praca z przodkami
now browsing by category
Rodzinne spotkanie na Kaukazie
Rodzinne spotkanie w Kaukazie 8—15 luty 2015
Nie szło nam ostatnio pisanie, a przyczyna była prosta i skomplikowana zarazem, czyli RODZINA.
Teraz gdy pół roku jestem w podróży, można rzec w innym stanie świadomości, chcieliśmy pobyć jakiś czas z rodziną, z którą od lat bywamy tak tylko godzinę dwie, od czasu do czasu.
A tu mieliśmy możliwość cały tydzień, w silnym energetycznie miejscu – na Kaukazie.
Pomysł iście ekstremalny, a może duchy podpowiedziały, że to będzie najlepsze do dalszego naszego rozwoju osobistego. Bo przecież odpuszczając rodzinne sprawy, przywiązania dopiero wtedy będzie nam lżej.
I ……. teraz właśnie od ich wyjazdu minął prawie tydzień, my zmieniliśmy kraj (Turcja), a dalej nie było energii na pisanie. Nie na pisanie o tym, a pisanie w ogóle.
Gdzieś tam dusiliśmy się jeszcze, gdyż Bartka mama złapała 2 dniowy wirus, a my po niej też zaczęliśmy się dusić.
Dusić się w świecie w którym wyrośliśmy, gdzie nie można być sobą, pokazywać uczuć, emocji, gdzie trzeba żyć na POKAZ, być grzecznym, miłym, robić dobre wrażenie.
Bo inaczej wyśmieją, przeklną, nie zaakceptują i człowiek zostanie SAM!
Nasz świat zawirował, straciliśmy masę energii na pokazywanie sobą kogoś kim nie jesteśmy.
Bartek rzucił się na jedzenie jak chyba parę lat temu, ja na alkohol, kłóciliśmy się non-stop ku uciesze Pań!!!
Zresztą Bartek miał lżej, bo brak akceptacji dotyczył również tematu kobiecości.
Uwaga była zwracana TYLKO MNIE!!!!! Lub zauważano tylko to, co Bartek robił dla mnie.
Świat kobiet, które wchodzą do dupy mężczyznom, niszcząc inne kobiety wokół.
Patrzyłam na to, ale czasami już nie byłam na tyle silna, aby zachować siebie. Zresztą przeleciało przed moimi oczami całe moje życie.
Gdzie każde odstępstwo życia nie na POKAZ było karane biciem, wyśmiewaniem, terroryzowaniem.
Od dziecka miałam być dziewczynką na pokaz. Nigdy taka nie byłam, dlatego byłam bita przez matkę za każdy drobiazg, wyrzucana z domu, terroryzowana. Każda nadrobniejsza porażka wytykana miliony razy.
„Ja powiem ludziom jaka jesteś zła, niedobra, powiem to u Ciebie w pracy” – krzyczała moja mama.
W szkole na W-F-ie wstydziłam się rozebrać, bo miałam paski od bicia. Bo przecież robiłam tyle zła. Nie patrzyłam ludziom w oczy, bo na pewno znali wszystkie moje najdrobniejsze złe uczynki.
Gdzieś w połowie liceum powiedziałam do kolegi, że mama wykrzykuje na mnie „TY KURWO”
Popatrzył na mnie, rozgadał jako dowcip po klasie i nie uwierzył.
Nikt nie wierzył, na pozór szanowana osoba nauczycielka, po godzinach katowała swoje dziecko zarówno psychicznie jak i fizycznie.
Wracałam do domu ostatnimi autobusami, bo bałam się co będzie, jaka awantura, za co?
O to, że coś powiedziałam nie tak, jak trzeba itp.
Uczyłam się dobrze, choć zastraszona nie sięgałam po to co chciałam. Sięgałam po to, co było najdalej, od tego co tak naprawdę chciałam.
Bo nie zasługiwałam, byłam taka strasznie zła i do niczego. Mama czytała moją korespondencję, kpiła, wyszydzała ze wszystkiego, szpiegowała każdy mój krok.
Gdy szykowałam się do podróży, przez parę tygodni przed wyjazdem robiła mi dzikie awantury. Strasząc mnie, że jest bardzo chora i jak wrócę na pewno nie będzie żyć.
Będąc gdzieś w świecie myślałam czy już umarła i to na pewno moja podróż będzie tego przyczyną. Gdy wracałam trzepałam się cała szukając klepsydry z danymi mojej mamy.
