przepisy kulinarne
now browsing by category
Kasztany jadalne – również dla surojadków
Kasztany jadalne
Zawsze myślałam, że kasztany można przyrządzić tylko żarząc w piekarniku . Jednak tutaj nauczyłam się nowego sposobu , o wiele prostszego i moim zdaniem smaczniejszego – zwykłego gotowania .
Kasztany jadalne rzecz jasna wkładamy do wody najlepiej wrzątki, tak żeby były przykryte ( nie dziurawić, nie nacinać ) i gotujemy ok 10-15 minut , wyjmujemy , obieramy z łupinki – schodzi bardzo łatwo i wcinamy .
Przepyszne
Jest jeszcze jeden sposób najprostszy na świecie , który podpatrzyłam na targu w Batumi , idealny dla surojadków , czyli jedzenie ich na surowo . Smakują jak orzeszki . Udanych eksperymentów
Smacznego
Ruszyliśmy w kolejną podróż kilkumiesięczną
15 sierpnia 2014 Ruszyliśmy w nową kilkumiesięczną podróż
I znowu ruszyliśmy w kolejną podróż tym razem na południowy wschód . W naszą pierwszą zagraniczną podróż poślubną .
Dom i kota zostawiliśmy pod opieką znajomych , którzy na ten czas wprowadzili się do nas . Dzięki temu zyskaliśmy luz , że możemy być w podróży jak długo chcemy .
Wszechświat to wszystko zorganizował za nas .
Czas przed wyjazdem był bardzo napięty , pozbywaliśmy się starego , Bartek sprzątał szkółkę , odwiązując się kawałek po kawałku od iluzji nie swoich marzeń
Do tego nasze ograniczone odżywiane , powodowało, że programy wychodziły jeden za drugim . Czasami jeszcze starym zwyczajem chcieliśmy gdzieś wyjść do knajpy, a przy okazji uciężyć się jedzeniem , więc wyskakiwaliśmy na zupkę i foccacię do Bułgara (jedna zupa i foccacia na dwie osoby i czuliśmy się objedzeni)
Trochę dla zmiany energii, aby wyjść z niej , trochę żeby posmakować smaków , a trochę żeby się u ciężyć – może dostosować wibracje do tego w czym się zmagaliśmy.
Były dni , ze wszystko szło pod górkę , pracowaliśmy cały dzień , by wieczorem okazało się , że nic nie zrobiliśmy .
Sprzątanie szkółki , wysprzątanie domu z niepotrzebnych rzeczy , przygotowanie auta , spakowanie go – bo przecież nie wiedząc kiedy wrócimy i jadąc w rejony górskie wzięliśmy rzeczy i letnie i zimowe . Landrynka nigdy nie była jeszcze tak wypchana .
Sprzątając dom , zadawaliśmy sobie pytanie czy skoro dana rzecz nie będzie potrzebna w czasie naszej podróży to czy na pewno potem będzie nam potrzebna ….??? I tak opróżnialiśmy dom, a przy okazji swoje przywiązania . Ufając wszechświatowi, że da nam to co potrzebne , że niczego nie musimy trzymać na zapas .
Wyjazd przesuwaliśmy z dnia na dzień, aż wreście dziś się udało .
Naszą podróż postanowiliśmy rozpocząć jadąc przekornie w kierunku północnym , aby raz jeszcze gnani pamięcią niedawnego poślubnego pleneru, znaleźć się ponownie w pszczyńskim zespole parkowym i raz jeszcze doznać smaku sławnego deseru „Jabłka Daisy” .
Mimo , że nie lubimy słodyczy to niesamowicie doceniamy kunszt tego deseru . Deser to bardzo proste połączenie pieczonego w całości jabłka z nadzieniem bakaliowiom (figi, daktyle itp.) . Polany gorzką czekoladą i posypany migdałami . Podany na ciepło .
Zapraszamy teraz w miarę regularnie na naszego bloga , bo w czasie podróży pisanie idzie nam lekko .
A gdzie dotrzemy , sami jeszcze nie wiemy
Tym razem w czasie naszych przygotowań dość często przewijało się przez usta naszych znajomych pytanie
„I Wy się nie boicie” ?
Czego ? – odpowiadaliśmy
Padały różne odpowiedzi
Niespodzianek, złych ludzi, awarii , niewygód i ogólnie złych przygód, czyli ………….po prostu życia.
