A OTO NASZE PODRÓŻE
now browsing by category
Na magicznym brzegu w pełnię
Na magicznym brzegu w pełnię 18-19 sierpnia 2016
I znów na kochanym morzu Białym tym razem północnym. Jakże innym niż zachodni, czy nawet ten koło labiryntu w Kandalakszy. Teraz jesteśmy nad otwartym morzem, gdzie nic nie zasłania linii horyzontu – jest ziemia i morze, jak u nas nad Bałtykiem. Kolejna odsłona tego pięknego i jakże nam gościnnego morza.
Gdy przyjechaliśmy nad jego brzeg 50 km za Umbą, w stronę Warzugi, powitała nas dwójka osób spacerująca sobie daleko w głębi morza w czasie odpływu. Niesamowite było to obserwować, od razu minęły napięcia dnia. A okazało się, że Ci ludzie to nasi sąsiedzi obozujący kilkaset metrów dalej. Miałam jakieś lęki do spania samotnie, a tu taki prezent.
Dziękuję bardzo za ten niesamowity prezent.
Pozwalam się przyznawać do swoich lęków i prosić o świat w którym nie będą potrzebne
– Jutro koło południa jak będzie maksymalny odpływ idziemy – zadecydowaliśmy.
I tak też zrobiliśmy. Niesowite spacerować po błocie, piasku, kamieniach mając świadomość że chwilę temu i za chwilę będzie na nich 2 metry wody ( co 6 godzin jest maxymalny stan przypływu i odpływu).
Napełniać się energią przepływu, a równocześnie sycić oczy pięknem dna w odbijającym się słońcu.
Zresztą popatrzcie sami i na zdjęcia i fragment w środku filmiku.
Za wioseczką Kaszkarancy skręciliśmy z głównej drogi szutrowej w starą drogę poprowadzoną wzdłuż brzegu.
Nasycaliśmy się przestrzenią morza, polanami jagód, między którymi wyglądały grzyby, polanami jałowca, czy już dojrzewająca dziką różą. Tutaj wszystko dojrzewa szybko ma się wrażenie, że naraz.
Zresztą rośnie tak pięknie koło siebie. Szczególnie teraz czerwone kuleczki „wilczej jagody” tworzą niesamowite kobierce. Wjechaliśmy na główną, aby zatankować w świętym źródełku wody, która okazała się siarkowa i fajnie oczyściła nas organizm.
I w takiej przestrzeni jedności ze światem ziemi, wiatru, wody jedziemy niesamowicie magiczną drogą.
Wjeżdżamy na górkę, aby z niej podziwiać piękno morza, być ponad nim, a może móc widzieć go dalej i więcej …….
– Popatrz jak tu pięknie – mówimy jeden do drugiego…
– O jest miejsce piknikowe i to jeszcze z wyrzeźbionym misiem. Uwielbiam tutaj te miejsca piknikowe stworzone przez ludzi – nie tworzy je gmina – czasami zostawione jest drzewo, czasem zbędne rzeczy które mogą przydać się następcom. Nikt tego nie niszczy, wręcz kolejni dodają coś od siebie.
Tworzę dla siebie, a jak mi nie potrzebne już oddaję, zostawiam innym
Cieszę się tworzeniem swojego miejsca w przyrodzie nawet na chwilę
Ognisko zachód słońca, wschód księżyca – odbijające się w morzu i my przy ognisku z bębenkami. Grając dla siebie, dla duchów miejsca, dla morza dla słońca, dla księżyca.
Zresztą zobaczcie i posłuchajcie sami tej magii, której nie potrafię opisać, która dzieje się pomiędzy słowami, która jest i trwa, gdzie wszystko się łączy we wspólnym jestem. Gdzie nie ma podziału na kwiat, morze, księżyc, mnie, Ciebie.
Gdzie wszystko JEST TU i TERAZ na 100% w ciekawości, radości spotkania.
Dziękujemy za ten czas, za to miejsce
Umba mandat za wizytę w muzeum
Umba – mandat za wizytę w muzeum 16-17 sierpnia 2016
Tak, tak zawsze dobrze mówiliśmy o policji w Rosji, więc jak to idealizowanie pokazało nam, że jest jednak różnie .
