PROGRAMY UMYSŁU
now browsing by category
Refleksje nad intencją – jezioro Tuz Gulu
Przygoda z jeziorem TUZ GULU – refleksje nad intencją 24 luty 2015
Pragnienia, brak zaproszenia……..
Turcja jest krajem średnio ciekawym, gdy jedzie się przez nią tak po prostu. Ma natomiast ciekawe punkty. Dlatego podróż tutaj jest od punktu do punktu. My wolimy włóczenie się, ale jak na razie tutaj nie wydaje nam się ono sensowne (większość terenu to rejony upraw rolniczych).
I tak zobaczyliśmy na mapie piękne, białe, słone jeziorko, po drodze z Kopadocji do Pammukale. Dlaczego nie spędzić tam jakiegoś czasu.
Nastawiliśmy nawigację i ruszyliśmy. Nawigacja miała chyba opcję najkrótszej drogi, bo prowadziła nas wioskami, drogami już nie asfaltowymi, w pewnym momencie jednak chciała nas już utopić w błocie, więc zawróciliśmy. Potem nie mogliśmy wydostać się na główną drogę. Jeździliśmy po wioskach rolniczych tonących w błocie i gównach, śmierdzących przy wilgotnej pogodzie już nie obornikiem , ale mieszaniną chemicznego fermentu.
Znowu cena jedzenia – nie tylko mięsnego, nabiałowego i roślinnego również gdyż zazwyczaj obornik potrzebny jest do uprawy roślin.
Byliśmy zmęczeni, energia trudna. Jakże inna od energii nowo budowanych miast, nie wspominając o przyrodzie lasu, gór.
Wreszcie dotarliśmy na główną drogę i zatrzymaliśmy się w knajpce na herbatkę.
Miała być herbatka, a …………..
Już jakiś czas mówiłam, że zjadłabym dobrą zupkę (tę czerwoną na chlebie), pojawiły się również pide (rodzaj cieńskiego ciasta z nadzieniem mięsnym czy serowym w kształcie długiej zapiekanki pieczonej w piecu opalanym drewnem ) też gdzieś chciałam tego spróbować.
Tutaj robiona na żywym ogniu naciągana na długą deskę i przy jej pomocy wkładana do pieca. Cały majstersztyk produkcji.
A wszechświat mnie kocha i teraz w tej przydrożnej knajpce dał mi to wszystko w najlepszej jakości.
Może intencja jedzenia była silniejsza niż nawet intencja dotarcia nad jeziorko?
Tak, tak – zjeść jak tutaj od czasu do czasu to jeszcze mogę.
Wszystko pyszne przygotowane z energią radości pana obsługującego piec. Zresztą knajpka pełna ludzi. Jakże inna energia niż w miejscach turystycznych.
Jednak zaczęliśmy się zastanawiać nad intencjami, które puszczamy we wszechświat. Wydawało nam się, że tego pilnujemy hihihihi
Chęć zjedzenia zupy, pidy po co dawać temu taką moc? Czy na pewno to jest dla mnie takie ważne?
Bo po tym cudownym jedzeniu, żołądek miał ciężkość.
Dlaczego nie skupiam się na lekkości?
Bo nawet jeżeli chcę spróbować smaku to mogę to zrobić w małej ilości. Czemu jak mi coś smakuje to muszę się tym objadać?
Właśnie jedzenie niesmaczne, ma swoje plusy, że nie zjem go za dużo, do tego jedzenie nawet smaczne a przyrządzone z ciężką energią tak samo – jest mało atrakcyjne.
Ale smaczne, świeżo przyrządzone z dobrą energią, jak na razie mamy problem mu się oprzeć.
Tylko dlaczego musimy się nim nadmiernie wysycać?
Daję intencję, że jestem ciągle syty – stwierdził Bartek. (o konsekwencjach takich intencji w następnym rozdziale!)
A jedzenie to również forma zatrzymania. W knajpce zrównoważyliśmy energię, patrząc na nawigację powtarzaliśmy – jak daleko nad jeziorko 50 km.
Wiemy już dobrze, że kiedy wydaje nam się gdzieś daleko – niezależnie od kilometrów – zaproszenia z tamtąd nie ma.
