Gruzja
now browsing by category
Gruzińskie refleksje
Gruzińskie refleksje wrzesień 2014
Gruzja była dla nas bardzo gościnna, a zarazem była bardzo wymagającym nauczycielem. Czyściło się naraz tyle programów z przeszłości, że nie raz byliśmy tym zmęczeni, a jeszcze nie mogliśmy znaleźć przyjaznej „norki”, aby to wszystko przemedytować. Nie potrafiliśmy tak szybko przepuszczać nowych energii przez siebie.
Najtrudniejsze programy to:
beznadzieja
do światła trzeba się przebijać
wszystko przychodzi ciężko i wymaga wysiłku
trzeba zadać sobie trud by coś odnaleźć
przywiązanie do przeszłości
złość na kościół
krzywdy doznane od kościoła,
kłamstwa kościoła,
kościół, a duchowość,
materialna droga kościoła,
stagnacja,
materializacja,
kontrasty materialne,
dominacja męska,
narzucanie przestrzeni światu,
Z drugiej strony uczyliśmy się:
radości ze spotkania z drugą osobą
niesamowitej gościnności
szczerej ciekawości drugiej osoby.
Gościnność bezinteresowna , której doświadczyliśmy jest już unikatowa w skali światowej i tutaj można przyjeżdżać jeszcze się jej uczyć. Jest ona wręcz dziecinnie szczera i spontaniczna. Pomimo posiadania w każdej praktycznie nawet bacówce w górach anteny satelitarnej, bardziej cenią sobie bezpośredni kontakt z człowiekiem , jego opowieści jak naprawdę się żyje gdzieś w świecie.
Jak na tak krótki czas bardzo wiele, jednak jak pisaliśmy nigdzie nie udało nam się znaleźć przyjaznego miejsca na dłużej , nic nas nie zaprosiło, a może duchy prowadzą nas do Armenii, aby jeszcze jesienią rozsmakować się w jej widokach, a do Gruzji powrócić zimą na narty i mandarynki.
Czas pokaże!!!
Długowieczność – prawda czy mit
Kiedyś chyba prawda, teraz jedyne co może pomóc ludziom tutaj dożyć w zdrowiu sędziwego wieku, to przekonania odziedziczone po przodkach – mocno już wypierane przez nich samych.
Kiedyś Gruzini nie tylko myśleli, że są długowieczni (bo tak żyli ich dziadowie),
ale też wiedzieli że są długowieczni bo:
żyją pół roku na wysokości w górach ,
oddychają czystym powietrzem,
jedzą naturalne jedzenie, dużo serów, kultury bakterii.
piją zioła w dużych ilościach i odmianach
alkoholu sobie nie odmawiają
i dużo ruszają się chodząc za krowami.
To tak w skrócie.
Teraz często wynajmowani są pasterze do pilnowania stad, a Gruzini siedzą przed telewizorem. Zresztą chyba to pierwszy kraj gdzie byliśmy, a nie widać było poza biegającymi dziećmi żadnego ruchu. (nie licząc pasterzy w ich letnich siedzibach, chadzających za krowami). Reszta już cierpi na wszystkie znane choroby cywilizacji, przemysł farmaceutyczny ostro tutaj inwestuje, w małym miasteczku praktycznie tyle samo jest piekarni co aptek. Zielarze których tutaj było kiedyś dużo powoli zanikają .
Obserwowaliśmy Gruzję gdy z jednej strony wspomina komunizm jako czas obfitości, a z drugiej strony cieszy się na przyjęcie do Unii Europejskiej. Myśli, że ta Unia będzie lepsza od poprzedniej.
My nie znaleźliśmy się tutaj do końca mimo pięknych widoków, nakładające się na siebie energie sprzed wieków zagęszczały przestrzeń , nawet w miejscach gdzie wzrokowo było jej dużo.
To właśnie będące tutaj przywiązanie do przeszłości nie pozwalało oczyścić staroci. Pozwolić im odejść, wybaczyć, żyć teraźniejszością, pamiętać to co dobre, a ze złego wyciągać wnioski.
Kuchnia nas nie rozpieszczała, z dań wegańskich bez mąki : to lobio (zupa fasolowa), zupy postne (jak się ma szczęście i ktoś ugotuje) smażone grzyby, pływający w tłuszczu bakłażan i oczywiście orzechy w soku winogronowym (nam średnio smakowały, gdyż sok naszym zdaniem miał za dużo mąki i cukru).