Uwalniam się od potrzeby idealizowania
Jestem wdzięczna za doświadczanie zwyczajnych ludzi.
No właśnie, z labiryntu w Kandalakszy skierowaliśmy się w kierunku Warzugi – miejscowości nad rzeką od tej samej nazwie wtopionej w przyrodę, gdzie żyje 300 osób. Jest usytuowana na końcu drogi wbijającej się w półwysep Kola, wzdłuż jego brzegu dotykającego morza Białego. Tak do połowy półwyspu na wschód…
Sto kilometrów od Kandalakszy jest wioska miejskiego typu – Umba.
Mimo, że nie mieliśmy potrzeby zajeżdżania do centrum ( a wiecie, że rosyjskie miasteczka do pięknych nie należą) stwierdziliśmy, że zajedziemy do miasteczka. Po drodze zapraszały nas turystyczne tablice informacyjne regionu, zarówno po rosyjsku, jak i angielsku. Z których wyczytaliśmy, że w Umbie są muzea petroglifów i krajoznawcze.
– Skoro piszą i zapraszają to może zajedziemy – stwierdziliśmy i na skrzyżowaniu wjechaliśmy do miasteczka w prawo – muzeum etnograficzne w Lowoziero było fajne, może te też…
Odwiedziliśmy parę sklepików, gdzie w jednym zgadałam się ze sprzedającą dziewczyną o Umbie. Pochodziła ze Lwowa i przypłynęła tu z rodzicami mając 10 lat – statkiem (nie było wtedy drogi). Gdy zobaczyła to szare, bure miasteczko chwyciła się mamy i powiedziała ja nie wysiadam!
No bo takie są miasteczka rosyjskiej północy (i nie tylko).
Dzięki sympatycznej rozmowie kupiłam starter internetu innej firmy niż mieliśmy do tej pory ( do starej energia już nie szła – znikały pieniądze, umowy zostawały zmieniane na takie jak nam nie pasowały). Kupiłam teraz MTS (w Rosji aby kupić numer telefonu, internetu – trzeba dać paszport – kupuje się na osobę) miesiąc za internet bez limitu + rozmowy po całej Rosji ( na MTS za darmo i odbieranie połączeń jak u siebie w domu – w Rosji jest system, że każdy odwód republika to tak jak oddzielny kraj i trzeba włączać roaming, aby również odbierać rozmowy z innego regionu).
13 rubli (0,80 groszy) dziennie w pierwszym miesiącu i 19 rubli (1,2 zł.) w następnych miesiącach (trzeba płacić ciągiem, a nie kiedy się używa) . Taki ideał dla nas do tego cena.
Na razie testy wypadły bardzo pozytywnie. W Rosji tak samo jak u nas wszystko się dynamicznie zmienia, dlatego warto rozeznać ten temat na miejscu i dostosować do tego co nam trzeba.
Jestem bardzo wdzięczna Pani ze sklepiku za uwolnienie energii byłego operatora, sprawdzał się na Syberii, a teraz czas na zmiany i zaproponowanie nowego sposobu łączenia ze światem.
Było już późno, więc znaleźliśmy miejsce nad zatoką i zasnęliśmy.
Rano, a to korzystaliśmy z internetu, a to poszliśmy na sklepów. Jest świetny sklep w kamieniami, aby wreszcie troszkę dla umysłu dojechać do muzeum petroglifów. Pod którym zadzwoniliśmy do koleżanki, która bardzo chce jechać do Rosji, ale równocześnie bardzo się jej boi.
I poszliśmy do muzeum, w sumie z samym muzeum nie ma to nic wspólnego, gdyż petroglify są daleko na wyspie jeziora w centralnej części półwyspu i dojechać do nich można albo łódką, albo samochodem 6×6 a potem łódką.
Pani z muzeum dzwoniła gdzieś i mówiła, że u niej są Polscy, ale nie zwróciliśmy na to większej uwagi.
Jakie więc było nasze zdziwienie gdy wychodząc z muzeum przy naszym samochodzie zobaczyliśmy policję, która wręcz zagrodziła wyjazd naszemu samochodowi.
– Skąd jesteście – zapytali .
– Z Polski – odpowiedzieliśmy.
– Wam nie wolno tu przebywać w mieście, jedźcie za nami – powiedzieli.
