ruch na świeżym powietrzu

now browsing by category

 

Radosny Park koło Pałangii

Radosny Park koło Pałangi HBH 13-15 czerwiec 2016

OLYMPUS DIGITAL CAMERA

 

OLYMPUS DIGITAL CAMERA

– Czy na pewno chcesz jechać na to piwo – zapytał z niedowierzaniem Bartek, gdy powiedziałam, że chcę zobaczyć ten park z kompleksem knajp i własnym browarkiem.

A dowiedzieliśmy się o nim w cudowny sposób. Chcieliśmy się wykąpać, nasycić wodą, w końcu jesteśmy nad Bałtykiem, niestety zimnym i jak nasze wejścia do wody są krótkie.

Poszliśmy do jednego hotelu ze Spa:

– Dziś nie polecam naszego Spa, nie ma meczy więc będzie dużo ludzi, nie odpoczniecie – przyjdźcie jutro uczciwie powiedziała recepcjonistka.

Poleciła inny hotelik niedaleko.

– U nas malutki basenik i dwie sauny – odpowiedziała w nim kolejna uczciwa recepcjonistka – cztery kilometry od Pałangi jest fajny basen, a dalej o 1 km jest HBH w Żibininkaj, a tam nie tylko robią piwo, kwas i ale jeszcze można zjeść świetne potrawy kuchni litewskiej, do tego jest to w lesie.

Anioł powiedział – więc o 22 stanęliśmy na pustym parkingu pod Parkiem – przywitał nas przepiękny zachód słońca.

Nie sposób było opuścić w tak pięknym momencie to miejsce, więc zostaliśmy na noc. Ranek to chyba najpiękniejszy wschód słońca w naszym życiu.

OLYMPUS DIGITAL CAMERA

A Park okazał się potężnym centrum rozrywki położonym w lesie.

Znajduje się w nim wiele atrakcji – tutaj jego strona dla zainteresowanych http://www.hbh.lt/lv/hbh-palanga/

My udaliśmy się ścieżką w las, tak po prostu na spacer.

Najpierw zaprosił nas kamienny krąg (współczesny) gdzie zrobiliśmy ustawienie programu perfekcjonizmu.

OLYMPUS DIGITAL CAMERA

Tutaj nagraliśmy refleksje o ustawieniu…..

Uwalniam się od przymusu, że gdy idę inną drogą niż środowisko z którego pochodzę, to musi być ona idealna

Idę swoją drogą bez napięcia osiągnięcia celu

Idę swoją drogą z radością i pozwalam sobie osiągać swoje cele na niej

Szliśmy przez las gdzie od czasu do czasu pojawiały się drewniane zwierzęta zapraszające do wspólnej bytności, czasami wzrok przyciągały kamienne rzeźby.

OLYMPUS DIGITAL CAMERA

 

OLYMPUS DIGITAL CAMERA

 

OLYMPUS DIGITAL CAMERA

Gramofon grał ptasią symfonię, szamani grali na bębnach i nikt nikomu nie przeszkadzał, wszyscy pozostawali w jedności i harmonii. Wszystko było tak jak ma być.

OLYMPUS DIGITAL CAMERA

 

OLYMPUS DIGITAL CAMERA

Do spaceru zaprosiła nas błotna ścieżka edukacyjna, gdzie z pomostu można było zobaczyć i poznać po imieniu mieszkające tutaj rośliny.

OLYMPUS DIGITAL CAMERA

 

OLYMPUS DIGITAL CAMERA

 

OLYMPUS DIGITAL CAMERA

 

OLYMPUS DIGITAL CAMERA

Szliśmy jak urzeczeni.

Zobaczcie filmik

I tak spacerując, spacerując dotarliśmy w rejon sztucznej letniej górki do zjazdu na oponkach (takich zimowych).

OLYMPUS DIGITAL CAMERA

Takie „sankowe” zjazdy mają dla mnie jakąś magię.

