PRZEKAZY
now browsing by category
Castel Gandolfo – w którą stronę idzie świat…..
Castel Gandorfo 16 czerwca 2018
Letnia papieska rezydencja w Castel Gandolfo, została przekształcona w październiku 2016 roku w muzeum. Stało się tak,dlatego, że papież Franciszek całkowicie zrezygnował z wypoczynku w tym miejscu.
Tętniło ono najbardziej życiem za pontyfikatu Jana Pawła II, gdzie odbywały się tu liczne koncerty czy audiencje.
W 2013 roku mieszkał tu Benedykt XVI po swej abdykacji i opuszczeniu apartamentu w Watykanie. Emerytowany papież kilkakrotnie przyjechał tu potem jeszcze na krótki wypoczynek. W 2015 roku spędził urlop.
Zobaczyć można papieską kaplicę, w której na prośbę Piusa XI, wcześniej nuncjusza apostolskiego w Warszawie, Jan Henryk Rosen namalował w latach 30. zeszłego wieku dwa freski. Przedstawiają one księdza Augustyna Kordeckiego broniącego Jasnej Góry w 1655 roku i księdza Ignacego Skorupkę na czele żołnierzy polskich podczas walk z Armią Czerwoną w 1920 r.
Można poznać niezwykłą historię papieskiej posiadłości. Dowiedzieć się, że Pius XII oddał ją do dyspozycji mieszkańców pobliskiego miasteczka Albano, którzy stracili dach nad głową w czasie bombardowań w 1944 roku. W papieskiej sypialni zamienionej na salę porodową urodziło się wtedy 40 dzieci”
(tekst ze strony http://dzieje.pl/rozmaitosci/papieska-posiadlosc-w-castel-gandolfo-staje-sie-muzeum)
Mnie urzeka fakt, że mogę spacerować po 400 letniej rezydencji,która jeszcze parę lat temu była świadkiem wielu ważnych dla materialnego świata posunięć.
Chodząc po pokojach pojawiają się obrazy, linie czasowe zacierają się – jestem tutaj i gdzieś w przeszłości. Przyglądam się, oglądam i jestem zafascynowana tym jak wiele energii mogę doświadczyć w tak krótkim czasie, ile informacji sczytać z tego miejsca.
W jakim kierunku idzie świat? Zaczęliśmy się zastanawiać, gdy wyszliśmy z pałacu.
– W sumie po co nam to wiedzieć, bardziej skupmy się na tym, co uważali za ważne najwięksi mistycy wśród papieży- stwierdził Bartek.
Wojtyła poświęcił drugą część swojego życia na mówienie o miłości, miłosierdziu bożym i beatyfikacji i kanonizacji Faustyny.
5 kwietnia 1978, na prośbę kard. Karola Wojtyły odwołano Notyfikację zakazującą szerzenia kultu Miłosierdzia Bożego w formach pochodzących z objawień Siostry Faustyny.
7 marca 1992 Jan Paweł II wydał dekret o heroiczności cnót Faustyny Kowalskiej, a 21 grudnia 1992 – dekret o cudzie za jej wstawiennictwem.
18 kwietnia 1993 odbyła się beatyfikacja Faustyny, której dokonał papież Jan Paweł II. Za cud niezbędny do wyniesienia na ołtarze uznano uzdrowienie kobiety chorej na obrzęk limfatyczny.
30 kwietnia 2000 miała miejsce kanonizacja, której dokonał Jan Paweł II. Uroczystości odbyły się w Krakowie i w Rzymie. Wtedy też zostało ustanowione święto Miłosierdzia Bożego. Za cud kanonicznie stwierdzono uzdrowienie uszkodzonej lewej komory serca polskiego księdza.
Zauważmy, że jeszcze do 1978 był zakazany jej kult.
Czyżby Bóg miłosierny – który nas wszystkich z natury swojej kocha – wcześniej nie podobał się wielkim tego świata???
W każdym razie miłość może teraz zaistnieć, jest na to zgoda samego kościelnego Boga.
Dlatego przypominam o tym na co zwrócił mi uwagę Franciszek w Asyżu, na definicję miłości, co to znaczy dla mnie……… Zaraz przypomniało mi zadanie otrzymane od świętego Franciszka w Asyżu.
Określ co znaczy dla Ciebie miłość na każdym poziomie.
Z wizytą u świętego Franciszka – co znaczy dla Ciebie Miłość
Asyż z wizytą u świętego Franciszka 11 czerwiec 2018
Są miejsca owiane magią, legendą – o których, gdy się słyszy zaraz się wie po co i dlaczego się tam jedzie.
