praca z przodkami
now browsing by category
Arkaimski spektakl wszechświata Połączenie nieba i ziemi
Spektakt wszechświata Arkaim – Ural, 27 czerwca 2015
Zachód słońca krok za krokiem zapraszał nas na Szamankę, pokazując nam spektakl kończącego się dnia, wszystko przemija, tak samo my odpuszczaliśmy nasze napięcia, emocje, urazy pozwalaliśmy im przemijać jak ten, tak pięknie kończący się dzionek.
Gdy to odpuściliśmy staliśmy się lekcy, i z radością zeszliśmy do łagieru gdzie trwało spotkanie grupy Mira Tworec. Od piątku tak jak my i ta grupa tutaj pielgrzymowała, poddając się medytacji miejsca, chodząc po tłoczonym szkle,
czy teraz śpiewając pozytywne piosenki, w oddali błyskały błyskawice rozświetlając przestrzeń.
Już w południe widzieliśmy, że na centralnym placu łagieru przygotowują potężne ognisko, o wysokości stosu drewna na około dwa metry – dla tej dużej grupy.
– To się będzie paliło co najmniej na 5 metrów wysokości płomienia – powiedział z niedowierzaniem tego co widzi Bartek.
Dzieci zaczęły zapalać ognisko – powoli, powoli zaczęło się zapalać – tutaj na ziemi.
Również powoli, powoli gdzieś w obłokach szykowała się burza, wiatr powoli, powoli ściągał chmury nad ognisko.
Gdy ogień zbił się wysoko i nabrał siły, potężna burza rozegrała się na niebie. Zaczęło wiać i duże krople deszczu zaczęły gęsto spadać na ognisko. Ogień, ziemia, woda, wiatr zaczęły ze sobą tańczyć. Taniec dla człowieka, pokazują jak wiele są w stanie rozładować.
Pokazując nam, że gdy żywioły w nas są silne, jeden nie przeszkadza drugiemu. Nawet woda nie gasi ognia.
Z odwagą rozniecam swój wewnętrzny ogień.
Schroniliśmy się we wnętrzu wiaty, obserwując cały spektakl ognia, wiatru, deszczu. Jacyś ludzie grali na bębnach, wszystko było teoretycznie w niezgodzie ze wszystkim, ktoś powiedziałby w walce żywiołów. A może każdy z nich chciał zaprezentować się najlepiej jak potrafił.
W pewnym momencie deszcz z ulewnego stał się zwykłym deszczem, wyszliśmy ku ognisku. Deszcz nas moczył, ogień suszył. Deszcz chłodził, ogień grzał. Błyskawice błyskały, grzmoty grzmiały.
Magia – to za mało powiedziane, to co rozgrywało się przed nami. Nie tylko nigdy nie widziałam takiego ogniska, ale i w takiej scenerii – miałam wrażenie, że wszystko w jednej sekundzie się dzieje, że cały wszechświat, wszystkie żywioły w jednym momencie chcą się z nami skomunikować.
Staliśmy wpatrzeni raz w ogień, raz w błyskawice delektując się chwilą i nie chcą przegapić ani sekundy.
Byliśmy tak wdzięczni grupie Miro Tworec za to, że właśnie razem z nimi znależliżmy się w Arkaimie.
Na początku ognisko było ich, jednak z czasem stało się ogniskiem tych którzy dostrzegli magię tego momentu, potrafili być tu i teraz.
Gdy tak staliśmy do ogniska zaczął nieśmiało podchodzić mężczyzna w średnim wieku. Wczoraj widzieliśmy go w łagierze, przy budce z żywnością, gdzie pił piwo. Śniady na twarzy, siedział przygarbiony, ubrany w jakieś łachmany moro.
– Taki miejscowy żulik – powiedział Bartek.
Teraz gdy zbliżył się do ogniska zaczął bardzo silnie pracować z energią, na pełnej koncentracji. Nie mogłam się napatrzyć na jego siłę koncentracji , siłę pracy z energią. Patrzyłam jak urzeczona, Bartek też.
– To jakiś szaman – powiedzieliśmy do naszego znajomego z kiosku z suvenirami.
– Tak, on bierze energię z ognia – zauważył.
Gdy ów mężczyzna zrobił swój własny rytuał, wyciągnął spod kurtki myśliwski nóż – skierował go ostrzem w kierunku ognia – tak jakby go ostrzył, zaczął go energetyzować.
– Tutaj trzeba być bardzo uważnym nim się kogoś oceni – powiedział Bartek, pamiętając jakie zdanie miał o tym mężczyźnie wczoraj.
– Tak, tak…. można nie tylko kogoś obrazić, ale i narobić sobie biedy…..
Dla mnie był najlepszym nauczycielem koncentracji, szacunku do ognia, jakiego w życiu spotkałam.
Pozwalam sobie całkowicie koncentrować się na tym co robię, z pełnym szacunkiem do tego co robię.
W pewnym momencie wiatr zmienił kierunek o 180 stopni, bryskając w niego iskrami i popiołem z potężnej kupy żaru – jeszcze gdy trzymał nóż wyciągnięty ostrzem w kierunku ognia . Uśmiechnął się i odszedł od ogniska.
Nie minęło 5 minut, a burza wróciła i znowu zaczęło mocno wiać i padać.
Siedział pod wiatą, przygarbiony jak zwykle, ćmiąc papierosa, patrzył w dal, nic nie wskazywało jego siły, wiedzy i zdolności.
Czasem się zdarza, że burza powraca, ale czy na pewno był to przypadek?
Odszedł, gdy młodzież zaczęła się popisywać swoimi umiejętnościami, my zaraz za nim, aby nie tracić tego co dostaliśmy tego wieczora, aby tego nie rozpraszać na jakieś głupoty.
Uwalniam się od oceny innych ludzi, na każdego patrzę z miłością i ciekawością.
Dziękuję wszechświatowi, Bogu, duchom tego miejsca za ten niesamowity spektakl, dziękujemy Miro Twarcom za ognisko, za tą przestrzeń, dziękujemy szamanowi za cudowne lekcje, wiatrowi, wodzie, ogniu i całej przestrzeni tego wieczoru.
Dziękujemy naszym opiekunom, przewodnikom, że zawiodły nas tutaj – w tym czasie.
Arkaim, Ural, gdzie niebo spotyka się z ziemią
Arkaim – Ural – gdzie niebo spotyka się z ziemią 26-28 czerwca 2015
Arkaim wśród stepów niedaleko granicy z Kazachstanem, do Czelabińska stolicy rejony tylko 400 km. Uznawane, za największe miejsce mocy na Uralu. Najważniejszym świętem tego miejsca jest letnie przesilenie, na którym w niektórych latach było i 30000 ludzi.
Sam wjazd jak zwykle budzący wiele kontrowersji, stragany z pamiątkami i jakiś rosyjski chaos. Fakt… wielu mówi, że miejsce komercyjne ….
Większość odwiedzających jak na razie przyjeżdża tutaj za energią, chcąc doświadczyć miejsca. Jak powiedział nasz znajomy mający tutaj stragan :
– 5% to szamani i ludzie pracujący z energią
– 20% to Ci co czują to miejsce, energie bardzo dobrze
– 40-50% to ci co chcą coś czuć
reszta to turyści.
