kuchnie świata

now browsing by category

 

Sok z granatów i sok z dzikiej róży

Sok z granatu i sok z dzikiej róży 13-20 listopada 2014

 

12

 

Czas domku Tsakanadzorze daje nam możliwość nacieszenia się robieniem soków. Można to robić na zewnątrz przy landrynce, ale tylko wtedy gdy jest bardzo słonecznie. Bo inaczej chyba stracilibyśmy radość robienia tego, od zimna w palce szczególnie od mycia naczyń w zimnej wodzie.

A tutaj kuchenka dwupalnikowa, zlew z ciepłą wodą i kawałek blatu. Niewyobrażalny i niedoceniany wcześniej luksus. Ileż razy pisaliśmy o luksusie prysznica, a teraz doświadczamy luksusu kuchni i jej przestrzeni ( choć w wersji mini), rodzi się niesamowita wdzięczność za ten dar.

 

Granat

 

9

Zakochaliśmy się w granatach z Nagornego Karabachu słodkich soczystych – chyba najlepszych na świecie i tu również u jednego Pana na targu są dostępne. Nie są piękne, mają parcha na sobie, co świadczy, że nie są z przemysłowej uprawy tzn bez chemii. Cena 600 drahm (5 zł. /kg)

A kolor i smak pozwala się rozkoszować magią smaku słodyczy, rześkości, kwasowości ukrytej w tak małej kuleczce.

Kupiliśmy również na początku inne , które okazały się co prawda w miarę słodkie, ale często białe niedojrzałe w środku.

Kupiliśmy również maszynkę do ręcznego robienia soków (tanio dostępna również w Polsce) i zaczęła się zabawa. Zaczęliśmy najpierw kroić je na ćwiartki i wydłubywać pesteczki. Szło nam to sprawnie. Mieliśmy wrażenie, że wyciągamy z nimi złoto.

 

10

 

Potem zaczęliśmy mielić i cudowny sok (miażdżyły się również pestki powodując, że i z nich wydobywany był smak), z 2,5 kg owoców wyszło niewiele ponad litr soku.

 

11

 

Litr soku, który znikł w krótkim czasie!

Dlatego na drugi dzień pojechaliśmy na miejscowy targ i od Pana kupiliśmy 7 kg granatów, tych z Nagornego Karabachu.

Dziękujemy Karabachowi za cudowne smaki, zresztą to tam pierwszy raz piliśmy sok z granatów, miejscowych, świeżo wyciskanych i zakochaliśmy się w nim.

Może nie kupowalibyśmy maszynki gdyby były tu dostępne soki, jednak poza rokitnikiem dostępnym nad Sevanem i w jego okolicach, nie można nic kupić świeżego. W sklepach są nawet ekologiczne soki, ale zazwyczaj z koncentratów , jednak to nie to samo co sok wyciśnięty na świeżo, bez dodatkowej konserwacji, pasteryzacji i obróbki.

 

Właściwości soku z granatów ze strony http://www.poradnikzdrowie.pl/zywienie/co-jesz/granat-wlasciwosci-lecznice-soku-z-granatu_42010.html

 

Właściwości granatów znane były chińskim lekarzom już w starożytności. Sok z owoców granatu łagodzi problemy trawienne, działa odmładzająco na skórę. Dzięki dużej zawartości fitohormonów łagodzi objawy PMS i menopauzy. Zwolennicy afrodyzjaków wgranatach dopatrują się też właściwości zwiększających doznania erotyczne.

Starożytni chińscy lekarze uznawal sok z granatów za życiodajny nektar. W średniowieczu granat cieszył się opinią owocu gwarantującego długowieczność. Od zawsze był symbolem płodności – w ponad połowie składa się z samych ziaren! Sokiem z granatu leczono rany. Skórki stosowano przeciw biegunce, wrzodom, próchnicy, w stanach zapalnych gardła. Kora i korzenie zwalczały tasiemca, a kwiatami granatu leczono cukrzycę. Jako superowoc o niezwykłych właściwościach zdobił herby związków lekarzy w całej Europie.

W naszych czasach sam granat i sok wyciśnięty z tych owoców doczekał się ponad 200 badań naukowych potwierdzających skuteczność działania przeciwko wolnym rodnikom, procesom zapalnym, a także chorobom serca. Największym skarbem granatów są łatwo przyswajalne polifenole należące do przeciwutleniaczy. W soku granatów jest ich trzykrotnie więcej niż w zielonej herbacie lub czerwonym winie. To głównie przeciwutleniaczom zawdzięczamy największe zalety granatów.


Właściwości lecznicze granatów

POPRAWIAJĄ PRZEPŁYW KRWIu osób z chorobą wieńcową, redukują złogi i zwapnienia, obniżają ciśnienie krwi, a przy tym pomagają utrzymać w ryzach poziom cholesterolu.

POMAGAJĄ W WALCE Z RAKIEM PROSTATY Amerykańscy naukowcy przeprowadzili badanie, w którym u 48 chorych kuracja granatami zahamowała rozwój komórek nowotworowych.

MOGĄ WSPIERAĆ LECZENIE RAKA PIERSI W badaniu in vitro onkolodzy uzyskali zahamowanie namnażania się komórek nowotworowych.

ZAPOBIEGAJĄ PROCESOM STARZENIA a nawet spowalniają postęp demencji wywołanej chorobą Alzheimera.

ŁAGODZĄ PROBLEMY TRAWIENNEZawierają kwascytrynowy i taninę o właściwościach ściągających.

POMAGAJĄ PRZY DOLEGLIWOŚCIACH KOBIECYCH PMS i objawach związanych z menopauzą, dzięki fitoestrogenom

PRZECIWDZIAŁAJĄ PROBLEMOM Z EREKCJĄW medycynie tybetańskiej były podstawowym składnikiem leku na potencję. Zawarte w granatach substancje czynne faktycznie mają korzystny wpływ na potencję, redukują zaburzenia erekcji, pobudzają libido i podnoszą doznania erotyczne.

ODMŁADZAJĄregenerują skórę, poprawiają jej ukrwienie i koloryt. Przyśpieszają też gojenie się zmian trądzikowych, mają bowiem działanie przeciwzapalne i antybakteryjne. Zawarty w nich kwas elagowy wzmacnia ściany komórek, zapobiegając utracie przez nie wody, co spowalnia proces starzenia.

Dzika róża

 

8

 

A sok z dzikiej róży chodził za mną od czasu gdy spróbowałam go w Arzakanie, gdy poszliśmy w gości po basenie.

Tamtejsze kobiety słabo mówiły po rosyjsku, a mężczyźni znają się świetnie na gotowaniu, ale mięsa, oraz grillowaniu, które jest typowo męskim zajęciem . Podział ról.

Sami zaczęliśmy eksperymentować, a potem dowiedzieliśmy się, że nasza droga jest podobna do miejscowej.

 

Dlaczego w Polsce tak słabo ją wykorzystujemy???

Jest jej pełno i za darmo, zazwyczaj bardzo ekologiczna.