No właśnie
Po przemyśleniu tego dochodzimy do wniosku , że ludzie dzielą się na tych co się boją żyć i tych co w tym czasie zdarzą 5 razy objechać świat lub dokonać rzeczy , które realizują ich na własnej drodze życia .
Dla nas podróż to życie
Jak mawiał świętym Augustyn
"Świat jest książką, a ci, którzy nie podóżują czytają tylko jedną jej stronę"
Ognisko poślubne
Ognisko poślubne
To już prawie miesiąc od ogniska, ale w ferworze sprzatania i odwiązywania się od Witosa , przygotowywania do wyjazdu – dziś ruszamy nie było kiedy napisać
Po naszym ślubie 21 czerwca w towarzystwie 2 światków , postanowiliśmy zaprosić naszych znajomych na wspólne ognisko do nas .
Termin przeszedł sam , podpowiedziała go intuicja, a może Góra istoty światła 19 lipca .
Lato w tym roku bardzo chimeryczne, a my dodatkowo mamy jeszcze problem z wysypiskiem czytaj smrodem. Postanowiliśmy jednak odpuścić , nie martwić się na zapas – gdzie zmieszczą się nasi goście jak będzie deszcz czy gdzie uciekniemy jak zacznie śmierdzi tylko po prostu zadziałać .
Pogoda okazała się upalna idealna na zapachowy anty prezent od śmietnika , ale tutaj przemiła niespodzianka zero smrodu nie tylko w czasie ogniska, które trwało późny godzin nocnych, ale i w czasie nocy .
Dziękujemy naszym znajomy , którzy tak licznie przybyli chcąc świętość z nami wspólną radość dziękujemy tym z bliska i tym z dalsza (Warszawa, Kielce)
Syciliśmy się sokami pranicznymi wzbogaconymi owocami . Każdy sok woda miały swoje nazwy : Radość Ciała, Wdzięczność, Spokój, Miłość , Harmonia
Można było uzupełnić braki określonych wibracji
Do tego owoce , warzywa i przyniesione przez gości sałatki, kotlety warzywne , Bób czy przepyszny chlebek .
In dalej dzień ustępował miejsca nocy , tym bardziej upał pozwalał przeniknąć rześkości .
O zachodzie słonca zrobiliśmy ceremonie pojednania żeńskiej i męśkiej energii w nas . Odkrywaliśmy w siebie swoją kobiecość , męskość
Obserwowaliśmy jacy jesteśmy i gdzie jesteśmy w naszej podróży przez życie.
Podejmowaliśmy decyzję zmian, Komary , meszki wygryzały to co niepotrzebne , zbędne , a zachodzące słońce odchodziło z tym co stare , aby następnego dnia urodzić się na nowo bardziej świadomy i pełnym .
Syciły nas rozmowy , jedzenie , picie i ogień , który coraz bardziej zaprzyjaźniał się z nami w wtapiając w przestrzeń . Dając uczucie spokoju i ciepła .
Ci co chcieli mogli posmieć się na jodze śmiechu , a już późnym wieczorem poprosiliśmy wszechświat o spełnienie naszych życzeń tych jak najbardziej niematerialnych
Gdy uderzyłam ostatni raz pałeczką w bęben , w ognisku przeskoczyły deseczki i tysiące iskierek powędrowało w przestrzeń , odpowiadając prosiliście więc otrzymacie . TO JUŻ JEST !!!
Dziękujemy ogniu i całej przestrzeni za piękne przyjęcie i współpracę
Dziękujemy wszystkim za piękny wieczór
Dziękujemy za prezenty materialne i niematerialne , życzenia
Oto jedno z nich :
Miłość jest Prawem Boga
Żyjecie , abyście mogli nauczyć się kochać
Kochacie abyście mogli nauczyć się żyć
Żadnej innej lekcji nie wymaga się od człwoieka
Te życzenia będą również mottem naszej następnej podróży
Dziękujemy Kochani
Nasza landrynka dzięki Wam już w nowym ubranku , zobaczcie jaka piękna , a talon na oklejenie autka , bym motorem do wyboru osoby oklejającej. Profesjonalista i artysta zarazem . Bardzo polecamy Konrada
Stworzyliśmy cudowną przestrzeń miłości, radości , otwartości na nowe
Bardzo cieszymy się , że jesteście i do zobaczenia po powrocie z naszej podróży
Wegańska pizza – bez sera , jajek …..
Moje ciało , ciągnie na surowe , a umysł domaga się zachcianek .
Tak zachcianek , takich jak pizza .
