zwierzęta mocy

now browsing by category

 

Rosyjskie powitanie w kierunku Iwołgińskiego datzanu

Droga do Iwołgińska kolejne lekcje lamy….. 3 listopada 2015

 

Lamo, Lamo z Iwolgińskiego datzanu, od kiedy zaczęliśmy się z Tobą przyjaźnić bardzo wiele rzeczy zaczęło się układać, prostować i rozświetlać.

I tak było i tym razem ….

Po 7 godzinach czekania na granicy, o 2 w nocy zawitaliśmy do Rosji. Od Iwolgińskiego datzanu dzieliło nas 200 km.

– Zapowiadają na dziś załamanie pogody, jedźmy, przejeźdźmy chociaż przełęcze – powiedział Bartek.

Pierwsze 100 km było magią spotkania z tutejszą przyrodą – pokazał się piękny lis z potężną kitą, symbolizując – przypominając nam, że w norze lisa w zdystansowaniu – w naszym wnętrzu znajdziemy poczucie bezpieczeństwa, siłę, odpowiedź, źródło mądrości.

 

Jestem tym, kim jestem. Powraca do mnie cała siła. Światło rodzi się we mnie i przyciąga do mojego życia wszystko czego potrzebuję, by być szczęśliwym teraz

 

Potem pojawiła się wielka Sowa siedząca na znaku odległości – 66 km- praktycznie parę metrów od nas.

Przypominając, że tylko przez przyjrzenie się własnym cieniom zwiększymy swoją moc. Do kiedy nadajemy im moc, tym one nami zawłaszczają.

 

Zbieram siły i przejmuję odpowiedzialność za swoje życie. Siłą podświadomości stwarzam pokój, szczęście i powodzenie w życiu.

 

Gdy zawróciliśmy by się przyjrzeć sowie, odleciała w czerń nocy….

Iście magiczne powitanie

 

Jednak ok. 15 km od Gusinoozjerska pogoda dramatycznie się zmieniła, zaczęło wiać i sypać.

Droga w błyskawicznym tempie robiła się biała, nie za bardzo było wiadomo jak jechać – takiej gęstej zadymki nigdy nie widzieliśmy. Zatrzymać też na noc nie mogliśmy, gdyż nie dotankowaliśmy za granicą paliwa (mieliśmy złe doświadczenie z paliwem na tej stacji i mogłoby nam braknąć na ogrzewanie nocą samochodu lub dojazd do miasteczka).

 

 

 

Prosząc wszystkie duchy o pomoc, czując swoje lęki dojechaliśmy ostrymi jeszcze skłonami drogi do miasteczka, zatankowaliśmy i pod jakimś marketem ułożyliśmy się do snu.

Trzeba poczekać, aż droga odmarznie.

Spokojnie załatwialiśmy swoje sprawy (doładowaliśmy internet , zakupy), nagle podeszła do nas kobieta – okazało się, że ma polskie korzenie, zapraszała do siebie, a gdy odmówiliśmy z uwagi na lamę (poza tym mieliśmy dzień tylko na płynach – chcemy raz w tygodniu wprowadzać takie dni) – przyniosła nam 2 czekolady.

Niesamowite przyjęcie.

Ruszyliśmy powoli w kierunku Iwołginska 90 km, najpierw droga była posypana solą jechało się dobrze, jednak ostatnie 30 km była to droga przez lód, a może po Syberyjskim lodzie.

 

 

Droga średnio obciążona, ciało i umysł reagowali spięciem.

Zauważyłam, że w takich wypadkach fajnie jest nieświadomie jeść, zagryzać…., a tutaj akurat dzień na wodzie…..

Tak na wodzie aby zauważyć, że większość podgryzania to zagryzanie lęków, szczególnie gdy wrzuca się jedzenie w siebie.

Ojjj lama, lama

 

Uwalniam się od przymusu zagryzania gdy się boję

 

Pozwalam sobie przyjrzeć swoim lękom i je uwolnić.

 

No właśnie uwolnić……

 

Umysł znalazł kolejne preteksty do własnej zabawy

 

jak przestaniesz się bać to się coś stanie

 

Uwalniam się od przekonania, że jak przestanę się bać to się coś stanie

 

Ufam boskiemu prowadzeniu, sile własnego ducha

 

I tak z wielką ulgą ok 16 dojechaliśmy do Iwołgińska 

Mongolia żegnała nas w przestrzeni jedności serca

Pożegnanie z Mongolią w przestrzeni serca 1-2 listopada 2015

 

 

 

Czy lubimy się z nią żegnać???

Chyba dlatego pożegnania się długie, jak kolejki na granicy.

A z klasztoru pojechaliśmy w kierunku Darhanu z planem, ( a może bez planu), aby przekroczyć granicę.

Po ostatnich paru dniach emocji czułam się zmęczona, Bartek jednak bardzo chciał w nocy wyjechać z Mongolii.

Gdy mijaliśmy jedno z naszych „ulubionych” noclegowych miejsc (ok. 40 km od granicy) , pojawiła się nutka tęsknoty za snem, no ale może czas wyjeżdżać, fakt granica potrzebuje energii, ale …..

Pomachaliśmy naszemu miejscu i ……..

