ODŻYWIANIE SIĘ PRANĄ
now browsing by category
Życzenia na Święta – zrób sobie przestrzeń na miłość
Boże Narodzenie Okliny 24 grudnia 2015
Jak zwykle w swoim rytmie, i w swoim czasie wszechświat zaprowadził nas do końskiego rancza Okliny ( www.okliny.info).
Od 2 tygodni jesteśmy w Polsce – powyżej Suwałk, w gościach u Bereniki – ale o tym kiedy indziej, popadamy tu w stan niebytu.
Po pół roku zawitaliśmy do Polski, do innej energii – bardziej znanej nam z jej złych stron, pojawiły się różnice.
Ale nie o tym chciałam….
Bartek zaczął narzekać, że mamy przeładowane auto….
Tak było przeładowane bo były stare rzeczy, których po drodze nie używaliśmy i nowe, prezenty. Inaczej mówiąc stare i nowe energie.
Jak bardzo podobała nam się Mongolska czystość energetyczna , szczególnie właścicieli jurt, którzy co jakiś czas zbierają cały swój majątek i przemieszczają się. Przestrzeń jest czysta, nie ma uwiązanych energii, bo trzeba je spakować i przewieźć – i wcale nie tirem. Niewiele rzeczy jest niepotrzebnych. Niepotrzebne rzeczy to dodatkowy bagaż, kłopot.
Dobra materialne tworzone są przez ludzi w określonym celu i potrzebują być tą energią zasilane, gdy jej nie dostają, to zaczynają jej szukać i wyrywać właścicielowi, gnuśnieją. W miejsce czegoś co było potrzebne, użyteczne – robi się grat, który nadyma nasze ego – przecież mam, lub koi nasze lęki, nie mając nic wspólnego z naszą wewnętrzną obfitością. W Feng Shui jest zasada ze powinno się wyrzucić wszystkie rzeczy, których nie używamy dłużej niż pół roku. Ja będę bardziej liberalna powiem coś takiego:
– Co pół roku przeglądnijcie wszystkie Wasze rzeczy, dotknijcie pojedynczej książki, majtek, zabawek z dzieciństwa, narzędzi, biżuterii, przejrzyjcie piwnice, strychy, domki gospodarcze…..
Poczujcie ich energię i gdy nie jest Wam potrzebna, lub nie potrzebujecie tej energii poszukajcie osób którym to oddacie. Tak bez wyrzucania na śmietnik (chyba, że zużyte) , daliście życie przez zakup, znajdźcie im nowy domek.
Tylko nie mówcie, że nie macie czasu……
My mając w sumie niewiele rzeczy w naszej landrynce bardzo często łapaliśmy się na tym, że mamy ich za dużo, bo tak naprawdę ile nam potrzeba???
Przecież to tylko dzisiejszy konsumpcyjny świat wkręca nas w potrzebę kupowania czegoś czego naprawdę nie potrzebujemy, kupujemy z chciejstwa – bo okazja, bo może się „kiedyś” przyda. Wiele razy była w domach dużych, pozornie bogatych, zawalonych rzeczami, a słyszałam tam – nie stać mnie na to co chcę tak z serca, muszę kupować tanio, ale dlaczego???
Dlaczego tak dużo???
Nie namawiam do świadomego kupowania, to przyjdzie zapewne z czasem gdy zacznie się przeglądać swoje rzeczy, namawiam do świadomej przestrzeni wokół Was, Nas.
Rzeczy są tylko materializacją energii, których nie chcemy odpuścić z naszego życia.
Uwalniam się od tego co mi nie służy, nie jest potrzebne
Napełniam się przestrzenią miłości, radości i obfitości.
Dziękujemy bardzo za wspólne podróżowanie z nami i po świecie i do wewnątrz siebie, nadrobimy zaległości, a jest o czy pisać. A w poniedziałek po światach ruszamy dalej….. gdzie zobaczymy.
Gdzieś w okolicach 20 stycznia może na jakiś czas zawitamy do Bielska, będzie więc czas na spotkania – szykujcie się ……już zapraszamy.
Może przetestujemy nowy warsztat, którego pomysł zrodził się tutaj w Oklinach, zobaczymy co się podzieje.
Na pewno super będzie się spotkać.
Zastawiony stół na zdjęciu będzie konsumowany w Boże Narodzenie, bo w Wigilię zapodaliśmy sobie dzień na pranie (Bartek z odrobiną wody, Brygida na sucho). Takiej sytej wigilii, z taką ilością prany jeszcze nie mieliśmy. Obfitość wszechświata, przejawiająca się w jego maleńkich, nie widocznych gołym okiem pranicznych cząstkach.
Wcześniej mieliśmy okazję popróbować słynnego ciasta mrowiska (faworki, miód, rodzynki, mak)
i postnego dania kresów czyli kisielu z owsa, o bardzo specyficznym smaku. Mi przypominał ser pleśniowy, smak kwaśno-gorzki. Robiony z kiszonego owsa (owies kisi się ze skórką chleba razowego) i podawany jest albo na słodko z cukrem, albo w wersji mniej postnej ze skwarkami.
Gospodarze wyjechali cały dom dla nas, koty, psy, konie, choinka i wszechogarniająca cisza, potęgująca magię tych chwil.
Dziękujemy za ten czas.
Na święta życzymy Wam odwagi w podążaniu drogą światła, miłości, radości, jedności z innymi.
Otwarcia nowych przestrzeni wewnątrz i na zewnątrz , takiej mongolskiej czystej, nieskończonej, boskiej przestrzeni która pozwala na to co się naprawdę chcę zjeść, mieć, robić …….
Jak w tym filmiku, który jest prezentem od nas na ten czas
Kochajcie się, my kochamy Was.
Tylko na wodzie w pełnię – w drodze do Ułan Bator
Tylko na wodzie w pełnię księżyca 27 październik 2015
Spotkany w sanatorium w Goraczinsku Kazach opowiadał nam, że każdą pełnię i nów „głoduje” albo na wodzie albo na sucho. Trwa to 36 godzin, czyli od wieczora przed pełnią, czy nowiem do rana następnego dnia po.
Zainspirowało nas to tak bardzo, że postanowiliśmy również w te dni lub koło nich (oczywiście bez fanatyzmu i ortodoksji) pić co najwyżej czystą wodę.
Pełnia zbiegła się z wyjazdem z Gobi i załamaniem pogody. Śmialiśmy się, że dlaczego nie może być spokojnie.
Gdy jedliśmy było plus 20, gdy nie jemy to minus 10.
Ciekawe to wszystko.
Jechaliśmy w kierunku Ułan Bator żegnając kolejne wielbłądy, pustynię przechodzącą w półpustynię. Przyglądaliśmy się sobie….
– Ja nie umiem sobie popić czystą wodą – stwierdził Bartek.
