A OTO NASZE PODRÓŻE

now browsing by category

 

Co nieco o Terebirce – “kurorcie” nad morzem Barentsa

Teriberka  co nieco  30 sierpnia – 3 września 2016

 

OLYMPUS DIGITAL CAMERA

 

OLYMPUS DIGITAL CAMERA

 

OLYMPUS DIGITAL CAMERA

 

Kilka słów o samej Teriberce. Miasteczko, a chyba bardziej wioska położona nad samym morzem Barentsa, po dwóch stronach rzeki a raczej zatoki. Pierwsze wzmianki o niej pochodzą z XVI wieku. Obecnie znajduje się w niej port, zakład przetwórczy ryb, parę sklepów – w tym niesamowita piekarnia, szkoła, hotele chyba dwa, restauracja, cmentarz łódek oraz ludzi i domy. Najbliższa większa miejscowość to zamknięte miasto wojskowe Swjetłomorsk 80 km, a potem Murmańsk 120 km. Po drodze chyba dwie maleńkie wioski i małe daczowisko, a tak dzika, dzika przyroda…..

Prowadząca do niej droga jest całoroczna.

Widać, że miejscowość przeżywa kryzys. Masę domów opuszczonych, walących się. Klimat miejscowości daleki od tego co pokazuje okoliczna przyroda.

 

OLYMPUS DIGITAL CAMERA

 

OLYMPUS DIGITAL CAMERA

 

OLYMPUS DIGITAL CAMERA

 

Do 2009 wjazd do niej był tylko z przepustkami. Obecnie dzięki inwestycji Gazpromu, wjazd wolny. Tak, tak uwolnienie przepustek zbiegło się ze znalezieniem gazu opodal miejscowości. Gazprom zaczął potężną inwestycje w postaci drogi z mostami, jednak 3 lata temu inwestycję zawiesił. Została niesamowicie szeroka droga prowadząca wzdłuż wybrzeża, pozwalająca dojechać w dziewicze miejsca. Może szkoda, że inwestycja padła bo rozruszałaby miejscowość, a może silne duchy miejsc nie chciały tak ostrej ingerencji i dzięki temu możemy tu jeździć i cieszyć się magią pięknego morza w okalającej dzikiej przyrodzie.

 

OLYMPUS DIGITAL CAMERA

 

OLYMPUS DIGITAL CAMERA

 

OLYMPUS DIGITAL CAMERA

 

A okoliczne tereny należą do wojska, więc żadne hotele na nich nie powstaną. Właśnie teraz ma ćwiczenia jednostka z kalinigradzkiego obwodu. Mamy okazje przyglądać się wozom pancernym, wyrzutniom rakiet, a przede wszystkim obserwować swoje emocje do wojska, a co za tym idzie wojny. Wojny którą przeżyli nasi rodzice i która wywarła na nich mocny wpływ.

 

Uwalniam się od programu lęku przed wojną

 

Uwalniam się od przymusu życia w rzeczywistości która jest wolna

 

Uwalniam się od przymusu przyciągania energii wojny

 

OLYMPUS DIGITAL CAMERA

 

28

 

27

 

Miejscowość jest zwarta w zabudowie, dzięki temu wyjeżdżając kawałek za nią, zapomina się o jej beznadziejnym charakterze. Ten beznadziejny charakter został wykorzystany jako scenografia do rosyjskiego filmu „Lewiatan”.

 

Tu jego zwiastun

 

 

Ludność miejscowa bardzo wstydzi się filmu, który na pewno w jakieś części odsłania ich samych (filmu nie oglądaliśmy, nie czuliśmy takiej potrzeby). Zresztą problem beznadziei w rosyjskich wsiach jest często tematem wstydu ludzi, którzy zamieszkali w mieście. Wydaje im się, że danie zajęcia – pracy tym ludziom spowoduje mniejszą ich degenerację.

Czy na pewno???

Menelek rosyjski wygląda jak menelek, chodzi pijany po ulicy, gada z innymi itp.

A jemu podobny mieszkaniec zachodniej Europy, ma socjal – czyli więcej pieniędzy na picie, chodzi dobrze ubrany i pije samotnie w domu, bo nie wolno mu pijanemu się pokazywać.

Czy jest różnica w ich psychice???

Na pewno: jeden ma więcej wolności, drugi pieniędzy. Jeden jest bardziej zaradny, drugi wycofany.

Zawsze twierdziłam, że pijaczki to najlepsi kreatorzy jakich znam, zawsze znajdą środki na wódeczkę.

Tutaj podchodzi na parkingu menelek z prośbą o rubla, a w europie parkingowy z opłatą, aby dać menelkowi potem socjal.

Różne światy, każdy ma swoje plusy i minusy, wszystko zależy jaki przejaw życia na dany moment jest dla nas ważny.

A zaczęłam o piekarni, która nas zaprosiła w swoje progi.

Pierwszego dnia jej chlebem poczęstował nas spotkany nad morzem mężczyzna ( tak jest w Rosji, że ludzie często rozmawiają ze sobą i częstują się nawzajem). Gdy potem podjechaliśmy pod piekarnię o jedenastej rano – prawie wnosili chleb, stało pod nią kilkanaście samochodów, łącznie z wojskowymi.

 

OLYMPUS DIGITAL CAMERA

 

Chleb jak domowy, nie wspomnę o weku zwanym tutaj batonem, a gdzie indziej – w Polsce bułką wrocławską. Wszystko bardzo treściwe i smaczne. Od czasu pobytu na Archipelagu Wysp Kuzowa szczególnie wek ma dla nas jakąś magię. Jest w nim jakaś energia miękkości, dobroci, życzliwości, której nam potrzeba, i którą nas obdarowano wtedy na wyspach. My także obdarowaliśmy chlebem turystów z Petersburga i Murmańska, zachwyceni wspominali smak świeżo pieczonego chleba z komuny – porządne piekarnie w Rosji są teraz rzadkością. Chleb w woreczkach dowozi się nawet z odległych dużych miast (choć i tak jego jakość, treściwość jest wyższa od europejskiej).