Jakieś 2-3 km dalej Bartek stwierdził:

– Wiesz może jednak masz rację prześpijmy się, a jutro pojedziemy na granicę.

Ile zrobiło mi to radości, znaleźliśmy nasze ulubione drzewo i ulokowaliśmy się do snu.

 

 

 

Spaliśmy twardo chyba do 10 rano.

Gdy już praktycznie się zbieraliśmy po kolejnej nie widzieć czemu herbatce, podjeżdża do nas terenówka.

– Czy trzeba Wam coś pomóc – pyta po angielsku Europejczyk, jak się potem okazało Holender.

– Nie trzeba – spaliśmy tutaj – odpowiedzieliśmy zgodnie z prawdą.

– Ok. 2 km stąd jest święte drzewo i przestrzeń matki ziemi – powiedział zachęcając do odwiedzin.

Najprawdopodobniej myślał, że stoimy w polu, bo nie możemy tam trafić.

Anioł, którego przysłało to miejsce, abyśmy go odwiedzili.

Dokładnie wytłumaczył nam drogę i razem ze swoimi pasażerkami pojechał w kierunku Ułan Bator , gdzie mieszka w dotykającym do stolicy parku narodowym.

Chcieliśmy rano przekroczyć granicę, ale teraz przestało to mieć znaczenie! Skoro ktoś kto wraca z tego miejsca, nadkłada drogi – podjeżdża do nas, namawia abyśmy tam pojechali to na pewno to ma sens.

Czasami nie mogę przestać się dziwić cudom wszechświata, a miejsce znajdowało się za górką naszego „ulubionego” miejsca ok. 500 metrów w linii prostej. Niesamowita przestrzeń ogrodzona chorągiewkami, której głównym aktorem była piękna sosna.

 

 

 

Już samo wejście w tę przestrzeń powodowało, że wchodziło się do innego świata, niby na zewnątrz głośnego (słychać było drogę, pilarzy) jednak o niesamowitej wewnętrznej ciszy.

Dookoła ptaki latały ciesząc się z naszej obecności, a może z darów przyniesionym duchom. Świat ludzi i Bogów, jak niesamowicie żegna nas Mongolia, nie mogliśmy się nadziwić.

Ptaki przelatywały metr nam nami patrząc nam prosto w oczy, czasami siadały na gałęzi okolicznych drzew jeszcze bliżej. Słońce świeciło ogrzewało przestrzeń i nas.

Czy tak wygląda raj………???

 

 

 

 

Ustawmy dlaczego nie działam ze świadomością ???

Okazało się, że jedyną formą mojej świadomości był bunt i przekora, przekora była formą wyrażenia buntu, działanie na zasadzie przeciwieństwa, dawało spójną linię działania, bo sama nie miałam wyraźnie narysowanej drogi, powstała mieszanina celów rodzinnych, społecznych i moich i ……….

Bunt przekora, zdanie na każdy temat jako forma własnej tożsamości

 

Uwalniam się od wyrażania siebie przez bunt i przekorę

 

Określam jasno co chcę zgodnie z moim sercem i idę za tym

 

Przestrzeń wspierała każde słowo, obrazy przechodziły przez umysł

Tak zawsze miałam być na maksa racjonalna, poukładana

A to co chciałam zawsze było szalone, niepoprawne, to co było moje nie było akceptowane, nie było racjonalne.

 

Uwalniam się od przymusu kierowania rozumem w moim życiu

 

Kieruję się sercem w moim życiu, jestem szalona i zwariowana

 

Gdy to wypowiadałam siedzący przez cały czas kruk na drzewie zabulgotał (nie zakrakał, wyraził się w inny sposób).

– Cały wszechświat cieszy się z mojej zmiany – zawołałam radośnie i zatańczyłam z moją podświadomością.

 

Potem przyjrzeliśmy się umysłowi, który wyrażał się w buncie, a na końcu sercu, które totalnie nie miało otwartej drogi do działania.

Gdy to wszystko poodkręcaliśmy i z radością krzyknęłam:

– Idę drogą serca – kruk odleciał …

 

 

Przestrzeń się zamknęła, transformacja się dopełniła

 

Bartek zechciał otworzyć otwarcie serca na uczucia i emocje.

Porównywany zawsze ze zdolnym, nieruchliwym bratem, czuł się źle w swojej skórze.

Mając do dyspozycji masę talentów – jak większość wstążek na drzewie , skupiał się na tym co miał brat, a czego on nie miał. Na tej jednej żółtej wstążce, której nie posiadał, mimo, ze posiadał innych z 1000. Jednak tamte nie były istotne, bo nie były akceptowane przez najbliższych.

 

 

 

 

Uwalniam się przymusu bycia tym kim nie jestem

 

Pozwalam sobie odkrywać swoją własną naturę i skupiać na swoich talentach.

 

Talenty Bartka, były postrzegane jako złe, a on sam jako wielki kłopot. Gdyż np. wgląd w to jacy są najbliżsi, powodował masę problemów, szczególnie gdy mówił, że jest w rzeczywistości inaczej niż oni chcą mu powiedzieć.

Tak samo jak jego dynamika i zamiłowanie do sportu.

