DZIEWICZE MIEJSCA
now browsing by category
Na magicznym brzegu w pełnię
Na magicznym brzegu w pełnię 18-19 sierpnia 2016
I znów na kochanym morzu Białym tym razem północnym. Jakże innym niż zachodni, czy nawet ten koło labiryntu w Kandalakszy. Teraz jesteśmy nad otwartym morzem, gdzie nic nie zasłania linii horyzontu – jest ziemia i morze, jak u nas nad Bałtykiem. Kolejna odsłona tego pięknego i jakże nam gościnnego morza.
Gdy przyjechaliśmy nad jego brzeg 50 km za Umbą, w stronę Warzugi, powitała nas dwójka osób spacerująca sobie daleko w głębi morza w czasie odpływu. Niesamowite było to obserwować, od razu minęły napięcia dnia. A okazało się, że Ci ludzie to nasi sąsiedzi obozujący kilkaset metrów dalej. Miałam jakieś lęki do spania samotnie, a tu taki prezent.
Dziękuję bardzo za ten niesamowity prezent.
Pozwalam się przyznawać do swoich lęków i prosić o świat w którym nie będą potrzebne
– Jutro koło południa jak będzie maksymalny odpływ idziemy – zadecydowaliśmy.
I tak też zrobiliśmy. Niesowite spacerować po błocie, piasku, kamieniach mając świadomość że chwilę temu i za chwilę będzie na nich 2 metry wody ( co 6 godzin jest maxymalny stan przypływu i odpływu).
Napełniać się energią przepływu, a równocześnie sycić oczy pięknem dna w odbijającym się słońcu.
Zresztą popatrzcie sami i na zdjęcia i fragment w środku filmiku.
Za wioseczką Kaszkarancy skręciliśmy z głównej drogi szutrowej w starą drogę poprowadzoną wzdłuż brzegu.
Nasycaliśmy się przestrzenią morza, polanami jagód, między którymi wyglądały grzyby, polanami jałowca, czy już dojrzewająca dziką różą. Tutaj wszystko dojrzewa szybko ma się wrażenie, że naraz.
Zresztą rośnie tak pięknie koło siebie. Szczególnie teraz czerwone kuleczki „wilczej jagody” tworzą niesamowite kobierce. Wjechaliśmy na główną, aby zatankować w świętym źródełku wody, która okazała się siarkowa i fajnie oczyściła nas organizm.
I w takiej przestrzeni jedności ze światem ziemi, wiatru, wody jedziemy niesamowicie magiczną drogą.
Wjeżdżamy na górkę, aby z niej podziwiać piękno morza, być ponad nim, a może móc widzieć go dalej i więcej …….
– Popatrz jak tu pięknie – mówimy jeden do drugiego…
– O jest miejsce piknikowe i to jeszcze z wyrzeźbionym misiem. Uwielbiam tutaj te miejsca piknikowe stworzone przez ludzi – nie tworzy je gmina – czasami zostawione jest drzewo, czasem zbędne rzeczy które mogą przydać się następcom. Nikt tego nie niszczy, wręcz kolejni dodają coś od siebie.
Tworzę dla siebie, a jak mi nie potrzebne już oddaję, zostawiam innym
Cieszę się tworzeniem swojego miejsca w przyrodzie nawet na chwilę
Ognisko zachód słońca, wschód księżyca – odbijające się w morzu i my przy ognisku z bębenkami. Grając dla siebie, dla duchów miejsca, dla morza dla słońca, dla księżyca.
Zresztą zobaczcie i posłuchajcie sami tej magii, której nie potrafię opisać, która dzieje się pomiędzy słowami, która jest i trwa, gdzie wszystko się łączy we wspólnym jestem. Gdzie nie ma podziału na kwiat, morze, księżyc, mnie, Ciebie.
Gdzie wszystko JEST TU i TERAZ na 100% w ciekawości, radości spotkania.