Mówi się, że duchowy świat zrodzi się w na wschodzie, i z tamtą śpię rozprzestrzeni, po tym co tutaj widzimy przestaje nas to dziwić. Daje wręcz światełko nadziei wszystkim którzy tej przemiany świata oczekują. Teraz w zwykły weekend było około 2000 ludzi, z których spora część przyjechała by pracować nad sobą uczestnicząc w różnych warsztatach.
A straganów jest ok. 20-30, z kamieniami, ciuchami, książkami, do tego łagier gdzie można się rozbić z namiotem , czy wykupić miejsce w wagonczyku, hotelu. Jest muzeum gdzie można wykupić wycieczkę do miejsc gdzie żył człowiek 6000 lat temu. Warunki dostosowane bardziej do tzw. „dzikiego człowieka” niż „miejskiej paniusi” .
Strona Arkaim http://www.arkaim-center.ru/
Czuję, że miejsce jest silne, dlatego powoli witamy się z nim, najpierw obchodząc tutejsze stragany z pamiątkami, kamieniami i jedzeniem. Można zjeść świeże pierożki (bułeczki drożdżowe z piekarnika lub z oleju z ziemniakami, serem, szczawiem, jabłkami, mięsem), napić się kumysu (fermentowanego mleka klaczy) i jakieś inne miejscowe specjały.
Miejsce od początku robi się bardzo gościnne, młodzież zaprasza nas na herbatkę z ziół, a handlujący mężczyźni na kawę.
Jeden z nich stawia nam runy.
Pokazują one, że mnie blokuje przeszłość, z której czegoś nie mogę odpuścić, a Bartka trzymają napięcia umysłu, które kiedyś stanowiły obronę, a teraz mogą być niebezpieczne.
To takie ustalenie intencji pobytu tutaj.
Uwalniam się od blokującej mnie przeszłości
Pozbywam się wszelkich napięć, które nie pozwalają mi iść dalej.
Pozwalam sobie kroczyć własną drogą, drogą światła z lekkością.
Oswoiwszy to miejsce powoli zmierzamy w kierunku góry, a bardziej "pagórka pokajania". Na samej górze zrobiono spiralę, chodzimy po niej najpierw w stronę przeciwną do ruchów wskazówek zegara, a po dojściu do środka wychodzimy w stronę zgodną z ruchem wskazówek zegara, wybaczając wszystkim zło które nam wyrządzili i sami też prosimy o wybaczenie.
Energia silna, do głowy przychodzą obrazy z przeszłości, gdy inni wyrządzali nam krzywdy, pojawia się uczucie "nie wybaczę", "mam tego dość ", "mam Ciebie dość".
Otwieram się na zobaczenie i wybaczenie innym, oraz sobie wszelkich krzywd doznanych w życiu.
Z góry pokajania zmierzamy do góry Szamanki, gdzie również na spirali integrujemy się ze swoimi prośbami, marzeniami.
Pogoda jest specyficzna, rano jeszcze żar lał się z nieba i kąpaliśmy się w miejscowej rzeczce, a teraz wiatr swoim chłodem obmywa nas powodując, że czasami jest wręcz zimno.
Myśląc o tym co chcemy, idziemy z wiatrem, a czasem pod wiatr po spirali – w oddali widać błyskawice, słychać burzę.
Cały wszechświat chce wesprzeć nas proces. Nawet tęcza w całej swojej krasie nam to obwieszcza.
Pokazuje, że jesteśmy w odpowiednim miejscu, czasie i korzystamy z całego wsparcia znanego nam świata.
Na koniec jeszcze wycieczka, a może kolejna pielgrzymka na "górę miłości ", gdzie również na spirali otwieramy się na miłość do siebie, siebie nawzajem, i na innych ludzi.
Gdzieś przelatują mi przez głowę myśli wstydu za swoje pozytywne uczucia miłości, współczucia, wsparcia dla innych. Obrazy miłości pozbawionej siły, ludzi którzy kierują się miłością, ale bez energii, miłością bez świadomości ……
Uwalniam się od wstydu za miłość, uwalniam się od przekonania, że miłość jest pozbawiona mocy.
Uwalniam się od przekonania, że miłość pozbawiona jest świadomości.
Świadoma miłość to największa moc ziemi, dlatego pozwalam sobie kochać świadomie.
Na drugi dzień z rana wykupiliśmy wycieczkę do miejsca zamieszkania ludzi sprzed tysięcy lat, zachowało się niewiele. Ludzie w tym grodzie żyli przez ok. 80-150 lat, zajmowali się wytopem miedzi, średnia długość życia to 25 lat.
Właśnie średnia wieku nas bardzo zastanowiła, dlaczego ani wcześniej ani później nie było tu żadnego grodu?
Silne miejsca mają to do siebie, że wzmacniają wszystko co mamy w sobie, każdą najdrobniejszą myśl, emocję, materializują to w naszym życiu.
Dlatego nie są dobre do mieszkania dla ludzi nie oświeconych.
Powiem szczerze, że wycieczka do grodu naszych przodków trochę nas zmęczyła, a może całość energetycznych doznań Arkaima….? Tak że cały dzień spędziliśmy medytując , pogoda również wzmacniała ten stan ducha, było burzowo – co chwilę padało i pomiędzy tym robiła się strasznie napięta atmosfera.
Następowało potężne rozprężenie i cały wszechświat nam to obwieszczał.
Góry czy pagórki dawały nam kolejne lekcje, kolejne odpowiedzi na pytania, stąpaliśmy po spiralach boso, zmagając się czasem z bólem, życiem.
Czasem przeszkadzali inni – szczególnie „turyści”, nie mający szacunku do miejsca, krzyczący i dokazujący.
Gdy nie umiemy wybaczać, to nie chcemy brać odpowiedzialności za swoje życie, tylko non stop szukamy winnych w innych.
Po prostu gdy szukamy winnych, nie chcemy wziąć odpowiedzialności za swoje życie.
Turyści rozpraszali mnie strasznie.
Dlaczego tak się dzieje? – zadałam pytanie na spirali życia.
W takich miejscach na odpowiedź nie czeka się długo….
– Bo uważasz za silniejsze, wartościowsze szybkość i głośność…..
Czyli, inaczej kto głośniejszy i szybszy tym ma więcej mocy.
Odpuszczam przekonanie, że im kto szybszy to ma więcej mocy
Odpuszczam przekonanie, że im kto głośniejszy tym ma więcej mocy
Moc nie jest ma nic wspólnego z jej zewnętrznym wyrażaniem. Robienie wokół siebie szumu to tylko zwrócenie na siebie uwagi, która z prawdziwą mocą nie ma nic wspólnego.
Kolejne lekcje na spiralach, kolejne spotkania z cudownymi ludzi.
Z naszymi znajomymi ze straganu wymieniliśmy się masażem misami. Nasz spokojny, powolny – ich szybki, mocny, krótki rozbijający struktury.
Kultura wschodu i zachodu spotkała się w tym miejscu, niebo z ziemią. Dla nas na pewno, szczególnie po cudownym wieczorze którego opis będzie w kolejnym poście.
Miejsce wzrokowo urodziwe nie jest, po prostu step z pagórkami, ale to dobrze – bo fizycznie oczy nie mają się czym zająć i jest miejsce na otwarcie "trzeciego oka". Energegetycznie miejsce jest bardzo piękne, błyszczące swoim światłem i dla tych co się na niego otworzą – otwartym kanałem w kosmos.