Nawet nie zapytali czy mamy przepustki.
Gdy zaczęłam mówić, że nie wiedzieliśmy – młody policjant z miłą bezczelnością odpowiedział:
– Nieznajomość prawa nie zwalnia z odpowiedzialności.
Tak, tak znam to doskonale ze swojej pracy w Urzędzie Kontroli Skarbowej, która właśnie w wykonywaniu takich głupich przepisów, albo jeszcze naginania ich interpretacji pod takie sytuacje. Ta praca była dla mnie bardzo toksyczna.
O tym potem, a teraz opiszę całą sytuację.
Pojechaliśmy na komisariat, zabrano nam paszporty i puszczono wolno (po zakazanym mieście!). Czekaliśmy 3 godziny aż dziewczynka wypisze mandat – 2000 rubli (120 zł) od osoby – za wjazd do zabronionej zony.
Stawka była stała. Znam to dobrze: policjantom i dziewczynce dawała lepsze statystyki, punkty do premii, czy odczucie bycia potrzebnym.
– A skąd mieliśmy wiedzieć, że nie wolno wjechać? – dopytywałam.
– Na wjeździe jest tablica – usłyszałam.
My tablicy nie widzieliśmy, jechaliśmy gdy padało i była mgła. Gdy w banku zapłaciliśmy mandat – pojechaliśmy szukać tablicy.
Okazało się, że stoi 900 metrów przed skrzyżowaniem Umba – Warzuga – w szczerym lesie – 4 metry od drogi – jeszcze z 500 metrów przed tablicą Umby – terenu zabudowanego. Napisana ciągiem znaków jak większość tablic mówiących o budowie dróg – koloru granatowego.
A pisze na niej tylko tyle, jest to reglamentowana zona wjazdu dla obcokrajowców ( a nie że zakazano wejścia).
I co ma robić ten obcokrajowiec? Stanąć tutaj w lesie i płakać?
Bo ani telefonu, ani nic co dalej.
Do skrzyżowania 900 metrów. Może dobrze, że nie widzieliśmy tej tablicy, bo mielibyśmy problem co dalej. Nie lubimy łamać przepisów. Tym bardziej, że nawet gdybyśmy popatrzyli w internet, to ani na stronie miasta, ani w Wikipedii nie było słowa o przepustkach. Nie ma też o tym słowa na banerach reklamujących turystyczne atrakcje regionu i Umby , umieszczonych na kilka lub kilkanaście kilometrów przed miastem – reklamują muzea, festiwale.
Filmik nagrałam po rosyjsku, ale zobaczcie paranoję postawienia tej tablicy. Według policji wynika z niej, że dalej nie wolno jechać.
Na szczęście służby „mandatowe” poinformowały nas, że tylko do Umby nie wolno jechać, ale tranzytem na Warzugę dalej spokojnie możemy jechać (tego wyjątku na tablicy nie ma! – a więc wolno jechać za tablicę – tylko 900 metrów do skrzyżowania na Warzugę – dlaczego na tym skrzyżowaniu nie ma wyraźnego zakazu wjazdu bez przepustek w ostrzegawczym kolorze zwracającym uwagę + np. szlaban + np. znak stopu – nic tam nie ma – tak to jest skonstruowane – administracja zaprasza, a policja daje mandaty).
Taki był stan faktyczny.
Mi poszły emocje, że nawet pobiegłam do urzędu miasta (mogliśmy chodzić wolno po mieście), jednak nie było tam nikogo kompetentnego. Dziewczynka jakaś chciała pomóc, ale ……..
Patrzyłam na swoje emocje, jakże one były podobne do tych, jakie gdzieś tłamsiłam w części w siebie gdy pracowałam w urzędzie. Jak czułam się źle wykonując takie „bzdury”, czy czasami dając weto do ich nie wykonywania.
Pamiętam kiedyś sytuację jak moi zwierzchnicy wymyślili, że miałam zinterpretować przepisy tak jak oni uważają, ale w związku z tym, że miałam samodzielne stanowisko – ja to miałam decyzję podpisać.
Powiedziałam „Nie” – jasno i wyraźnie.
