o podróży na Wschód 2015
now browsing by category
Moskiewska gościna
Moskiewska gościna 8-10 czerwca 2015
Brak mi słów aby opisać serdeczne przyjęcie przez naszych znajomych w Moskwie. Kolejny raz Moskwa pokazała się mnie – a była to moja 5 wizyta – z jak najlepszej strony, goszcząc jak królową.
Bo nie tylko ludzie zgotowali nam gościnę, pogoda – piękne słońce , około 25 stopni, a nawet parking, który znaleźliśmy na rzeczką, 500 metrów od Placu Czerwonego.
Już samo znalezienie miejsca do parkowania jest problemem w centrum Moskwy, a jeszcze ten parking w związku z przebudową szlabana okazał się bezpłatny. Jakaś magia.
Choć bardziej realnie, to sprawka podróżującego z nami elfa Giro i jego moskiewskich kumpli, którzy najpierw wepchnęli nas na Plac Czerwony, aby Giro i landrynka mogli go zobaczyć, a potem wskazali miejsce nad rzeczką (a Giro bardzo lubi wodę).
Lubię Moskwę, nie wiem za co i dlaczego, ale po prostu ją lubię. Nie chciałabym w niej mieszkać, czy nawet być miesiąc, jednak takie krótkie pobytu są dla mnie bardzo przyjemne.
Zresztą za każdym razem pokazuje się w innej odsłonie z innymi ludźmi.
Teraz odwiedziliśmy Świętą Matronę Moskiewską – o tym w kolejnym poście, pospacerowaliśmy po placu Czerwonym, spotkaliśmy się z przyjaciółmi w Parku ВДНХ, a noce spędziliśmy na cudownych rozmowach u kolegi w Dołgoprudnym.
Każdy mój pobyt w Moskwie to oglądanie jej bogatszej, bardziej majestatycznej. Mimo „kryzysu” (oczywiście wykorzystali go przedsiębiorcy i zarobki spadły) ludziom żyje się dobrze. Najniższe zarobki to ok 3000 zł, na rękę, przy cenach podobnych jak u nas w większych miastach, ale tańszych mediach i paliwach. Są tutaj większe kominy cenowe – do kina można iść i za 20 zł, i za 350 zł. W centrum metr kwadratowy mieszkania może kosztować tyle – co całe na podmoskowiu (zaczyna się ok 25 km od Moskwy – dojazd ok. 40 minut do cetrum). Większe dysproporcje, ale i może większe możliwości…….
Poza tym tak jak pokazała tutejszym mieszkańcom wiele razy historia – dziś dobrze to cieszmy się – to bo jutro może być inaczej – o 180 stopni. Dlatego z radością wchodzą w zmiany materialne na lepsze, bez oporu trzymania się starych schematów.
Z łatwością, radością otwieram się na zmiany na lepsze w moim życiu, na lepszy świat.
Żyje się im dobrze, a może po prostu cieszą się z tego co mają. Wiele razy w czasie pobytów w Rosji zauważyliśmy, że narzekają wiele razy mniej niż my Polacy (u nas to taki niskoenergetyczny sport).
Mają swoje wady i zalety jak każdy naród.
A co do naszych znajomych, nie widzieliśmy ich 2-3 lata, wiedząc że będziemy przejazdem, sami zorganizowali nam pobyt w Moskwie, pomagając kupić internet, numer telefoniczny (dzięki Rom), zaprosili do siebie na nocleg (dzięki Konstantin) po prostu chcieli z nami być.
W parku ВДНХ — ogólnorosyjskie centrum wystawowe – byłam 2 lata temu i i pisałam o nim /http://brygidaibartek.pl/niedzielny-spacer-po-moskwie/
Dziękujemy Wam kochani za spotkanie, za czas razem, za te piękne energie.
– Telefon macie, jakbyście potrzebowali jakieś pomocy – dzwońcie – jak tylko będziemy mogli to pomożemy – słyszeliśmy na odchodne…..
Cudownie wiedzieć, że są tacy ludzie . Jeszcze raz dziękujemy za ten piękny moskiewski czas, za to iście królewskie przyjęcie.
Rosyjskie powitanie
Powitanie z Rosją 7 czerwca 2015
Granica przeszła bardzo sympatycznie i w miarę szybko, wypełniliśmy karty migracyjne (są od zawsze jak pamiętam) i czasowy wwóz auta na 3 miesiące do 7 września 2015. Ruszyliśmy prostą drogą w kierunku Moskwy.