My byliśmy tylko na 3 górkach, wokoło jest jeszcze kilka silnych miejsc. Jednak aby je wszystkie na spokojnie przepuścić przez siebie, a nie tylko turystycznie zobaczyć – myślę, że trzeba ok. 10-14 dni.
Dziękujemy temu miejscu za gościnę, za piękny czas , za transformację, za spotkanych ludzi, za aurę (ponoć miesiąc nie było wcześniej deszczu), za ten czas w miejscu gdzie niebo spotyka się z ziemią, a może gdzie ziemia dotyka nieba i pozwala to robić ziemskim istotom.
Wiecej o Arkaim ze strony http://www.olabloga.pl/arkaim-uralski-stonehenge
Nie tak sławna, jak Stonehenge, ale nie mniej unikatowa i nawet bardziej skomplikowana twierdza-miasto została odkryta w 1987 roku na Południowym Uralu, w pobliżu Czelabińska.
Przed oddaniem do użytku zapory wodnej, wykonano i poddano analizie zdjęcia lotnicze doliny. Nagle, nieoczekiwanie dla wszystkich, odkryto jakieś tajemnicze kręgi. Dokładne badania tej budowli z IV-III wieku p.n.e. przez archeologów i astronomów wykazały, że jest to obserwatorium astronomiczne doskonałej klasy jakości, liczące sobie ok. 4800 lat. Współcześni astronomowie byli zaskoczeni różnorodnością przeznaczenia, złożonością i dokładnością wykonania „projektu”. Tym bardziej, że nie znaleziono żadnych śladów wcześniejszych i prostszych budowli.
Szczególnie godny uwagi jest fakt, że chociaż podobne obiekty były izolowane w przestrzeni, to wypełniały takie same funkcje i były zbudowane według podobnych zasad. Badania pozwalają stwierdzić, że cywilizacja, która stworzyła Arkaim, posiadała rozwiniętą metalurgię i kowalstwo (znaleziono piece hutnicze i narzędzia kowalskie), początki piśmiennictwa i miejskiego trybu życia oraz monumentalną architekturę. Przy okazji odkryto dziewięciopiętrową piramidę o podstawie 72 m i wysokości 10 m, ozdobioną na szczycie kopułą i „drzewem życia”.
Prehistoryczną uralską twierdzę nazywają „rosyjskim Stonehenge”. Pośród ruin ulic i budynków archeolodzy odkryli tam pozostałości wodociągu, pieców hutniczych, kopalni. A poza tym, według wielu świadków, to miejsce stanowi jedną z najsilniejszych stref anomalnych w Rosji.
Ciekawe, że to umocnione osiedle epoki brązu, zostało zbudowane z czterema wejściami zorientowanymi ściśle według stron świata, według z góry nakreślonego planu i z wielką dokładnością. Wszystkie okręgi mają wspólny środek, gdzie schodzą się linie promieniste. Cała pierścieniowa struktura jest ustawiona według gwiazd i przedstawia sobą model Wszechświata.
ZAGADKI NIEZWYKŁEJ TWIERDZY
Z mnóstwa odkrytych prawidłowości w konstrukcji tej budowli warto wymienić chociaż kilka:
-
Wykorzystanie w okręgu wewnętrznym, złożonym z 27 konstrukcji, zasady złotego podziału okręgu i jego części.
-
Wewnętrzny krąg był poświęcony Słońcu, a zewnętrzny – Księżycowi. Kąt nachylenia księżycowej orbity do płaszczyzny ekliptyki (wielkie koło na sferze niebieskiej, po którym w ciągu roku pozornie porusza się Słońce obserwowane z Ziemi) równy 5°09’, został określony bardzo dokładnie.
-
Przy budowie pierścieniowej ściany wewnętrznego kręgu zastosowano okrąg o promieniu odpowiadającym wartości szerokości geograficznej Arkaima – 52°39’. Nawiasem mówiąc, szerokość geograficzna Arkaima jest bliska szerokości ałtajskiego kurhanu Ardżan (52°00’) i Stonehenge (51°17’). Możliwe, że ten pas na powierzchni Ziemi miał jakieś szczególne znaczenie dla starożytnych astronomów i kapłanów.
-
Znaleziono dowody na znajomość ówczesnych mieszkańców Południowego Uralu zjawiska precesji osi ziemskiej (powolny ruch kierunku osi obrotu Ziemi). Precesja osi Ziemi prowadzi do zatoczenia pełnego stożka w ogromnym okresie równym 25786 lat, niemniej jednak tutejsi astronomowie określili wszystkie parametry zadziwiająco dokładnie.
Uczeni uważają, że dla stworzenia tego typu obserwatorium trzeba było wiedzieć, że Ziemia ma kształt kuli i razem z innymi planetami porusza się wokół Słońca. Między innymi na arkaimskich naczyniach ceramicznych występuje święty znak słońca – swastyka. Zadziwiający jest również fakt, że samo miasto i miejsca grzebalne tworzą w planie połączenie okręgu i kwadratu.
ARKAIM – MIASTO MĘDRCÓW
Po chrystianizacji Rusi jej historia była nie raz pisana na nowo. Palono księgi, likwidowano ludzi, znających tradycje. Na podstawie poprawionych podręczników można by sądzić, że do czasu chrztu mieszkańcy Rusi chodzili w skórach i żyli w jaskiniach. Odkrycie Arkaima całkowicie przekreśliło podobne wyobrażenia. Arkaim stał się realnym dowodem tego, że w tej części świata, pięć tysięcy lat temu, żyli mądrzy i uczeni ludzie. Badacze odtwarzający obraz życia tego miasta, ciągle są zaskakiwani poziomem cywilizacji „Arkaimów”.
Kiedy już wszystkie wykresy i rysunki połączono ze sobą, kiedy wszystkie dane wprowadzono do komputera, archeolodzy westchnęli – z tak złożoną konstrukcją zaprojektowaną i zrealizowaną z niewiarygodną dokładnością (gdzie przewidziano praktycznie każdy szczegół), nigdy dotąd się nie zetknęli.
Było to miasto-dom z komórkami-mieszkaniami, wpisanymi w dwa okręgi, solidnym systemem obronnym, system korytarzy-połączeń, kanalizacją, system odpływowym. Takie miasto mogła zbudować tylko wysoko rozwinięta cywilizacja szczególnego rodzaju, dla której podstawowym warunkiem istnienia było życie w harmonii z przyrodą.
Arkaim żył w zgodzie z naturą, wpisywał się harmonijnie w krajobraz ze swoim niemałym gospodarstwem rolnym i hodowlanym. Ludzie odeszli, a miasto na powrót złączyło się z naturą, stanowiąc jej część. Z pewnością nasi przodkowie mogli wykorzystać inne materiały, potrafili wszak obrabiać kamień i robili to po mistrzowsku. Skoro preferowali bardziej naturalne surowce, widocznie mieli w tym zamysł.
Trudno nam to zrozumieć i łatwiej jest uważać tamtych ludzi za prymitywnych osobników, którzy korzystali z tego, co mieli pod ręką: piasku, gliny, darniny, drewna. A wygląda na to, że byli mądrzejsi od nas. A już na pewno, jeśli chodzi o stosunek do przyrody.