 

Kupiliśmy owoce róży, oszypułkowaliśmy tylko z listeczków (teraz jest przemrożona, więc miękka, ciapowata, ale bardziej słodka), zmiksowaliśmy blenderem , dodaliśmy wody, cukru i podgotowaliśmy ok 5-10 minut, następnie odcedziliśmy i przetarliśmy przez sito. A to co zostało na sitku zalaliśmy połową ilości wody jak wcześniej. Znowu podgotowaliśmy, odcedziliśmy i teraz na siteczku zostały prawie same pesteczki.

 

14

15

 

Do buteleczek.

Zapytacie jaką ilością wody zalać róże – tak aby była po zmieszaniu konsystencja lekkiej śmietanki.

Żeby dobrze się gotowało.

Cukier do smaku, ale róża go lubi.

Nam z 2 kg róży kupionej na targu wyszło ok 8 litrów rozcieńczonego soku .

Do tego dodaliśmy ok. 1/2 kilograma cukru, ale jeśli ktoś lubi słodsze, to myślę że i z 1 kg trzeba dodać .

Smak cudowny, co prawda napój gotowany, jednak ilość witaminy C w dzikiej róży jest imponująca , więc gotowanie co prawda niszczy duże jej ilości, jednak i tak jest to bomba witaminowa.

 

O dzikiej róży z portalu http://www.poradnikzdrowie.pl/uroda/cialo-higiena/dzika-roza-wlasciwosci-i-zastosowanie–zalety-kosmetykow-rozanych_41515.html

 

Dzika róża ma najbardziej wszechstronne zastosowanie spośród kilkuset odmian rośliny. Cieszy się zasłużonym tytułem królowej kwiatów – zachwyca urodą i zapachem, świetnie sprawdza się jako składnik kosmetyków i licznych preparatów leczniczych. Właściwości olejków różanych i substancji w nim zawartych wygładzają skórę, usuwają zmęczenie, wspomagają układ trawienny i łagodzą dolegliwości stawów.

W Polsce rośnie ok. 20 gatunków dzikiej róży. Różnią się głównie barwą kwiatów i owoców, ale wszystkie są równie pożądanym surowcem dla przemysłu zarówno kosmetycznego, jak i farmaceutycznego. Naukowcy wyszczególnili ponad 130 związków zawartych w tej roślinie, dobroczynnie działających na organizm. W kwiatach kryją się wyjątkowo cenne olejki eteryczne, flawonoidy, antocyjany. Owoce zaś to bogactwo witamin – przede wszystkim C, ale także A, B1 i B2, E, K – flawonoidów, garbników, steroli, kwasów organicznych, kwasu foliowego, pektyn, karotenoidów. W fitoterapii wykorzystywane są też liście róży, bo zawarta w nich naturalna witamina C jest prawie 5-krotnie bardziej aktywna niż witamina syntetyczna. Wysokie stężenie tak wielu substancji aktywnych sprawia, że róża ma wielorakie zastosowanie.

Róża: rozjaśnia cerę i przebarwienia

Witamina C – której stężenie w owocach dzikiej róży jest wręcz rekordowe, w połączeniu z karotenem – z którego powstaje witamina A, tworzą duet o wyjątkowo silnym działaniu rozjaśniającym skórę. Dlatego kosmetyki zawierające ekstrakt z tej rośliny sprzyjają rozjaśnieniu plam pigmentacyjnych, także piegów, wyrównują i ożywiają koloryt skóry.

Róża: pomaga w przeziębieniu

Witamina C jest niezbędna do prawidłowego przebiegu fagocytozy (pochłaniania drobnoustrojów chorobotwórczych przez białe krwinki). Duże dawki tej witaminy „ożywiają” białe krwinki, które dzięki temu szybciej zwalczają przyczynę infekcji. Ponadto dzika róża dostarcza też wielu innych substancji aktywnych, działających wzmacniająco na organizm.

Róża: chroni układ krwionośny

O dobroczynnym wpływie na układ krążenia decyduje przede wszystkim bogactwo flawonoidów zawartych w owocach róży – działają przeciwzapalnie, rozszerzają naczynia krwionośne i obniżają poziom cholesterolu. A dodatkowo witamina C, która wpływa na produkcję kolagenu, zwiększa elastyczność i mechaniczną odporność ścianek naczyń krwionośnych.

Róża: nawilża, zmiękcza i wygładza skórę

Bogactwo witamin, pektyn, aminokwasów, a zwłaszcza organicznych kwasów owocowych sprawia, że kosmetyki oparte na ekstraktach z dzikiej róży działają na skórę jak odmładzający eliksir. Stymulując biosyntezę ceramidów, zwiększają ich poziom w naskórku i poprawiają nawilżenie skóry. Witaminy i kwasy organiczne przeciwdziałają zaś pogrubianiu się warstwy rogowej naskórka – dzięki temu skóra jest elastyczna i gładka.

Róża: poprawia nastrój i usuwa zmęczenie

Olejek różany jest jednym z podstawowych składników używanych w przemyśle perfumeryjnym – jego ciepły, słodki aromat działa przeciwdepresyjnie i uspokajająco. Natomiast stosowany bezpośrednio na skórę – jako składnik kosmetyków do cery wrażliwej, suchej i zmęczonej – działa antyseptycznie i łagodzi różnego rodzaju podrażnienia.

Róża: zmniejsza zmiany trądzikowe

Hydroksykwasy, które tak obficie występują głównie w owocach dzikiej róży, mają właściwości złuszczające. Dlatego są one w składzie wielu kosmetyków przeznaczonych do pielęgnacji cery tłustej i trądzikowej – poprawiają jej stan, zapobiegając pogrubieniu warstwy rogowej naskórka i tworzeniu się zaskórników.

Róża: łagodzi dolegliwości stawów

Owoce dzikiej róży zawierają galaktolipid – hamuje on napływ do stawów białych krwinek wydzielających związki, które nasilają stany zapalne. Przyczynia się też do poprawy ukrwienia chrząstki i przedłużenia życia czerwonych krwinek. W rezultacie zmniejsza ból, obrzęk i sztywność stawów. Proszek z dzikiej róży działa ochronnie na błonę komórkową, co pomaga w budowaniu chrząstki i zapobiega jej degeneracji.

Róża: wspomaga układ trawienny

Napary z dzikiej róży mogą być bardzo pomocne przy nieżytach przewodu pokarmowego, biegunkach, kamicy żółciowej. To zasługa zarówno dużej ilości witaminy C, jak i garbników, pektyn, kwasów organicznych.


 

Informacje o granacie i dzikiej róży są dla umysłu, jednak przede wszystkim należy słuchać swojego ciała i kierować się tym co ono podpowiada 

Nagorny Karabach powitanie i kulinarne odkrycie wyjazdu. Żjengjałow Has

Nagorny Karabach powitanie i kulinarne odkrycie wyjazdu. Żjengjałow Has 6 listopada 2014

OLYMPUS DIGITAL CAMERA

Czyści przy w pięknym słońcu i ośnieżonych szczytach znaleźliśmy się na granicy.