Drogą tak prostą i monotonną, że Bartek żartował, że może zagramy w warcaby.
Monotonia dotyczyła tylko drogi, gdyż przy drodze spektakl dawały łubiny, które czasami zajmowały powierzchnie dużych łąk tworząc fioletowe przestrzenie.
Jechaliśmy więc spokojnie wzdłuż lasów z fioletowymi łąkami, napawając się ich pięknem.
Zresztą na jedną z nich popatrzcie sami….
Aby przywitać się z Rosją postanowiliśmy zjechać do pierwszego większego miasteczka za granicą (150 km za granicą ) Wielikije Łuki.
Rosyjskie miasta, poza nielicznymi, zawsze jawiły nam się bardzo nieprzyjemnie. To również na początku zrobiło takie wrażenie, gdyż wjeżdżaliśmy przez dzielnicę przemysłową.
Pooglądamy co i jak, weźmiemy pieniądze z bankomatu i jedziemy dalej – powiedzieliśmy sobie.
Jednak kolejny raz wszechświat nas zadziwił, zaskoczył, pokazał, że zawsze będziemy w odpowiednim miejscu i czasie jeżeli pozwolimy się prowadzić.
W miasteczku bowiem odbywały się 20 międzynarodowe spotkania balonowe i właśnie dziś wieczorem wszystkie zespoły prezentowały się. Podeszliśmy do parku gdzie odbywał się duży piknik, właśnie wtedy kiedy pierwszy balon ruszał w przestworza. Jakbyśmy wiedzieli o której przyjść.
Obserwowaliśmy ten spektakl z zachwytem, radością, jak również refleksyjnym pytaniem:
Co balony nam pokazują ?
Pływanie w powietrzu bo balony latające, to po rosyjsku właśnie pływające w powietrzu.
Tak wznieść się w przestrzeń, nabrać takiej lekkości aby móc odrywać się od ziemi, a potem na nią powracać.
Gdy zaczęliśmy się nad tym zastanawiać jeden z balonów kilka chwil po starcie, zszedł do powierzchni rzeki, sunął parę chwil zamoczony kilka centymetrów, by następnie wznieść się ponad sąsiadujące z rzeką drzewa.
Nie myślałam, że to w ogóle możliwe, zawsze wydawało mi się, że balon jest mniej przewidywalny.
Tak, tak
Latać kiedy chcę i dotykać ziemi kiedy chcę, łączyć to w jedność
Jestem na ziemi i w niebie jednocześnie.
Wznieść się poza własne ograniczenia, przekonania, wiarę w to co możliwe czy niemożliwe.
Otwieram się na moje możliwości
Podekscytowani sytuacją usiedliśmy w miejscowej czeburekarni ( na pikniku były tylko szaszłyki ze świniny), mężczyzna który dosiadł się do nas, gdy usłyszał polski język od razu chciał poczęstować Bartka piwem.
Takie urocze lekkie powitanie.
Bez zapachowe truskawki- w stronę Rosji
Bez zapachowe truskawki – łotewskie impresje 7 czerwca 2015
Na targu Daugavpils wącham truskawki
One są bez zapachu mówi stojący obok mężczyzna
bo są z Polski dodaje
Zaczynam się śmiać
W Polsce są i dobre i przemysłowe jak te dodaje.
Nie mają jeszcze dobrych swoich więc kupują polskie przemysłowe.
Polskie truskawki są różne, jednak szczególnie odmiana Senga zwana również kaszubską ma sobie całą poezję smaku. Pisaliśmy o niej http://brygidaibartek.pl/pozegnanie-z-morzem-morskie-refleksje-i-nie-tylko/
Rośnie dobrze na piaskach, u nas górach niespecjalnie, ale można próbować.
Targ ugościł nas przepysznym domowym kwasem chlebowym (1,5 litra za 1 euro)
Napojeni i rozbawieni pojechaliśmy ku granicy z Rosją, powoli,bardzo powoli gdyż Unia zatrzymywała nas robotami drogowymi.
Przed samą prawie granicą wypiliśmy kawę z ciastkami od Bartka mamy.
Pomachaliśmy Unii, powiedzieliśmy, że wrócimy za jakiś i stanęliśmy na rosyjskiej granicy.