– Idziemy? – zapytał Bartek .

– Idziemy – odpowiedziałam.

I z radością 3 razy zjechaliśmy w dół…

Zobaczcie na filmiku ile to ma radości (i uwolnienia napięć).

Na koniec pięknego czasu opiliśmy się przepysznym naturalnie fermentowanym kwasem chlebowym i popróbowaliśmy równie wspaniałe tradycyjne litewskie cepeliny z twarogiem. Są to kluski z gotowanych ziemniaków (podobne do śląskich) nadziewane tradycyjnie głównie farszem mięsnym. Byliśmy zaskoczeni ich delikatnością w jedynej dostępnej bezmięsnej formie – z twarogiem.

OLYMPUS DIGITAL CAMERA

 

OLYMPUS DIGITAL CAMERA

 

OLYMPUS DIGITAL CAMERA

 

OLYMPUS DIGITAL CAMERA

 

Podziękowaliśmy miejscu i pojechaliśmy zobaczyć aquapark.

Okazał się kompleksem basenowo-saunowym. Bardzo sympatycznym. Wykupiliśmy bilet na 3 godziny i poddaliśmy się tym razem wodnej radości (wstęp na 3 godziny bez basenu z mineralną wodą 20 euro)

Największą atrakcją była sauna, banja litewska z rytuałami saunowymi odbywającymi się o każdej pełnej godzinie.

Sama banja ma proste długie ławy na jednej wysokości, piec bez dodatku żelaza w konstrukcji, temperaturę ok 60-80 stopni i wilgotność podobną.

Ubrani w lniane bluzo sukienki mężczyźni przeprowadzali rytuały. Jeden aromatyczny (machanie różnymi witkami roślinnymi), drugi solny polegający na przesypywaniu soli z propolisem i polewaniu kamieni w piecu wodą z solą.

Czad, na koniec rytuału krótki koncert na drumli, czy misie tybetańskiej.

Jak wiecie jesteśmy miłośnikami saun, bani , ale czegoś takiego jeszcze nie doświadczyliśmy nigdy i nigdzie.

Sauna czyści ciało i ducha, przed wejściem zostawia się wszystkie problemy, a tutaj spędza się czas w ciszy i spokoju.

– Czy to tradycyjna sauna, banja litewska? – pytam prowadzących rytuał.

Piec i ułożenie ławek całkowicie tradycyjne, piec w tym kompleksie wybudowany na podstawie odnalezionego pieca z XVII wieku.

– A sam rytuał robimy taki, bo nam się taki podoba – odpowiedzieli radośnie.

– Róbcie taką saunę u siebie, wtedy będzie polska, bo nie znaczenia jak jest wybudowana, ważne jest w jakim języku mówią w niej ludzie – dodali na koniec.

Bardzo byli zaskoczeni, że Polska nie ma własnej, odrębnej popularnej tradycji saun czy banji.

A czemu nie ma???

W dwóch słowach z tego co wiem, to to że tradycje słowiańskie zostały mocno zniszczone, przez m.in. przez kościół rzymski i wpływy germańskie. Uznali wtedy to jako coś lepszego. Oni niszczyli tradycje i wierzenia słowiańskie, a myśmy to przyjmowali jako postęp. Może nam się to podobało?

Słynne jest powiedzenie Sobieskiego do Marysieńki, nie myj się bo będę wracał.

Świeżość ciała i ducha nie była w tym świecie w cenie.

Uwalniam się od pretensji do przeszłości

Pozwalam sobie na świeżość, lekkość ciała i ducha

I po pełnym radości dniu wróciliśmy na znaną nam widokową polankę pod parkiem rozrywki.

OLYMPUS DIGITAL CAMERA

 

OLYMPUS DIGITAL CAMERA

Miała być chwilowa wizyta okazała się praktycznie dwu dniowa.