Spowodowało to odcięcie od duchowości i wadę krótkowzroczności.

Szacunek najbliższych tylko do drogi ”umysłu” spowodował, że zamknął się na uczucia…

 

Uwalniam się od bycia kłopotem w życiu dla innych

 

Uwalniam się od podążania drogą umysłu.

 

Otwieram się na widzenie najbliższych takimi jakimi są

 

Otwieram się na wyrażanie uczuć i idę drogą serca

 

 

Gdy tak ustawialiśmy pojawił się piękny dzięcioł, który przychodził coraz bliżej i bliżej przynosząc największe przesłanie od wszechświata

 

 

 

 

Wiesz i opis z książki Siła zwierząt . J Ruland

 

Stuk-puk do drzwi domu Twojego stukamy,

wewnętrzny relikwiarz Ci otwieramy,

wchodź, wchodź, drzwi są już otwarte!

Przestań czekać i tylko mieć nadzieję,

działaj, bądź aktywny w Twoim istnieniu!

My, dzięcioły, bardzo Cię dziś prosimy –

posłuchaj nas, jeśli chcesz świat swój zmienić,

na nowo go ukształtować obrzeżyć,

tylko zacznij tę pracę od siebie,

z sobą najpierw musisz się zmierzyć,

drzwi serca już stoją otworem.

W takt uderzeń serca rytm Ci wybijemy,

przy którym każdy przyłączyć się musi.

Przyjrzyj się swemu światu marzeń

zobacz, jak wszystko tam początek brało.

Na dole, pośrodku i w górze przecinek,

wszędzie wszystko ze sobą jest splecione.

My te stare wzorce wzorce i postronki rozwiążemy,

Twój rewir oczyścimy wolnym uczynimy,

zaraz zawołamy tu miłość i przemianę.

Obudź się ! Bądź aktywny ! Czas działać!

Niech tak się stanie!

 

Podążam za głosem mojego serca i urzeczywistniam marzenia

 

Bicie serca prowadzi mnie do źródła spełnionego życia, pełnego miłości i radości.

 

I tak nasz przyjaciel pokręcił się koło nas i gdy skończyliśmy ustawienie odleciał i już się nie pojawił.

 

Miejsce naszej przestrzeni serca.

 

 

 

 

Spędziliśmy w nim parę godzin obserwując ptaki, wiewiórkę i stapiając się z tą niesamowitą przestrzenią.

 

Wszystko tu miało swój przekaz, w sumie jak w życiu- gdy popatrzyło się się uważnie, każda najdrobniejsza część wszechświata miała swój przekaz, dla nas i my zapewne dla niej. Wszystko było najlepiej jak powinno być.

 

 

 

 

 

Gdyby nie fakt, że na jutro zapowiadali załamanie pogody (a sprawdzają im się praktycznie prognozy w 100%) zostalibyśmy na dłużej.

A tak dziękując za ten cudowny czas udaliśmy się powoli w kierunku granicy w Altanbułag,

która powitała nas kolejką i pchającymi się Mongołami. Tak jak w ustawieniu Bartka na pustyni, gdy się jest w koleinach życia, zawsze ktoś pcha i my też musimy pchać innych. Zostawienie przestrzeni może być niebezpieczne…..

Bo ktoś może ją nam zagrabić…..

Zostawienie pół metra przestrzeni między autami powodowało stukanie o auto i wręcz molestowanie o podjechanie do przodu.

Bo ktoś może się wepchnąć i zapewne to zrobi i co wtedy???

Przypomina mi to Warszawkę, gdzie z punktu widzenia osoby wychowanej na Śląsku byłoby dużo mniejsze zatłoczenie, gdyby większość kierowców myślała co robi na skrzyżowaniu, i czy nie zablokuje innych – a nie pchała się tylko blokując innym wjazd.

 

 

Wszystko jest jednością, nie ma separacji…….

 

Mongolia trzymała nas, a może my jeszcze chcieliśmy być w jej energii…??? Nawet takiej mało ciekawej jak granica????

 

Po 7 godzinach udało nam się znaleźć po rosyjskiej stronie…………….

 

 

W “koleinach” życia przesłanie Małej Gobi

W 'koleinach” życia przesłanie Małej Gobi 23-24 październik 2015

 

 

 

 

Rano zauroczeni przestrzenią podążyliśmy dalej w Gobi, w kierunku miasteczka Nomgon.

Przestrzeń była tak potężna że czasami ciężko ją było objąć, pojawiało się uczucie zatopienia w przestrzeni, które uruchomiało czasami pokłady lęku, lęku przed zatopieniem się w tej przestrzeni, przed straceniem swojej tożsamości.

Jechaliśmy przez kolejne doliny, przyglądając się wielbłądom, pijąc kawę w ich sąsiedztwie. Takie safari po Gobi, gdzie ludzie i zwierzęta są ze sobą połączeni.

Mijaliśmy kolejne doliny które przybierały teraz różne kolory – kolory jesieni.

 

 

 

 

Bartek od paru dni próbował zrobić dłuższy piknik, rozbić namiot, wyciągnąć piecyk, jednak kompletnie nie szła na to energia.