Taka była cena robienia namiastki tego co chciałam.
Zapytacie dlaczego z nikim nie porozmawiałam na ten temat ?
Z kim?
Nie miałam pojęcia kto to zrozumie, a ja na pewno byłam w całej sprawie winna. Nawet dziś, gdy mówię o tym na łamach rodziny, spotykam się z niewiarą , lekceważeniem zmierzającym do zakopania tematu ( bo o zmarłych się źle nie mówi).
Co na to ojciec!!!!!!!
Nic, był za słaby, zawsze robił to co mama powiedziała i trzymał przez to jej stronę.
Przeprosił mnie za swoje zachowanie przed śmiercią mówiąc, że był za słaby.
Do tego dochodzi kobieca linia rodu. Babcia chyba była jeszcze trudniejsza od mamy.
Teraz po latach wiem, w jakiej patologii wychowała się moja mama.
Gnój, bagno o którym nie wolno było mówić.
Bo wizerunek, życie na POKAZ !!!!!!!!
Mijały lata, moje życie doprowadziło mnie już do momentu, gdy miałam wszystkiego dość. Praca dla mnie bez sensu, z ludźmi którzy psychicznie niszczyli jeden drugiego.
Taki był mój świat.
Mając już prawie 30 lat duchy doprowadziły mnie do Janusza Olenderka, który prawie zaczynał tworzyć ośrodek Mandala w Targoszowie. Sprawy duchowe zawsze mnie fascynowały.
Janusz po któreś wizycie wyciągnął ode mnie informację o sytuacji rodzinnej w domu i namówił na regresing.
I tak zaczęła się długa, bardzo długa droga pracy ze sobą.
To, że jestem gdzie jestem, zawdzięczam łamaniu rodzinnych schematów. Łamaniu tabu.
Jednak wizyta dwóch Pań reprezentujących nasze rodziny – oceniających, straszących klątwami i namawiających do życia tak ,by „inni mnie akceptowali” – ruszyła jeszcze nie uporządkowane elementy.
Sytuacja pokazała, że jeszcze nie odpuściłam rodzinnych spraw do końca (nie odpuściliśmy!), ani nie ma we mnie 100% przekonania o podążaniu swoją drogą.
Brakowało zrozumienia w obie strony i dania przestrzeni dla powiedzenia – KURWA, OBRAŻAJCIE SIĘ ILE CHCECIE, WYJEŹDZAJCIE, CHORUJCIE , BĄDZIE NIE ZADOWOLONE – TO JEST WASZ ŚWIAT, – my Was tylko zaprosiliśmy i chcemy dać to co uważamy za najlepsze!
Jednak to, że Was zaprosiliśmy nie znaczy, ze zrezygnujemy z siebie.
Dlaczego to piszę????
Może dla innych, którzy widzą już możliwości ruszenia z miejsca, aby zrozumieli, że zawsze można.
Można wyjść ze świata który nam nie odpowiada, jedno co trzeba, to dać sobie przyzwolenie na zmiany i nie oczekiwać od tego świata, że je zaakceptuje. Przecież większość alkoholików nie szanuje tych co przestają pić.
Tak samo tutaj.
Na pewno moje ciocie, kuzynki, których większości nawet nie znam – przeklną mnie – bo źle piszę o rodzinie, o mamie.
Nie piszę źle – piszę PRAWDĘ.
A co do energii wyszydzania, straszenia klątwami – mam dla Was jedną radę – wszystko co dajecie wraca z powrotem spotęgowane do WAS.
Wyszydzanie, przeklinanie, straszenie.
Wiec ja wybieram iście drogą radości i miłości.
Może czasem jest koślawa, pojawiają się na niej emocje, ale jest moja i ja biorę za nią pełną odpowiedzialność i staram się najbardziej zbliżać do miłości, jak się tylko da.
A dlaczego miałam problem z napisaniem tego?
Bo była u mnie ciocia, która nadal żyje w świecie na POKAZ. Gdzie każde słowo napisane na tym blogu zostanie użyte przez jej córkę przeciwko niej. Zostanie wyśmiana.
I …………..
To jest jej świat, dlaczego ja mam w niego ingerować?
I ……………….. dlaczego takie osoby wymuszają na innych, aby inni powrócili i żyli w ich świecie?
