NOCLEGI

now browsing by category

 

Bez przywiązań noclegowych, ale czy na pewno

Bez przywiązań noclegowych, ale czy na pewno? Ułan Bator 27-30 październik 2015

 

 

Czasami bawi nas nasze własne zachowanie. Jeden dzień śpimy stojąc pod miastem na budowie, a drugi dzień w całkiem dobrym hotelu. Bez przywiązywania się, że jakiś sposób na spędzenie nocy jest jedyny, właściwy.

 

I tak najpierw spędziliśmy dwie noce na podmiejskiej budowie, pierwszą to był bardziej ranek niż noc, a drugą gdy chodziliśmy cały dzień po Ułan Bator, było wręcz pewne, że wrócimy na to miejsce. Bo spało nam się tam bardzo dobrze.

Tak, tak są miejsca osadzone gdzieś w przyrodzie w ciszy i spokoju, a śpi się w nich czasem średnio. A są takie przy głównej drodze jak to, co dają niesamowity wypoczynek, Zasady nie ma.

Drugiego dnia rano nawet podjechał mieszkaniec lub pracownik z pobliskiej jurty zaciekawiony, a chyba bardziej zatroskany tym jak radzimy sobie w tych niskich temperaturach (pierwszą noc było – 17 i wiatr, a drugą tylko minus 10).

Dobrze, że tutaj nie ma takiego lęku przed ludźmi jak w Europie (bo ludzie jeszcze nie zaleźli sobie nawzajem tak za skórę) i bardziej są ciekawi, zatroskani niż wylęknieni widokiem nieznajomego samochodu.

Jednak chodząc po Ułan Bator naszła mnie wizja hotelu – porządnego wykąpania się, czy może nasycenia wodą po pobycie na pustyni w małej wilgotności powietrza. Czy może i sauny, aby wygrzać się po ostatnich paru dniach pierwszego dotkliwego chłodu, tym bardziej, że tutaj w Mongolii jest wyższy standard, a niższe ceny niż w Rosji.

Przeglądnęłam szybko internet i zainteresował mnie Flower hotel http://www.flower-hotel.mn/, okazało się, że ma saunę.

Cena za duży jak na standardowy pokoik – 35 metrów 120000 (240 zł – 2 osoby) ze śniadaniem i sauną. Po oglądnięciu pokoiku postanowiliśmy przyjechać następnego dnia zaraz od kiedy zaczynała się doba hotelowa, aby nacieszyć się przestrzenią i zrobić wielkie pranie.

 

 

 

 

Hotelik bardzo sympatyczny o energii japońskiej, daleki od mongolskiej. W hoteliku 4 restauracje (indyjska, japońska, chińska i europejska)

Z sauną miałam swoją zabawę (jest oddzielnie męska i żeńska) , bo bardzo jej chciałam i z radością do niej poszłam. Pani recepcjonistka dała mi ręczniczki, a potem okazało się, że nie jest nagrzana .

Poszły mi emocje ……….

Może nie potrzebna mi teraz…… trudno mi było to zaakceptować. Tym bardziej, że hotel ma ambicje wysokiej klasy, więc byłam trochę niemiła dla obsługi, która bardzo się starała wyprostować tę sytuację.

 

Bacznie obserwuję co dla mnie dobre, czym wszechświat chce mnie gościć

 

Tak, tak obserwowanie kierunku prowadzenia, bezpiecznej drogi, wychodzi mi całkiem dobrze, ale gdy wchodzę w detale, subtelności idzie troszkę gorzej.

Najgorzej ma się sytuacja gdy zapłaciłam i należy mi się, chcę z tego skorzystać, bez względu na to czy to dla mnie dobre czy nie….

 

Uwalniam się od przymusu korzystania z tego co mi się należy, za co zapłaciłam, co mi obiecano

 

Uwalniam się od przymusu tracenia czasu na rozliczanie innych z innych pracy

 

Obserwuję co dla mnie dobre i skupiam się na tym

 

 

Cieszyliśmy się przestrzenią pokoju – mieszkania, innej energii niż landrynki, niż mongolska. Czasem lubimy to zmienić i nacieszyć się czymś innym.

Wieczorkiem poszliśmy do restauracji indyjskiej, która uraczyła nas kolejnymi cudownymi smakami.