Nie skąd to się bierze , bo nie jestem wielką fanką pizzy , a jest to któryś moment w zyciu , że zrobiłabym dla niej dużo . Kiedyś chciałam nawet uciec z vipassany – 10 dniowe odosobnienie (www.vipassana.pl) właśnie na pizzę (i to przez cały dzień) . Udało się wtedy poskromić umysł .12 godzinną medytacją Teraz wymyśliłam , że zrobie mu wegańską pizzę .
Ja przy okazji poeksperymentuję kulinarnie – co lubię .
A w sumie nie nacieszyłam się jeszcze chyba kuchnią wegańską , a już ciało chciałoby ją przeskoczyć na surojadkowość . Więc dzięki pizzy
Będzie wilk syty i owca cała .
Przepis na pizzę , znalazłam na stronie http://zdrowienatalerzu.pl/index.php/pizza-weganska/
Ta pizza stała się dla mnie inspiracją ,
Moje składniki :
Ciasto : pizza mala 20 cm
1 szklanka mąki orkiszowej świeżo zmielonej bez przesiewania
3 łyżki oleju – ja dałam z lnianki bo taki miałam
szczypta soli
1/3 szklanki wody
1 łyżeczka suszonych drożdży
Wszystko zagniotłam i zostawiłam na ok 30 minut
W tym czasie zrobiłam ser
Ser : zuzyłam do pizzy 1/3 tego sera
0,5 szklanki nerkowców
2 łyżki drożdze do jedzenia
1 szklanka wody
1 łyżeczka agaru
przyprawy do smaku
sól
Zmiksowałam nerkowce z małą ilością wody , drożdzami , przyprawami
Wodę zagotowałam z agarem , a potem zmiksowałam razem z papką z orzechów
i przelałam do miseczki do stężenia
Po wyrośnięciu lekkim rozciągłam ciasto na kamien do piekarnika ,
potem dałam sos do pizzy u mnie był to przecier pomidorowy z przyrawami i solą , na to starłam ser , na ser pieczarki , pomidory ziarna …….. i do piekarnika 230 gróra dół na ok 20 minut
Wyszła piękna i smaczna , z uwag to : do sosu dałam za dużo ziół , a ciasto wyszło za kruche (chyba lepiej więcej białej mąki ) , poza tym super
Smacznego
Półwysep Kola styczeń 2008 – notatki z zakurzonego pamiętnika cz.II
Półwysep Kola styczeń 2008 – notatki z zakurzonego pamiętnika – Rosja
10 styczeń 2008 r. (16 dzień) czwartek
Ruszamy w tajgę , tundrę , a właściwie lieso-tundrę jak mawiają miejscowi. Ruszamy tam gdzie nie ma osad ludzkich gdzie kończy się przestrzeń ludzi , a zaczyna pustka.
Jedziemy drogą, gdy nagle znajdujemy się na dużym jeziorze . Śniegu jest mało, więc ma się wrażenie jakby skuter podążał po tafli lodowiska, a to przecież lodowisko wzięło się od zamarzniętego jeziora. Ścieżka na lodzie , którą podążamy wygląda na wydeptaną. Czuję się tak jakbyśmy jechali utartym szlakiem.
Wiatr bawi się z nami i naszym skuterem , czasami tańczymy tak jak my chcemy , czasami jak on.
Po 15 minutach znajdujemy się na brzegu , na ziemi. Jednak to dopiero początek. Wjeżdżamy w dziewiczy teren, dostępny od listopada do kwietnia . Jeziorka, zamarznięte bagna , lasy czasem niezamarzające źródła , Wszędzie cisza, tylko my przynosimy nasze głosy i ryk skutera.
W tej zamarzniętej krainie nie ma dźwięków jesteś tylko Ty i pustka i Bóg.
Po drodze mijamy szopę bez drzwi dla traktorzystów, którzy w marcu gdy pokrywa lodu dochodzi do 2.5 metra wożą ropę i inne ciężkie artykuły do zagubionych w tajdze wiosek – a jednak te ślady na jeziorze. Traktor może ciągnąć za sobą kilka ton. Traktorzyści odpoczywają w takich domach bez drzwi. Gdyż drzwi przy dużej ilości śniegu byłyby zablokowane i przedzieranie się do nich byłoby bardzo utrudnione.
Mijamy lasy, a może lepiej kępy drzew , zamarznięte bagna , jeziora czasem buksujemy w niezamarzniętych źródłach – czujemy się bardzo bezpiecznie , mamy super przewodnika , kierowcę skutera.
