NOCLEGI
now browsing by category
Rzym i Castel Gandolfo
Rzym i Castel Gandolfo 15-16 czerwca 2018
Chyba w jakimś byłym wcieleniu urzędowałem w Watykanie, bo jadąc do niego tak ustawiłem punkt docelowy na nawigacji, że chciałem z impetem wjechać przez bramę do wnętrza. Nie powstrzymało mnie czerwone światło, dopiero widok żołnierza z automatem skłonił mnie do zatrzymania się. To że była to właściwa brama stwierdziliśmy zaraz po wycofaniu się w boczną uliczkę. Natychmiast po nas przyjechało konwojowane przez policję auto które zniknęło w czeluściach Watykanu.
A Rzym – jego odsłona była porażająca swoją masowością. Zaraz po wejściu w uliczki starego miasta zostaliśmy otoczeni przez gęsty tłum, który zagęszczał się nadal z każdą godziną. Towarzyszyło temu zjawisku wzrost naszego rozdrażnienia. Tak więc po kolejnej wzajemnej prowokacji do kłótni, daliśmy sobie spokój. I zapewne dalibyśmy sobie spokój również z podróżowaniem, gdyby jego styl opierał się o przeloty do kolejnych turystycznych wielkich miast……..
Chcąc zatem uwolnić się od zgiełku Rzymu, pojechaliśmy na nocleg do Castel Gandolfo.
W tym miejscu przyjęcie było nieco inne. W godzinach przedpołudniowych na uliczkach miasteczka było sennie , przyjemna atmosfera zachęcała do odpoczynku w ogródkach kawiarni, których powietrze było wysycone zapachem kawy….
To był dopiero początek…..bowiem nasza audiencja po ogrodach papieskich okazała się niemalże prywatną. W autobusie którym zwiedza się ogrody była poza nami jeszcze jedna tylko osoba!
Zapewne wszyscy sympatycy Land Roverów wiedzą o tym że Jan Paweł II jeździł autem tej marki ze szklaną gablotą.
Obecnie papież Franciszek nie korzysta z Castel Gandolfo, tej letniej papieskiej rezydencji. Urządzono tu muzeum. Na ścianach wiszą portrety wielu papieży. Z większości bije taka energetyka przygnębienia, że chyba musieli się zaraz wcześniej dowiedzieć o tym że cała planeta Ziemia nie jest suwerenna….
Ciekawą propozycją jest od niedawna możliwość zwiedzania prywatnych pokoi papieskich. Oczywiście nie brakuje tam glazury na wysoki połysk.
Ale jest też część prywatna z kaplicą, urządzoną przez poprzednika Wojtyły.
Są tam obrazy nawiązujące do walki polskiego narodu o wolność i obraz Matki Boskiej Częstochowskiej
Na ścianie wisi także obraz przedstawiający mapę z granicami naszego kraju uwzględniającą te tereny których już nie ma w sobie obecnie. Wciąż tu chodzi o coś, o tę Polskę! Do czegoś najwyraźniej wielkim tego świata jest potrzebna….. Papież, twórca kaplicy był związany z Polską i przebywał na jej terytorium, widział zatem perypetie związane z suwerennością naszego kraju i wiarę polskiego ludu.
Prana World Festival czy na pewno po drodze umysłu?
Prana World Festival 4-11 czerwiec 2018
Naszą podróż rozpoczęliśmy spotkaniem z Alinem – odżywiającym się praną, który zrobił z nami wywiad, o nas, o naszej drodze.
Potem gdy czekaliśmy na naprawę autka byliśmy na medytacji z Veni – również odżywiająca się praną, kiedy to my zrobiliśmy z nią wywiad.
Pamiętam jak Grażyna Klein partnerka Alina powiedziała z uśmiechem, tutaj zaczęła się Wasza podróż i właśnie tak………
energie niejedzenia od początku zagościły w naszej podróży i……..
Zaprowadziły nas nie tam gdzie zmierzaliśmy z umysłu, a całkiem w przeciwną stronę. Tak, jechaliśmy na północ, a potem zmieniliśmy kierunek na południowy – by jechać na Prana World Festival do Włoch.
