Włochy
now browsing by category
Dar kwiatowego miasta
Locorotondo 26 czerwca 2018
Spaliśmy na parkingu w uroczym Locorotondo, po który biegaliśmy z radością pól nocy, o tym może kiedyś. Rano zaczęł bardzo silnie padać deszcz. Do toalety publicznej miałam 100 metrów, z radością, wolno szłam przez deszcz, taplając się jak dziecko w spływających kałużach. Z jednego z garaży parasolką machał do mnie starszy Pan. I tak z toalety wróciłam z parasolką lekko zepsutą, ale chroniącą od deszczu, bo jak nie przyjąć tak cudnego daru.
Zawsze namawiam do tego, aby mieć odwagę dawać innym, wiecie ile to radości czuć się tak zaopiekowanym.
Kwiatowe miasto,obdarowało mnie parasolką,nie była potrzebna bo kocham chodzić po ciepłym deszczu i moknąć i dlatego zapewne trafiła w moje ręce. Zauważam, że im mniej jestem do czegoś przywiązana tym więcej tego posiadam.
Uwalniam się od przymusu przywiązania do tego co chcę
Pozwalam sobie mówić co chcę i nie przywiązywać do tego
Nocleg w kwiatowym mieście
Kwiatowe miasto Locorotondo 25 czerwca 2018
Zachciało nam się klimatu starówki, a może jej chłodu wąskich uliczek, a może klimatu wieczornej włoskiej biesiady pod gołym niebem, a może energii pieca do pizzy opalanego drewnem – wokół którego uwijają się energicznie panowie, a może jakiejś gelaterii artigianale– czytaj lodziarni z własnymi wyrobami, a może telewizora z meczem mistrzostw świata w Rosji, a może….. powodów było sporo aby taką znaleźć. Bo krotko mówiąc Włosi są mistrzami wieczornego nastroju miasteczek, deptaków. Gdy upał odpuści gromadnie wylegają do swoich restauracyjek na kolację. Tak, na kolację – bo jest tam niezwykle mało alkoholu. Po turystycznych miastach Europy czy polskich miasteczkach jesteśmy przyzwyczajeni do widoku ogródków piwnych i dobiegającego z nich alkoholowego bełkotu. Tutaj króluje rodzinny nastrój biesiady, spotkania z innymi. Piją wodę, kawę tylko czasem lampkę wina. Jedzą natomiast obficie, lecz powoli delektując się każdym daniem po kolei…….czyli na dobry początek przystawka – antipasti np. grillowane warzywa, potem pierwsze danie np. pizza (jedna na łeb) lub makaronik pływający w gęstym serowym sosie, ewentualnie gnocci, teraz chwila koncentracji przed drugim daniem – na który wybierają mięsa lub ryby z sałatkami……..potem już tylko deserek coś jak tyramisu, panacota – przygotowane na ich dobrych regionalnych serach – czasem z kawą ekspreso – czyli roztopionym asfaltem. Zajęci są rozmowami, a co by nie mówić to ten język swoją melodię ma – zwykle mówi kilka osób jednocześnie. Teraz można zażyć spaceru w kierunku zaparkowanego auta, by pod lodziarnią zatrzymać się krótko ma naprawdę królewskie lody. Taka „lekka” kolacja zapewne wpływa bezpośrednio na ich postawę ciała – zwykle wysuniętą w różne strony (np. w połowie wysokości do przodu). Po jakimś czasie dajemy sobie spokój z siadaniem do stołu, kupujemy coś na wynos – mamy dość ich wydłużających się min widzących dwóch chudziaków jedzących jedną pizze po połowie….i nic dalej.
Jadąc wybrzeżem lub wnętrzem półwyspu nie trudno natknąć się na taką starówkę. Zatem po zaparkowaniu w Locorotondo, wyruszyliśmy na doświadczanie wieczornego spektaklu atmosfery konsumpcji. I wyobraźcie sobie że niczego takiego w tym miasteczku nie było…….zapewne za sprawą wcześniejszej burzy lub po prostu późnej pory. Duszki tego miejsca przygotowały dla nas jednak niespodziankę , w tych pustych o północy uliczkach z pomalowanymi na biało ścianami ukazały się miejsca z bogatą zielenią posadzoną w doniczkach. Od razu kamienne uliczki ożyły, ich surowa energia się ociepliła, przestrzeń się uśmiechnęła. A ja idąc z aparatem zagłębiałem się dalej jak w las deszczowy……
W starej skrzaciej osadzie
W starej skrzaciej osadzie Alberobello 25 czerwca 2018
Dowiedzieliśmy się o nich od jakiegoś anioła. Mało ich tu spotykamy, bo włoskiego nie znamy, a turyści europejscy raczej zachowują dystans. Droga przez region w którym tradycyjnym domem jest kamienny trull, była z gatunku zachęcających………… zachęcających do szybkiego wyjazdu stąd. Rozumiem to że tam gdzie ziemia ma w sobie kamienie, i że podczas jej orania wydostają się kamienie na powierzchnię – zbiera się je i rzuca na miedzę. Potem powstaje z nich mur……………..z upływem pokoleń coraz wyższy……….tutaj poszli dalej z postępem cywilizacji przedłużając mury w górę siatką………..