To po prostu – daleko przede wszystkim energetycznie.
Podjęliśmy decyzję, że jedziemy dalej w kierunku Pammukale, a jeziorko sobie odpuszczamy.
Jeziorko mimo że nie zobaczone będzie symbolem czystości intencji.
Badam wnikliwie moje intencje eliminując wszelkie sprzeczności.
Kopadocja zimowa i nerwowa
Kopadocja zimowa nerwowa 23-24 luty 2015
Jechaliśmy przez rolnicze tereny świetnymi tureckimi drogami. Już dawno nie widzieliśmy tyle ingerencji w przyrodę. Każda przestrzeń zagospodarowana. Czy na pewno potrzebujemy tyle jeść? Reklamy nawozów sztucznych, pestycydów, świat wojny z przyrodą.
Świat jedzenia……
I tak dojechaliśmy do Kopadocji do Goreme stanowiące gdzieś jej turystyczne serce.
Wieczorem rozświetlone pełne turystów, szczególnie z Azji, co tu się dzieje w sezonie ? – brzęczało w głowie. Takie kolejne zderzenie z dzisiejszym światem. Turcja jakże inna niż ta widziana przez setki kilometrów.
Odwykliśmy od podziału światów, może czasem denerwowaliśmy się na Kaukaz, ale dualności tam prawie nie było.
Choć muszę przyznać szczerze, że po pół roku braku kolorowych sklepików miałam dużą radość w chodzeniu po nich i oglądaniu towarów.
Emocje zaczęły się gdy nie mogliśmy znaleźć miejsca na nocleg. Czuliśmy się trochę pogubieni w tych energiach, czasu na oswojenie było mało i nic nas fajnego po ciemku nie przyciągało.
Emocje szły nie wiadomo o co, jednak nasze duszy czuwały i udało nam się znaleźć nocleg na punkcie widokowym Ortahisar.
Emocje były spore, że na nawet policja zainteresowała się nami. Jednak z braku znajomości języków zostawiła nas w spokoju.
Świat walki wdarł się kolejny raz w naszą przestrzeń pokazując, że jeszcze nie jesteśmy wolni od niego. Bo cała Kopadocja to walka. Przede wszystkim religijna.
Rano dostałam przekaz .
Jedzenie nie ma nic naprawdę wspólnego z emocjami. Jesteśmy tak wychowani, że jak dziecko krzyczy, płacze, uspokaja się go jedzeniem. Daje coś żeby zamknąć mu usta, aby nie mógł krzyczeć, płakać. A nic to nie ma wspólnego z emocjami, które dzieją się w środku.
Dlatego trzeba rozpoznać emocje, a nie je chować, wypierać, a do tego służy jedzenie.
Dlatego narody najbardziej cywilizowane są najgrubsze i jedzą najwięcej. Może to ma związek z byciem na POKAZ???
Już teraz wiem, że jedzenie nie rozpuszcza emocji, tylko zamyka możliwość mówienia o nich. Pozwalam sobie patrzyć na emocje świadomie.
I tak poczyszczeni przez tutejszą przestrzeń z radością udaliśmy się na zwiedzanie Kopadocji. Śnieg utrudniał wjazd w drogi gruntowe, więc zostaliśmy przy głównych.
Największe wrażenie zrobił na nas zamek Uchisar z widokiem na całą Kopadocję, jak z lotu balonem – których tu pełno.. Mieliśmy wrażenie, że cała chce się nam zaprezentować, nawet zaczęło słońce przebłyskiwać.
Iglice skał idących do nieba, szukających Boga.
Setki, a może tysiące pięknych stożków układających się w różne kształty. Świat nerwowości, jednostki, jej emocji.
Piękno emocji.
Iście wariackie podejście.
Rozpoznaję intencje tworzenia i zachwycam się z miłością nad pięknem, transformując początkowe energie.
A na piękne kopeczki popatrzcie sami.
W sklepiku z kamieniami koło zamku przyciągnął mnie cytryn i foksit.
Foksit wyciąga światło w ciemności. Pokazuje nam, że to wszystko co ciemne można transformować, piękne kolorowe światło.
