o podróży na Wschód 2015
now browsing by category
Z wizytą u świętego Serafina
Z wizytą u Serafina Sarowskiego 12-16 czerwca 2015
Droga, droga przez wsie i miasteczka prowadziła nas coraz bliżej naszego ulubionego prawosławnego świętego Serafina z Sarowa. Chcieliśmy dojechać w rejon Sarowa, aby rano wejść do monastyru.
Po drodze ugościł nas bar ze wspaniałymi sałatkami – tarta marchewka, czosnek, majonez , czy gotowane buraki, czosnek, majonez ( w Rosji są postne majonezy – czyli wegańskie)
Ok. 150 km od Sarowa stanęliśmy po prostu we wsi i próbowaliśmy się przespać, jednak kolejny raz okazało się, że musimy poważnie potraktować komary – założyć moskitiery i spryskiwać się preparatami zapachowymi. Bo inaczej zostaniemy zjedzeni, a może oczyszczeni, jak w czasie akupunktury…..
Dlatego wcześnie rano wstaliśmy i ok 8. rano dojechaliśmy do Sarowa. Może nie do samego Sarowa, bo to miasto zamknięte – atomowe, ale Diwjejewa gdzie znajduje się żeński monastyr z grobem i relikwiami Serafina, oraz drogą Matki Boskiej.
Strona monastyru
Monastyr w którym przebywał Serafin znajduje się 15 km dalej w Sarowie, jednak wjazd tam wymaga specjalnych przepustek gdyż jest to miasto atomowe zamknięte, strona monastyru http://www.sarov-monastery.org/
Ludzi bardzo dużo, fakt dziś święto narodowe Rosji, więc dzień wolny. Podjeżdżamy na monasterski parking (opłata – ofiara) i wchodzimy w tłum pielgrzymów. Na terenie monastyru kobiety muszą chodzić w chustkach i spódniczkach. Dodaje to niesamowitego wyglądu temu miejscu.
Podchodzimy do wielkiej cerkwi przed którą znajduje się duża kolejka, tak już wiemy po wizycie u Matrony, to do relikwi Serafina zapewne. Stajemy więc pokornie obserwując siebie. Kolejka posuwa się wolno do przodu, gdy nagle nad samym monastyrem poświata słońca robi piękną tęczę – halo, jak aureola świętego. Cały wszechświat pokazuje nam, że jesteśmy w świętym miejscu.
Stoimy spokojnie, gdy nagle i to w cieniu, kolejka zatrzymuje się na dłużej, robi się zimno. Kolejne testy. Rozbudzenie ciepła umysłem nie wychodzi mi. Postanawiam zrobić to od energii ziemi przepuszczając ją przez niższe czakry w górę, gdy energia dochodzi do żołądka robi mi się tak gorąco, że praktycznie mogłabym się rozebrać. Zimno zostaje gdzieś daleko.
Dziękuję Serafinowi za pierwszą lekcję, a lekcji w czasie tych dni było sporo.
Piątek i sobota to dni tłumów pielgrzymów, niedziela i poniedziałek to spokój kontaktu z tym miejscem, z Serafinem, zero kolejki do grobu.
Dlaczego zostaliśmy tutaj dłużej? Bo nasza skrzynia biegów zaczęła głośniej chodzić i w poniedziałek chcemy odwiedzić mechanika, innymi słowy duchy pokombinowały coś w skrzyni, abyśmy się nie tylko zatrzymali, ale w tym świętym miejscu zostawili ciągnąca się jeszcze za nami energię przeszłości.
Serafin wiele lat modlił się w lasach, mało jadł, nie przyjmował ludzi, niedźwiedzia karmił z ręki i miał niesamowity kontakt z przyrodą – siadały na nim ptaki , podchodziły zwierzęta – jak do Franciszka z Asyżu (ciekawostka dla niektórych – miał ze względu na klimat – skórzaną czapkę rękawice i buty – pomimo to doskonały kontakt z przyrodą) . Prowadził pustelniczy tryb życia, medytował kilka godzin dziennie, a gdy zaczął po 60-tce przyjmować do siebie potrzebujących, to przyjmował 2000 ludzi codziennie – uzdrawiając, nawet wskrzeszając. Dlatego prosiłam go o to abym potrafiła rozpoznać kiedy jeszcze medytować, a kiedy działać. Co nie tylko mi powiedziano, ale przede wszystkim pokazano.
Siedziałam w prawie pustej cerkwi na ławeczce, przy ikonie Serafina, ciesząc się ze spotkania. Gdy nagle podchodzi do mnie kobieta i mówi:
– Chodź, pomóż sprzątać świece w świecznikach tzn. wyciągaj te małe i wykapany wosk.
Uśmiechnęłam się w duchu i zajęłam świeczkami przy ikonie Serafina , weszłam w tak głęboki stan medytacyjny w działaniu, że to co było wcześniej przy medytacji w bezruchu było czymś bardzo płytkim.
Uwalniam się od lęku przed działaniem, buntu przed działaniem.
Pozwalam sobie wchodzić w głębokie stany medytacyjne w działaniu.
Właśnie gdzieś głęboko praca kojarzyła mi się z przymusem, czymś ciężkim, niechcianym, dalekim od medytacji i stanów wysokoenergetycznych.
Pozwalam sobie być w stanach wysokoenergetycznych w działaniu.
Bartek dostał również fizyczną lekcję.
Przy ustawieniach i energetycznych wglądach Bartosza okazało się, że skrzypienie skrzyni biegów to lęki jego przodków przed Syberią, zsyłką, życiem inaczej niż przodkowie. Taki wewnętrzny przymus ściągania w schemat rodzinnego bagna.
I to energetyczne gluty ściągały nas w tył.
Przyszła podpowiedź, że Bartek ma postawić dużą świeczkę w sprawie przepalenia tych energii w cerkwi.