Jest 11. godzina zaczyna świtać tzn słońce chce wyjść za horyzontu jednak jeszcze nie jego czas. Pierwsze promyki słońca mogą pojawiać się około kreszczenia tj. 19 lutego.
Docieramy do domku na jeziorem Marna.
Domek z zewnątrz wyglądający jak drewniana szopka z desek , w środku okazuje się bardzo luksusowy – jest miejsce do spania , piec do grzania, piec na butlę gazową do gotowania, generator prądu. Pełny luksus w sercu lieso-tundry.
Na zewnątrz toaleta bardzo ciekawa z jednej strony typowa wschodnia zdrowa „kucanka” z drugiej strony jak potrzebujesz i nie przymarzniesz możesz założyć krzesełko i siąść po europejsku.
Po ciepłej rozgrzewającej herbatce czeka nas nie lada, nie planowana atrakcja łowienie ryb pod lodem. Nasz przewodnik wędkarskim świdrem wierci dziurę w lodzie, potem rozgarnia lód gołymi rękami i wkłada wędkę , lód trzeba często rozgarniać , bo mimo, ze jest ciepło około – 15 , wodę szybko ścina mróz.
Takie same otworki robi Sasza dla mnie i dla Bartka. Ja jeszcze nie włożyłam wędki , a już złapałam okonia. Ile to przyjemności złapanie ryby, nie wiem czy chodzi to o władzę nad światem przyrody, czy o coś innego jeszcze nie uświadomionego, jednak daje to dużo radości.
Ja „wegetarianka „ (nie lubię mięsa i bardzo rzadko go jem) bawię się łowieniem ryb, jaka iluzja świata. Każdą wędkę którą wkładamy do wody , wkładamy z intencją, że ma się na nią złapać rybka która chce nas nakarmić.
Siedzimy na jeziorze kontemplując ciszę , a może już pustkę . Jedyne co słyszymy to nasze głosy, ruchy, myśli, nasze ciała.
Cisza , cisza, cisza….. a do najbliższej osady ludzkiej 30 km .
Gdy oddalam się od moich towarzyszy czuję , ze wtapiam się we wszechogarniającą mnie przestrzeń , czuję dzikość i słyszę śpiew mojego mózgu.
Czuję się maleńką cząstką wszechświata , słyszę podmuch wiatru, szelest śniegu. Nie chce mi się ruszać , gdyż moje kroki są za głośne i za ciężkie do delikatności przyrody. Tworzą dysharmonię z muzyką przestrzeni.
Jest to jedno z nielicznych miejsc na naszej kuli ziemskiej gdzie tak daleko od siebie są ludzkie osady.
Z jednej strony jest to piękne z drugiej przerażające. Przyroda , a tak niewiele o niej wiemy
Dla nas ludzi wychowanych w cywilizacji , świadomość, że w pobliżu nie ma człowieka wzbudza lęk. Przecież tutaj jest mniej zagrożeń niż w mieście , A czy drugi człowiek może mi pomóc….???
A jednak tkwimy w przeświadczeniu, że siła jest na zewnątrz , a nie w człowieku , w jego wierze w siebie, wierze w Boga. Mamy większe zaufanie do samochodu, niż siebie.
Wierzymy w innych ludzi, technikę, medycyną, a nie zauważamy siebie i cząstki Boga w nas .
Może można żyć w mieście i mieć zaufanie do przyrody , ale nie znam osobiście nikogo takiego.
Po kontemplacji ciszy z naszym „małym” „dużym” połowem wracamy do domku. Mamy 4 okonie i jedną rybę podobną do łososia. Jezioro każdemu z nas coś dało i każdy z nas z czystym sercem może zjeść posiłek.
Kwestia mały czy duży połów polegała na tym, że dla nas był to duży połów jak na 2 godziny łowienia , natomiast Sasza stwierdził, ze jak na styczeń to ok, ale tak w ogóle to nic nie złapaliśmy. Normalnie szczególnie w marcu wrzuca się wędkę i wyciąga rybę w dowolnej ilości.