Zresztą, co nie napisze, czy dobrze czy źle – zawsze coś można znaleźć – i z tego w rodzinie poszydzić.
Idę swoją drogą z podniesioną głową, nawet gdy inni szydzą ze mnie, negują, straszą, przeklinają i nie akceptują.
Pozwalam sobie wyjść poza rodzinę i żyć pełnią życia.
A mamie i cioci chcieliśmy pokazać kawałek Gruzji, niestety mama Bartka się pochorowała i 2 dni leżała w łóżku w Tskaltubo.
Zobaczyliśmy jaskinię Prometeusza, kąpaliśmy się radonowych wodach, pojechaliśmy do Kutaisi i Gelati, podziwiając już wczesną wiosnę.
A potem do Batumi łącznie z kawą w podniebnej kawiarni w hotelu Radisson.
Gdy już wracaliśmy z powrotem na lotnisko odwiedziliśmy ogród botaniczny, czarne plaże Ureki i subtropikalny strumyk niedaleko Ozurgeti.
Pozwoliliśmy im pokosztować tutejszego jedzenia.
Tutaj może małe przesłanie dla wegan i wegetarian
Bardzo często wcześniej słyszałam od cioci „ JA JEM WSZYSTKO”
– zawsze była kpina i wyszydzanie z tego jacy jesteśmy kapryśni do jedzenia.
A na miejscu okazało się, że sama je tylko to co jej smakuje, prawie wszystko tu w Gruzji rodziło w niej obrzydzenie, a wszystko może by jadła jakby sobie po swojemu przygotowała……..
I w rezultacie „JA JEM WSZYSTKO „ – dotyczyło chudego mięska zrobionego tylko wg jej technologii, karpia jako jedynej ryby …….
Czy nie za bardzo w życiu przejmujecie się takimi autorytetami w sprawach jedzenia??? i nie tylko jedzenia – poobserwujcie ich……
Na mnie próbowano wymusić, abym o tym nie pisała.
Dlaczego????
Aby dalej mogli wyśmiewać innych, tworząc iluzję siebie???
Jestem wdzięczna całemu wszechświatowi, że pozwolił mi się stać tym kim jestem, wyrwać z rodzinnych ograniczeń i iść swoją drogą.
I jestem cała zadowolona, że to napisałam! A mamie i cioci dziękujemy za spotkanie, które bardzo wiele wniosło w nasze życie.
DZIĘKUJEMY!!!!
Objęciach duchów gór
W objęciach duchów gór 3 luty 2015
Całą noc duchy Svanów opowiadały mi historie. Dobre i złe. Jednak najbardziej były zaniepokojone tym co dzieje się teraz. Nie mogą działać, bo nie ma już jednoznacznych myślokształtów.
Kiedyś większość ludzi coś chciała i to się z czasem materializowało, Svanowie nie byli zadziornie i zaczepnie waleczni, a odważni, prawi i pewni siebie.
Jak już podjęli decyzje to za nią szli. Dlatego żyło im się dobrze komunikując się ze światem widzialnym i niewidzialnym. Pozostając w harmonii tego co stworzyli, z miejscami, zwierzętami.
Gdy dzięki drodze zostali otwarci pojawiły się nowe wartości, rzeczy, bogowie.
Dawne wierzenia, poglądy poszły gdzieś w zapomnienie, a pojawiły się nowe.
Nikt nie podjął decyzji o zmianie, w pozbyciu się starego i przyjęciu nowego. Wszystko tkwi w zawieszeniu, karmione wątpliwościami bo co wybrać? Za czym iść?
Tym co stare czy nowe?
W miejsce Boga Niebo, pojawił się Bóg pieniądz. Dlaczego oni nie mogę istnieć obok siebie?
Z tego wszystkiego powstał chaos, bo może jedno nie wyklucza drugie, ale nie ma przejrzystej jasnej wizji dalszego życia jak kiedyś.
Tak, z chaosu powstał wszechświat i na pewno powstaną tak również nowi Svamowie, jednak na ile zachowają siebie?
Z przejrzystą jasną wizją idę przez świat
A rano ruszyliśmy w kierunku wyciągów narciarskich 8 km od Mestii. Chcieliśmy kanatką (krzesełkiem) wyjechać na górę, aby wejść w głąb magicznego Kaukazu, sycąc się jego pięknem z dala od ludzkiego chaosu.