Poszliśmy do cerkwi, Bartek postawił świeczkę przy ikonie Serafina, zaczął medytować najlepiej jak mógł, prosić o uwolnienie od przeszłości i wyzwolenie z negatywnych rodzinnych myślokształtów. Po 15 minutach przyszła Pani i zaczęła gasić wszystkie świece i wyrzucać do koszy pod świecznikami (dzień cerkiewny się kończył) , z świecy upaliło się 5 cm, a ona sama miała 50 cm. ( normalnie w tym monastyrze pozwalali świeczkom dopalać się prawie do końca).
– Ja ją wezmę, przestawię w inne miejsce – w panice powiedział Bartek.
– Przecież zaraz wszystkie zgaszą w kościele – powiedziałam i zaczęłam się śmiać.
– Czemu się śmiejesz – zapytał Bartek
– Ile razu Ci mówiłam, że Ty w takim tempie odpuszczasz – powiedziałam – po kawałeczku.
-Trzeba to zmienić – powiedział stanowczo
Pozwalam sobie na odpuszczenie przeszłości
Pozwalam sobie iść w kierunku moich wyrażonych intencji na 100% , słuchając Boga
I rano w poniedziałek znowu postawił świeczkę przy ikonie Serafina, tym razem paliły się dwie jego świeczki, druga to ta z poprzedniego dnia wieczora, gdyż została zapalona na nowo przez siostry (nie było jej w pojemniku, a mało takich dużych świec).
Może na przepalenie tych energii potrzebne były aż dwie świece …….
Poza tym, gdy Bartek ze świeczką wszedł do cerkwi, dostałam telefon do właściciela Land Rovera z Niższego Novgorodu (ok 150 km od Sarowa) – z numerami telefonów do dobrych mechaników, którzy mogą nam pomóc. (Od paru dni szukaliśmy pomocy, może inaczej – nasi znajomi z Moskwy i nie tylko szukali dla nas mechaników, co mogą nam pomóc. Podsyłali linki do stron, gdzie mogliśmy poznać właściwe osoby itp. Do tej pory była cisza i nagle przestrzeń zaczęła otwierać się w momencie samej decyzji Bartka.
W poniedziałek już mieliśmy jechać do Niżnego Nowgorodu, jednak czułam, że tutejsza przestrzeń chce jeszcze mi coś powiedzieć.
– Co robimy dalej ? – zapytał Bartek rano.
– Nie wiem – odpowiedziałam.
Za parę chwil jedna z sióstr poprosiła nas o pomoc w przeniesieniu torby, a potem zapytała czy nie mamy samochodu, aby ją podwiesić do domu ok. 1 km.
Oczywiście to zrobiliśmy.
– Przyjdźcie jutro rano o 7 do monastyru będę miała dyżur, to położę Wam relikwie na ciało – powiedziała z wdzięczności.
Tak, tak 7 rano.
To odpowiedź na to moje "nie wiem" – powiedziałam do Bartka.
Bartek zaczął się troszkę oburzać, gdyż nie chciał tutaj zostawać kolejnego dnia.
Dzień minął nam jak zwykle sympatycznie na spacerach, kąpielach w jeziorze, medytacjach u Serafina. Wieczorem gdy już chcieliśmy jechać na nocleg nad jezioro zajechaliśmy do miejscowego sklepu po sok, którego mi się zachciało, (jak w takich miejscach jest niesamowita przepaść, między monastyrem, a wsią). Pani na kasie chciała nas oszukać na ok. 20 zł przy rachunku 40 zł. Było to zbyt widoczne, za pierwszym razem oddała część pieniędzy i dopiero interwencja u innej kasjerki spowodowała oddanie całości.
Tym troszkę mnie poirytowała, co spowodowało podniesienie mojego głosu, a potem wpis do książki skarg.
Gdy weszłam oddać książkę z wpisem o dziewczynce, jedna z kupujących, zaczęła mnie opieprzać, że przyjeżdżam w święte miejsce i robię awanturę.
Tak, tak w świętym miejscu Ci mniej święci mogą kraść do woli.
Powinnam ją przeprosić za całą awanturę – powiedziała
Więc ja uklękłam na kolanach przed nią robiąc to, to o co prosiła – odskoczyła jak od diabła i zaczęła się żegnać.
Nie wypadało mi się głośno śmiać, ale takim ludziom nie nie dogodzi.
Przypomniało mi to moją babcię, która codziennie biegała do kościoła, straszyła mnie Bogiem, gdy nie zachowywałam się tak jak ona chciała.
Bo ona to Bóg, a sama swoim zachowaniem daleka była od ideału. Nawet kiedyś na jej zachowanie zwrócił jej uwagę ksiądz, gdy poszła do niego na skargę na mnie. Gdyż całe jej życie było skierowane w siostry siostry mojej mamy i jej córki. W jej mniemaniu moja mama, ojciec i ja byliśmy tylko po to, aby im pomagać. Gdy za mało dawaliśmy – wg niej – była awantura i straszenie Bogiem.
Ostatnio na ustawieniach Helingerowskich powychodziło, że moja babcia była macochą mojej mamy, i że nie mam nic wspólnego z jej rodem. Tłumaczy to zachowanie babki, która właśnie jak macocha zachowywała się względem mojej mamy i mnie. Z klapkami na oczach dając swojej jedynej córce i wnuczce wszystko.
Szczerze mówiąc, gdy to na ustawieniach wyszło, poczułam straszną ulgę, że nie muszę być częścią rodu do którego nie należę.. Tak jakbym wreście mogła być tak naprawdę sobą.