Tylko granicy czego, kogo?

Państwa, którego nie ma? Więc skąd granica?

Bo Państwo jest tylko nie uznawane.

A na granicy wszystko, miło sprawnie.

O Nagornym Karabachu słyszeliśmy od Ormian bardzo dobrze.

Piękny kraj

Druga Szwajcaria

Jak lubicie przyrodę to tylko tam

I jak było nie przyjechać tutaj

Zrobiliśmy wizę http://brygidaibartek.pl/wiza-do-kraju-ktorego-nie-ma-nagorny-karabach/ i jesteśmy,

witamy.

Piękną drogą dojechaliśmy do Stepanakertu tj. stolicy.

OLYMPUS DIGITAL CAMERA

OLYMPUS DIGITAL CAMERA

OLYMPUS DIGITAL CAMERA

I na dzień dobry zaprosiła nas piekarenka, gdzie pojawiły się zielone chlebki tzn. cieniutkie ciasto chlebowe jak na lawasza ( 1 mm) nadziewane zieleniną jaką bądź. Tutaj szczawiem i pietruszką, cebulką soloną i z niewielką ilością oleju.

OLYMPUS DIGITAL CAMERA

OLYMPUS DIGITAL CAMERA

OLYMPUS DIGITAL CAMERA

OLYMPUS DIGITAL CAMERA

I znowu zostałam zaskoczona przez samą siebie. Wydawało mi się, że już żaden smak mnie nie zaskoczy. Tak też myślałam roku temu nim spróbowałam orzeszków cedrowych ……………

Tym bardziej jakiś tam cienki placek jak naleśnik z ciasta drożdżowego nadziany surową zieleniną (pierwszy był ze szczawiem i pietruszką , drugi z bazylią, kolendrą, cebulą, pietruszką ) i usmażony na elektrycznej blasze bez tłuszczu.

Zrobił w moim podniebieniu taką rozkosz, że tego dnia zjadłam 2 szt, a nie są to małe placuszki. I jak to być na pranie …….. gdy wszechświat tak cudownie karmi?

Chyba największe smakowe odkrycie tego wyjazdu, jak na razie.

Są to narodowe placki karabaskie i nazywają się Żjengjałow Has, co znaczy zielony chleb.

Powitanie iście królewskie. Kosztowały w Stepanakercie 400-500 drahm ( 3-4 zł.)

Nagorny Karabach słynie z ziół i dzięki temu z długowieczności (jak Abchazi i Adżarowie)

Będziemy się temu przyglądać. Fakt Panie stojące z owocami i warzywami miały również do sprzedania pokrzywę, którą mówiły, aby nie parzyć tylko posolić, wtedy traci ostrość i smakuje wyśmienicie. Popróbujemy jak trafi się gdzieś w przyrodzie.

Symbolem Nagornego Karabachu jest pomnik Tatik-Papik (Babcia i dziadek), zbudowany jest z tufy wulkanicznej, ukazuje jedność ludzi tutaj żyjących z okolicznymi górami .

OLYMPUS DIGITAL CAMERA

My jesteśmy naszymi górami

W Karabachu waluta jest ormiańska, ceny paliw i inne są podobne.

Spotkani ludzie nie mówią „u nas w Karabachu”, tylko „u nas w Armenii”, albo ”to nasze armeńskie”, a nie nasze karabaskie.

20-letnia przesympatyczna dziewczyna w sklepie zionęła agresją na Azerów, twierdząc jak my Ormianie ich nienawidzimy.

Przed wieloma laty dziwne włączenie Karabachu do Azerbejdżanu z europejskim poparciem, powoduje te trwające już wiele lat przepychanki.

Co jest w tym kraju, miejscu, że tak musi walczyć o swoje.

A może nie ma odwagi powiedzieć tak do końca, ”ja chcę być Karabachem” nie wierząc w swoją siłę, tylko z uwagi na mały obszar szuka jej na zewnątrz, chcąc zjednoczyć się z większymi od siebie.

Wierzę w moją wewnętrzną siłę i daję jej moc.

Na ulicy dzieci mówią „Hello” do turystów. Czasami próbują bardziej skomplikowanej konwersacji jak

How are you?

What is your name?

Najprawdopodobniej nauczyciele angielskiego namawiają ich do rozmowy z turystami. Bardzo fajne, a przede wszystkim przemiłe.

OLYMPUS DIGITAL CAMERA

OLYMPUS DIGITAL CAMERA

OLYMPUS DIGITAL CAMERA

OLYMPUS DIGITAL CAMERA

Niestety komunikacyjne przyjecie nie było tak huczne jak jedzeniowe.
Po tanim wręcz bardzo tanim (0,60 groszy dziennie ) internecie w Armenii, tutaj zażyczono sobie 70 zł za 3GB, i to tylko na telefon, gdyż jakbyśmy chcieli na komputer musielibyśmy kupić ich modem, bo na innych nie działa.

Potrzebny nam kontakt z Polską, do tego pisanie bloga również potrzebuje internetu, a WI-Fi w miejscach które najbardziej lubimy nie jest zbytnio popularne nigdzie na świecie (niedźwiedzie, szakale nie mają go w swoich norkach) . A poza tym tutaj też z WI-Fi jest różnie.

Nawet WI-Fi przy symbolu Nagornego Karabachu czyli pomniku babci i dziadka miał być free, a chciał login i hasło.

Więc co robić – trzeba było kupić, bo nie lubimy być zdani na knajpki z WI-FI. Zresztą coraz mniej interesują nas restauracje. I jak już do nich idziemy, to tam gdzie chcemy, a nie tam gdzie WI-FI. Dzięki temu, że nie mogliśmy kupić internetu do komputera, poznaliśmy tethering, który pomógł nam spiąć telefon robiący za modem z komputerem.

Wszechświat pokazał rozwiązane potrzebne nam teraz bardzo, a do wykorzystania wszędzie. Dziękujemy Bartkowi za podpowiedzi, a opatrzności za prowadzenie.

Kupując telefon z internetem zwróciłam obsłudze uwagę na to, że przy pomniku ”babci i dziadka” pisze, że jest free WI-FI, a chce hasło. Zrobiła się z tego ostra awantura, w końcu w ramach przeprosin dostaliśmy kubek i czapeczkę z symbolami sieci Karabach Telecom . Czyżby znowu kreacja i jej spełnienie przez wszechświat. Jakiś czas temu rozbiła nam się jedna szklanka i jakoś nie mogliśmy kupić drugiej. . Teraz zadbano o nas, aby każdy mógł pić co chce.

I tak objadając się zielonymi chlebkami, oglądając budujące się miasto, słuchając i podziwiając jego muzyczną fontannę czy nawet próbując w restauracji słynnej wódki z morwy – 3 letniej (57%) (z umysłu) spędziliśmy przemiłe popołudnie.

