osoby mocy
now browsing by category
Na planie fimowym filmu Ostrov – Wyspa
W scenerii filmu „Wyspa” 6-8 lipca 2016
– „Chcę tam pojechać” – rzucone niedbale wiele lat temu po obejżeniu filmu „Wyspa” na festiwalu filmu rosyjskiego w Pszczynie spowodowało, że właśnie czuję się jakbym była na planie filmowym. Troszkę już zdegradowanym, ale gdy z lekka przymknie się oczy, czuje się co chcieli przekazać jego twórcy.
Choć z drugiej strony, czy dopiero wielkie poczucie winy, kieruje nas na ścieżkę odpuszczania ziemskiego i czynienia „cudów”.
Uwalniam się przekonania, że dopiero wielka wina, sprowadzi mnie na drogę światła
Idę drogą światła, miłości, radości.
Niesamowite są dzisiejsze możliwości techniczne, siedzieliśmy praktycznie na planie filmowym jednocześnie oglądając ten film w samochodzie na tablecie. Patrzyliśmy na żywo skąd były kręcone poszczególne sceny. Niesamowite uczucie. Uroku dodawał polarny dzień. Tutaj link do filmu.
Kiedyś miałam z polskimi napisami, ale teraz nie mogę znaleźć, polecam nawet tym co nie znają rosyjskiego słów mało.
Dla mnie sam film tym razem miał przesłanie komunikacji: gdy widzę problemy innych, a Ci inni chcą zmiany, komunikuję możliwość rozwiązania w sposób docierający do drugiej osoby bez lęku, że np.: się obrazi itp. Bez bycia grzecznym – bo ktoś może już nie przyjść drugi raz.
Przecież najlepsza pomoc jest taka która działa szybko, a nie przez wiele tygodni i lat.
Uwalniam się od przymusu bycia grzecznym, gdy inni proszą mnie o pomoc przy pracy z psychiką.
Z odwagą pomagam bezpiecznie dla mnie i dla drugiej osoby w sposób najbardziej efektywny.
Pozwalam sobie szybko działać i szybko pomagać, trafiać w sedno
Przyciągam do siebie osoby, które chcą zmian i są gotowe iść w ich kierunku.
No właśnie bo chcieć zmian to jego, aby gotowym na nie – to drugie.
Z odwagą pozwalam sobie na zmiany w moim życiu.
Zapytacie, a gdzie kręcony był film?
Niedaleko miasteczka Kiem we wiosce Raboczeostrowsk – niedalek portu skąd pływają promy na wyspy Sołowieckie.
Och te wyspy czyżby zapraszały?
Gościna na brzegu Ładogi
Gościnna Ładoga 29 czerwca do 1 lipca 2016
I pozwoliłam dopełnić się energii Ładogi, po wyjeździe z parku Ruskeali skierowaliśmy się z powrotem w kierunku jeziora, tym razem bliżej jego północnego brzegu. Gdy jedziemy na północ, odkrywamy coraz to dłuższe dni, coraz krótsze okresy między wschodem, a zachodem słońca, dla nas to najdłuższy dzień w roku, święto miłości trwa. Cieszą nas te białe noce niesamowicie.
Wielu pyta co Wy tam robicie w tej przyrodzie???
No właśnie co???
Obserwujemy niekończący się wschód i zachód słońca – na przykład.
Takie wtopienie się w nowe zjawiska, w nowe energie generowane przez wszechświat. Obserwowanie ich, tak jak może kiedyś pierwsi ludzie, którzy nie wiedzieli, że coś takiego jest – tylko doświadczali świata z własnych obserwacji przepuszczając te energie przez siebie. Nie nazywali ich tylko.
Bo coś wiedząc przepuszcza się te energie tylko przez umysł, a doświadczając każda komórka ciała dostaje informacje na temat tej energii.
Czasami mam wrażenie, że dzisiejszy świat jest mistrzem w doświadczaniu zła, a wiedzy o dobru.
A co by się stało jakby to obrócić.
Doświadczać dobra, wiedząc że jest zło???
Co Wy na to???
Uwalniam się od przymusu doświadczania zła
Pozwalam sobie doświadczać dobra, wiedząc że zło istnieje
Otwieram się na dobro w moim życiu.