Energia tworzenia, nie zostaje na wieki, my mamy możliwość jej transformacji.
Mam moc transformacji wszystkiego tego co nie powstało w miłości
A cytryn jak balsam, rozświetla swoim biało złotym światłem całą przestrzeń wokół czyniąc ją lekką i radosną.
Dziękuję cudownym kamykom, które chciały zawitać w moje życie. Przynosząc siłę transformacji przeszłości w światło i miłość.
Mam moc transformacji mojej przeszłości w światło i miłość.
Kopadocja miała dla nas jeszcze jedną niespodziankę. W Goreme znajduje się Open Air muzeum, w którym pokazane jest jak żyli ludzie tutaj kiedyś.
Generalnie uwielbiam kamienie, jednak kamienne miasta domy nigdy mnie nie fascynowały, nie wiedzieć dlaczego. Tłum turystów spory, a cena wejścia 50 lirów (75 zł.) daje nam pretekst nie wgłębiania się w tamtejsze energie.
Jednak w knajpce koło muzeum sprzedają świeżo wyciskany sok z granatów. Wyciskany na wyciskarce do pomarańczy, bez obierania każdego ziarenka, tylko przekroić i wyciskać.
Ciekawe czy biały miąższ daje posmak, zaczęliśmy się zastanawiać. Pamiętając nasze soki robione z cudownych granatów z Nagornego Karabachu. Wtedy gdy próbowaliśmy zemleć na maszynce razem z białym miąższem smak był gorzkawy.
Spróbujemy tego soczku zapadła decyzja cena za 0,5 litra tylko 10 lirów (15 złotych) i Pani robi na naszych oczach z bardzo czerwonych granatów.
Pierwszy łyk …………….. konsternacja.
Co to jest?
Smakuje Ci to – pytam Bartka.
No nie, ale posmaku miąższu nie ma – stwierdza dyplomatycznie.
I znów dziękujemy Bogu wszechświatowi, że dał nam możliwość nacieszenia się cudownym smakiem granatów w Armenii, że wiemy jak to może smakować. I myślę, że z czasem będziemy wybierać tylko to co ma smak, a nie to co jest uprawiane na wysokość plonu.
Dziękujemy Kopadocji za piękne lekcje, może mało przyjemne, ale dosadne.
Niebo z Hathorami – e-book
Wpadła nam w ręce wspaniała książka, która jest odpowiedzią na wiele naszych pytań książka jest w formie bezpłatnego e-booka dlatego udostepniamy ją u nas na blogu.
(2 razy trzeba kliknąć na powyższy tytuł, najpierw przekieruje na stronę niebo……., a potem znów kliknąć w link i wtedy już otworzy pdf )
Można klikać na ten link http://brygidaibartek.pl/niebo-z-hathorami-e-book/niebo-z-hathorami/
Jak ktoś ma problem niech pisze na maila pośle brygida111@wp.pl
Witajcie Kochani,,
Przetlumaczylam dla Was ksiazke, ktora podyktowali Hathorowie Belgijskej pisarce i duchowemu kanalowi Lii-Ariël Hermans .To jest jej druga ksiazka, ktora napisala we wspolpracy z Hathorami. Ja jak na razie przetlumaczylam jej ostatnia ksiazke “ Niebo z Hathorami” w ktorej to ucza Hathorowie jak radzic sobie z Nowa Energia Gai. Oto slowa Ariel zaczerpniete z tejze ksiazki : “Kochani czytelnicy, czy wybierzecie się z nami w podroż po Nowym Świecie? Ta książka oferuje nam ogrom przeróżnych metod naszych Braci i Sióstr, którzy po raz kolejny dzielą się swoją wiedzą i mądrością, zdobytą poprzez własne doświadczenie. Będzie to podroż do wnętrza, pełna przygód. Czy cieszycie się tak jak ja, na tę nową przygodę? Poprzez przeżycie nowych doświadczeń, które byly mi dane i którymi się z wami tutaj podzieleilam, mam nadzieję pomóc nam wszystkim, byśmy wspólnie razem nauczyli się żyć w Nowym Świecie.