Chaczapuri to danie z mąki z serem i tłuszczem. Straszny zapychacz, spróbowaliśmy każdej wersji, ale…… mimo że nawet dobre w smaku, nie czuliśmy się po nim za dobrze. Gruzini jedzą bardzo dużo mączno-serowych, tłustych rzeczy, smażonych często w oleju, wysyconych nim, może dlatego mają niesamowitą otyłość (20-30 kg to norma nadwagi).
Przez mniej otwartych nasza postura była wręcz wyszydzana.
Na pytanie czy zdrowo jest być otyłym ?
Właściwie nie znali odpowiedzi .
Jedna z kucharek w turystycznej miejscowości, gotująca również dla hotelu (pani od cudownych smażonych boczniaków) powiedziała, że Polacy dużo jedzą, ale Gruzini dużo więcej – szczególnie chleba.
Jak przy takiej diecie mieć lekkość umysłu i ducha ??? O ciele nie wypominając.
W miastach legendarne gruzińskie syfiastwo odchodzi do historii, śmieci na ulicach już prawie nie ma, a toalety są prawie czyste, odwrotnie proporcjonalnie do wsi i miejsc piknikowych.
Gdzie pozostawienie po sobie butelek po alkoholu szklanych i plastikowych jest praktycznie na porządku dziennym. Często aby skorzystać z takiego miejsca musieliśmy go sobie posprzątać.
Mieliśmy wrażenie (a czyścioszkami nie jesteśmy), że jesteśmy cały czas brudni i poruszamy się w brudzie, również energetycznym.
Nasze noclegi były przeważnie w pięknych przyrodniczo, spokojnych miejscach, których jest dostatek. Takiej ilości ognisk nigdy nie paliliśmy , zawsze czuliśmy się wyjątkowo bezpiecznie.
Policja bardzo przyjazna, widoczna, ale nie zaczepia turystów bez przyczyny. W Batumi widzieliśmy akcje, gdy łapała kogoś kto za szybko jechał (ojj bardzo za szybko ).
Gruzja mimo niskich zarobków, wcale tania nie jest przy takim klasycznym podróżowaniu (chyba Słowacja jest tańsza, zarówno w knajpach, jak i noclegach) . Dla nas była tania, gdyż nie płacimy za noclegi (lubimy nocować w dzikiej przyrodzie z dala od siedzib ludzkich) i jedliśmy praktycznie warzywa i owoce, a do knajpy chodzimy na kawę czy zupę.
A kawa czy napoje w restauracjach są tanie.
Warzywa i owoce – czasami udało się kupić jakieś perełki, generalnie jednak we większości przemysłowe odmiany. Nas syciły przydrożne figi, śliwy swoim dzikim aromatem.
Warzywa i owoce są droższe niż w polskim hipermarkecie, czy rejonach rolniczych centralnej Polski, można powiedzieć, że są w takiej cenie jak u nas (Bielsko-Biała).
Często zauważyliśmy, że wielu podróżników uważa za tani kraj taki, gdzie jest tani alkohol, czyli procenty. Tutaj wino marki wino z targu jest tanie nawet za 3 zł można kupić litr.
Reszta w podobnych cenach jak w Polsce, poza winem butelkowanym, które o podobnej jakości jest 30-50% droższe niż w Europie.
Nie zakochaliśmy się w Gruzji, ale chyba każdy ma swoje miejsca. A może nie zakochaliśmy się teraz, w innej odsłonie kiedy indziej może pokaże nam się inaczej. Tak jak każda droga, każdy czas ma swoją energię. W pewnym momencie poszliśmy za umysłem, bo chcieliśmy w Wysoki Kaukaz. Gdyby nie to może już szybciej wjechalibyśmy do Armenii. Podróżując z Anią i Arturem po terenach zamieszkałych przez Ormian poczuliśmy lżejszą energię i gdyby nie ciśnienie wysokich gór, bo może spaść śnieg już wtedy bylibyśmy w Armenii. Jak Armenia nam się pokaże czego nauczy, nie wiemy.