OLYMPUS DIGITAL CAMERA

OLYMPUS DIGITAL CAMERA

A na nocleg pojechaliśmy 50 km dalej do ichniejszej Częstochowy – monastyru Gandzasar.

Goris trzecia możliwość i produkcja Lawasza

Goris – trzecia możliwość i chlebowe refleksje 5 listopada 2014

 

OLYMPUS DIGITAL CAMERA

 

Z kamiennych kręgów przez śnieżną i słoneczną krainę podążyliśmy do Goris.

Już na wjeździe miasto powitało nas piekarnią z piecami w kształcie beczki opalanymi drewnem, w których robione były tradycyjne lawasze. Pierwszy raz widzieliśmy coś takiego. Mimo, że w Armenii jesteśmy już prawie 6 tygodni. W najlepszym wypadku lawasz był robiony ręcznie i wypiekany na elektrycznej płycie. Zazwyczaj były to specjalne elektryczne piece do lawasza. 

W Gruzji ich chlebek Shoti zazwyczaj robiony jest w piecach w kształcie beczki opalanych drzewem, które są niemal w każdej wiosce. Więcej o chlebie Shoti http://brygidaibartek.pl/podniebne-spa/

Tutaj spotkaliśmy się z tradycyjnym sposobem, gdzie piec w kształcie beczki wmurowany był poniżej poziomu podłogi, obsługujące go Panie siedziały dookoła pieca na poduszkach na podłodze, trzymając nogi w zapewne ciepłych od nagrzanego pieca zagłębieniach w podłodze. Jedna z pań wygniatała ciasto, inna go rozwałkowywała kawałek, a jeszcze następna rozciągała go do wielkości ok 70cmx40cm, po czym kładła przygotowany kawałek na łódeczkowatego kształtu pacę i zamaszystym ruchem wkładając rękę do pieca przyklejała go do jego wewnętrznej ścianki. Lawasz jest bardzo cieniutkim chlebkiem, jego grubość wacha się międzi 1-2 mm, tak więc jego pieczenie trwa bardzo krótko i po niecałej minucie odrywa się go od ścianek pieca, zazwyczaj spryskuje się go wodą i wkłada pod folię, aby zachował swoją miękkość. W innych przypadku bardzo szybko wysycha na wiór. Oczywiście najlepszy jest ciepły wyciągnięty prosto z pieca i zjedzony do 15 minut.

 

OLYMPUS DIGITAL CAMERA

OLYMPUS DIGITAL CAMERA

 

Z radością kupiliśmy takie cudeńko i zabraliśmy się do zawijania w niego warzyw i popularnej tutaj zieleniny.

 

OLYMPUS DIGITAL CAMERA

 

Taka niewielka ilość mąki z energią ognia.

Podobny piec tylko bardziej naziemny spotkaliśmy już po powrocie z Nagornego Karabachu (10 listopada) niedaleko Sevanu w miejscowości Vardenis. Trafiliśmy gdy produkcja szła pełną parą i Panie pozwoliły się z radością fotografować .

 

OLYMPUS DIGITAL CAMERA

1000

OLYMPUS DIGITAL CAMERA

OLYMPUS DIGITAL CAMERA

OLYMPUS DIGITAL CAMERA

 

A tutaj filmik z produkcji Lawasza, może byłoby fajnie jakby na stole byla zielenina i warzywa, ale teraz coraz częściej zastępuje ją mięso, a piece jak pisaliśmy zaczynają być atrakcją. Ormianie jedzą bardzo dużo chleba do wszystkiego, ale coraz więcej drożdzowego zwykłego jak u nas. 

 

 

A wracając do Goris, było stosunkowo wcześnie, jednak już za późno aby jechać do Nagornego Karabachu i forsować 2000 metrowe przełęcze szczególnie po ostatnich opadach śniegu i spadku temperatury do -10. Takie przejazdy lepiej zostawić na środek dnia, gdy słońce roztopi lód.

Bartek gdzieś w umysłu chciał do Tatev – monastyru do którego prowadzi najdłuższa kolejka linowa na świecie, ja kombinowałam coś z jakimś kanionem. Mi nie podobał się Tatev, Bartkowi kanion, nie mówiąc już o jeździe do Stepanakertu.

Czułam tak jakby miejsce nie chciało nas wypuścić.

Poszły emocje, jakieś wewnętrzne przepychanki, poszliśmy na kawę aby zrównoważyć umysł.

Trafiliśmy na cudowną Panię, a przy okazji świetną kawę.

A może skoro motamy się i nie wiemy gdzie jechać, pójdziemy do hotelu – zapytałam

Dawno już się nie kąpaliśmy, a w miasteczku jest sporo hoteli, może któryś będzie miał saunę – zamarzyłam.

Mi w oczy rzucił się ten duży hotel po prawej – powiedział Bartek

Też do mnie zagadał powiedziałam.

Podjechaliśmy pod hotel Diana www.hoteldiana.am,

Okazało się, że jest sauna, basen, a jak zostaniemy dostaniemy 2 godziny gratis.

Nie zastanawialiśmy się długo cena 22000 (170 zł. / 2 osoby) piękny duży pokój z łazienką, śniadaniem i 2 godzinami sauny (co prawda ogólna dostępnej, ale i tak super się wygrzać po ostatnim ataku mrozu) z basenem. W hotelu ponadto siłownia (a już myśleliśmy, że Ormianie są całkowicie antysportowi), bilard, kręgle.

Znowu czas na mycie, pranie.

Wszechświat wiedział, że mamy tutaj zostać, zamknął nam wszystkie drogi wyjazdu i cierpliwie czekał na moment aż stwierdzimy, że czas się umyć i pobyć w większej przestrzeni niż landrynka.

A z balkonu i tak mieliśmy widok na 3-tysięczne śnieżynki.

 

OLYMPUS DIGITAL CAMERA

OLYMPUS DIGITAL CAMERA

 

I znowu nie było na moje, nie było na Bartka, a zwyciężyła najlepsza trzecia opcja, która dała nam bardzo dużo radości i pozwoliła z czystością ciała wjechać do Nagornego Karabachu

Palimy świeczki za naszych zmarłych w magicznym miejscu

Wszystkich Świętych w magicznych miejscach 1 listopada 2014

 

OLYMPUS DIGITAL CAMERA

OLYMPUS DIGITAL CAMERA

OLYMPUS DIGITAL CAMERA

OLYMPUS DIGITAL CAMERA

Gdy już prosto zjechaliśmy do Monastyru Geghard, był jeszcze ranek. Można było cieszyć się ciszą tego miejsca. Monastyr powstał w IV wieku. Czuć energię tamtych czasów, zresztą jest w miejscu dawnego kultu.

 

OLYMPUS DIGITAL CAMERA

OLYMPUS DIGITAL CAMERA

 

OLYMPUS DIGITAL CAMERA

OLYMPUS DIGITAL CAMERA

OLYMPUS DIGITAL CAMERA

 

OLYMPUS DIGITAL CAMERA

 

OLYMPUS DIGITAL CAMERA

 

Składa się z kilku kościółków najprawdopodobniej z różnych czasów. W jednym z nich wypływa źródełko.