W tym pięknym miejscu pojawiły mu się emocje, niezrealizowane pragnienie przejęło nad nim kontrolę, nawet przebiegające stadko gazel nie wyrwało go z iluzji własnych emocji.

Jechaliśmy przez piękne czarne góry, gdzie czerń po raz kolejny wydobywała nasze ukryte cienie. Czerń ziemi i zachód słońca – wszystko tańczyło wszystkimi odcieniami czerni i pomaranczu, nie mogłam się napatrzyć na tę przestrzeń – stapiając się z nią ( a Bartek odrzucił okoliczne piękno zamykając się w swoim niezrealizowanym pragnieniu).

 

 

 

 

 

Gdy na pięknym znów płaskowyżu znaleźliśmy miejsce do snu zaproponowałam ustawienie tych jego emocji, przywiązań.

Na powierzchni było wiele rzeczy, jednak wewnątrz chodziło o to, że dostawał od bliskich tylko akceptację wtedy gdy szedł utartą przez innych drogą, drogą w której nie ma miejsca na samodzielność. Szedł koleiną, którą szli wszyscy popychając siebie nawzajem. Tzn. Ci z tyłu popychali tych z przodu, kierunek. Było ciasno i trudno było się pogubić, obrać zły kierunek. W koleinie wszystko jest znane, wiadome, ale jak z niej wyjść?

 

Uwalniam się od przymusu podążania koleiną życia

 

Właśnie jak z niej wyjść ???

Na dwa sposoby – jeden objawił się po prawej północnej stronie, a drugi bliżej słońca po południowej.

Wypadnięcie na północną stronę jest nieświadome, tutaj wychodzą, albo wyrzucani są przez społeczeństwo Ci, którzy nie mają siły iść tą drogą, są za słabi, klęczą, majaczą, wiją się w męczarniach, jednak użytkownicy koleiny pilnują w niej swojego miejsca, bo jak wyjdą…….. to mogą już być w innym miejscu w innej konfiguracji, zresztą skupieni na pchaniu się nie widzą lub nie chcą widzieć tych z boku. Robią wszystko aby się nimi nie stać. Nie stać się marginesem społeczeństwa.

Po południowej stronie są Ci świadomi, którzy świadomie wyszli z koleiny. Idą w kierunku światła, słońca.

Użytkownicy kolein bacznie ich obserwują czekając na najmniejsze potknięcie i cieszą się z niego. Cieszą się bo podświadomie czują że też powinni „Coś” ze sobą zrobić , a potknięcie innych uwalnia ich od widzenia sensu pójścia NOWĄ DROGĄ.

 

Uwalniam się od przymusu szukania wsparcia u ludzi, którzy nie mogą mi go dać

 

Idę swoją drogą bez względu na konsekwencję i opinię innych.

 

Czy w koleinach nie ma potknięć? Są, ale tam są to tzw. „nieszczęśliwe wypadki”.

 

Potknięcie człowieka światła jest natomiast lekkomyślnością.

 

A dlaczego tak się dzieje???

Bo ludzie światła pokazują, że można „coś” inaczej, a Ci z kolein tak samo tego chcą, jednak lęk przysłania normalne patrzenie i powoduje, że są w stanie zrobić tylko tyle aby innym się nie udało, i dać w to bardzo dużo swojej negatywnej energii, złych myśli.

 

Uwalniam się od chciwości na złe myśli innych ludzi co do mojej drogi

 

Idę swoją drogą, a myśli innych są tylko ich myślami i mają do nich prawo.

 

Pojawia się samotność, odrzucenie

 

Uwalniam się od samotności, odrzucenia gdy idę swoją drogą

 

Uwalniam się od przymusu szukania wsparcia u ludzi, którzy mi źle życzą i odrzucają mnie i moje działania

 

Otrzymuję wsparcie od wszechświata i ludzi, którzy mnie rozumieją.

 

Żyję własnym życiem świadomie i działam świadomie.

 

Każdy ma wybór jak żyć i co robić.

 

 

 

 

 

Ustawienie było niesamowite bo na kamyczkach pojawiła się koleina, a w umysłach obrazy pojawiających się ludzi były tak plastyczne jakbyśmy oglądali film w kinie.

Tak czasem koleiny są cenne i wartościowe, tylko wtedy gdy wybiera się je świadomie i wtedy mogą nam pomóc w niektórych momentach.

Wszystko działo się w niesamowitej przestrzeni tutaj pięknie opisanej przez Bartka:

Księżycowe spotkanie.