 

 

 

 

Ojj te smaki, jak bardzo bym chciała bardziej się delektować małą ilością …. może kiedyś to nastąpi.

Następnego dnia, aż nie chciało mi się wychodzić na ulicę, zmieniać tej energii.

W hotelu czułam się jakbym była w Japonii, czy Korei a na pewno nie w Mongolii. Lubię Mongolię, ale z Mongołami mimo ich gościnności, troski nigdy się nie zaprzyjaźniłam, a może potrzebna mi była energia Dalekiego Wschodu, który zaprasza do siebie dając niewielkie zajawki i oswajając ze swoją energią.

A śniadanie …… to istna poezja smaku, barw, wysokiej jakości warzyw i owoców, sałatek ….. nie wiem ale było chyba z 50 różnych dań (zapomniałam aparatu niestety), a nawet owoce dobrane te najlepsze smakowo i co za tym cenowo szczególnie w Mongolii.

Widać, że kucharz stara się, aby wszystko było również z produktów wysokiej jakości.

 

Po jednej dobie pełni wdzięczności wyjechaliśmy z hotelu, zderzając się na bazarze z energiami trudnymi dla nas, a może anielskimi, które uruchomiły ponownie masę napięć i emocji.

 

Uwalniając z nas kolejne części zamknięcia – jak się potem po ustawieniu okazało na miłość, na nas samych.

 

Pozwalam sobie być kochana – w ciszy Gobi

Gobi cisza. Pozwalam sobie być kochana -16- 20 październik 2015

 

 

Diuny, morze piasku zapraszało nas dalej i dalej na zachód, aż do ich końca. Najpierw pozwoliły się przespać na czarnej pustyni u stóp pięknej złotej diuny, a potem zaprosiły w zagłębienie terenu do lasu.

Las na pustyni???

Gobi porastają laski saksaulne (Haloxylon ammodendron) wyglądające jak oazy na tej pięknej pustyni. I nas również zaprosił jeden z nich. Dając również bogactwo drewna do kominka.

Miejscowi również zbierają wyschnięte kawałki drzew, jednak zazwyczaj koło ich domów. Mamy jednak wrażenie, że wolą kupy zwierząt, ich piecyki mają odpowiednią konstrukcję do ich palenia .

 

 

 

I tak spędziliśmy parę pięknych dni sycąc się ciszą miejsca. Raz w oddalili słyszeliśmy samochód, a innym razem przyleciały do nas żurawie, ale o tym w innym poście.

Bartek modyfikował namiot tylni, aby był użyteczny również jesienią, a ja poddawałam się medytacji, kontemplacji miejsca. Wtapiająć w przestrzeń, gdzie wszystko zostało mocno rozdrobnione, gdzie nie ma twardej sztywnej materii.

 

Rozluźniam moje ciało

 

Pozwalam moim komórkom odzyskać samodzielność i z radością być częścią całości jaką jest moje ciało.

 

Gdy zamykałam oczy słyszałam moje ciało, nawet najcichszy oddech, gdy je otwierałam – otwierało się przede mną bogactwo przestrzeni kolorów i niczym nie skrępowanej materii, która dziś jest taka jutro inna.

Czasem zmieni ją wiatr, czasem samochody tworząc koleiny i drogi, czasem zwierzęta.

Takie boskie dzieło, w którym człowiek może żyć napełniając się nim jak dziełem stworzenia. W sumie nie jak, tylko dosłownie to dzieło stworzenia, którego poszczególne cząsteczki służą do budowy materii. Pierwsze były cząsteczki, a nie materia. To z tych pojedynczych ziarenek piasku powstał ludzki świat materii.

 

Pozwalam sobie kształtować mój materialny świat zgodnie z boską wolą.

 

I w tym boskim zakątku wychodziły kolejne programy, demony opuszczały przestrzeń

 

 

 

 

W pewnym momencie zaczęła prześladować mnie myśl o mojej babce – nie babce – jak mówię – mamie – macosze mojej mamy. Zaczęły przychodzić obrazy całego jej patologicznego zachowania. Od tego, że nie pozwalała mi zerwać malinek w jej ogrodzie, bo uprawiała je dla drugiej wnuczki, a nie dla mnie, poprzez to, że moją kuzynkę (rówieśniczkę) odbierała z przedszkola o 12 godzinie, i szła z nią do mojego domu, a mnie mimo że nie znosiłam przedszkola zostawiała do 15. Czułam jej odrzucanie mnie i mojej mamy na każdym kroku .