Dziękujemy za ten niesamowity czas .

I na drugi dzień opuściliśmy niesamowicie gościnną kolejny raz Litwę.

Ucieczka z magii? Dlaczego? Rosyjska mierzeja kurońska

Mierzeja kurońska 9-12 stycznia 2016

 

 

 

 

Zielonograd kolejny kurort kaliningardzkiego obwodu. Nazwy miast zostały zmienione z pruskich na proste, odpowiadające temu co dzieje się w miasteczku – jak wygląda. Wszystkie tutaj tak wyglądają.

A Zielonograd malutki z promenadą, knajpeczkami, choć jakiś energia walki chce wyjść z nas i zamiast ją obserwować szukamy zaczepki między sobą, zaczepki to chyba za mało powiedziane, tym bardziej, że jesteśmy na wodzie bo przecież nów.

Bartek cierpi z powodu niemożności pójścia do knajpki.

Gdy za jakiś czas emocje ochłonęły okazało się, że chodziło o komfort psychiczny do którego był przywiązany, nie chciał też zobaczyć swoich emocji, chciał udawać spokojnego mimo że wiele razy gotował się w środku.

 

Uwalniam się od przymusu komfortu psychicznego w moim życiu

 

Obserwuje życie i jego doświadczenia

 

Uwalniam się od przymusu zasłaniania moich emocji, pozwalam sobie je obserwować

 

Wjazd na mierzeję (park narodowy) kosztuje po stronie rosyjskiej 150 rubli od sztuki (człowiek, samochód), czyli płacimy 450 rubli na rogatce parku i ruszamy dalej. Przygarnia nas parking przy morskiej plaży Lesnyj.

Po miasteczkach – tutaj wreszcie czas pobytu na przyrodzie, a rano spacer po bezkresnych piaszczystych plażach, których piasek oscyluje od jasnego po ciemny. A do tego teraz dochodzi jeszcze lód, w nocy przyprószył śnieg, więc pojawił się kolejny kolor. Zawsze marzyłam o zobaczeniu śniegu na plaży. Mówisz i masz. Fakt, że trzeba było troszkę poczekać, ale za tę scenerię która tutaj panuje powiem, że warto.

Magia i bajka spotkania człowieka, Boga, wiatru, wody….

Jak cudnie, że możemy tego doświadczać.

 

 

 

 

Jest niedziela ostatni dzień prawosławnych świąt Bożego Narodzenia, powoduje to że muzeum regionu jest otwarte (wstęp 150 rubli). A na miejscu również muzeum podarunków prowadzone przez bardzo sympatycznego rzeźbiarza (fotografowanie 100 rubli), który uchwycą w swoich dziełach niewidzialne duszki mieszkające w legendach i nie tylko – tutejszych ludzi, oddając ich emocje, uczucia.

Mierzeja Kurońska zarówno po stronie litewskiej jak i rosyjskiej od wieków zamieszkiwało wiele stworzeń.

 

 

 

 

Poza rozmową o duszkach rozmowa schodzi na niemieckich turystów.

– Tak, tak oni są mistrzami oszczędzania, tego można się od nich uczyć, jak ktoś chce – mówi Pan .

– Jak  sprzedam dwie rzeźby Niemcom w ciągu jednego dnia – to uznaję się za bohatera Rosji – śmieje się nasz rozmówca.

A Rosjanom sprzedać to nic trudnego, oni jak mają pieniądze to wydają.

Mają do nich większy luz…

 

Uwalniam się od przymusu oszczędzania czy wydawania

 

Jestem w przepływie i wydaję na to co ważne dla mnie z radością

 

 

 

 

 

W innym budynku muzeum rybołówstwa.

 

I znowu kolejne spacery tym razem po tańczącym lesie (o nim w kolejnym poście), diunach, plażach gdzie piasek miesza się ze śniegiem, a my łączymy się z tym biegając boso po plaży na granicy sniegu, piasku i wody.