I wiecie co było najbardziej przerażające w tej sytuacji – lęk moich kolegów, którzy wręcz byli przerażeni, że mnie zwolnią, a przy okazji ich – za to że mnie znają. Mimo, że myśleli tak samo jak ja, przy zwierzchnikach mówili jak oni.
Zwolnić osobę na moim stanowisku było trudno, więc tylko dostałam po premii, a może mając jakieś tam określone wyniki – jej nie dostałam. Co jesteśmy w stanie zrobić dla pieniędzy, jak zrezygnować z siebie?
Zawsze w takich sytuacjach mówię:
– Ludzie ludziom .
Kiedyś próbowałam zrozumieć tych ludzi, jednak co to dawało?
To, że czułam się fatalnie. Zakopywałam siebie, bojąc się cokolwiek zrobić później i w normalnym życiu.
Bałam się przejawiać siebie.
Toksyczna praca to najgorsze co możemy dać sobie, a przy okazji przynosząc jej energię do domu – swoim bliskim. Przy okazji pracując w takich instytucjach wzmacniamy ten system. Wzmacniamy takie energie. Gdyby nikt nie chciał być żołnierzem – nie byłoby wojen.
Uwalniam się od przymusu zależności od innych w prawie przepływu pieniędzy
Uwalniam się od przymusu działania na szkodę innych
Uwalniam się od lęku, że muszę działać na szkodę innych, aby mieć pieniądze, pracę itp
Pozwalam sobie tworzyć świat zgodny z moimi wartościami.
Bo wiecie to wszystko oparte jest tylko o lęk. Jaki tutaj – każdy musi odpowiedzieć sobie sam. Jak bardzo jest w stanie zrezygnować z siebie – bojąc się.
Uwalniam się od lęku przed byciem sobą
Uwalniam się od przymusu walki o swoją tożsamość
Jestem sobą, cieszę się tym i wykorzystuję to dla dobra innych.
Lęk, który przykrywa uczucie – mam władzę. Ludzie mnie „szanują” – czytaj boją mnie się bo mam stanowisko.
Wiele razy w moim życiu zastanawiałam się co mnie zaciągnęło do tej pracy i ostatnio mnie olśniło. Mój ojciec marzył o karierze urzędniczej, lubił coś robić dla innych – mieć wpływ na rzeczywistość obok. A ja walcząc gdzieś o swoją tożsamość (rodzice mało akceptowali moje talenty i moje pomysły na życie) wybrałam miejsce urzędnicze – jak marzył ojciec, tylko tam gdzie się walczy, a nie tworzy.
Uwalniam się od przymusu walki ze światem
Pozwalam sobie tworzyć świat
Na ten temat można byłoby pisać i pisać, ale może przyjdzie czas na opisanie – jak zrezygnowałam z toksycznej pracy.
(trzeba też zrezygnować z bycia toksycznym, bo to się łączy)
A teraz przy okazji tego mandatu chcę poruszyć dwie kwestie.
Idealizowanie, które bardzo przejawiał Bartek pisałam o tym na początku. Wzięło się ono stąd, że wychował się w domu antyrosyjskim i wszystko co pochodziło z Rosji było złe i w ogóle, bał się jej – zapewne większość zna ten model. Nikt tam nie był, ale wszyscy wszystko wiedzą, szczególnie negatywne. Gdy pojechał ze mną pierwszy raz do Rosji, zakochał się w niej. Jego całe wyobrażenie padło w gruzach, a ogrom przyrody którą kocha nade wszystko tak go poraził, że zaczął wręcz idealizować w drugą stronę. Również otwartość i gościnność ludzi urzekła go.
A Rosja to duży kraj i każdy znajdzie tu kawałek siebie. Ten kawałek, który szuka. Tu jest wszystko. Trzeba tylko wybierać.
I już ostatnia kwestia jak pisałam na początku do muzeum petroglifów poszliśmy po rozmowie z koleżanką, która bardzo boi się Rosji (m.in. głupiej Policji) , może jeszcze gdzieś w Bartku zostały, a może i we mnie były na poziomie podświadomym te energie. Bo rozmowa z nią właśnie, w tym miejscu je wzmocniła i …. pokazane zostało bezsensowne zachowanie policji.
