praca z przodkami
now browsing by category
Czy to co chcemy jest dla nas najlepsze? Olgij
Olgij – Elgij Czy to co chcemy jest dla nas najlepsze ? 17-19 lipca 2015
Miasteczko nas wciągnęło, a może mając do tej pory dobre prowadzenie, zapomnieliśmy o tym, że wjeżdżamy w bardzo czystą energetycznie przestrzeń i będzie nam dawane to co jest teraz dla nas najlepsze…. a nie to co chcemy……
Zazwyczaj słuchamy duchów, jednak tutaj………..
Przez Mongolię prowadzą zasadniczo dwie drogi, albo jak mówią ludzie bezdroża, w każdym razie dwa trakty po których można przejechać przez kraj (może i 3) – północny i południowy. Północny bardziej górzysty i południowy bliżej pustyni Gobi.
Wymyśliliśmy, że droga północna będzie ciekawsza, poza tym upały dochodzące do 40 stopni na pewno będą mniej odczuwalne na północy niż na południu, szczególnie przy pustyni Gobi.
I zaczęła się zabawa w podchody ….. z kim……. Duchami miejsc, naszymi przewodnikami?
Zaraz po pobraniu pieniędzy z bankomatu (1 zł. – ok 500 mongolskich) ruszyliśmy w kierunku naszej północnej drogi. Jeszcze nie wyjechaliśmy w miasteczka, a powiedziałam do Bartka
– Boję się dziś spać na przyrodzie, śpijmy koło miasteczka.
Troszkę go to zdenerwowało, bo marzył o spaniu w mongolskiej dziczy.
W sumie to nie czułam lęku, chyba bardziej aby wiele nie tłumaczyć Bartkowi tak powiedziałam, bo czułam jakąś niewidzialną barierę – szlaban, który nie wpuszcza nas dalej.
Znaleźliśmy nocleg koło miasteczka – bez komarów i wyspani rano zdecydowaliśmy się na oglądanie miasteczka, taki pierwszy kontakt z Mongolią. Może tutaj mniej Mongolią, a Kazachstanem (to teren Kazachski, o tym świadczą meczety i prawie sto procent to Kazachowie) , ale czymś w granicach administracyjnych Mongolii. Ceny w sklepach z 2-3 razy wyższe niż w Polsce. Praktycznie same obce produkty, łącznie z kubusiami i tymabarkiem z Polski.
Warzywa owoce sprowadzane z Rosji i jeszcze droższe niż tam (jabłka 15 zł za kg!.) .
Kilka sklepów z wyrobami z wełny yaka, wielbłąda, kaszmiru, niektóre wyroby przepiękne, ceny również ciekawe (sweter ok, 100 zł, z kaszmiru 300-400 zł.)
Fajny jest targ z różnymi działami, gdzie kupić można praktycznie wszystko, od odzieży do części samochodowych, dużo lokalnych knajpek – króluje mięso (chyba tu jest najtańsze, bo ceny przystępne czeburjek – 1,4 zł.), jakiś kotlet z dodatkami 8 zł. Raj dla mięsożerców. Mięso z mięsem z dodatkiem mąki – to narodowa dieta Mongołów i mieszkających tu Kazachów, warzywa tylko smakowo jak przyprawa.
Do picia popularny jest sok z rokitnika (z koncentratu), lub kompot z rodzynek i oczywiście kumys (sfermentowane mleko klaczy – czarka 0,5 litra – 2 zł).
Ciesząc się nowymi energiami, po 2-3 godzinach ruszyliśmy znów w naszą drogę, tym razem bez problemów ujechaliśmy piękną drogą wśród gór około 20 kilometrów,
gdy usłyszeliśmy dźwięk sflaczałej opony – to pierwszy raz od długiego czasu, po mojej tylnej stronie.
Coś jest u mnie do uzdrowienia z przeszłości – pomyślałam i błyskawicznie zaczęłam uzdrawiać przeszłość, swoje lęki, żale dla innych.
Zauważyliśmy, że tutaj wszystko się błyskawicznie materializuje……
Mając 20 km do naszego miasteczka Olgij, zjechaliśmy z powrotem do niego naprawić oponę. – Mamy zestaw naprawczy – powiedział Bartek – Tylko jeszcze nie wiem jak go stosować – dodał.
I w miasteczku trafiliśmy właśnie na taki serwis, który w ten sposób naprawiał opony…….