 

 

 

 

 

Pada śnieg tworząc nieopisany rodzaj magii, drzewa okwiecone tak białym kwieciem, że trudno oddzielić płatek od kwiatka. Słońca nie ma, ale śnieg dodał światło do przestrzeni, zasypując krainę białym czystym puchem. Pokazując ludziom – popatrzcie jak pięknie, jak jasno, jak czysto.

 

 

 

 

Zalew zamarzł, jeziorka koło niego również, tylko morze ostało się żywe, szumiące, przypominające o tym, że wszystko płynie.

A my – jak skończeni idioci – wyjeżdżamy z tej magii!!!.

Po co, na co?

Tego nie wie nikt. Zamiast dalej wjechać w Litewską część mierzei – na środku jest granica – stwierdzamy, że już jedziemy stąd tak w ogóle .

Zielenograd pokazuje że chyba to nie był dobry pomysł (skok wibracyjny w dół, tiry na drogach, pęd ludzi w marketach….), rodzi się tęsknota za magią, za tym co zostało.

– Po co wyjechaliśmy – pytamy jeden drugiego (bo taki był plan?, bo jeszcze coś jest do zobaczenia?). Powoli dojrzewamy do świadomości – czego chcemy doświadczać, gdzie przebywać, jakie świadomie podejmować decyzje – przyznajemy się do tego że chcemy żyć w magii przyrody i jej wibracji…..

– To może pojedziemy do klasztoru koło granicy z Litwą, a potem przez Kłajpedę wrócimy na litewską mierzeję – rodzi się pomysł.

 

 

 

 

Pomysł który potem realizujemy, przyznając się do błędu lub dojrzewając do tego co tak naprawdę oczekujemy od życia…. (jeżeli doświadczanie życia można w ogóle uznać za błąd…..po prostu dojrzewamy i rezygnujemy z pewnych zachowań zastępując je innymi).

 

Uwalniam się od uczucia popełnionego błędu…

 

Pozwalam sobie doświadczać życia

 

O błędach wypowiedział się Bartek – „dla mnie zrozumienie tego mechanizmu to skok w nanoprzestrzeń

 

Noc spędzamy pod klasztorem niedaleko Sławska, który rano odwiedzamy. Paląc świeczki w intencji pozwolenia sobie na magię w życiu…

 

 

 

 

Uwalniam się od przymusu szybkiego wyjeżdżania z miejsc gdzie mi dobrze.

 

Pozwalam sobie na magię w moim życiu

 

 

I przez miasteczko jakby z innej epoki Sowjeck – może ta nazwa wpływa na takie zimne, obrażone zachowania ludzi – wjeżdżamy na Litwę, a potem jeszcze tego samego dnia przepływamy (puki co jeszcze promem) na Mierzeję Kurońską.

 

 

Syberia pokryła się białym kwieciem Irkuck – Nowosibirsk

Bajkał irkuck omsk 10-14 listopada 2015

 

 


 

 

 

Do widzenia Bajkał, czas w nową rzeczywistość, jak rzeka Angara, która bierze swoje źródła z Bajkału, tak samo my ruszyliśmy w drogę na zachód – na początku wraz z biegiem Angary, która od samego swojego źródła pokazywała nam się bajecznie, w magicznej, świetlistej scenerii.

Dziękujemy za nowy początek, za nowe narodziny…….

 

 

 

 

Droga Listwanka-Irkuck bardziej rozmarznięta niż ostatnio i chyba mniej pofałdowana – może na noc ziemią tak bardziej faluje…

Irkuck z umysłu zaprosił nas do wegetariańskiej restauracji Govinda, prawie odbywała się w niej msza krysznowców. Jedzenie wyglądało ładnie, no ale w tle główny mebel – mikrofala. Bierzemy zupę z groszkiem za 170 rubli (12 zł) , buzę i czyburieca z nadzieniem z otrąb po 60 rubli ( 3,6 zł) za sztukę. Wszystko ląduje w mikrofali i tu nawet nie jest porządnie podgrzane. Wychodzimy zniesmaczeni. Dwie parówki sojowe kupione na wynos lądują dla psów w zaspie – śmierdzą.

