Macedonia
now browsing by tag
4000 letnie obserwatorium, potężne miejsce mocy
Kokino – 4000 tysięczne obserwatorium, potężne miejsce mocy 30 marzec- 1 kwiecień 2015
Kokino(maced.Кокино) – stanowisko archeologiczne w północno-wschodniej Macedonii z pozostałościami megalitycznego obserwatorium astronomicznego.
Stanowisko położone jest na górze Tatiḱew Kamen (1013 m) [koło wsi Kokino niedaleko miejscowośc i Staro Nagoriczane około 19 km na północny wschód od Kumanowa[2].
Stanowisko zostało odkryte przez archeologa Jowicę Stankowskiego z Muzeum Narodowego w Kumanowie w 2001 roku[1]. W 2002 fizyk Ǵore Cenew z planetarium w Skopju przeprowadził jego pierwsza analizę archeologiczno-astronomiczną[1]. Obserwatorium najprawdopodobniej powstało ok. 1800 p.n.e.[1].
W 2005 NASA umieściła Kokino na liście starożytnych obserwatoriów astronomicznych[3].
W styczniu 2009 rząd Macedonii zgłosił kandydaturę Kokino do wpisu na listę dziedzictwa kulturowego UNESCO[2].
To tyle z Wikipedii na początek
Podjeżdżamy prawie pod wierzchołek góry, parkujemy, bierzemy bębenek i spokojnie idziemy na szczyt. Góra jako jedyna w okolicy wyróżnia się kamieniami w górnej części.
Wchodzimy w rejon kamieni, wieje bardzo – temperatura mimo słońca nie przekracza 5 stopni. Jesteśmy prawie na 1000 metrów. Z góry widok na całą okolicę, rozległą dolinę i ośnieżone o tej porze roku dwutysięczniki. Gdzieniegdzie porozrzucane domki czy osady.
Niesamowita przestrzeń, która wciąga i pozwala się rozszerzać…… rozszerzać praktycznie w nieskończoność.
Bębenek i my radością witamy się z miejscem, tak obcym i tak znajomym zarazem.
Siadam na kamieniu i czuję, że doskonale znam to miejsce. Parę dni temu na nocnej mszy w monastyrze Bigorskiego, w czasie uzdrawiania krzywd z mojej duchowej drogi miałam wizję, że zostawiono mnie gdzieś na szczycie w fatalną , bardzo zimną wietrzną pogodę, na bardzo długo – abym udowodniła swoją nadprzyrodzoną siłę. Przeżyty wtedy jednak jakiś uraz został. Teraz poznaję to miejsce.
Przebaczam wszystkie krzywdy doznane w tym miejscu i od tego miejsca, jak również proszę o wybaczenie wszystkiego złego co ja tutaj wyrządziłam.
Gram na bębenku, na początku jest mi zimno – ręce marzną, gdy zaczynam odpuszczać krzywdy i żale, potrzeby udowadniania sobie i innym czegoś, osiągania czegoś – robi mi się cieplej. Z czasem zimny wiatr mi nie przeszkadza.
– Ten wiatr przeszywa całe ciało – mówi Bartek
– A jaki związek ma zimny wiatr z Twoją temperaturą ciała? – pytam.
– No tak, to tylko przekonania – odpowiada.
Uwalniam się od przekonania, że czynniki zewnętrzne zaburzają termikę mojego ciała.
Miejsce zaprasza do zabawy, bawimy się razem, wszyscy, Bartek robiąc zdjęcia.
Słońce, duchy miejsca, wiatr, przestrzeń i my tworząc całość ze sobą, przenikamy się nawzajem, aby jeden mógł doświadczyć drugiego. Wszystko jest w jedności. Świat ludzi i Bogów złączone niewidzialną srebrną nitką matczynej bezwarunkowej miłości.
Wszystko gra tańczy wzmaga dzikość, a może pierwotność.
Siadamy potem na kamyczku, zamykamy oczy i zatapiamy się w przestrzeń boskiej energii. Ledwo zamyka się oczy, a wchodzi bardzo głęboko. Miejsce wspiera takie działania, cieszy się z nich.
Samo stworzone do rozświetlania świata.
Tylko jak rozświetlić świat, akceptując wolną wolę innych? Przecież nie każdy chce żyć w miłości, świetle i radości? To narzucanie innym naszej wizji świata.
