Gruzja
now browsing by category
Czego żałują ludzie w chwili śmierci? Refleksje na Nowy Rok
Nasza podróż to odpowiedź na obietnicę daną mojemu ojcu jakiś czas przed jego śmiercią, wielu zna jego przesłanie, czy inaczej mówiąc testament.
http://brygidaibartek.pl/przeslanie-mojego-ojca/
Mamy go w wielu językach i rozdajemy na swojej drodze spotkanym ludziom, jedni je rozumieją jednak mówią, tak, tak, ale ja będę żył wg schematów, za stary jestem na zmiany, inni dostają iskry do zmian, a inni mają całkowicie inną filozofią życia.
Na nowe tłumaczenia jesteśmy otwarci (jest rosyjski, niemiecki, angielski, włoski)
Już dawano widziałam artykuł z hospicjum o tym czego najbardziej żałujemy w chwili śmierci. Teraz tak do mnie zagadał, że postanowiłam umieścić do na blogu, abym ja sama gdy zapomnę miała gdzie wrócić i przeczytać.
Niech to będzie takie pierwsze przesłanie na Nowy Rok, inne wkrótce
Czego żałujemy
Cyt. “
Bronnie Ware, australijska pisarka i pielęgniarka, która przez wiele lat opiekowała się umierającymi ludźmi, w książce „The Top Five Regrets of the Dying” opisuje, czego żałują ludzie pod koniec życia.
1. Szkoda, że nie miałem odwagi być wiernym sobie
Rodzice, społeczeństwo, szkoła uczą nas zasad tego świata, wpajają, jak należy myśleć, czuć, działać. A my, zazwyczaj temu ulegamy, tracąc szansę na to, żeby skontaktować się ze sobą i żyć autentycznie. Na progu śmierci zauważmy ten bolesny fakt.
2. Szkoda, że tak ciężko pracowałem
Na łożu śmierci raczej nikt nie rozpacza z tęsknoty za pracą. Jest raczej odwrotnie, dużo osób dochodzi do wniosku, że w ich życiu zbyt dużo było harówki, rutyny, obowiązków. Wówczas widzimy, że praca była raczej uzależnieniem i więzieniem, sposobem na uniknięcie lęku spowodowanego brakiem poczucia bezpieczeństwa.
3. Szkoda, że nie miałem odwagi, aby wyrazić swoje uczucia
Autentyczne życie w zgodzie ze swoimi uczuciami oznacza, że nie mamy powodu, żeby ich nie wyrażać. Nie musimy się przed tym powstrzymywać. Czujemy i jesteśmy w tym prawdziwi, na bieżąco komunikując w różny sposób nasz stan. Jednak okazuje się, że nie jest to takie proste. Kiedy życie się kończy, żałujemy, że się na to nie odważyliśmy.
4. Szkoda, że nie miałem głębszych relacji
Najgłębiej możemy doświadczyć siebie w bliskości z inną osobą. Gdy tego brak, życie wydaje się pozbawione głębszego sensu. Ludzie zauważają to często dopiero pod koniec życia.
5. Szkoda, że nie pozwoliłem sobie być szczęśliwszym
Szczęście jest wyborem, świadomym postanowieniem. Owszem, wymaga samodyscypliny, żeby mieć uważność na to, jakie myśli wybieramy, jakie słowa wypowiadamy, jakie działania podejmujemy. Kiedy ludzie są bliscy śmierci uświadamiają to sobie jasno – że nie pozwolili sobie być szczęśliwymi. Spełniali oczekiwania innych, tkwili w toksycznych wzorcach, brakowało miłości własnej. Żałują, że nie walczyli o swoje szczęście”
Źródło:http://zwierciadlo.pl/2013/psychologia/zrozumiec-siebie/czego-zalujemy
Subtropikalny Park Narodowy
Park narodowy Mtrala 30 grudnia 2014
Może troszkę z racji deszczu na wybrzeżu, a może przy udziale informacji, że jakoby wybudowano hotelik w przyrodzie parku, postanowiliśmy odwiedzić ten zakątek przyrody.