Dziękujemy Gruzji za niesamowitą gościnę , mało krajów które potrafią tak gościć. Fakt tutaj też już się to zmienia. Wchodzi „Europa” i jej biznesowy priorytet. Widać to bardzo.
Choć z drugiej strony nie możemy innym zabraniać zmian i namawiać ich do życia w skansenie, bo my go chcemy oglądać. Fajnie byłoby jakby nie przyjęli tak ślepo jak Polacy Uni Europejskiej, tylko zrobili to świadomie zostawiając to co u nich najlepsze i biorąc to co najlepsze z Europy. Czy to możliwe ?
A może to ich ufność, życzliwość, spontaniczność powoduje, że wierzą tej „Europie” ślepo. A potem „sparzą” się i zaczną zamykać na drugiego człowieka. Może tak było w całej Europie i na całym świecie????
Tylko czy tędy droga???
W krainie mlekiem i ……………….. zielonymi dachami płynącej
Jezioro Paravani kraina mlekiem i …. zielonymi dachami płynąca 24 września 2014
Pożegnawszy Aspindzę kąpielą w wannach udaliśmy się w kierunku armeńskiej granicy. Po drodze ugościła nas Ninotsminda, jej niesamowitym kolorytem. Sklepy były jakoś dziwnie dobrze jak na gruzińskie warunki zaopatrzone i ludzie jacyś szczuplejsi (Gruzini mają średnio 20-30 kg nadwagi) , a luksusowa restauracja miała niskie ceny (w Gruzji jak coś wygląda to zaraz sporo kosztuje) Inna Gruzja, a może już Armenia – gdyż teren jest zamieszkały przez Ormian. Na pewno inna przestrzeń.
Postanowiliśmy jeszcze zostać w Gruzji i odwiedzić największe jej jezioro.
Jezioro Parawani chciało mam się pokazać. Pomimo rannego deszczu i chłodu. Zaskoczyło nas słoneczkiem i pięknymi pejzażami z malowniczymi chmurami. Kolorytu dopełniało wzburzone jezioro z pienistą falą. Po bokach piętrzyły się trzytysięczniki z szczytami w obłoczkach chmurek. Przestrzeń na tak dużej wysokości. Krajobraz nagich gór dawał wgląd w położenie odległych wiosek. Jesienny koloryt łąk zachęcał do fotografowania. Stada krów i owiec w przestrzeni wielkich dolin i jeziora położonego na około dwóch tysiącach. Wioski mające swój niepowtarzalny charakter, dzięki domom w regionalnym stylu z zielonymi dachami, opalane w zimie krowim nawozem, które teraz ładnie poukładane suszy się wszędzie. Sielsko – anielsko.
Niestety od jakiegoś czasu bardzo nas zastanawia działalność człowieka w przestrzeni wielkich ziemskich obszarów. Nasuwa się refleksja – dlaczego na przestrzeni dziesiątków kilometrów ciągną się po same szczyty niemalże, same pastwiska z trawą wygryzioną jak na golfowym polu? Może taki klimat – że tylko łąki tu mogą być? Niestety to nie klimat jest winny, ponieważ tu i ówdzie spotyka się niewielkie, w stosunku do całości, przestrzenie około 30-letniego lasu sosnowego. To ponoć pozostałość po gospodarce planowej czasów sowieckich, chcących dać mieszkańcom tych ziem drewna na opał i budownictwo. Ale lekcja chyba poszła w „las”, nikt nie naśladuje tego pomysłu. A pomysł jest tylko jeden – wypasać!!! Nawet we wsi nikt nie odczuwa potrzeby zasadzenia drzewa dającego owoce lub chociażby trochę cienia.
Od pokoleń zmieniamy naturalną strukturę roślinności. Kiedyś to były głównie lasy, (na Podhalu też był las, Tatrzański Park nie był na wielkiej polanie) teraz pastwiska, orne pola. Zmieniamy obraz planety beztrosko pozbawiając ją naturalnej roślinności wysokiej. Widzimy zmiany klimatyczne i katastroficzne zjawiska pogodowe (ostatnio w Batumi były niespotykane deszcze po długiej letniej suszy, podtopiło miasto). Tłumaczymy to że „kiedyś też bywały katastrofy” oraz tym „ze pewnie ktoś klimatem manipuluje”. To kiedyś najczęściej dotyczy czasów kiedy zaczęto rejestrować zjawiska pogodowe, a więc całkiem niedawno. A może to już konsekwencja „rąbania” borów europejskich i amerykańskich w ubiegłych wiekach? A może się tym wszystkim nie przejmować i wszystkie troski „zalać” unikatowym winem z plantacji winorośli „wbitej” w dziewicze do tej pory zbocze góry i „zagryźć” suszonym dorszem, łowionym na dziewiczo czystych łowiskach północy Norwegii – „bo tego smaku jeszcze nie doświadczyliśmy”?