Mówisz i masz ….
Cena za naprawę opony to 5000 (10 zł)
Kupiliśmy jeszcze kompresor na targu i trzeci raz ruszyliśmy na północny wariant drogi.
Tym razem spotkaliśmy wracających znajomych rowerzystów, którzy pojechali w głąb drogi, gdy my wracaliśmy do miasteczka z oponą.
Dlaczego wracacie ?– zapytaliśmy .
– Tam praktycznie nie ma drogi – odpowiedzieli, nawet dla samochodu terenowego trudno, ścieżka z głazami…
Poczułam, że tym razem zesłano nam aż ludzi-aniołów, aby przekazali nam, abyśmy tam nie jechali.
Nie było zaproszenia z tej drogi od samego początku, tylko może lęk przed upałem pustyni na południowym wariancie drogi powodował, że lansowaliśmy ją bardzo.
Odpuszczam to co chcę i pozwalam się prowadzić
Choć na drogę południową jeszcze będziemy mogli wjechać w Khowd.
Na razie razem z sympatycznymi rowerzystami : Niemcem i Turkiem (jedzie ze Stambułu na rowerze – posiłkując się czasem pociągiem jest 5 miesięcy w rowerowej drodze) , zrobiliśmy sobie obóz nad rzeką. Niestety wiele nie porozmawialiśmy, bo najpierw przegonił nas silny wiatr, a potem komary.
Jednak wieczorem doświadczyliśmy niesamowitego spotkania z mieszkańcem tutejszego stepu – ptak drapieżny podleciał nad nasz obóz gdy jedliśmy kolację, ryż przygotowany przez Turka oraz ziemniaki i marchewkę – zawisnął 5 metrów nad nami i minutę szybując na wietrze obserwował nas uważnie, a potem poleciał za swoim sprawami.
Duchy pokarmili – przeleciało przez myśl.
No właśnie sami jemy, a kto podzieli się z istotami niewidzialnymi. One zapewne ciekawe naszej ludzkiej strawy. Poza tym dzieląc się tym co mamy z innymi, dajemy wyraz tego, że mamy tego dostatek. W naszym umyśle rodzi się nadmiar. Szczególnie gdy dzielimy się tym co lubimy najbardziej.
Uwalnia to również od patrzenia tylko na siebie
Pozwalam się dzielić tym co mam z innymi z radością
Jednak mimo wszystko w Mongolii wysypiamy się jak na razie super, rozpływamy się w ciszy pod niebem, gdzie nieskończona ilość gwiazd w jednej chwili chce się nam pokazać….
Rano wyspani (noc była chłodna) każdy z nas ruszył w swoim tempie w stronę miasteczka, a potem na południowy wschód w kierunku najbliższej miejscowości Khowd (howd) 220 km.
Postój u stóp królowej Ałtaju, na najpiękniejszej drodze świata
Z krótką przerwą u królowej Ałtaju – po najpiękniejszej drodze na świecie – 14-17 lipca 2015 r.
I znaleźliśmy się raju, w miejscu dla których (dla samych nich) warto jechać kawał świata, tylko na spotkanie z nami.
A miejsce jak to u nas objawiło się samo.
Ta droga mnie zaprasza – powiedziałam do Bartka, gdy wjechaliśmy w rejon gór z widokiem na lodowce.
Niestety na drodze widniał zakaz wjazdu.
Może to nie było zaproszenie, a tylko moje pragnienie zobaczenia gór bardziej z bliska…???
– Coś wymyślimy – powiedział Bartek patrząc w nawigację – o tu jest jakaś tropinka (dróżka) – zobaczymy dokąd nas poprowadzi …..
I poprowadziła prosto w miejsce dla którego samego warto jechać 5000 km, bajeczne, magiczne (ok. 20 km za Artasz na południe).
Rzeka, ośnieżone góry, las….
Robił się wieczór, rozpaliliśmy ognisko, na niebie pojawiały się nieśmiało gwiazdy, najpierw te blisko nas, a potem kolejne i kolejne miliony, tryliony ……….. chciały się nam pokazać, było ich tak wiele, że tworzyły piękne mgławice.
Z radością patrzyliśmy na nie, zdając sobie sprawę jak maleńką cząstką jesteśmy we wszechświecie.
Pojawiały się odwieczne pytania ludzkości
Skąd przyszedłem i dokąd zmierzam?