Nie rozumiałam jej zachowania i jako dziecko zastanawiałam się dlaczego w ogóle z takimi osobami trzeba utrzymywać kontakt.

Szanuj ojca i matkę swoją, ale czy oni nie mają mieć szacunku do dzieci????

 

 

 

 

I tak wyrosłam w poczuciu odrzucenia – jako normy, miłość była czymś abstrakcyjnym i odległym. Albo inaczej Ci co kochali byli jacyś nienormalni.

I tak zachowywałam się w moim życiu, odrzucałam innych tak samo jak mnie odrzucano.

 

I nagle eureka

 

Pozwalam by inni mnie kochali

 

Tak, tak świadomie z umysłu to wiedziałam, chciałam tęskniłam, jednak przestrzeń była na to zamknięta, albo czasami lekko otwarta tylko.

Teraz poczułam cała sobą, że

 

Pozwalam innym mnie kochać

 

Uwalniam się od przymusu otaczania ludźmi, którzy mnie odrzucają, nie szanują

 

Otaczam się ludźmi, którzy mnie kochają i szanują

 

Przymus otaczania odrzucającymi bliskimi przełożył się na całe moje życie i mimo dużej pracy duchowej ciężko mi było dogrzebać się przyczyny tego programu. Bo nie był to lęk przed miłością, jak pisze wielu książkach.

A po prostu przymus odrzucenia

 

 

 

 

Teraz gdy poczułam, że mogę być kochana i mogę otaczać się takimi ludźmi, poczułam większy luz do tych co odrzucali mnie.

Ich prawo, ich wolna wola, a moje zrezygnować z ich towarzystwa.

 

Kocham siebie i pozwalam się kochać innym.

 

Potem dogrzebałam się do kolejnego przymusu kochania innych, a jak wiadomo każdy przymus rodzi opór, tym bardziej, że ja miałam przymus kochania, a inni czuli przymus odrzucania mnie. Praktycznie nie dopuszczałam do siebie miłości, próbując chyba bardzo koślawo dawać ją innym.

 

Uwalniam się od przymusu kochania innych

 

Szanuję tych, którzy mnie kochają

 

 

 

Pozwolenie sobie na kochanie przez innych, to pozwolenie sobie na branie czegoś od innych, szczególnie tego co nam się podoba czy nam potrzeba.

 

Uwalniam się od przymusu samowystarczalności w moim życiu

 

Uwalniam się od programu, że gdy coś chcę od innych muszę im to wyrywać

 

 

Pozwalam aby inni dawali i z radością, a ja pozwalam sobie brać.

 

Jestem wdzięczna za każdy najdrobniejszy dar

 

 

I tak miejsce otworzyło mnie na miłość na branie, pokazało przymusy w których żyłam, którym gdzieś się otaczałam.

 

Gobi, która od pierwszego spotkania emanuje niesamowitą miłością, troską, gościną – pozwoliła doświadczyć mi transformacji. Pokazując, że stwarzając innym taką przestrzeń jaką stworzyła mi Gobi – pomogę im otworzyć się na siebie.

 

Z wielką wdzięcznością pomachaliśmy temu miejscu na odchodne i z wolna pojechaliśmy w kierunku Servey (ok. 60 km), gdyż po kilku dniach kończyła nam się woda pitna, a wodę techniczną gotujemy tylko w ostateczności.

Pożegnać nas przyszły sępy, które stanowczo zakomunikowały, stare cierpienie odeszło, czas na nowe życie w miłości – w przestrzeni serca

 

Żyję w pzrestrzeni serca

 

Niesamowity czas w pustynnym lasku, dziękuję wszystkim duchom miejsca, za możliwość jego doświadczania 

 

 

Kolejne odsłony Gobi

Gobi w kolejnej odsłonie 16 październik 2015

 

 

 

 

 

Gobi dalej postanowiła wdzięczyć się przed nami w kolejnej odsłonie. Po magicznej, wyjątkowo ciepłej, zachmurzonej nocy, zaprosiła nas na wycieczkę wzdłuż diun dalej na zachód.