A może praojczyzną Ariów była rzeczywiście Hiperborea, a Arkaim zbudowali Hyperborejczycy, którzy ocaleli z kataklizmu?
Z wizytą u świętego Serafina
Z wizytą u Serafina Sarowskiego 12-16 czerwca 2015
Droga, droga przez wsie i miasteczka prowadziła nas coraz bliżej naszego ulubionego prawosławnego świętego Serafina z Sarowa. Chcieliśmy dojechać w rejon Sarowa, aby rano wejść do monastyru.
Po drodze ugościł nas bar ze wspaniałymi sałatkami – tarta marchewka, czosnek, majonez , czy gotowane buraki, czosnek, majonez ( w Rosji są postne majonezy – czyli wegańskie)
Ok. 150 km od Sarowa stanęliśmy po prostu we wsi i próbowaliśmy się przespać, jednak kolejny raz okazało się, że musimy poważnie potraktować komary – założyć moskitiery i spryskiwać się preparatami zapachowymi. Bo inaczej zostaniemy zjedzeni, a może oczyszczeni, jak w czasie akupunktury…..
Dlatego wcześnie rano wstaliśmy i ok 8. rano dojechaliśmy do Sarowa. Może nie do samego Sarowa, bo to miasto zamknięte – atomowe, ale Diwjejewa gdzie znajduje się żeński monastyr z grobem i relikwiami Serafina, oraz drogą Matki Boskiej.
Strona monastyru
Monastyr w którym przebywał Serafin znajduje się 15 km dalej w Sarowie, jednak wjazd tam wymaga specjalnych przepustek gdyż jest to miasto atomowe zamknięte, strona monastyru http://www.sarov-monastery.org/
Ludzi bardzo dużo, fakt dziś święto narodowe Rosji, więc dzień wolny. Podjeżdżamy na monasterski parking (opłata – ofiara) i wchodzimy w tłum pielgrzymów. Na terenie monastyru kobiety muszą chodzić w chustkach i spódniczkach. Dodaje to niesamowitego wyglądu temu miejscu.
Podchodzimy do wielkiej cerkwi przed którą znajduje się duża kolejka, tak już wiemy po wizycie u Matrony, to do relikwi Serafina zapewne. Stajemy więc pokornie obserwując siebie. Kolejka posuwa się wolno do przodu, gdy nagle nad samym monastyrem poświata słońca robi piękną tęczę – halo, jak aureola świętego. Cały wszechświat pokazuje nam, że jesteśmy w świętym miejscu.
Stoimy spokojnie, gdy nagle i to w cieniu, kolejka zatrzymuje się na dłużej, robi się zimno. Kolejne testy. Rozbudzenie ciepła umysłem nie wychodzi mi. Postanawiam zrobić to od energii ziemi przepuszczając ją przez niższe czakry w górę, gdy energia dochodzi do żołądka robi mi się tak gorąco, że praktycznie mogłabym się rozebrać. Zimno zostaje gdzieś daleko.
Dziękuję Serafinowi za pierwszą lekcję, a lekcji w czasie tych dni było sporo.
Piątek i sobota to dni tłumów pielgrzymów, niedziela i poniedziałek to spokój kontaktu z tym miejscem, z Serafinem, zero kolejki do grobu.
Dlaczego zostaliśmy tutaj dłużej? Bo nasza skrzynia biegów zaczęła głośniej chodzić i w poniedziałek chcemy odwiedzić mechanika, innymi słowy duchy pokombinowały coś w skrzyni, abyśmy się nie tylko zatrzymali, ale w tym świętym miejscu zostawili ciągnąca się jeszcze za nami energię przeszłości.
Serafin wiele lat modlił się w lasach, mało jadł, nie przyjmował ludzi, niedźwiedzia karmił z ręki i miał niesamowity kontakt z przyrodą – siadały na nim ptaki , podchodziły zwierzęta – jak do Franciszka z Asyżu (ciekawostka dla niektórych – miał ze względu na klimat – skórzaną czapkę rękawice i buty – pomimo to doskonały kontakt z przyrodą) . Prowadził pustelniczy tryb życia, medytował kilka godzin dziennie, a gdy zaczął po 60-tce przyjmować do siebie potrzebujących, to przyjmował 2000 ludzi codziennie – uzdrawiając, nawet wskrzeszając. Dlatego prosiłam go o to abym potrafiła rozpoznać kiedy jeszcze medytować, a kiedy działać. Co nie tylko mi powiedziano, ale przede wszystkim pokazano.
Siedziałam w prawie pustej cerkwi na ławeczce, przy ikonie Serafina, ciesząc się ze spotkania. Gdy nagle podchodzi do mnie kobieta i mówi:
– Chodź, pomóż sprzątać świece w świecznikach tzn. wyciągaj te małe i wykapany wosk.
Uśmiechnęłam się w duchu i zajęłam świeczkami przy ikonie Serafina , weszłam w tak głęboki stan medytacyjny w działaniu, że to co było wcześniej przy medytacji w bezruchu było czymś bardzo płytkim.
Uwalniam się od lęku przed działaniem, buntu przed działaniem.
Pozwalam sobie wchodzić w głębokie stany medytacyjne w działaniu.
Właśnie gdzieś głęboko praca kojarzyła mi się z przymusem, czymś ciężkim, niechcianym, dalekim od medytacji i stanów wysokoenergetycznych.
Pozwalam sobie być w stanach wysokoenergetycznych w działaniu.
Bartek dostał również fizyczną lekcję.
Przy ustawieniach i energetycznych wglądach Bartosza okazało się, że skrzypienie skrzyni biegów to lęki jego przodków przed Syberią, zsyłką, życiem inaczej niż przodkowie. Taki wewnętrzny przymus ściągania w schemat rodzinnego bagna.
I to energetyczne gluty ściągały nas w tył.
Przyszła podpowiedź, że Bartek ma postawić dużą świeczkę w sprawie przepalenia tych energii w cerkwi.
Poszliśmy do cerkwi, Bartek postawił świeczkę przy ikonie Serafina, zaczął medytować najlepiej jak mógł, prosić o uwolnienie od przeszłości i wyzwolenie z negatywnych rodzinnych myślokształtów. Po 15 minutach przyszła Pani i zaczęła gasić wszystkie świece i wyrzucać do koszy pod świecznikami (dzień cerkiewny się kończył) , z świecy upaliło się 5 cm, a ona sama miała 50 cm. ( normalnie w tym monastyrze pozwalali świeczkom dopalać się prawie do końca).
– Ja ją wezmę, przestawię w inne miejsce – w panice powiedział Bartek.
– Przecież zaraz wszystkie zgaszą w kościele – powiedziałam i zaczęłam się śmiać.
– Czemu się śmiejesz – zapytał Bartek
– Ile razu Ci mówiłam, że Ty w takim tempie odpuszczasz – powiedziałam – po kawałeczku.
-Trzeba to zmienić – powiedział stanowczo
Pozwalam sobie na odpuszczenie przeszłości
Pozwalam sobie iść w kierunku moich wyrażonych intencji na 100% , słuchając Boga
I rano w poniedziałek znowu postawił świeczkę przy ikonie Serafina, tym razem paliły się dwie jego świeczki, druga to ta z poprzedniego dnia wieczora, gdyż została zapalona na nowo przez siostry (nie było jej w pojemniku, a mało takich dużych świec).