No właśnie światłe dusze na spotkaniu wymyśliły, że będą rodzić się w trudnych rodzinach, obarczonych bardzo dużym pokoleniowym balastem, mając ciało związane z tymi pokoleniowymi problemami będą wręcz zmuszone do transformacji starych pokoleniowych energii, aby wyjść dalej.
I w ten sposób będzie to wkład do rozświetlania świata.
Dlatego ustawienia Hellingerowskie i jemu pokrewne metody, to techniki na rozświetlenie siebie i ściągnięcie szarej powłoki z ziemi.
A gdy wyjdzie się poza przodków, uwolni ciało zaczyna się wolność.
Zadania może trudne, ale czy nie możliwe?
Pozwalam sobie wyjść poza uwarunkowania moich przodków, pozwalam sobie żyć w świetle.
Bardzo lubię pracę z pokoleniowymi przekonaniami co widać na blogu , czuję moc transformacji energii pokoleniowych i na pewno te informacje wpłyną na większą łagodność do moich przodków.
Miejsce tak nas oczarowało, że na dzień pojechaliśmy za internetem do Kumanowa, by o zachodzie słońca wrócić znów.
Miejsce nie zaprosiło do siebie, jednak my w samochodzie poczuliśmy się połączeni, poczuliśmy się partnerami jeden drugiego, nikt nie był lepszy gorszy. Tworzyliśmy jedność i dzięki naszemu połączeniu nasza siła światła wzrastała.
Nad nami rozgwieżdżone niebo z czasem spadającymi gwiazdami.
Miejsce spełnionych życzeń
Księżyc podświetlał białe obłoczki tworząc swoisty spektakl na niebie, a wszystko w energii ciszy, spokoju i wzajemnego szacunku.
Zatopiliśmy się w sen, mając nadzieję na wschód słońca.
Jednak dostaliśmy kolejną lekcję, rano zaczęło bardzo wiać, wręcz porywiście zrobiło się nieprzyjemnie zimno, aż trudno było wyjść sikać.
Pamiętaj o tworzeniu pól jedności z innymi, one dają potężna moc.
Dziękujemy za tę cudowną gościnę, za piękny czas. Za transformację na samych. To miejsce to pożegnanie z Macedonią, która w 90% pokazała nam się iście magicznie. Teraz powoli jedziemy w kierunku Polski gdzie zabawimy krótki czas, przede wszystkim robiąc lifting naszej kochanej landrynki, aby dzielnie mogła nam towarzyszyć na syberyjsko-mongolskich drogach.
Jeszcze raz dziękujemy Kokino za zaproszenie, jest to bardzo potężne miejsce.
To więcej o samej astrologii z Wikipedii
Obserwatorium zlokalizowane jest na dwóch występach skalnych, położonych na różnych wysokościach. Jego wymiary to 90 x 50 m[4]. W niższej, zachodniej, części stoją w rzędzie cztery kamienne „trony” orientowane w kierunku północ-południe, co umożliwiało siedzącym obserwacje wyższej platformy i wschodzących ciał niebieskich.
Badania archeologiczne wykazały, że „trony” służyły do przeprowadzania rytuału „połączenia” boga Słońca z władcą lokalnym, który miał być przedstawicielem boga na Ziemi. Rytuał odbywał się dokładnie w połowie lata (koniec lipca), kiedy słońce ukazywało się w wycięciu w bloku skalnym tuż pod najwyższym punktem obserwatorium. Wycięcie zostało bardzo precyzyjnie wykonane – odległość pomiędzy jego pionowymi ścianami odpowiada średnicy Słońca widzianej z „tronu” władcy. W dniu wyznaczającym połowę lata promień słońca pada dokładnie na „tron” władcy dzięki kolejnemu nacięciu w pionowej skale rozdzielającej obydwa występy. W dniu tym świętowano również zakończenie żniw, koniec cyklu rocznego a zarazem koniec panowania władcy – poprzez promień słońca padający na twarz władcy – połączenie z bogiem Słońca, odnawiał on władzę[2][4].