Bo gdy staramy się zintegrować z czymś obcym jest to dla nas nie tylko trudne, ale wręcz nie wykonalne. Jaka naprawdę była historia pochodzenia mojej mamy nie wiem, na razie się nie objawiła, jednak otwierając jej wielką tajemnicę, mam nadzieję, że z czasem prawda ukaże się w pełnej krasie.
A jak pisałam wcześniej, uwolnienie tej tajemnicy dało mi dużo większe zrozumienie dla mojej "babci nie babci", a równocześnie spowodowało uwolnienie od żalów.
Oczywiście pół sklepu było przeciwko nam, jak zazwyczaj większość rodziny mojej babki, gdzieś pojawił się lęk, że mogą nam coś zrobić nad rzeką w nocy. Oczywiście możemy włączyć ochrony, jednak stwierdziliśmy, że lepiej przetransformować te energie w przyjaźniejszym miejscu. Poszliśmy jeszcze pożegnać się z Serafinem, monastyrem udało nam się kupić jeszcze naszą ulubioną sałatkę buraczkową na drogę (już po zamknięciu stołówki) i pojechaliśmy w kierunku Niżnego Nowgorodu
Uwolniony został potężny kawałek mojej przeszłości, dużo starego żalu, gdy jako dziecko miałam babcię, i nie miałam zarazem.
Dziękuję tej Pani, tej sytuacji.
Poza tym w monastyrze zaczęłam zwracać uwagę na noszenie prosto szyi. Spowodowało to, że czułam się na równi z ludźmi, z radością mogłam patrzeć w ich oczy.
Zaczęło mnie również boleć trzecie oko, weszliśmy do apteki i moim oczom pokazał się IRS-19 (zawiera bakterie górnych dróg oddechowych), preparat który pomógł mi wyjść z chronicznego zapalenia gardła i uratował moje migdały 30 lat temu. Czas przenieść się do przeszłości i przy jego pomocy pozdrawiać stare gardłowo-zatokowe demony. Dziękuje po raz kolejny z tym miejscu.
Kolejna lekcja była w na monasterskiej stołówce. Piękna Rosjanka z dziećmi emanowała bardzo agresywną energią rozpychając się na boki.
– Źle mi tu – powiedziałam.
Czy musimy dostosowywać się jak cały świat do małej grupki agresywnych ludzi ? – powiedziałam Bartek
Może czas aby oni dostosowali się do nas???
– Tak, tak – powiedziałam i wyjęłam komputer wtapiając się w pisanie bloga.
Dziękujemy Serafinowi za te piękne lekcje.
Na terenie monastyru znajduje się darmowa jadalnia gdzie w porze obiadu i kolacji można zjeść bardzo proste postne jedzenie jak prosta zupa, kasza, chleb na obiad ,czy sama kasza, chleb na kolację.
Takie karmienie pielgrzyma – nie tylko ubogiego. Gdy było dużo ludzi, również do stołówki były kolejki. Niektórzy się denerwowali, że może dla nich braknąć, że nie wystarczy.
Uwalniam się od poczucia braku w moim życiu.
Mam pod dostatkiem jedzenia zarówno duchowego jak i fizycznego, mam dostatek wszystkiego co potrzeba mi do życia tutaj na ziemi.
Jeden dzień na darmowej stołówce rozdawali zafoliowany pierwszy list Św. Pawła do Koryntian, czyli hymn miłości.
1 Gdybym mówił językami ludzi i aniołów,
a miłości bym nie miał,
stałbym się jak miedź brzęcząca
albo cymbał brzmiący.
2 Gdybym też miał dar prorokowania
i znał wszystkie tajemnice,
i posiadał wszelką wiedzę,
i wszelką [możliwą] wiarę, tak iżbym góry przenosił.
a miłości bym nie miał,
byłbym niczym.
3 I gdybym rozdał na jałmużnę całą majętność moją,
a ciało wystawił na spalenie,
lecz miłości bym nie miał,
nic bym nie zyskał.
4 Miłość cierpliwa jest,
łaskawa jest.
Miłość nie zazdrości,
nie szuka poklasku,
nie unosi się pychą;
5 Nie dopuszcza się bezwstydu,
nie szuka swego,
nie unosi się gniewem,
nie pamięta złego;
6 nie cieszy się z niesprawiedliwości,
lecz współweseli się z prawdą.
7 Wszystko znosi,
wszystkiemu wierzy,
we wszystkim pokłada nadzieję,
wszystko przetrzyma.
8 Miłość nigdy nie ustaje,
[nie jest] jak proroctwa, które się skończą,
albo jak dar języków, który zniknie,
lub jak wiedza, której zabraknie.
9 Po części bowiem tylko poznajemy,
po części prorokujemy.
10 Gdy zaś przyjdzie to, co jest doskonałe,
zniknie to, co jest tylko częściowe.
11 Gdy byłem dzieckiem,
mówiłem jak dziecko,
czułem jak dziecko,
myślałem jak dziecko.
Kiedy zaś stałem się mężem,
wyzbyłem się tego, co dziecięce.
12 Teraz widzimy jakby w zwierciadle, niejasno;
wtedy zaś [zobaczymy] twarzą w twarz:
Teraz poznaję po części,
wtedy zaś poznam tak, jak i zostałem poznany.
13 Tak więc trwają wiara, nadzieja, miłość – te trzy:
z nich zaś największa jest miłość.
Pokazując nam, że najlepszym pożywieniem to miłość. A kiedy trzeba będzie fizycznej strawy wszechświat o nas zadba,
Poza tym na terenie monastyru znajduje się duża stołówka również z prostymi daniami postnymi i z ryby, i kilka drobnych, gdzie można zjeść ciasteczko czy napić się kawy, herbaty. Ceny niewysokie kubek kawy czy herbaty 11-16 rubli (około 1 zł) ciasteczko 1 zł.