 

 

Tym razem leniwie, noga za nogą podążyliśmy przez wielką, rozłożystą dolinę która zaprosiła nas wcześniej na nocleg. Oby oddać jej ogrom należy dodać jej rozmiary o szerokości ok 35 km i długości conajmniej 100. Istna egzotyka, drogę zagradzają stada dwugarbnych wielbłądów, o pięknych, gęstych zimowych futrach. Ciepłych, bo na nasze stopy także zagościły skarpetki z ich wełny. Dziękujemy przy okazji właścicielom i uspokojeni po troszku widokiem ich szczęśliwego życia prawie na wolności jedziemy dalej. Pustania przeobraża się w wyschnięty step, a potem w pozostałości po rozlewiskach i korytach okresowych rzek. I to one przede wszystkim dają bogactwo roślin w jesiennej teraz szacie. Słońce wyjątkowo dziś silne oświetla miękko pejzaże w odcieniach żółci, brązów, z dodatkami stalowoniebieskimi i bordo. Kolejny prezent Gobi – tak by odcisnąć niezatarte wrażenie, zachować pamięć i przekazać dalej zaproszenie, przy pomocy naszego bloga. Gobi jest w swym majestacie potężna, w szacie roślinnej ciekawa, nadrabia mniejszą różnorodność roślin skałami w odcieniach setek minerałów. Nas zapraszają różne kamyczki, jedne wdzięczą się tylko do zdjęcia, inne chcąc doświadczyć podróży same wskakując w kieszeń. Są też takie co wysiadają, i tak było z naszym kamieniem z jeziora Hapsugul, który służył jako obciążenie przy kieszeniu kapusty, teraz po przejechaniu pojemnika kołami naszej Landrynki wrócił do natury. Dziękujemy mu za pomoc.

 

 

 

 

Dzień chylił się ku wieczorowi, mimo więc magii miejsca ruszyły programy chęci zaspokojenia planów związanych z chęcią obozowania, okąpania się, wykonania prania w świetle nadchodzącej zmiany pogody. Dopiero stado gazel i zbliżenie się do czarnych jak węgiel szczytów gór pozwoliło mi na ponowne wtopienie się w przestrzeń. Przestrzeń która była zadziwiająca. Jeżeli miałbym sobie wyobrazić powierzchnię księżyca to tak właśnie by wyglądała. Czarne nagie skaliste góry , czarna prawie równa powierzchnia plato wyściełana połyskliwym kamykiem, odległy widok w dół na dolinę kończącą się daleko, daleko kolejnymi łańcuchami szczytów ….. Potem zachód słońca, żółty, różowy, aż do pomarańczu podświetlającego od drugiej strony wyraźnie ostro zakończonej górskiej grani. To wszystko bez zmiany głębokiej czarnej barwy skał….

– Spektakl trwa…..

 

 

 

 

Teraz sympatyczny bohater księżyc zalewa w ciemności całą okolicę. Żadnego tchnienia wiatru, ruchu powietrza, rośliny, owada, ptaka. Całkowita cisza………, nie cisza bo gadają skały, góry i kamyczki odbijając połyskliwe białe światło, napełniając i oświetlając na dziesiątki kilometrów okolicę. Pejzaż nocny przy niesłychanie jak na tą porę roku ciepłym powietrzu ok 16 stopni. Z kontemplacji chwili wyrywa nas widok wyraźnych świateł jadącego auta w masywie górskim na horyzoncie. Spojrzenie w nawigację pozwala stwierdzić że to……………80 kilometrów……………., nie……. jaja jakieś……… fata morgana……..… ale w nocy?

 

Rano z radością zjechaliśmy do miasteczka Nomgon, które robiło wrażenie niesamowicie zadbanego. Miasteczka pustynne to miejscowości mające ok 1000 mieszkańców, parę sklepików, szkoły, urzędy. Oddalone od siebie o 100 czy 200 km, a między tym pojedyncze jurty. Taka jest Gobi. W tym miasteczku pojawił się jeszcze klasztor buddyjski. Niestety nie zaprosił nas do siebie.

 

 

 

 

I tak kończył się powoli na czas na Gobi w tej najbardziej dzikiej odsłonie.

Na jutro zapowiadali załamanie pogody (a prognozy się tutaj sprawdzają), więc zdecydowaliśmy, że jedziemy do Dalanzagdad, aby być bliżej asfaltu.

 

 

 

Pogodowo pustynia gościła nas bajkowo w dzień 20 stopni w cieniu, czy więcej w słońcu ze 27 w plusie, w nocy minimalnie koło zera, ale zazwyczaj 5-8. Piękna jesienna Gobi….

I tak już o zmroku dojechaliśmy na nasze „ulubione” miejsce koło Dalanzagdad (dla przypomnienia największe miasteczko Gobi ok 18 000 mieszkańców, lotnisko).

Dziękujemy za ten magiczny czas na Gobi – zrobiliśmy teraz jesienią w październiku ok. 600 km bezdrożami, ciesząc się z każdej chwili.

Powiem szczerze jeszcze się Gobi nie nasyciłam, i gdy ponownie zaprosi – z radością powrócę.

Dziękujemy za tę magię i ten czas….

 

 

 

Small Gobi – zobaczyć swój upór

Small Gobi Zobaczyć swój opór 22-23 października 2015

 

 

Gobi to niesamowity nauczyciel praktycznie każdy dzień odsłania przed nami kolejne cząstki nas samych, a przy tym robiąc to niesamowicie pięknej scenerii i energii pełnej miłości, światła i bezpieczeństwa.

Mała Gobi na którą teraz nas zaprosiła słynie z tego, że znajdują się na niej dzikie osły.

Ciekawe czy tak samo uparte jak te już udomowione???

Czy się pokażą???

Jak pokaże nam się kolejna część pustyni, zaczęliśmy się zastanawiać gdy wyjeżdżaliśmy z Balandalay i nagle pojawiły się osły……. Co prawda udomowione, ale osły.