– Ona nie ma smaku – dodał.
O co chodzi – o smak czy o nawodnienie ciała?
No właśnie.
Następuje gorsze samopoczucie, gdy napój nie ma smaku, jakby wymuszenie tego, że coś musi mieć smak.
Uwalniam się od przywiązania do smaku
Uwalniam się od przymusu doświadczania smaków
Pozwalam sobie delektować się smakiem
Woda ma smak, o tym wiem doskonale, ojciec uczył mnie rozróżniać smak wody. Jednak w uzależnieniu od słonego czy słodkiego smaku, woda wydaje się nijaka. Jeden łyk do degustacji ok, ale więcej…….
Droga mijała nam w miarę szybko, tak szybko zaczęło się ściemniać drogę przebiegł lisek, potem stado sarenek, a może jeszcze gazelek – zatęskniliśmy w duchu (zawsze pokazywały nam, że jesteśmy na właściwej drodze)
Tak, tak jesteśmy na swojej drodze z niedostarczaniem organizmowi jedzenia materialnego, to wiemy. Czujemy się zdecydowanie lepiej, świadomość wzrasta.
Przymus, uzależnienie zawsze zabiera nam bardzo dużo energii, powoduje lęki przed brakiem.
Wiem, że kwestia przywiązania do smaku trzyma mnie w pętach uzależnienia.
Gdzieś podświadomość boi się, że już nigdy nie będzie napełniać się smakami.
Moja intencja jednak jest inna, ja nie chce wcale przestać jeść na ten moment. Moim marzeniem zresztą chyba od dziecka jest częstowanie się darami ziemi jak są, delektowania jedną malinką, a jak nie ma obywać się bez tego.
Dlaczego gdy nam coś smakuje musimy dostarczać bardzo dużo tego smaku???
Rodziły się pytania, czasem pojawiały się odpowiedzi…..
Z refleksji wyrwała nas zielona spadająca gwiazda, lecąca nad ziemią czy na ziemię.
Tak, uwolnienie się z przymusu jedzenia to nasza droga, ale co to jest ………
Przypominało najbardziej na meteoryt – spadającą gwiazdę, jednak w wersji wielkiej i zielonej z fantastycznym ogonkiem.
Znalazłam podobne zdjęcie na stronie http://www.geekweek.pl/aktualnosci/24590/wiecej-jasnych-meteorow-na-polskim-niebie z opisem meteorytu.
Magia drogi z dostrzeżeniem jej cudownych szczegółów. Magia lekkości.
Niesamowity dzień, późno już w nocy znaleźliśmy nocleg przy drodze niedaleko Ułan Bator – pod datzanem. Jednak nie dane nam było długo pospać, wyłączyło się webasto – ogrzewanie postojowe.
Najprawdopodobniej kupiliśmy jeszcze letnie paliwo, które zamarzło w cienkich rurkach urządzenia. W samochodzie było strasznie zimno, potęgowała to nie tylko temperatura, ale i sztormowy wiatr. Gdy potem spojrzeliśmy na termometr było -17.
A my na wodzie….. tylko od pewnego momentu ciepłej…..
Pojechaliśmy dalej do Ułan Bator kupić trochę paliwa. Po nagrzaniu się silnika i kabiny ogrzewanie odpaliło, znaleźliśmy miejsce przy drodze – na budowie i ułożyliśmy się do snu.
Niesamowite jest czasem to, że pozornie nie nadające się np. do snu miejsca, otulają do niego swoją niewidoczną pierzynką i śpiewają cudowne kołysanki. I tak też było tutaj (o miejscu w następnym poście) . Nie raz spaliśmy w Finlandii przy minus 25 – 27 stopniach, jednak zjawisko silnego wiatru przy minus 17 to naprawdę wyzwanie którego nie można lekceważyć.
Rano wyspani pojechaliśmy w kierunku centrum, a gdy zobaczyliśmy restaurację Living Hut (wegańską – pisaliśmy o nich) http://brygidaibartek.pl/weganska-restauracja-najwieksze-zaskoczenie-mongolii/
od razu do niej zjechaliśmy. Okazała się sympatycznym barem z niskimi cenami, świeżym jedzeniem i bardzo miłą (nie mówiąca po angielsku) obsługą.
Cudowna zupka, czeburieki, sałatka – szczególnie po okresie braku smaków umysł chciał się tym wszystkim nasycić i …………. po paru kęsach czułam się ciężka i wręcz otumaniona. Bartek czuł to samo. Jedzenie pyszne, energia też, ale ciało woli co innego, a może nie woli. Na jedzeniu energetycznym czuje się lekkio, a materialnym bardziej ciężko. Wybór zawsze należy do nas.
Uwalniam się lęku przed lekkością
Dziękujemy za to cudowne doświadczenie jedzenia po niejedzeniu, za ten magicznym dzień i noc na wodzie. Za to kolejny raz głębsze doświadczanie nas samych….
Nie będę jadł przyjaciół posprzątam świat
Servey – Nie będę jadł przyjaciół, posprzątam świat 20 październik
Po wodę pitną pojechaliśmy 60 km przez diuny, wyschnięte brody, 2 godziny jazdy. Można gdzieś poszukać bliżej studni, do gotowania nie ma problemu, jednak do bezpośredniego picia wolimy wodę butelkowaną, a może też przestrzeń zamknęła się na diunach dla nas i brakiem wody objawiła konieczność odjazdu.
Jechaliśmy już znajomą drogą wtapiając w jej rożne odsłony.
Bartka zaskakiwały czasem niemiłe kolejne przeszkody terenowe, w momencie gdy odwracał na sekundę uwagę.
– Dlaczego nie mogę być bezpiecznie prowadzony??? – Zaczął się zastanawiać.
-Ustawmy to – zaproponowałam.
Zaczęły wychodzić różne programy, że należy iść do celu nie oglądając się na boki, że …. należy to i to…… i nagle…
– Żer – krzyknęłam będąc w roli podświadomości, zaciskając zęby tak mocno, że myślałam, że je połamię, a Bartkowi chciałam coś wrzucić nawet nie do ust, a od razu do przełyku.
– O co chodzi z tym jedzeniem? – padło pytanie.
– Żer – krzyczałam jako jego podświadomość – wściekła na cały otaczający świat.
A Bartek bardziej się bronił i zaciskał, odrzucał mnie.
– Dlaczego muszę jeść?
– Dlaczego mam taki opór przed jedzeniem?
– Dlaczego w jedzeniu jest tyle agresji?
Padały kolejne pytania.
Bartka mama jest, a pewnie i była wielką fanatyczką wpychania w innych jedzenia, oszukiwania składu – co jest w potrawie, dokładania więcej – gdy ktoś nie widzi mu do talerza, a przy tym nie mającą ani daru, ani energii do gotowania.