Może na przepalenie tych energii potrzebne były aż dwie świece …….
Poza tym, gdy Bartek ze świeczką wszedł do cerkwi, dostałam telefon do właściciela Land Rovera z Niższego Novgorodu (ok 150 km od Sarowa) – z numerami telefonów do dobrych mechaników, którzy mogą nam pomóc. (Od paru dni szukaliśmy pomocy, może inaczej – nasi znajomi z Moskwy i nie tylko szukali dla nas mechaników, co mogą nam pomóc. Podsyłali linki do stron, gdzie mogliśmy poznać właściwe osoby itp. Do tej pory była cisza i nagle przestrzeń zaczęła otwierać się w momencie samej decyzji Bartka.
W poniedziałek już mieliśmy jechać do Niżnego Nowgorodu, jednak czułam, że tutejsza przestrzeń chce jeszcze mi coś powiedzieć.
– Co robimy dalej ? – zapytał Bartek rano.
– Nie wiem – odpowiedziałam.
Za parę chwil jedna z sióstr poprosiła nas o pomoc w przeniesieniu torby, a potem zapytała czy nie mamy samochodu, aby ją podwiesić do domu ok. 1 km.
Oczywiście to zrobiliśmy.
– Przyjdźcie jutro rano o 7 do monastyru będę miała dyżur, to położę Wam relikwie na ciało – powiedziała z wdzięczności.
Tak, tak 7 rano.
To odpowiedź na to moje "nie wiem" – powiedziałam do Bartka.
Bartek zaczął się troszkę oburzać, gdyż nie chciał tutaj zostawać kolejnego dnia.
Dzień minął nam jak zwykle sympatycznie na spacerach, kąpielach w jeziorze, medytacjach u Serafina. Wieczorem gdy już chcieliśmy jechać na nocleg nad jezioro zajechaliśmy do miejscowego sklepu po sok, którego mi się zachciało, (jak w takich miejscach jest niesamowita przepaść, między monastyrem, a wsią). Pani na kasie chciała nas oszukać na ok. 20 zł przy rachunku 40 zł. Było to zbyt widoczne, za pierwszym razem oddała część pieniędzy i dopiero interwencja u innej kasjerki spowodowała oddanie całości.
Tym troszkę mnie poirytowała, co spowodowało podniesienie mojego głosu, a potem wpis do książki skarg.
Gdy weszłam oddać książkę z wpisem o dziewczynce, jedna z kupujących, zaczęła mnie opieprzać, że przyjeżdżam w święte miejsce i robię awanturę.
Tak, tak w świętym miejscu Ci mniej święci mogą kraść do woli.
Powinnam ją przeprosić za całą awanturę – powiedziała
Więc ja uklękłam na kolanach przed nią robiąc to, to o co prosiła – odskoczyła jak od diabła i zaczęła się żegnać.
Nie wypadało mi się głośno śmiać, ale takim ludziom nie nie dogodzi.
Przypomniało mi to moją babcię, która codziennie biegała do kościoła, straszyła mnie Bogiem, gdy nie zachowywałam się tak jak ona chciała.
Bo ona to Bóg, a sama swoim zachowaniem daleka była od ideału. Nawet kiedyś na jej zachowanie zwrócił jej uwagę ksiądz, gdy poszła do niego na skargę na mnie. Gdyż całe jej życie było skierowane w siostry siostry mojej mamy i jej córki. W jej mniemaniu moja mama, ojciec i ja byliśmy tylko po to, aby im pomagać. Gdy za mało dawaliśmy – wg niej – była awantura i straszenie Bogiem.
Ostatnio na ustawieniach Helingerowskich powychodziło, że moja babcia była macochą mojej mamy, i że nie mam nic wspólnego z jej rodem. Tłumaczy to zachowanie babki, która właśnie jak macocha zachowywała się względem mojej mamy i mnie. Z klapkami na oczach dając swojej jedynej córce i wnuczce wszystko.
Szczerze mówiąc, gdy to na ustawieniach wyszło, poczułam straszną ulgę, że nie muszę być częścią rodu do którego nie należę.. Tak jakbym wreście mogła być tak naprawdę sobą.
Bo gdy staramy się zintegrować z czymś obcym jest to dla nas nie tylko trudne, ale wręcz nie wykonalne. Jaka naprawdę była historia pochodzenia mojej mamy nie wiem, na razie się nie objawiła, jednak otwierając jej wielką tajemnicę, mam nadzieję, że z czasem prawda ukaże się w pełnej krasie.
A jak pisałam wcześniej, uwolnienie tej tajemnicy dało mi dużo większe zrozumienie dla mojej "babci nie babci", a równocześnie spowodowało uwolnienie od żalów.
Oczywiście pół sklepu było przeciwko nam, jak zazwyczaj większość rodziny mojej babki, gdzieś pojawił się lęk, że mogą nam coś zrobić nad rzeką w nocy. Oczywiście możemy włączyć ochrony, jednak stwierdziliśmy, że lepiej przetransformować te energie w przyjaźniejszym miejscu. Poszliśmy jeszcze pożegnać się z Serafinem, monastyrem udało nam się kupić jeszcze naszą ulubioną sałatkę buraczkową na drogę (już po zamknięciu stołówki) i pojechaliśmy w kierunku Niżnego Nowgorodu
Uwolniony został potężny kawałek mojej przeszłości, dużo starego żalu, gdy jako dziecko miałam babcię, i nie miałam zarazem.
Dziękuję tej Pani, tej sytuacji.
Poza tym w monastyrze zaczęłam zwracać uwagę na noszenie prosto szyi. Spowodowało to, że czułam się na równi z ludźmi, z radością mogłam patrzeć w ich oczy.
Zaczęło mnie również boleć trzecie oko, weszliśmy do apteki i moim oczom pokazał się IRS-19 (zawiera bakterie górnych dróg oddechowych), preparat który pomógł mi wyjść z chronicznego zapalenia gardła i uratował moje migdały 30 lat temu. Czas przenieść się do przeszłości i przy jego pomocy pozdrawiać stare gardłowo-zatokowe demony. Dziękuje po raz kolejny z tym miejscu.
Kolejna lekcja była w na monasterskiej stołówce. Piękna Rosjanka z dziećmi emanowała bardzo agresywną energią rozpychając się na boki.
– Źle mi tu – powiedziałam.
Czy musimy dostosowywać się jak cały świat do małej grupki agresywnych ludzi ? – powiedziałam Bartek
Może czas aby oni dostosowali się do nas???
– Tak, tak – powiedziałam i wyjęłam komputer wtapiając się w pisanie bloga.
Dziękujemy Serafinowi za te piękne lekcje.
Na terenie monastyru znajduje się darmowa jadalnia gdzie w porze obiadu i kolacji można zjeść bardzo proste postne jedzenie jak prosta zupa, kasza, chleb na obiad ,czy sama kasza, chleb na kolację.
Takie karmienie pielgrzyma – nie tylko ubogiego. Gdy było dużo ludzi, również do stołówki były kolejki. Niektórzy się denerwowali, że może dla nich braknąć, że nie wystarczy.