Szukamy czegoś innego wzrok przykuwa pizzeria wyglądająca pięknie, a w środku już gotowe upieczone pizze, do podgrzania…… w mikrofali !!! Jakieś szaleństwo. Zresztą nie tylko tutaj, ale praktycznie we większej części syberyjskiej Rosji – co widzimy. Jedzenie jest gotowane rano łącznie z naleśnikami, pierożkami, frytkami, pizzą – a potem podgrzewane w mikrofali i sprzedawane przez cały dzień. Ceny nawet teraz po spadku kursu rubla – europejskie, a porcje są maleńkie, takie przedszkolne. Zupa to zazwyczaj 250-300 gram, sałatka 100 g, ziemniaki, kasze 150 gram. W barach dla tirowców fajnie wygląda deserowy talerzyk z troszką kaszy, ziemniaków, czy ryżu a na tym troszkę mięska, i malutka salaterka sałatki – cena takiego zestawu to ok. 10 zł. Dla nas to tak w sam raz – ale panowie kierowcy nie odbiegają posturą od polskich….

Wszystko jest ważone na oczach klienta.

 

 

 

 

Irkuck dał nam refleksje nad głodem. Ojjj…. tutaj w miastach w czasie wojny musiało być ciężko. Nawet chyba sobie nie zdajemy z tego sprawy. Jaką cenę ten naród zapłacił za wojnę, za to że wojował Hitler ze Stalinem. Powiecie mógł nie wojować????? Świat wtedy na pewno wyglądałby inaczej.

Jednak my mamy doświadczać tego świata który jest i rozświetlać swoich przodków i zaszłe sytuacje, aby nie miały na nas wpływu.

Uwalniam się od głodu wojny

Pozwalam sobie żyć w dostatku jedzenia

Do tego Irkuck miał w sobie jakąś agresję jazdy na ulicach, coś czego nawet nie pamiętamy z Moskwy. W większości jazda na lodzie, przepychanki na zatłoczonych drogach , co jakiś czas stłuczki… Dziwne miasto, z radością z niego wyjechaliśmy.

Następne…… większe miasto za……… 1000 km, po drodze przestrzenie przyrody… trochę wiosek… przestrzeń Syberii.

I tak zanurzyliśmy się w niej, 1000 km do Krasnojarska zajęło nam tylko 2 dni spokojnej jazdy. Droga była zazwyczaj dobra, tylko w rejonach górskich lekko oblodzona na przełęczach, widać że o nią dbają.

 

 

 

 

 

Pogoda zazwyczaj słoneczna, w dzień ok. minus 10, w nocy 20. Gdy nie było wiatru wydawało się, że jest się w raju. Suchy klimat powodował, że mróz był przyjemny. Do tego magia drogi przy której stały majestatycznie odśnieżone brzozy.

– Syberia pokryła się białym kwieciem – mówiłam radośnie zaopatrzona w piękno przestrzeni. Kraina zamarza, a może bogowie schodzą na ziemię, mówiąc:

– Teraz nastał nasz czas.

 

 

 

 

Czasami padał śnieg, może nie padał tylko drobniutko prószył i wtedy miało się wrażenie, że gwiezdny pył spada na ziemię, przynosząc informacje z odległych galaktyk.

Magia spotkania człowieka i przyrody, człowieka i Boga.

My też biegaliśmy boso po śniegu, radując się jak dzieci. Mnie trochę parzą nóżki od mrozu, mimo, że są ciepłe – ale o tym będzie kilka słów jak się temu bliżej przyjrzę.