Kolejka znajduje się 8 km od Mestii, o tej porze roku służy głównie narciarzom, kilka tras dobrze przygotowanych w otoczeniu majestatycznych gór, nam nie chciało się zakładać nart, chcieliśmy tak po prostu pobyć.
Pogoda dopisywała, piękne słońce oświetlało okoliczne szczyty które uśmiechały się do nas. Cały świat radował się z naszej wizyty, przenikaliśmy siebie nawzajem nie mogąc nacieszyć dawno obiecanym spotkaniem.
Kolejka wwiozła nas nas szczyt góry 2300 m.n.p.m, skąd mogliśmy być w środku tej cudownej przestrzeni.
Zapomnijcie o tym co mówią, robią inni, idźcie za swoją wizją bez żadnych wątpliwości
zdawało się słyszeć z każdego zakamarka przestrzeni.
I poszliśmy na spacer wydeptaną jakby specjalnie dla nas ścieżką, takie zaproszenie na maleńki nieplanowany spacer wzdłuż górskiej grani, wtapiając się w przestrzeń.
Temperatura przekraczała zapewne 20 stopni, a słońce wręcz parzyło jak u nas w kwietniu. Jakaś magia, czy aby normalna o tej porze roku?
W każdym razie prezent wszechświata dla nas. Rano góra Uczba migotała radośnie, a potem schowała się za chmurki, zresztą nie tylko ona – spektakl zakrywał się – na wieczór zapowiadali deszcze.
Gdy kładliśmy się na śniegu mieliśmy wrażenie, że leżymy na obłoczku samego Boga, mając kontakt z ziemią i Bogiem jednocześnie. Światy zlewały się w całość, nie było rozdzielenia, a my mogliśmy cieszyć się częścią boską i ziemską jednocześnie. I jedno i drugie było niezbędne do doświadczania tego stanu.
Gdy tak leżeliśmy na śniegu na niebie pojawiły się 2 kruki
„Dociera do Ciebie wysłane dawno temu wołanie Twojej duszy. Coś w Tobie chce być wysłuchane. Nasłuchaj przekazów i wypatruj znaków. Jesteś wzywany, by się przebudzić i odważnie pójść dalej. Zbliża się chwila wtajemniczenia. Zapowiadane są zmiany.
Nie oceniaj wydarzeń jako dobre i złe, lecz przyjmuj je tak jak przynosi życie. One wyrwą Cię ze snu.
Wołanie Twojej duszy o zmiany zostało wysłuchane. Skoncentruj się na środku, nasłuchuj przekazów swojej duszy. Wyostrz zmysły, nastaw uszy. Proś o znaki i prowadzenie.
Kruk przychodzi do Twojego życia, aby pomóc Ci rozświetlić cienie w Tobie, by przyciągnąć z powrotem zagubione części duchowe, by Cię prowadzić i dodać sił. Jako zwierze Mocy przyjmuje to co przychodzi. Nie próbuje niczego upiększać, ani niczego tuszować, lecz wszystko bierze takim jakim jest. Poddanie się przeznaczeniu, kapitulacja i zwracanie uwagi na znaki mogą wskazać drogę do nowych spostrzeżeń i uwolnienie z pęt. Złap wiatr w żagle i sam sobie pomóż. Teraz zsyłane jest Ci wszystko czego potrzebujesz, by zerwać stare więzy być szczęśliwym i zadowolonym z życia.
Wszystko co wydarza się w życiu służy mojemu dobru”
Opis kruka z książki zwierzęta mocy J. Ruland, M. Karacay
I gdy się jest w jedności ze Wszechświatem wszystkimi istotami dostaje się Tylko co co najlepsze dla siebie na ten moment. W przeszklonej restauracji na górze polecono nam wspaniały gruziński muskat składający się ponoć z 70 (?) odmian winorośli.
Wszystko było w harmonii, aż szkoda było wyjeżdżać. Jednak zaproszenie przyszło na 2 dni i nie polecano nam przedłużania pobytu.
Z łezką w oku pożegnaliśmy Svanetię i udaliśmy się dalej.
Jest to pierwsze miejsce w Gruzji, które urzekło nas nie spotykaną gdzie indziej w tym kraju, albo nie objawioną nam magią miejsca. Svamowie szczupli, niscy o pogodnych rysach twarzy, chodzący, prosto, dumnie, są tak inni niż Gruzini. Nigdzie po drodze nie spotykaliśmy tak życzliwie machających nam ludzi jak tutaj.