Gdy się pojawiłam – też próbowała mnie oszukać wkładaniem mięsa do potraw, myślała zapewne, że nie mam smaku. A Bartek wręcz się ze mną kłócił, mówiąc „skoro tak powiedziała” – tak jest i zjadał, a potem przez cały wieczór bolał go żołądek.
Zresztą rozpoznawać smak to ja go uczyłam, gdyż jak sam mówił, rzadko smakowało mu coś co zrobiła jego mama, gdy był dzieckiem, a potem nauczył się to połykać wręcz, bez uczucia i zauważenia smaku.
Uwalniam się od przymusu napełniania jedzeniem które mi nie smakuje i nie pasuje energetycznie
Pozwalam sobie delektować smakiem
Jednak sam smak i przymus jedzenia tego co było złe i smakowo i energetycznie – nie za bardzo uspokoiło podświadomość.
A gdy trochę puściło jej szczęki, zaczęła płakać histerycznie (pierwszy raz Bartka podświadomość płakała).
– Dlaczego płaczesz? – pytał Bartek.
– Ja nie chcę zjadać przyjaciół – szlochała podświadomość.
– A dlaczego musisz zjadać przyjaciół? – dopytywał .
– Żer to – odpowiadała w agresywnym szlochu podświadomość.
Uwalniam się od przymusu jedzenia mięsa i nabiału.
Jem to co jest zgodne ze mną i buduje moje ciało.
Okazało się przy ustawieniu, że Bartek ma więcej emocji gdy je – niż nie je, przeciwnie jak większość, tak że wraz z jedzeniem dostarcza również masę emocji. Pamiętam z jeszcze niedawnego okresu, że im bardziej była trudna energia w jakimś miejscu, im mniej smaczne i trudniejsze energetycznie jedzenie – tym chętniej tam ciągnął.
Taki model miał z domu i ciężko było mu go puścić.
Bartek jako dziecko miał skazę białkową, z przedszkola mięso wynosił w ustach, jednak dalej był terroryzowany, straszony, karany i oszukiwany jedzeniem. Ten sposób jedzenia (przymusowy) nigdy nie nabudował jego ciała (chyba że tłuszczem), nawet rok czy dwa chodził na siłownię, wspinał się po skałach, jeździł na nartach, żeglował, jeździł na szosowym rowerze – zawsze był bardzo aktywny sportowo, pochłaniał takie ilości jedzenia, że nie powinien mieć problemów z nabudowaniem ciała. Jadł nieświadomie, wrzucał w siebie. Nieraz się śmiałam, że jakbym mu bezwonne gówno dała – to by nie zdążył zauważyć i go by zjadł.
Uwalniam się od jedzenia tego co nie buduje mojego ciała, a go osłabia
Pozwalam sobie jeść to co służy mojemu ciału i smakuje moim zmysłom
Uwalniam się od przekonania, że muszę jeść mięso, nabiał aby przeżyć na ziemi
Jedzenie zakrywa nasze emocje, więc część rodziców woli napchać dzieci jedzeniem (u Bartka głównie to była biała mąka, chleb, mięso – mniej ryż i makaron) , aby ich znieczulić, u Bartka jak już pisałam przybrało to postać niesamowitej podświadomej agresji.
Uwalniam się od przymusu jedzenia, aby być grzecznym i nie zobaczyć swoich emocji
Pozwalam sobie widzieć moje emocje
I gdy po ustawieniu dojechaliśmy do Servey czekał nas test.
Weszliśmy do gazaru (knajpki) na herbatę, przemiła właścicielka zaraz zaczęła nam pokazywać świeże buzy (kluski z mięsem) .
– Mah Uguj – bez mięsa? – zapytaliśmy.
Pomyślała chwilkę i pokazała nam ryż zawinięty w Nori .
– Mah uguj? – powtórzyłam raz jeszcze.
Przytaknęła.
Mieliśmy niezły ubaw gdy okazało się, że w środku jest kawałek kiełbasy.
Mah – pokazaliśmy radośnie.
Zresztą nie pierwszy raz podano nam kiełbasę w sałatce informując, że to bez mięsa. Spotkani Rosjanie wegetarianie opowiadali, że po zapewnieniach, że bez mięsa dostawali gotowane kiełbaski.
Aż dziwne ……..
Pani podbiegła wyciągnęła kiełbaskę ze środka i pokroiła profesjonalnie. Sama kanapka stała się potem inspiracją do kanapek z Nori – o tym w kolejnym poście.
Kobieta była niesamowita, mająca potrzebę nakarmienia nas, ale z szacunkiem do tego co jemy.
Za chwilę zatroskana przybiegła ze śmietaną i chlebem (chleb jest w Mongolii, ale w gazarach rzadko). Odmówiliśmy.
Popatrzyła na nas, pomruczała – dając ubaw parce Mongołów z sąsiedniego stolika i ….. pobiegła do kuchni.
Zaczęła trzeć warzywa i je smażyć, a za kilka chwil przed nami pojawiły się warzywa z patelni (zapłaciliśmy za nie 4500 – czyli 9 zł za dwie porcje).
Test wszechświata, gdy stanowczo i radośnie odmawiasz dostajesz to co może nie jest idealne (dużo tłuszczu), ale akceptowalne w tym miejscu, a co najważniejsze przyrządzone z dobrą energią.
Odmawiam stanowczo, gdy ktoś próbuje karmić mnie czymś czego nie czuję, niezależnie czy potem się obrazi czy nie.
Traktuję z szacunkiem moje ciało dostarczając mu tylko to co mu służy, słucham mojego ciała
A w miasteczku było teraz wielki sprzątanie, dzieci z nauczycielami zbierali śmieci, inni malowali płotek koło studni.
Miasteczko tętniło życiem zmian. Pamiętam jak byliśmy tutaj w sierpniu, żar lał się z nieba i prawie wszystko było pozamykane. Miasteczko było wymarłe. Teraz przyjechały dzieci do szkół i atmosfera wielkich porządków dodawała energii nam do przekonania, że nie musimy zjadać naszych „mniejszych braci”
Tak, tak gdy mamy masę emocji, to „MOŻE” lepiej zabić zwierze niż człowieka.
Choć czy do droga??? Zostawiam do przemyślenia rodzicom terrorystom.
Wyrzucam program, że muszę zjadać przyjaciół aby żyć
Kocham moich przyjaciół
W niesamowicie radosnej energii kupiliśmy butelkowaną wodę do bezpośredniego picia (3500 tugrików – to 7 zł za 5l), a ze studni do gotowania nabraliśmy 20 litrów (studnie w miasteczkach są zamykane i woda jest płatna, ile kosztuje nie wiemy, raz skasowano nas 150 (30 gr) za 20 litrów innym razem 500 (1 zł) za 30 litrów) . W Servey dostaliśmy ją gratis.