Magia nocy, ognisko, z wolna płynąca rzeka, gwiazdy i my. Świat ludzi, świat Bogów spotkał się właśnie w tym czasie i duchy miejsca z radością przybyły na spotkanie.
Jak miło było im usłyszeć stare dźwięki, mieliśmy wrażenie, że miejsce ożywa swoją mocą, otwiera się na spotkanie z człowiekiem, na kontakt z nim.
Tak samo my otwieraliśmy się na to miejsce, na nasze przeszłe z nim doświadczenia.
W ruch poszły bębny i wtedy cały wszechświat zamigotał, zatańczył.
Sprawiajcie przyjemność innym
– mówiła rzeka, gwiazdy, ogień – rozdawajcie radość innym, ożywiajcie ludzi do życia.
Magia wieczoru, nocy, kontaktu z tym co widzialne i niewidzialne.
Wszystko cieszyło się i rozprężało, ptaki latały i gadały, rzeka koło nas szemrząca spokojnie, w oddali płynęła wartkim nurtem wydając z siebie głośny pomruk, opodal rozprężyło się coś na kamiennym zboczu i zeszła niewielka lawina. Zastane, zamrożone zaczęło ożywać.
Trwaliśmy w tym stanie przenikając siebie nawzajem, wybaczając sobie przeszłe zachowania – nawzajem.
Ranek obudził nas słońcem, postanowiliśmy zostać na cały dzień, sycąc się energią widoku, ośnieżonej góry o nieznanej nazwie, my nazwaliśmy ją królewną Ałtaja.
Zbieraliśmy zioła głównie tymianek i lebiodkę, przyglądaliśmy się kwietnej łące, otwieraliśmy dalej na siebie.
Po południa przyszła burza, na początku zaczęło wiać, potem pojawiły się pojedyncze krople, a potem pioruny, rozładowywało się napięcie. Coś co wcześniej nie mogło zostać uzdrowione, teraz znajdowało ujście.
Mnie też rozbolała głowa, a może bardziej szczęka i żołądek, jedno i drugie napięło się, ciekawe czego pokazując napięcie.
W nocy przy ognisku, tym razem zamiast gwiazd – mgły dawały spektakl ubierając skały w piękne zwiewne sukienki. Czasami gdzieniegdzie przebijały się gwiazdy pokazując, że prawda i jasność będzie ukazana.
I została – już następnego dnia.
Zaproszono nas na spacer w głąb doliny.
Czułam się już lepiej, toteż z radością pomaszerowałam w kierunku naszej królowej, wzdłuż rzeki, cały wszechświat cieszył się na spotkanie.
Oboje z Bartkiem czuliśmy, że wróciliśmy tu po latach ………… właśnie w to znajome nam miejsce.
Przychodziły rożne obrazy……….
Nie spełniłam oczekiwań miejscowej społeczności, zostałam zaszczuta i musiałam odejść.
Obraziłam się na wszystko czego tu doświadczyłam również na to dobre.
Wybaczam innym zadane mi krzywdy
Uwalniam się od obraz na ludzi i miejsca, pozwalam sobie je widzieć prawdziwe, jak również moje uczucia do nich w całokształcie.
I tak przewijały się kolejne obrazy, przypominając stare dzieje, głównie szczęśliwe, piękne, jednak w pewnym momencie tragiczne, bo nie umiałam pomóc innym – tak jak tego oczekiwali.,
Uwalniam się od przymusu pomagania innym tak jak oni chcą
Pozwalam sobie pomagać innym tak jak prowadzi mnie wszechświat, bez negatywnych konsekwencji ze strony innych.
I tak spacerowaliśmy wśród pięknej przyrody to podziwiając jej kwiaty, to rzeczkę , to góry, ciesząc się ze spotkania, przypominając sobie siebie nawzajem.
Przypominając sobie to wszystko dobre i złe czego doświadczyliśmy razem, uzdrawiając to negatywne i pozwalając sobie brać siłę z tego co było pozytywne.
Podziękowaliśmy duchom miejsca za cudowne przyjęcie, za magię spotkań, za ten czas, gdy starsi, mądrzejsi, mogliśmy poznawać siebie na nowo uzdrawiając stare.