Cieszą się, że ludzie przyjeżdżają do nich i podziwiają to piękno, które oni mogli doświadczać od pokoleń.
A przyroda jest piękna, życzliwa i duchy bardzo łaskawe i pogodne. Cieszące się, że ktoś ich słucha, wtedy prowadzą i dają to co wydaje się niemożliwe.
Na pewno jest tu cudownie na wiosnę, latem, gdy można chodzić po górach, przyglądać się ludziom którzy ponoć zbierają zioła, szukać ich korzeni, szamanów, czy rytuałów i wtapiać w tę magię, w której jeszcze można przeczytać informacje z przeszłości.
Dlaczego są szczupli?
Dlaczego chodzą prosto?
Co spowodowało, że mimo izolacji przez wieki w dzisiejszym świecie potrafią fantastycznie się znaleźć?
Ile lat żyją lub żyli ich przodkowie?
Czy ich przodkowie dużo pili i palili?
Co jedli? Bo restauracjach są 3 potrawy narodowe : tj. Kudari – chaczapuri tylko z mięsem, cziszdwari czyli kotleciki z mąki kukurydzianej z serem, ziemniaki pure z serem – taki kleik. W sklepach ani w restauracjach poza solą z ziołami (typową dla Swanetii) nie ma żadnych ziół na herbatę, czy do potraw.
Ile się ruszali?
Jakie mają rytuały i czy ktoś ma namiar na ich szamana?
Namiary na swańską muzykę?
Jeżeli ktoś zna odpowiedzi na któreś z tych pytań, proszę o komentarz. Duchy opowiadały swoje historię, jednak poznanie tego wymaga sporo czasu, poza tym ciekawe są inne wiadomości.
My na ten czas byliśmy za krótko, aby samemu tego doświadczyć, zaobserwować, jednak ten lud jak i jego teren bardzo nas zafascynował i na pewno będziemy wgłębiać się w jego tajniki.
Kaukaz jest piękny bo, oddaje nam wszystko to co w niego wnosimy. Svanowie wiedzieli moim zdaniem o tym doskonale, dlatego tak pięknie przeżyli tam swój czas.
Teraz można im życzyć wszystkiego co najlepsze na nowej dla nich drodze życia.
My dziękujemy za ten piękny czas i zaproszenie w te strony. Zaproszenie które przyszło na dwa bardzo silne energetycznie dni – święto ognia i wody Imbolc (moje imieniny) i pełnię księżyca. Pokazując siłę tych miejsc, jednak taką miękką siłę opartą na sile działania bez wątpliwości. Jeszcze raz bardzo, bardzo dziękujemy
Idę swoją drogą z podniesioną głową, z pewnością, przejrzystością i lekkością .
Czego żałują ludzie w chwili śmierci? Refleksje na Nowy Rok
Nasza podróż to odpowiedź na obietnicę daną mojemu ojcu jakiś czas przed jego śmiercią, wielu zna jego przesłanie, czy inaczej mówiąc testament.
http://brygidaibartek.pl/przeslanie-mojego-ojca/
Mamy go w wielu językach i rozdajemy na swojej drodze spotkanym ludziom, jedni je rozumieją jednak mówią, tak, tak, ale ja będę żył wg schematów, za stary jestem na zmiany, inni dostają iskry do zmian, a inni mają całkowicie inną filozofią życia.
Na nowe tłumaczenia jesteśmy otwarci (jest rosyjski, niemiecki, angielski, włoski)
Już dawano widziałam artykuł z hospicjum o tym czego najbardziej żałujemy w chwili śmierci. Teraz tak do mnie zagadał, że postanowiłam umieścić do na blogu, abym ja sama gdy zapomnę miała gdzie wrócić i przeczytać.
Niech to będzie takie pierwsze przesłanie na Nowy Rok, inne wkrótce
Czego żałujemy
Cyt. “
Bronnie Ware, australijska pisarka i pielęgniarka, która przez wiele lat opiekowała się umierającymi ludźmi, w książce „The Top Five Regrets of the Dying” opisuje, czego żałują ludzie pod koniec życia.
1. Szkoda, że nie miałem odwagi być wiernym sobie
Rodzice, społeczeństwo, szkoła uczą nas zasad tego świata, wpajają, jak należy myśleć, czuć, działać. A my, zazwyczaj temu ulegamy, tracąc szansę na to, żeby skontaktować się ze sobą i żyć autentycznie. Na progu śmierci zauważmy ten bolesny fakt.