 

OLYMPUS DIGITAL CAMERA

 

OLYMPUS DIGITAL CAMERA

 

OLYMPUS DIGITAL CAMERA

 

Tutaj również Panie w piekarni czują się być potrzebne, cieszące się z tego, że jacyś obcokrajowcy, któryś raz przychodzą po ich chleb, a chleb jak w porządnej piekarni – kończy się po 2-3 godzinach sprzedaży. Następna dostawa na drugi dzień. Nie ma ściemy, że świeży: czytaj z przedwczoraj. Poza chlebem pierożki, bułeczki i nawet pizza. Magia mąki (w innych sklepach inna magia – chleb przemysłowy w woreczkach, za to w nadmiarze i zawsze bezterminowo świeży!).

Może nie tyle mąki co zapachu świeżego chleba, zapachu który wykorzystują hipermarkety piekąc u siebie chleby tzn. rozmrażając je i piekąc w przestrzeni sklepu. Chodzi o zapach.

 

Uwalniam się od przymusu jedzenia chleba , gdy świeżo pachnie

 

Rozpoznaje programy powodujące przymus jedzenia wywołany zapachem.

 

Piszę o przymusie, bo jeść możemy, ale bez rzucania się np. na zakupy, na potem na jedzenie – gdy pojawi się określony zapach.

 

I taka jest Teriberka, gdy jest się w niej kilka dni robi się bardzo swojska, ludzie poznają, dzieci mówią dzień dobry. W tej pozornej beznadziei jest uważność na drugiego człowieka.

A chyba jak człowiek zauważa drugiego człowieka to nie jest z nim źle.

Rosjanie mają ten sam problem co Polacy, widzą zło u siebie i bardzo chcieli by go zmienić, a z drugiej strony nie lubią nakładania masek, chcą być sobą, chcą być wolni (tu nie chodzi o wielką politykę), chcą żyć w prawdzie i …….

…nikt na wsiach nie tworzy piękna wokół siebie, a może za nich nikt też nie sprząta, a sami nie mają na to energii, a może gdy nie mają przymusu wydatkowania jej w tą stronę wolą wydatkować na coś innego?

Pobyty w takich miejscach zmuszą mnie zawsze do refleksji nad tym jak jest.

A jak wyglądałaby Europa gdyby nie było ustaw śmieciowych, osób sprzątających WC publiczne, czy tak naprawdę ludzie są porządni, czyści czy Państwo to pośrednio wymusza???

To zostawiam do refleksji.

Dla nas nawet taka Teriberka została w naszym sercu, tym bardziej, że 100 metrów od niej rozciągała się magiczna kraina.

 

Tutaj filmik o Barentsa Teriberce 

 

 

Droga nad Barentsa – w objęciach pięknej tundry

Droga do Teriberki – w objęciach pięknej tundry 30 sierpnia 2016

16

33

31

Gdzieś na siedemdziesiątym kilometrze drogi skręciliśmy w prawo na Teriberkę, skończył się asfalt a krajobraz wokół drogi zamienił w iście bajkowy. Miałam wrażenie, że pagórki przysypał śnieg. Wszędzie było biało od chrobotka, znikły karłowate drzewa i kraina zamieniła się w tundrę.

– Wiesz zawsze myślałam, że tundra jest szara, nigdy mi się nie podobała gdy oglądałam jej fotografie – powiedziałam do Bartka.

– Ja też tak myślałem- odpowiedział.

01

02

OLYMPUS DIGITAL CAMERA

 

Taki szok tego co uczyli, a to co widzieliśmy. Zresztą tundra od czasu do czasu pokazywała nam się, nawet na Kuzowa , ale nie czuliśmy takiego bezpośredniego przełożenia do zakotwiczonych w umyśle przekonań.

Uwalniam się od przekonań innych na jakiś temat

Doświadczam świata samodzielnie

Już raz zburzyliśmy schemat narzucony nam w szkole, że na północy jest tylko tundra i drzewa w ogóle nie rosną. We większości miejsc odwiedzanej północy drzewa rosną wtedy gdy zwierzęta nie wygryzają malutkich sadzonek i gdy oczywiście człowiek im nie przeszkadza. Rosną wolnej, ale rosną. Osiągają nawet sporą grubość po wielu latach.

Właśnie jaki się ma mieć po takich obserwacjach szacunek do wiedzy nabytej w szkole?

Historia wiadome poza rzeczywistymi faktami …że była wojna, …że spadł samolot – jest nieobiektywna, ale geografia …?

To zostawiam do obserwacji, a ja wrócę do drogi.

OLYMPUS DIGITAL CAMERA

 

OLYMPUS DIGITAL CAMERA

 

OLYMPUS DIGITAL CAMERA

Magia przyrody, magia chrobotka, magia grzybów które tworzą niesamowite kompozycje z chrobotkiem, innymi porostami i borowinami. Świat różnorodności, tak niesamowity i bajkowy w swoim pięknie.

Mamy do przejechania 50 km, a zajmuje nam to parę godzin, bo nie możemy się nacieszyć tundrą, jej kolejnymi odsłonami. Po drodze mijamy wielu grzybiarzy, mamy wrażenie, że oto nastał główny sezon. Niesamowicie wyglądają ludzie kroczący gdzieś w przestrzeniach tundry. Tutaj idzie się „po grzyby”, każdy nazbiera tyle ile chce – lub mu potrzeba.