Pojawiły się złote diuny osadzone na czarnej pustyni. A czarna pustynia zapraszała do spacerów. Pamiętam ten czas 2.5 miesiąca temu, kiedy samo wyjście na czarną odbijającą słońce pustynię było nie lada wyzwaniem. Teraz wszystko było przyjazne, zapraszające.

 

 

 

 

– Nigdy nie myślałem, że pustynia będzie tak nas gościć – powiedział Bartek.

– Że pustynia w ogóle może gościć – dodał .

Tak, takie łamanie schematów, druga wizyta na Gobi, i po raz drugi niesamowita gościnność przyrody, która pokazuje nam się najpiękniej jak my możemy to przyjąć.

 

 

 

 

Koleje kwiaty, kolejne stada koni, wielbłądów dodawały jej uroku, informując, że gdzieś niedaleko (gdzieś do 10 km) można spodziewać się ludzi, jurt rozrzuconych w przestrzeni tej magicznej krainy, dodając jej tym bezpieczeństwa.

 

 

 

 

 

 

 

 

Gdzieniegdzie do złota i czerni przestrzeń dodawała czerwone klify, pozwalając nam sycić się niesamowitym kontrastem barw w ciepłej aurze ok. 20 stopni, przy lekkim wiaterku. Dziękujemy za to kolejne zaproszenie, za możliwość sycenia się pięknem kolorytem jesiennej barwy.

 

 

 

 

 

Przejechaliśmy z 30 km od ostatniego campu pod diunami i prawie każde miejsce zapraszało na zatrzymanie się w nim na dłużej, aż nie mogliśmy się zdecydować.

Duchy miejsca pomogły nam podjąć decyzję wyboru miejsca, gdyż przy końcu wianuszka diun, gdzieś w oddali zauważyliśmy parę gazel przebiegających nam drogę. Tak jesteśmy na swojej drodze…….

 

Czytam znaki z przestrzeni i idę za nimi.

 

 

 

 

Najpierw znaleźliśmy miejsce, gdzie czarna kamienista pustynia, spotykała się ze złotą piaszczystą, a może już piaszczysta spotykała się z mieszanką czarnej i złotej. Miało się wrażenie, że na górze złotego piasku usypane są czarne granulki, a linia podziału między złotem, a czernią dziś wydająca się ostra jutro może usypać się w innym miejscu.

 

 

 

 

Uwalniam się od przymusu stawiania ostrych granic

 

Granice są tylko wytworem naszego umysłu

 

Wszystko jest jednością, jesteś innym mną

 

Gdzieś wszechświat sam dopowiadał do tego co widziały oczy

 

Na mapie zaznaczone w tym terenie źródła wody, więc i przyroda była tutaj bardzo bujna (jak na pustynne warunki) tworząc coś w rodzaju oazy – gdzie zapewne mieszkają gazelki.

 

 

 

Wszystko gdzieś zlewało się w jedności.

Na noc ulokowaliśmy się naprzeciwko diun, obserwując niesamowity spektakl zachodu słońca.

– Spektakl trwa – jak mówi Bartek, gdy pojawia się magia.

 

 

 

A on trwał i trwał, najpierw słońce oświetliło diuny, a potem chowając się za horyzont podświetliło całą jego linię pomarańczowym światłem na jeszcze niebieskim niebie. Miało się wrażenie ( zresztą to tak jest na całej pustyni), że ziemia spowiła się w mroku nocy – przy niebieskim niebie.

Gdy siedzieliśmy urzeczeni kontemplując przestrzeń – dopełniając spektaklu. Z nieba zaczęły znikać chmury i znów pojawiło się czysty niezmącony błękit.

Dziura w inne wszechświaty, galaktyki w nieograniczoność tego co wydaje nam się ograniczone.

Gwiazdy powoli wypełniały przestrzeń od tych bliższych po bardziej odległe ( na nie do końca czarnym niebie).

Spektakl trwa…….

 

 

 

 

 

 

Spektakl nocy na Gobi

Noc przy diunach na pustyni Gobi.