W skałach zlokalizowano siedem nacięć wskazujących miejsca wschodu Słońca i Księżyca[1][4]: trzy z nich wskazują miejsce wschodu Słońca podczas przesilenia letniego, przesilenia zimowego, a także równonocy wiosennej/równonocy jesiennej, a pozostałe cztery wyznaczają pozycje Księżyca[1][5]. Ponadto w skale znajdują się dwa dodatkowe nacięcia do wyznaczania kalendarza lunarnego[6], na podstawie którego określano kalendarz świąt[2].
Strona http://kokinoobservatory.mk/
Cena miski – ohrydzccy psy nauczcyciele
Cena miski – komfortu – psi nauczyciele Ohryd 26 marca 2015
I do naszego porannego spaceru zaczęli powoli dołączać kolejni spacerowicze. W rezultacie było ich czterech, dokładnie czwórka wolnych psów chciała być naszymi przewodnikami po miasteczku.
Każdy z nas chodził swoją ścieżką, by od czasu do czasu ku wspólnej radości spotkać się w jednym miejscu. Gdy raz weszliśmy do pensjonatu pytać o noclegi, cała czwórka czekała pod drzwiami, dając iście magiczny znak radości, gdy zobaczyła nas z powrotem.
To nie dla Was zdawało się słyszeć….
Jesteście wolni, wolni, wolni tak jak my – brzmiało w głowie.
Siedliśmy na ławeczce z widokiem na jezioro, one usadowiły się obok. My kontemplowaliśmy przyrodę, wtapialiśmy się w otchłań jeziora. One albo spały, bawiły się ze sobą, albo po prostu były.
W pewnym momencie pojawili się oni, dwójka mężczyzn z psem na smyczy. „Nasze” psy zaczęły warczeć, szczekać, pies na smyczy ujadać – chcąc się wyrwać, a jeden z mężczyzn wziął patyk i zaczął bić nasze psy.
Pan lubi psy? – Powiedziałam po angielsku z emocją w głosie!
Łzy napłynęły mi do oczu. Ten człowiek widzi tylko to co moje……moje mówiłam do Bartka. JA, MÓJ pies, Moja żona, a reszta poza tym światem przeszkadza, a to co wolne jest zagrożeniem dla moje. Bo wolność nie zna moje – twoje.
Mężczyzna popatrzył na mnie ze złością i poszedł dalej, gdzie koło cerkwi przywiązał SWOJEGO psa. Psa, który zaczął głośno ujadać, chcąc wyrwać się z uwięzi. Słychać było skargi i pretensje.
Tak, tak masz pełną miskę każdego dnia, ciepły kocyk, – mówił jeden z naszych towarzyszy….
My mamy wolność, ale czasem nie mamy takiego komfortu jak Ty, czasem burczy w brzuszku, czasem trzeba się przespać byle gdzie – dodawał drugi……
Cena komfortu jest wysoka – dodawał trzeci….
Bo zresztą czy to komfort czy zniewolenie?
A może cena wygody?
Wygoda, komfort czy życie?
Gdy widzieliśmy tego psa jak wyrywa się ze smyczy, zadaliśmy pytanie:
W jakich dziedzinach życia, tematach jesteśmy jeszcze na smyczy i musimy się z niej tak wyrywać? Popatrzcie na swoje życie, na swoje życiowe smycze. Jedzenie, ciepło, przestrzeń, obiecany majątek ……….
Jaką cenę płacę za swoją miskę i co w niej jest?
Powiecie bezpańskie psy nie miały co jeść!
A ile jedzenia ląduje na śmietniku, i czy karma na pewno jest lepsza? (dla producenta zapewne tak, bo nabija jego kieszeń)
Nie miały kocyka, a czy w schronisku które dla tych bezdomnych psów stworzyliśmy, jest taki RAJ?
A może po prostu boimy się, że nas pogryzą, litujemy się nad nimi, że są biedne, bo nie mają miski (litość to poczucie wyższości), i każemy im żyć tak jak my uwarzmy za słuszne?
Bo miska najważniejsza!!!!
Pamiętam jak kiedyś przyszła do nas znajoma wielka miłośniczka kotów, sama POSIADA dwa z którymi podróżuje. Zaczęła maluchy tarmosić, bez szacunku do nich. Patrzyliśmy lekko przerażeni.
Twoje koty lubią podróżować – zapytałam?
Nie mają wyjścia, są ze mną i muszą podróżować, wyrywają się drapią, ale jadą ze mną, bo ja je kocham, – odpowiedziała.
Zaniemówiłam.