OLYMPUS DIGITAL CAMERA

 

OLYMPUS DIGITAL CAMERA

 

OLYMPUS DIGITAL CAMERA

 

Białe, czarne, czerwone, brązowe, pomarańcz – na każdy kolor jest tutaj miejsce, na każdy przejaw formy. Dzieło Boga w najwyższej formie, nie zdegradowanej przez człowieka lub zwierzęta (nie ma tutaj wypasu reniferów). Chrobotek czasami ma i 10 cm wysokości stąpając po jego delikatnych łodyżkach stopa zapada się w jak najbardziej luksusowym dywanie, a on za parę sekund sprężycie wraca do poprzedniego stanu. Zresztą nie tylko on tworzy ten dywan – pod nim, czy koło niego rosną inne mięciutkie mchy i porosty, chcące na moment cieszyć się kontaktem z człowiekiem. Cieszyć się wspólnym byciem, zachwytem człowieka.

OLYMPUS DIGITAL CAMERA

 

OLYMPUS DIGITAL CAMERA

 

17

A dywan do tego karmi jagódkami z białego kobierca – zaprasza do degustacji borówka, za chwilę żurawina, innym razem brusznica. Czasami zwodnicze czerwone wilcze jagody dodają koloru, jednak nikt nie próbuje ich jeść.

18

20

22

34

Choć powiem szczerze nie wiem czy to zachwyt, czy po prostu wspólne bycie w boskiej energii, świat ludzi, świat bogów, a przecież jest tylko jeden wszechświat i wszystko jest jednością.

Jestem cząstką wszechświata

Chrobotek biały, a przy tym delikatny i ciepły, czasami mam wrażenie że świeci w nocy.

Zresztą słowa moje nie są w stanie oddać tego piękna…

…Czasem przeleci jakiś ptak, czasem jakiś grzyb zechce być częścią naszego ciała.

30

24

23

Pagórki, jeziora, rzeczki – 20 km przed Teriberką pojawią się góry dzielące nas od Barentsa, a może chroniące nas od arktycznego powietrza gdy zawieje z północy?

Przełęcz z setkami turów na szczycie i zjazd w dół w zaczarowaną krainę…

OLYMPUS DIGITAL CAMERA

 

OLYMPUS DIGITAL CAMERA

 

15

Dziękujemy za tą magiczną drogę, za możliwość przyjazdu tutaj .

Dzień Dobry Teriberka, dzień dobry Barentsa.

Urodzinowy Murmańsk – szukanie starego

Urodzinowy Murmańsk – szukanie starego 29 sierpnia 2016

murmansk

Niedźwiedź powitał nas w rejonie Morza Barentsa – składając jako pierwszy życzenia.

– Gdzie jechać na nocleg? – dźwięczało w głowie na rogatkach Murmańska.

Każde miejsce opodal 300 tysięcznego miasta wydawało się złe.

– A może podejdziemy pod pomnik Alioszy, zapewne tam jest parking i jakoś się prześpimy – zaproponował Bartek.

A mnie rozbłysły oczy.

Czasami lubię spać w miastach, a teraz tym bardziej, że chcemy nazajutrz iść do urzędów w sprawie przepustki na półwysep Rybaczyj. Więc dobrze spać gdzieś blisko.

Nawigacja doprowadziła nas prosto na parking.

W Murmańsku byliśmy 8,5 roku temu, wtedy była zima, noc polarna, u Alioszy byliśmy gdy było -27 stopni i do tego wiało. Z tamtej perspektywy dzisiejsze plus 8 z wiatrem – wydawało się upałem.

Przywitaliśmy się z miastem i spokojnie przespaliśmy noc.

OLYMPUS DIGITAL CAMERA

Rano dojechaliśmy wprost do budynku służb bezpieczeństwa, gdzie mieli wydawać przepustki.

Miła pani odesłała nas do innego budynku.

Jakie było nasze zdziwienie, gdy w okazałym budynku osoba udzielająca informacji znajdowała się za szkłem weneckim – czyli ona mnie widziała ja jej nie, a wszelkie sprawy mogłam załatwić tylko telefonicznie.

Bardzo niemiła urzędniczka poinformowała mnie, że na Półwysep Rybaczyj obcokrajowcom nie wolno samym wjeżdżać, …trzeba w takim, a takim… biurze wykupić wycieczkę i ….czekać miesiąc na przepustkę.

Zapytałam jeszcze gdzie można nad morze Barentsa pojechać bez przepustki. Odpowiedziała, że….. w Murmansku… hiiii (chodziło mi o otwarte morze), a resztę mam poszukać sobie w internecie.

Zapewne sama nic nie widziała, jak znam życie i nie miała ochoty pomagać.

A może sama nigdy nie była nad Barentsa ……

Poszły mi emocje. Gdy trafiam na niemiłych, nieuczynnych urzędników przyznam się, że mam problem.

Na pewno mają tutaj wpływ nie uzdrowione na 100% relacje z pracą w Urzędzie Kontroli Skarbowej.

Przebaczam wszystkim moim zwierzchnikom, współpracownikom ich zachowanie

Pozwalam urzędnikom być takimi jaki chcą być

Właśnie, przecież znając to towarzystwo powinnam umieć łatwiej ich podejść, a nie oczekiwać tego czego część w ogóle nie zna i nie przyciągać takich nieuczynnych.

Pozwalam sobie załatwiać sprawy urzędowe ze spokojem znając mentalność urzędników

– Barentsa nas nie chce – stwierdziłam ze smutkiem – jak chcemy nad niego pojechać – to pozostaje Norwegia.

Jednak jak zawsze, gdy zamykają się jedne drzwi natychmiast otwierają inne. Po dokładnym oglądnięciu mapy okazało się, że 120 km od Murmańska na wschód jest miejscowość Teriberka do której nie ma przepustek, tzn. zostały zniesione w 2009 dla wszystkich turystów ( wszystkie miejscowości na zachód wchodzą w przygraniczną zonę, bądź są militarne – marynarka wojenna) . Należało tę informację potwierdzić.