 

 

Są takie chwile w czasie naszych podróży które głęboko zapadają w pamięci. Przykładem może być dzisiejszy świt . Gdy jeszcze noc gościła na pustyni, i tylko w sposób symboliczny światło dnia wdzierało się odsłaniając kontury otaczających gór i wysokich diun, jakaś niewidzialna siła skłoniła mnie do wyjścia z auta (obudził nas pisk ptaka lub gryzonia, a może był czas na siusiu…..).

Po przepięknym słonecznym i ciepłym dniu, oraz wyjątkowo ciemnej nocy – teraz był czas na nową odsłonę tego pustynnego miejsca.

Pierwsze zaskoczenie po wyjściu z wnętrza samochodu to miłe ciepło które otulało i zapraszało do kontemplacji tej chwili. Zaskakujące ciepło, ponieważ mimo ciepłych dni z temp. ok. 20 kilku stopni, noce w ostatnim czasie oscylowały w okolicy zera stopni (nawet z przymrozkami). To zasługa zapewne wieczornego nasuwającego się wieczorem frontu z chmurami. Teraz do zaspanego ciała i umysłu docierało więcej informacji. Do uczucia ciepła dołączył zupełny brak ruchu powietrza i towarzysząca mu cisza. Cisza tak głęboka że po wsłuchaniu się w nią był wyczuwalny tylko wewnętrzny szum moich własnych fal mózgowych. Brak dźwiękowych bodźców zewnętrznych……, słaba widoczność – blady świt……, ani chłodu ani wyczuwalny gorąc…. To chwila w której nie ma się na czym na zewnątrz zaczepić umysł. To chwila dla każdego z nas kto tego doświadcza. To chwila która nas wypełnia i towarzyszy przez resztę życia……, to chwila świadomego powrotu na łono natury – jako miejsca gdzie zachowała się niezmieniona przez człowieka wibracja Stwórcy i Stworzenia………….

Jakie było zaskoczenie kiedy wysoko w powietrzu nad diunami pojawił się krzyk sowy, przemieszczający się wraz z lecącym ptakiem.

Teatr się zamknął gdy po kolejnych kilku minutach przyleciał chłodny zefirek……

Magia światła nad Chubsugul – zachody słońca

Zachody słońca nad Chubsugul 24 sierpnia do 6 września 2015

 

 

 

Chubsugul pokazywał nam się w różnych odsłonach, jednak przez parę dni magia zachodów słońca rozpieszczała nas na całego. W ostatni dzień pokazała nam się pełna tęcza przechodząca we dwie, przypominając nam o świetle w nas i że na jego wszystkich kolorach czas się skupić.

 

Skupiam się na świetle w sobie i jego kolorycie

 

 

 

 

Niebo przeglądało się krystalicznie czystej wodzie jeziora, pokazując nam siebie zarówno na wodzie jak i na niebie.

Czystość jeziora gdzie każdy może się przejrzeć i zobaczyć siebie, siebie prawdziwego.

Czasami tak jak chmury na niebie tworzą niesamowity spektakl, czasami jednak w jeziorze odbija się tylko czerń.

Właśnie co widzimy w sobie światło czy cień?

Przed czym uciekamy przed światłem czy cieniem?

Wydaje nam się, że już jesteśmy cudowni i najpiękniejsi na świecie, czy może widzimy tylko swoje ciemne strony?

A może udaje się zachować balans?

A może skupiając się na świetle widzę rzeczy do zmiany?

 

 

 

 

 

My z Bartkiem zawsze więcej widzieliśmy cienia niż słońca w nas, skupialiśmy się na czyszczeniu siebie doszukując się kolejnych braków. Tak zostaliśmy wychowani, nigdy nie byliśmy dość dobrzy.

Tak można przez wieki, wcielenia.

Czyścić trzeba, zmieniać w kierunku większej miłości, ale należy doceniać siebie również….

 

Pozwalam sobie doceniać światło, dobre cechy we mnie.

 

 

 

 

 

Pamiętajcie, że inni są naszymi lustrami, to co widzimy w innych sami mamy w sobie – i dobre i złe.

 

Popatrzcie na zdjęcia zachodów słońca najbardziej prawdziwego miejsca jakie znam i zastanówcie się nad światłem i cieniem w sobie.

 

Pozwalam widzieć siebie prawdziwą teraz