Otwierając się na dobro, wjechaliśmy w kolejny raz w dróżkę prowadzącą nad Ładogę, minęliśmy parę rozwalających się budynków (nazywam to ruskim photo shopem) i znaleźliśmy się na brzegu, gdzie stało już parę samochodów. Jeszcze nie przywitaliśmy się z miejscem, gdy nasi nowi sąsiedzi przyszli się przywitać. Okazali się kajakarzami z Kurska.
– Друзя захадите к нам (przyjaciele chodźcie do nas) – powiedzieli po dwóch zdaniach – u nas ognisko, gitara.
Czy trzeba nam było 2 razy mówić – to ostatnio rzadkość. W tym rejonie ludzie są bardziej zamknięci, nad rzekami jeziorami jest więcej alkoholu i muzyki głośnej i agresywnej – niż spotkaliśmy na Syberii rok temu. Nawet często nie odpowiadają na uśmiech czy dzień dobry. System jak w Europie Zachodniej. Dlatego takie szczere zaproszenie od Rosjan z południa nas bardzo ucieszyło. Posiedzieliśmy, pośpiewaliśmy, a może bardziej posłuchaliśmy pieśni z pogranicza Rosji i Ukrainy, bo przecież pieśń nie zna granic. Jak miło pobyć z ludźmi. Może innymi niż my, ale przecież podróż otwiera na tę inność, uczy tę inność akceptować. Zresztą tak naprawdę każdy z nas jest inny.
Akceptuję to, że każdy człowiek jest inny
Pozwalam każdemu być inny niż ja
I znów z radością zatopiliśmy się w magię Ładogi wtapiając się tym razem w kolejną jej odsłonę w widokiem na kilka wysp.
Cudowna magia.
I w tej cudownej magii zostaliśmy kolejny dzień.
I tak w gości przyszła do nas mieszkająca we wsi obok – Ludmiła, Ukrainka z pochodzenia. Jakie gościnne miejsce, pokazujące nam się w jakieś rosyjskiej gościnnej otwartej szacie.
Dziękuję za tych cudownych ludzi.
Jednak to nie koniec cudowności tego dnia.
Był mecz Polska – Portugalia, dzięki pobliskiej wiosce udało nam się złapać połączenie na rosyjskim internecie na tym dzikim brzegu jeziora, fajnie było oglądać mecz – do tego w rosyjskim języku . Cudne było określenie na Lewandowskiego :
красавец, молодец — piękny, zuch!!
I jeszcze komentarz bez emocji, że nasi muszą wygrać. Popatrzcie jaki był plener meczu. Bajka…..
W przerwie przyszła Ludmiła z dwoma wnuczkami, przyniosła nam świeże naleśniczki z truskawkami, warienie z malin, zieleninę z ogródka i magnes z klasztorem na Waalanie, gdzie od czasu do czasu pracuje. Gościna miejsca była magiczna.
Ludmiła tęskni za Ukrainą, za energią którą tam zostawiła. Rok temu przeprowadziła się tutaj do wsi nad jeziorko z innej pobliskiej wsi – bez jeziorka. Niesamowita kobieta.
Dziękujemy za ten czas.
Людмила большое спасиба, большое …..
Благодаря людям мир становится лучше
Tak dzięki takim ludziom wszędzie na świecie ma się przyjaciół i czuje, miłość i wsparcie. Namawiam do dawania innym, nawet nieznajomym drobnych prezentów. W naszym świecie może to ludzi na zewnątrz krępować, ale myślę, że w duchu będą czuli wielką radość. Dzielmy się swoją radością z innymi również w drobiazgach. Dziękujemy za ten czas gościnę miejsca. Było niesamowite. Poza darami innych ludzi, karmiło nas grzybami – kozaczkami z których robiliśmy zupkę i kotleciki (grzyby, piure ziemniaczane i przyprawy do smaku, smażone na kokosowym oleju). Ideał………
Jedynym mankamentem były komary, wcześniej prawie ich nie było, no tyle co w Polsce. Teraz zaczęły pojawiać się roje, nie tylko gryzły, ale i brzęczały. Drażniło mnie to brzęczenie, próbowałam przyglądnąć się temu, jednak rozdrażnienie się potęgowało. Przecież można ich brzęczenie potraktować jako fajną muzykę przyrody. – Dlaczego to takie trudne? – rodziło się pytanie. Tyle pokoleń przodków zapewne nie znosiło komarów, tym bardziej, że przecież jeszcze do II wojny światowej były sprawcą malarii również i u nas. Uwalniam się od lęku przed komarami Traktuję ich brzękot jak najlepszą muzykę przyrody Będę ćwiczyć. I właśnie one, a bardziej nasze rozdrażnienie na nie wygoniło nas z tego niesamowicie gościnnego miejsca. I kolejny raz spięcie między nami oddzieliło nas od boskiej wibracji rajskiego zakątka przyrody.