I tak po nocy w Chakvi w czasie której ruszył się potężny wiatr i zaczęło padać, ruszyliśmy w drogę. Z naszych doświadczeń wynika, ze to właśnie deszczowa pogoda, jest tą najpiękniejszą w lesie z roślinnością subtropikalną.
Przekonaliśmy się o tym jak tylko otoczyły nas zamglone góry. Zielone zbocza dolin porośnięte były krzewami i drzewami z grubymi lśniącymi od wilgoci liśćmi. W dnach dolin huczały górskie rzeki.
Gdzie niegdzie pojawiały się skrzaty, wydobuwając piękno z okolicznej przyrody.
Przez pierwsze kilka kilometrów parku biegnie ogólnodostępna szutrówka, wijąc się po zboczu, wzdłuż strumienia. Po drodze mijamy kilka brodów na bocznych strumykach, o tej porze roku bardzo atrakcyjnych, ze względu na nasycenie zielenią paproci, poletek asplenium i zimozielonych pnączy, mchów.
Niesamowicie podoba się nam mijany po drodze młyn wodny. Jest dziełem człowieka, ale ośmielamy się twierdzić, że tak jest wtopiony w przyrodę, że wręcz komponuje się z nią. Bo dlaczego by nie tworzyć swoich siedlisk w harmonii z otoczeniem. Podkreślać ich urok, pokazywać – TAK – tutaj jest pięknie i tutaj się dobrze czuję.
Dbam o przestrzeń w której mieszkam, pomagam jej ,i nie degraduje !
Przykładem niechaj będzie ludność Finlandii, która mieszka w większości w rozrzuconych po całym terenie kraju niskich domkach, dbając o to by powstawały pod koronami drzew. Rozmyślając nad tym zagadnieniem, dochodzimy do wniosku: Praca ze sobą nad emocją władzy i pragnieniem dominacji jest podstawą w tym temacie.
Jeżeli przychodzimy w jakieś miejsce i go degradujemy – Bo moje! Bo ja tu rządzę! Rozpychamy się na teoretycznie „własnym” kawałku Matki Ziemi ( i dotyczy to również mojej byłej działalności typu szkółka roślin ozdobnych). Większość z nas może się w tym temacie przekonać, czy o powierzony kawałek wszechświata umie dbać, albo czy tylko ingeruje, sprawuje władzę i kontroluje!
Odpowiedzmy sobie , jakimi bylibyśmy władcami, jak byśmy się zachowywali mając możliwość podróżowania po galaktykach.
A dlaczego mowa o hoteliku – po 13 dniach spania w naszej landrynce z rzędu, zapragnęliśmy odrobiny luksusu w postaci ciepłej, większej przestrzeni z łazienką. A może po prostu to miejsce nie chciało o tej porze takich turystów. Jednak ten dzień był kolejnym z cyklu „popracujcie sobie nad pragnieniami”, ponieważ po przyjechaniu do przysiółka, okazało się że hotel nie ma ogrzewania, ani ciepłej wody, a jego przestrzeń jest ogrodzona płotem z drutu kolczastego (przeciwko krowom, nie ludziom). Tak czy siak, teren dolinki z luźno rozrzuconymi kilkoma domami nie zrobił dobrego wrażenia (to kolejna przestrzeń gdzie wyraźnie poczuliśmy się jakoś tak obco, mimo pięknej przyrody wokół), i po usłyszeniu ceny 50 zł od osoby za tę niewątpliwą atrakcję pobytu w 8 stopniach Celsjusza, w ciasnym pokoju z wygodami na ulicy (w landrynce mamy wyższy standard) pojechaliśmy przez mandarynkowe wzgórza w stronę Batumi.
Mandarynkowe zbiory – chwile zadumy
Mandarynkowe zbiory 29 grudnia 2014
Dawno, dawno temu…….(a właściwie do niedawna) nie mieliśmy nawigacji. Teraz gdzieś od 2 miesięcy mamy na telefonie i jesteśmy z niej zadowoleni. Dobrze przeprowadza przez miasteczka, pozwalając szybciej wydostać się z mniej przyjaznych dla nas energii. Jednak teraz gdy prowadzenie przejęły skrzaty zaczyna prowadzić po mniej głównych drogach.