Sam Ałtaj pokazał nam się bardzo ziemsko – dość ciężko, w porównaniu z Uralem czy Zachodnią Syberią, dominuje tu energia ziemi. Na pewno potęguje to trakt czujski, który przepiękny, ale jeszcze z nie oczyszczonym piętnem cierpienia. Często powoduje, że nie chce się zatrzymywać przy drodze. A droga wzrokowo przepiękna.
I pojechaliśmy kolejne 150 km do Kosz Agacz 80 km od granicy z Mongolią, aby uzupełnić wpisy na blogu, zrobić ostatnie zakupy …… bo po tamtej stronie ………. jest niewiadoma
A miasteczko powitało nas sympatycznymi ludźmi, bardzo spokojnym, i takim zlepkiem wielonarodowościowym. W końcu jesteśmy na styku granic (Rosja, Mongolia, Chiny, Kazachstan), z dużą ilością zagranicznych turystów – no tak z 10 sztuk , których z rzadka spotykaliśmy wcześniej.
Miasteczko leży już na stepie i na pewno bardziej przypomina Mongolię niż Rosję.
Jutro wjeżdżamy do Mongolii, mamy do przejechania ok. 2000 km przy jej północnej granicy na wysokość Bajkału, ………… teraz może nie być od nas jakiś czas wiadomości, gdyż nie wiemy jak będzie z internetem.
Świetny artykuł o drodze przez ałtaj
http://www.mongolia.olsztyn.pl/ku-stepom-mongolii-biegnie/
Najpiękniejsza droga na świecie!
Współcześnie Trakt Czujski (czyli odcinek rosyjskiej szosy federalnej M52 od Bijska do Taszanty o długości 510 kilometrów) poszerzono, pokryto asfaltem i dzisiaj jest to – nie tylko według mnie – najpiękniejsza droga na świecie. Równa, gładka malowniczo meandrująca między zboczami gór porośniętych tajgą lub pokrytych tundrą, szczytami białymi od śniegu i lodu. Szosa stromo wspinająca się ku górze lub gwałtownie opadająca w dół. Kierowca jedzie tam na poziomie i między chmurami, by za chwil kilka przemierzać głęboką dolinę z płynącą o krok rzeką. Piękną, wielką, górską. I – co ciekawe – z mlecznobiałą wodą.
Cały czas zachwycają wspaniałe widoki, dlatego utrudnieniem dla takiego kierowcy jak ja był brak poboczy i tym samym możliwości zatrzymania samochodu, by móc napawać wzrok, fotografować i filmować widoki. Na dodatek mądrzy Ałtajczycy „kupili” brazylijski patent i żółtą linią oznakowali na jezdni wszystkie miejsca niebezpieczne, te gdzie obowiązuje całkowity zakaz zatrzymywania się. Tych żółtych pasów było wiele.
Piękna i groźna Czike Taman
Jednym z najbardziej malowniczych miejsc na Trakcie Czujskim jest przełęcz Czike Taman. Stąd rozciąga się wspaniały widok na piękne ałtajskie góry i szmaragdowe doliny. Podróżni obowiązkowo zatrzymują się tam i podziwiają pejzaż. Pozornie sielankowa i stosunkowo niewysoka (1460 m n. p. m.) przełęcz w rzeczywistości jest podobno najbardziej niebezpiecznym odcinkiem całej, liczącej blisko tysiąc kilometrów drogi. Czemu? Bo w wierzeniach Ałtajczyków przełęcze zajmują szczególną rolę . Są to siedziby eeze (Gospodarza), niewidzialnej istoty, ducha, który jest władcą danego miejsca. Dlatego mądrzy kierowcy „Gazeli” zawsze zatrzymują się tu na chwilę, aby pokłonić się mocom przyrody. Z tego powodu na Czike Tamanie jest kilka kosz agacz – szamańskich drzew, na gałęziach których tubylcy zawiązują wotalne wstążki.