Taki znak, że niejedzenie jest o 180 stopni w innym miejscu niż myślimy???
Umysł dużo wie, chce wiedzieć, zrozumieć, ciężko mu zdobyć się na zaufanie, że tak bez jego kontroli wszystko zmierza w dobrym kierunku.
Kontrola to lęk przez nowym, nieznanym.
Mój umysł lubi zrozumieć duszę, wtedy idzie z nią ramię w ramię. I znając ten mechanizm, który wzmacnia mnie i moją drogę – pozwala mi być tu gdzie jestem , przyglądać się programom.
Programom zarówno swoim jak i społecznym, światowym, czy galaktycznym.
Pozwala mi to nie tylko zrozumieć mnie, ale również drugiego człowieka, jego agresję, kpiny, przemoc i popatrzeć na to ze współczuciem, a nie z lękiem, wyższością czy agresją.
Zrozumienie programów mojego umysłu, wspiera mnie w mojej drodze.
I postanawiam bez wstydu podążać dalej tą drogą.
Tak bez wstydu, bo jak to ja przejmowałam się tym co powiedzą inni bardziej medialni facebookowo czy youtubowo. A większość z nich krzyczy zły umysł, odrzuć go. W większości religii kiedyś odrzucano ciało i do czego to doprowadziło, wszyscy wiemy. Tak samo teraz z umysłem .
Dla mnie umysł to przyjaciel, a jego oprogramowanie …………..
Aaa… sam festival to niesamowite przeżycie – to spotkania z taką różnorodnością energii pranicznych. Praktycznie każdy ma swoją własną drogę .
Opowiadamy o tym w filmiku.
Obraza muzyczna na festiwalu była bardzo bogatam.in
Mirit pranojednka ze Słoweni z zespołem Vedun http://www.veduna.si
Taki znak , że niejedzenie jest o 180 stopni w innym miejscu niż myślimy???
Tak poznałam ten znak , znak ,który znałam dobrze, ale w moim stylu wstydziłam się tego, że działam inaczej .
Bo niejedzenie jest dla mnie drogą, a nie celem samym w sobie.
A sama droga też nie jest dążeniem samym w sobie.
Rzucam intencję i idę za tym obserwując co pojawia się po drodze.
Uwierzyłam cała sobą, że na pranę mogę przejść z dnia na dzień, bez żadnych przygotowań i nie kontrolując tego i nie udając, że się jest dalej niż jest.
Doskonale wiem, że wszystko najlepiej się dzieje, kreuje gdy daję intencję i o niej zapominam.
I tak zrobiłam i cieszyłam się jedzeniem razem z Włochami. To pierwszy spotkany przeze mnie naród (szczególnie Ci z południa), który ma dużo radości jedzenia.
Jadłam wegetariańskie pizze, makarony, gnocci , piłam cappucino z mlekiem, pojawiło się wino, szampan….
Tyle nabiału co teraz – nie zjadłam chyba przez ostatnie 5 lat, a wszystko w dobrym samopoczuciu, radości i przy dobrym trawieniu.
Myślę, że o dobre trawienie zadbał grzybek tybetański, który dostaliśmy z festiwalowej kuchni i codziennie wypijaliśmy ok. 1,5 litra płynu.
Pozwalam sobie jeść z energią, radością każde jedzenie czy materialne czy niematerialne
Wprowadzam w siebie energię radości, miłości według mnie.
To takie przesłanie Włoch i festiwalu –
Dawaj swojemu ciału to co daje mu radość, miłość, energię – bez patrzenia na innych – co im daje. Bez kontrolowania tego .
Mam odwagę słuchać siebie i iść za tym
To chyba największe przesłanie dla mnie z tego festiwalu, bo bardzo często otrzymywane przeze mnie przekazy, wizje są całkowicie inne od nauk wielkich tego świata
Idę z odwagą i pewnością za swoimi wizjami i przekazami
Tak jest….
Wyjazd z domu – prolog podróży “w stronę lekkości”. Polska, 03.05 – 02.06. 2018
Wyjazd z domu – prolog podróży “w stronę lekkości”.