Sam decydujesz o tym, jak głęboko pójdziesz w tą wewnętrzną podroż z Hathorami. Proszę, zrób to z miłością i radością.
Lia-Ariël “
A tutaj cytuje Hathorow by oddac w skrocie tresc tej ksiazki :
“Dawno temu umówiliśmy się, że przyjdziemy was wspierać, w tym ważnym procesie. Taka była nasza umowa.
Pod zwrotem “wasz proces”, mamy na myśli życie na Ziemi w czasie przejścia do Nowego Świata. Możemy wam serdecznie pogratulować tego przejścia, które rozpoczęło się 12 grudnia 2012 a które około 21 grudnia 2012 zbudowało potężne pole energetyczne. Wy którzy czytacie te informacje, egzystujecie obecnie w zupełnie nowym polu energetycznym. Ten potężny przypływ energii dotknął was wszystkich, ale tylko niewielka liczba ludzi osiągnęła świadomość wibracji piątego wymiaru. W rzeczywistości dla wielu z was, to przejście już zakończyło się. Natomiast Ci co pozostali, wkrótce będą mogli łagodnie przejść w te wyższe częstotliwości, choć wpływ tego procesu będzie z pewnością bardziej odczuwalny.
Tytuł tej książki “Niebo z Hathorami”, jest bardzo właściwy, zwłaszcza w tym czasie. Wasze niebo na Ziemi, może być teraz inaczej urządzone i wyposażone i wy możecie to zrobić, zupełnie samodzielnie. My dajemy wam wskazówki i służymy pomocą, ale to od was zależy czy chcecie ją przyjąć, czy też nie.
Chcemy jak zawsze podkreślić, iż tekst które przeczytacie, powinniście jak zwykle sprawdzać i badać w waszym sercu.
W radości i w spełnieniu Hathorowie “ .
W ksiazce jest mowa o aktualizacji i doskonalaniu swego fizycznego ciala, o budowie duchowego hologramu / matriksa , ktory funkcjonuje w wibracjach piatego wymiaru , o laczeniu swych hologramow z hogramami istot rezonujacych z nami , doladowywaniu tego duchowego matriksu i nowym kodowaniu czyli tworzeniu Nowego Swiata na Gai by stal sie on … tak wlasnie Niebem na Ziemi, poniewaz Niebo jest stanem naszego umyslu.
Do powstania tej ksiazki w jezyku Polskim przyczynil sie rowniez Wojtek Malinowski, ktory z lagodnoscia i miloscia edytowal cierpliwie ostanie 6 rodzialow jak rowniez Dajamanti , ktory nie tylko edytowal poczatkowa tresc ksiazki, ale tez wspieral mnie energetycznie i duchowo , gdy ja tlumaczylam ta ksiazke . Rowniez kilka razy kontaktujac sie z Hathorami , gdy zaistniala taka potrzeba.
Chlopcy serdeczne dzieki Wam za to .
Zycze Wam czytelnicy cudownej przygody, ktora ja juz dawno rozpoczelam stosujac podane wskazowki przez naszych Przyjaciol Hathorow . Z wielka wdziecznoscia dla Was Drodzy Przyjaciele.
Asya Leszczynska
Opis książki ze strony :
https://krystal28.wordpress.com/2015/02/15/e-ksiazka-niebo-z-hathorami/
Przez pół Turcji starymi ścieżkami……
Przez połowę Turcji 18-23 luty 2015
Patrząc, a może nie patrząc za siebie ruszyliśmy w kierunku Grecji. Pożegnaliśmy Kaukaz. Na początku fascynował nas koloryt Turcji, masa sklepów, restauracji, jedzenia. Jednak po 2 dniach nasyciliśmy się tym i serce zatęskniło ku prostocie Kaukazu. Jedzenie może bardziej kolorowe, zróżnicowane, ale bardziej chemiczne niż gruzińskie. Pomarańcze już świecące się od środków chemicznych i smakujące jak woda z cukrem (jak nowoczesne odmiany jabłek ). Dlaczego cywilizacja niesie nadmiar niskiej jakości jedzenia?
Co powoduje, że chcemy jeść dużo, dużo czegoś co nie za bardzo przypomina jedzenie?