W dużej stołówce dla nas hitem była surówka z gotowanych buraków, z tartymi orzechami, suszonymi śliwkami i majonezem. Niebo z gębie (mała porcja 3 zł – przy Rosyjskich wyższych cenach niż w Polsce to niewiele).
Koło monastyru i w najbliższej odległości znajdują się święte źródła z których pije się wodę i kąpie w nich. Najbardziej znane jest źródło świętego Serafina 16 km od Monastyru w Cyganowkie.
Wjazd to mało przyjemne komercyjne stragany z jedzeniem, jednak dalej za parkingami pojawia się święte źródło. Jeziorko gdzie można się kąpać, zarówno w samym jeziorku jak i baseniku w domiczku.
Woda ma ok. 7 stopni, ludzie wchodzą obmywając się z grzechów przodków, jak w czasie chrztu. Kobiety muszą w dłuższych bluzkach, mężczyźni mogą w kąpielówkach.
Należy trzy razy zanurzyć się w wodzie wraz z głową.
Nie pierwszy raz obmywam się w ten sposób, jednak każdy raz powoduje u mnie jakieś napięcie, nie wiem dlaczego. Lęku przed chłodem…. A może lekkiego łatwego pozbycia się grzechów przodków. Może nie wierzę, że to tak prosto i łatwo można uczynić. Może, nie wierzę, że tak prosto można wrócić do raju.
Po kąpieli czujemy się jak nowo narodzeni.
Pierwszą noc spędzamy koło źródła, by potem przenieść się w na rzeczkę na plażowy parking naprzeciw monastyru. Gdzie możemy wtapiać się w przyrodę, a równocześnie patrzyć na monastyr.
Prawosławna wiara, w swojej obecnej formie bardziej pierwotna niż katolicyzm, po czasach komunizmu gdy była zakazana, a cerkwie zamknięte, przerobione na magazyny, baseny itp. od kilkunastu lat przeżywa prawdziwy renesans. Wiara jest nie tylko żywa, miło patrzeć jak ludzie się nią cieszą. Pielgrzymując nieraz i wiele ponad 1000 km, aby spędzić troszkę czasu w świętym miejscu.
Największe oblężenie jest w weekendy. Spotkaliśmy ludzi i z Urala i z okolic Soczi (ok 1000 km) Przyjechali na 2 dni na pielgrzymkę, turystów na szczęście nie widać, więc energia bardzo rozmodlona.
Setki świec rozświetlają cerkiew, zapach unosi się w przestrzeni, ludzie całują ikony, proszą, ale również wielbią. Święci na ikonach często palce rąk mają złożone w mudry.
Oczywiście pojawiają się ortodoksi, którzy zaraz chcieliby chrzcić na swoją wiarę. Moja wiara lepsza, ale to margines.
I tak nasyceni tym miejscem opuściliśmy je kierując się w kierunku Niższego Nowgorodu, aby znaleźć mechanika, który uzdrowi naszą landrynkę.
Serafin również będzie dalej podróżował z nami, i w naszym sercu i w postaci ikon. Jest z nami zresztą od Borjomi http://brygidaibartek.pl/gruzinskie-powitanie/
Dziękujemy jeszcze raz temu cudownemu miejscu za gościnę, lekcje, czas zatrzymania w podróży.
Niebieski kamień – najstarsze słowiańskie miejsce kultu na Rusi
Niebieski kamień – przemieszczający się ciepły kamień, potężne miejsce siły.
Znajduje się ok 3-4 km od miasteczka Pereslavl-Zalessky ok. 130 na północ od Moskwy w kierunku Jarosławia na brzegu Jeziora Pleshcheevo. Jest to kamień, który stanowił miejsce święte dla plemion pogańskich. Gdy na tych terenach nastało chrześcijaństwo, kamień wiele razy był wywożony na środek jeziora i wrzucany do wody. Po paru latach z powrotem znajdował się na brzegu. Nawet obecnie przemieszcza się w kierunku jeziora.
Poza umiejętnością chodzenia, posiada jeszcze bardzo wysokie wewnętrzne ciepło. Zimą, gdy pada na niego śnieg od razu topnieje.
Są teorie, że znajduje się na skrzyżowaniu energetycznych linii ziemi. Energia jest tak silna, że ma właściwości uzdrawiające.
Od kwietnia wprowadzono opłaty za wejście na teren sąsiadujący z kamieniem 50 rubli (3,5 zł.).
I my też po nocy spędzonej z drugiej strony jeziora pojechaliśmy do kamyczka.
Zaskoczyła nas ilość osób przychodzących do kamienia, których większość jest nie tylko umysłowymi widzami , ale przede wszystkim uczestnikami tego cudownego spotkania. Wiążą wstążeczki z prośbami na okolicznych drzewach, rzucają pieniążki na kamyczek i przysiadają w skupieniu. Przez 2 godziny jak tam byliśmy przewinęło się ze 150 osób, mężczyzn i kobiet w różnym wieku. Nadmienić należy, że byliśmy u niego w dzień roboczy.
Usiadłam na kamuszku i zanurzyłam w kontakt z nim. Powoli, powoli nawiązywaliśmy ze sobą kontakt
– Jak się masz – zapytałam.
– Nie za bardzo – odpowiedział.
– Co się dzieje? – zapytałam.
– Ludzie mnie denerwują, większość przychodzi tylko po to aby brać, więcej, więcej, więcej, a ja nie każdemu chcę dawać.
– Dlaczego nie chcesz każdemu dawać?
– Bo chcę dawać tym co to docenią, a innym nie. Drażni mnie taki roszczeniowy stosunek do życia ludzi – odpowiedział.
-To jednym dawaj, a drugim nie – ciągnęłam.
– Ale ja nie chcę, aby niektórzy do mnie przychodzili w ogóle, dlatego już chyba wolę odejść całkowicie z tego świata – odpowiedział ze złością.