W domach czy w okolicznych jurtach nie ma wodociągu, więc każdy przychodzi po wodę do studni. Dobra czysta woda, to znak zdrowia.
A samo miasteczko jak ma z 1000 mieszkańców to wszystko, jak zresztą większość miejsc na pustyni, które nazywamy miasteczkami.
Dziękujemy za ten czas w tym miasteczku wtopionym ponad 200 km w Gobi.
A gdy pisałam ten tekst – za parę dni wyszły kolejne rzeczy związane z jedzeniem. Od kiedy Bartek pozwolił sobie jeść co chce i co mu smakuje, programy rozsypały się.
– Robimy sushi ? – Bo coś podgryzam – zapytał Bartek.
– Tak – odpowiedziałam.
– To weź z bagażnika piure, rzepę do sushi ……
– Tylko rzepę? – ja jej nie lubię – odpowiedział…
– To weź tofu – odpowiedziałam.
Przyszedł bez tofu i zaczął marudzić, że nie lubi rzepy i czemu musi jeść z nią sushi.
– To idź po tofu – powiedziałam może lekko nerwowo.
I to spowodowało naszą kłótnię.
Sprowokowaną tym, że Bartek nie pozwala sobie wyrażać to na co ma ochotę.
Pamiętam czasy jak uczyłam go mówić, że czegoś nie będzie jadł, że mu coś nie smakuje.
Zostałam wychowana w szacunku do tego na co mam ochotę jeść, nie chciałam nie jadłam, bardzo szybko nauczyłam się gotować, aby jeść to na co miałam ochotę.
Mój ojciec gdy stwierdzałam, że nie będę czegoś jadła bo mi nie smakuje – często mówił:
Święci nie jadali, piknie wyglądali
Mimo, że znam patologię jedzenia w jakiej Bartek był wychowany, sama musiałam ostro postawić w jego domu granice, aby nie jeść tam mięsa. To czasem ciężko mi zrozumieć, że ponad 40 letni facet nie umie powiedzieć na co ma ochotę. Zresztą sam przygotowując jedzenie.
Ja jako 5 latka bym wiedziała na co mam ochotę.
Bartek zaś nie potrafi mówić co chce, tylko wymusza awanturą. Mechanizm nam znamy, ale pojawia się coraz rzadziej.
Tak patologia tego, że ktoś nie mógł określać co chce, nawet w kwestii swojego ciała, nie miał prawa doświadczać jedzenia.
Musiał jeść to co mu dano, na siłę.
Gdy mówił, że chce coś innego mówiono, że niezdrowe i zabraniano jeść.
Rodziło to bunt, ale co gorsze brak odwagi mówienia o swoich potrzebach, pragnieniach. Mówienia, a nawet ich nie rozpoznawania.
Nie rozpoznawania tego co potrzebuje ciało,
Pozwalam sobie rozpoznawać to co potrzebuje moje ciało.
Z odwagą mówię o tym co chcę nawet przed sobą
Tak, wszyscy wiedzą lepiej co dla mnie dobre, a to co dla mnie dobre jest strasznie złe, z drugiej strony to przerzucenie odpowiedzialności na innych za swoje życie. Inni wiedzą lepiej, a ja mogę tylko dawać opór i bunt. Samodzielność dziecka i zaufanie do siebie idzie ma bezpośredni związek z możliwością wyboru przez niego jedzenia i komunikacji z rodzicami.
Uwalniam się od przekonania, że nie wiem co dla mnie dobre
Wiem co dla mnie dobre i podążam za tym
Biorę odpowiedzialność za swoje życie, zdrowie
Ja znowu pozwalam sobie zrozumieć innych, że wychowani zostali w tym zakresie totalnie w nie samodzielnych warunkach. I to co dla mnie oczywiste i proste na poziomie 5 latka, oni sobie z tym nie radzą. Zapewne też mam takie rzeczy. Nie daję się też prowokować emocjom innych.
Uwalniam się od przymusu reagowania na emocje innych
Akceptuję innych w nieradzeniu robię z najprostszymi rzeczami.
Tak gdy już emocje z lekka opadły nie wiadomo skąd pojawiła się na niebie tęcza, pokazując cały koloryt wszechświata i to, że szkoda tracić życie na kłótnie.
Emocje pokazują nam nas samych, a konkretnie to ile jest ich w jedzeniu.
Dziękujemy za kolejne lekcje,
A zaraz potem przyszedł ten filmik tak zgodny ze mną. Polecam bardzo
Refleksje z “głodowania” albo rozświetlania
Parę dni na głodówce, oczyszczaniu rozświetlaniu – refleksje Brygidy i Bartka 23-30 września 2015 roku
Refleksje Brygidy
Pierwsze 2 dni były rewelacyjnie ok. Czułam się normalnie, biegałam załatwiałam wszystkie sprawy, żadnego dyskomfortu, ani w ciele, ani w umyśle.
Fakt denerwowało mnie to co tutaj było, nie przepuszczałam tego przez siebie.
I w trzecią noc żołądek zaczął wariować. Na czwarty dzień do tego doszedł puls 120, a w 7 dzień i 150. Wysoki puls połączony był z bólem żołądka, a gdy ból mijał również puls się stabilizował. I nawet była siła na spacery.
Oczywiście zabiegi masaże, sauna lewatywy wyciągały z ciała dodatkowe toksyny.
Niesamowite jak silna terapia. Już zapominałam co ze mnie wychodziło.
Jakaś ciężkość, choroby, martwienie się otoczenia, że jestem chuda, a nie pięknym pyzatym (mającym wiele kilogramów nadwagi) dzieckiem.
Grube dziecko było w modzie lansowaną przez otoczenie. Bo na pewno nie przez moją mamę, która jak sama mówiła najlepiej się czuła gdy ważyła 48 kg, ale otoczenie……..
Mama zawsze dawała mu priorytet i zamiast mnie po prostu kochać taka jaka jestem – próbowała non-stop porównywać.
Uwalniam się od przymusu porównywania z innym
Jestem sobą
Tak porównywanie z najlepszymi to cecha nauczycielska (praktycznie chyba nie znam osoby będącej dzieckiem nauczycielskim, aby nie miała pewnych cech).
I to wszystko wychodziło, wychodziło……….
A ja gdzieś nie umiałam tego odpuścić, bałam się.
Ustawiliśmy to i okazało się, że mam program, że jak żyję swoim życiem, robię to co lubię zaraz muszę ukarać się chorobą. Ile razy słyszałam, gdy robiłam to co uwielbiałam, że nagonię coś, że coś mi się stanie. Bo gdybym zachowywała się jak inni – na pewno byłabym zdrowa.
Tylko kim Ci oni są????