Co jeszcze musi się zdarzyć, aby mieszkańcy planety nabrali świadomości? Już wiemy że liczne powodzie na świecie i tornada w Ameryce to mało…… Myślę że to trafne zapytanie i apel, ponieważ właśnie teraz obok naszego auta przechodzi lis. Nie taki czerwony, tylko srebrny , znany z ozdób na głowach. Tak jakby był wysłannikiem tej „zagryzionej” przez krowy przyrody i chciał się podpisać pod petycją. Pozdrawiamy Cię wolny lisie i życzymy wszystkiego co najlepsze w TWOJEJ KRAINIE!
W krainie naszych rodziców
W krainie naszych rodziców. 23 września 2014
Resort Aspindza znajduje się ok. 2 km od miasteczka. Fakt resort to wielka nazwa bo w jego skład wchodzi 3 budynki i kilka domków, maleńka kawiarenka. Kuracjusze sami sobie gotują jedzenie, nie ma specjalnych atrakcji, zresztą jeżeli przyjeżdża tu emeryt który dorobił sobie na pobyt tutaj (emerytura jest dla wszystkich taka sama w Gruzji i wynosi 300 zł, bez względu na staż i wcześniejsze zarobki), więc za co ma iść do knajpy na obiad za 10 zł. Oczywiście jest grupa którą stać na więcej, w miarę rosnącego standardu zaczynają się ceny z „księżyca” i wszyscy są zaskoczeni gdy mówimy, że w Polsce w takim standardzie jest taniej. Choć czasami mam wrażenie, że oni są dumni z tego, że u ich drogo (tak jakby cenili to co drogie i słabo osiągalne).
Nam brakło atrakcji, pojechaliśmy do miasteczka i trafiliśmy do kawiarni w domu towarowym. Panie gdy usłyszały, że nie chcemy chaczapuri, czyli mąki z serem stwierdziły, że ugotują nam postną zupkę. Głupio nam było zamówić jedną, więc zamówiliśmy dwie. Czekaliśmy na nie spokojnie i dawaliśmy wpisy na bloga. Panie też przygotowywały jedzenie dla innych klientów. Gdy klienci się skończyli, a my zjedliśmy zupkę, nastał czas gdy Panie siadły do stołu, przyniosły sałatkę i jakieś kawałki upieczonego ciasta, do tego likierek. Pojadły, popiły, włączyły głośno muzykę…………. i zaczęły tańczyć. Powrót do czasów naszego dzieciństwa, coś do czego tęsknią nasi rodzice. Taki luz w pracy, a czy praca gorzej zrobiona niż dziś? Naszym zdaniem zdecydowanie lepiej. Kto dziś w restauracji na zamówienie ugotuje zupę? – chyba, że w bardzo luksusowej – a tutaj wszyscy zadowoleni i panie też, mające radość z przebywania w pracy. Ile pozytywnej energii, taki pracownik wnosi w takie miejsce, w przeciwieństwie do miejsca gdzie musi przyjść i za karę tzn. „wynagrodzenie” wykonywać pracę. Jak inna jest energia tego pożywienia. Dlaczego luz odznacza źle wykonaną pracę? Wiadome są ludzie , którzy bez bata nie pracują, ale większość odpowiedzialnych ludzi, lepiej zrobi swoją pracę, gdy zostawi się im przestrzeń.
Oczywiście do zabawy ku uciesze Pań jesteśmy wciągnięci. My się dobrze bawimy i Panie też. Świat przeszłości, luzu, radości przy świetnie wykonanej pracy i zadowolonych klientach.
Ile radości w pójściu i przebywaniu w pracy???
Dziękujemy Panią co cudowną zabawę i cudowny czas.