2. Szkoda, że tak ciężko pracowałem
Na łożu śmierci raczej nikt nie rozpacza z tęsknoty za pracą. Jest raczej odwrotnie, dużo osób dochodzi do wniosku, że w ich życiu zbyt dużo było harówki, rutyny, obowiązków. Wówczas widzimy, że praca była raczej uzależnieniem i więzieniem, sposobem na uniknięcie lęku spowodowanego brakiem poczucia bezpieczeństwa.
3. Szkoda, że nie miałem odwagi, aby wyrazić swoje uczucia
Autentyczne życie w zgodzie ze swoimi uczuciami oznacza, że nie mamy powodu, żeby ich nie wyrażać. Nie musimy się przed tym powstrzymywać. Czujemy i jesteśmy w tym prawdziwi, na bieżąco komunikując w różny sposób nasz stan. Jednak okazuje się, że nie jest to takie proste. Kiedy życie się kończy, żałujemy, że się na to nie odważyliśmy.
4. Szkoda, że nie miałem głębszych relacji
Najgłębiej możemy doświadczyć siebie w bliskości z inną osobą. Gdy tego brak, życie wydaje się pozbawione głębszego sensu. Ludzie zauważają to często dopiero pod koniec życia.
5. Szkoda, że nie pozwoliłem sobie być szczęśliwszym
Szczęście jest wyborem, świadomym postanowieniem. Owszem, wymaga samodyscypliny, żeby mieć uważność na to, jakie myśli wybieramy, jakie słowa wypowiadamy, jakie działania podejmujemy. Kiedy ludzie są bliscy śmierci uświadamiają to sobie jasno – że nie pozwolili sobie być szczęśliwymi. Spełniali oczekiwania innych, tkwili w toksycznych wzorcach, brakowało miłości własnej. Żałują, że nie walczyli o swoje szczęście”
Źródło:http://zwierciadlo.pl/2013/psychologia/zrozumiec-siebie/czego-zalujemy
Tskaltubo w cieniu Stalina – wojenne sanatorium radzieckich oficerów
Tskaltubo w cieniu Stalina – wojenne sanatorium radzieckich oficerów 7-16 grudnia 2014
I tak „nieświadomie” zakwaterowaliśmy się w sanatorium wojennym dla oficerów Armii Radzieckiej. Zbudowane ponoć z rozkazu Stalina w 1947 roku, gdzie sam przebywał często, gdyż bardzo lubił radonowe wody Tskaltubo.
I tak nie tylko zostaliśmy poprowadzeni do wód, zniszczonego i odbudowującego się z potężną siłą kurortu ale i do jednostki z jednej strony wielkiego wodza, z drugiej zbrodniarza. Ciekawa lekcja.
A samo sanatorium składa się z trzech budynków hotelowych na 350 osób i potężnego okrągłego budynku, gdzie znajduje się stołówka, sala koncertowa z przepiękną oryginalną, starą lampą kryształową swarowskiego, położonych na terenie 16 hektarowego parku, z fontannami i obsadzony subtropikalną roślinnością. Wielopoziomowy ogród urzeka nas swoją zielenią palm , fikusów beniamina, kwitnącymi jukami, cedrami, cisami, ostrokrzewami, dracenami oraz nieśplikami japońskimi. I to właśnie one dają klimat wiosny swoim zapachem, brzękiem pszczół migotaniem skrzydeł motyli (co ciekawe owoce będą dojrzałe na wiosnę – rosną zatem przez zimę!). Po półtoramiesięcznej białej zimie z mrozem nieraz i – 15 st. jesteśmy zauroczeni, sycimy się zapachem jak posiłkiem z talerza.
http://tskaltuboresort.ge/index.php?page=1261&lang=eng
Wszystko już wygląda przyzwoicie, jednak jeszcze wymaga sporego remontu, a co za tym idzie sporych środków.
Latem pracują wszystkie 3 budynki teraz tylko ten najbardziej reprezentacyjny, nie pracują fontanny (a szkoda – zima).
Park naprawdę urzeka, szczególnie nas, gdyż ostatnie 3 miesiące praktycznie spędziliśmy albo w wygryzionej przez krowy i owce ziemi, albo w śniegu.
Koloryt, kolory zapraszają nas do wspólnego bycia.