Przy naszej ławeczce rozgrywała się dalsza część lekcji, szedł pies duży z gatunku agresywnych na smyczy ze swoim Państwo.
Wyrywał się i szarpał widać było, że „właściciele” nad nim nie panują.
„Nasi” towarzysze zaczęli szczekać, a właścicielka zaczęła na nich krzyczeć.
Znowu inni (a może wolni ) przeszkadzają nam na tym świecie.
Smycz…………
Ile jeszcze w nas smyczy?
A nasi mali towarzysze szli z nami po mieście, powoli gubiąc się za swoimi sprawami. Tylko jeden z nich obszedł z nami prawie całe miasto, śpiąc pod sklepami do których wchodziliśmy.
Na koniec został gdzieś ze spotkanymi wolnymi towarzyszami.
Nikt nikogo do niczego nie zmuszał, po prostu byliśmy……
Raz szedł uśmiechnięty Pan z małym pieskiem na długiej smyczy. Smycz była długa, ale pies szedł blisko nogi bo tak chciał. Nikt nie szczekał, psy popatrzyły na siebie i każdy ze spokojem poszedł swoją drogą.
Mam szacunek do siebie i innych istot wokół mnie.
I taką piękną lekcję dały nam te cztery kochane stworzenia, które mają odwagę żyć wolno, czasem zapewne muszą prosić o jedzenie, kąt , jednak są wolne.
Tyle walczymy o wolność krajów, narodów, a ile wolności dajemy sobie i innym?
Aby jeszcze dokończyć temat wolności. Na jednym ze stawów zobaczyliśmy kaczki z przyciętymi skrzydełkami, mające swoje domki i za pewne pełną miskę.
Może za jakiś czas zazdroszcząc im wolności wszystkie ptaki tak wylądują, bo będzie ich za dużo, będą niebezpieczne, a my ludzie będziemy musieli się o nie troszczyć! Powstaną schroniska dla ptaków…………………
Śmieszna, dziwna wizja, a może 50 lat temu schroniska dla zwierząt były taką samą śmieszną, dziwną wizją….????
Jeżeli już musimy zamykać wolne psy (zresztą takie jest prawo), to może warto iść zobaczyć jak żyją, zaangażować się w poprawę ich warunków fizycznych i psychicznych, a nie mówić tylko – biedne bezpańskie psy, niech mają miskę w schronisku – niech ja ich nie widzę i niech nie są dla mnie niebezpieczne, ja nie mam czasu……………
Wiem, że schroniska zmagają się z brakiem wolontariuszy!!!!
Taki brak konsekwencji i spychologia.
Pozwalam sobie na konsekwencję w swoich działaniach
Ci nasi kochani psi nauczyciele pokazali nam jeszcze jeden temat, dla nas bardzo ważny.
Jak musimy się poświęcać, poniżać, tracić wolność dla zapewnienia sobie jedzenia.
Dlatego na pewno z większą konsekwencją podążymy w kierunku większej wolności, czyli uwolnienia się od przymusu jedzenia.
Dziękujemy naszym towarzyszom za cudowną wycieczkę (tak na marginesie, nie chciały nic od nas jeść).
Pozwalam sobie i innym na wolność na wszystkich poziomach, to moja droga.
Macedońskie magiczne powitanie
Macedońskie powitanie – magiczny poranek w Ohrydzie 25-26 marca 2015
Macedonia, kraj który zaprosił nas do siebie, gdy jechaliśmy w stronę Gruzji. Pokazując swoje oblicze w pełnej krasie dziesięć kilometrów przed wyjazdem – granicą z Bułgarią, karmiąc najlepszymi melonami w euroazji – zwanymi rosyjskimi ananasami.
http://brygidaibartek.pl/szybka-macedonia/
Jak pokaże się teraz?
Zaraz po przyjeździe trafiliśmy do miasteczka Bitola, które nas nakarmiło (po gościnie w Grecji – dziś chyba dzień napchanego brzuszka), – ziemniaczki z ajvarem, pory smażone – kolejne pyszne rzeczy tego dnia. Potem świeżo prażone orzeszki i kawa.
Poczuliśmy jakiś większy luz, melodia języka była dla nas przyjaźniejsza i ceny zdecydowanie niższe jak w Grecji (na poziomie polskich).