Tak właśnie jest z Asyżem, bo o Franciszku z Asyżu słyszał prawie każdy Polak.
Miejsce przywitało nas późnym popołudniem, pustymi wręcz uliczkami. Czułam, że mam jak najszybciej iść do grobu Franciszka i nie myliłam się gdyż kapliczka z grobem czynna jest chyba do 18.
Kościół w którym się znajduje jest duży, monumentalny, wręcz przytłaczający, gdy wchodzi się w dół do kaplicy ma się wrażenie jakby zeszło się do raju. Raju w podziemiach…
Bo kto wymyślił, że jak raj to musi być w niebiosach.
Sam Franciszek pokazał nam, że Betlejem nie musi być tylko w Jerozolimie, a może być wszędzie, to dlaczego raj nie może być w piwnicy?
Cisza, spokój, energia kontemplacji, a przy energia lekka bardzo, eteryczna, wznosząca i uziemiająca równocześnie.
Miłość jest tutaj głównym przewodnikiem.
– Właśnie czym jest miłość – pytam ?
– No czym – słyszę z przestrzeni ?
I nagle zdałam sobie sprawę, że podświadomie miałam dość gadania o miłości bo była dla mnie czymś abstrakcyjnym – nie zdefiniowanym.
– Czy trzeba wszystko definiować? – pytam.
– A jaką energię wpuścisz do siebie jak nie zdefiniujesz? – słyszę odpowiedź.
– A Ty wiedziałeś ? – pytam Franciszka.
– Tak, energię kogoś bardzo potężnego, potężniejszego niż ktokolwiek na ziemi, kto chce czynić dobro – słyszę odpowiedź.
Czym jest dla mnie MIŁÓŚĆ zaczęłam się zastanawiać, jak postrzega ją moja podświadomość, jakie mam programy na jej temat i te pozytywne i te negatywne.
Otwieram się na poznanie, co znaczy dla mnie miłość TERAZ
I posypał się deszcz odpowiedzi : zauroczenie, seks , cierpienie, przywiązanie, wysoka energia, poświęcanie, zapominanie o sobie, kontakt z wyższymi energiami, dobro, współczucie…
Temat teraz jest otwarty i cały czas się mu przyglądam.
A czy chciałabym, aby dla mnie miłość była stanem jaki znam? Bo doświadczyłam go wiele lat temu, po paru dniach głębokiej medytacji – trwał u mnie jeden dzień. Teraz czasem się pojawia stan wewnętrznego spokoju, wręcz ciszy, gdzie doznania w ciele są bardzo subtelne, gdzie wszystko i wszyscy są połączeni i wolni jednocześnie, a ja nawet do największych złoczyńców czuję zrozumienie ich drogi.
Dziękuję Franciszku za zwrócenie uwagi na tak oczywisty temat, w swej nie oczywistości.
Podziękowaliśmy Franciszkowi za czas i poddaliśmy się spacerowi po miasteczku, które pachniało kwiatami białego pnącza. Miało się wrażenie, że kwiaty zakwitły dla nas, na nasz przyjazd, do tego dochodził jeszcze zapach lip.
Spacer to wielka przyjemność, chodziliśmy z jednej strony na drugą. Turystów niewielu, miejscowi bardzo serdeczni, otwarci. Aż trudno uwierzyć, że rocznie odwiedza to miasto milion turystów.
Takie ciepłe gościnne przyjęcie.
Przespaliśmy się na parkingu pod miasteczkiem i rano znów zawitaliśmy do Franciszka, do przestrzeni pomiędzy – gdzie pytania i odpowiedzi pojawiają się same, gdzie nikt nic nie kontroluje i wymusza, gdzie energia płynie tam gdzie ma płynąć.
Dziękuję za ten czas. Gdy będziemy wracać z południa przyjedziemy pożegnać Włochy tutaj.
Bo tak naprawdę z północnymi Włochami nigdy się nie zaprzyjaźniliśmy.
A Umbria, gdzie leży Asyż bardzo nam się spodobała.
Do zobaczenia Franciszku.
Przepis na kraba wg Bartka – tajemnice włoskiej kuchni
Tajemnice kuchni włoskiej, przepis na kraba wg Bartka 4 czerwiec 2018
Moja opowieść może wydawać się nieco dziwaczna. Dla mnie samego też jest nieco zagadkowa. A wszystko zaczęło się od tego jak opierniczyłem Brygidkę, że chciała zjechać z porządnej drogi na boczną dziurawą – ale taką idącą wzdłuż wybrzeża. Powodem zapewne tej decyzji była chęć odwiedzenia jakiejś knajpeczki, których tu dostatek……ale mi powód – aby po ciemku się teraz męczyć dwieście kilometrów dziurami w gęstym ruchu włoskich wieczornych powrotów. I to jeszcze jak się śpieszymy na poranną medytację z Wiktorem Truwano na Pranic World Festivalu!!!