Skąd takie zatrzetrzewienie? – zapytałam znów
– Nie wiem, ale nie mam już po prostu siły dawać, tu mnie boli, tam mnie boli – zaczął pokazywać – swoje już nadawałem, wystarczy, kiedyś były inne rytuały, nowoczesność mnie męczy – sarknął
– Opowiem Ci historię, o Matce Bożej z Lourdes (pisaliśmy o tym http://brygidaibartek.pl/cudowne-lourdes/) która dzieli się z radości spotkania z drugim człowiekiem, daje z nadmiaru który posiada, w ogóle nie myśli, że może jej czegoś braknąć, bo sama myśl spotkania z drugim człowiekiem generuje w niej energię.
Ciekawe, ale ja nie mam siły – powiedział zaciekawiony.
– Bo emocje złości, zacietrzewienia, oceny itp. odbierają nam energię – odpowiedziałam.
Zamyślił się i powiedział:
– Postaram się żyć tym co jest i nie tyle dawać, a cieszyć się ze spotkania. Zapomnieć o dawaniu, a po prostu być radosnym, silnym kamieniem z którego emanuje siła – odpowiedział.
Uwalniam się od przywiązania do przekonania, że powinno być tak, jak ja sobie wymyśliłam.
Cieszę się z każdego doświadczenia, które przynosi mi życie.
I od tej pory zanurzyliśmy się w sobie, otworzył dla mnie całą swoją siłę, którą byłam w stanie przyjąć.
Przychodziły obrazy z życia mojego i moich przodków, pojawiły się gdzieś głęboko schowane lęki, obrazy topienia, ścinania głowy itp.
Gdy dajesz się prowadzić nic Ci nie grozi, Bóg stworzył dla Ciebie raj na ziemi. To nie Bóg wygonił człowieka z raju, człowiek sam go opuścił – zabrzmiało w mojej głowie.
Twórz raj wokół siebie, tylko pamiętaj, że nosisz w sobie całe dziedzictwo przodków, również to negatywne. Bez zobaczenia go i rozświetlenia ten raj może być nieosiągalny.
Tak, tak wiem już to, słyszałam w Kokino w Macedеdonii:
http://brygidaibartek.pl/4000-letnie-obserwatorium-potezne-miejsce-mocy/
światłe dusze wcieliły się na ziemię w trudnych rodzinach aby rozświetlać ziemie w ten sposób, że rozświetlają cały ród.
Rozmów nie było końca.
– Jesteś ciepłym kamieniem, dlatego proszę Cię o pomoc w rozbudzeniu wewnętrznego ciepła – powiedziałam.
Jeszcze nie skończyłam zdania gdy zobaczyłam obrazy z mojego wczesnego dzieciństwa, kiedy non stop mnie za ciepło ubierano.
Urodziłam się z wysokim ciepłem wewnętrznym, jednak osoby od których byłam zależna tego nie rozumiały i ubierały mnie za ciepło, dlatego zaczęłam blokować swoje ciało szczególnie w okolicach nerek, aby go wychładzać.
Pozwalam sobie uwolnić energię z nerek i korzystać z mojego wewnętrznego ciepła, posiadając równocześnie możliwość dostosowywania się do temperatury otoczenia bez blokowania ciała.
Już powiedzieliśmy do widzenia, już wychodziliśmy od kamyczka, gdy na jednym ze straganów zobaczyłam słowiańskie runy, zawsze lubiłam karty jednak runy nigdy wcześniej mnie nie pociągały. Te jednak wprosiły się do mojego życia. Poszliśmy położyć je na kamieniu,
Ta, energia kamienia, która pojedzie z nami w dalszą podróż i będzie w niej przewodnikiem.
Bartkowi runy na kamieniu podpowiedziały aby był skoncentrowany, czyli odpuścił rozproszenie, a mi abym nie bała się widzieć świata takiego jakim jest zachowując miłość do niego, oraz aby nie żałowała przeszłości.
Dziękujemy za te podpowiedzi bardzo cenne, za ten piękny czas u niebieskiego kamienia.
Wiecej o niebieskim kamieniu ze strony rosyjskiej tłumaczył translator, dlatego może być troszkę nielogicznie
http://alamor.kvintone.ru/real/blu_stone/blu_stone.htm
Blue Stone –
miejsce mocy i życzymy spełnienia.
Siergijev Posad – prawosławny Watykan
Siergijev Posad 10 czerwca 2015
Żegnając naszych wspaniałych przyjaciół podążyliśmy w kierunku Siergijew Posad, dla rosyjskich prawosławnych jednego z ważniejszych miejsc kultu, do ławry Troicko-Siergijewska.
Jest to ok. 70 km od Moskwy na północ. Już z daleka migotały złote kopułki, pokazując nam kierunek jazdy.
Przed wejściem budka z kwasem monastyrskim, nie tylko tanim (0,5 litrowy kubeczek 25 rubli – 2 zł.), to jeszcze wyglądającym na domowy – tzn. bez sztucznego gazu, tylko naturalna fermentacja.
Gdy wchodzimy do środka witają nas straganiki z monasterskimi wyrobami, tanimi, świeżymi i bardzo smacznymi. W monasterskiej stołówce ceny również dalekie od moskiewskich, czy nawet polskich – kawa, herbata za 1-1,5 zł.
Bułeczki, ciasteczka własnego wypieku, ciepłe, pachnące. Śmialiśmy się wyjeżdżając z Moskwy, że wszystko fajnie, ale kuchnia tutejsza nie nadaje się dla nas do niczego. W Moskwie modne są bułeczki – pierożki drożdżowe zawinięte w folię – mające gumiasty smak. Wszystko w przemysłowej, bezsmakowej wersji, a tutaj taka miła niespodzianka.