Uwalniam się od przekonania, że gdy idę swoją drogą muszę być chora
Robię to co kocham, w pełnym zdrowiu, radości i miłości
Zastanawiające było to tętno, które notabene nie pozwoliło mi ostatniego dnia dokończyć procesu wg planu. Lekarka stwierdziła, że trzeba wyjść, dostałam tego dnia i następnego kroplówki z soli fizjologicznej i do picia ok 500 ml wywaru z moreli do picia przez cały dzień.
Gdzieś jest ściana????
Takie objawy jak teraz żołądek i tętno miałam od dziecka, były momenty, że zaczynałam się trząść, potem to przechodziło, czy musiałam usiąść bo myślałam, że zemdleję.
O co chodzi, musi to być bardzo głębokie i bardzo głęboko zakopane.
Do tego dochodziły emocje, zachomikowane w brzuchu.
Odkryłam, że emocje inaczej mówiąc nerwy dają mi siłę i są moją ochroną.
Uwalniam się od przekonania, że emocje dają siłę i ochronę
Siłę i ochronę daje mi spokój, miłość i boskie prowadzenie.
Tak dobrze powiedzieć …………….
Jednak wszechświat dał odpowiedź we śnie. Gdy już opuściliśmy sanatorium i spaliśmy niedaleko Ułan Ude przyszedł sen :
Miałam klucze od sprzedanego domu po rodzicach i chciałam je oddać właścicielowi, podjechałam pod dom, nikogo nie było. Weszłam więc do środka.
Bartek, który był ze mną zapytał – co robisz?
– Popatrzymy co się zmieniło – stwierdziłam.
Potem przyszli znajomi, dom był wiele razy większy niż ten po rodzicach, więc miejsca było dużo rozpoczęła się imprezka.
Bartek tylko mówił – co robisz????
– No co mogą mi zrobić ??? – zaczęłam się zastanawiać wykorzystując moją wiedzę prawniczą
– No wezwać policję.
Pojawił się strach dość silny paraliżujący .
Zaczęłam się przebudzać, od dziecka mam dar, że jak coś złego mi się śni, po lekkim przebudzeniu transformuję to na pozytywne w drugiej części snu.
I tak i teraz świadomie zaczęłam odpuszczać emocje, które ustępowały .
– Źle robiłam ma prawo wezwać policję- uspokoiłam się i zapadłam w głęboki sen .
Już spokojna zaczęłam sprzątać w tym domu, gdy poinformowano mnie, że właściciel przyjechał i rozmawia z Bartkiem.
Ja sprzątałam kuchnię.
Nagle właściciel wchodzi do kuchni w jaskrawo żółtych kąpielówkach i z nożem czy sztyletem skierowanym w moją stronę z chęcią zabicia mnie.
Emocje podskoczyły do zenitu – tego się nie spodziewałam – on zaczął krzyczeć, a ja stałam i nic nie mówiłam, odpuszczałam życie, ciało, uspokajałam emocje.
Gdy stałam się spokojna on odłożył swoje narzędzie, a ja się obudziłam.
Niesamowity sen. Gdybym zaczęła się szarpać, na pewno byłbym zginęła. Pokazał mi siłę spokoju.
Spokój daje mi siłę
A co z tętnem ……..
Tutaj kluczem okazał się pośpiech. Zawsze lubiłam coś robić w swoim rytmie, po prostu przychodził czas – robiłam, a gdy nie leżałam. Ojciec non-stop mi mówił, że już powinnam to i tamto zrobić, że gdybym to zrobiła miałabym spokój i mogłabym leżeć.
Byłam szybka w działaniu, jednak miałam wrażenie, że mam się śpieszyć i spieszyć.
Jeszcze tego nie zrobiłaś, jeszcze, jeszcze…………
Taka presja niby łagodna, ale non- stop.
Uwalniam się od presji innych
Pozwalam robić sobie wszystko w moim rytmie.
Robił to zapewne w dobrych intencjach, bojąc się, że nie zdążę.
Uwalniam się od lęku, że czegoś nie zdążę
Wszystko robię we właściwym czasie
Tak we właściwym czasie, a nie wtedy kiedy oczekują tego ode mnie inni.
Mam nadzieję, że teraz tętno zacznie się uspokajać.
A co do samego procesu to na pewno stwierdzę, że jeden z silniejszych jakie przeszłam w życiu.
Mimo, że trwało to niecałe 7 dni.
Zabiegi, brak jedzenia, destylowana woda, oczyszczała ciało na wszystkich poziomach.
Dodając pracę z umysłem już we własnym zakresie, można mieć niezły proces…
Podziwiałam osoby przyjeżdżające tu na głodówki.
Moja towarzyszka z sauny 8 dnia głodowania, mówiła, że nie ma siły mówić – bo jej mowę blokuje, ale na wszystkie zabiegi chodziła.
Spotkany Kazach w 3 dzień suchej diety bez wody – robił to pierwszy raz w życiu – postanowił pobiegać.
Inna dziewczyna otyła przyjchała się odchudzać na 21 dni – pierwszy raz w życiu ograniczając jedzenie.
Czy są z żelaza, czy nie przejmują się ciałem, czy może dużo, dużo szybciej dopuszczają zmiany do swojego życia????
I jeszcze jedno – gdy wyskoczyło mi 7 dnia to wysokie tętno – nikt nie zakazał mi iść na zabiegi i do sauny. Wręcz było to wskazane (!!!!!!!!!!!!).
Tak odpuszczania będę się na pewno od nich uczyć.
Uwalniam się od blokowania przepuszczania energii
Pozwalam sobie pozbywać starych niepotrzebnych przekonań szybko, we właściwym rytmie.
Poddaję się rytmowi wszechświata z pełnym zaufaniem, miłością i radością.
Refleksje Bartka
Postanowiłem podzielić się wrażeniami z pobytu w sanatorium. To cenne doświadczenie, ponieważ tzw. głodówki pod opieką lekarza w Polsce są rzadkością. A oddział oficjalnej medycyny dopuszczając leczenie głodem połączonym z zabiegami to już egzotyka. No właśnie zabiegi, jest ich dużo i wymagają hartu ducha nawet dla jedzącej osoby. Codzienna sauna, borowina, masaż, lewatywa, wanna z wodą mineralną lub podwodny masaż strumieniem wody, kontrola u lekarza powiązana ze staniem w kolejce, a przede wszystkim picie tylko wody destylowanej spowodowało u mnie głęboki kryzys przez pierwsze trzy dni. Podłoga się uginała, a ściany pomagały. Na kolejne zabiegi typu gimnastyka i zapisaną przez lekarza siłownię nigdy nie poszedłem. Podobnie było z zaleceniem długich spacerów. Rosjanie, a szczególnie Sybiracy to ludzie ze stali……. Po trzech dniach kryzys ustąpił, pozostała słabość. MIMO ŻEOD SAMEGO POCZĄTKU TRAKTOWALIŚMY TEN POBYT JAKO OKRES ODŻYWIANIA SIĘ CZYSTĄ PRANĄ ( a nie głodówki!) moje ciało traciło codziennie fenomenalną ilość dekagramów wagi ( ok. 80-90 dkg). W moich wcześniejszych takich doświadczeniach , łącznie z procesem pranicznym u Wiktora Truvano, gdzie był dodatkowo okres trzech dni bez wody, spadek wagi był o połowę mniejszy. Osiągnąłem wagę najniższą w życiu, przekraczając barierę która półtora roku temu wywołała u mnie pojawienie się głębokiego lęku o życie. Teraz go nie było.
