Włochy
now browsing by tag
Słowenia – wspomnienia Alp
Słoweńskie alpy 9-11 lipca 2018
Wyjeżdżając z gotującej się od słońca Italii, liczyliśmy na ochłodę. I tak się też stało – wykąpałem się w górskim jeziorze….
Ale na serio – to też ulżyło bo przyszedł jakiś zabłąkany chmurkowy froncik….
W jednym ulżyło – w drugim przyciężyło… Po pięciu tygodniach pod Włoskim niebem uderzył nas klimat alkoholowego nastroju w górskim kurorciku Bovec. Tutaj wieczorem nikt prawie nic nie jadł – tylko wszyscy pili piwo. Teraz sobie uzmysłowiliśmy jak rzadki, poza Wenecją, to był widok we Włoskich miasteczkach które nas gościły. Ten kontrast dał odczuć kolejny raz jaka jest wibracja alkoholu i ludzi którzy są pod jego wpływem, szczególnie w grupie…. Dotychczasowy gwar melodyjnego włoskiego języka zastąpił bełkoczący śmiech alkoholowego odreagowywania ludzi, którzy tu przyjechali zażyć adrenalinowego raftingu. Reklamowanego tu w telewizorach agencji w postaci pokazywania karkołomnych wywrotek pontonów pełnych ludzi, którzy wpadają w kipiel rwącej górskiej rzeki pomiędzy głazy zalegające dno!!! I nic nie pomaga że to Słowianie – teoretycznie lżejsi z natury.
Troszkę zdegustowani kierunkiem rozwoju turystyki w tym pięknym wzrokowo kraju, skierowaliśmy się na górską drogę przecinającą pasmo alp Julijskich – w kierunku Krajnskiej Polany.
Widokowa asfaltówka biegła malowniczo wijąc swoje serpentyny pod górę do wnętrza parku narodowego z najwyższą górą Triglawem. Ponieważ oboje mieliśmy okazję z plecakami go odwiedzić dawno temu, z sentymentem czekaliśmy na spotkanie ze szczytem. Jakie zatem był wielkie nasze zaskoczenie – kiedy na przełęczy zobaczyliśmy wielką tablicę ITALIA !!!
- Jak to? Italia jest za nami, wczoraj tam byliśmy!!!
Krótka konfrontacja z nawigacją i okazało się że „przeliczyła sobie” na jakimś rondzie – opcję przez Włoskie Alpy Julijskie ( zapewne było ciut bliżej).
- Trzeba było nie narzekać na Słowenię i jej administratorów!
- Wyrzuciła nas…..a może tak ma być – jeszcze nam się chce Włoskiego klimatu miasteczek i ludzi………
I tak wróciliśmy do Italii by w pobliskim miasteczku cieszyć się lodami, kawą i ……………………………………………………………… włoskim gwarem języka, energią i temperamentem mieszkańców i kąpiel w górskim jeziorku.
Jednak ta opcja także prowadziła z powrotem do Słowenii – postanowiliśmy zatem jechać na przełęcz pod Triglaw od drugiej strony. Na szczycie przełęczy jest bowiem łatwo osiągalne na nogach piękne miejsce z widokiem w głąb doliny Kranjskiej Gory.
Podczas mojej trzytygodniowej wycieczki z plecakiem po szczytach z Jędrusiem, oboje bardzo wysoko oceniliśmy urok tego miejsca.
Droga na przełęcz daje możliwość szybkiego znalezienia się na dużej wysokości, i zajrzenia w świat wysokogórskiej roślinności . Najciekawszym momentem była chęć namówienia Brygidy na założenie jakiegoś poważnego ubrania. A jej pomysł był autorski i polegał na położeniu do kurortowej kreacji – WYSOKICH PODKOLANÓWEK Z WEŁNY. Stanęło na tym że rezerwowo w plecaczku wylądowały krosowe adidasy i kurteczka.
Otoczył nas świat innych wibracji, cisza przestrzeni, spokój umysłu. Po ponad miesiącu przebywania w miejscach zurbanizowanych samo wędrowanie było medytacją i podróżą do wnętrza. Cieszyliśmy się pobytem – tym razem nie w dolinie lecz w partii “widokowej.”
Nastał wieczór , postanowiliśmy zjechać nieco w poszukiwaniu pola namiotowego, bo na serpentynach drogi są zakazy camperowania. Nic nie gadało, to co zobaczyliśmy polegało na ciasnych parkingach na których stoi camper w camper, a my bylibyśmy kolejnym parkującym pojazdem i to w cenie 100 zł. Gdzieś zakiełkował w nas drobny bunt. Jechaliśmy zatem dalej aż wróciliśmy do kurorciku Bovec z którego rano wyjechaliśmy, zataczając serpentynami wielkie ponad 100 kilometrowe koło przez Włoską i Słoweńską część Alp.