Co w sumie chyba nam się podoba.
Tak zaprowadziła nas do Mery i Georgika.
A dziś po nocy spędzonej Achi – w mandarynkowe sady – w zagubione dróżki. Gdzie jechaliśmy wśród dużych, bogatych domów otoczonych sadami mandarynkowymi, przez które prowadziła wąska droga, kręta i pagórkowata.
Gdzieniegdzie busy skupywały owoce, do których przywozili plantatorzy swoimi samochodami.
Ten rok jest wyśmienity.
Gruzińscy biznesmeni znaleźli sposób obejścia rosyjskiego embarga i większość mandarynek jedzie do Rosji.
Co za radość!!!!
Czasami tego nie rozumiem, dlaczego cieszą się z tego, że znienawidzona przez nich osoba, kraj będzie jadł ich produkty?
Cała wcześniejsza gospodarka Gruzji była oparta o eksport do Rosji ( jadąc przez wsie ma się wrażenie że większość domów została wybudowana i ostatni raz restaurowana w komunie). Potem się na nią wypieli, okrzykując ją znienawidzonym wrogiem i okupantem, jednocześnie podcięli gałąź na której siedzieli ( razem z pniem i korzeniami).
Przecież lepiej takiej osobie nie sprzedawać, skąd ta radość – może trochę konsekwencji w zachowaniu!
Ale ona dobrze płaci i dużo bierze – odpowiecie.
Więc wtedy ją (klienta) lubicie?
A jak ona mówi – tak jak Polakom:
Skoro mnie nie lubicie, nie będę jadła Waszych jabłek –
obrażacie się, bojkotujecie rosyjskie towary.
Ale dlaczego nie gaz i ropę w pierwszej kolejności? Tylko jakieś drobiazgi!
Bo ona musi?
Ma obowiązek?
Na prawdę tego nie rozumiemy. A że Gruzini podobnie rozumują jak Polacy mechanizm jest podobny.
Dlaczego nie ma konsekwencji zachowania?
Tylko działanie jak mi wygodnie, obrażanie się, pretensje itp.
I tak samo z mandarynkami – jadą do Rosji – hip hip hurra
Ceny są wysokie.
Najwyższy sort mandaryny, duża, piękna pomarańczowa dochodzi nawet do 50 tetri (ok 1 zł w hurcie ) i niżej , niżej jak komuś nie chce się sortować to niesort kosztuje 10 tetri (20 groszy)
A takie z lekkim czarnawym nalotem na skórce ,czyli odpowiednik naszego parcha – nie są już do sprzedania ( a równie pyszne)!
I tu nasuwa się kolejna refleksja….
Teraz większość praktycznie nie daje chemii. Jednak gdy będzie mieć wybór – mięć piękne, ładne, jasno pomarańczowe, które drogo sprzeda, lub odpad z nalotem?
Chyba nie trzeba być jasnowidzem co zrobi?
Pryśnie chemią, najpierw raz, a gdy się choroby uodpornią pedzie pryskać i pryskać – tak jak nasze jabłka, pryskane są w przemysłowych sadach 30 razy w ciągu sezonu pestycydami.
Czy na pewno winny przemysł, korporacje?
Jesteście tego pewni?
Bo według mnie to klient chce kupować piękne. Zresztą nawet niby świadomi klienci ekologiczni też chcą piękne owoce i warzywa. Myte ziemniaki itp.
To świat dostosowuje się do klienta, a my decydujemy na co dajemy naszą energię czyli pieniądze.
Teraz często wolimy kupić nie tam gdzie taniej, ale tam gdzie fajniejsza energia, tam przecież zostawiamy cząstkę naszej.
I tak w zadumie nad naszą cywilizacją dojechaliśmy do Czarnego Morza do Chakwi (gdzie spędziliśmy pierwszy tydzień w Gruzji we wrześniu), które powitało nas pięknym zachodem słońca.