Dało mi to natomiast wgląd w prawdę o sobie, ponieważ u ludzi prawidłowo otwartych na przyjmowanie energii pranicznej nawet podczas codziennego wysiłku nie występuje spadek wagi ciała. Są jeszcze we mnie programy w umyśle i ciele które zakłócają możliwość pełnego otwarcia się na odżywianie energią praniczną. Dlatego postanowiłem puki co wspierać odżywianie swojego ciała lekką, smaczną dietą frutariańską, ponieważ to na niej czuję się dobrze, mogę biegać, jeździć po górach na rowerze, a zimie na biegówkach ( i bez żadnych fanatyzmów, bo jak w Mongolii cena jabłek waha się między 10 a 20 zł za kilogram to nie mam nic przeciwko zupie np. z marchewki i grzybów, albo przepysznym mongolskim ogórkom lub kapuście z których robimy kiszonki itp.)
Tak na marginesie okres z przed procesu u Truwano, kiedy pracowaliśmy z Veni był najbardziej cenny, wtedy niczego nie oczekiwałem, a moje potrzeby względem ciężkich produktów spożywczych odchodziły same – odpadały.
Po procesie rozpoczął się okres oczekiwania, wymuszenia postępu, wręcz fanatycznego podążania do celu bez odstępstw, łącznie ze znalezieniem programu że umysłem pochłoniętym wizją prany dążyłem do zniszczenia ciała (pogłębiało jeszcze to zjawisko rozliczanie mnie przez środowisko ezoteryczne! – to presja która czasami pomaga – tym co mają żandarma w głowie – ale najczęściej przeszkadza).
Teraz rezygnuję że swojego żandarma i postanawiam odbudować swoje ciało, tak odbudować – bo z tym nie czuję się komfortowo. Choć tak znowu źle nie jest, niedawno trzej żołnierze zaprosili mnie do pływania pod prąd silnego strumienia, jako jedyny wypłynąłem powyżej na spokojną wodę.
Ważne tylko by dieta nie odbierała lekkości w ciele, umyśle i duszy, a zmiany pojawią się same w odpowiednim dla mnie czasie.
Kierunek praca z praną trwa nadal, tylko z akceptacją że doświadczanie ziemskości to także doświadczanie bogactwa boskich smaków owoców i orzechów – co mi jest na ten moment jeszcze potrzebne.
A jak wracaliśmy do większej ilości materialnego jedzenia?
Na początku w sanatorium dano nam odwar z moreli, bardzo silny. Pierwszy dzień po prostu wprowadziliśmy wodę ze smakiem.
Na drugi dzień powoli mus z owoców. Trzeciego owoce i chlap zupki z warzyw.
Przez 5 dni nie jedliśmy soli, a teraz gdy jest w czymś, ale nie specjalnie, szczególnie ja
Do tego zupki z zieleniny i drobniutko pokrojonych ziemniaczków lub miksowane na krem, owoce
Teraz 6 dni po zakończeniu okresu powstrzymania się spożycia, jemy to co zwykle czyli owoce i warzywa.
Lewatywy, które na początku wydawały się lekkie (gdyż schodziła z nas tylko woda) rozmiękczały to co głębiej i gdy zaczęliśmy jeść zaczęły wypychać znajdujące się w jelitach starocie (nawet i 5-6 dnia).
Teraz czujemy się normalnie, jednak dużo bardziej świadomi siebie, swoich ciał, tego co gdzieś niedomaga i co prosi o zainteresowanie.
Jeszcze raz dziękujemy za ten czas.
Gorjaczinsk – unikalne sanatorium, gdzie można głodować nawet na sucho
Gorjaczinsk sanatorium 23-30 września 2015
Niesamowite sanatorium – gdzie przeprowadzane są kuracje głodówkowe i to nawet 30 dniowe, do tego można również głodować na sucho 3 dni. Co w ogóle jest rzeczą całkowicie unikalną i niesamowitą w medycynie konwencjonalnej.
Metoda oparta w dużej mierze na pracach żyjącego w latach 1905-1998 Nikiłajewa.
(https://ru.wikipedia.org/wiki/%D0%9D%D0%B8%D0%BA%D0%BE%D0%BB%D0%B0%D0%B5%D0%B2,_%D0%AE%D1%80%D0%B8%D0%B9_%D0%A1%D0%B5%D1%80%D0%B3%D0%B5%D0%B5%D0%B2%D0%B8%D1%87)
Poszliśmy do rejestracji – Pani była inna, nie tak uprzejma jak ostatnio, tylko styl rosyjski czyli warczący.
Pokochaj co jest do pokochania
Musicie iść do doktora zapytać o zgodę.
Skierowaliśmy się do odpowiedniego domku, niestety okazało się, że Pani doktor ma przerwę do 14, a i pokoju nie dostaniemy mimo rezerwacji, bo Panie kuracjuszki będą w pokoju do 16, a Pani sprzątaczka nie zdąży posprzątać bo pracuje do 14,30. Dotyczyło to standardowego pokoju z łazienką na dwa pokoje, gdzie ponoć mieszkają wszyscy głodujący.
Matuszka Rasija.
O 14 o dziwo przyszła Pani doktor zapytała tylko czy głodowaliśmy kiedyś i powiedziała, że daje zgodę.
Wróciliśmy do rejestracji Pani wypisała dokumenty, dała zastępczy pokój o dziwo w wyższym standardzie – zapłaciliśmy zapobyt z zabiegami i z parkingiem ok 27000 rubli (1600 zł) za dwie osoby i wróciliśmy do Pani doktor, która przepisała procedury na 7 dni pobytu
5 saun
4 masaże kręgosłupa
5 błot punktowych
2 masaże podwodne w mineralnej wodzie (gidromasaż)
2 wanny w mineralnej wodzie
4 gimnastyki
siłownię
codzienną konsultację lekarską
codzienną lewatywę
do picia woda destylowana
Nawet gdyby nie było oczyszczania poprzez powstrzymanie s ię od jedzenia, twierdziłabym że bogaty program.