To na co wcześniej zwracałam uwagę cały czas to zamknięcie szczytów kopuł kościołów od góry. Tutaj jest wejście dla światła, teraz zastawione szybą, ale i tak to światło rozświetla kościół.

Jak może być miejsce boskie bez wymiany energii???

 

OLYMPUS DIGITAL CAMERA

OLYMPUS DIGITAL CAMERA

Tutaj widać wyraźnie, że pierwsi chrześcijanie to wszystko wiedzieli.

Dużo znaków zwierząt wyrzeźbionych na tutejszych kamiennych ścianach i innych symboli opartach na symbolach okręgu i nieskończoności.

 

OLYMPUS DIGITAL CAMERA

OLYMPUS DIGITAL CAMERA

OLYMPUS DIGITAL CAMERA

OLYMPUS DIGITAL CAMERA

OLYMPUS DIGITAL CAMERA

OLYMPUS DIGITAL CAMERA

OLYMPUS DIGITAL CAMERA

A kościołek żyje,

To Armenia, kraj katolicki. Jakże inny ten katolicyzm. To co u nas uważane za coś niedozwolonego tutaj normalnie funkcjonuje.

Dziś sobota, dlatego poza turystami szukającymi we większości strawy dla umysłu, pojawiają się Ormianie szukający strawy dla ducha.

Są jakieś nabożeństwa w jednym z kościółków, ludzie piją czy nabierają wody, w innym stawiają świeczki, a jeszcze inni składają ofiary ze zwierząt. 

 

OLYMPUS DIGITAL CAMERA

 

Z uwagi na fakt, że dziś wszystkich świętych również zapalamy świece za naszych zmarłych. Był jeszcze ranek i świeczniki z piaskiem na świeczki były prawie puste. Więc zaanektowaliśmy sobie jeden. Gdy stawiałam świeczki za swoich bliskich, którzy odeszli w inny wymiar, zachciałam postawić również swoją świeczkę wśród nich, aby być razem z nimi.

I nagle umysł podpowiedział.

Powinnaś to zrobić w innym pojemniku, bo świat żywych i zmarłych to dwa oddzielne światy.

Świat zmarłych gdzieś tutaj nie pasujący do ziemi wg kościoła.

Ale czy na pewno?

Czy te światy nie mogą się przenikać?

Szamani krążą między światami, dlaczego więc zamknęły się na to późniejsze wierzenia. ?

 

Nam już wczoraj szakal podpowiedział – jedność światów !

 

Otwieramy się jedność światów istniejących na ziemi i we wszechświecie. Świadomie wybierając ten w którym chcemy żyć.

 

OLYMPUS DIGITAL CAMERA

OLYMPUS DIGITAL CAMERA

Znajdujemy miejsce siedzące w pomieszczeniu z wodą zresztą w miejscu dawnego kultu świętego źródła i oddajemy się medytacji.

Kontaktujemy się z naszymi przodkami w świetle, przytulając ich, akceptując takim jakimi są i prosząc o akceptacje i wsparcie.

Przodkowie pokazują nam swoje życie, mówią o swoich emocjach. mówią o tym co jeszcze gdzieś nie zostało uwolnione, a żyje w naszych ciałach.

Jeden z moich dziadków jest przeszczęśliwy, że podróżuję. Był prostym człowiekiem, który nigdy nawet nie marzył aby oglądać świat. Tym bardziej ogromu jego pięknej przyrody.

Jedna z babć opowiada mi o poczuciu winy wobec rodziny za to, że miała nieślubne dzieci, że hańbiła rodzinę. Mimo, że żyła bardzo samodzielnie i można, rzec bez przejmowania się tym, całe życie miała przymus pomagania rodzinie i sama nie miała odwagi nic od niej chcieć.

Gdzieś częściowo spłata win babci również mi się niechcący dostała.

Teraz akceptując babcię taką jaka jest z pełną miłością , uwolniłam się spłaty „przymusowych” zobowiązań wobec rodziny.

 

Pomagam rodzinie i innym ludziom, wtedy kiedy czuję i uznaję to za właściwe.

 

Jak ulga.

Dziękujemy tej przestrzeni za cudne medytacje i kontakt z naszymi bliskimi

 

OLYMPUS DIGITAL CAMERA

OLYMPUS DIGITAL CAMERA

OLYMPUS DIGITAL CAMERA

Miejsce bardzo silne, pozwalające wchodzić w inne stany świadomości praktycznie bez zamykania oczu. Gdy wchodzi się głębiej i głębiej w inne światy, mniej mi jeszcze znane, otwierając się na przepływ tego co pozwala podróżować między światami, stapiamy się z nimi.

Przyglądając się im w ciekawości, pokorze, zainteresowaniu i ucząc się tego czego nie ma w innych światach. Te podróże podobne są do tych fizycznych. Tylko bardziej subtelne.

A takie miejsca, nie tylko pomagają, ale przypominają czasy gdy światy nie były podzielone i pozwalają łatwiej doświadczyć tej podróży.

 

I znowu jesteśmy pełni wdzięczności, i może znów zadziwieni prowadzeniem. Słowiańskie święto Dziadów spędziliśmy przy megalitach, katolickie w kościele stawiając zgodnie z polską tradycją świeczki za zmarłych.

Dziękujemy za ten cudowny czas w Monastyrze, gdzie medytując i spacerując po okolicy spędziliśmy parę godzin.

Karmiły nas panie handlujące pysznym ciepłym kołaczem i orzechami zastygłymi w owocowo-winogronowym kisielu.

 

OLYMPUS DIGITAL CAMERA

A potem gdy poszliśmy w las pokazała nam się kolonia czubajek kani. Dając bazę na wieczorną zupkę.

 

OLYMPUS DIGITAL CAMERA

OLYMPUS DIGITAL CAMERA

OLYMPUS DIGITAL CAMERA

Dziś sobota dlatego nad rzeczką obok monastyru wielu Ormian biesiaduje, pojawia się muzyka, alkohol, energia całkiem inna niż we wnętrzu.

Świat ludzi, świat Bogów?

A może różne pokoje naszego cudownego świata, gdzie mamy możliwość doświadczania wszystkiego o czym tylko zamarzymy.

Bóg nam dał wolną wolę.

Dlatego mimo że nas kusiło, aby zostać tutaj na noc.

Wyjechaliśmy zobaczyć jeszcze świątynię słońca znajdującą się opodal miejscowości Garni.

 

OLYMPUS DIGITAL CAMERA

 

Świątynia słońca wzniesiona zgodnie z planem świętej geometrii z I wieku. Zniszczona w czasie trzęsienia ziemi w XVII wieku i następnie odbudowana latach siedemdziesiątych XX wieku.

Pogoda dziś różna, jednak większość czasu było pełne zachmurzenie, gdy podjechaliśmy do świątyni rozbłysła miękkim światłem przy zachodzącym słońcu.