Dziękujemy za ten czas, za to miejsce
Weź życie w swoje ręce – labirynt Kandalaksza
Weź życie w swoje ręce przesłanie Labiryntu Kandalaksza 14-16 sierpnia 2016
Dawne labirynty, takie magiczne miejsca, ponoć jest ich tutaj na północy Rosji ok. 60 sztuk. Niektóre łatwo dostępne – inne wręcz nieosiągalne.
Labirynt koło Kandalakszy, zgodnie z tym co pisze na tabliczce pochodzi z II w.p.n.e i jest bardzo łatwo dostępny. Można do niego dojść pieszo brzegiem w czasie odpływu z centrum miasta (4 km), lub dojechać prawie pod niego samochodem terenowym (choć Rosjanie jeżdzą i osobówkami), koordynaty poniżej na miejsce gdzie można dojechać. A stamtąd ok. 500 metrów drogą przez las kierując się na lewy półwysep. W razie złej pogody lub gdy posiada się samochód osobowy można zostawić na samej górze wzniesienia i zejść ścieżką ok. 1,5 km w dół.
Nas przywitało najpierw piękne morze z wysepkami, stadami kaczuch, a potem prosto poszliśmy do labiryntu.
Niedaleko obozowali jacyś ludzie, jednak na całym półwyspie byliśmy sami, tylko my i duchy miejsca.
Pozdrowiliśmy go od labiryntu z Olieszyna, tutaj link http://brygidaibartek.pl/spotkanie-czlowieka-przyrody-wyspa-olieszyn/ i weszliśmy z intencją w spiralę.
Idę, idę i nagle zrozumiałam, że kręcę się w kółko. Z większą uwagą popatrzyłam na to gdzie iść, zapytałam duchy i zmieniłam kierunek. Gdy zmieniłam kierunek błyskawicznie doszłam do środka, a potem wyszłam z labiryntu.
Uwalniam się od potrzeby, przymusu kręcenia się w kółko
Zmieniam kierunek z odwagą i uwagą gdy moje działanie nie przynosi rezultatów
Pozwalam sobie iść przez życie z uwagą
Gdy kręcimy się w kółko wydaje się, że tak trzeba bo większość się też kręci, nieliczni pozwalają sobie na zmianę kierunku. Gdy kręcimy się w kółko mamy na kogo zwalić swoje decyzje – na innych, pogodę , zły los. Gdy bierzemy odpowiedzialność za swoje życie nie ma winnych, to już wtedy nasze dzieło – że ono się toczy tak, a nie inaczej….
Uwalniam się od przymusu szukania winnych, że żyję tak, a nie inaczej
Biorę życie w swoje ręce i pełną odpowiedzialność za nie.
Nagraliśmy tam dla Was medytację, właśnie o wzięciu odpowiedzialności za swoje życie…
A miejsce tak nas wciągnęło sobą, że zostaliśmy na kolejny dzień, noc, dzień. Kapaliśmy się w morzu i wpatrywaliśmy w dal, w kochane Białe Morze, obserwowaliśmy kaczki z którymi urzędował Giro i byliśmy gdzieś między światami. W kolejnej przestrzeni pomiędzy.
Każda wizyta w labiryncie to kolejne lekcje, kolejne nauki. W tym labiryncie nie ma jednej drogi po której się idzie, dochodzi do środka i wychodzi. Tutaj każda droga to podróż w nieznane. Tam ważna jest cierpliwość i obserwacja myśli, tutaj ważny jest wybór drogi. Co wyraźnie pokazuje jak szybko chcesz dojść do celu.
Uwalniam się od przymusu wolnego osiągania moich celów
Osiągam moje cele szybko,
Tak, jeżeli cel nie osiąga się łatwo nie jest na ten czas i zamiast przebijać głową ścianę, warto się zapytać co robić, co zmienić, a może zmienić cel………..
Oczywiście bardzo ważne nie sabotowanie celu negatywnymi myślami. Bo wtedy to podświadomość nie wie, czego tak naprawdę chcemy. We większości sabotaż ma silniejszą moc niż cel.
Co wtedy?