 

 

Opis osła z książki Siła zwierząt J. Ruland

Osioł opiera się, ma swój rozum i chodzi własnymi drogami. W dziwaczny sposób odzwierciedla Ci Twoje obecne zachowanie. Chce Ci zwrócić uwagę, że trzymasz się rzeczy, które mogą Ci zaszkodzić. Przeczuwasz je, ale nie chcesz ich dostrzec.

Jeżeli sprawy nie biegną tak jak powinny, ma to swoją przyczynę, której być może nie potrafisz rozpoznać, ze swojej ludzkiej perspektywy. Być może koniecznie chcesz bilet na Titanica, bo Twoim największym marzeniem jest popłynąć właśnie tym statkiem, lecz los Ci tego odmawia. Wciąż i wciąż wszystko się nie udaje, albo coś staje pomiędzy. W tej chwili czujesz się pokrzywdzony, jesteś wściekły i smutny, lecz kiedyś zrozumiesz, jakie miałeś szczęście.

 

Zatrzymaj się, spójrz w mądre oczy Osła i rozpoznaj cenną radę, jakiej chce Ci udzielić. Chęć przeforsowania za wszelką cenę określonej sprawy może ściągnąć nieszczęście, jeżeli nie zaakceptujesz prowadzenia i zrządzenia losu.

 

Nie upieraj się, zaufaj boskiemu prowadzeniu. Pójdź tymi tak nietypowymi dla Ciebie, niewygodnymi i niechcianymi drogami.

 

Puszczam i ufam. Boska siła pomaga mi i wspiera mnie Teraz

 

 

Tak, tak prowadzenie gdy nie idą emocje poddaję się mu w pełni. Pragnienia mniej mnie dopadają, ale lęki tak (u Bartka dokładnie odwrotnie). I co wtedy? – zamiast poddać się prowadzeniu – chcę uciec od sytuacji. I to przecież mam jeszcze powód, gdyż jest to niebezpieczne. Fantastyczna wymówka. Oczywiście nie ma co super forsować lęków, ale bez sensu przed nimi uciekać. Nie ma też lęków uniwersalnych – każdy ma swoje. A nawet lampa na ulicy może spaść na głowę, więc……

 

Pozwalam sobie dostrzegać moje lęki

 

Pozwalam się prowadzić

 

I w takim nastroju ruszyliśmy w kolejne odsłony naszej kochanej Gobi, z wolna krok za krokiem w kierunku jej kolejnych dolin.

 

 

Tutaj pojedyncze jurty są od siebie oddalone czasem o parę kilometrów. Teraz są baterie słoneczne, telewizory dają więc wgląd w świat, ale jeszcze kilkanaście lat temu…???

 

 

 

Sąsiad ten sam od wieków, na szczęście jeszcze szkoła i jej środowisko (to bardzo pozytywna część komunizmu, w Maroku byłej francuskiej kolonii do dziś analfabetyzm jest na poziomie 50%).

A potem życie w okrągłej jurcie, gdzie cała wewnętrzna energia wirowała w kółko, życie zgodnie z porami roku, przemieszczanie za stadami na inne pastwiska.

 

 

Zwierzęta były wszystkim ( teraz już może mniej), dawały jedzenie – mięso, nabiał, ubranie – wełnę, skóry, światło – lampy na masło, opał – odchody, transport i jakieś przychody, czy sposób wymiany dóbr.

Bez nich nie można byłoby przeżyć.

Lekarz, sąsiad daleko. Gdy coś się dzieje trzeba polegać na sobie, najbliższych. Odporność na ciepło (latem powyżej 40, ) zimno (zimą poniżej 40) wiatry i nie sprzyjające atmosferyczne warunki. Mała ilość gromadzonych materialnych dóbr z uwagi na przemieszczanie się dające niesamowitą czystość energetyczną nowej otaczającej przestrzeni.

Życie piękne gdy jest świadome, gdy ma się dobry kontakt z Bogiem, jednak gdy świadomość jest niska (a zresztą jak się miała i ma kształtować). Religia ??? A ile kilometrów do najbliższego lamy???

Będąc świadomym może nie zabijaliby zwierząt, tylko jaką świadomość trzeba mieć aby nie jeść, być odpornym na ekstremalne zimno (bo nikt nie hoduje zwierząt – nie ma opału), chodzić nago cały rok. Czy ktoś z czytających ten tekst dałby radę????

Teraz wszystko się zmienia baterie słoneczne, samochody, telewizory, młodzież ucieka do miasta (czy żyje jej się tam lepiej ??? – na pewno inaczej!).

Mongolia się zmienia bardzo dynamicznie, obecnie wg naszych obliczeń ok. 20% z 3 mln ludności mieszka w jurtach, i jest tendencja spadkowa. Za jakiś czas może zamiast prywatnych stad, powstaną wielkie stada wielkich korporacji, a przeciętny Mongoł będzie tam pracownikiem, któremu wmówi się bardzo łatwo, że jeszcze nie ma tysiąca „niezbędnych” mu dóbr i ……

 

 

Zamiast pracować tak jak teraz – spokojnie, niewiele – wygonić stado rano na lepszą łąkę, doglądnąć popołudniu, zgonić wieczorem, porobić troszkę sera, ususzyć gówna – będzie pracował od rana do wieczora , tęskniąc za zostawionymi przestrzeniami i wchodząc w „koleiny” życia jak wszyscy.