 

 

 

 

Po drodze poznaliśmy mężczyznę z Władywostoku, który zabytkowym Gazem jechał……

…na Berlin.

Opowiadał, że jedzie już 9 raz tą drogą. Droga Moskwa-Władywostok to 9000 km ( dla porównania słynna amerykańska drogą ze wschodu na zachód ma 5600 km), a dalej….. opowiadał, że przejechał raz aż do wybrzeży Hiszpanii. Teraz też byliśmy pełni podziwu dla jego podróży, gdyż jego zabytkowy GAZ 67 nie miał ogrzewania kabiny ani szyb w drzwiach.

 

 

 

Krasnojarsk powitał bardzo uroczyście, jeszcze nie wyszliśmy z samochodu w centrum miasta, gdy dwójka mężczyzn podeszła do samochodu mówiąc po polsku „dzień dobry”.

Okazało się, że są katolickimi księżmi w tutejszym kościele, i właśnie wracają z podróżniczego spotkania. Poopowiadali nam o pięknie tutejszej przyrody, szczególnie Chakasji i Tuwy. Lubię w zimie na nartach przemierzać tajgę i spać w namiocie, szkoda że akurat nie planują wyjazdu, może by nas zabrali ze sobą…….

– Teraz od Krasnojarska to jest już super droga na zachód – zapewnili nas.

Może to zaproszenie z tych miejsc???? Chakasja już od paru dni do mnie gadała, jednak jazda po lodowych drogach na naszych wielosezonowych oponach, a do tego mrozy które już dochodzą do minus 30 w nocy. Powiem inaczej lęk wygrał z prowadzeniem.

Poszwędaliśmy się po knajpkach i sklepach miasta i znów wyjechaliśmy (tym razem otoczeni niezwykle spokojnymi, kulturalnymi kierowcami, przepuszczajacymi pieszych , mającymi czas i niemającymi klaksonów) na trasę tym razem troszkę krótszą – następne większe miasto tylko za……… 800 km – Nowosibirsk – stolica Syberii.

I znów drogą przez lasy brzozowe czasem obleczone białym kwieciem – czasem już nie albo jeszcze nie. Przy nawierzchni już praktycznie czarnej, suchej i rzadko pagórkowatej.

 

 

 

 

Magia syberyjskiej zimy z którą powoli się zaprzyjaźniamy – temperatury przestają robić na nas wrażenie. Fakt suchy klimat i odczuwalność jest całkiem inna. To tak jak w saunie suchej, wytrzymujemy 100 czy więcej stopni, a w mokrej 60 to już wyzwanie. Tak samo tutaj przy minus 20 bez wiatru wychodzę w nocy siku w samym sweterku.

Syberia zimową porą, bo tak szczerze powiedziawszy, czy Syberia kojarzy się Wam z latem??? Mnie z zimą i z jej magia. Gdzie w zamarzniętej ciszy każdy dźwięk nabiera innego wymiaru, gdzie świat zamarza, aby pozwolić na spotkanie z Bogiem.

 

 

 

 

Z wolna przemierzamy kolejne kilometry zatrzymując się na kawę w rozrzuconych co kilkadziesiąt zazwyczaj kilometrów barach z hotelami, saunami (tylko dla mężczyzn – tiry) , prysznicem, również na nich sypiamy w naszej landrynce, która grzeje nam swoim postojowym ogrzewaniem zapewniając względny komfort mimo dwudziestokilkastopniowych temperatur w minusie. Zatrzymujemy się tam po pierwsze dlatego, że w nocy w zaśnieżonej przyrodzie trudno szuka się miejsca na nocleg , a po drugie w razie problemu z odpaleniem autka pomoc jest blisko.