Uzdrowisko wśród sosnowych lasów Druskienniki
5-6 czerwca 2015 Uzdrowisko wśród lasów Druskienniki
W Druskiennikach w 1996 roku spędziłam 2 tygodnie, zapamiętałam je jako lekko zaniedbane, jednak przy tym spokojne, położone w lasach – głównie sosnowych, gdzie sam zapach drzew leczył.
Ulubione miejsce odpoczynku Piłsudskiego. Od co najmniej stu lat wraz ze swoimi wodami leczniczymi stanowi kompleks sanatoryjny .
Wiele razy gdy jechaliśmy do, czy ze Skandynawii byłam się do niego wstąpić, aby nie zobaczyć jego nowoczesnej odsłony połączonej z wycinką pięknego parku. Wolałam aby został w pamięci ten stary obraz kurortu, bardziej niż nowy, nieznany zapewne zmieniony na bardziej ucywilizowany. Słyszałam o letnim stoku narciarskim, super nowoczesnym aquaparku.
I ……… jakie było moje zdziwienie gdy zobaczyłam, że miasto co prawda bardziej rozbudowane niż kiedyś, dalej znajduje się prawie w lesie, a park na nowoczesnych działaniach wiele nie ucierpiał.
Takie miłe zaskoczenie, często boję się zmian, a tutaj przykład, że wcale nie muszą prowadzić w gorsze, może nawet w lepsze…….
Otwieram się na zmiany w nowoczesność
Dalej panuje tutaj energia spokoju, a zapach sosny rankiem i wieczorem roznosi się po okolicy, dając naturalne inhalacje.
Niemen w dolince leniwie płynie z jemu tylko znanym spokojem i majestatem.
W parku nasadzeń kwiatowych nie powstydziłby się królewski park, czysto schludnie przestrzennie, zielono. Można kilometrami spacerować po lasach, pływać po Niemnie czy jeździć na rowerze oddając się kontakcie z naturą. Można również zanurzyć się w uroki kurortu jeżdżąc latem na nartach, czy spędzając dzień w Aquaparku.
No właśnie w aquapark www.aquapart.lt (nie wolno w środku robić zdjęć)
Raczej miłośnikami aquaparku nie jesteśmy, jednak ten zagadał i to bardzo. Czyżby miał być odpowiedzią na prośbę Bartka o zmyciu z ciała wszystkich przerobionych energii w domu w ciągu dwóch ostatnich miesięcy?
Po cudownym noclegu nad jeziorem, ok. 10 km od Druskiennik na drodze z Leipalingis (zjazd przed campingiem)
rano postanowiliśmy wejść do aquaparku, kupiliśmy jak nam się wydawało bilet (basen i sauny) z dużą nadstawką dla nas – na 3 godziny (20,5 euro na osobę) – weszliśmy do środka (zazwyczaj 1,5 – 2 godziny nam całkowicie wystarcza)
Obiekt okazał się potężny – baseny wewnętrzne i zewnętrze, sztuczne fale, rzeka, gdzie można pływać na dużych dmuchanych oponach, 5 czy 6 zjeżdżalni – od przyjemnych (gdzie zjeżdża się na oponach) po bardzo ekstremalne i co najważniejsze dla nas łaźnie składające się z 20 saun suchych i parowych o różnej temperaturze i wilgotności. Wypoczywalnie, lodowa komnata, kawiarnie, bar w wodzie i ……
Do tego bezpłatne programy saunowe, co godzinę czy nawet pół.
Istne szaleństwo. Umysł może nie odpoczywa, gdyż maszyny czuwające nad pracą tych wszystkich urządzeń wydają pomruki, ale ciało jest zachwycone, dopieszczone.
Najpierw skorzystaliśmy z programu „aromaty”, gdzie wypociliśmy się w suchej saunie zostawiając wraz z potem wszystko co stare i niepotrzebne. Potem zapodaliśmy sobie program „maseczka na twarz”. W parowej saunie najpierw otworzyliśmy pory, a potem posmarowaliśmy się błotną maseczką wraz z olejkami eterycznymi. Poprosiliśmy wszechświat aby do gliny weszło wszystko co przeszkadza nam cieszyć się naszą prawdziwą twarzą. To wszystko co narzuciła nam rodzina, schemat.
Uwalniam się od tego kim mam być i jak chcą mnie widzieć inni.
Pozwalam sobie pokazać innym moją prawdziwą twarz
Potem był program soli na całe ciało, gdzie smarowaliśmy się w parowej saunie mieszanką soli z aromatami, zostawaliśmy pod jej działaniem 10 minut, wypacając wszystko to – co przeszkadza i wstrzymuje nas przy pójściu swoją drogą.