Czy to jest dobrobyt?
Pytanie goniło pytanie.
Gdy opowiadaliśmy na Kaukazie , że ile jedzą Polacy , Kaukazi odpowiadali z politowaniem, jak w tym jedzeniu nie ma nic – to trzeba jeść dużo……..
Zresztą sami już jedzą coraz więcej, ale daleko tutaj do polskich dzisiejszych porcji.
A w Turcji dużo, dużo, słodko i jeszcze słodziej.
Bartka urzekała herbata nie tylko smakiem, ale i sposobem parzenia. Mnie ciorby (zupy) i biały chleb.
Byliśmy zmęczeni jeszcze wizytą Pań, pogonią za akceptacją przez bliskich. Powodowało to, że nie umieliśmy nabrać lekkości. Do tego zima znowu przyszła do nas w gości. Morze Czarne znów pokazało się zimowej odsłonie.
I tak jechaliśmy 500-600 km wzdłuż Morza Czarnego do Samsun, stapiając się z morzem, napełniając jego przestrzenią (droga cały czas wiedzie brzegiem). Pozwalając aby nasze życie płynęło jak fala za falą.
Odwiedzaliśmy te same miejsca co jadąc w tamtą stronę – one się zmieniły, my, pogoda. Jedne nam pasowały dalej, a inne to przeszłość.
Byliśmy za ciężcy aby zdecydować gdzie jechać, więc jechaliśmy najprostszą drogą w kierunku Stambułu. W Trabzonie kupiliśmy landrynce nowe butki. Stare już się tak wysłużyły na Kaukazie, że gdzieniegdzie wychodziły druty (W Gruzji i Armenii nie ma wielkiego wyboru opon do landrowerów).
Gdy jechaliśmy na Kaukaz kąpaliśmy się w termalnych ciepłych basenach.
-Może je odwiedzimy – zagadnęłam
-Odpoczniemy, zregenerujemy się kilka dni – ciągnęłam dalej
-Jestem za – powiedział Bartek
i teraz staliśmy się czujni na termalne baseny, które nagle się rozmnożyły. Oglądaliśmy je i okoliczne hoteliki, jednak nic nie zapraszało swoim spokojem.
Nagle pociągnęła mnie miejscowość w bok od głównej drogi – 20 km – Hamamozu.
Troszkę już byliśmy zmęczeni jazdą głównymi drogami, toteż jazda w bok wydawała się nie lada atrakcją. Najwyżej nadłożymy 40 km, „co to jest” – zaśmialiśmy się i pojechaliśmy
Z boku wioseczki zaprosił nas trzygwiazdkowy hotelik „Termal” w spokojnej okolicy z 2 posiłkami i nielimitowanym wejściem do baseników z ciepłą mineralną wodą 42 st. C – w cenie 150 TR ok 225 zł/2 osoby.
Zostajemy zapadła decyzja
I tak zostaliśmy 3 dni docierając do pierwotnych przyczyn naszego złego samopoczucia, ciężkości, wyssania z energii.
Przymus zdobycia w rodzinie akceptacji swojej drogi przez życie ma swoją bardzo wysoką cenę.
Jeszcze na początku zaskoczeni innym jedzeniem i jego różnorodnością – zajadaliśmy się na kolacji. Jednak szybko oprzytomnieliśmy. Tym bardziej, że nasze niejedzenie mięsa zostało potraktowane z pełnym szacunkiem. Nie jedzą – pewnie mają jakiś powód.
Pozwalając sobie na lekkość.
Woda 42 stopnie wyciągała stare napięcia, ja pozwoliłam sobie na kąpiel- mycie ze ścieraniem w łaźni przy pomocy Pani-specjalistki. Pierwszy raz poddałam się tej procedurze.
Po wygrzaniu ok 20 minut w ciepłym basenie, Pani specjalną rękawicą zaczęła zdzierać stary naskórek, powiem szczerze -nie patyczkowała się. Czasami trochę bolało. Potem zaczęła w specjalnym pólciennym woreczku robić pianę i mydlić mnie , dokładnie myć i masować. Chyba nigdy nie byłam tak porządnie wymyta. Cała procedura trwała ok 30-40 minut.