I tak dojechaliśmy do Nowosibirska 

 

 

 


 

Dbaj bez przywiązań – buddyjski klasztor na północy

Klasztor Amarbajasgalant – dbaj bez przywiązania 1 listopada 2015

 

 

 

 

Klasztor widoczny jest z oddali kilku czy kilkunastu kilometrów, swoim ogromem robiący niesamowite wrażenie. Położony w dolinie otoczony górami. Obok niego domy, w sumie taki malutki przysiółek z campami dla turystów , doprowadzona linia energetyczna i co ciekawe dobry zasięg internetu. Nad klasztorem nowa stupa i figurka buddy.

My wchodzimy do klasztoru XVIII-wiecznego widać, że nie jest odnowiony , ale życia w nim niewiele. Jednak energia bardzo wysoka. Patrząc na potęgę tego miejsca od razu czuć, że kiedyś było w nim dużo życia i medytacji.

 

 

 

 

W latach 30 XX wieku mnichów wymordowano, jednak klasztor nie specjalnie zniszczono. Jego obecny stan to efekt braku zadbania przez ostatnie lata. Widać, że są środki, materiały , jednak miejsce nie ma dobrego gospodarza.

Poczyniono wiele remontów, jednak z marnym skutkiem. Szukamy kogoś kto pokazałby nam główny datzan – czytaj – otworzył.

Trafiamy na kilkunastu młodych chłopców o energetyce dalekiej od „oczekiwanej” od mnichów, za jakiś czas jeden z nich przeszedł otworzyć datzan.

Wszystko wymarłe, w sezonie na pewno bardziej żywe.

 

 

 

 

 

Czuć starą potęgę i przywiązania …… to taka duchowa ściema – nie jestem przywiązany do własnej materii, do własnych ideałów, ale buddyjskich już tak.

Religia to coś ponad i do tego można się przywiązywać….

 

Uwalniam się od przywiązania do tworzenia rzeczy dla innych, dla religii, organizacji

 

Uwalniam się od przywiązania do dzieła

 

Tworzę z radością i miłością bez przywiązań.

 

 

 

 

 

Spacerujemy doświadczając tego niesamowitego miejsca, martwi nas tylko jego zaniedbanie.

Pojawiają się obrazy, że gdy dbasz – to się przywiązujesz, więc lepiej nie dbać i się nie przywiązywać.

 

Uwalniam się od przekonania, że dbanie równoznaczne jest z przywiązaniem

 

Dbam bez przywiązania

 

 

 

 

 

Kolejne obrazy tworzenia super miejsca, super przestrzeni przelatują przez świadomość.

 

Uwalniam się od nadęcia gdy stworzę coś pięknego

 

Pozwalam sobie na pokorę przy stwarzaniu pięknych miejsc.

 

Pokora tworzenia piękna w sobie i wokół siebie, piękna które emanuje na innych i pozwala im wzrastać.

 

Tworzę piękno z radością i pozwalam mu się rozprzestrzeniać na świat

 

 

 

 

Podchodzimy do stupy na jednej z górek, patrzę na buddów siedzących dookoła niej wyżej chodzącego człowieka.

Tak jak ktoś jest wyżej, a ktoś niżej jest separacja.

Mistrz i uczeń….

Ok, tylko dlaczego mistrz patrzy z góry na ucznia????

Dlaczego gdy ktoś jest lepszy musi siedzieć wyżej i separować się od ludzi. Dlaczego nie może być jednym z nich.

 

Uwalniam się od przekonania, że nauczyciel jest wyżej ucznia

 

Uwalniam się od przekonania, że osoby duchowe separują się od ludzi

 

Żyję w jedności z otaczającym światem i ludźmi.

 

 

 

 

 

Gdyby nie zapowiadane załamanie pogody na pewno zostalibyśmy tutaj dłużej, jednak wszechświat tak układa wobec nas swoje plany, że czas w drogę – czas ku rosyjskiej granicy.

Piękne pożegnanie z Mongolią.

Dziękujemy za ten magiczny czas, w którym pokazano nam, że napięcia i nadęcia zawsze są rozładowywane, a pycha i duma popada w ruinę…..