Idę swoją drogą z podniesioną głową
Potem jeszcze był program miód, gdzie znów jak solą w parowej saunie smarowaliśmy się mieszanką miodu z aromatami. Zabieg ten uspokoił nasze ciało dał mu gładkość i delikatność.
Delikatność i czułość to cechy , których nam bardzo potrzeba
Otwieram się na czułość i delikatność w moim życiu
W między zabiegami były baseny, zjeżdżalnie, inne sauny, nie było czasu na odpoczynek, w sumie spędziliśmy w kompleksie 3,5 rodziny (3 euro dopłata za 30 minut). Dlatego polecamy wykupić cały dzień.
Na koniec ułożyliśmy się nago na tarasie zewnętrznym i pozwoliliśmy by słońce napełniło nasze ciała ( w saunach dozwolone jest chodzenie nago, są również zabiegi tylko dla gołych ( jest na nich mało ludzi – my byliśmy na miodzie i soli).
Tak, tak… zdecydowanie była to odpowiedź na prośbę Bartka – ze zregenerowanym ciałem wyszliśmy z kompleksu, aby wśród pięknej przyrody dać szansę umysłowi na regenerację.
Jedno czego brakowało mi w aquaparku to basenu z wodami mineralnymi. W pozostałym aspekcie bardzo sympatyczny, bez głośnej muzyki. Jak na aquapark bardzo spokojne.
Druskienniki również nakarmiły nas daniami regionalnymi – pyszną babką ziemniaczaną (bez skwarek), plackami z mąki gryczanej mieszanej z twarogiem, napoiły kwasem chlebowym, domowym w bardzo przyjemnej knajpeczce przy jeziorku.
Dziękujemy temu miejscu za cudowną regenerację ciała, umysłu, za smaki tutejszej kuchni w najlepszym wydaniu.
Na pewno to miejsce pozostanie w naszym sercu i będąc w pobliżu już nie będę bała się tu wstąpić.
Jest to miejsce gdzie jeszcze docenia się to, że przyroda regeneruje – mikroklimat miejsca, lasy sosnowe, spokój, wody mineralne, a wszystko w towarzystwie spokojnej rzeki Niemen
Jest to subtelna regeneracja, dla nas fantastyczna.
I z nową energią ruszyliśmy dalej, aby na wieczór a może już noc
zawitać do Wilna z krótką wizytą.
Ruszyliśmy na wschód
3-5 czerwca 2015 Upalny początek podróży
W Polsce mieliśmy być 2 tygodnie,zrobiły się 2 miesiące.
Przed przyjazdem daliśmy intencję aby poczyścić to co stare – oczywiście w zakresie w jakim byliśmy gotowi – i podziało się ojj…- podziało, ale o tym może w innym poście. Poza tym dosprzętowaliśmy landrynkę (snorkel, bateria słoneczna, separator napięcia akumulatorów, namiot tylni i piecyk do jego ogrzania (to taka nasza ekstrawagancja).
Energia długiego weekendu była dla nas bardzo wspierająca do wyjazdu. Po prostu podpięliśmy się pod społeczny wzorzec i skorzystaliśmy z jego siły, aby ruszyć i zostawić za sobą to co stare.
Bielsko opuściliśmy po 17. w starszym przedburzowym upale i duchocie, ojjj jak ja to lubię!!!!!
I skierowaliśmy się w kierunku Warszawy.
Pogoda nie nastrajała do jazdy, temperatury dochodziły w samochodzie do 40 stopni.
Może zrobimy przerwę na jabłko Daisy w Pszczynie – zaproponował Bartek – gdy zlani potem znaleźliśmy się w Czechowicach – przeczekamy ten upał.
Tak rozpoczynaliśmy naszą ostatnią szczęśliwą podróż – więc może i tą też tak warto.
Pisaliśmy o tym http://brygidaibartek.pl/ruszylismy-w-kolejna-podroz-kilkumiesieczna/
Jednak wszechświat pokazał, że podążanie za starym w tej podróży, może tylko odebrać nam siły.
W restauracji w Pszczynie okazało się, że właśnie od czerwca mają nową kartę i legendarne jabłko Daisy (deser najsłynniejszy w Pszczynie) z niej wycofali.