– I co teraz dalej – zapytała Brygidka, widząc brak mojej chęci na nocleg w miasteczku…
– Gdybym był szalony wróciłbym jeszcze raz na Włoską stronę – na kawę…. – dodałem po chwili. Wizja 30 kilometrów drogi była żadną przeszkodą w jej umyśle. Zdarzały się nam dawniej szalone wyjazdy na “kawę” do Bańskiej Bystrzycy – z Bielska-Białej to znacznie dalej………… Zatem po pokonaniu ponownie przełęczy zagościliśmy na noc nad górskim Włoskim jeziorem Lago del Predil. Poczuliśmy włoski luz i jakąś przestrzeń energetyczną…….bezpieczeństwo……mniejsze napięcie jej mieszkańców. Zdumiewające bo zawsze to Słowian uważaliśmy za liderów lekkiej wibracji…..
Włoskie lody rzemieślnicze – Gelato Artigianale.
Włoskie lody rzemieślnicze – Gelato Artigianale. czerwiec – lipiec 2018
Czy wiecie o tym że lody włoskie nie są wcale kręcone i z automatu?
Najczęściej na gałki lub szpachelkami nakładane do kubeczka, wafelka.
Lody w tym kraju to bogata tradycja. Dlatego lodziarnie dzielą się na te sprzedające lody przemysłowe i rzemieślnicze – wykonywane na miejscu.
Jest nawet wyższa szkoła kształcąca rzemieślników w tym temacie w rejonie Bolonii.
Kiedyś lody były tu wykonywane ze świeżego mleka, jajek, oliwy i śmietany. Teraz nie wiemy………..
Kręcąc się po różnych rejonach Włoch stwierdziliśmy poważna różnice pomiędzy jakością tego wyrobu. Najsmaczniejsze pokazały nam się przy Sycylii – gdzie były takie ciężkie śmietanowo- jakby serowe…….. Ale na północy, gdy już wyjeżdżaliśmy do Słowenii objawiły nam się także takie z królewskiej rodziny.
Pełny pokłon dla tej sztuki, która mnie wielokrotnie broniła przed pomysłami takimi jak pizza lub inne podobne ciężkości. Włochy to kraj „ludzi z pasją jedzenia”, i czasami ciężko jest utrzymać się tylko na owockach…………..
Jedno co było nieco trudne – 13 lat temu, gdy gościłem latem na jeziorem Garda w Dolomitach próbowałem lodów w kilku lodziarniach i wydawały mi się mało słodkie. Teraz cały kraj ma je przesłodzone………. Możliwe że wtedy jadłem więcej cukru i takie było moje wrażenie…………..teraz są za słodkie – jednak cukier w nich nie maskuje wyraźnego smaku.
Bibione – włoski kurort
Bibione 09.07.2018 r.
Bibione to kurort całą gębą. Wyobraźcie sobie jedenasto kilometrową plażę. Piękną, szeroką na 100 metrów, wyścieloną żółtym piaskiem. Woda w morzu jest przyjemnie ciepła. Wzdłuż niej usytuowany jest zwarty szpaler hoteli wielopiętrowych – w co najmniej pięciu liniach, a potem apartamentowce i niższe hotele. Z tych wszystkich hoteli wylegają amatorzy odpoczynku na plażę. Przygotowano dla nich tysiące parasoli i leżaków – dosłownie ścielą one całą plażę…… Nie zapomniano o gastronomii. Wzdłuż uliczek na parterach hoteli czekają nieprzerwane ciągi knajpek, barów, restauracji oferujące świeże pizze już od samego rana………. Można w nich porozmawiać we wszystkich językach świata. Słyszeliśmy polski, czeski, rosyjski………… Sklepy oferują wszystko co może się przydać turyście………Skwerki są obsadzone egzotyczną roślinnością……. Dogodny dolot samolotem szybko zaprowadzi Was do tego raju………………………………………………..
Ale najbardziej podziwiam małe rybki pływające pomiędzy nogami kąpiących się plażowiczów………nie mogą wychylać się z wody, bo by się okleiły pływającym po powierzchni filmem z olejku do opalania……………….
Kilkanaście kilometrów dalej na półwyspie jest kolejna miejscowość Lignano. Jest tam dużo sosen nadmorskich. Tylko niektóre budynki są od nich wyższe. Apartamentowce są rozrzucone luźno po terenie – sporo tam zatem roślin w ogrodach. Sporo dacz. Niestety plaże nie są szerokie, choć piaszczyste…………do knajpki trzeba nieco podejść…………..w parku można zabłądzić………..pustawo na ulicach i plażach………sennie.
Ale jak by tu coś zagadało, to chętnie byśmy jakiś domek kupili i zamieszkali……………….
I tak spędzamy kolejny dzionek na swędaniu się po Włoskich kurortach, widzimy kolejne odsłony tego kraju. Już mieliśmy wyjeżdżać, ale coś nas tu trzyma……..i trzyma………..
Odgrzewane kotlety? Wenecja….
Odgrzewane kotlety? Wenecja…. 8.07.2018
Już tu byliśmy i to po dwa razy……… Ostatni raz na karnawale osiem lat temu – przebrani w strojach wypożyczonych z teatru w Bielsku.