…My rozpuszczamy pojawiające się programy. Odkrycie ich to już połowa sukcesu, a potem następuje zamiana ich na pozytywny – jak trzeba. Rozpuszczenie blokad w ciele w tym temacie – tu metod jest masa które używamy– bo jeżeli tego nie zrobimy problem powróci.
Uwalniam blokujące mnie programy na poziomie ciała, umysłu i ducha równocześnie
Szybkość działania zawsze była moją mocną stroną negowaną przez najbliższych, szefów i czułam się wręcz winna temu, że działam szybko. Wręcz byłam za to karana. Powstał negatywny program…
Uwalniam się od poczucia winy za szybkie działanie i osiąganie moich celów
Uwalniam się od kary za szybkie działanie i osiąganie celów
Moje cele osiągam szybko z radością miłością i wsparciem całego wszechświata.
Spacery, kąpiel obserwacja przyrody siebie i minęły dwa dni. Piękne dwa dni w pięknej przestrzeni, gdzie światy ludzi i bogów stapiały się ze sobą, a my mieliśmy okazję być w obu równocześnie.
– Może zajrzymy gdy będziemy wracać – rzuciliśmy na odchodne z nostalgią, choć nie obiecujemy.
I czy wrócimy czy nie okaże się za parę dni
Biełucha – delfin północy zwierze bez agresji
Spotkanie z Biełuchą – delfinem północy 10-11 sierpnia 2016
Wszechświat zawsze wie, kiedy powiedzieć nam – jedzcie dalej. Mimo, że dzieje się to od lat, za każdym razem gdy jestem w rezonansie z przyrodą, dalej nie mogę się temu nadziwić, za każdym razem jestem w niesamowitej wdzięczności za to co się wydarza.
Bowiem gdy dojechaliśmy do Nilmoguby i poszliśmy na pomost bazy turystycznej – polarny krąg – centrum nurkowego. Rozpoczął się jeden z piękniejszych zachodów słońca jakie tutaj widzieliśmy. Parę metrów dalej w wolierze pływała biełuszka, czasami wyciągając łepek.
Staliśmy na pomoście patrząc jak urzeczeni na magię tego dzieje się przed nami. Na cuda tworzone przez wszechświat. Może ograniczenie wolności tego pięknego ssaka nie pasowało do tego do końca, ale czy jest możliwa pełna harmonia człowieka i zwierząt?
Szczególnie gdy dla większości są one podstawą pożywienia?
Choć mam nadzieję, że właśnie te cudowne zwierzęta, żyjące w klatkach i zaufaniu do człowieka pokazują, że dzika przyroda może przenikać się z ludzkim światem, wtedy gdy człowiek przestaje być dla niego zagrożeniem, okupantem, a staje przyjacielem.
Po zakończonym zachodowym spektaklu udajemy się do adminstracji bazy, gdzie dowiadujemy się, że pół godzinna audiencja u biełuszki kosztuje 900 rubli (55 zł) w tym czasie można ją pogłaskać. Pływanie z nią to koszt 5000 rubli (300 zŁ) plus wypożyczenie pianek (z uwagi na choroby obowiązkowo należy pływać w piankach). Biełuszka odwiedzana jest 3 razy dziennie. Mamy wielkie szczęście gdyż na jutro na 18 są bileciki na wejście z głaskaniem, a potem dopiero po weekendzie.
Wiedziano doskonale kiedy nas tutaj posłać.
Zapisujemy się i jedziemy na jeziorko na nocleg, gdyż nad morzem w miejscowości nie może nic znaleźć. Wybrzeże zabudowane daczami.
Gdy na drugi dzień leje jak z cebra, mamy wątpliwości iść, czy nie iść. Co my zobaczymy?
Prowadzi mnie potrzeba pogłaskania tego niesamowitego ssaka, nawiązania z nim kontaktu i deszcz nie ma tutaj większego znaczenia.
Biełucha znajduje się w wolierze na morzu, od spodu ograniczona siatkami. Tak, że ma świeżą, naturalną morską wodę, przypływają do niej mniejsze rybki które zjada, jedno co – to nie może przemieszczać się gdzie chce.