Uwalniam się od poczucia braku w moim życiu.
Mam pod dostatkiem jedzenia zarówno duchowego jak i fizycznego, mam dostatek wszystkiego co potrzeba mi do życia tutaj na ziemi.
Jeden dzień na darmowej stołówce rozdawali zafoliowany pierwszy list Św. Pawła do Koryntian, czyli hymn miłości.
1 Gdybym mówił językami ludzi i aniołów,
a miłości bym nie miał,
stałbym się jak miedź brzęcząca
albo cymbał brzmiący.
2 Gdybym też miał dar prorokowania
i znał wszystkie tajemnice,
i posiadał wszelką wiedzę,
i wszelką [możliwą] wiarę, tak iżbym góry przenosił.
a miłości bym nie miał,
byłbym niczym.
3 I gdybym rozdał na jałmużnę całą majętność moją,
a ciało wystawił na spalenie,
lecz miłości bym nie miał,
nic bym nie zyskał.
4 Miłość cierpliwa jest,
łaskawa jest.
Miłość nie zazdrości,
nie szuka poklasku,
nie unosi się pychą;
5 Nie dopuszcza się bezwstydu,
nie szuka swego,
nie unosi się gniewem,
nie pamięta złego;
6 nie cieszy się z niesprawiedliwości,
lecz współweseli się z prawdą.
7 Wszystko znosi,
wszystkiemu wierzy,
we wszystkim pokłada nadzieję,
wszystko przetrzyma.
8 Miłość nigdy nie ustaje,
[nie jest] jak proroctwa, które się skończą,
albo jak dar języków, który zniknie,
lub jak wiedza, której zabraknie.
9 Po części bowiem tylko poznajemy,
po części prorokujemy.
10 Gdy zaś przyjdzie to, co jest doskonałe,
zniknie to, co jest tylko częściowe.
11 Gdy byłem dzieckiem,
mówiłem jak dziecko,
czułem jak dziecko,
myślałem jak dziecko.
Kiedy zaś stałem się mężem,
wyzbyłem się tego, co dziecięce.
12 Teraz widzimy jakby w zwierciadle, niejasno;
wtedy zaś [zobaczymy] twarzą w twarz:
Teraz poznaję po części,
wtedy zaś poznam tak, jak i zostałem poznany.
13 Tak więc trwają wiara, nadzieja, miłość – te trzy:
z nich zaś największa jest miłość.
Pokazując nam, że najlepszym pożywieniem to miłość. A kiedy trzeba będzie fizycznej strawy wszechświat o nas zadba,
Poza tym na terenie monastyru znajduje się duża stołówka również z prostymi daniami postnymi i z ryby, i kilka drobnych, gdzie można zjeść ciasteczko czy napić się kawy, herbaty. Ceny niewysokie kubek kawy czy herbaty 11-16 rubli (około 1 zł) ciasteczko 1 zł.
W dużej stołówce dla nas hitem była surówka z gotowanych buraków, z tartymi orzechami, suszonymi śliwkami i majonezem. Niebo z gębie (mała porcja 3 zł – przy Rosyjskich wyższych cenach niż w Polsce to niewiele).
Koło monastyru i w najbliższej odległości znajdują się święte źródła z których pije się wodę i kąpie w nich. Najbardziej znane jest źródło świętego Serafina 16 km od Monastyru w Cyganowkie.
Wjazd to mało przyjemne komercyjne stragany z jedzeniem, jednak dalej za parkingami pojawia się święte źródło. Jeziorko gdzie można się kąpać, zarówno w samym jeziorku jak i baseniku w domiczku.
Woda ma ok. 7 stopni, ludzie wchodzą obmywając się z grzechów przodków, jak w czasie chrztu. Kobiety muszą w dłuższych bluzkach, mężczyźni mogą w kąpielówkach.
Należy trzy razy zanurzyć się w wodzie wraz z głową.
Nie pierwszy raz obmywam się w ten sposób, jednak każdy raz powoduje u mnie jakieś napięcie, nie wiem dlaczego. Lęku przed chłodem…. A może lekkiego łatwego pozbycia się grzechów przodków. Może nie wierzę, że to tak prosto i łatwo można uczynić. Może, nie wierzę, że tak prosto można wrócić do raju.
Po kąpieli czujemy się jak nowo narodzeni.
Pierwszą noc spędzamy koło źródła, by potem przenieść się w na rzeczkę na plażowy parking naprzeciw monastyru. Gdzie możemy wtapiać się w przyrodę, a równocześnie patrzyć na monastyr.
Prawosławna wiara, w swojej obecnej formie bardziej pierwotna niż katolicyzm, po czasach komunizmu gdy była zakazana, a cerkwie zamknięte, przerobione na magazyny, baseny itp. od kilkunastu lat przeżywa prawdziwy renesans. Wiara jest nie tylko żywa, miło patrzeć jak ludzie się nią cieszą. Pielgrzymując nieraz i wiele ponad 1000 km, aby spędzić troszkę czasu w świętym miejscu.
Największe oblężenie jest w weekendy. Spotkaliśmy ludzi i z Urala i z okolic Soczi (ok 1000 km) Przyjechali na 2 dni na pielgrzymkę, turystów na szczęście nie widać, więc energia bardzo rozmodlona.
Setki świec rozświetlają cerkiew, zapach unosi się w przestrzeni, ludzie całują ikony, proszą, ale również wielbią. Święci na ikonach często palce rąk mają złożone w mudry.
Oczywiście pojawiają się ortodoksi, którzy zaraz chcieliby chrzcić na swoją wiarę. Moja wiara lepsza, ale to margines.
I tak nasyceni tym miejscem opuściliśmy je kierując się w kierunku Niższego Nowgorodu, aby znaleźć mechanika, który uzdrowi naszą landrynkę.
Serafin również będzie dalej podróżował z nami, i w naszym sercu i w postaci ikon. Jest z nami zresztą od Borjomi http://brygidaibartek.pl/gruzinskie-powitanie/
Dziękujemy jeszcze raz temu cudownemu miejscu za gościnę, lekcje, czas zatrzymania w podróży.
Niebieski kamień – najstarsze słowiańskie miejsce kultu na Rusi
Niebieski kamień – przemieszczający się ciepły kamień, potężne miejsce siły.
Znajduje się ok 3-4 km od miasteczka Pereslavl-Zalessky ok. 130 na północ od Moskwy w kierunku Jarosławia na brzegu Jeziora Pleshcheevo. Jest to kamień, który stanowił miejsce święte dla plemion pogańskich. Gdy na tych terenach nastało chrześcijaństwo, kamień wiele razy był wywożony na środek jeziora i wrzucany do wody. Po paru latach z powrotem znajdował się na brzegu. Nawet obecnie przemieszcza się w kierunku jeziora.
Poza umiejętnością chodzenia, posiada jeszcze bardzo wysokie wewnętrzne ciepło. Zimą, gdy pada na niego śnieg od razu topnieje.
Są teorie, że znajduje się na skrzyżowaniu energetycznych linii ziemi. Energia jest tak silna, że ma właściwości uzdrawiające.
Od kwietnia wprowadzono opłaty za wejście na teren sąsiadujący z kamieniem 50 rubli (3,5 zł.).