Było już późno gdy to odkryłam, urzędy już nie pracowały, wracaliśmy do samochodu, akurat z budynku służby bezpieczeństwa wychodził jakiś mężczyzna w mundurze z wieloma gwiazdkami – zapewne jakiś generał.

Podbiegłam do niego…

– To Teribełki trzeba mieć przepustki ? – zapytałam.

– Tereberki – poprawił mnie, jednak powiedział to z pieszczotliwością, jakby mówił o największej miłości życia.

– Nie, nie do Teriberki nie trzeba przepustek dla nikogo – i zaczął tłumaczyć nam drogę.

Nastąpiło takie niesamowicie ciepłe zaproszenie z tego miejsca. Taki drugi urodzinowy prezent.

– Jedziemy rzecz jasna!

A jak przeszły nam nasze wspólne miejskie urodziny?

Szukaliśmy cały dzień czegoś wyjątkowego, a to chcieliśmy knajpę, a to saunę i w sumie na nic nie szła energia.

Wizja tego wszystkiego bardziej zaniżała naszą energię niż podnosiła.

Po całym dniu kręcenia się – w umyśle, aby znaleźć coś wyjątkowego dla nas w ten dzień byliśmy wyraźnie zmęczeni miastem. Z sauną to nawet chcieliśmy się podpiąć pod energię świętowania w ten sposób urodzin przez Rosjan, jednak wszędzie był opór.

Miejsca na przyrodzie dodają nam siły, spotkania z nimi są czymś wyjątkowym, a miasto może i fajne na chwilę, ale nie ma w nim dla nas nic wyjątkowego.”

Zresztą stwierdziliśmy, że „nasze życie jest wyjątkowe”, tyle pięknych miejsc, niesamowitych energii doświadczamy na co dzień – że celebrujemy każdy dzień i świętowanie czegoś w stary sposób wręcz zaniża nasze wibracje.

Uwalniam się od przymusu świętowania jak inni urodzin, świętowania w stary sposób

Uwalniam się od przymusu świętowania na siłę

Świętuję każdy dzień , celebruje go i jest on dla mnie wyjątkowy.

Dziękując Murmańskowi za gościnę , robiąc ostatnie zakupy ruszyliśmy w kierunku Teriberki. A w nocy pojawił się kolejny drobny prezent – nieśmiała maleńka zorza, która błysła jak obłoczek gdy wyszłam za potrzebą.

Prezenty, które dały nam dużo energii. Bo przecież co tak naprawdę  ma  dawać prezent?

Pozwalam aby moje prezenty którymi obdarowywuję dodawały innym energii

Nie zajmuję umysłu tym jak powinnam świętować życie

Świętuję życie tak jak chcę razem z całym wszechświatem

Dziękujemy temu dniu za prezenty i lekcje.

2m

Nasze spotkanie z niedźwiedziem na drodze

Spotkanie z niedźwiedziem 28 sierpnia 2016

mish

Zdjęcie ze strony http://ptzgovorit.ru/content/medved-vyskochil-na-dorogu-pered-avtomobilem-v-karelii-video

Posiedzieliśmy jeszcze trochę w miasteczku Łowozjero (a raczej nad pobliskim jeziorem z widokiem na ośnieżone góry), oraz okolicznej Rewdzie i zgodnie z podjętą decyzją jedziemy do Murmańska załatwiać przepustki na wjazd na półwysep Rybaczij. Odjechaliśmy jedyną drogą biegnącą z serca półwyspu Kola. Podczas ostatnich odwiedzin – 8,5 roku temu zostawiliśmy tutaj trochę niezrealizowanych pragnień, teraz energia się dopełniła.

Nawet Sejdoziero potężne miejsce mocy, nie zapraszało, a może na ten moment nam potrzeba innej energii. Tak, czasami jeszcze w momentach gdy nie idzie energia na jakieś kultowe miejsce mocy, próbuję umysłem to ogarnąć. Choć ani z serca, ani z przestrzeni nie czuję w tym momencie i czasie aby tam jechać. Taka jeszcze ciągła ocena umysłu.

Uwalniam się od przymusu doświadczania życia jak inni

Uwalniam się od przymusu jazdy w kultowe miejsce

Jadę tam gdzie prowadzi mnie moje serce.

I szczerze powiedziawszy, nawet poczuliśmy większą lekkość, gdy odjechaliśmy 50 km od Łowozjero. Przyglądaliśmy się jesieni, bagnom. Dziękując za możliwość wjazdu w głąb lesotundry półwyspu.

I tak z wolna wyjechaliśmy na główną drogę do Murmańska. W sumie Łowozjero – Murmansk to tylko 150 km.

…….jakieś 60 km przed Murmańskiem…….

– Patrz niedźwiedź – krzyknął radośnie Bartek, który od jakiegoś czasu bardzo marzył spotkać niedźwiedziami.

Zawsze gdy tak marzył – dodawałam BEZPIECZNIE…

Patrzę więc do przodu …..a tutaj biegnie – jakieś 100 metrów od auta – niedźwiedź……i z gracją przebiegł szeroką drogę ….

Nie było czasu na branie aparatu w ręce, wszystko trwało kilka sekund.

Wyglądało to podobnie jak jak na filmie poniżej  Tylko u nas był jeden niedźwiedź. A droga Petersburg Moskwa, dość ruchliwa. Wszędzie uważałabym, że można spotkać niedźwiedzia, ale nie tej drodze.

Pokazał się, pokazał i to bezpiecznie. Bartek osiągał chyba najwyższe swoje stany wibracyjne.