Przemierzając Trakt Czujski trzeba pamiętać, że pogoda lubi płatać figle. Piękna na dole, po kilkunastu kilometrach, gdy samochód wiedzie pod szczyt, potrafi zmienić się w oka mgnieniu. Buran – wściekła syberyjska śnieżyca – ulewny deszcz, wichura lub gęsta mgła potrafią nagle zmniejszyć widoczność do zera i utrudnić jazdę. Wprawdzie Ałtajczycy lekceważą pogodę, uważając, że z powodu kilku płatków śniegu nie warto stawać, ale gdy robiło się ciemno, ślisko i niebezpiecznie, przerywaliśmy jazdę i szukaliśmy stosownego miejsca na odpoczynek. Lepiej było zachować ostrożność i ofiarą złożoną na owoo lub drzewie szamana przebłagać eeze i zapewnić sobie jego życzliwość. Zachowałem się więc zgodnie z obyczajem – na wszelki wypadek, tym bardziej że biwakowaliśmy w przepięknych miejscach i każdy pretekst do postoju sprawiał nam przyjemność. Był okazją dla Piotra do prawie alpinistycznej eksploracji gór na piechotę. Do wspinaczki i kręcenia filmów. A ja – zwykle – zostawałem na samym brzegu wspaniałej, lipieniowej rzeki. Z aparatem i spinningiem…
Mumie i 15 grobów na każdy kilometr drogi!
W pobliżu Traktu Czujskiego na skalnych stokach można zobaczyć prastare rysunki. Są dość pospolite w tej części Syberii, bo ta ałtajska droga od najdawniejszych czasów była “bramą ludów”. Wędrowały nią różne narody z południa i wschodu na zachód i wiele z nich pozostawiło ślad swojej obecności. Warto zatrzymać się, by obejrzeć słynne „kamienne baby”, a także dowiedzieć się czegoś więcej o mumii „księżniczki”, o której opowiadał mi i pisze w książkach mój znajomy, Polak mieszkający w Gornoaltajsku, profesor Wojciech Grzelak :
…sensacją na skalę światową było odnalezienie latem 1993 roku w Ałtaju mumii scytyjskiej dziewczyny sprzed 2500 lat. “Lodowa dama”, nazywana także “ałtajską Księżniczką”, miała doskonale zachowane niezwykłe i bogate tatuaże na ciele. Znalezisko przewieziono do Moskwy, gdzie uruchomiło lawinę tajemniczych i groźnych zjawisk. „Nasza Księżniczka jest strażniczką tej ziemi i powinna tu pozostać” – krzyczą Ałtajczycy, domagając się zwrotu zwłok wydartych płaskowyżowi Ukok: bowiem od czasu ich zabrania nawiedzają ten zakątek Syberii potężne trzęsienia ziemi, których epicentrum znajduje się właśnie w okolicach miejsca, gdzie znaleziono mumię…
Modernizacja Traku Czujskiego, prowadzona od końca lat dwudziestych ubiegłego stulecia do 1985 roku, przedstawiana była jako wzorcowa budowa komunizmu, realizowana pracowitymi rękoma szlachetnych i – na plakatach – zawsze uśmiechniętych komsomolców. Ale rzeczywistość daleka była od sielanki. Tragiczną kartą historii przebudowy szosy są losy więźniów pracujących tam w nieludzkich warunkach. Tych, którzy zmarli z wycieńczenia, chorób czy bestialstwa nadzorców, grzebano najprościej – wprost pod nawierzchnią szosy. Oblicza się, że na każdy kilometr Traktu Czujskiego przypada, co najmniej piętnastu zmarłych przy jego budowie więźniów.
Dzisiaj nie tylko Ałtaj, lecz nawet sama droga ciągnąca się przy rzece Czuja jest miejscem bardzo atrakcyjnym dla (nielicznych) turystów i bardzo wygodnym do przemierzania jej samochodem. Prawdę mówiąc, ciężko było mi jechać Traktem Czujskim, ponieważ co chwilę chciałem się zatrzymywać, by fotografować fantastyczne widoki. Co pewien czas znajdowałem tam również piękne miejsca biwakowe idealne do przerw w podróży. Malownicze i wielkie górskie rzeki zachęcały do wędkowania, do rzecznych spływów, raftingu czy wycieczek treckingowych. Naszą uwagę przyciągały przydrożne bazary z typowymi ałtajskimi wyrobami. Sympatyczne restauracje kusiły smacznymi potrawami, świeżym kwasem chlebowym, a turbazy zapraszały do syberyjskiej bani.
Ałtaj leży w równej odległości od czterech oceanów. Tu spotykają się trzy nauki: Buddy, Chrystusa i Mahometa. To kraina dzika i odludna, o nieskażonej przyrodzie. Więc nic dziwnego, że miejscowi uważają, iż jest to unikatowe miejsce przepełnione energią kosmiczną. Doszukują się tam obecności yeti (ałmyza).