I my też po nocy spędzonej z drugiej strony jeziora pojechaliśmy do kamyczka.
Zaskoczyła nas ilość osób przychodzących do kamienia, których większość jest nie tylko umysłowymi widzami , ale przede wszystkim uczestnikami tego cudownego spotkania. Wiążą wstążeczki z prośbami na okolicznych drzewach, rzucają pieniążki na kamyczek i przysiadają w skupieniu. Przez 2 godziny jak tam byliśmy przewinęło się ze 150 osób, mężczyzn i kobiet w różnym wieku. Nadmienić należy, że byliśmy u niego w dzień roboczy.
Usiadłam na kamuszku i zanurzyłam w kontakt z nim. Powoli, powoli nawiązywaliśmy ze sobą kontakt
– Jak się masz – zapytałam.
– Nie za bardzo – odpowiedział.
– Co się dzieje? – zapytałam.
– Ludzie mnie denerwują, większość przychodzi tylko po to aby brać, więcej, więcej, więcej, a ja nie każdemu chcę dawać.
– Dlaczego nie chcesz każdemu dawać?
– Bo chcę dawać tym co to docenią, a innym nie. Drażni mnie taki roszczeniowy stosunek do życia ludzi – odpowiedział.
-To jednym dawaj, a drugim nie – ciągnęłam.
– Ale ja nie chcę, aby niektórzy do mnie przychodzili w ogóle, dlatego już chyba wolę odejść całkowicie z tego świata – odpowiedział ze złością.
Skąd takie zatrzetrzewienie? – zapytałam znów
– Nie wiem, ale nie mam już po prostu siły dawać, tu mnie boli, tam mnie boli – zaczął pokazywać – swoje już nadawałem, wystarczy, kiedyś były inne rytuały, nowoczesność mnie męczy – sarknął
– Opowiem Ci historię, o Matce Bożej z Lourdes (pisaliśmy o tym http://brygidaibartek.pl/cudowne-lourdes/) która dzieli się z radości spotkania z drugim człowiekiem, daje z nadmiaru który posiada, w ogóle nie myśli, że może jej czegoś braknąć, bo sama myśl spotkania z drugim człowiekiem generuje w niej energię.
Ciekawe, ale ja nie mam siły – powiedział zaciekawiony.
– Bo emocje złości, zacietrzewienia, oceny itp. odbierają nam energię – odpowiedziałam.
Zamyślił się i powiedział:
– Postaram się żyć tym co jest i nie tyle dawać, a cieszyć się ze spotkania. Zapomnieć o dawaniu, a po prostu być radosnym, silnym kamieniem z którego emanuje siła – odpowiedział.
Uwalniam się od przywiązania do przekonania, że powinno być tak, jak ja sobie wymyśliłam.
Cieszę się z każdego doświadczenia, które przynosi mi życie.
I od tej pory zanurzyliśmy się w sobie, otworzył dla mnie całą swoją siłę, którą byłam w stanie przyjąć.
Przychodziły obrazy z życia mojego i moich przodków, pojawiły się gdzieś głęboko schowane lęki, obrazy topienia, ścinania głowy itp.
Gdy dajesz się prowadzić nic Ci nie grozi, Bóg stworzył dla Ciebie raj na ziemi. To nie Bóg wygonił człowieka z raju, człowiek sam go opuścił – zabrzmiało w mojej głowie.
Twórz raj wokół siebie, tylko pamiętaj, że nosisz w sobie całe dziedzictwo przodków, również to negatywne. Bez zobaczenia go i rozświetlenia ten raj może być nieosiągalny.
Tak, tak wiem już to, słyszałam w Kokino w Macedеdonii:
http://brygidaibartek.pl/4000-letnie-obserwatorium-potezne-miejsce-mocy/
światłe dusze wcieliły się na ziemię w trudnych rodzinach aby rozświetlać ziemie w ten sposób, że rozświetlają cały ród.
Rozmów nie było końca.
– Jesteś ciepłym kamieniem, dlatego proszę Cię o pomoc w rozbudzeniu wewnętrznego ciepła – powiedziałam.
Jeszcze nie skończyłam zdania gdy zobaczyłam obrazy z mojego wczesnego dzieciństwa, kiedy non stop mnie za ciepło ubierano.
Urodziłam się z wysokim ciepłem wewnętrznym, jednak osoby od których byłam zależna tego nie rozumiały i ubierały mnie za ciepło, dlatego zaczęłam blokować swoje ciało szczególnie w okolicach nerek, aby go wychładzać.
Pozwalam sobie uwolnić energię z nerek i korzystać z mojego wewnętrznego ciepła, posiadając równocześnie możliwość dostosowywania się do temperatury otoczenia bez blokowania ciała.
Już powiedzieliśmy do widzenia, już wychodziliśmy od kamyczka, gdy na jednym ze straganów zobaczyłam słowiańskie runy, zawsze lubiłam karty jednak runy nigdy wcześniej mnie nie pociągały. Te jednak wprosiły się do mojego życia. Poszliśmy położyć je na kamieniu,
Ta, energia kamienia, która pojedzie z nami w dalszą podróż i będzie w niej przewodnikiem.
Bartkowi runy na kamieniu podpowiedziały aby był skoncentrowany, czyli odpuścił rozproszenie, a mi abym nie bała się widzieć świata takiego jakim jest zachowując miłość do niego, oraz aby nie żałowała przeszłości.
Dziękujemy za te podpowiedzi bardzo cenne, za ten piękny czas u niebieskiego kamienia.
Wiecej o niebieskim kamieniu ze strony rosyjskiej tłumaczył translator, dlatego może być troszkę nielogicznie
http://alamor.kvintone.ru/real/blu_stone/blu_stone.htm
Blue Stone –
miejsce mocy i życzymy spełnienia.
4000 letnie obserwatorium, potężne miejsce mocy
Kokino – 4000 tysięczne obserwatorium, potężne miejsce mocy 30 marzec- 1 kwiecień 2015
Kokino(maced.Кокино) – stanowisko archeologiczne w północno-wschodniej Macedonii z pozostałościami megalitycznego obserwatorium astronomicznego.
Stanowisko położone jest na górze Tatiḱew Kamen (1013 m) [koło wsi Kokino niedaleko miejscowośc i Staro Nagoriczane około 19 km na północny wschód od Kumanowa[2].
Stanowisko zostało odkryte przez archeologa Jowicę Stankowskiego z Muzeum Narodowego w Kumanowie w 2001 roku[1]. W 2002 fizyk Ǵore Cenew z planetarium w Skopju przeprowadził jego pierwsza analizę archeologiczno-astronomiczną[1]. Obserwatorium najprawdopodobniej powstało ok. 1800 p.n.e.[1].
W 2005 NASA umieściła Kokino na liście starożytnych obserwatoriów astronomicznych[3].
W styczniu 2009 rząd Macedonii zgłosił kandydaturę Kokino do wpisu na listę dziedzictwa kulturowego UNESCO[2].
To tyle z Wikipedii na początek
Podjeżdżamy prawie pod wierzchołek góry, parkujemy, bierzemy bębenek i spokojnie idziemy na szczyt. Góra jako jedyna w okolicy wyróżnia się kamieniami w górnej części.