Tak pięknie, tak bezpiecznie.

Taki prezent na urodziny, które jutro mamy.

Prezent tylko tym, że się pojawił przed nami.

Pozwalam sobie aby sama moja obecność była radosnym, wysokowibracyjnym prezentem na innych

Pozwalam sobie, aby inni ludzie również samą swoją obecnością byli prezentem dla mnie.

Uwalniam się od oceny umysłem co możliwe, a co nie.

Otwieram się na nieograniczone możliwości wszechświata

A co symbolizuje niedźwiedź – informacje pochodzą z książki siła zwierząt J. Ruland.

Osoby z niedźwiedziem jako zwierzęciem mocy, potrzebują jedynie swojej niedźwiedziej jamy, spokoju i snu, albo samotnego spaceru po lesie, aby się zregenerować i znaleźć odpowiedź na nurtujące pytania. Reszta ułoży się sama. Kiedy wycofują się z aktywności i pragną spokoju, poprzez sny inicjowane są w inne światy, odbierają przesłania, które we właściwym czasie przekazują dalej.

Niedźwiedź pokazuje, że wszystko w nas jest, wystarczy tylko skoncentrować się na biciu własnego serca, wsłuchać uważnie w swoje wnętrze. Tu kreujemy nasz świat, przygotowujemy przemiany i tworzymy to co nowe, tu znajdujemy odpowiedzi i rozwiązania niezbędne w danej sytuacji.

Do medycyny niedźwiedzia należy siła cykli, spirali – labirynty oraz życie zgodnie z naturą.

Niedźwiedź obdarza zdolnością przebywania w świecie zewnętrznym i wewnętrznym, wejścia do swego wnętrza i formułowania niezależnego stanowiska. Jest dobrym chroniącym towarzyszem w sprawach szamańskich. Jako strażnik starej ścieżki wymaga nieustannego szacunku i poważania do Matki Natury i jej podopiecznych.

Niedźwiedź przypomina Ci, że powinieneś szukać słodyczy życia i nią się delektować. Daje Ci ochronę, oparcie i dobrą radę, gdyż część jego istoty zakotwiczona jest mocno i niezachwianie w innym świecie. Jako nauczyciel poprowadzi Cię do świata wewnętrznego, świata szamanów. Od niego możesz dowiedzieć się wszystkiego o sile ziemi, o pełni, o zaopatrzeniu, o harmonizowaniu swoich sił. Przy wewnętrznych pracach uzdrawiający stoi u Twojego boku, gotów obdarzać Cię siłą, ochraniać i działać na Twoją rzecz.

Jestem chroniony z każdej strony, niezależnie od tego co czynię

Ufam mojej sile i mocy teraz

Gdy po spotkaniu z nim zobaczyłam energię Bartka, zrozumiałam, że właśnie teraz znalazł swojego duchowego nauczyciela, to krótkie spotkanie otworzyło przed nim jego duchowe możliwości (to on go pierwszy zobaczył zresztą).

A las (przyroda) i sny to podstawowe instrumenty w rozwoju Bartka.

Inaczej mówiąc po szamańsku przyszło w fizycznej postaci do niego jego zwierzę siły.

Dziękujemy za to spotkanie, było bardzo niesamowite i dało nam bardzo dużo radości.

A co mówią tutejsi mieszkańcy o niedźwiedziach i o spotkaniach z nimi.

Ci co chodzą w tajgę, tundrę sami z namiotem, lub bez – mówią:

– Niedźwiedź ma swoje drogi, człowiek swoje i one się nie krzyżują. Można zobaczyć siebie nawzajem, ale konfliktu nie ma. (Nie dotyczy to myśliwych – z nimi nie mieliśmy kontaktu).

Oni nie mają lęków przed niedźwiedziem, przyrodą, mają duży szacunek do przyrody i czują ją, zazwyczaj nie piją alkoholu – w każdym razie w dużych ilościach.

Pozostali mają lęki jak wszyscy w Europie i opowiadają różne legendy. Lęk przed niedźwiedziem jest taki sam jak wszędzie.

Choć ataki na człowieka są sporadyczne, chyba jest dużo większe prawdopodobieństwo bycia zaatakowanym przez drugiego człowieka na ulicy – niż niedźwiedzia w lesie.

Bartek nie ma lęków przed niedźwiedziami, u mnie czasem się pojawiają, choć najczęściej po spotkaniach z innymi ludźmi z „miasta”. Jednak te ich lęki rezonują z moimi wzmacniając je i wydobywając na światło dzienne.

Uwalniam się od lęku przed niedźwiedziami

Pozwalam sobie z nim bezpiecznie spotykać.

Jest jeszcze jedna rzecz, o której opowiadał nam jeden mężczyzna, że kiedyś niedźwiedź nie miał kontaktu z ludźmi, teraz od rana do wieczora, a w dzień polarny i 24 godziny na dobę do jego „domu” przychodzą ludzie zbierać jagody, grzyby – krzyczą, zostawiają śmieci, czasem i jedzenie. Niedźwiedź zna zapach człowieka, oswaja się z obecnością i podchodzi w jego stronę. Bo u siebie nie ma już spokoju.

Może teraz krótki apel:

W lesie, ale i wszędzie na przyrodzie jesteśmy gośćmi, wszędzie na świecie, dlatego wchodźmy tam z szacunkiem dla jego widzialnych i niewidzialnych mieszkańców, przynosząc jak najlepsze energie. Nie zostawiajcie tam śmieci zarówno fizycznych jak i duchowych.

Bo jeżeli w lesie zostawimy energię lęku mówiącą że niedźwiedź jest niebezpieczny i zły – to on może się pod nią podpiąć i wtedy faktycznie tak może być. Zresztą mówi się, że zwierzęta upodobniają się do nas. Dlatego nie twórzmy niebezpiecznej przyrody. Poznajmy ją i siebie też (swoje przekonania i lęki na jej temat).