Ałtaj zalicza się do najpiękniejszych miejsc na ziemi i po przejechaniu tej górskiej trasy w pełni się z tą opinią zgadzam. Nasza podróż Szlakiem Czujskim była jedną, wielką atrakcją i już po to warto było przejechać te tysiące kilometrów. […]
________________________________________
tekst &foto Bolek Boleebaatar Uryn. Fragment przygotowywanej do druku książki p.t. „MORIN CHUUR – skrzypce z czaszki konia – mongolski świat jurt, koni i szamanów”
Przez Górny Ałtaj – 500 km przez góry
Przez Ałtaj 13-14 lipca 2015 r.
I podążyliśmy przez Ałtaj, ponad 500 km przez góry Ałtaju. Sama republika Górnego Ałtaju zajmuje trochę więcej niż połowa Polski, a mieszka w niej …… uwaga, uwaga …….. 200 000 mieszkańców z czego 1/3 w Gorno Ałtajsku. Zanurzyliśmy się w tę przestrzeń, uważnie obserwując "co nas zapraszać będzie".
Do przejechania 500 km bardzo dobrymi drogami, bo Górny Ałtaj ma praktycznie jedną drogę o europejskiej nawierzchni. Jechaliśmy wolno, zatrzymując się to w kafe, to nad rzeczką. Wolno, bardzo wolno. Czasami wydawało mi się, że za wolno ….. jednak mając doświadczenie sprzed paru dni pozwalaliśmy sobie na to tempo. Ałtaj oswajał się dla nas.
Kolejne kawałki gór odsłaniały się dla nas.
Gdy odjechaliśmy od rzeki Katuń, zostawiając ją po lewej stronie, ruch zmalał i zrobiło się dużo przyjaźniej.
Na początku drogi, zresztą jeszcze na noclegu nad rzeką Katuń, rano powitały nas motyle, które radośnie wlatywały do samochodu oznajmiając nam :
– My się już przeobraziliśmy w piękne istoty, a WY?
Gdzieś w duszy pojawił się lęk, że pięknym i spełnionym można żyć krótko (motyl żyje tylko 3 dni).
Uwalniam się od przekonania, że w pięknie i spełnieniu żyje się krótko
Pozwalam sobie żyć długo i szczęśliwie w spełnieniu, pięknie i radości.
Motyle towarzyszyły nam przez ok. 100 km będąc wszędzie, chmarami latając nawet po drogach. Ci nasi piękni przyjaciele przypominali nam, że zachodzi w nas przemiana, przepoczwarzenie.
Podążam drogą mojego przeznaczenia i czuję, jak każdego dnia jest mi lepiej, lżej i łatwiej
Stare odchodzi, pojawia się nowe i my idziemy z odwagą ufnością naprzeciw temu.
Dzień minął już w całkiem innym nastroju, na wieczór zaprosiła nas rzeczka, gdzie zaraz do wspólnego ogniska zaprosili nas podróżujący Rosjanie. Dając informacje co możemy zobaczyć na Ałtaju.
Ognisko trzeszczało, rzeczka szumiała, więc i niebo pierwszy raz w czasie naszej podróży pokazało się w odsłonie miliardów, trylionów i ………. gwiazd z mgławicami. Znów poczulismy się jak małe cząstki we wszechświecie, które patrząc w ogrom wszechświata radują się, że mogą tu być i doświadczać tej podróży po ziemi.
Noc była chłodna, a po niej nastąpił upalny dzień, jechaliśmy dalej na południe wśród już kamiennych gór i stepów, miejsc którym piękne rzeki, strumienie, potoki dodawały życia i uroku.
Czasami góry były lesiste czasami bez drzew, , potem już drogą z widokiem na lodowce,
gdzieniegdzie pojawiały się samotne domostwa (zamieszkałe),
gdzieniegdzie wioski, gdzieniegdzie turystyczne domki. Stawaliśmy, spacerowaliśmy, kontemplowaliśmy, chyba przez cały dzień przy świetnej drodze ujechaliśmy 200 km, jednak jakie to ma znaczenie.
Byliśmy na swojej drodze i w tym tempie byliśmy prowadzeni.
Zaznajamianie z Ałtajem krok po kroku.
I tak znaleźliśmy się w miejscu dla którego warto przebyć długą drogę, tylko dla niego, byliśmy u stop pięknej góry, królowej Ałtaju.