Kupiliśmy internet – 1 GB za 7 zł na tydzień, pospacerowaliśmy leniwie po miasteczku, wdając się w dialog z duchami Macedonii.
A potem już o zmroku przejechaliśmy do Ohrydu, największego kurortu macedońskiego, znajdującego się nad górskim jeziorem Ohrydzkim – otoczone 2 tysięcznikami. Święte jezioro Bałkanów, kiedyś na jego brzegach znajdowało się 365 cerkwi, jedna na każdy dzień, teraz trochę mniej. Takie połączenie świętego miejsca, z miejscem dla rozrywki, odpoczynku.
A może to takie połączenie nas?
Sam Ohryd przywitał nas na początek wrednymi parkingowymi, aby potem dać nie tylko darmowy postój na starym mieście – przy cerkwi świętej Zofii, ale również możliwość noclegu na nim.
Urzekł nas spokój tego miejsca, taki spokój miejskiej dzielnicy, że nawet zaczęliśmy szukać noclegu. Jednak żądne miejsce spełniające nasze wymagania (ciepłe z widokiem na jezioro, fajna energia), się nie pojawiło, mimo że ceny przystępne 20-30 euro za pokój z łazienką/2 osoby). Bardzo wysoki standard.
Zasnęliśmy na miejskim parkingu, aby o poranku, jeszcze gdy miasto spało – oddać się magii jeziora. Popatrzeć jak wita się ze słońcem, jak zaczyna kolejny dzień.
Magia miejsca. Miejsce ludzi i Bogów, każdy znajdzie tutaj swoją przestrzeń.
Urzeczeni magią czasu i tej przestrzeni, patrzyliśmy na film, który rozgrywał się przed nami na jeziorze, aby od czasu do czasu pstryknąć jakieś zdjęcie.
Powitanie iście magiczne.
Gdy przyglądaliśmy się cerkwi św. Jovan Kaneo – symbolu Macedonii – do naszego spaceru dołączyły cztery miejscowe psy, które były cudownymi nauczycielami wolności, ale o tym w następnym poście.
Szybka Macedonia
Szybka Macedonia 25 sierpień 2014
I znowu , zmiana kraju wszystko dzieje się szybko . A każdy z nich to inna energia , inne problemy i radości . Macedonia dała nam chłód głębokiej doliny , rześkość w czasie jazdy w gorącym klimacie . Chcieliśmy jechać przez górskie przełęcze , jednak nie znaleźliśmy drogi i pojechaliśmy szybkimi płatnymi autostradami (chyba trochę droższe jak w Polsce) otuleni chłodem skal .
Jechaliśmy bez zaproszenia z żadnego miejsca , aż nagle przy samej granicy z Bułgarią zostaliśmy zaproszenie na festiwal folklorystyczny , taki nasz Tydzień Kultury Beskidzkiej . Nawet mieliśmy wrażenie, że zespół Macedoński czy Rumuński był niedawno na TKB .
Wtopiliśmy się w miasteczko , które zajadało się sandwiczami wg na po macedońsku tzn kanapką na ciepło z frytkami i plasterkiem sera bądź szynki . Miało się wrażenie , że wszyscy to jedzą taka nowa moda .
My kupiliśmy tam najlepsze melony na świecie zwane ruskimi ananasami. Poza melonem , który miał smak najlepszy jaki w zyciu próbowaliśmy , skosztowaliśmy również wspaniałych soczystych , bardzo mocno esencjonalnych i dojrzałych brzoskwiń . Gdy się je jadlo sok spływał po rękach , a w ustach była poezja smaku . To już taka rzadkosć w dzisiejszym świecie . Sprzedaż dojrzałych na drzewie owoców . Winogrona były podobnej jakości . Nieco gorzej wypadły na ich tle warzywa , ale pomidory i tak były najlepsze jakie jedliśmy w tym roku .
A ceny niższe jak w Albanii owoce ok 2-3 zł. Za kg .
Zatankowaliśmy jeszcze do pełna , bo tu trochę taniej (4,80 za litr diesla ) i pojechaliśmy do Bułgarii , gdzie ok 50 km za granicą znaleźliśmy mimo nocy piękny spokojny nocleg na kwietnej lace . Przykład tego, że gdy pozwalamy się prowadzić . Wszechświat pokazuje nam wszystko co najlepsze . Dziękujemy ślicznie .