A co robić gdy w lesie zaczynamy się bać np. niedźwiedzia.

Na pewno nie należy tworzyć obrazu niedźwiedzia jako niebezpiecznego zwierzęcia, tylko obserwować swoje lęki, swoje ciało, nie tworząc właśnie dodatkowych umysłowych historii, a w to miejsce zając umysł prośbą o bezpieczny pobyt w lesie.

To tak najprościej i najszybciej.

Na pewno jest tyle sposobów ile ludzi.

A my dziękujemy jeszcze raz za to spotkanie, Bartek za pokazanie mu jego zwierzęcia mocy i za taki cudowny pierwszy urodzinowy prezent.

Róbmy swoje – przesłanie Łovozjero

Róbmy swoje” – przesłanie Łovozjero 27-28 sierpnia 2016

OLYMPUS DIGITAL CAMERA

Są miejsca gdzie uwiązała się jakaś energia i trzeba tam wrócić, aby ją dopełnić.

W Lovozjero byliśmy 8,5 roku temu w styczniu 2008 roku, wtedy była to pierwsza nasza podróż na magiczną daleką północ, która ugościła nas 500 kilometrami wycieczek na skuterach śnieżnych do wiosek, do których nie prowadzą drogi, do ludzi, którzy głęboko zostali w naszym sercu. Szczególnie ciocia Luba, żyjąca samotnie w Iwanowce – 40 km od większej wioski Krasnoszczele, która latem dostępna jest helikopterem i może łódką, a zimą skuterem. Która sama oddalona jest 140 km od Lovozjero – inaczej mówiąc od drogi dostepnej dla auta, niezależnie co mamy na myśli . Z naszym przewodnikiem, który słuchał przestrzeni i wtapiał się w nią, z takim nienazwanym szamanem – Szaszą.

W samym Łowozjero mieszkaliśmy tydzień, gdy Szasza przygotowywał wyjazd i kompletował ekipę.

Takie stare śmieci. Taki nasz pierwszy czas „poza czasem” i przestrzenią, czas gdy zatapialiśmy się w ciszę, której wcześniej nie znaliśmy, gdzie słuchaliśmy dźwięków swojego ciała, gdzie tworzyliśmy wspólną przestrzeń z naturą.

Trzy dni z tego pobytu kiedyś daliśmy na bloga, tutaj one….. Zobaczcie jak wtedy pokazywało nam się Łovozjero

Półwysep Kola styczeń 2008 – notatki z zakurzonego pamiętnika część I

Półwysep Kola styczeń 2008 – notatki z zakurzonego pamiętnika cz.II

Półwysep Kola styczeń 2008 – notatki z zakurzonego pamiętnika cz.III

A jak teraz powitało nas Łovozjero???

Szaro, buro, czas się tutaj zatrzymał. Przez te lata tynki wielu budynków bardziej zaczęły się sypać, fakt w mieście (ma 3000 mieszkańców) pojawił się markecik Diksi – w budynku naszego hotelu (taka ala nasza Biedronka), bank, więcej sklepów, ale stało się jakieś bardziej szare i wymarłe niż kiedyś.

OLYMPUS DIGITAL CAMERA

 

OLYMPUS DIGITAL CAMERA

 

OLYMPUS DIGITAL CAMERA

Fakt wtedy była zima i śnieg, a teraz wjechaliśmy w deszczową jesienną burą pogodę, która na pewno wzmacniała to uczucie.

– Ja chcę iść do muzeum – powiedział Bartek gdy po emocjach w Apatytytach zdecydowaliśmy, że jedziemy do Łovozjero.

Po wielu dniach na przyrodzie, gdy wjechaliśmy do dużego miasta, szczególnie w piątek wieczorem, otarliśmy się o energie zmęczenia, lęku, agresji, energia była ciężka. A my zaczęliśmy z umysłu szukać nie wiedzieć czego, bo przecież ….Kirowsk – kurort z północnym ogrodem botanicznym, bo przecież ….góry Chibiny, bo przecież ….. a czy nawet z umysłu chcieliśmy to zobaczyć???

No może, ale nie tak super bardzo.

Więc po co pchać się w takie energie???

OLYMPUS DIGITAL CAMERA

 

OLYMPUS DIGITAL CAMERA

 

OLYMPUS DIGITAL CAMERA

 

OLYMPUS DIGITAL CAMERA

Uwalniam się od przymusu wjeżdżania w energie, które mi się nie podobają i powodują moje emocje

Pozwalam sobie wycofywać się z umysłowych planów

Idę za energią

I właśnie muzeum było tym krokiem.

Wstęp 25 rubli, muzeum pokazujące kulturę Saamów i ludzi zamieszkujących te tereny. Bardzo ładne. Jednak nie po to tak naprawdę nas tam zaproszono.

Zresztą byliśmy w nim 8,5 roku temu.

Teraz otrzymaliśmy dwie informacje

Po pierwsze urzekła nas wystawa zdjęć z półwyspu Rybaczyj, na morzu Barentsa. Patrzyliśmy  jak urzeczeni na nie. W sumie to drugie zaproszenie od półwyspu, gdyż dzień wcześniej w Kandalakszy spotkani Słowacy jadący również Landrynką – jechali właśnie na Rybaczyj i to trzeci raz z rzędu, gdyż zakochali się tamtym miejscu.

Zaproszenie niesamowite, podwójne, jednak jest jeden szkopuł teren wymaga przepustek.

Zdecydowanie po takim zaproszeniu dołożymy wszelkich starań, aby je uzyskać. Po doświadczeniach w Umbie, nie będziemy ryzykować wjazdu bez. Jedziemy więc w poniedziałek do Murmańska.