Przy samej stołówce posadzone są nieśpliki japońskie, które jako pierwsze zaprosiły nas tutaj na dłużej, urzekając swoim słodkim zapachem. Gdy wchodziliśmy w ich przestrzeń wchodziliśmy w zapachowe królestwo. Królestwo w którym pszczoły zbierają pyłek, a motele przysiadują na listkach. Jeszcze niedawno cieszyliśmy się zimą, a teraz wszechświat daje nam możliwość cieszenia się wiosną.
Wiosną, w której wszystko wzrasta, zostańcie więc i wzrastajcie
Zdawało się słyszeć głosy przestrzeni, tym bardziej, że okolica też wzrasta. Wszystko rośnie w piękno, siłę.
I tak daliśmy się „skusić” i zostaliśmy na ponad tydzień, z czasem rezygnując z posiłków (o tym inny post) i poddając się zabiegom w radonowej wodzie.
Koło stołówki w starym barze (który ponoć na samym początku służył jako gabinet Stalina) małe muzeum rzeczy z sowieckich czasów sanatorium. Nikt nie stara się tego zakopać, wyprzeć i zniszczyć.
Chyba najgorszą rzeczą jest wyparcie tego co było.
Tak było, tak jest…… Myślę, że świat byłby mniej skomplikowany niezależnie czy na wschodzie czy na zachodzie, gdyby ludzie szanowali prawdę o tym co było, przyglądając się jej, a jeżeli powoduje emocje – patrząc gdzie i na jakim podłożu.
Pamięć o starym tutaj zostaje, ale nowe wzrasta w sposób odpowiedni do dzisiejszych czasów.
Mieszkanie w energii Stalina wyzwoliło w nas programy lęku przed siłą. Wypłynęły programy że jak nabierzemy siły , to będziemy nią krzywdzić innych (więc lepiej nie wzrastać – niezła blokada). To pozwoliło się też przyjrzeć osobie wielkiego dyktatora.
Dyktatora, który postępował troszkę inaczej niż inni światowi dyktatorzy w historii, gdyż chyba nie szukał ideologii do swoich czynów, wybijał niewygodnych, a przede wszystkim inteligencję.
I to spowodowało, że jest bardziej nieznienawidzony niż inni.
Zaczęło nas zastanawiać, że gdy Anglicy, Francuzi, Hiszpanie zabijali „dzikich” narzucając im swoje prawa i praktycznie wyrzucając ze swoich ziem – nikt nie protestował – bo miało to swoje uzasadnienie ekonomiczne. W Ameryce Południowej tamtejsze ludy praktycznie nie zachowały swojego języka.
Potęgi tych krajów zbudowane były i jeszcze są na kościach tamtych istnień. Ale na „dzikich” ludziach jest to dozwolone!!!!
Gdyby Stalin wybił chłopów feudalnych, nawet w większej ilości – dając ich Panom korzyści. Na pewno nie byłby tak źle postrzegany.
Bo właśnie „inteligencja” tworzy historię i historia jest tworzona na ich użytek. Nie wierze w jej prawdę.
Niektórzy zarzucą nam postawę prorosyjską, bo nie zionę emocjami na Stalina i nie staję w zachwycie przed zachodem.
Właśnie emocjami???
Polityka to emocje i tym co tworzą historię najbardziej zależy aby ludzie nie myśleli, tylko byli pod wpływem emocji, walki, zemsty, odwetu. Mieli jakiegoś wroga, bo wtedy nie zobaczą co oni robią, są skupieni na walce, pokonanym i wrogu.
Wtedy są najprostsi do manipulowania.
Sami musimy się zastanowić czy chcemy walczyć, zionąć emocjami na tych co zrobili tyle zła.
To tylko nasze emocje, ale z tych emocji kreujemy i tworzymy nowy świat.
Czy potem chcemy w nim żyć?
Patrząc na to energetycznie, wierząc w prawo przyciągania można powiedzieć, że chłopi mieli już dość ucisku przez Panów (oni mogli bezkarnie ich zabijać) i pojawiła się postać, która wytłukła rasę panów, zrobiła to o czym marzyli.(część z nich też zginęła, ale oni normalnie ginęli, więc …… Dając im potem możliwość korzystania z takich dóbr jakie mieli ich ciemiężyciele – czy to potrafili to już inna bajka).
Zastawia mnie jeszcze jedna rzecz negowana przez potomków dawnej inteligencji.