Spacery po skrzacich kryjówkach
Spacery po skrzacich kryjówkach 27-29 grudnia 2014
Skrzaty zapraszały nas na wycieczki po okolicy w rejonie drogi prowadzącej do resortu Gomis Mta (górski przysiółek na około 2000 m). Niezwykle widowiskowo poprowadzona szutrówka wije się serpentynami po zboczach porośniętych lasem subtropikalnym, pełnym różaneczników, laurowiśni i drzew liściastych z obrośniętymi pniami przez pnącza.
Najpierw odkrywaliśmy to miejsce pieszo, zobaczcie jakie energie nam towarzyszyły , a po zaproszeniu pasterza (zostawiliśmy mu w jego namiocie skrzata do pomocy), również samochodem dojeżdżając już niestety w monsunie na 1000 m.n.p.m. Jednak pogoda dodawała tylko magii tym miejscom, a my cieszyliśmy się, że możemy jeszcze podziwiać tę piękną przyrodę przed zimowym jej krótkim snem. Po dojechaniu do granicy śniegu, zawróciliśmy do ciepłej doliny, by cieszyć się tajemniczym światem mgieł i baśni……
Podziękowaliśmy rejonowi Gomis Mta za cudowną gościnę i ruszyliśmy do Achi.
– koliber- krzyknął Bartek
– gdzie? – szukałam nieporadnie nie wiedzieć czemu, gdy nagle dojrzałam małego ptaszka siedzącego na płotku.
Gdy bliżej podjechaliśmy okazał się pięknym zimorodkiem, który bawił się z nami przelatując z miejsca w miejsce i dając fotografować na płocie.
Dla nas jednak pozostanie koliberkiem
(to moje zwierzę mocy po warsztatach na Syberii, rok temu )
Symbol tego, że dla miłości trzeba zlikwidować wszystkie płoty w naszym umyśle.
Otwieram moje serce. Miłość płynie tam, dokąd od zawsze chciała i chce płynąć.
Pozwalam sobie być tak dobrym, prostym i pełnym miłości.
Uczymy się tego od spotykanych ludzi
Pełni wdzięczności pojechaliśmy dalej gdzie znaleźliśmy nocleg nad rzeczką, na skraju wsi Achi. A wioska jak cały rejon gęsto zamieszkała przez skrzaty…….
Opowieści znad skrzaciego strumienia
Nad skrzacim strumieniem 26-28 grudnia 2014
I tak trafiliśmy w kolejne skrzacie miejsce. Przy drodze z Ozurgeti do resortu Gomismta Nad potężnym górskim strumieniem zaprosiła nas duża płaska polana. Po dokładnym przyjrzeniu się stwierdziliśmy , że jesteśmy w starym jabłoniowym sadzie, a gdzieniegdzie widać pozostałości po ludzkim siedlisku, takim górskim przysiółku. Graniczył on z kanionem rzeczki, i usiany był wieloma głazami obrośniętymi mchami i paprotkami. Na skraju skarpy zadomowiły się dawno temu, wielkie drzewa, teraz o dziurawych i obrośniętych pnączami jak lianami pniach.
Zresztą pełno tu roślin wspinających się, osobiście naliczyliśmy aż kilka zimozielonych. Skarpy potoku podobnie jak zbocza okolicznych gór upatrzyły sobie dzikie różaneczniki, obecnie z nabrzmiałymi pąkami kwiatowymi. Nawiasem mówiąc już sobie wyobrażamy wiosenny szał kwiatowo–zapachowy. Zielonym ścianom dopełniają krzewy laurowiśni, uzupełniając swoimi grubymi , połyskliwymi liśćmi zielony kobierzec , bardzo żywy jak na koniec grudnia.
Połączenie głazów mchów, paprotek i znanych z doniczek u nas w Europie pierisów, daje wręcz magiczny obraz subtropikalnej przyrody. Gdzieniegdzie kwitną (!) dzikie cyklameny dając zimie niepowtarzalny ciepły fioletowy kolor. Wszędzie wyczuwalna wilgoć w powietrzu, daje poczucie świeżości oddechu. Częste zakola ze skał tworzą naturalne przeszkody dla strumienia, dodając uroku płynącej wodzie. Mchy obrastają również pnie żywych drzew, a powalone zachwycają niemal tropikalnym , dżunglowatym charakterem. Ten magiczny obraz rozgrywa się przede wszystkim przy strumieniach, dalej na ścianach gór dominują lasy liściaste z różanecznikiem i laurowiśnią w podszyciu.