Czasami mam coś takiego, że względy formalne odrzucają mnie od zrobienia czegoś co chcę. Rezygnuje z czegoś bo nie chce mi się zmagać z energiami urzędów, które zresztą znam świetnie.

Jednak już czas nie pozwolić blokować marzeń tym, że czasem trzeba przejść przez jakieś mało przyjemne bagienko.

Uwalniam się od przymusu rezygnowania z marzeń, gdy trzeba zmierzyć się z urzędowymi formalnościami

Urzędowe formalności nie blokują moich marzeń.

Z odwagą stawiam czoło urzędowym energiom

Uwalniam się od poczucia wstydu, że tkwiłam w energiach urzędowych

Odpuszczam przeszłość, dziś jestem jaka jestem

Murmańsk kolejny nasz krok został właśnie wyznaczony.

A druga informacja, którą uzyskaliśmy w muzeum, niestety była bardzo nieprzyjemna. Nasz przewodnik Sasza zginął 2-3 lata temu wiosną na jeziorze.

OLYMPUS DIGITAL CAMERA

Człowiek, który znał przyrodę tak doskonale!

– Co się stało??? – pytaliśmy.

– Wiózł deski do swojego domku (tego w którym byliśmy) i złapał ich sztorm, a łódka zapewne przeładowana – odpowiedziały Panie z muzeum.

Smutno zrobiło nam się na duszy.

– Wiesz trzeba żyć na 100% – tak jak się marzy – powiedział w zadumie Bartek – „ Róbmy swoje” – to co kochamy robić – to w czym się spełniamy.

Sasza żył rozkraczony między światami. Kochał przyrodę i w niej czuł się rewelacyjnie. Nie lubił imprezować i pić alkoholu, uwielbiał wpadać w medytacje na przyrodzie. To była jego pasja.

Miał żonę, dzieci, kolegów….

Zona oczekiwała, że będzie z nią w domu w mieście, koledzy że będzie z nimi pił. Myślę, że jest to problem wielu mężczyzn w Rosji i nie tylko. Turyści też mu zachodzili za skórę – opowiadał jak po kilkudniowym pijaństwie z regularną utratą świadomości w jego domku nad jeziorem „Marne” mówili – Sasza ratuj – daj nam jakąś rybę – bo nam nie uwierzą żony że byliśmy na rybach…

A on…….. uciekał jak mógł na przyrodę. Chciał ja pokazywać innym, turystom, bardzo się cieszył z naszego nastawienia , bo zamiast imprezować woleliśmy pojechać dalej …po zamarzniętych taflach jezior i rzek…do Cioci Luby…nocując w rozklekotanej chałupce w głębi półwyspu Kolskiego…łowiąc ryby spod lodu…… jedząc potrawy przyrządzane przez niego na piecu….tak po prostu. Czuł i rozumiał przyrodę, choć wyposażony w nowoczesny fiński skuter śnieżny, pilarkę spalinową, wodoodporny nawigator Garmina….mówił że Ci co jeździli po tych przestrzeniach na GPS – już nie żyją…….trzeba znać te bagna, rzeki, jeziora, nigdy niezamarzające źródła – tak  aby w warunkach zamieci w temperaturach -30 stopni i więcej kiedy nawigacje nie odnajdują satelit, a baterie-akumulatory w nich wyczerpują się szybko – odnaleźć drogę powrotną.

Podczas tego już odległego w przeszłości pobytu ….nie mogliśmy uwierzyć jak opowiadano nam że dwa tygodnie przed naszym przyjazdem – zginął człowiek. Jechał na skuterze śnieżnym….wpadł w niezamarzające źródło….uszkodził pojazd i wpadł do wody….ślady wskazywały że próbował bezskutecznie rozpalić ognisko…..wracał pieszo mokry….zamarzł. Telefony komórkowe na tej dwieściekilometrowej przestrzeni nie działają do dziś. Bo tam nikogo nie ma….

Na przyrodzie czuł się świetnie, jednak miał poczucie winy, że nie jest z żoną, czuł się gorszy od kolegów – bo nie pił. I próbując wszystkim dogodzić nigdzie nie był na 100%.

Znając tak doskonale przyrodę po co płynął właśnie w sztorm ???

Uwalniam się od przymusu dogadzania wszystkim

Uwalniam się od przymusu życia jak inni oczekują

Żyję na 100% swoim życie

Bo przecież nikt nie przeżyje życia za nas. Ci którzy najbardziej wiedzą jak mamy żyć niech popatrzą na swoje życie i nim niech się zajmą.

Czy w godzinie śmierci również będą pouczać innych jak mają żyć???

I dlaczego wolą żyć życiem innych niż swoim???

Uwalniam się od przymusu pouczania innych jak mają żyć

Tak, tak żyjmy na 100% sobą i cieszmy się tym, że możemy podróżować i robić to co kochamy, bez przejmowania się tym, że partner ma inny sposób na życie. Śmierć Saszy pokazała nam, ile warte są kłótnie i czy warto się kłócić.

Uwalniam się od programu, że muszę mieć inny sposób na życie niż partner.

Tworzę z moim partnerem, mężem wspólną przestrzeń i cieszę się nią

Mam odwagę dążyć do tego, aby żyć na 100% tak jak chcę wykorzystując mój potencjał i moje talenty

Biorę pełną odpowiedzialność za moje życie

Tak święty spokój, kompromisy powodują, że zaczynamy umierać za życia. Obrazuje to również testament – przesłanie mojego ojca poniżej (jak ktoś może je potłumaczyć na języki, których jeszcze go nie ma – będziemy wdzięczni).

Taka silna lekcja do podążania swoją drogą.