Po powrocie do chatki Szasza przyrządza uchę (zupę rybaków) oraz smaży resztę ryb na tłuszczu
Ucha inaczej zupa rybna kojarzy mi się z wigilia , gdy moja babcia – świetna kucharka – robiła ją z karpia, dla mnie to była najgorsza zupa świata. Ta smakuje znakomicie
Przepis Saszy:
UCHA
1 kg ryb słodkowodnych świeżych najlepiej 3 rodzai
wrzucić na litr gotującej się osolonej wody
Gotować 10-15 minut
Wyjąć rybę – gdy ryba tłusta jak łosoś czy pstrąg można zostawić , miękkie wyjąc żeby nie było ciapki.
Dodać 2-3 ziemniaki pokrojone w kostkę
1-2 cebule nadkrojone na krzyż
Gotować 15 minut
Dodać 2-3 liście laurowe, pieprz czarny w ziarenkach i mielony
Gotować pod przykryciem jeszcze 5 minut
Zdjąć z ognia i dodać 50 g wódki
Na koniec dodać zieleninę do dekoracji
Pierwszy raz mam okazję delektować się rybą z tak dziewiczej przyrody. Nie znam słowa na określenie jej wspaniałego smaku. Delikates to za mało.
Sasza nie tylko świetnie orientuje się w terenie, jest czuły na podszepty przyrody, ma świetny sprzęt ale również wspaniale zna dzieje łowozjerkiego regionu. Czym dzieli się z nami.
Na Półwyspie Kolskim została wydzielona dzika część zwana
łowozjerskim rejonem jest ona 6 razy mniejsza od Polski a zamieszkuje ją 15 000 ludzi 5 nacji.
Saamowie – żyli tutaj od zawsze , jest to nacja ugrofińska w rysach podobna do europejczyków,
Samowie szli tam gdzie renifery. Ja ze swojego doświadczenia z późniejszego przebywania z nimi mogę stwierdzić, ze jest to nacja bardzo zamknięta
Komi- mieszkańcy Sywtykaru autonomicznej republiki którzy przemieścili się tutaj za reniferami , wnosząc zdobnictwo
Niency – była zaraza reniferów u nich i część z nich wzięła swoje stada i przywędrowała na Półwysep Kolski . Niency odróżniają się od reszty azjatycką urodą
Pomory – przywędrowali z Archangielska
Rosjanie – pojawili się tutaj najprawdopodobniej w XVII wieku wraz z religia chrześcijańską
Nacje te są wymieszane i tylko na specjalne okazje zakładają swoje stroje .
Największym świętem jest Prazdnik Sjewiera w 3 niedzielę marca. Wtedy już przy blasku słońca wszystkie nacje ubierają się w swoje stroje. Termin ten zbiega się z liczeniem reniferów , a przecież Łowoziero to rosyjska stolica reniferów.
Nacje powyższe (poza Rosjanami) żyły wcześniej w koczowniczo w czumach (namiot podobny do tipi) . W czasach komunizmu , władze przekonując o wyższości życia w skupisku i wygodzie (wc w domu, szkoła , szpital itp.) namówiły je do przeniesienia się do miast m.in. Łowozjero , wybudowano dla nich „luksusowe” mieszkania w blokach.
Brak bezpośredniego kontaktu z naturą spowodował szerzenie się alkoholizmu, samobójstw.
Sasza opowiadał , ze ludzie Ci nie mogą zrozumieć , że życie w mieście, w blokach wygląda inaczej niż w tundrze . Kiedyś był świadkiem jak żywego renifera zataszczyli na 4 piętro , w mieszkaniu rozebrali, a krew lała się po klatce schodowej.
Pomijając aspekt polityczny tego przesiedlenia, należy się zastanowić czy życie w wygodzie jest zgodne z każdym człowiekiem , czy daje mu więcej szczęścia, radości harmonii….????
Sasza bardzo nam się podoba jako przewodnik człowiek, kucharz dlatego omawiamy z nim możliwość wyjazdu do wioski , do której można dotrzeć tylko śmigłowcem, a zimą skuterem – ach te ślady na lodzie, oddalonej 140 km na wschód od Łowoziero 8 godzin jazdy na skuterze . Do wsi o której jest wiele współczesnych mitów i legend tworzonych -jak to w życiu bywa – przez tych którzy tam nigdy nie byli.
Na poniedziałek , wtorek ustalamy termin wyjazdu w głąb Półwyspu Kolskiego na 4 dni.
Będziemy mieć parę dni czasu , aby „pomieszkać” w Łowoziero. Piszę „pomieszkać” , bo bardzo lubię ten stan gdy mogę spokojnie wtopić w miasteczko i żyć jego życiem. Wiadomo to tylko 2-3 dni, ale zawsze coś.