A w tym pięknym świecie żyją malutkie istotki. Podobne do ludzi w swoim wyglądzie, zachowaniu, radościach i problemach. Dzieci je widzą zazwyczaj, dorośli udają, że ich nie ma, a może to skrzaty schowały się przed nimi, bojąc się ich nieobliczalności.
Różnica między człowiekiem a skrzatami jest subtelna.
Człowiek zawłaszcza przyrodę, a skrzaty z nią współpracują.
No właśnie w tym raju, gdzie cała przyroda wdzięczyła się w promieniach słońca, skrzaty z radością i czułością patrzyły na jej piękno, pojawił się on – człowiek, człowiek z pistoletem.
Zwany myśliwym, wraz ze swoimi psami.
Wszystko zadrżało.
Poszedł w las by zabić.
Skrzaty rozniosły szybko wieści po okolicy. Jednak młody koziołek był mało uważny i padł ofiarą człowieka.
Najpierw psy zaczęły głośno ujadać, potem podały strzały, a potem znów psy ujadały.
Wszystko spokojne, harmonijne do tej pory napełniło się niepokojem.
Ze mnie uszła energia, gdzieś podświadomie poczułam się odpowiedzialna za działania przedstawiciela naszego gatunku.
Dlaczego zabijali?
Z głodu?
Dla zabawy?
Dla sukcesu?
Dla mody?
Bo wojna w ich umysłach się jeszcze nie skończyła?
Zaczęły pojawiać się pytania, jak ostrzegać, jak pomagać przyrodzie?
Można wyrwać myśliwym pistolety z ręki, zrobić awanturę, jednak fanatyzm w działaniu, zazwyczaj przynosi efekt odwrotny.
Gdy trochę ochłonęliśmy zaczęły pojawiać się odpowiedzi. Aby wyczulać siebie i innych na różne energie. Uczyć się i innych je rozpoznawać i odpowiednio reagować.
W energii myśliwych, zachować siebie, swoją wibrację, światło i ostrzegać innych, wspomagać przestrzeń lasu i ich mieszkańców, tak by zdążyli się schować lub bezpiecznie odejść.
Lecz teraz są ofiary, bo na błędach się uczymy. Tylko jak długo? Może warto uwierzyć w boskie prowadzenie, zamiast sprawdzać wszystko samemu i uczyć się non-stop na błędach?
Ufam boskiemu prowadzeniu
A panowie myśliwi, może gdy nie uda się im wiele razy upolować zwierza, zamienią np. strzelby na aparat fotograficzny. Podglądając przyrodę i ciesząc się nią. Zamiast być tam mordercami.
Uwierzcie ile energetycznego spustoszenia w tym świecie zrobiły te dwa strzały.
Zresztą łowiectwo to świat energii wojny . Może warto sobie wyobrazić, że od czasu do czasu w nasz świat wchodzą tacy myśliwi ze strzelbami, zabijając szczególnie nasze dzieci. Co wtedy powiemy??? Jak to nazwiemy???
Przeprosiliśmy tutejszą przestrzeń za działanie człowieka, szczególnie mamę małego koziołka.
Jesteśmy za tworzeniem miejsc gdzie zwierzęta i ludzie harmonijnie żyją, bez zjadania siebie nawzajem.
I tego sobie i przyrodzie życzymy
Patrząc już drugą noc w rozgwieżdżone niebo, prosiłam Boga, Wszechświat o zaufanie do Boskich podpowiedzi, zarówno dla mnie jak i całego Świata.
Skrzaty obiecały pomagać w tym zadaniu.
Dziękujemy tym cudownym skrzacim miejscom, że chcą nam się tak pięknie pokazać i pozwalają do nich dotrzeć. Często o tej porze roku jest tu i z metr śniegu.