Pokazując nam się w pełnej klasie.

 

OLYMPUS DIGITAL CAMERA

OLYMPUS DIGITAL CAMERA

OLYMPUS DIGITAL CAMERA

 

Mówiąc abyśmy mieli odwagę żyć w świetle i patrzeć w nie.

Przypominając o ćwiczeniu patrzenia w zachodzące lub wschodzące słońce jak często się uda, zaczynając na początku od paru sekund i przedłużając do ………….

Pozwalając sobie stapiać się ze słońcem i przez oczy wprowadzać go do swojego ciała.

 

Artykuł o człowieku, który podróżuje po świecie aby uczyć innych patrzenia w słońce, dla pokoju i zdrowia, żył bez jedzenia przez 411 dni 

 

http://www.vismaya-maitreya.pl/naturalne_leczenie_hira_rata_manek_-_patrzenie_w_slonce_dla_pokoju_i_zdrowia.html

 

A tutaj filmik

 

Filmik dokumentalny 

 

Piękny czas w kolejnym miejscu. Pozwalający nam być jednością naszego otaczającego świata, zostawiając analizy umysłu.

 

Tylko być

 

Jestem w harmonii z tym co mnie otacza.

 

Wstęp do światyni słońca 1000 drahm (8 zł.) parking 200 (1,6 zł.)

 

A na nocleg pojechaliśmy w kanion rzeczki ku kamiennym organom i pierwszy raz w czasie naszej podróży zostaliśmy obudzeni w środku nocy przez krzyczącego pijaka.

 

Bartek -kak deła? – pierwsze po rosyjsku a potem angielsku.

 

Gdy się obudziliśmy byliśmy półprzytomni – widział, że nie ma z nami kontaktu – odszedł.

 

Pokazując nam, że trzeba więcej świadomości w nasze życie, szczególnie Bartka. Może znak, że ma wrócić do świadomych snów?

 

OLYMPUS DIGITAL CAMERA

OLYMPUS DIGITAL CAMERA

OLYMPUS DIGITAL CAMERA

OLYMPUS DIGITAL CAMERA

 

Dziękujemy za ten piękny dzień bycia na granicy światów, doświadczając miejsc, których nasi przodkowie doświadczali przed wiekami.

 

Informacje o monastyrze Geghardzie zaczerpnęłam ze strony

http://www.krajoznawcy.info.pl/monaster-swietej-wloczni-32229

piękny i bardzo profesjonalny tekst

 

Sceneria jest oszałamiająca. Dookoła wznoszą się wysokie, dzikie skały górnej części doliny rzeki Azat.  A w nie wpisuje się pozornie niewielki, gdy jest oglądany z oddali, zespół klasztoru Geghard (Gegard), co znaczy Święta Włócznia.

Razem z otaczającymi go górami od 2000 roku znajduje się on na Liście Dziedzictwa UNESCO. Zaś od stuleci monaster jest miejscem kultu i pielgrzymek. W nim bowiem przechowywana była – aktualnie znajduje się w skarbcu klasztoru i siedziby katolikosa, zwierzchnika Apostolskiego Kościoła Ormiańskiego, w Eczmiadzyniu koło Erewania – Włócznia Przeznaczenia, którą rzymski setnik Longinus przebił bok ukrzyżowanego Jezusa. Przywieziona, według legendy, do Armenii, wraz z innymi relikwiami, przez apostoła Tadeusza.

W miejscu pogańskiego kultu

Klasztor ten, początkowo nazywany Ajriwank – Jaskiniowym, założyć miał na początku IV w sam chrzciciel Armenii i jej władcy, św. Grzegorz Oświeciciel. Stało się to tuż po (w 301 r.) uznaniu w tym kraju chrześcijaństwa za religię państwową. Klasztor powstał w dawnym pogańskim miejscu kultu, którym było „Święte źródło” wypływające nadal w jednej z tutejszych jaskiń. Właśnie jaskinie, które częściowo wykorzystano aby wykuć w ich skałach duże świątynie, sale i cele mnichów, połączone z przylegającymi do nich zbudowaną z kamieni katedrą oraz innymi budowlami zewnętrznymi, stanowią o niezwykłości tego miejsca. Z pierwszego klasztoru, tego z IV wieku, nie zachowało się nic. Z ustaleń ormiańskich historyków wynika, że w wieku VIII., a następnie w X., na terenie monasteru oprócz obiektów sakralnych znajdowały się także dobrze wyposażone obiekty mieszkalne. Na początku XIII w. zbudowano w nim kompleksowy system zaopatrzenia w wodę.

Złote czasy monasteru

Było to już pod odbudowie zniszczeń dokonanych w 923 roku przez Nasra, wicenamiestnika arabskiego kalifa w Armenii. Zagrabił on klasztorne dobra oraz cenne stare rękopisy, a monaster spalił. Ale to, co jest w nim obecnie najcenniejsze, pochodzi głównie z XII-XIII wieku. Wówczas to nazywano go „Monasterem siedmiu kościołów” i „Monasterem czterdziestu ołtarzy”. A więc było ich więcej, niż obecnie. Ale miejsca tego nie szczędziły także trzęsienia ziemi. Główne obiekty zachowane do naszych czasów wzniesiono lub wykuto pod patronatem braci Zacharego i Iwana Zacharydów. Dowódców w armii gruzińskiej królowej Tamary, która wówczas odbiła znaczną część ziem Armenii u Turków. A także gdy pieczę nad monasterem sprawował książę Proszem Chachabakjan, namiestnik Zacharydów i założyciel Królestwa Proszianów.

Piękna architektura i zdobnictwo

Klasztor przylega od północy do niedostępnych skał. Z pozostałych trzech stron otacza go mur obronny. Z parkingu oraz bazarku z pamiątkami i artykułami spożywczymi rozlokowanymi pod nim od wschodu, wchodzę wyłożoną kamieniami drogą najpierw na zachód. Aby następnie pod rozłożystymi starymi drzewami i w pobliżu kaplicy św. Grzegorza Oświeciciela zbudowanej, a częściowo wykutej w litej skale przed rokiem 1177 przez Zacharydów, skręcić na wschód wspinając się do klasztornej bramy. Przez jej prześwit roztacza się piękny widok na główną klasztorną budowlę – katedrę (Kathoghiké) napis na której informuje, że powstała w roku 1160-tym. Faktycznie jednak jej budowę zakończono dopiero w roku 1215 dzięki wspomnianym już braciom – książętom Zacharemu i Iwanowi. Wzniesiono ją na planie równoramiennego krzyża wpisanego w kwadrat. Nakrywa ją tradycyjna szpiczasta, okrągła kopuła oparta na tamburynie. Od strony południowej posiada piękną apsydę bogato zdobioną płaskorzeźbami o tematyce roślinnej: gałęziami drzew z owocami granatu oraz liśćmi winorośli z kiściami winogron. A także parą gołębi. Nad drzwiami do świątyni wykuty jest lew walczący z bykiem, symbolizujący książęcą potęgę.

