada, w ogóle nie myśli, że może jej czegoś braknąć, bo sama myśl spotkania z drugim człowiekiem generuje w niej energię.
Ciekawe, ale ja nie mam siły – powiedział zaciekawiony.
– Bo emocje złości, zacietrzewienia, oceny itp. odbierają nam energię – odpowiedziałam.
Zamyślił się i powiedział:
– Postaram się żyć tym co jest i nie tyle dawać, a cieszyć się ze spotkania. Zapomnieć o dawaniu, a po prostu być radosnym, silnym kamieniem z którego emanuje siła – odpowiedział.
Uwalniam się od przywiązania do przekonania, że powinno być tak, jak ja sobie wymyśliłam.
Cieszę się z każdego doświadczenia, które przynosi mi życie.
I od tej pory zanurzyliśmy się w sobie, otworzył dla mnie całą swoją siłę, którą byłam w stanie przyjąć.
Przychodziły obrazy z życia mojego i moich przodków, pojawiły się gdzieś głęboko schowane lęki, obrazy topienia, ścinania głowy itp.
Gdy dajesz się prowadzić nic Ci nie grozi, Bóg stworzył dla Ciebie raj na ziemi. To nie Bóg wygonił człowieka z raju, człowiek sam go opuścił – zabrzmiało w mojej głowie.
Twórz raj wokół siebie, tylko pamiętaj, że nosisz w sobie całe dziedzictwo przodków, również to negatywne. Bez zobaczenia go i rozświetlenia ten raj może być nieosiągalny.
Tak, tak wiem już to, słyszałam w Kokino w Macedеdonii:
http://brygidaibartek.pl/4000-letnie-obserwatorium-potezne-miejsce-mocy/
światłe dusze wcieliły się na ziemię w trudnych rodzinach aby rozświetlać ziemie w ten sposób, że rozświetlają cały ród.
Rozmów nie było końca.
– Jesteś ciepłym kamieniem, dlatego proszę Cię o pomoc w rozbudzeniu wewnętrznego ciepła – powiedziałam.
Jeszcze nie skończyłam zdania gdy zobaczyłam obrazy z mojego wczesnego dzieciństwa, kiedy non stop mnie za ciepło ubierano.
Urodziłam się z wysokim ciepłem wewnętrznym, jednak osoby od których byłam zależna tego nie rozumiały i ubierały mnie za ciepło, dlatego zaczęłam blokować swoje ciało szczególnie w okolicach nerek, aby go wychładzać.
Pozwalam sobie uwolnić energię z nerek i korzystać z mojego wewnętrznego ciepła, posiadając równocześnie możliwość dostosowywania się do temperatury otoczenia bez blokowania ciała.
Już powiedzieliśmy do widzenia, już wychodziliśmy od kamyczka, gdy na jednym ze straganów zobaczyłam słowiańskie runy, zawsze lubiłam karty jednak runy nigdy wcześniej mnie nie pociągały. Te jednak wprosiły się do mojego życia. Poszliśmy położyć je na kamieniu,
Ta, energia kamienia, która pojedzie z nami w dalszą podróż i będzie w niej przewodnikiem.
Bartkowi runy na kamieniu podpowiedziały aby był skoncentrowany, czyli odpuścił rozproszenie, a mi abym nie bała się widzieć świata takiego jakim jest zachowując miłość do niego, oraz aby nie żałowała przeszłości.
Dziękujemy za te podpowiedzi bardzo cenne, za ten piękny czas u niebieskiego kamienia.
Wiecej o niebieskim kamieniu ze strony rosyjskiej tłumaczył translator, dlatego może być troszkę nielogicznie
http://alamor.kvintone.ru/real/blu_stone/blu_stone.htm
Blue Stone –
miejsce mocy i życzymy spełnienia.