Tak, tak będąc w Bielsku często jeszcze wchodziliśmy w stare role, teraz już koniec.
W korku właśnie odbierającym energię wyjechaliśmy z Pszczyny i skierowaliśmy się w kierunku Częstochowy, aby tam poprosić o bezpieczną podróż.
Po drodze pachniały akacje czasami układające się długie szpalery.
Częstochowa przyjęła nas bardzo gościnnie u schyłku dnia. Pobłogosławiła Apelem jasnogórskim, gdy najświętsza polska madonna kładła się spać (obraz był zasłaniany) poczułam smutek, że coś się skończyło i łzy napłynęły mi do oczu. Jednak 3 sekundy potem poczułam wielką radość.
Przeszłość była smutna, przyszłość będzie radosna zawirowało w mojej głowie.
Noc spędziliśmy w lesie w Gaju (koło Spały) – na działce Bartka ojca, gdzie wszechświat stwierdził, że jeszcze nie poczyściliśmy się wystarczająco do nowego i w środku nocy przeżyliśmy atak meszek, nim zdążyliśmy otoczyć się moskitierą byliśmy cali pogryzieni.
Las dał nam odpoczynek jak i pierwsze grzyby pokazując, że przyroda nas nakarmi. Czasami zastanawiamy się co będziemy jeść w Rosji …… dary natury.
Tak jemy jeszcze i to różne ilości w zależności od dnia i energii jakie przez siebie przepuszczamy, jednak brak jedzenia nie wywołuje w nas emocji i to jest super. Jak będzie w praniu okaże się .
Proces na pewno trwa .
Jadąc dalej skorzystaliśmy z żywiołu wody w Termach Mszczonowskich, aby zrzucić balast ostatnich miesięcy i w nowej energii późno dojechaliśmy na Bagna Biebrzańskie na Grądy-Woniecko nad Narwię , gdzie chłodna noc, bezmierna cisza, księżyc prawie w pełni i otulająca mgła zapraszały do odpoczynku ciała i umysłu.
Nastąpiła tak silna regeneracja podczas snu, że nie byliśmy w stanie wstać na wschód słońca, obudziliśmy się ok 9 rano, w stanie pełnej harmonii z otaczającą przyrodą, goście, a może współmieszkańcy tego miejsca – w tym czasie.
Tryb domowy został przełączony na podróżniczy.
Tylko dlaczego jest w tym zakresie rozdzielenie ?
Czas się temu przyjrzeć. Tak samo dlaczego w domu nie chce mi się pisać? Może to program –
Nie mów nikomu co się dzieje w domu…???
Jednak gdy nie będziemy o tym mówić czy to zakłamywać nie damy sobie szansy na zmiany.
Jestem tym kim jestem i taka jaka jestem pokazuję się światu. Ze swoim światłem i cieniem, gdyż to tworzy jedność. Widzenie tylko światła daje rozdzielenie osobowości,
Dziękując wszechświatowi za ten czas piszę te słowa życząc sobie i Wam miejsc gdzie ciało i umysł w jednym czasie będą wstanie doznawać regeneracji.
Pokręciliśmy się jeszcze po bagnach biebrzańskich sycąc się żółto różowymi ich barwami, bo teraz zamiast bagien, są albo pola uprawne, albo jaskrowo – firletkowe łąki.
Potem opuściliśmy bagna i kierowaliśmy się w stronę granicy z Litwą, by potem przekroczyć granicę w Brzeżnikach szutrową drogą wśród lasów, gdzie tylko zdezelowany szlaban przypominał o tym fakcie.
Żegnając piękną wczesno-letnią Polskę wjechaliśmy w świat jak z bajki, kolorowych drewnianych domków wśród pól i przyrody bardziej obfitej, dzikiej.
Aaa zapomniałam napisać gdzie jedziemy, na ile ?
Mamy roczną wizę do Rosji (polecam www.wadi.pl – najlepsza agencja w sprawie rosyjskich wiz), tzn. 6 miesięcy możemy być w Rosji, gdzie nas wszechświat dalej zaprowadzi nie wiemy.
Ogólne plany to Ałtaj, Bajkał, Mongolia.
Jednak nie dajemy temu żadnych ram, pozwalamy aby kolejny dzień kolejna chwila pisała swój scenariusz w najbezpieczniejszy dla naszych ciał i samochodu sposób, ale również najlepszy dla naszego rozwoju na wszystkich poziomach. Abyśmy szli w kierunku jedności.