Czy zatem warto zacierać obraz tamtego wydarzenia widząc ją teraz w innej, nieodświętnej odsłonie?
Wielokrotnie się przekonaliśmy że takie poszukiwanie energii z tamtego czasu jest bezcelowe – to było energia dana na tamten czas. Dlaczego zatem tu chciałem ponownie przyjechać? Początkowo tłumaczyłem sobie z umysłu – że jest to w sumie zaszczyt, że w moim życiu mogę regularnie co kilka lat odwiedzać takie szczególne miejsce jak Wenecja.
Bo jest to szczególne miejsce, o specyficznym uroku.
Ale potem będąc w tłumie młodocianych pijanych turystów zastanawiałem się ponownie – po co mi to doświadczenie?
Może po to by dobrze poczuć – że nic nie trwa wiecznie i może się zmieniać – idąc ku upadkowi……
A może aby dobrze zaobserwować narastającą tendencję wśród młodzieży do alkoturyzmu. Czyli oblotu samolotem turystycznych miast świata w celu doznania w nim alkoholowego odlotu…… Widać to już we wszystkich dużych turystycznych miastach z lotniskiem. Powoli wypierają miejscową ludność ze starówek tych miast – zamieniając je w ekonomicznie opłacalne międzynarodowe imprezownie. Widać to także w Krakowie, szczególnie gdy stojący pod lokalami naganiacze już nie witają przechodniów po polsku.
Tak nas powitała i pożegnała Wenecja. Snującym się tłumkiem specyficznych wibracyjnie turystów i hałd opakowań po alkoholu w miejscach stojących śmietników. Myślę że widok ten przeciętnego Włocha by zdruzgotał, i skłonił do stwierdzenia że jest to największa hańba na półwyspie. Może dlatego nikt o te resztki miasta nie dba , czuć i widać to na każdym kroku. Państwo powiedziało „Wenecjo giń – niegdyś perło – dziś broczący wrzodzie”. Czując to analizujemy historie podbojów Wenecjan, jakimi sposobami wzrośli w taką potęgę. Wniosek jest jeden – wszystkie ludzkie imperia upadły…..tu to się dzieje teraz………..
Jednak zostawiamy troszkę swojego światła, to miasto niczemu nie jest winne, a błaga o pomoc………
Kartka z zakurzonego pamiętnika – Karnawał w Wenecji
Kartka z zakurzonego pamiętnika – Karnawał w Wenecji 15-16 luty 2010
Karnawał w Wenecji , gdy słyszałam te słowa zawsze chciałam tego doświadczyć i to nie jako widz, ale jako uczestnik.
Zresztą miałam takie przekonanie, że na czas karnawału do Wenecji nie wpuszczają tych ubranych normalnie.
Pożyczyliśmy stroje z Bielskiego teatru, takie troszkę za duże (aby można było włożyć cieplejsze rzeczy pod spód , w końcu luty) po kompletowaliśmy dodatki i pojechaliśmy.
Wenecja przyjęła nas bardzo gościnnie dając darmowy parking w Mestre, gdzie przez najbliższe dwa dni mogliśmy stać naszą Landrynką.
Ubraliśmy się i pojechaliśmy pociągiem do Wenecji i …………
Pierwszy szok…
Wszyscy normalnie ubrani…
A może trzeba mieć akredytacje, aby ubrać się w strój? – kombinowała pacyna.
Szliśmy spokojnie, a przechodnie prosili o możliwość zrobienia zdjęcia.
Im zbliżaliśmy się do placu Świętego Marka – tym ubranych festiwalowo było więcej.
Ale i tak w tłumie turystów były ty pojedyncze osoby.
Na początku czułam się nieswojo, gdy w jednym momencie 20 aparatów fotograficznych celowało w moją stronę.
Maska chroniła mimikę oczu, czułam się za nią bezpieczniej.
Tak jakbym pod maską była bezpieczna. Inni chcieli widzieć moją maskę, nie mnie.
Czy nie przypomina to życia?
Widź moje maski, a nie prawdę o mnie.
I potem już samemu zapomina się jakim się jest.
Uwalniam się od przymusu zakładania masek
Pozwalam sobie widzieć prawdę o sobie
Spacerowaliśmy po Wenecji, kłanialiśmy się innym ludziom z epoki, a oni kłaniali się nam.
Przemierzaliśmy wiele wieków, tych pięknych i tych strasznych (Wenecjanie sporo rabowali)
Uwalniam się od przekonania, że piękno tworzy się na krzywdzie innych
Pozwalam sobie tworzyć piękno z szacunkiem i miłością do wszystkich istot.
Jak cudnie, że mogę tego doświadczać, że mogę tu być.
Teraz po latach jesteśmy w pobliżu Wenecji i gdy piszę ten tekst mam jeszcze większą wdzięczność za to, że tam byłam, że miałam strój, bo nie wiem czy dziś by mnie to tak samo cieszyło jak wtedy……..
Marzenia są na dany moment, gdy my się zmieniamy – one też
Odpuszczam stare marzenia
Żyję w przepływie mojej duszy.