A ja poczułam się jak wąż, który zrzuca starą skórę. Teraz mogę oddychać nie tylko płucami, ale i skórą.
Z radością oddycham całym moim ciałem
A baseniki rzecz jasna rozdzielnopłciowe – część męska i żeńska taka sama. Składająca się z basenu z gorącą wodą i umywalni z kranami i dużym marmurowym stołem pośrodku, na którym wykonywane są zabiegi mycia, by potem specjalną miseczką spłukać pianę.
Kobiety myją się nawzajem z taką radością. Zauważyłam również, że niezależnie od otyłości i wieku mają dzięki tym zabiegom bardzo piękną i delikatną skórę.
Odpoczęliśmy, wyspaliśmy się, przemedytowaliśmy poprzednie tygodnie. Popatrzyliśmy na mapę i dostaliśmy zaproszenie z Kopadocji.
Dziękujemy za ten czas wyciszenia, spokoju, ciszy. Zaprzyjaźnienia się z Turcją. Tym razem nie odwiedzimy wschodniej Turcji, ale następnym razem…… któż to wie…..
Rodzinne spotkanie na Kaukazie
Rodzinne spotkanie w Kaukazie 8—15 luty 2015
Nie szło nam ostatnio pisanie, a przyczyna była prosta i skomplikowana zarazem, czyli RODZINA.
Teraz gdy pół roku jestem w podróży, można rzec w innym stanie świadomości, chcieliśmy pobyć jakiś czas z rodziną, z którą od lat bywamy tak tylko godzinę dwie, od czasu do czasu.
A tu mieliśmy możliwość cały tydzień, w silnym energetycznie miejscu – na Kaukazie.
Pomysł iście ekstremalny, a może duchy podpowiedziały, że to będzie najlepsze do dalszego naszego rozwoju osobistego. Bo przecież odpuszczając rodzinne sprawy, przywiązania dopiero wtedy będzie nam lżej.
I ……. teraz właśnie od ich wyjazdu minął prawie tydzień, my zmieniliśmy kraj (Turcja), a dalej nie było energii na pisanie. Nie na pisanie o tym, a pisanie w ogóle.
Gdzieś tam dusiliśmy się jeszcze, gdyż Bartka mama złapała 2 dniowy wirus, a my po niej też zaczęliśmy się dusić.
Dusić się w świecie w którym wyrośliśmy, gdzie nie można być sobą, pokazywać uczuć, emocji, gdzie trzeba żyć na POKAZ, być grzecznym, miłym, robić dobre wrażenie.
Bo inaczej wyśmieją, przeklną, nie zaakceptują i człowiek zostanie SAM!
Nasz świat zawirował, straciliśmy masę energii na pokazywanie sobą kogoś kim nie jesteśmy.
Bartek rzucił się na jedzenie jak chyba parę lat temu, ja na alkohol, kłóciliśmy się non-stop ku uciesze Pań!!!
Zresztą Bartek miał lżej, bo brak akceptacji dotyczył również tematu kobiecości.
Uwaga była zwracana TYLKO MNIE!!!!! Lub zauważano tylko to, co Bartek robił dla mnie.
Świat kobiet, które wchodzą do dupy mężczyznom, niszcząc inne kobiety wokół.
Patrzyłam na to, ale czasami już nie byłam na tyle silna, aby zachować siebie. Zresztą przeleciało przed moimi oczami całe moje życie.
Gdzie każde odstępstwo życia nie na POKAZ było karane biciem, wyśmiewaniem, terroryzowaniem.
Od dziecka miałam być dziewczynką na pokaz. Nigdy taka nie byłam, dlatego byłam bita przez matkę za każdy drobiazg, wyrzucana z domu, terroryzowana. Każda nadrobniejsza porażka wytykana miliony razy.
„Ja powiem ludziom jaka jesteś zła, niedobra, powiem to u Ciebie w pracy” – krzyczała moja mama.
W szkole na W-F-ie wstydziłam się rozebrać, bo miałam paski od bicia. Bo przecież robiłam tyle zła. Nie patrzyłam ludziom w oczy, bo na pewno znali wszystkie moje najdrobniejsze złe uczynki.