Bo gdy nie zmienimy świadomości, niewiele zmienia się w naszym życiu.

 

Działam świadomie w moim życiu

 

I taj jechaliśmy gdzieś przez Gobi, na geograficzny kierunek świata bardziej, niż prowadzeni przez nawigację, pojedyncze jurty powodowały refleksje nad światem który mija, przemija. Świat się zmienia i pozwólmy na to.

 

 

 

Gdy na jednym wzgórzu nie wiedzieliśmy za bardzo gdzie jechać, akurat podjechał do nas Mongoł (czytaj – życzliwy anioł), a gdy pokazaliśmy na mapie gdzie mniej więcej chcemy jechać (Tehem) , pokazał nam jakąś tajną drogę przez góry.

Poczuliśmy się jak w bajce gdy wąską przełęczą przejechaliśmy masyw gór. Słońce zachodziło, a my znaleźliśmy miejsce na malutkim płaskowyżu z widokiem chyba z 50 km, albo i więcej w trzy strony świata.

Gdzieś na horyzoncie migotały jurty, tak – najbliższy nasz sąsiad jest ze 20 km stąd.

Wszystko tańczyło zatapiając nas w tej niesamowitej przestrzeni, gdzie przestrzeń ziemi mieszała się z przestrzenią nieba, gdzie wszystko razem łączyło się niezapomnianej jedności, gdzie znikał czas i przestrzeń, pojawiało się NIC, z którego potem wyłaniał się cały ogrom wszechświata. 

 

Uzdrowienie landrynki i zakupy w energii wilka

Uzdrowienie landrynki i wizyta w Ułan Ude i okolicy – 30 września do 6 października 2015

 

 

Pompa wspomagania nie rabotajet.

Pożegnaliśmy bardzo transformacyjne sanatorium i wsiedliśmy do autka.

 

Nasze autko nie ma ładowania akumulatorów w czasie jazdy, gdyż zdejmując paski z pompy wpomagania siłą rzeczy unieruchomiliśmy alternator, energia jest tylko pobierana z akumulatorów, dlatego ważne jest słońce, aby przez baterię słoneczną doładowywały się nam one.

Gdy będzie słońce dojedziemy do Ułan Ude i poszukamy warsztatu regeneracji pomp, a gdy się nie uda poprosimy gdzieś po drodze we wiosce o ładowanie akumulatora, bądź poczekamy na słońce. Na ten moment mamy 2 pełne akumulatory. Jadąc bez świateł nasz silnik diesla potrzebuje niewiele energii.

 

Do Ułan Ude 180 km ok 3 godzin.

Mówimy do widzenia Bajkałowi, zabieramy troszkę nie zadowolonego Gira (który uwielbia wodę), i ruszamy prosząc wszystkie istoty światła o wsparcie w dojeździe do Ułan Ude i uzdrowieniu naszej pompy.

Słoneczko świeci, czasami troszkę za chmurkami, jednak powoduje to, że poziom naładowania obydwu akumulatorów utrzymuje się na poziomie 12,6 V . Jedziemy przez lasy i góry bez świateł – mimo całorocznego obowiązku ich stosowania w Rosji.

Posuwamy się spokojnie do przodu, najgorzej jest na przełęczy ok. 1200 m.n.p.m odgraniczającej Bajkał od Zabajkała zaczyna padać grad z deszczem, słoneczko schowało się za chmury, nie tylko nie ma ładowania, ale wypadałoby użyć świateł dla bezpieczeństwa i wycieraczek.

Jednak dzięki boskiemu przewodnictwu udaje nam się przejechać ten nieprzyjemny odcinek, za którym zaraz rozbłysło światło. Pokazując piękną złotą jesień mieniąca się tysiącem barw.

 

Ok g. 18 dojechaliśmy na 10 km przed Ułan Ude na jedno z bardziej ulubionych miejsc piknikowych miejscowej ludności. Z wielką wdzięcznością podziękowaliśmy za ten cudowny przejazd i stwierdziliśmy, że jazda i szukanie mechanika o tej porze jest bez sensu – po pierwsze słoneczko nie będzie ładować baterii, po drugie trzeba będzie użyć świateł, co spowoduje, że po 20 minutach zostaniemy bez energii.

Rozlokowaliśmy się na środku polany (energii starczyło jeszcze na ogrzewanie postojowe – czyli grzanie landrynki nocą).

Po bardzo twórczych snach…… rano ruszyliśmy szukać, a może znaleźć mechanika.

U nas w Polsce regeneracja takiej pompy to zazwyczaj 2 dni, zobaczymy jak będzie tutaj. Spotkany właściciel starego Range Rovera (już nas prowadzą – dziękujemy) doradził nam ulicę Szalapina 25, gdzie miał być szrot starych landrowerów (jak się później okazało landroverów tam nie było), pytając w mechanice gdzieś obok, życzliwi mechanicy wezwali super speca, który jako jedyny w tutejszej okolicy mógł się tego podjąć.