Do głównej świątyni przylegają dwie, dwupoziomowe kaplice, a od zachodu, między nią i główną klasztorną bramą stoi duża prostokątna zakrystia wybudowana w latach 1215-25. W jej wnętrzu uwagę zwracają przede wszystkim cztery potężne romańskie kolumny podtrzymujące łukami strop. Po północnej stronie tego zespołu, między nim i wysokimi skałami, znajdują się cztery inne, najważniejsze obiekty klasztoru.

Najważniejsze zabytki

Do pierwszego kościoła jaskiniowego, a więc wykutego w skałach z wykorzystaniem istniejącej tu jaskini, jest wewnętrzne przejście z zakrystii. Wykuto je oraz świątynię w latach 1240-tych w pieczarze w której wypływało źródło – miejsce kultu w czasach pogańskich. Ma ona także kształt równoramiennego krzyża, wewnątrz zaś, pośrodku, stalaktytową kopułę. Jest w niej również kamienny ołtarz połączony apsydą z amboną oraz dwie głębokie nisze. Pozostałe ważne klasztorne obiekty, to  Żamatun: kaplica – nekropolia Proszianów wykuta w skale w 1383 roku, grobowiec Papaka i Ruzukan i kościół Matki Bożej. Żamatun to prostokątne pomieszczenie zdobione głębokimi płaskorzeźbami na ścianach. Uwagę zwraca zwłaszcza scena bliższa tematycznie czasom pogańskim niż chrześcijańskim. Przedstawia ona głowy lwów z łańcuchami na szyjach. Przy czym zamiast kępek sierści na końcach ogonów mają one łby patrzących w górę smoków. Miedzy lwami przedstawiony jest orzeł z na wpół rozłożonymi skrzydłami, trzymający w szponach jagnię. Był to herb tego książęcego rodu. Interesujące są również pozostałe płaskorzeźby. Natomiast książęce groby znajdują się pod posadzką. Ciekawe i oryginalne jest również zdobnictwo drzwi tej kaplicy. Przedstawiono na nich m.in. dwie mityczne syreny.

 

A tutaj od świątyni Garni http://www.krajoznawcy.info.pl/swiatynia-boga-mitry-urwiskiem-32197

Widok jest zaskakujący i zarazem zachwycający. Wzrok przyzwyczajony do świątyń zbudowanych w klasycznym stylu architektury ormiańskiej, nagle dostrzega tu, w kaukaskich górach, antyczną świątynię grecko-rzymską z I wieku n.e.

Stoi na skraju leżącego na wysokości 1400 m n.p.m., trójkątnego płaskowyżu. Tuż nad urwiskiem wąwozu rzeki Azat. To jedyny tego rodzaju zabytek nie tylko w Armenii, ale w całym regionie zakaukaskim. Jedno ze świadectw bardzo dawnej przeszłości tego miejsca. Jestem w nieco ponad siedmiotysięcznej wiosce Garni, położonej blisko 30 km na wschód od Erywania. Znajduje się ona w dolinie biblijnej góry Ararat, prowincji Kotajk i rejonie Abowian. Wieś zajmuje wraz z ruinami dawnej twierdzy prawie 6 tys. hektarów.

W dolinie biblijnej góry Ararat

Na tablicach informacyjnych w pięciu językach, stojących zarówno przy wejściu na teren zabytku jak i – z odpowiednimi tekstami – przy jego poszczególnych budowlach, znajduję mnóstwo informacji. Garni, którego nazwa pochodzi od istniejącego w tym miejscu przed blisko 6. tysiącami lat państwa Giarniani, należy do miejsc w Armenii najdawniej zamieszkanych przez ludzi. Plemiona tworzące wspomniane państwo żyły tu w VIII w p.n.e. Ale z wykopalisk wynika, że ten niewielki płaskowyż zamieszkany był już od IV tysiąclecia p.n.e. – aż do późnego średniowiecza. Z najdalszej znanej przeszłości tego miejsca wiadomo, że wchodziło ono w skład Królestwa Araratu – Urartu (XIII-VI w p.n.e.), którym w latach 786-764 p.n.e. władał król Argiszti (Argishti) I. Na jednej z bazaltowych stell archeolodzy odnaleźli poświęcony temu władcy tekst zapisany pismem klinowym. W III w p.n.e. na tym trójkątnym cyplu płaskowyżu stała twierdza cyklopowa. Była ona zarówno siedzibą królewską, jak i miejscem stacjonowania wojskowego garnizonu.

Pod rządami Tiridatesa I

Świątynię pogańskiego boga Słońca – Mitry – wzniesiono, jak już wspomniałem, dopiero w I w n.e. pod rządami króla Tiridatesa I. Był on synem partyjskiego króla Wononesa II i założycielem armeńskiej linii dynastii Arsacydów. Rządził w latach 54-59 n.e., zmarł w roku 100. Archeolodzy odkopali pozostałości twierdzy, pałacu królewskiego, sali kolumnowej, świątyni Mitry oraz chrześcijańskiego kościoła wzniesionego w VII wieku. A także królewskiej łaźni (odsłonięto w niej m.in. mozaikową podłogę) i innych pomieszczeń oraz murów obronnych zbudowanych tylko od strony równiny. Od urwiska było to bowiem miejsce absolutnie niedostępne, chociaż wielokrotnie najeżdżane od strony równiny przez wrogów, głównie Persów i Turków. Zwłaszcza w wiekach XIII-XVII. Do historii przeszła m.in. Bitwa pod Garni stoczona tu w 1225 roku.

Ostatecznemu zniszczeniu twierdza uległa podczas trzęsienia ziemi w 1679 roku. I wraz ze znajdującą się koło niej wioską została całkowicie opuszczona na półtora wieku. Zniszczoną wieś, w której zachowało się sporo uszkodzonych, ale nadających się do remontu zabytkowych domów z IX-XI w., odbudowali Ormianie, którzy wrócili tu w latach 30. XIX w.

Antyczna świątynia z bazaltowych głazów

Runy twierdzy i antycznej świątyni – wykopaliska wykazały, że chrześcijański kościół z VII w. uległ zniszczeniu znacznie wcześniej i odkopano tylko jego zachowane fundamenty – czekały na swój czas. Nadszedł on w latach 60. XX w. W 1963 r. podjęto tu prace wykopaliskowe, które odsłaniały kolejne fragmenty dawnych budowli. Bazaltowe głazy, z których wzniesiono świątynię Mitry, leżały tak jak upadły podczas trzęsienia ziemi w 1679 roku. Warto wspomnieć, że w I w n.e. zbudowano ją metodą „suchego układania”, bez żadnego spoiwa łączącego poszczególne kamienie i kolumny. Zastąpiono je żelaznymi klamrami zalewanymi w miejscach ich zagłębienia w bazaltowe skalne bloki i kolumny ołowiem. W 1968 roku architekt Aleksander Saginjan sporządził plan rekonstrukcji świątyni Mitry. I odbudowano ją, wiernie, z zachowanych elementów, z nieznacznymi tylko uzupełnieniami, w latach 1968-1976. Dzięki temu możemy podziwiać dziś w pełnej krasie tę unikalną w tych stronach budowlę. Jest ona mniejsza od podobnych zachowanych w Grecji, Italii czy na dawnych helleńskich obszarach Turcji, ale piękna.