Odpuściliśmy rosyjskie jedzenie i ono pokazało się nam w najlepszej krasie.
Tak… odpuściliśmy je, a ono zaprezentowało się najlepiej jak potrafiło.
Do tego w monasterskiej stołówce dania również postne – co znaczy bez nabiału, jajek, ryb i mięsa. Taka wegańska forma rosyjskiej kuchni. Rewelacja.
Tak przyjechaliśmy tutaj aby cieszyć się jedzeniem i piciem, szczególnie my którzy chcą odwiązać się od jedzenia.
A sam monastyr pielgrzymkowo – turystyczny.
Zderzenie kultur, gdzie azjaci przykładają wręcz obiektywy do głów osób całujących ikony w cerkwi. Jedni tutaj dla umysłu inni dla ducha.
A po co my?
Oczy nasycone pięknem architektury, podniebienie prostymi smakami, a duch?
Właśnie, gdzie duch…..
Siadam w jednym z monastyrów w zgiełku turystów. Jak mam medytować? Zadaję sobie pytanie.
Jednak gdy zamykam oczy wchodzę w świat ciszy, głębokiej medytacji, przenoszę się w dawne czasy , obserwuję obrazy pętania sznurami i topienia, odcinania głowy ………..
Gdzieś wewnątrz rodzi się lęk przed zależnością od innych, uszkodzeniami ciała, śmiercią.
– Ileż jeszcze razy będę obserwowała te obrazy z przeszłości – pytam?
– Tyle razy póki nie odpuścisz lęku.
– A jak go odpuścić?
– Jak zaufać tak na 100%?
– Zostawiając wszystkie przywiązania do ciała, życia i oddając się w ręce siły wyższej.
Tak i znowu pojawia się lęk przed zależnością, bo inni zrobili tyle krzywdy….
Odpuszczam krzywdę którą zrobili mi inni, pozwalam sobie przebaczyć im i ufać oddając się sile wyższej w prowadzenie.
Ojjj, tak Sergiuszu z Radoneża prowadź nas. Pomóż odciąć stare krzywdy i pójść nową drogą, drogą miłości i światła,
Gdy odwiedzam relikwie Sergiusza słyszę – pamiętaj o sobie gdy pomagasz innym, miej w tym radość, zatrać się Bogu, miłości, radości, a nie pomaganiu.
Pomaganie to efekt uboczny miłości i radości.
I tak spacerujemy od fresku do ikony. Bartek próbuje odczuwać energię bijącą ze scen i postaci. Jedne go przyciągają inne odpychają, w zależności kto je malował i kogo uwieczniono.
Nie wiedząc kiedy mija nam prawie cały dzień w Ławrze, na medytacjach, spacerach, jedzeniu, piciu pysznego kwasu.
Nasyceni nim, dziękujemy za gościnę, dobre słowa. Gdy już odchodzimy na pomniku Sergiusza przed wejściem do ławry, a bardziej na jego pomnikowej głowie usiał gołąb, pokazując że najważniejszy dla nas jest pokój umysłu.
Pozwalam aby w moim umyśle zapanował pokój.
Dziękujemy temu miejscu za cudowną gościnę. Na pewno będąc w pobliżu zawitamy z radością.
Więcej https://pl.wikipedia.org/wiki/%C5%81awra_Troicko-Siergijewska
Ławra Troicko-Siergijewska (ros. Троице-Сергиева лавра) – założony w 1345 męski klasztor prawosławny (ławra) w mieście Siergijew Posad, jeden z najważniejszych monasterów Rosyjskiej Cerkwi Prawosławnej.
Pierwszy człon nazwy monasteru odnosi się do Świętej Trójcy, której św. Sergiusz poświęcił pierwszą cerkiew; drugi związany jest z osobą założyciela[1].
Rys historyczny
Monaster został założony w 1345 przez Sergiusza z Radoneża, który zbudował na Wzgórzu Makowieckim pierwszą drewnianą cerkiew i zgromadził wokół siebie pierwszą wspólnotę monastyczną. Do końca XIV wieku mnisi rozbudowali zabudowania klasztorne, a w 1355 Sergiusz sporządził opis modelowego klasztoru prawosławnego i zainicjował akcję zakładania nowych monasterów na całym terytorium Rusi. Mnisi z monasteru przyczynili się następnie do powstania ponad 400 takich obiektów (w tym m.in. Monastyru Sołowieckiego). Pierwsze zabudowania klasztoru Trójcy Świętej zostały jednak zniszczone przez Tatarów w 1408.
W 1422 mnisi prawosławni z Serbii, którzy schronili się na Rusi po bitwie na Kosowym Polu, wybudowali pierwszy murowany sobór Świętej Trójcy (Troicki) w obrębie monasteru. Obiekt został bogato udekorowany freskami, zaś przy wykonywaniu tej dekoracji malarskiej oraz przeznaczonych dla świątyni ikon pracowali słynni artyści, m.in. Andriej Rublow, którego wizerunek Św. Trójcy stanowił centralną część ikonostasu cerkwi. Sobór był również miejscem chrztów wielu rosyjskich arystokratów i nabożeństw, jakie były następnie odprawiane w ich intencji.
W 1476, z polecenia Iwana III, w kompleksie zabudowań monasteru architekci z Pskowa wybudowali cerkiew św. Ducha. Dalsza rozbudowa obiektu miała miejsce za rządów Wasyla III i Iwana IV Groźnego, kiedy wzniesiony został sobór Zaśnięcia Matki Bożej, mający być powiększoną i upiększoną kopią świątyni pod tym samym wezwaniem znajdującej się w obrębie moskiewskiego Kremla. Jeszcze w II poł. XVII wieku trwały prace dekoratorskie w tej świątyni, wykonywane przez grupę artystów z Jarosławia. W tym czasie powstał słynny ikonostas oraz stanowiąca jego część ikona Szymona Uszakowa Ostatnia wieczerza. Monaster należał do najbogatszych w Rosji, był również jednym z najsłynniejszych centrów kronikarstwa i ikonopisania. Pod koniec XVI wieku obiekt został otoczony dodatkowym murem obronnym z dwunastoma basztami, który zastąpił dotychczasową palisadę. Dzięki temu wytrzymał szesnastomiesięczne oblężenie prowadzone przez wojska polsko-litewskie rozpoczęte we wrześniu 1608. Śladem po nim są zachowane pociski w murach monasteru.