W końcu jakaś pizzeria zagadała – może i dobrze – bo poziom mojego zionącego ognia zagrażał stopieniem się tapicerki. Gdy weszliśmy do wnętrza moją uwagę przykuło akwarium z kilkunastoma krabami. Były śliczne więc zacząłem się im przyglądać. Powoli dochodziła do mnie świadomość że nie jest to ozdobny zbiornik, tylko są one przeznaczone do konsumpcji….Troszkę stopiłem się tym faktem. Uwagę przykuwał jeden z nich, siedział cały czas w jednym miejscu i się gapił….zgadnijcie na co…..naturalnie na mnie! Obchodziłem akwarium z trzech stron a on, wiecie jak to krab, tymi swoimi wyłupiastymi oczkami cały czas za mną patrzył…i patrzył.
- Dziwne – pomyślałem.
I wtedy coś poczułem – niczego nie usłyszałem – tylko gdzieś w głębi mojej głowy zrodziła się myśl………..
- URATUJ MNIE!
Dobre sobie – jak mam Cię uratować? – nie jestem zbawcą skorupiaków – zresztą codziennie na świecie tyle krabów trafia do garnków……nawet licząc to wybrzeże…..to też za dużo….. – analizowałem sytuację w myślach.
- MOŻESZ MNIE URATOWAĆ – MASZ KASĘ – MOŻESZ MNIE KUPIĆ JAK KAŻDY INNY KLIENT, KTÓRY KAŻE MNIE UGOTOWAĆ W BURACZACH! – rodziły się kolejne myśli z dużą swobodą wyobraźni!!
Kolejny raz zacząłem się przyglądać akwarium, tylko ten krab był mną zainteresowany – TAK JAKBY TYLKO TEN JEDEN MNIE O TO PROSIŁ. Inne były zajęte sobą.
- To fakt mogę go sobie kupić – podpowiadała pacynka – przecież ma cenę obiadu – tylko HOLA – TO JAKIEŚ WARIACTWO – OCZYM JA WOGÓLE MYŚLĘ – czy na pewno u mnie wszystko dobrze – dziś słonko dawało ze 33 stopnie w cieniu.
- Przyszedłem kupić pizzę, a nie jakiegoś kraba……………………….nie odpowiadam za działania całej ludzkości – głos zdrowego rozsądku (!) kończył tę zabawę.
Moje rozważania przerwało pojawienie się pudełka z pizzą.
– Cześć, nie mogę Ci pomóc , a dlaczego miałbym pomagać tylko tobie i dlaczego akurat Tobie…….. – żegnałem się ze skorupiakiem.
- BO TYLKO JA O TO PROSZĘ! – tutaj włączyła się moja logika na podstawie wcześniejszych obserwacji.
Świeże powietrze i chłód wieczoru orzeźwił mnie, gdy wyszliśmy z restauracji. Pizza była na dobrym poziomie, ale niestety po chorwackich mieliśmy teraz nieco niedosytu, szczególnie że jesteśmy w kolebce tej kultury.
Ruszyliśmy dalej, ruch nieco zelżał, ale noc i nawierzchnia czyniły tę drogę trudną technicznie. Po około 15 minutach jazdy, uciężony wcześniej pizzą umysł powrócił do tematu. Powoli zacząłem się nieśmiało dzielić tym z Brygidą, a po kolejnych minutkach wyrażać chęć powrotu do restauracji. Jeszcze chwilka na akceptację dla samego siebie „że mi bije na mózg” i z zachętą Brygidy zawróciłem w powrotną drogę.
Jak daleko odjechaliśmy!!! To dopiero teraz sobie uświadomiłem, powrót bez końca…..