Właśnie gdy mamy jakieś energie w sobie przyciągamy je u innych, a gdy chcemy poczyścić pewne sprawy u siebie, schowane gdzieś głęboko one aktywizują się przy udziale tych którzy tej energii mają więcej. Zapalają ją, aby ona mogła się wypalić u nas, gdy będziemy uważni.
My potrzebowaliśmy aż mandatu, aby wypalić tę energię. Bo nie zauważyliśmy u tych programów u siebie, albo nie chcieliśmy zauważyć zawirowania energii, albo wydawało nam się, że mamy to przepracowane na 100%.
Pozwalam sobie zauważać najdrobniejsze zawirowania energii i je oczyszczać.
Szczególnie w podróży gdy spotyka się dużo różnych ludzi energii, szybkie reagowanie jest bardzo cenne.
Każdy spotkany człowiek, miejsce przynosi jakąś energię, energie które mogą aktywować nasze stare programy, nasze stare zachowania.
Bo określona energia, może generować określoną emocję, lub określone zachowanie. Może stanowić taki klik.
Szczególnie gdy podróżując po przestrzeniach przyrody, miejscach wysoko wibracyjnych jesteśmy bardzo otwarci.
Umbie dziękujemy za uwolnienie sposobu komunikacji ze światem
Uwalniam się od przymusu komunikowania ze światem walecznie
Komunikuję się ze światem twórczo wyrażając przy tym swoją pełną tożsamość.
A ja nie mogłam przebaczyć sobie, że pracowałam w Urzędzie. Już 2 dnia pracy chciałam z stamtąd uciec, jak zobaczyłam jakie tam energie.
Czemu tego nie zrobiłam?
Bo miałam plan zostania najpierw inspektorem, a potem doradcą podatkowym. I stwierdziłam – zagryzę zęby, wytrzymam to – „tylko 5 lat”. Poza tym wstydziłam się przyznać, że mi nie pasuje: praca o której marzyło wielu, a ja chcę uciekać.
Uciec jednak uciekłam tylko troszkę później, no 8 lat , plan zrealizowałam inspektorem byłam, egzamin na doradcę zdałam wprowadzając w konsternację wszystkich, łącznie z tymi, którzy mnie nie znosili.
To taka dobra, pewna praca. Jak można z niej tak po prostu rezygnować?
Pozwalam sobie szybko rezygnować z tego co mi nie służy
Wybaczam sobie pracę w urzędzie.
To chyba przesłania Umby.
A my zmęczeni troszkę sytuacją pojechaliśmy z 50 km dalej w kierunku Warzugi, aby nad morzem znaleźć miejsce na nocleg nad samym kochanym morzem Białym.
Jednodniowe ogórki małosolne na sucho
Ogórki małosolne na sucho jednodniowe
Jak kisić ogórki na sucho? Zobaczyłam to pierwszy raz 3 lata temu w pociągu jadącym nad Bajkał.
http://brygidaibartek.pl/pociagowe-refleksje/
Pokochałam te ogórki jednak nie wychodziły mi nigdy w Polsce.
Teraz gdy znalazłam się w Rosji w ogórkowym sezonie, gdy inni częstowali mnie nimi zdecydowałam, że znów je zrobię. Szczególnie, że bardzo zasmakowały Bartkowi.
I gdzie okazał się problem tego, że w Polsce mi nie wyszły?
Same ogórki. Sprzedawane tutaj ogórki mają dużo w sobie suchej masy i mało wody. Odwrotnie niż większość sprzedawanych u nas (napompowanych wodą i nawozami).
Dlatego warto wybrać jak najbardziej treściwe ogórki do tej procedury.
A sama technika jest banalna:
Ogórki, umyć, obciąć końcówki, można dać całe lub pokrojone włożyć do woreczka foliowego dodać sól ok. 2 łyżki na kilo ogórków, ale to zależy od soli, ogórków itp. więc warto eksperymentować zacząć np. od jednej i spróbować za parę godzin, 3 ząbki czosnku pokrojonego jak najdrobniej, natka koperku drobniutko pokrojona. Wszystko wg smaku. Można dać jeszcze inne rzeczy, my z nimi nie eksperymentowaliśmy. Takie nam smakują.
I tyle – zamknąć woreczek i potrzepać nim, aby składniki się połączyły.
Położyć zamknięte szczelnie w woreczku bez zbędnego powietrza na talerzyk i zostawić ….