Postanowiliśmy opowiedzieć Wam kolejną niezwykłą historię. Niezwykłą bo zwroty akcji są niespodziewane. Wszystko zaczęło się gdy wyjechaliśmy z domu w kolejną magiczną dla nas podróż. Podróż do wnętrza siebie – „ w stronę swojej lekkości”, a fizycznie w stronę Jakucji….
Po oczyszczeniu się z energii rodzinnego miasta w dolince „u Wendelina” podążyliśmy w kierunku Rosji. Nasza trasa celowała w obwód Kaliningradzki, Litwę i Łotwę. Naturalną stała się również wizyta u mojego ojca w jego leśnej daczy na Mazowszu.
Gdzieś wewnątrz zakiełkowała we mnie potrzeba spojrzenia z nową siłą na relację z ojcem, zatem cieszyliśmy się kilkoma dniami wspólnego pobytu.
Intencja była widocznie silna, a wszechświat za rezonował z nią – dając na to niezwykle dużo czasu… Już podczas opuszczania tego leśnego zakątka nasz silnik zgasł, a miejscowy mechanik stwierdził że jest to poważny defekt. Dobrze że od razu trafiliśmy w gościnne ręce miejscowej rodziny, obok której domu zatrzymało się nasze auto. Wiele razy opisujemy gościnność gdzieś na świecie, teraz jednak widząc zaangażowanie w pomoc w znalezieniu mechanika i zadbanie o nas w postaci obiadu , toalety, poczęstunku z kawą, możliwość pozostawienia auta na podwórku – możemy z czystym sercem wskazać że w Polsce ta tradycja jest wciąż żywa i można liczyć na pomoc rodaków.
Przy pomocy auta pożyczonego od ojca, znaleźliśmy serwis który podjął się naprawy silnika. Przyczyna okazała się błaha – śruba która dokręca koło pasowe rozrządu poluzowała się – koło zaczęło trzeć o obudowę rozrządu – aż w końcu śruba rozłamała końcówkę wałka rozrządu! I tak z błahostki – poluzowanej śrubki – zrobił się poważny remont – ponieważ aby wymienić wałek rozrządu należy rozkręcić połowę (dobrego, sprawnego) silnika. Do tego gdzie nie dzwoniliśmy w poszukiwaniu części to zawsze był jeden tekst…..nikt nie ma tego wałka na półce – bo to są takie pancerne silniki – że one się nie psują……trzeba zamawiać w Anglii. Czas oczekiwania u autoryzowanych przedstawicieli handlowych 2 do 3 tygodni…..
Zrobiła się wielka przestrzeń czasu. Postanowiliśmy ją spożytkować na odkrywaniu rodzinnych programów, które wysypywały się garściami….wycieczek po okolicy….i wypadu nad morze….
Czas zatrzymania aby zrozumieć rodzica, ziemskiego nauczyciela, ale także prekursora w odżywianiu, ziołolecznictwie, ekouprawach warzyw i owoców, który zaszczepił chęć do spędzania czasu w lesie, górach. Ale także poczęstował ograniczeniami, swoimi napięciami do braku realizacji na innych polach życia, czyli formy zamieszkania w mieście i pracy „w zakładzie”, zamiast samodzielnie prowadzić sad ekologiczny…., mając za towarzyszkę życia – osobę – żonę, która do dziś nie rozumie tych potrzeb, zainteresowań, pragnień….
Zrozumiałem zatem jak ciężko jest być prekursorem, nierozumianym przez własną rodzinę, otoczenie…
Wyrzucam program przymusu akceptacji i zrozumienia przez rodzinę
Otwieram się na ścieżkę mojej duszy, tak by odkrywać to w czym mam radość i spełnienie
Pozwalam rodzinie i innym nie akceptować mojej drogi
W poszukiwaniu wiosny cz. VII Balaton
W poszukiwaniu wiosny cz. VII 7.04.2018
Przyszedł czas na pożegnanie. Żegnamy wyspę w słońcu i cieple – tak chcemy ją zapamiętać, bo tutaj właśnie znaleźliśmy budzącą się do życia wiosnę.