Nasza przyjechała z Sachalina, jest jeszcze dzieckiem ma 5 lat, waży 400 kg i mierzy 2,5 metra. Pełną dorosłość Biełuchy osiągają w wieku ok 15 lat i ważą wtedy 2 tony i mierzą do 6 metrów.
Zawsze mam dużo wątpliwości do umieszczania zwierząt w zoo, czy nawet tak jak tu w oceanarium. Jednak kontakt z tą cudowną biełuszką o imieniu Waria i jej niesamowitą opiekunką burzy wszelkie moje wątpliwości, obawy.
Na początku jestem troszkę napięta przy dotykaniu cudownej skóry tego niesamowitego zwierzęcia, pojawia się lęk przed dzikiem wielkim zwierzęciem. Jednak wystarczy parę minutek, aby zatopić się w energii bezgranicznego zaufania, radości, zabawy. Poddać temu po co tu przyszłam tak naprawdę.
Tak bezgranicznemu zaufaniu, radości, zabawie.
Nasza Waria nie jest tresowana jedzeniem, gdyż duże otwory w siatce powodują, że przypływają do niej rybki, które stają się jej pożywieniem. I trudno nią manipulować jedzeniem. Jak mówi jej opiekunka robi co chce. I to jest piękne…
Uwalniam się od potrzeby bycia manipulowanym jedzeniem
Uwalniam się od przymusu, że za jedzenie muszę robić to co inni chcą.
Uwalniam się od przymusu jedzenia
Pierwsze przesłanie naszej cudownej nauczycielki.
A Waria pływa sobie w swoim baseniku co chwilkę domagając się pieszczot od wybranej przez siebie osoby. Zawsze w takich kontaktach zastanawia mnie co jest takiego magicznego w ludzkim dotyku, że wiele zwierząt jest gotowych oddać wolność za niego?
Biełucha nie ma w sobie grama agresji, nie zna tej emocji. Ponoć normalny delfin ją ma. Jej mózg nie zna tego, dlatego ponoć nie było żadnego przypadku ataku z jej strony na człowieka, ani zrobienia mu krzywdy. W stanie dzikiem nie jest taka przyjacielska i nie pozwala się głaskać.
Jednak agresji nie ma.
Kolejne przesłanie
Uwalniam się przymusu bycia agresywnym, bo taki jest natura człowieka
Widzę agresję innych, znam ją, jednak sama z niej nie korzystam
Stoimy w padającym deszczu na podeście, jest nas 4 głaskających i 3 pływających. Nikomu pogoda nie przeszkadza.
Wszyscy są spokojni i cieszą się z kontaktu z ciałem tego stworzenia, całując, tuląc się do niej.
Ona bawić się nie chce, chce jak kot głaskania. To przewraca się na brzuszek, to daje płetwę pod ludzkie ręce. Przykład na to, że nawet dzikie zwierzęta rozkoszują się ludzką czułością.
W pełnym zaufaniu, radości, miłości.
Pozwalam sobie na czułość wobec siebie i innych.
Delfiny, które miały kontakt z człowiekiem nawet wypuszczone na wolność szukają z nim kontaktu, z jego czułością a człowiek, jest różny niestety. I potem giną z rąk tego człowieka.
Taki przykład, że człowiekowi jako gatunkowi nie wolno zaufać.
Widzę jacy są ludzie i ufam tym właściwym.
Właśnie te zwierzęta żyją w otoczeniu ludzi, którzy na swój sposób o nie dbają i chronią je, gdyż przeciętny człowiek ma tendencje do zawłaszczania, zabijania, rozbijania. Widać to tutaj gdyż praktycznie nie widać kaczek wokół jezior, a jak jakaś jest zaraz słyszymy, że trzeba ją zabić. Wyrąbać drzewo, zabić zwierzęta, zdeptać grzyby – nawet bez potrzeby. Poczuć się Panem przyrody, wyrwać jej co można, bez szacunku wdzięczności, potrzeby….