Kompleks klasztorny został poważnie rozbudowany w XVII wieku, kiedy młody Piotr I dwukrotnie ukrywał się przed przeciwnikami politycznymi w murach klasztoru, oczekując na nadejście wiernych sobie jednostek wojskowych. Wzniesiono wówczas carski pałac „Czertogi”, pięciokopułową cerkiew św. Jana Chrzciciela ponad bramą monasteru, rozbudowano budynki mieszkalne dla mnichów, zaś nad wykopanym w 1644 świętym źródłem na klasztornym dziedzińcu zbudowano ozdobną studnię. Protektorką monasteru była również caryca Elżbieta, która corocznie pielgrzymowała pieszo do monasteru, któremu w 1744 roku nadała godność ławry. Wówczas to na jego czele stanął metropolita moskiewski, a klasztor otrzymał statut stauropigii. Oznaczało to, iż mimo posiadania zwierzchnika spośród braci – archimandryty, uzależniony był odtąd bezpośrednio od lokalnego biskupa.[1] Caryca Elżbieta sfinansowała również budowę kolejnej cerkwi refektarzowej, połączonej ze szpitalem monasteru oraz klasztornej barokowej dzwonnicy wzniesionej przez architektów Iwana Miczurina i Dmitrija Uchtomskiego. Przez cały XIX wiek monaster nadal należał do najbogatszych ośrodków życia religijnego w Rosji, posiadał również imponujące zbiory manuskryptów, ksiąg i zabytków sztuki sakralnej.
Po rewolucji październikowej, w 1920, ławra została zamknięta, a jej budynki oddane na cele administracyjne lub zamienione w muzea sztuki. Nie przeszkodziło to rządowi, już po dojściu do władzy Józefa Stalina, sprzedać lub zniszczyć wielu elementów cennego wyposażenia klasztornych cerkwi, w tym wszystkich dzwonów. Dopiero w 1945 Stalin zdecydował o częściowym oddaniu zabudowań ławry w ręce Cerkwi Prawosławnej, a w roku następnym zgodził się na ponowne odprawiania nabożeństw w soborze Zaśnięcia Matki Bożej. Do 1983 archimandryci ławry byli równocześnie patriarchami moskiewskimi, zaś w zabudowaniach trwały prace remontowe. W 1993 odnowiona ławra została wpisana na Listę Światowego Dziedzictwa UNESCO.
Sobór Zaśnięcia Matki Bożej jest miejscem pochówku cara rosyjskiego Borysa Godunowa oraz metropolity moskiewskiego Innocentego i patriarchy moskiewskiego Aleksego I.
Z wizytą u Świętej Matrony moskiewskiej
Święta Matrona Moskiewska 8 czerwca 2015
Moskwa to czy nie Moskwa, już samo wejście do Pokrowskiego Monastyru powoduje, że z głośnego, pędzącego szerokiego miasta przenosimy się w inny świat – spokojny, refleksyjny, przytulny, pełen zieleni. Matrona jak kochana matka rozpościera skrzydła nad tym miejscem tworząc aurę rozmodlenia. Do ikon i grobu Matrony długie kolejki, ludzie we większości kobiety, elegancko ubrane w chustkach na głowach z kwiatami w ręku dodają uroku temu miejscu.
My też stajemy w kolejce do grobu świętej, jak się później okazuje zajmuje nam to tylko 1,5 godziny (szczególnie w weekendy można stać w kolejce 4-6 godzin).
Kolejka to czas na przemyślenie tego z czym przychodzimy, popatrzenia w głąb siebie, bardziej i głębiej, a może i łatwiej co nie znaczy przyjemniej.
Przyszłam tutaj bez specjalnej intencji, chciałam po prostu poznać Matronę. W kolejce wchodzę jednak w swój proces. Zaczyna pojawiać się niecierpliwość, umysł tokuje, ocenia całą sytuację, chce ją na siłę zorganizować, według niego lepiej, bardziej sprawnie.
Uwalniam się od przymusu robienia wszystkiego szybciej, pozwalam sobie robić rzeczy we współbrzmieniu z rytmem wszechświata we właściwym dla nich tempie.
Szybciej to nie znaczy właściwie, dobrze i na czas.
Stoję, obserwuję siebie i innych, odpuszczam niecierpliwość i we właściwym na ten moment rytmie podążam w przód.
Umysł jednak nie odpuszcza, gdy zauważyłam potrzebę robienia wszystkiego szybciej i ze niecierpliwością, zafundowano mi poczucie zimna.
Jeszcze co najmniej pół godziny stania, a mnie zimno, może pójdę stąd zagrzać się gdzieś. Tylko co jest ważne, skupienie się na zimnie, czy na spotkaniu z Matroną. Znam tyle różnych technik ocieplenia ciała, dlaczego nie chcę ich stosować?
Dlaczego sabotuję to co chcę – zaczęło dźwięczeć w mojej głowie.
Dlaczego aby osiągnąć to co chcę, nie chce wkładać w to wysiłku, wiedzy którą posiadam, dlaczego przy byle niedogodności chcę się wycofać?
No właśnie dlaczego?
Uwalniam się od przymusu rezygnacji z moich zamierzeń przy byle niedogodności.