Gdzieś w połowie liceum powiedziałam do kolegi, że mama wykrzykuje na mnie „TY KURWO”
Popatrzył na mnie, rozgadał jako dowcip po klasie i nie uwierzył.
Nikt nie wierzył, na pozór szanowana osoba nauczycielka, po godzinach katowała swoje dziecko zarówno psychicznie jak i fizycznie.
Wracałam do domu ostatnimi autobusami, bo bałam się co będzie, jaka awantura, za co?
O to, że coś powiedziałam nie tak, jak trzeba itp.
Uczyłam się dobrze, choć zastraszona nie sięgałam po to co chciałam. Sięgałam po to, co było najdalej, od tego co tak naprawdę chciałam.
Bo nie zasługiwałam, byłam taka strasznie zła i do niczego. Mama czytała moją korespondencję, kpiła, wyszydzała ze wszystkiego, szpiegowała każdy mój krok.
Gdy szykowałam się do podróży, przez parę tygodni przed wyjazdem robiła mi dzikie awantury. Strasząc mnie, że jest bardzo chora i jak wrócę na pewno nie będzie żyć.
Będąc gdzieś w świecie myślałam czy już umarła i to na pewno moja podróż będzie tego przyczyną. Gdy wracałam trzepałam się cała szukając klepsydry z danymi mojej mamy.
Taka była cena robienia namiastki tego co chciałam.
Zapytacie dlaczego z nikim nie porozmawiałam na ten temat ?
Z kim?
Nie miałam pojęcia kto to zrozumie, a ja na pewno byłam w całej sprawie winna. Nawet dziś, gdy mówię o tym na łamach rodziny, spotykam się z niewiarą , lekceważeniem zmierzającym do zakopania tematu ( bo o zmarłych się źle nie mówi).
Co na to ojciec!!!!!!!
Nic, był za słaby, zawsze robił to co mama powiedziała i trzymał przez to jej stronę.
Przeprosił mnie za swoje zachowanie przed śmiercią mówiąc, że był za słaby.
Do tego dochodzi kobieca linia rodu. Babcia chyba była jeszcze trudniejsza od mamy.
Teraz po latach wiem, w jakiej patologii wychowała się moja mama.
Gnój, bagno o którym nie wolno było mówić.
Bo wizerunek, życie na POKAZ !!!!!!!!
Mijały lata, moje życie doprowadziło mnie już do momentu, gdy miałam wszystkiego dość. Praca dla mnie bez sensu, z ludźmi którzy psychicznie niszczyli jeden drugiego.
Taki był mój świat.
Mając już prawie 30 lat duchy doprowadziły mnie do Janusza Olenderka, który prawie zaczynał tworzyć ośrodek Mandala w Targoszowie. Sprawy duchowe zawsze mnie fascynowały.
Janusz po któreś wizycie wyciągnął ode mnie informację o sytuacji rodzinnej w domu i namówił na regresing.
I tak zaczęła się długa, bardzo długa droga pracy ze sobą.
To, że jestem gdzie jestem, zawdzięczam łamaniu rodzinnych schematów. Łamaniu tabu.
Jednak wizyta dwóch Pań reprezentujących nasze rodziny – oceniających, straszących klątwami i namawiających do życia tak ,by „inni mnie akceptowali” – ruszyła jeszcze nie uporządkowane elementy.
Sytuacja pokazała, że jeszcze nie odpuściłam rodzinnych spraw do końca (nie odpuściliśmy!), ani nie ma we mnie 100% przekonania o podążaniu swoją drogą.
Brakowało zrozumienia w obie strony i dania przestrzeni dla powiedzenia – KURWA, OBRAŻAJCIE SIĘ ILE CHCECIE, WYJEŹDZAJCIE, CHORUJCIE , BĄDZIE NIE ZADOWOLONE – TO JEST WASZ ŚWIAT, – my Was tylko zaprosiliśmy i chcemy dać to co uważamy za najlepsze!
Jednak to, że Was zaprosiliśmy nie znaczy, ze zrezygnujemy z siebie.