Spotkania z ludźmi – Paweł z Warszawy koastudio
Spotkania z ludźmi – Paweł Warszawa 25 maja 2016
W czasie naszego czteromiesięcznego pobytu w Polsce były osoby z którymi widzieliśmy czy słyszeliśmy się często niezależnie od miejsca zamieszkania, ale były też osoby mieszkające w Bielsku z którymi kiedyś się widywaliśmy, a teraz nie szła na to energia.
Na początku było nam jakoś dziwnie, że pewne osoby nie chcą się z nami spotkać, jednak jeżeli chcemy być w przepływie to przecież spotkania z ludźmi nie mogą być wymuszone.
Jedni przychodzą – drudzy odchodzą, wszechświat nie lubi pustki.
A wszystkie spotkania były szczere, niewymuszone i zazwyczaj radosne, pozytywne.
Pojawiali się nowi wspaniali znajomi podążający po podobnej drodze jak my lub bardzo otwarci na świat i innych. Dzielący się swoim światem i otwarci na świat innych.
Z Pawłem znamy się lata – robił wszystkie nasze piękne filmiki:
Tym razem również wymyślił, że zrobi filmik o naszej Landrynce. Wczesną wiosną umówiliśmy się z nim w Gaju u Bartka ojca.
Wyszedł genialnie, zobaczcie sami:
I teraz wyjeżdżając na kolejną podróż odwiedziliśmy go w Warszawie, widząc się z nim kolejny raz w czasie tego pobytu. Dziękując za filmy i ciesząc się ze spotkania.
Mimo gościnności i zaproszenia Pawła , postanowiliśmy późno w nocy wyjechać z Warszawy, aby znaleźć sobie nocleg, gdzieś…..wyszło że na stacji benzynowej. I tak naprawdę powoli rozpoczynać podróż.
W zielony Gaju ptaszki śpiewają
W zielonym Gaju ptaszki śpiewają 23-25 maja 2016
Pierwszy nasz postój, planowany – to letnia rezydencja Bartka ojca w Gaju na Mazowszu. Wieziemy mu baterię słoneczną, aby zrobić w jego leśnym domku maleńką elektrownię.
Miejsce to z gatunku naszych ulubionych, czyli takich, że gdy jesteśmy w pobliżu z radością do nich zaglądamy.
Gdy Bartek z ojcem zajęci byli montowaniem baterii, ja zajęłam się zbieraniem sosnowych szyszek na syrop.
Przepis jest banalny szyszki najlepiej pokroić i zasypać cukrem. Ja robię maleńki eksperyment zalewając cale szyszki wodą z cukrem.
Tutaj przepis jak kiedyś robiłam świerkowy, idea ta sama
http://brygidaibartek.pl/gorskie-zbiory/
Chodziłam po lesie przyglądając się szczegółnie sosnom.
Trafiliśmy na czas ich pylenia, czyli największej zawartości pyłków w powietrzu.
W Gruzji nauczyliśmy się nie tylko zbierać pyłek (strząsać do reklamówki), ale przede wszystkim tego, że okres pylenia to najlepszy czas na regenerację układu oddechowego, przede wszystkim płuc. Namawiam więc do wizyt teraz w sosnowych lasach i głębokim oddychaniu, takim pełną piersią….
Pozwalam sobie oddychać pełną piersią
Sam pyłek jest silnie regeneracyjnym środkiem.
O pyłku sosnowym ładnie napisała Ania z „Oblicz Gruzji” na swojej stronie : http://obliczagruzji.monomit.pl/reportaze/abastumani-kurort-owiany-sosnowym-pylkiem
”Przyglądałam się pięknie kwiatostanów, a chyba bardziej pięknie natury, jej formie, kolorom, zapachom.
Piękny czas w sosnowym gaju. „
Bateria zamontowana czas dalej w drogę.