W wielu terapiach jest takie ćwiczenie : „wiedząc że za miesiąc umrzesz co wtedy tak z serca byś zrobił”???

Przyznaj się do tego sam przed sobą i zacznij układać przestrzeń tak, abyś móc tak żyć.

Powodzenia i odwagi….

I poczuliśmy wdzięczność, radość z tego , że żyjemy razem w taki sposób jaki kochamy – podróżując przez takie miejsca które lubimy. Poszliśmy do obserwatorium – kiedyś tam była prawdziwa dymna banja. Niestety banjia się zniszczyła (bo w mieście odbudowali spaloną), ale przemiły pracujący tam Pan Ukrainiec, zaczął opowiadać swoją historię życia.

Posłuchajcie jej:

Gdy jako nastoletni chłopak usłyszał „zorza polarna”, „białe noce” – zapragnął zobaczyć co to jest. Zaraz po szkole trafił do wojska do Murmańska na 3 lata, a potem dostał pracę tutaj w obserwatorium zorzy polarnej uniwersytetu z Petersburga..

Pracuje tu już 29 lat i jest przeszczęśliwy.

Pokochał północ – jej klimat, jej wody, jeziora, lasy, jagody, grzyby, ryby, polarne dni i noce, zorze.

Sam już czeka kiedy będą dobrze widoczne na niebie (ok. października). Ożenił się tutaj i nawet nie chce mu się nigdzie dalej jeździć.

Ma 3 siostry na Krymie i rzadko je odwiedza – bo jak mówi – jak żyć na stepie? W piekącym słońcu ? W kolorach wielbłądzich?

– Jest Pan tu szczęśliwy? – zapytałam .

– A jak nie być, jak tu tak pięknie – powiedział z błyskiem w oku

Tu wszystko jest inne, nawet zorze przez 29 lat obserwowania wciąż urzekają swoim pięknem.

Uwalniam się od przymusu życia w klimacie który odpowiada większości

Żyję w miejscu, które odpowiada mi klimatycznie, przyrodniczo, energetycznie

Taka szybka odpowiedź na iście swoją drogą

Żyj w miejscu (i) lub podróżuj po miejscach które lubisz, które zapraszają Cię całym sobą. Daj intencję (nawet pragnienie) i idź za tym, nie słuchaj doradców, słuchaj tylko swego serca…

Gdzieś zahuczało w przestrzeni, gdy wieczorem zatrzymaliśmy się nad jeziorem (które zespoliło się z Saszą) koło miasteczka na nocleg.

OLYMPUS DIGITAL CAMERA

 

 

A wcześniej jeszcze na poczcie uwolniliśmy obietnicę daną niesamowitej cioci Lubie, że poślemy jej zdjęcia.

Tak, trwało to 8,5 roku, ale udało się tutaj i w poniedziałek paczuszka poleci helikopterem. Bo jak posłać coś komuś do kogo nie ma się adresu, nawet nazwiska.

Tutaj to było prostsze gdyż Pani naczelnik zadzwoniła do Krasnoszczele na pocztę i ustaliła dane Cioci Luby. Bardzo nas ucieszyło, że jest żywa.

Niesamowite jest to, że gdy byliśmy ponad miesiąc temu na archipelagu wysp Kuzowa, poznaliśmy kajakarza z Moskwy , który był u niej kajakiem 2 lata temu, zapoznał się z nią i wysłuchał opowieści o polakach którzy byli u niej 6 lat wcześniej zimą! Czyli o nas! Teraz przechodząc brzegiem zagaił z nami rozmowę…i tak przypadkiem się spotkaliśmy … Gdzie półwysep Kola , …gdzie Polska , …gdzie Moskwa, …gdzie archipelag Kuzowa. Między tymi miejscami są tysiące kilometrów……

świat jest mały

A ciocia Luba żyje jak już pisałam 40 km od wioski, do której można dostać się łódka, bądź skuterem – z kilkoma psami i chorym mężczyzną – na brzegu wyjątkowo nawet w skali świata zasobnej w ryby rzeki Panoj .

Zbiera maroszkę z niedźwiedziami (czyli ona na jednym wzgórzu a on na sąsiednim – i tak cały dzień – to była pierwsza osoba która powiedziała do nas – „niedźwiedzie to łagodne zwierzęta”), cieszy się kontaktem z przyrodą. Ryby łowi i je zjada, jednak mięsa innego już nie. Kiedyś była pielęgniarką w Krasnoszczele, teraz już na emeryturze (oddaje ją córkom – bo jej jest niepotrzebna). Przyroda ją karmi, ogrzewa, a gdy potrzebuje czegoś więcej wymienia dary przyrody na rzeczy materialne. Cieszy się wszystkim co ma. I ma poczucie niesamowitego dostatku.

Dzięki swojej pracy poznawałam najbogatszych ludzi w Polsce, jednak przy niej byli oni biedakami.

A dlaczego uważam, że żyjąca w małej chatce kobieta jest bogatsza od żyjących w pałacach?

Ona ma poczucie bogactwa w sobie i żadne zawieruchy życiowe go nie zburzą.

A Ci milionerzy – ile mają lęków ?

Bo gdy jest lęk – to nie ma dostatku.

Uwalniam się od przekonania, że bogactwo buduje się na lęku

Żyję w pełnym dostatku przepełniona nim cała sobą

Tak dziękujemy Ci ciocia Luba. Może kiedyś jeszcze się spotkamy, ale energii wiązać nie będziemy.

Do widzenia Łowozjero. Pożegnało nas pierwszym śniegiem na górach

15

Wszystkie osoby którym opowiadaliśmy i dawaliśmy nr telefonu do Saszy Kuzniecowa – przewodnika po półwyspie Kola – z przykrością zawiadamiamy że zginął podczas sztormu na jeziorze Łowoziero.