Wizyta w Rijece to już tylko formalność na dowidzenia.
A żegnają nas stada ryb…machają ogonkami pozdrawiając….
Dziękujemy za gościnę………
Pozostaniesz wysepko w naszych sercach…..
Wyjeżdżamy ze świadomością że to miejsce jest położone tylko 800 kilometrów od Bielska-Białej.
I znowu prujemy chorwacką autostradą tym razem w kierunku Węgier (cały odcinek ok. 300 km jest płatny – około 70 zł). Dziękując że ją wybudowali – przejazd przez te góry starymi, wąskimi uliczkami to wyprawa krajoznawcza na co najmniej kilka dni…..
A po drodze na nocleg zaprasza nasza „tężnia siarkowa” w Zalakaros. Rankiem otwieram drzwi auta, aby wpuścić do zatęchłej powietrznej przestrzeni wnętrza auta świeże powietrze. Ale to tylko pogarsza sytuację, bo „inhalatornia” działa jak zwykle „pełną parą”.
Sprawdzamy również progres w początkach wiosny nad Balatonem. Zboża podrosły wyraźnie w miniony tydzień, reszta nie bardzo – może poza większą świeżą dostawą kwiatów.
Za to łabądki są słodkie i pływają na wyciągnięcie ręki….
W poszukiwaniu wiosny cz. III – Chorwacja
W poszukiwaniu wiosny cz. III 2-3. 04. 2018
Nadmorska szutrówka kończy się półwyspem, przy którym jest piaszczysta plaża Świętego Marka. Warto go odwiedzić, ma kształt pagórka, na szczycie którego stoi kościołek.
Zauważyliśmy że skały na nim są poprzerastane żyłkami kwarcu….powiało magią. Miejsce idealne na starosłowiańskie rytuały. W naszym odbiorze najsilniejsze na wyspie Krk z tych nam znanych.
Miejsce zachęca do przyjrzenia się programom naszych umysłów. A wypływa ich sporo….. Ustawienia które robimy sobie nawzajem stają się zatem codziennym rytuałem.
Widzę siebie taki jaki jestem
A od strony otwartego morza jest za to ”inny świat”. Wybrzeże i łańcuch górski słusznej wysokości ma suchy, skalny charakter.
Jest tu mały, rozciągnięty po brzegu kurorcik o nazwie Stara Baśka.
Graniczy z dzikim wybrzeżem wzdłuż którego warto iść (lub nawet jechać) dalej, odwiedzając malownicze plaże schowane w skalnych zatoczkach. Jest tu także sporo miejsca na nocny postój, może nie nad samą wodą, ale z rozległym widokiem na przestrzeń morza…..
Ciekawą kolejną odsłoną wyspy jest miejsce obok promu pływającego na sąsiednią wyspę Cres. Cała pagórkowata okolica porośnięta jest wysokim zimozielonym lasem, gdzie pnie drzew okręcone są pnączami. Daje to troszkę wygląd lasu ze strefy subtropikalnej. Niesamowita jest ilość odsłon szaty roślinnej tej wyspy.
Raz jeszcze, tym razem w dzień udaliśmy się do miasteczka Vrbnik. Jest to nieduża starówka zawieszona na skale ponad morzem.
O tej porze roku uliczki są puste i dają wrażenie przeniesienia się w inne czasy. Nie wiem czy lepsze…raczej po prostu minione. Myślę o realiach tamtej epoki kiedy ścieki płynęły rynsztokami……po ulicach. Teraz dla nas bardzo sympatyczne miejsce , które nas przyjęło od razu…od pierwszego wieczoru na wyspie. I to w jego pobliżu na plaży – 3 km od niego spaliśmy 3 noce, a potem kolejne 3 po jego drugiej stronie.
Rozczarowało nas tylko samo miasteczko Krk. Może dlatego że po Vrbniku chęci na prawdziwie stare uliczki były duże. Niestety w formie odrestaurowanej, otynkowanej – dla nas nie miał jakiegoś takiego „swojego charakteru”.