Na fali …..???
Refleksje Brygidy o płynięciu Hurtigrutenem 22 marzec
I zaczęło się ……….. trzepanie na statku , nigdy nie myślałam, że coś takiego przeżyję. Najpierw zaczęło dość mocno kołysać , ale tak normalnie . Widać było, że niemieccy emeryci łykają tableteczki i powoli kruszą się z miejsc publicznych . Robiło się cicho spokojnie przy zafalowanym morzu , silnym wietrze , płynęliśmy pod falę, więc było spadanie i hamowanie , czasami podłoga uciekała spod stóp , a schody nagle otrzymywały większe przestrzenie między sobą , jednak ta sytuacja nie wzbudzała we mnie grozy, bardziej cieszyłam się, że mogę przetestować swoją odporność na chorobę morską , bo przecież przyjdzie czas pływania, jacht , statek to jeden ze sposobów przemieszczania.
Aż nagle statek dziobem zaczął uderzać w fale , zaczęło trząść coraz mocniej , ludzie pogubili się zostaliśmy my i 2 Norwegów – miejscowych , którzy też nie wykupili kabiny . Wszystko zaczęło kołysać się szybko , płynęliśmy pod falę , a praktycznie przedzieraliśmy się przez otwarte na tym odcinku morze , walcząc z żywiołem , a może poddając mu się …..???
Myśli zaczęły szybko kołatać w głowie , wychodziły wszystkie możliwe lęki .
Bo co może taka maleńka łódka , wobec tego żywiołu ? Do kogo mieć zaufanie ?
Do kapitana?
Załogi?
Boga ?
Konstruktora , czy konserwatora łodzi?
Myśli wariują , na szczęście ciało nic sobie z tego nie robi , choć może lepiej jakby osłabło i zasnęło , umysł odpoczął by od natarczywych myśli.
Udaje mi się zasnąć na wygodnej kanapie , nagle potężne uderzenia w falę budzą mnie , i umysł znowu wariuje ….
Może lepiej było nie płynąć ?
Po co to podróżowanie , co wnosi w życie ?
Czy warto tak ryzykować ?
Prowokować los?
Pojawiają się zdania tych co wszystkiego się boją .
Kotłujące myśli doprowadzają do jednego wniosku , brak zaufania do siły wyższej , przecież ja tutaj , na tym morzu w tej malutkiej skorupce jaką jest maleńką istotą , bardzo maleńką i jaki wpływ mam na świat na przyrodę ?
Pokora , zaufanie zaczyna przebijać się przez pokłady lęku, kontroli
Przecież Ci , którzy bardzo się boją i nie wychodzą z domu , co nie „ryzykują” też ulegają wypadkom i to o wiele częściej niż Ci , którzy „normalnie” żyją .
Można bać latać się samolotem, a samolot może nam spaść na głowę . Kiedyś poznałam osobę bardzo zalęknioną, której uliczna latarnia na głowę spadła i skończyła jako inwalidka .
Więc po co nam lęki ?
To chyba retoryczne pytanie , na które każdy musi znaleźć swoją odpowiedź .
Takie bujanie na statku to wyjście dla mnie z mojej własnej strefy komfortu , poznanie czegoś nowego , nowej części siebie . Części , która gdzieś została głęboko schowana .
Po doświadczeniu z silnym uderzeniem fali o dziob , przenieślimy się na tył statku ,koło restauracji znowu udało się zasnąć i znowu ……….. tym razem dźwięk rozbijanych talerzy w restauracji wytrącił nas ze snu .
Czy kiedyś będzie nam dane dopłynąć?
Jednak powoli zmieniliśmy kierunek i zamiast pod falę zaczęliśmy płynąc z falą . Morze się nie zmieniło, ale zmieniło się nasze postrzeganie sytuacji . Taka drobna zmiana , a ile mniej emocji budzi .
Bo właśnie ile jest w tym mądrości , gdy mówi , aby płynąc na fali . Okoliczności obok się nie zmieniają , a jak wielka różnica gdy płyniemy z falą lub pod falę .
Po tym doświadczeniu , zdecydowanie wybieram płynięcie z falą
Tą sytuację można odnieść do naszego życia , naszą łódkę życia możemy skierować po falę i wiatr zmagając się z życiem , odczuwać lęki, skarżyć się na ciężki los , mieć ciężkie doświadczenia życiowe , ale można także bez zmiany warunków zewnętrznych skierować nasze życie by płynęło z falą , poddać się sile wspomagającego , pchającego wiatru . Na zewnątrz nic się nie zmieni , te same możliwości , te same zagrożenia , jednak odczuwanie i odbieranie sytuacji będzie zdecydowanie spokojniejsze , a życie pchane siłami wszechświata będzie lżejsze i wszystko będzie płynęło we właściwym kierunku .
Zauważcie , że gdy płyniemy pod falę , płyniemy wolniej , cali napięci , naprężeni , a gdy płyniemy z falą, płyniemy szybko , czasem bardzo szybko , z lekkością i spokojem.
Warunkiem płynięcia przez życie na fali jest odnalezienie własnej drogi i pokora w podążaniu przez nią , niezależnie od tego co lansuje społeczeństwo i media.
Końcówka rejsu była czystą przyjemnością wpłynęliśmy w spokojną zatokę i można było delektować się słońcem poranka i spokojem morza , taka zmiana , a jakże potrzebna .
Gdy pytaliśmy załogi i miejscowych którzy z nami wysiadali czy to był silny wiatr czy normalny , stwierdzili , że tak pośrodku między silnym i normalnym , a tutaj zawsze wieje , no może z wyjątkiem pięknej pogody latem .
Czyli dla nich nich nadzwyczajnego , a dla mnie takie naoczne pokazanie , że żywioł wody w połączeniu z żywiołem wiatru jest dla mnie na trudnym doświadczeniem i zamiast współpracy , miłości , mój kontakt z tymi żywiołami opierał się na leku.