Państwo budując drogi poszerzyło je pod same mury. Jeździ się zatem w omurowanych uliczkach, gdzie ciężko się zatrzymać. I tak jedzie się….. i jedzie się…..i w końcu z rozpaczy obsikuje czyjąś bramę – bo nie ma nieomurowanego miejsca…..i to wszystko się dzieje w rolniczo-sadowniczym rejonie. Na głównej drodze była by stacja paliw , czy knajpa z WC – tu brak. Jakiś czas temu wpadła nam informacja w oczy, że jednym z większych problemów wsi Włoskiej są kradzieże owoców i innych płodów rolnych – nawet oliwek! I to się od czasu do czasu czuje w niektórych miejscach tego państwa. Wibracja tych miejsc jest wtedy „niezwykle subtelna”. Strach właścicieli upraw przed kradzieżą czuć nawet przez zamknięte okna samochodu.
Na odpoczynek zatrzymaliśmy się z boku skrzyżowania – bo to była jedyna możliwość. Z czujnością byliśmy obserwowani przez dziadka – potem zamiast dziadka pojawił się warczący pies. Część właścicieli tych gospodarstw dorabia sobie na agroturystyce. Ich gospodarstwa zawierają trulle, w których kiedyś mieszkali. Brygidka chciała skorzystać z noclegu w trullu, jednak to co poczuła obok – skutecznie wygoniło ją z tego regionu. Osoby które chciałyby skorzystać z tej oferty muszą być świadome „wibracji” okolicy.
A miasteczko Alberobello w którym jest nagromadzona największa ilość kamiennych domów, choć mocno turystyczne – to sympatyczne. Uświadomiło nam jednak pewną „prawdę” o tradycyjnym budownictwie.
Udaliśmy się bowiem do dzielnicy hotelowych trulli.
Jeden z jego gości siedział w środku trulla, jednak miał na oścież otwarte drzwi. Bowiem drzwi są jedynym oknem na świat. I mimo że posiadają szybę do połowy wysokości to, w środku jest na tyle mrocznie, że trzeba włączyć światło. Po włączeniu światła należy zasłonić żaluzję , by uzyskać minimum intymności w swoim domu, inaczej wszyscy przechodnie gapią się z ciekawością do środka. Ale wtedy siedzi się w pomieszczeniu bez okien – jak w piwnicy. Brak światła, lub widoku na zewnątrz to częsty problem tradycyjnego budownictwa. Kiedyś nie było ciepłych okien. Dlatego wstawiano je małe, a zimą były jeszcze doszczelniane okiennicami. Czy dziś ktoś z nas chciałby tak mieszkać na stałe? Ja na pewno nie! Na pewno nie jest to też marzenie Brygidki, bańka pragnień zatem prysła……….
Trull jest w jakimś sensie protoplastą domu kopułowego, zadbajmy zatem o dostateczną ilość okien!
Matera -miasto jaskiniowców
Matera – miasto jaskiniowców 24-25 czerwca 2018
Pamiętacie zapewne amerykańską bajkę o jaskiniowcach z naszego dzieciństwa. Zastanawiałem się wtedy – mają samochody , AGD, świadomość, a mieszkają w jaskiniach – po co? Teraz odwiedziliśmy miasto jaskiniowców, którzy również mieszkali do lat sześćdziesiątych poprzedniego stulecia w wydrążonych w skałach jamach. Pomimo że wokół jeździły auta, pociągi, latały samoloty i śmigłowce. Nawet rakiety kosmiczne, to oni nadal pozostawali w swoich grotach. Hodowali zwierzęta i z nimi mieszkali – co najciekawsze ich miasto nie miało instalacji ściekowej, ani wodnej i elektryczności – a żyło tu 20 tysięcy ludzi. Prawie by weszli tak nawet do unii europejskiej. Likwidacje miasta dokonano w 1954 roku – trzy lata przed wstąpieniem….
Nic dziwnego że panoszyły się tutaj plagi chorób, ubóstwo……
Jednak coś niezwykłego jest w tym miejscu, miasto ma swój początek w epoce kamienia łupanego i od tego czasu było stale zamieszkałe. Dochodzi po czasie do mnie świadomość ile pokoleń ludzi w nim mieszkało, ile jest tu różnorodnych energii, ile informacji.
PODRÓŻNICY TO TAK NAPRAWDĘ ZBIERAJĄ CZĄSTKI SWOJEJ POZOSTAWIONEJ W INNYCH WCIELENIACH ENERGI W RÓŻNYCH MIEJSCACH ZIEMI.
Tu to rozumiem – na pewno tu mieszkałem – za dobrze się tu czuję , i to już po krótkim pobycie………..mimo że teraz to skansen – turystyczna atrakcja.
Popatrzcie sami