Na pierwszy dzień dostaliśmy 30g gorzkiej soli, którą mieliśmy wypić na noc rozpuszczając w szklance wody z siarkowego istocznika i popijając drugą, a potem kładąc na wątrobie ciepły termofor przez 40 minut.
i na tym się dzień skoczył, bo procedur już nie ustaliliśmy.
I dobrze, tu wszystko trwa !!!!
Nie wiem czy zapomnieliśmy o tym, że Rosjanie gdy pracują robią się nieprzyjemni, a może spotkani w czasie pobytu byli normalni!!!!!
Poszliśmy do pokoju w w którym w rezultacie zostaliśmy do końca pobytu. Dwu osobowy dość duży pokoik z nowymi otwieranymi oknami (należy na to zwracać uwagę bo Rosjanie, mają fobię ciepła) wyremontowany dość bez gustu z widokiem na las, łazienka bez remontu jednak z prysznicem (z bardzo szczelną kabiną i mocnym strumieniem wody) WC i umywalką.
Za pobyt w dopłaciliśmy 6600 rubli (400 zł) bo za tą jedną noc Pani nas nie skasowała Standard tutaj kosztuje, a z obsługą ciężko się dogadać co za ile. Masz płacić i ………
Rano następnego dnia poszliśmy ustalać zabiegi ……….
I zaczęła się zabawa, bo okazało się, że samemu sobie je trzeba zaplanować gdyż każdy oddział narzuca tylko kiedy przyjść i tyle, tak narzuca i czasem wręcz trzeba się wykłócić, że w tym czasie mam inny zabieg. Nie ma takiej instytucji jak planowanie zabiegów, do tego wszędzie Panie przez które trzeba się przebijać, nikogo nie obchodzi, że my 2 dzień na głodówce. A wszystko w atmosferze wielkiej, wielkiej łaski.
Rekord pobiła dziewczyna od sauny i masaży praktycznie nie tylko udając, że nie rozumie co jeszcze próbując bezczelnie narzucać (bardzo młoda).
Jak taka osoba mi ma robić masaże – paranoja.
Bartek swoim zwyczajem stwierdził, że on najwyżej nie będzie chodził.
Pokochaj co jest do pokochania
Fajnie się mówi, ale emocje mi już idą.
Musimy jeszcze zrobić registrację (recepcja) jako obcokrajowcy, wczoraj byliśmy umówieni na 10, idziemy, a panie próbują obrócić kota ogonem, że mamy teraz się iść rozpakować (co zrobiliśmy wczoraj) i przyjść o innej porze bo poczta nie pracuje.
Już robię awanturę i ………….. idziemy na pocztę otwartą – dokumenty zawierają błędy i cała wizyta trwa ok. 2 godzin. Jednak idąca z nami dziewczyna podpowiada, że można zmienić masażystę. Idę w tej sprawie do Dyrektora!!! Bo już pogubiłam się do kogo mam iść.
Posprzątali nam wreszcie pokój w domku dla głodujących, w którym de facto prawie nie mieszkają głodujący…… W czasie pobytu okazało się, że praktycznie każdy z głodujących którego poznaliśmy spał gdzie indziej. Idziemy go oglądać, a tam się okna nie otwierają, więc rezygnujemy….
I znowu recepcja – bo trzeba dopłacić i …….. kolejny czas.
Tam chociaż mają komputery – choć trudno uzyskać cenę pokoju – natomiast całe zabiegi są ręczne. Masakra. Ruski chaos…..
Jakimś cudem udało mi się zdążyć na jeden zabieg – błoto połączone z prądami.
Zmęczeni energią tutaj panującą, tym bieganiem, padamy zmęczeni w pokoju.
Nie umiem tego wszystkiego przez siebie przepuszczać, za bardzo idą mi emocje.
Pokochaj to co jest do nie pokochania
Rodzi się tęsknota za naszymi ulubionymi Sklenymi Teplicami, tak – to jest fajnie nawet w Gruzji jakość obsługi była wiele razy wyższa ……….
Nie porównuj dźwięczy w głowie
na ten czas jest to najlepsze miejsce dla Ciebie i Twojego rozwoju
Rodzi się gdzieś bunt, złość, w emocjach pojawia się program pogardy dla tych co nie chcą nic robić, tylko wszystkiego oczekują od innych i narzekają.
Pokochanie ich cwaniactwa to dla mnie trudna lekcja.
I znów kolejny dzień, tym razem całą noc boli mnie żołądek, zaczęło się oczyszczanie. Wczorajszy dzień wywarł swoje piętno.
Rozpoczynają się zabiegi, może je opiszę po krótce.
Sauna
gdyby nie wiecznie obrażona Pani masażystka, która zresztą zrobiła wszystkich w konia i nie przyszła do pracy w niedzielę. Gdy ja stałam pod sauną, nikomu nic nie mówiąc. Dyżurna pielęgniarka uruchomiła nam saunę kilka godzin później. Złośliwość to podstawowa cecha w tym sanatorium.
Ale gdy przebije się przez tę niemowę (nie odpowiada dzień dobry) .
Sauna jest super, może jak na głodówce troszkę za bardzo ją dogrzewają, lepiej było jak w niedzielę była niedogrzana i miała ok 60 stopni, bo można było w niej poleżeć i faktycznie to ciepło przez siebie przepuścić, a nie tylko wskoczyć i wyskoczyć, do tego basenik tak 4×4 metra gdzie dolewana jest ciepła woda. Tak, że jest chłodna z dołu gorąca z góry. Dla mnie lepiej się wygrzać i wskoczyć do zimnej tak jak właśnie w tą niedzielę (nikt nie odkręcił ciepłej wody). Tak wtedy to był dar niebios. Czas 1 godzina .
Masaże ręczne kręgosłupa
Zmieniłam masażystkę na Sonię (największy mistrz masażu klasycznego jakiego znam) i powiem Wam, że nigdy nie myślałam, że 15 minutowy masaż może przynosić takie efekty.
I to 15 minut w tym wyczulonym w tym procesie ciele był całkowicie wystarczający.
Nie robiła masażu wg schematu, tylko zatrzymywała się na tym co trzeba czyli tam gdzie są napięcia. Czułam jak rozstaję się z kolejnymi blokami dzięki jej wspaniałym rękom. Bartek również dostał się potem do niej i był zachwycony .
Dziękuje jesteś wielka
Błota
Błota energia taka sama jak nazwa wskazuje , wszyscy obrażeni, że mają coś zrobić.
Bartek ma błota na kolana lub lędźwie, a ja prądy połączone z błotami. Na górną część kręgosłupa.
Gdy pierwszy raz kobieta położyła mi elektrody na plecy poczułam, że wreszcie ktoś trafił – to zasługa dokładnego opisu lekarki. Poza tym błota ani nie widzę ani nie czuję ciepła, bo chyba zdawało się że o to chodzi w tym zabiegu by był ciepły.