Uwalniam się od potrzeby bycia Panią Przyrody
Pozwalam sobie na współdziałanie z przyrodą w pełnym szacunku, zaufaniu, pokorze
Takie zwierzęta jak nasza Waria to aniołowie, pionierzy którzy pokazują człowiekowi, że światy ludzi i zwierząt mogą się łączyć. Trzeba tylko podnieść świadomość ……. ludzi i uzmysłowić im, że nie trzeba zabijać innych, aby przeżyć tutaj na ziemi.
Uwalniam się od przekonania, że trzeba innych zabijać, aby przeżyć na ziemi
Uwalniam się od przekonania, ze muszę czerpać energię z zewnątrz, aby przeżyć
Pozwalam sobie generować własną siłę do życia.
Refleksje, refleksjami jednak przede wszystkim spotkanie z biełuszką to czas prostej radości, takiej chyba najprostszej jaką znam, bez zbędnych ozdobników, w pełnym zaufaniu.
Radość, radość przepełnia mnie każdego dnia
W pełnym zaufaniu do siebie, Boga kroczę przez życie w pełnej radości.
Zamiast 30 minut byliśmy u biełuszki 80 minut ciesząc się ze wspólnego spotkania tak po prostu, spotkania, dotyku bycia.
Tutaj filmik z naszego spotkania
W tym czasie na morzu pojawiła się foczka, na niebie przeleciał kruk. Taki znak, że gdy jest się w energii radości tworzy się magia i cała przyroda zaczyna współtworzyć przestrzeń.
Zaufanie radość, miłość buduje mój kontakt z rzeczywistością.
Dziękujemy, dziękujemy za to spotkanie, tak niesamowite, tak dalekie od oczekiwań (myślałam, że będzie show i jeden głask), tak piękne i radosne.
I na koniec ostatnia cecha różniąca biełuchę od delfina, biełuszka nie skacze, mimo że ma bardzo gibkie ciało (chyba, że jest wytresowana od małego).
Z uwagi na brak agresji w delfinariach zastępuje się delfiny, biełuchami. Miejmy nadzieję, że nastąpi to również dla rozwoju dla nich, a nie tylko ludzi.
Jeszcze raz dziękuję Warii i temu, że w czasie pobytu na Kuzowa biełuszki nie pokazały się, bo przecież wtedy nie przyjechalibyśmy do Warii w gości i nie doświadczylibyśmy jej czułości.
Refleksje z nad karelskiego jeziora
Droga do biełuchy – Nilguby 6-10 sierpnia 2016
Na Archipelagu Kuzowa biełuszka ( biełucha arktyczna – delfin koloru białego) nie chciała nam się pokazać, wiele osób mówiło widziałem biełuchę, nam jednak się nie pokazywała.
Skoro ona nie chce przyjść do nas, to my pojedziemy do niej, postanowiliśmy i zaczęliśmy kierować się w stronę wioseczki Nilguby nad morzem Białym.
Z Luohi to niedaleko – w kilometrach ok. 60 km, z czego połowa drogą gruntową. Przekracza się w czasie tej krótkiej podróży magiczne koło podbiegunowe. Na drodze asfaltowej trafił się bar z wyborem tortów, ciast, dań , bułeczek itp. Po tak długim pobycie w przyrodzie i w miasteczkach gdzie nic ładnego nie było, tutaj taki wzrokowy raj. Smakowy może też….
Jednak gdy zna się smak borówki prosto z krzaka, czy grzyba zerwanego chwilę przed przygotowaniem, wszystko inne jest tylko zabawą umysłu, która prowadzi potem do refleksji…..
– Wiesz, te borówki to mają smak !
Droga z Louhi troszkę nam zajęła czasu, syciliśmy się już któryś raz ciszą i pięknem tutejszych jezior, przy okazji piorąc brudne rzeczy, nawet udało mi się położyć hennę na włosy. Czas mijał, a może nam się wydawało, że mija. Rozpływaliśmy się w byciu. Dusza wcale nie chciała pisać czy zajmować się jakąś intelektualną pracą. Pojawiał się włożony od szkoły przymus intelektualnej pracy, a potem nie lubiana praca była kojarzona z komputerem, wszystko to wypływało na subtelnych poziomach.