Dziękujemy za te cudowne odsłony Mongolii i nas samych.

 

 

 

 

Opis klasztoru z Wikipedii https://pl.wikipedia.org/wiki/Amarbajasglant_chijd

Amarbajasglant chijd (mon. Амарбаясгалант хийд) – klasztor buddyjski wajmaku selengijskim w Mongolii.

Powstał w latach 1727–1736 dla upamiętnienia zmarłego w 1723 roku Öndör gegeena Dzanabadzara, którego zmumifikowane ciało złożono tu w 1779 roku. W klasztorze znajdowały się również również szczątki IV Bogd gegeena. W czasierepresji antybuddyjskich w Mongolii klasztor zamknięto, zniszczono 10 spośród 37 świątyń wchodzących w skład kompleksu. Klasztor onowiono w latach 1975–1990 z funduszy UNESCO.

W 1990 roku wznowił działalność religijną, od 2003 roku odbywa się w nim tanieccam. Jeden z najważniejszych centrów buddyzmu w Mongolii.

 

Jotunhaimen – trasy biegowe Norwegia – luty 2012

5Dalsza część podróży przebiegała przez Szwecję a potem z powrotem wróciliśmy do Norwegii i przez Lofoty cofaliśmy się wybrzeżem i fiordami do środkowej Norwegii, gdzie ponownie biegaliśmy w masywie Jotunhaimen. Szczerze mówiąc biegaliśmy także w Szwecji i po drodze gdziekolwiek gdzie był śnieg i trasy. Ich ilość jest tak olbrzymia, że jadąc autem widać często znaki drogowe ostrzegające przed narciarzami. Zatrzymywaliśmy się więc w miejscach których nazw nawet nie znamy. Czasem były one oświetlone dając nam możliwość jazdy do 22 godziny.

3 

Naszym zdaniem najlepszym rejonem do biegania jest cała środkowa Norwegia. Spotkacie tam przygotowane, ratrakowane trasy biegowe co krok. Wjeżdżając w górskie rejony najlepiej posiadać kolce w oponach lub łańcuchy, ponieważ drogi są odśnieżane do czystego lodu (lód jest karbowany). My nie mieliśmy kolców i przejechaliśmy szczęśliwie po czystym lodzie 2 tys. km. Ale posiadamy terenówkę, a camperem pewno byłoby trudniej. Największym problemem dla nas była kąpiel po wysiłku. Warto się zapisać do organizacji otwartych drzwi , przy okazji poznając codzienne życie Norwegów (Servas, Hospitalityclub, Coutchsurfing) z których gościnności korzystaliśmy, poza tym w nawigacji jest funkcja odszukiwania stacji benzynowych posiadających prysznic. Również co 60-100 km są przydrożne WC – ogrzewane pomieszczenia z umywalką i ciepłą wodą. Zawsze można skorzystać z podróżniczego sposobu kąpieli w miedniczce + gąbka jak kiedyś nasze babcie i prababcie. Nasz sprawdzony sposób korzystania z basenów jest tu trudny – są tylko w największych miastach.

3

I tak niemożliwe stało się faktem. Mając nocleg we własnym łóżku i jedzenie z Polski, nasze koszty ograniczały się do zakupu paliwa (7,5 zł za litr), promów i fotobramek.

Pamiętej!  Inne są zasady zachowania się na trasach biegowych w Norwegii!!!

Osoba wolniejsza lub stojąca ma pierwszeństwo a nie rozpędzony sportowiec!!!!!

To naprawdę daje poczucie bezpieczeństwa dla osób początkujących.

Jeżeli uważasz że jazda sprawia ci przyjemność to się uśmiechnij!!!

Jeżeli ktoś chciałby przeczytać pełen podróżniczy opis naszych refleksji o "podróży na Lofoty" : www.opodrozynapolnoc.blogspot.com

P1070996