Między Karelią, a Murmanskiem
Między Karelią, a Murmańskim obwodem – województwem 11-14 sierpnia 2016
Pożegnawszy naszą kochaną Warię – biełuszkę, jeszcze postaliśmy jakiś czas między jeziorami, aby potem ruszyć w nowe.
Czas pożegnać niesamowicie gościnną nam Karelię, republikę autonomiczną i udać się do obwodu murmańskiego. Można z naszej perspektywy powiedzieć, że są to województwa, wielkości połowy czy 1/3 Polski z zaludnieniem poniżej 1 mln, większość skupiona w miastach, więc można nasycać się pięknem przyrody.
W Karelii jest to prostsze z uwagi na brak zon wojskowych, które są normą w obwodzie murmańskim. Szczególnie wybrzeże morza Barentsa.
Militarne znaczy zamknięte tzn, że choć jest droga na mapie to nie do końca można tam jechać.
Praktycznie to małe państwa, które tak jak w każdym dużym państwie mają zarówno prawo federalne jak i własne. Wyjazd poza kraj, obwód wiąże się z włączeniem roamingu w telefonie (obecnie firmy prześcigają się, aby ułatwić podróże po Rosji i jest to to stosunkowo tanie) , nawet inne oferty są w poszczególnych obwodach, są inne supermarkety itp
Karelia bardzo różni się od obwodu murmańskiego.
W obwodzie murmańskim domy bardziej zadbane, kosze na śmieci na ulicach (sprzęt nie do końca znany w Karelii), większa czystość, porządek i ludzie bardziej rozgarnięci – co powoduje, że bardziej przemieszczają się (co widać na drodze Murmańsk – Petersburg), więcej ich w lasach, nad jeziorami. Karelia za to jest bardziej dzika, pogubione jeziora, nieprzebyte lasy nawet w środku lata bez ludzi.
Dwa światy zakotwiczone tak blisko siebie.
Energetycznie Karelia miększa, łagodniejsza, troszkę smutna, pogubiona, wystraszona. Obwód murmański silny, pewny siebie, ale za to bardziej napięty i agresywny.
To tylko czuć w miejscach zurbanizowanych, poza nimi jest przyroda ze swoją dziewiczą mocą. A tutaj na styku tych krajów praktycznie żadnej różnicy, tajga z grzybami większymi niż stopa, lasy z moim ukochanym dywanikowatym chrobotkiem. Jagody, jeziora i jeszcze ukochane morze Białe.
W Zielenoborskij lokujemy się na głównym placu obok urzędu miejskiego i szkoły – uzupełniamy internet. Nawet w pewnym momencie rozwieszamy sznurek (kupiłam na targu nowy ręczniczek i chciałam go uprać). Ludzie jadą, przechodzą, nikogo to nie dziwi. Ktoś stoi, suszy rzeczy bo tego potrzebuje.
– Tak, nie ma u nas infrastruktury – często słyszymy w Rosji – czytaj kempingów, dużej ilości hoteli. No tak, ale gdyby były – ich właściciele na pewno wywieraliby naciski na władze, aby nie pozwalać na takie zachowania – jak spanie, pobyt poza nimi. A tak jak tu, gdy nikt nie ma w tym interesu, nikomu to nie przeszkadza, jest to dozwolone.
Spokojny z szacunkiem do okolicznego otoczenia postój, praktycznie wszędzie.
Tak szczerze powiedziawszy to wolę spać na przyrodzie, a w nie we większości rosyjskich miasteczek, bo trzeba mieć naprawdę pozytywne postrzeganie, aby uznać je za ładne.
Dlatego śpimy w nich tylko dla zasięgu internetu.
A w miejscowym sklepie odkrywamy nalewkę w maroszki na miodzie, ojjj ten cudowny smak niebo w gębie.
Potem po alkoholu wypijam w nocy litr czy więcej płynów, ale znajomy pełen wysokiej wibracji Olieszyna smak jest w tym momencie tego wart.
I kolejne lasy, którymi nie mogę się nasycić, chrobotek, grzyby – znane nam jak prawdziwki, kozaki i te mniej znane, jagódki.
Potem Kandalaksza jedno z bardziej sympatycznych miasteczek, gdzie uzupełniamy soki pomidorowe (nasz ulubiony – poza kompotem z borówek – napój), ziemniaczki, odkrywając jakiś bar zamawiamy wegetariańską pizzę na razowym cieście.
Siedzimy popijając soczek i czekamy na pizzę – z głośników leci agresywna muzyka, w każdym z 3 telewizorów inny film – wszystkie akcji, brutalne. Film, muzyka, wszystko agresywne.
Po 10 minutach stwierdzamy, że po co tu weszliśmy?
Potrzeba jakiś starych energii wejścia do knajpy.
Czy z tą pizzą, mamy zjeść tę agresję z telewizorów – zastanawiamy się.
Decydujemy się wziąć pizzę do najlepszej kawiarni, restauracji świata czyli naszej landrynki.
Dostajemy ją w pudełku przewiązanym czerwoną wstążeczką. Jest piękna.
Bardzo często zauważamy w tej części Rosji, ze pizza traktowana jest tutaj jak tort. Tworzy się je piękne i sprzedaje zimne w hipermarkecie w pudełeczkach z kokardkami.
Świeże jedzenie w rosyjskich knajpach to niestety stary temat o którym zapewne pisaliśmy w czasie drogi na Syberię.
W Rosji lokale to: restauracja, kafe, stołowaja.
Kafe nie ma nic wspólnego z naszą kawiarnią, jest coś w rodzaju niższej jakości restauracji – taki bar. Tutaj jedzenie przygotowywane jest rano przez kucharki, a potem podgrzewane w mikrofali (łącznie z frytkami, pizzą, kotletami itp.). W kafe jest zazwyczaj piwo, czasem ciastka.
Stołowaja jak nasza stołówka tylko jedzenie jest przygotowywane na świeżo wcześniej, a potem odgrzewane. Najniższy poziom gastronomii, ale często można tam znaleźć coś fajnego i czasem nawet świeżego tzn teraz przygotowanego.
Restauracja – tutaj jedzenie przygotowywane jest na świeżo. Najwyższy poziom.
W sumie dobrze, że niewiele jemy i nie musimy korzystać z tych przybytków, bo kuchnia rosyjska z rzadka jest dla nas smaczna, szczególnie w odmianie wegetariańskiej.
Pizza poza tym, że była ładna, mało nam smakowała i mieliśmy dużo radości z tego co robią stare pragnienia z człowieka.
Nawyki, które były kiedyś generują energię, która teraz już nam nie odpowiada.
Uwalniam się od nawyków jedzeniowych , które już mi nie służą, które zaniżają wibrację ciała
Wprowadzam w moje ciało energie, które powodują, że moje ciało podnosi swoje wibracje.
Miasta, miasteczka nawet najpiękniejsze szybko nam się nudzą, a w przyrodzie możemy trwać i być.
I aby dalej sycić się morzem Białym i przyrodą skręciliśmy na wschód na jego północne wybrzeże, gdzie 250 km wzdłuż wybrzeża prowadzi droga do wioski, którą zamieszkuje 300 osób (a po drodze jest miasteczko 5000 mieszkańców i kilka przysiółków po kilkadziesiąt osób). Kochane morze zaprasza nas dalej.
Dziękujemy i na pierwszą noc „lądujemy” koło labiryntu.