Dlaczego to piszę????
Może dla innych, którzy widzą już możliwości ruszenia z miejsca, aby zrozumieli, że zawsze można.
Można wyjść ze świata który nam nie odpowiada, jedno co trzeba, to dać sobie przyzwolenie na zmiany i nie oczekiwać od tego świata, że je zaakceptuje. Przecież większość alkoholików nie szanuje tych co przestają pić.
Tak samo tutaj.
Na pewno moje ciocie, kuzynki, których większości nawet nie znam – przeklną mnie – bo źle piszę o rodzinie, o mamie.
Nie piszę źle – piszę PRAWDĘ.
A co do energii wyszydzania, straszenia klątwami – mam dla Was jedną radę – wszystko co dajecie wraca z powrotem spotęgowane do WAS.
Wyszydzanie, przeklinanie, straszenie.
Wiec ja wybieram iście drogą radości i miłości.
Może czasem jest koślawa, pojawiają się na niej emocje, ale jest moja i ja biorę za nią pełną odpowiedzialność i staram się najbardziej zbliżać do miłości, jak się tylko da.
A dlaczego miałam problem z napisaniem tego?
Bo była u mnie ciocia, która nadal żyje w świecie na POKAZ. Gdzie każde słowo napisane na tym blogu zostanie użyte przez jej córkę przeciwko niej. Zostanie wyśmiana.
I …………..
To jest jej świat, dlaczego ja mam w niego ingerować?
I ……………….. dlaczego takie osoby wymuszają na innych, aby inni powrócili i żyli w ich świecie?
Zresztą, co nie napisze, czy dobrze czy źle – zawsze coś można znaleźć – i z tego w rodzinie poszydzić.
Idę swoją drogą z podniesioną głową, nawet gdy inni szydzą ze mnie, negują, straszą, przeklinają i nie akceptują.
Pozwalam sobie wyjść poza rodzinę i żyć pełnią życia.
A mamie i cioci chcieliśmy pokazać kawałek Gruzji, niestety mama Bartka się pochorowała i 2 dni leżała w łóżku w Tskaltubo.
Zobaczyliśmy jaskinię Prometeusza, kąpaliśmy się radonowych wodach, pojechaliśmy do Kutaisi i Gelati, podziwiając już wczesną wiosnę.
A potem do Batumi łącznie z kawą w podniebnej kawiarni w hotelu Radisson.
Gdy już wracaliśmy z powrotem na lotnisko odwiedziliśmy ogród botaniczny, czarne plaże Ureki i subtropikalny strumyk niedaleko Ozurgeti.
Pozwoliliśmy im pokosztować tutejszego jedzenia.
Tutaj może małe przesłanie dla wegan i wegetarian
Bardzo często wcześniej słyszałam od cioci „ JA JEM WSZYSTKO”
– zawsze była kpina i wyszydzanie z tego jacy jesteśmy kapryśni do jedzenia.
A na miejscu okazało się, że sama je tylko to co jej smakuje, prawie wszystko tu w Gruzji rodziło w niej obrzydzenie, a wszystko może by jadła jakby sobie po swojemu przygotowała……..
I w rezultacie „JA JEM WSZYSTKO „ – dotyczyło chudego mięska zrobionego tylko wg jej technologii, karpia jako jedynej ryby …….
Czy nie za bardzo w życiu przejmujecie się takimi autorytetami w sprawach jedzenia??? i nie tylko jedzenia – poobserwujcie ich……
Na mnie próbowano wymusić, abym o tym nie pisała.
Dlaczego????
Aby dalej mogli wyśmiewać innych, tworząc iluzję siebie???
Jestem wdzięczna całemu wszechświatowi, że pozwolił mi się stać tym kim jestem, wyrwać z rodzinnych ograniczeń i iść swoją drogą.
I jestem cała zadowolona, że to napisałam! A mamie i cioci dziękujemy za spotkanie, które bardzo wiele wniosło w nasze życie.
DZIĘKUJEMY!!!!
















































D5 Creation