Dawanie i branie przesłanie przesilenia
Branie i dawanie – przesłanie przesilenia 22 września 2014
A wszechświat miał dla nas kolejne niespodzianki, kolejne sytuacje, które chciał nam pokazać.
W przesilenie wzięliśmy już ostatnią dynię hokkaido jaką mieliśmy z Polski, wino gruzińskie i poszliśmy do naszych przesympatycznych Pań w gości.
A zaskoczone gościnne ormianki wpadły w panikę. Jak fajnie było obserwować jak czasem spinamy się gdy ktoś chce nas ugościć i szukamy na siłę czym możemy ugościć w zamian.
Obserwował to szczególnie Bartek, który ma problem z braniem gościny. Panie zamiast cieszyć się ze wspólnego bycia, szukały „co mogę dać w zamian” – tym bardziej, że już były na końcu swojego sanatoryjnego pobytu.
Fakt, uraczyły nas przepyszną pastą z bakłażana.
Zupka z dyni im bardzo smakowała, nasionka zostały skrzętnie zabrane i może za jakiś czas podróżując po Gruzji czy Armenii spotkacie dynię hokkaido jako dynię która rosła tutaj od tysięcy lat, a może bardziej egocentrycznie jako „dynię polską”.
Dziękujemy za pokazanie radości z dawania i brania i jego zaburzeń. To przesłanie – tego przesilenia – dla nas, aby zachowywać równowagę i z taką samą radością dawać jak i brać.
Zgodnie z prawami wszechświata gdy tylko chcemy brać, niezależnie od kogo (od Państwa również) to jesteśmy pijawkami, ofiarami, biedakami , gdy tylko chcemy dawać czujemy się lepsi od innych, że my mamy, a oni nie – więc dajemy – najczęściej z wyższością.
Jak zwykle najlepszy środek – wymiana , ale przede wszystkim radość dawania i brania. Taka równowaga równonocy.
Dziękujemy za to przesłanie jesteśmy i zmierzamy w bardzo gościnne strony, na pewno będzie można to ćwiczyć.
Aspindza kurortowy postój
Aspinadza 21-24 września 2014 kurortowy postój
Deszcz wyganiał nas z kolejnych miejsc, podjęliśmy decyzję o wyjeździe do Armenii, ale jeszcze z energią Gruzji chcieliśmy opisać nasze doświadczenia.
Pojechaliśmy do Aspindzy którą pokazali nam Ania z Arturem, (www.obliczagruzji.pl) noclegi jak zwykle w Gruzji z cenach „dziwnych”, pokój z łazienką 70 zł od osoby , a z jedną łazienką na cały 2 piętrowy budynek 30 zł (w tym 2 razy dziennie wanny siarkowe po 6 zł.).
Często od Polaków słyszę, że to są niskie ceny.
W stosunku do czego??? Polski, Słowacji ? Sensowny nocleg w Ustroniu ,Wiśle lub Szczyrku na kwaterze w pensjonacie w pokoju z łazienką lub z łazienką i kuchnią na korytarzu jak w przypadku Słowacji wynosi ok. 40 zł za osobę – przy pobytach krótkich- przy dłuższych taniej. Więc gdzie tanio???
Może Ci co to mówią i piszą pojeździli by trochę po Polsce i Słowacji i porównali standard (i ceny w tym samym standardzie), nie mówiąc już o porównaniu zarobków tutaj i tam.
Ale wracając do Aspindzy, trochę byliśmy pogubieni, nic do nas nie gadało ( są tutaj też domki, ale nie było wolnych). Na szczęście dla zrównoważenia energii zaprosiły nas do siebie na kawę Panie kuraciuszki z Armenii. Pogaduszki, pogaduszki i poszliśmy się wykapać w wannach, a potem ulokowaliśmy nad rzeczką. Zapaliliśmy ognisko i nagle przestrzeń zrobiła się bardziej przyjazna. Zresztą to cecha Gruzji, ją trzeba na początku troszeczkę oswoić, a potem już mruczy na kolanach. I tak samo tutaj.
Następne dwa dni to idealna pogoda na uzupełnianie bloga, pranie , kąpiele wannach, medytacje. Taki stop po ostatnim gnaniu. Może nie idealny, ale spokojny i twórczy, może nie wznoszący gdzieś w obłoki, ale pozwalający zrównoważyć energię i oczyścić, to co się nazbierało po drodze.