No właśnie gdzie?
Tutaj, każda z osób, które nas częstowała miała swoją teorię. My zostawialiśmy w temp ok 10-15 stopni w naszym samochodzie. Najczęściej dają do lodówki na dolną półkę. W międzyczasie można wstrząsnąć, sprawdzić czy nam smakują, jak nie to dodać soli czy koperku, czy czosnku.
Po 12-36 godzinach są gotowe. Są zielone, oblepione koperkiem czosnkiem i kąpią się w niewielkiej ilości własnego sosu. Jeżeli obficie puściły sok to znaczy że ogórki były zbyt wodniste, a do wody wypłynął smak – one same będą szmatowate – a powinny być jędrne, twarde, smakowite.
Warto je szybko zjeść, gdyż po paru dniach robią się bardzo miękkie.
Smacznego.
Wierzbówka kiprzyca – herbatka z pięknej rośliny
Gdy latem jedzie się przez Rosję w sumie to niezależnie gdzie się jest, ma się wrażenie, że wierzbówka kiprzyca jest jej symbolem. Jej różowe kwiatuszki dodają uroku każdemu krajobrazowi. Nie mogłam napatrzyć się na piękno tej wyniosłej, dumnej , a z drugiej strony delikatnej roślinki. Silnej w swym pięknie, subtelności, w swej magii.
Rośnie prawie wszędzie od pól po śmietniska, przy drogach tworzy niesamowite szpalery, rośnie w miejscach siły, koło rozwalających się domów. Ma w sobie niesamowitą zdolność aklimatyzacji.
I gdy pijemy taką roślinkę taką informację wprowadzamy w siebie
Uwalniam się od przymusu wzrostu tylko w określonych szklarniowych warunkach
Mogę wzrastać wszędzie
Wszędzie kwitnę pięknie
Tak, z pożywieniem dajemy informację danej rośliny, tego jak wzrastała, czy była wolna, czy pod przymusem rosła karmiona w sztuczny sposób, czy rośnie tylko w określonej wibracji, czy rośnie wszędzie.
A Iwan Czaj – lubię tę nazwę – rośnie wszędzie, jak mi powiedziano rośnie tam gdzie żyli ludzie, gdyż go uprawiali. A on polubił ten kontakt z człowiekiem i dalej chce zarażać go swoim pięknem, smakiem, dodawać mu siły.
Dlatego postanowiliśmy zrobić filmik dla Was o tej herbatce w którym znajdziecie jej historię, informacje o tym jak jak ją fermentować (gdyż taka jest najlepsza), pokażemy Wam to jak sami to robiliśmy łącznie z tym jak ją zaparzamy i pijemy.
Dla umysłu: ta herbatka to źródło karotenu, wit. C, B, żelaza, miedzi , manganu, zawiera 20% tanin, bioflawonoidy, pektyny. Ma silne działanie przeciwzapalne.
zapobiega przerostowi gruczołu krokowego, łysieniu adrogennemu, nadmiernej keratynizacji naskórka,
wzmacnia włosy, poprawia wydolność układu odpornościowego,
likwiduje ból głowy, zmniejsza ciśnienie krwi, uspokaja,
oczyszcza krew z toksyn, pomaga likwidować skutki przejedzenia i nadużywania alkoholu, działa przeciwzapalnie.
Jednak namawiam do picia tego co czujecie i co Wam smakuje, niezależnie od tego czy jest to na Wasze schorzenie czy nie. Zresztą tak naprawdę to Wasze schorzenie może mieć swój korzeń w innym miejscu. I dopiero wzmacnianie tego właściwego miejsca przyniesie efekt.
Namawiam również do eksperymentów z Iwanem Czajem. I pamiętajcie, że inna jest herbatka z fermentowanej rośliny, a inna ze świeżej.
W fermentację dajemy intencję i naszą energię, łączymy się z rośliną i wzmacniamy jej właściwości. Dlatego wszelkie działania róbmy w dobrym nastroju i z dobrymi myślami, pamiętając o tym, że potem będziemy to wprowadzać w siebie.
Smacznego…

























































D5 Creation