Na jakieś tam plastry przykładane są elektrody, a potem zimna cała brudna poduszeczka (może to to błoto? Poduszeczka jest wielorazowa)
Gdy spokojnie – to cud jak na mnie – zapytałam – czy to ma być zimny zabieg, bo mi zimno. Odpowiedziała, że przecież to tylko zimna poduszka, a coś tam jest ciepłe i dała mi pomacać, tak miało na oko z 25 stopni.
Innym razem gdy włączała prąd pyta się czy go czuję odpowiadam nie, a ona sobie poszła. Wołanie nie ma sensu bo gdzieś jest lecz nie wiadomo gdzie!!!!
Nie poszłam już na błota, i to ma taki cel – zrazić – jak najmniej pacjentów. Można wtedy do woli mieć czasu dla siebie. Na papierosy.
Czas zabiegu 7-10 minut.
Błoto na lędźwia i kolana dla Bartka- było gorące i wszystko byłoby dobrze, gdyby codziennie dostawało się świeże błoto. Technika jest inna.
Błoto jest zbierane, wkładane do woreczka z oznaczeniem numeru pacjenta, niestety na 4 zabiegu przypadkowo wyszło, że leżący obok sąsiad ma ten sam numer błota co Bartek. Więc jest duże prawdopodopieństwo, że albo z oszczędności albo z niechlujstwa można otrzymać błoto z kogoś energią. Na kolejny zabieg Bartek już nie poszedł.
Nie tylko on i ja, wiele spotkanych osób nie chodziła na błota. Metoda Pań się świetnie sprawdza, są mistrzami kreacji.
Masaże podwodne w mineralnej wodzie .
Robiąca je kobieta to mistrz masażu podwodnego, wiele razy go gdzieś mieliśmy jednak był to typ głaskający, tutaj silnie punktowo przez całe ciało.
Rewelacja
Wanny w mineralnej wodzie
Wanny jak wanny w ciepłej mineralnej wodzie – 10 minut.
Gimnastyka siłownia – nie skorzystaliśmy – nie mieliśmy siły……
Lekarz
Bardzo dobra lekarka, znająca również medycynę chińską. Jak sama mówiła – nazwa lekarz pochodzi od słońca i lekarz ma leczyć i na pewno w niej jest taka intencja.
Czas wizyt dla głodujących od 8-9 rano, jednak i tak nie zawsze była w tym terminie (może wezwania z sanatorium), poza tym duże kolejki i trzeba odstać swoje aby uzyskać konsultację.
Tego brakowało – takiego dłuższego kontaktu z lekarzem.
Lewatywy
Wlewano nam codziennie ok 1 litra czystej wody, obok była toaleta i kazano się zaraz wypróżniać. No oczywiście nie trzeba było zaraz – tylko wtedy trzeba było dojść do swojej toalety. Żadnych instrukcji większych. Dla mnie taka lewatywa light. Siostry ją wykonujące bardzo sympatyczne
I tak mijał nam pobyt, demony wychodziły lub pojawiały się ściany. Chcieliśmy oczyszczać się 7 dni i zostać jeden dzień dłużej aby nie tak od razu jechać.
Jednak 7 dnia rano u mnie pojawiła się ściana w postaci wysokiego tętna, Bartek bardzo tracił na wadze, a gdy poszliśmy do recepcji Pani opryskliwie powiedziała, że nasz pokój jest zajęty od jutra i musimy go opuścić, zresztą cały korpus będzie zajęty.
Zresztą z tym była cała zabawa, bo 8 dnia mogliśmy być w pokoju do 12, mimo że normalnie nikogo nie wyrzucają przez cały dzień. Ja byłam na kroplówce (sól fizjologiczna – na moje tętno), a Bartek poszedł zanieść część rzeczy do samochodu. Gdy śpieszyłam się po siostry mówiły – po co? – u nas nikt nikogo nie wygania.
Tak poza nami…..
Gdy 12,05 weszłam do pokoju usłyszałam od Pani sprzątaczki (normalnie zachowywała się super, naprawdę była bardzo w porządku i myśląca), że mam szybko brać swoje rzeczy bo ludzie czekają. A pokój już był posprzątany. Czyli nawet nam do 12 się nie należało.
Emocje mi poszły, rozpowiedziałam to potem po całym sanatorium i okolicy.
Stawiam, że to sprawka złośliwej rejestracji.
Na koniec, gdy już emocje mi opadły poszliśmy z Bartkiem poopowiadać swoje doświadczenia sanatoryjne dyrektorce. Najpierw negatywne potem pozytywne o unikalnej metodzie głodowania w oficjalnej służbie zdrowia, o tym, że można głodować również na sucho. Rewelacja.
Przepraszam – nie usłyszeliśmy,
ale – Przyjeżdżajcie – my się poprawimy…..
Tak jak z dziewczynką z sauny, która po zwróceniu jej uwagi przestała w ogóle odpowiadać dzień dobry.
A sama Pani dyrektor człowiek starej daty, widać, że nowe rozwiązania jak komputery trudno jej wprowadzić. Poza tym płace w sanatorium są strasznie niskie (10000 rubli – 600 zł) więc na pewno przełożonym ciężko wtedy wymagać.
Dziwne jest to, gdyż ceny tam nie są wcale niskie, mając na uwadze niskie ceny mediów należy zadać pytanie gdzie idą pieniądze????
I w takiej sytuacji zazwyczaj dyrektor wszystko zbiera na siebie – co widać po niej.
A o sanatorium dba, kwiatuszki przy domkach sielsko anielsko, tylko nie wchodzić w kontakt z większą częścią pracowników…
Tak położone 500 metrów od Bajkału w przepięknym lesie, nad pięknym nie zamarzającym stawem, gdyż dobiega do niego woda z gorącego źródełka, tak gorące źródełko gdzie można moczyć nogi i pić wodę (mocno przeczyszczające). Poza za tym pięknie rozproszone małe na ok 10 pokoi drewniane domki (jeden ceglany w nim najbardziej luksusowe pokoje, nie wiem po ile) ok .20 szt .
Świat jak z bajki stworzony przez „innych” ludzi, we współpracy z przyrodą .
Czas dla nas tam to piękna lekcja.
Duchy miejsca też są zmęczone dojeniem go przez człowieka, poprosiły mnie o pomoc. Dlatego ten wpis na bogu z taką dokładnością.
Dla tych co mają ochotę jechać – niech wiedzą czego się spodziewać, choć wiadomo szczególnie w czasie głodowania każdy ma swoje doświadczenia i swoje oczyszczenie.
A temat pompy wspomagania zawiesiliśmy praktycznie na ten czas, zdjęć też nie wiele udało się zrobić, był to czas do środka nas samych.