Uwalniam się od przekonania, że praca umysłowa, na komputerze jest przymusem
Tworzę z radością używając do tego komputera.
Zbieraliśmy borówki i grzyby ciesząc się na dzieci z gotowania na ognisku.
Taka radość prostego przyrządzania posiłków na ofiarowanej przez wszechświat patelni.
Dar, który wykorzystujemy z wielką radością
Cieszę się z darów wszechświata i wykorzystuje je z radością.
Gdzieś z głębi wychodziły programy wstydu za to, że można cieszyć się tak prosto, szczerze i z głębi ze „zwykłej’ patelni.
Uwalniam się od wstydu radości z prostych rzeczy
Pozwalam się cieszyć tym co proste przy innych, bez względu co o tym myślą
A kreacja z taką prostą, niewinną wręcz dziecięcą radością ma potężną moc.
Gdy zaczyna się rezonować ze sobą to przestaje się tworzyć rzeczy, które „powinno” się stwarzać, a które nie rezonują. Przestaje się dawać energię na to co chce społeczeństwo, a zaczyna się proces zatapiania we własnej duszy i robienia tego do czego ona się śmieje.
Uwalniam się od przymusu tworzenia rzeczy, które należy mieć
Tworzę swoje życie, materię, wartości tak aby uzyskiwać z tego wewnętrzną radość
Takie ugruntowanie energii po Kuzowa i przygotowanie na spotkanie z naszym aniołem.
Przestrzeń nad leśnym górnym jeziorem Nilozjero (styk Karelii i Półwyspu Kola) otulała nas, przez parę dni nie spotkaliśmy nikogo.
– Chyba powoli trzeba będzie się zbierać – powiedziałam do Bartka.
– Wiesz ja wierzę, że wszechświat mi to zakomunikuje gdy przyjdzie czas.
W ciszy przestrzeni zamigotał program lęku przed rodzicami, programy tego jak: ich opieprzanie nas kiedyś – przenosimy na siebie teraz. Zachowując się tak samo względem siebie, jak oni kiedyś względem nas.
W ciele został zapisany program lęku przed określonymi zachowaniami, rozwijaniem swoich talentów, życia jak inni i osiągnięcia sukcesu w świecie.
Uwalniam się od przymusu osiągania sukcesu w świecie
Rozwijam swoje talenty i mam zaufanie, że pozwolą mi spokojnie radośnie, egzystować w świecie. Podążać drogą radości.
Zaczęliśmy ustawiać u Bartka lęk przed matką i ustawianie jej granic – gdy właśnie w tym momencie na nasza polankę na brzegu jeziora zajechał samochód i wysiadł z niego chłopak – zły, że jesteśmy w tym miejscu, a za chwilę przypłynęła łódką jego rodzinka. Weszli w naszą przestrzeń bez szacunku do nas. Niesamowite to, że jak potem jechaliśmy dalej – wszystkie miejsca piknikowe nad jeziorem były wolne.
Bartek w ferworze ustawienia granic, pokazał im gdzie mogą postawić auto. Nie spotkało się to wszystko z ich sympatią. Mieli ochotę zrobić tutaj obóz, a na łódce mężczyźni chcieli łowić ryby. Pokrzyżowaliśmy im plany i wszyscy musieli szukać miejsca gdzie indziej.
– Wiesz przestrzeń się zamknęła – powiedziałam do Bartka
– Jedźmy – dodałam
– Jak oni pojadą – odpowiedział – ustawienie granic musi się odbyć, to test wszechświata – i rozwiesił wilgotne jeszcze pranie na sznurkach.
Bartek przez całe swoje życie łykał emocje swoje i innych do siebie.
A co się dzieje jak łyka się te emocje do siebie???
Staje się tymi emocjami, które często nie mającymi nic wspólnego z nami.
Uwalniam się od przymusu łykania emocji innych do siebie
Odbijam innym ich emocje
Emocje innych odbijają się ode mnie, i wracają do właścicieli
Uwalniam się od lęku, że wzbudzę w innych ich wewnętrzną agresję. Agresję, którą chcą przelać na mnie.