Wchodzimy do kościoła, a bardziej jesteśmy do niego wciągnięci przez służby pilnujące. W kościele nawiązuję kontakt z Matroną. Rozmawiam z Nią o potrzebie bólu, cierpienia (ona przez brak wzroku, niedołęstwo doświadczyła go wiele), dlaczego musimy go doświadczać, czemu przybliża do Boga?
– Bo wtedy odpuszczamy co ziemskie, jesteśmy tu i teraz – słyszę .
Tak, tak to wiem, ale czy to konieczne? – pytam dalej.
– Nie, jeżeli potrafisz być blisko Boga w szczęściu, radości, ale to wymaga dużo świadomości i uważności – odpowiada.
Odpuścić to co ziemskie, mając dużo ziemskiego aspektu jest trudniej, niż jak go się nie ma.
Dlatego mówi się, że łatwiej mieć niewiele, itp.
Ale to nie znaczy, że nie można mieć zdrowego ciała i dbać o niego.
Zadanie trudne, ale czy nierealne?
Dziękujemy za ten czas tutaj.
Wiecej o Matronie z Wikipedii http://pl.wikipedia.org/wiki/Matrona_Moskiewska
Matrona Moskiewska, właśc. Matrona Dmitriewna Nikonowa (ur. 1885 w Sebinie, zm. 2 maja 1952 w Moskwie) − święta Rosyjskiego Kościoła Prawosławnego.
Życiorys
Urodziła się w rodzinie chłopskiej Dymitra i Natalii Nikonowów jako najmłodsze z czworga dzieci, po synach Iwanie i Michaile oraz córce Marii[1].
Według hagiografii, matka Matrony jeszcze przed urodzeniem czwartego dziecka planowała oddanie go do przytułku prowadzonego w sąsiedniej wsi Buczałki, gdyż uważała, że rodziny nie stać będzie na jego wychowanie. Zdanie w tej sprawie miała zmienić, gdy we śnie ujrzała białego gołębia z zamkniętymi oczami i twarzą człowieka[1].
Matrona Nikonowa przyszła na świat niewidoma. Według opracowań hagiograficznych od siódmego-ósmego roku życia posiadała dar przepowiadania przyszłości i uzdrawiania, a także czytania w myślach. Wychowana w głęboko religijnej rodzinie, spędzała wiele czasu w cerkwi[1]. Z powodu posiadanych darów Matrona stała się znana w całej Rosji. Do domu jej rodziców przybywali chorzy z nadzieją na wyzdrowienie dzięki modlitwie dziewczynki[1]. Dziewczynka miała również przewidzieć przyszłość kraju, w tym rewolucję październikową i jej następstwa[1]. W wieku siedemnastu lat Matrona Nikonowa straciła władzę w nogach[1]. Do rewolucji październikowej Matrona Nikonowa nadal zamieszkiwała w domu rodziców, razem z braćmi. Obaj wstąpili do Komunistycznej Partii Związku Radzieckiego. Mimo tego kobieta nadal przyjmowała wszystkich, którzy pragnęli zwrócić się do niej z prośbą o poradę duchową i modlitwę. Ostatecznie jednak widząc, iż bracia obawiali się represji z jej powodu ze strony władz ZSRR, a także bojąc się, by nie spadły one również na jej rodziców, Matrona Nikonowa przeprowadziła się w 1925 do Moskwy, gdzie przebywała do końca życia, mieszkając u różnych krewnych i znajomych[1]. Według żywotu świętej milicja radziecka wielokrotnie zamierzała ją aresztować. Za każdym razem jednak kobieta przewidywała taką sytuację i w przeddzień przybycia milicjantów, lub nawet tego samego dnia, przenosiła się do nowego mieszkania[1]. Cały czas spędzała na modlitwie i spotkaniach z pielgrzymami. Od odwiedzających ją osób wymagała wiary i noszenia krzyżyka[1].
W 1939 miała przewidzieć wybuch II wojny światowej i straty w ludziach poniesione w niej przez Związek Radziecki. W 1941 miała ponadto zapowiedzieć rychły początek działań wojennych w ZSRR i końcowe zwycięstwo Armii Czerwonej[1].
Według popularnej w Rosji legendy, po ataku III Rzeszy na Związek Radziecki z Matroną miał spotkać się Stalin, zaś kobieta przepowiedziała mu zwycięską obronę Moskwy[2].
Matrona Nikonowa spotykała się z wiernymi do końca swojego życia, mimo pogarszającego się stanu zdrowia. Regularnie również przystępowała do spowiedzi i Komunii Św. Zmarła 2 maja 1952 i została pochowana dwa dni później na cmentarzu nieczynnego wówczas Monasteru Daniłowskiego[1]. Grób Matrony stał się celem licznych pielgrzymek[1]. Obecnie (2010) jejrelikwie przechowywane są w monasterze Opieki Matki Bożej w Moskwie[3].
Pamięć i kult
W 1999 Matrona Moskiewska została kanonizowana[4].
W 2014 w jej rodzinnym domu otwarto muzeum[5].
Kontrowersje
W 2008 kontrowersje wzbudziła ikona św. Matrony wystawiona w cerkwi św. Olgi w Petersburgu przez proboszcza parafii, ihumena Eustachego (Żakowa). Na wizerunku tym przedstawione zostało rzekome spotkanie świętej ze Stalinem, przy czym to postać radzieckiego dyktatora była głównym elementem kompozycji[2]. Po protestach wiernych ihumen przeniósł ikonę w mniej eksponowane miejsce w cerkwi[2], a następnie – do swojego domu. Rosyjski Kościół Prawosławny ocenił jego zachowanie jako „sekciarstwo” i ukarał go dyscyplinarnie za wystawienie dla kultu niekanonicznej ikony[6].