Znakomita rekonstrukcja

Jej budowniczowie wykorzystali bowiem antyczne wzory hellenistyczne (chociaż zaliczana jest ona do późnoantycznego okresu rzymskiego), a także tradycje rodzimej architektury ormiańskiej. Znakomicie wkomponowano świątynię w miejsce i krajobraz. Kapitele 24 jońskich kolumn, na których opiera się strop i dach, ozdobione są płaskorzeźbami głów lwów oraz wijącymi się motywami roślinnymi: liśćmi palmowymi oraz kwiatów akantu. Wzdłuż całej fasady świątyni są 9-stopniowe schody. Uwagę zwracają też pylony oraz postacie dwu atlantów klęczących na jednym kolanie z rękoma wzniesionymi do góry i patrzących jeden na wschód, drugi na północ. Przypuszcza się, że w przeszłości na pylonach opierały się ołtarze ofiarne, ale nie znaleziono na to wystarczających dowodów ani elementów do rekonstrukcji. Wewnątrz dawnej twierdzy był niewielki centralny plac, dookoła którego stały pomieszczenia pałacowe oraz inne budowle, zachowane jedynie na poziomie fundamentów. Na jednym z fragmentów dawnych murów obronnych, obecnie porośniętych trawą, zauważyłem leżące średniowieczne chaczkary – kamienne tablice wotywne z wykutymi w nich krzyżami i ozdobami. Z miejsca tego roztaczają się wspaniałe widoki na okolice, góry, urwiska oraz płynącą w dole rzekę Azat. Malowniczo wygląda także sama świątynia Mitry na tle otaczającego ją krajobrazu

Kaukaska branka – Каукаска пленица – nadmiar wszechświata

Kaukazka Plenica – nadmiar wszechświata – Erewań by night 30 października 2014

 

OLYMPUS DIGITAL CAMERA

 

Są takie miejsca, restauracje, które człowieka urzekają. Je i jest spełniony, nawet jak niechcący za dużo zje, to obserwuje swoje łakomstwo, ale złe samopoczucie szybko przechodzi. I tak właśnie było w '''Kaukaskiej Plenicy”, która rozpieszczała nas swoim jedzeniem w Hotelu Kechalis w Tsanadzorze.

 

OLYMPUS DIGITAL CAMERA

 

Zobaczyliśmy tam też, że ma dwie restauracje również w Erewaniu, gdzieś koło centrum. Gdy po wizytach w galeriach handlowych, ok 22. przyjechaliśmy do centrum Erewania, zobaczyliśmy masę osób spacerujących po ulicach i otwarte wszystkie restauracje.

Stwierdziliśmy, że jak się na pokaże ''Kaukaska plenica” to do niej pójdziemy, jak wpadnie w oczy coś innego to tam wejdziemy.

Zaparkowaliśmy samochód na placu Republiki – największym i najbardziej reprezentatywnym rondzie i poszliśmy przed siebie, gdy po czasie, nieoczekiwanie na skrzyżowaniu ulic zobaczyliśmy co?

Znaną nam restaurację! Weszliśmy do środka, dostaliśmy malutki dwuosobowy stolik i chciwie zamówiliśmy:

Ja zupkę z aveluka, Bartek sałatkę z fasoli, kiszonki (Ormianie kiszą wszystko co się da – pomidory zielone i czerwone, ogórki, kapustę, krojoną i w kawałkach, marchewkę, kwiaty dyni itp. ) i lawasz do tego herbatka z tymianku i kwas chlebowy.

 

OLYMPUS DIGITAL CAMERA

OLYMPUS DIGITAL CAMERA

 

Aż dziwnie mówić, że chcemy uwolnić się od przymusu jedzenia!

Jednak moim zdaniem, mój cel nie polega na niejedzeniu wcale, ale na tym, że jak jest coś fajnego i mam ochotę – to jem, nie ma – nie jem – bo nie muszę.

Możemy powiedzieć, że znikł nam stres przymusu zjedzenia śniadania, obiadu czy kolacji.

Pozostała chciwość smaków i często lęk przed lekkością.

I dlatego czasami zjemy coś co nam nie smakuje i zamiast uczucia spełnienia, wprowadzamy uczucie niedosytu i ciężkości.

A może i tak w życiu?

Tutaj w Kaukaskiej Plenicy mamy radość z jedzenia, cieszenia się smakiem, ładnością podania. W Armenii zazwyczaj nikogo to nie dziwi, że zamawia się jedną porcję czegoś. We większości restauracji, danie podawane jest na środek stołu, a goście dostają oddzielne talerze i nakładają sobie ile im trzeba.

 

Bardzo nam się to podoba. Często nawet gdy zamawiamy jedną porcję sałatki, stawiają ją na środku , a nam dają oddzielne talerzyki. Taka radość biesiadowania przy minimalnej nawet porcji jedzenia.

I tak tutaj troszkę zjedliśmy więcej niż nawet nasz umysł potrzebował, jednak wyszliśmy zadowoleni. Taki obiadek na naszą dwójkę w centrum Erewania to koszt ok 4000 drahm (32 zł)

Potrawy mięsne kosztują 2 razy więcej.

I tak nasyceni energią dobrego jedzenia poszliśmy dalej spacerować po stolicy Armenii.

 

OLYMPUS DIGITAL CAMERA

OLYMPUS DIGITAL CAMERA

OLYMPUS DIGITAL CAMERA

OLYMPUS DIGITAL CAMERAOLYMPUS DIGITAL CAMERA

 

Gdy po ok 40 minutach zobaczyliśmy kolejną restaurację „Kaukaska Plenica” wybuchnęliśmy śmiechem.

Siła kreacji. Poprosiliśmy wszechświat i zapomnieliśmy o tym. Nie przywiązywaliśmy się, że musi być ta, a ta restauracja. A wszechświat dał nam to co chcieliśmy w nadmiarze.

Do drugiej już nie weszliśmy.

Jednak dziękujemy wszechświatowi za jego hojność i pokazanie, że gdy pozwalamy się prowadzić dostajemy w nadmiarze to o co prosimy.

Wszechświat jest nieograniczony.

Nazwa restauracji pochodzi od filmu Kaukaska branka, przygody Szurika (Kaukaska plenica) we wnętrzu są zdjęcia z filmu i woskowe postacie, doskonale oddające klimat filmu. Muzyka z filmu dodaje klimatu tej restauracji.

 

OLYMPUS DIGITAL CAMERA

 

A film to lekka komedia, najważniejsze

 

aby chęci były równe możliwościom

 

 

Tego Wam wszystkim życzymy i zapraszamy na piosenkę z filmu 

http://youtu.be/7V6swz6SEWk