Bardzo często osoby pozornie spokojnie mają bardzo dużo podświadomej agresji, którą dzielą się hojnie z innymi.
Uwalniam się od przymusu brania na siebie agresji innych
Podświadoma agresja innych nie ma na mnie żadnego wpływu, widzę ją, niezależnie co inni chcą pokazać na zewnątrz
Filmik o ustawianiu granic poniżej
I tak przestrzeń się domknęła w tym miejscu. Jak się potem okazało w najlepszym dla spotkania z biełuchą momencie.
Pożegnanie Kuzowa nieść radość w świat
Pożegnanie z Kuzowa 1-2 sierpnia 2016
Przy każdej wycieczce miejsce odsłaniało kolejne ścieżki kolejne miejsca. Idąc któryś już raz tą samą ścieżką mieliśmy wrażenie, że jest inna. Nic nam się nie nudziło. Jednak gdzieś w głębi czuliśmy , że czas rozstać się z wyspą. Okres pobytu trwający ponad 3 tygodnie w potężnym miejscu siły, gdzie każdego dnia wszystkie żywioły tańczyły ze sobą swój radosny, pełny radości, przejrzystości taniec szczęścia.
Łezka kręciła się w oku na sam moment rozstania, jednak ….
Zapadła decyzja czas jechać, Zachar obiecał nas odwieść do Kem, gdyż ja nie chciałam płynąć z Igorem (imprezowiczem z którym płynęliśmy w tamtą stronę), jednak ostatnimi czasami Zachar podpijał (czego nie robił przez pierwsze 2 tygodnie naszego pobytu) i odsuwał z dnia na dzień wspólny wyjazd. A może my sami nie mieliśmy determinacji do wyjazdu…..
Po ulewnym deszczu, połamaniu masztów w naszym namiocie, pożyczenia z tutejszej wypożyczalni innego , przenieśliśmy się na wschodni brzeg – przy izbiczcze strażników przyrody i głównym miejscu dobijania małych łódek do wyspy.
Więc zawsze będziemy wiedzieć kiedy coś przypłynie, łamiąc namiot wszechświat powiedział na ten moment dość, idźcie w świat, w inne energie. Chcieliśmy płynąć w poniedziałek, jednak Zachar stwierdził – że nie dzisiaj. Przyjęliśmy to z pokorą. Jednak jutro płyniemy – czy z Zacharem, czy nie – zapadła decyzja.
A w poniedziałek poszliśmy na spokojnie pożegnać się z całą przestrzenią. My żegnaliśmy się z nią i ona z nami.
Posyłaliśmy najlepsze życzenia jakie mogliśmy, dostaliśmy na pożegnanie jeden z piękniejszych zachodów słońca, super smaczne borówki, tyle grzybów, że mogliśmy je przyrządzić dla wszystkich znajomych.
Takie piękne „do widzenia” z dwóch stron.
Ostatnia noc …….
I nadszedł poranek…. jakaś parka przyszła na brzeg z plecakami.
– Dokąd płyniecie? – zapytaliśmy .
– Do Kem – odpowiedzieli .
– O której wasza motorówka będzie? – dopytaliśmy.
– Jedenastej – dorzucili.
– A możecie poczekać kilka minut, abyśmy i my mogli się pozbierać, bo jest już 10,45 – zapytaliśmy.
– Jak kapitanowi to nie będzie przeszkadzać nie ma problemu – dodali.
Super i zaczęliśmy się szybko pakować.
Zachar schował się ze wstydu (przecież od dwóch tygodni obiecywał nasze odwiezienie, a teraz wtopił z tym alkoholem), a my zdając się na duchy miejsc liczyliśmy, że nie przyjedzie Igor tylko Żenia, choć czekająca parka zamawiała łódź przez centrum turystyczne – a więc Igora. Ojjj…. tutejsze łódkowe machinacje.