Wchodzimy w rejon kamieni, wieje bardzo – temperatura mimo słońca nie przekracza 5 stopni. Jesteśmy prawie na 1000 metrów. Z góry widok na całą okolicę, rozległą dolinę i ośnieżone o tej porze roku dwutysięczniki. Gdzieniegdzie porozrzucane domki czy osady.
Niesamowita przestrzeń, która wciąga i pozwala się rozszerzać…… rozszerzać praktycznie w nieskończoność.
Bębenek i my radością witamy się z miejscem, tak obcym i tak znajomym zarazem.
Siadam na kamieniu i czuję, że doskonale znam to miejsce. Parę dni temu na nocnej mszy w monastyrze Bigorskiego, w czasie uzdrawiania krzywd z mojej duchowej drogi miałam wizję, że zostawiono mnie gdzieś na szczycie w fatalną , bardzo zimną wietrzną pogodę, na bardzo długo – abym udowodniła swoją nadprzyrodzoną siłę. Przeżyty wtedy jednak jakiś uraz został. Teraz poznaję to miejsce.
Przebaczam wszystkie krzywdy doznane w tym miejscu i od tego miejsca, jak również proszę o wybaczenie wszystkiego złego co ja tutaj wyrządziłam.
Gram na bębenku, na początku jest mi zimno – ręce marzną, gdy zaczynam odpuszczać krzywdy i żale, potrzeby udowadniania sobie i innym czegoś, osiągania czegoś – robi mi się cieplej. Z czasem zimny wiatr mi nie przeszkadza.
– Ten wiatr przeszywa całe ciało – mówi Bartek
– A jaki związek ma zimny wiatr z Twoją temperaturą ciała? – pytam.
– No tak, to tylko przekonania – odpowiada.
Uwalniam się od przekonania, że czynniki zewnętrzne zaburzają termikę mojego ciała.
Miejsce zaprasza do zabawy, bawimy się razem, wszyscy, Bartek robiąc zdjęcia.
Słońce, duchy miejsca, wiatr, przestrzeń i my tworząc całość ze sobą, przenikamy się nawzajem, aby jeden mógł doświadczyć drugiego. Wszystko jest w jedności. Świat ludzi i Bogów złączone niewidzialną srebrną nitką matczynej bezwarunkowej miłości.
Wszystko gra tańczy wzmaga dzikość, a może pierwotność.
Siadamy potem na kamyczku, zamykamy oczy i zatapiamy się w przestrzeń boskiej energii. Ledwo zamyka się oczy, a wchodzi bardzo głęboko. Miejsce wspiera takie działania, cieszy się z nich.
Samo stworzone do rozświetlania świata.
Tylko jak rozświetlić świat, akceptując wolną wolę innych? Przecież nie każdy chce żyć w miłości, świetle i radości? To narzucanie innym naszej wizji świata.
No właśnie światłe dusze na spotkaniu wymyśliły, że będą rodzić się w trudnych rodzinach, obarczonych bardzo dużym pokoleniowym balastem, mając ciało związane z tymi pokoleniowymi problemami będą wręcz zmuszone do transformacji starych pokoleniowych energii, aby wyjść dalej.
I w ten sposób będzie to wkład do rozświetlania świata.
Dlatego ustawienia Hellingerowskie i jemu pokrewne metody, to techniki na rozświetlenie siebie i ściągnięcie szarej powłoki z ziemi.
A gdy wyjdzie się poza przodków, uwolni ciało zaczyna się wolność.
Zadania może trudne, ale czy nie możliwe?
Pozwalam sobie wyjść poza uwarunkowania moich przodków, pozwalam sobie żyć w świetle.
Bardzo lubię pracę z pokoleniowymi przekonaniami co widać na blogu , czuję moc transformacji energii pokoleniowych i na pewno te informacje wpłyną na większą łagodność do moich przodków.
Miejsce tak nas oczarowało, że na dzień pojechaliśmy za internetem do Kumanowa, by o zachodzie słońca wrócić znów.
Miejsce nie zaprosiło do siebie, jednak my w samochodzie poczuliśmy się połączeni, poczuliśmy się partnerami jeden drugiego, nikt nie był lepszy gorszy. Tworzyliśmy jedność i dzięki naszemu połączeniu nasza siła światła wzrastała.
Nad nami rozgwieżdżone niebo z czasem spadającymi gwiazdami.
Miejsce spełnionych życzeń
Księżyc podświetlał białe obłoczki tworząc swoisty spektakl na niebie, a wszystko w energii ciszy, spokoju i wzajemnego szacunku.
Zatopiliśmy się w sen, mając nadzieję na wschód słońca.
Jednak dostaliśmy kolejną lekcję, rano zaczęło bardzo wiać, wręcz porywiście zrobiło się nieprzyjemnie zimno, aż trudno było wyjść sikać.
Pamiętaj o tworzeniu pól jedności z innymi, one dają potężna moc.
Dziękujemy za tę cudowną gościnę, za piękny czas. Za transformację na samych. To miejsce to pożegnanie z Macedonią, która w 90% pokazała nam się iście magicznie. Teraz powoli jedziemy w kierunku Polski gdzie zabawimy krótki czas, przede wszystkim robiąc lifting naszej kochanej landrynki, aby dzielnie mogła nam towarzyszyć na syberyjsko-mongolskich drogach.
Jeszcze raz dziękujemy Kokino za zaproszenie, jest to bardzo potężne miejsce.
To więcej o samej astrologii z Wikipedii
Obserwatorium zlokalizowane jest na dwóch występach skalnych, położonych na różnych wysokościach. Jego wymiary to 90 x 50 m[4]. W niższej, zachodniej, części stoją w rzędzie cztery kamienne „trony” orientowane w kierunku północ-południe, co umożliwiało siedzącym obserwacje wyższej platformy i wschodzących ciał niebieskich.
Badania archeologiczne wykazały, że „trony” służyły do przeprowadzania rytuału „połączenia” boga Słońca z władcą lokalnym, który miał być przedstawicielem boga na Ziemi. Rytuał odbywał się dokładnie w połowie lata (koniec lipca), kiedy słońce ukazywało się w wycięciu w bloku skalnym tuż pod najwyższym punktem obserwatorium. Wycięcie zostało bardzo precyzyjnie wykonane – odległość pomiędzy jego pionowymi ścianami odpowiada średnicy Słońca widzianej z „tronu” władcy. W dniu wyznaczającym połowę lata promień słońca pada dokładnie na „tron” władcy dzięki kolejnemu nacięciu w pionowej skale rozdzielającej obydwa występy. W dniu tym świętowano również zakończenie żniw, koniec cyklu rocznego a zarazem koniec panowania władcy – poprzez promień słońca padający na twarz władcy – połączenie z bogiem Słońca, odnawiał on władzę[2][4].
W skałach zlokalizowano siedem nacięć wskazujących miejsca wschodu Słońca i Księżyca[1][4]: trzy z nich wskazują miejsce wschodu Słońca podczas przesilenia letniego, przesilenia zimowego, a także równonocy wiosennej/równonocy jesiennej, a pozostałe cztery wyznaczają pozycje Księżyca[1][5]. Ponadto w skale znajdują się dwa dodatkowe nacięcia do wyznaczania kalendarza lunarnego[6], na podstawie którego określano kalendarz świąt[2].
Strona http://kokinoobservatory.mk/