Dlaczego jeżeli Państwo tworzy coś teoretycznie dla ludzi, dając im to do korzystania – to jest to propaganda i źle wydawane pieniądze, a jeżeli Państwo daje ulgi podatkowe biznesmenowi do stworzenia tego samego, czyli np. ten biznesmen dostaje dotacje z Unii na taki cel to jest ok???
Jest właściciel prywatny i on stawia tam warunki.
Właśnie, rodziło się wiele pytań! A może otwierały się oczy na całą propagandę wschodu (była przejaskrawiona od zawsze, więc jest znana dobrze), i zachodu, która powoli, subtelnie, robiła, zmieniała mózgi inteligencji.
Świat walki, manipulacji i znowu kolejna lekcja.
Pamiętam jak niedawno kolega, pracownik koncernu gdy powiedziałam, że firmy produkują dziadostwo, rzeczy niepełnowartościowe, specjalnie 10% jest dziadostwa (kupiłam coś co okazało się bublem), a wiem, że większość firm zakłada sporą awaryjność swoich produktów.
– stwierdził z emocjami:
Oni wcale nie produkują dziadostwa, taka produkcja jest po prostu dla nich opłacalna!!!
Pozostawię to bez komentarza
Czy chcemy w tym świecie być??? W nim uczestniczyć???.
Po zobaczeniu walki w Nagornym Karabachu, teraz zobaczyliśmy ją w pełnej krasie znowu, przy polityce. Kiedy wielu „spokojnych” ludzi, może mieć emocje do dyktatorów. Na to jest ogólne pozwolenie. Z tym można się obnosić – społecznie akceptowane emocje.
Tutaj zobaczyliśmy działanie pod wpływem emocji.
I chcemy z tego zrezygnować – po Karwaczar – z energii wojny,
po Stalinie – z działania pod wpływem emocji.
Oglądnęliśmy zachodnioeuropejski film o Stalinie.
Który jasno pokazał, że działał głównie pod wpływem emocji, które dominowały w jego życiu (a wyglądał na spokojnego). Niszczył tych którzy zależni mu za skórę, kościół który znał dobrze, przeciwników. Usuwał tych, którzy stali na drodze jego wizji. Dbał o to, aby swoją wizję wcielić w życie. Bez subtelności, bez manipulacji, prosto po trupach,
Nie dbał za bardzo o swoje interesy materialne ani osobiste (w czym jest przeciwwagą do polityków zachodnich), lubił proste rozrywki jak ognisko w lesie i pieczenie mięsa z grupą najbliższych.
Działał szybko i bez skrupułów.
Był świetnie wykształcony ezoterycznie (skazywał za myśli przeciwne Stalinowi i systemowi – przestępstwa na poziomie myśli!), umiał pracować z energią, miał wysoką świadomość, radził się u wizjonerów, uduchowionych. Jednak brak pracy z emocjami spowodował, że całą swoją wiedzę zaprzęgnął do niewielu pozytywnych działań , a głównie negatywnych. Zresztą Hitler również był świetnym ezoterykiem.
Jeden w świecie wschodu, drugi zachodu,
W sumie to chyba dobrze, że żyli w tych samych czasach.
Świat wschodu jest równowagą, dla świata zachodu. Polska trochę pośrodku szukając balansu. Może dlatego urodziłam się w tym kraju, aby z obu systemów brać to co najlepsze i być łącznikiem tych światów???
A może znaleźć swój własny ????
A może tworzyć ?
Dziś na basenie odkryliśmy, że w propagandzie wschodu było dużo radości, piękna. Pokazywano ludziom młodość, radość, piękno, i siłę.
Pozwalam sobie iść drogą radości, piękna niezależnie co myślą o tym inni.
Właśnie rozpisałam się. Bo to miejsce przepuściło przez nas wiele energii, pokazało wiele mechanizmów. W tym poście ujęliśmy ich niewielką część. Na pewno dzięki niemu będziemy silniejsi i pozwolimy sobie na własną siłę z którą będziemy działać z miłością dla siebie i innych.
Odpuszczam działanie z energią walki, emocji, odwetu………
Idę swoją drogą z podniesioną głową, uśmiechem na ustach, radością w sercu i świadomością swojej wewnętrznej siły wolnej od walki, odwetu i emocji.
O Tskaltubo zapraszamy na kolejne posty