O 11,15 byliśmy spakowani, jednak łódki nie było, 12 łódki nie ma, 13 łodki nie…… Parka chodzi wściekła, próbuje interweniować telefnicznie , na szczęście pociąg mają dopiero wieczorem, a wyspa nie chce wypuścić, a może ……..
Żegnamy się z Zacharem, Wanią, Jarkiem kolejny raz z duchami wyspy i zdajemy na prowadzenie, chcemy w bezpieczny, spokojny sposób wydostać się w wyspy. Od rana jest cisza na morzu, więc fajnie byłoby już……
O piętnastaj przypływa Żenia – wysadza pięciu wojskowych w mundurach….z bronią. Jednemu nawet w czasie wyskakiwania z pontonu na plażę wypada w piasek automat ……(ojj.. widać, że nasz czas się tu skończył!).
Bartek intuicyjnie od razu pyta – to na niedźwiedzia? – ale odpowiedzi brak. Karabiny , pistolety , noże, mundury…..napięte, srogie miny…. jak to się czuje po 25 dniach w przyrodzie, w miejscu wysokowibracyjnym. Uczulamy na to strażników.
Żenia obiecuje przypłynąć za godzinę, bo teraz musi dalej jechać na Sołowki po ludzi.
Tak Żenia wiedziałam, że on przyjedzie, wszyscy opowiadali o nim dobrze, poza dowozem motorówką na wyspę – również odwozi na dworzec, czy odbiera z dworca, można się z nim dogadać aby zrobił zakupy żywności (ale o tym dowiedzieliśmy się 2 dni przez wyjazdem ).
O 16-tej podpływa Żenia, a z łódki już witają się z nami nasze znajome z Krymu Natalia i Irina. Jakie piękne pożegnanie,
Zachar podwozi nas pontonem do motorówki i ….. „Dowidzenia”, gdzieś łezka w oku się kręci, jednak Natalia z radością macha do chłopaków na wyspę, a potem zanurza się w radosnych opowieściach.
Z radością żegnam przeszłość
Z radością odpuszczam miłe chwile, piękne miejsca, z radością idę w nowe.
Natalia dziękuję
I tak po około 40 minutach „wylądowaliśmy” w port Kem w cywilizacji, nie widzianej od 25 dni. Gdy przyjechaliśmy sezon się zaczynał, teraz widać że jest w pełni. Pełen parking samochodów (jest strzeżony ) i masa ludzi. Inny świat.
Jednak ten z pozoru „inny świat” miał od razu dla nas przekaz, piękną tęczę która rozprysła gdzieś nad lądem mówiąc :
Doświadczyliście piękna, raju, jesteście nim, nieście je dalej …….
dziękujemy za to powitanie.
A teraz może refleksja odnośnie łódek pływających na Kuzowa.
Są dwie małe motorówki Igora i Żeni.
Z Igorem jechaliśmy na Kuzowa, strasznie niemiło, butnie, alkohol w ręce, wiele razy widzieliśmy jak spóźniał się na umówiony przyjazd czasem i o godzinę czy dwie. Czy tak jak po tą parkę wracającą z nami z Kuzowa – wcale nie przypłynął. Układ z nim ma informacja turystyczna w porcie. Poza tym alkoholik, pił jak nas wiózł.
Żenia młody chłopak, przesympatyczny pływający od roku, odbiera z dworca kolejowego samochodem i również tam odwozi. Punktualny, rzeczowy, otwarty na współpracę.
Podaję telefon tylko do niego – nr telefonu +79210135598 – łódka Nowaja Ładoga.
Cena 1100 rubli (70 zł.) – przy normalnym kursie przy większej ilości osób. Przy 1-3 osoby – ceny ustalane indywidualne. Jednak z tego co słyszeliśmy to, Żenia z 2 osobami jechał za 3000 rubli, a Igor gdy przyjechał po ludzi w czasie ulewy to chciał 7500 rubli.
P.S. Bartek myślał że włosy siwieją jak jakiś egzemplarz włosa jest stary i ze starości się odbarwia. A tu na jego brodzie niektóre centymetrowe też białe…