Przyjechał za jakiś czas i stwierdził, że regeneracja wiele nie daje, a nowych do landrowerów nie ma. Jedno co można to dopasować pompę z przeróbkami od innego samochodu, tak abyśmy dojechali do domu.

Bartek zaczął tłumaczyć, że nie jedziemy jeszcze do domu i podstawą jest regeneracja lub zamówienie przesyłki z Moskwy lub Polski z nową pompą.

Popatrzył na nas i kazał za sobą jechać.

Trafiliśmy do potężnego warsztatu ślusarskiego, remontów i regeneracji wielkich silników czy czegoś tam, prowadzonego przez jego ojca. Jak się sam przedstawił nie Rosjanina ale Żyda.

Mechanicy rozkręcili pompę i okazało się, że uszczelka na wylocie wałka się wyrobiła, została wymieniona (koszt naprawy 4000 rubli 240 zł) i Bartek mógł mocować pompę.

 

 

 

Znaleźliśmy inny ciepły warsztat gdzie nam pozwolono to zrobić samemu (był wyjątkowo zimny dzień z wiatrem – a trafiliśmy na naprawę tylko samochodów rosyjskich – daliśmy im 60 zł za 4 godziny wynajmu i zdjęcie wiatraczka). Niestety w trakcie montażu okazało się, że wentylator od alternatora wyrobił się na ośce i terkocze. Na razie został zdjęty, jednak trzeba będzie pomyśleć i nad tym.

Podziękowaliśmy wszechświatowi za tak szybką naprawę pompy. Czasem w sanatorium Bartek myślał, że coś powinien robić w tym zakresie , miał wyrzuty sumienia, że nic nie robi. Ale wtedy przestrzeń była na to zamknięta, po co walić głową w mur, kiedy można wejść przez otwarte drzwi, tylko troszkę w innym terminie.

 

Uwalniam się od przymusu działania na siłę, walenia głową w mur,

 

Pozwalam sobie działać wtedy gdy otwiera się przestrzeń.

 

W wielkiej wdzięczności pojechaliśmy na noc do Iwołgińska, do lamy (o tym w kolejnym poście)

 

W sobotę rano wróciliśmy znów do Ułan Ude zrobić zakupy i załatwić sprawę wiatraczka do alternatora. I znowu kolejny cud. W odnalezionym szrocie na Szalapina 25/3 Pan poformował nas, że jest firma Rjemstart, która zajmuje się tylko alternatorami.

W mieście znajduje się tylko punkt przyjęć, natomiast warsztat z częściami znajduje się na lewym brzegu. Wiatraczków tam było dostatek, więc bez problemu udało się dopasować odpowiedni. I za dwie godziny (niestety była kolejka) landrynka była w pełni zdrowa (koszt wymiany razem z wentylatorkiem 950 rubli ok 57 zł.)

 

 

 

 

Niedziela to czas na nasze zakupy troszkę do landrynki, tak aby doszczelnić namiot tylni – zbliża się późna jesień – czy już zima. Tutaj jesień jest zdecydowanie krótsza jak u nas.

I troszkę dla nas.

Tym razem wilk wszedł do naszego życia u mnie w postaci spodni, a Bartka pięknej koszulki.

Przynosząc siłę przywódczą. ……

 

 

 

Zmobilizował nas do zastanowienia z czym kojarzy nam się przywódca.

Oboje mamy doświadczenie w zarządzaniu ludźmi w państwowych instytucjach. Niestety musieliśmy tam być wymuszającymi przywódcami, a takimi nie chcemy być.

 

Uwalniam się od przekonania, że przywódca musi na siłę prowadzić innych i wymuszać na nich pewne zachowania

 

Pozwalam sobie prowadzić tych i tylko tych którzy tego chcą na zasadach wolności, miłości i radości

 

To taki kolejny zapewne rozdział w naszym życiu, choć blog za pewne pokazuje nasz świat i mamy nadzieję, że niektórzy czerpią z niego inspirację w tym zakresie w jakim jest im to potrzebne.

Teraz na pewno z większą odwagą jasnością będziemy pisać o tym co dla nas ważne i co nam pomaga w życiu, a co przeszkadza i jak nad tym pracujemy.

 

A samo Ułan Ude powoli pokazywało nam się w coraz to większej krasie, zapraszając to spacerów po jego ulicach.

 

 

 

Zaprosiło na jesienny targ

 

 

 

 

 

Ugościło nas również przepysznymi dim sam chińskimi gotowanymi na parze pierożkami z warzywami (farsz z warzyw obwinięty niewiarygodnie cienkim – papierowym, prześwitującym wręcz ciastem), pyszną wodą z imbirem, cytryną i miodem w sympatycznej knajpce, gdzie nie tylko można zjeść za nieduże pieniądze, ale i sympatycznie posiedzieć.

 

 

 

 

I już w drodze ku mongolskiej granicy – tak znów jedziemy do Mongolii – zatrzymaliśmy się na dwie noce w Iwołgińsku, tu jak w domu.

Nawet jeden z lamów stwierdził:

zostawajcie u nas”

 

Nam trzeba się nasycić zmianami energii i podróżami, ruchem, pójściem w nowe z radością.