Do restauracji wszedłem sam…..krab siedział w tym samym miejscu……do kelnera mówiącego po włosku zwróciłem się po polsku, z prośbą o kupno kraba …..kelner zaprosił mnie do stołu…..poprosiłem o zapakowanie kraba „na wynos”….kelner zapytał o sosy i sałatki……pokazałem 5 litrową butelkę i pokazałem wodę i kraba….. kelner pokazał mi łazienkę…..lub lodówkę z napojami……………………….zapachniało porażką, na szczęście wyszedł kucharz znał 10 słów po angielsku – tych samych co ja…………powiedziałem – hołm – akwarium – bjutiful – i pokazałem na kraba i butelkę…..odpowiedział że do jutrzejszego obiadu wytrzyma bez wody…………………….ręce mi opadły – wszystko to działo się w dość porządnej restauracji i dobrze że pustej o godzinie 23 bo bym pewnie uciekł…………noł it, maj hołm akwarium im Polonia…i pokazałem na migi że pojadę autem z nim do domu……….ZAKAPOWAŁ…….butelka była za mała……przyniósł mi duży styropianowy pojemnik, posolił wodę….zapytał którego chcę i nawet dołączył pakuneczek z pokarmem………uf………..jeszcze tylko rachunek………..teraz nie muszę tłumaczyć co chcę kupić.
Rachunek jak rachunek, pewnie zapłaciłem razem z nakryciem, buraczkami, przyrządzeniem i lampką wina. Dla jednych dużo dla innych mało, uchylę rąbka tajemnicy, że mogłem sobie kupić w tej restauracji za to 3 do 4 pizz.
Brygidka dostaje przesyłkę na kolana, wyznaczamy najbliższy dojazd do brzegu morza………kolejne 20 kilometrów w bok……ale teraz trzeba to zrobić bo ze zbiornika chlapie woda.
Ceremonii uwolnienia kraba przegląda się miejscowy zaspany kot. Jest koło północy gdy w jakimś malutkim porciku znajdujemy dogodne miejsce. Kot zapewne zastanawia się nad tymi ludźmi, co jedni wyciągają kraby z morza i je wywożą , a inni przywożą z powrotem.
Pozostaje zdjęcie ze szczypiec taśmy sklejającej, skorupiak razem z pudełkiem ostrożnie może się zapoznać z akwenem. W świetle latarek widać inne malutkie krabiki które przyszły go powitać. Myślałem że na pożegnanie pomacha chociaż szczypcami, i odpłynie jak ryba. Ale gdzie tam, bez miałknięcia – homar poszedł pionowo na dno, znikając z pola widzenia. Homar – bo jak zaraz zaczęliśmy szukać po internecie, żyje i chodzi po dnie nawet do kilkudziesięciu metrów głębokości.
Naszym towarzyszem podróży przez ten moment był
bowiem homar, który jest niezwykle ciekawym stworzeniem. Mianowicie linieje ze swojego pancerzyka, a dzięki posiadanemu hormonowi telomerazie odmładza się niemal wracając do wieku młodzieńczego. Gdy znaleziono ogromne okazy homarów, okazało się że ich ciała są biologicznie w wieku 2 – 3 lat.
Jaki zatem morał z tej opowiastki?
ZRZUCISZ SWÓJ PANCERZYK – ODMŁODNIEJESZ
Więcej na ten temat w poniższym linku
Oczywiście nie zdążyliśmy na poranne spotkanie z Wiktorem Truwano. Ta misja specjalna zajęła dwie cenne godziny. A po upalnym dniu zmęczenie było zbyt duże, aby jechać dalej……
I na zakończenie jeszcze jeden, prezent od wszechświata. Gdy się zwierzyłem z tych wydarzeń pewnej zaufanej osobie, pytając czy to są jakieś pierwsze uboczne skutki diety pranicznej – osoba ta wyciągnęła jedną trzecią moich kosztów zakupu homara i stwierdziła że dokłada się do tego całego wydarzenia. Od tego czasu bałem się o tym mówić, bo nie taka była moja intencja. Ale to też taki mały cud tych dni………
W cyklu….. „ z zakurzonego pamiętnika”…Dagestan – droga przez góry do Czeczenii.
W cyklu….. „ z zakurzonego pamiętnika”…Dagestan – droga przez góry do Czeczenii. 10.10.2017 r.
Są rożne drogi, o różnej energetyce, stopniu trudności i nawierzchni. Są też takie które zapadają w pamięci. Do takich należała droga z Dagestańskiego Hunzach przez Botlich do Czeczenii.
Po drodze życie mieszkańców, wioseczki miasteczka…
Droga przez góry raz pięła się, a raz opadała – wijąc się często półką wyciętą w zboczu góry. Mimo że szutrówka ta jest szeroka i całkiem bezpieczna to polecamy ją dla aut 4×4.
Jechaliśmy nią cały dzień, podziwiając małe wioseczki zawieszone na ostrych zboczach gór. Niestety widok kolejnych posterunków obładowanych „sprzętem” skutecznie odwodzi od zamiaru skręcenia w boczne dróżki. Na szczęście ta główna jest także widowiskową drogą po szczytach i dolinach gór.
Mijamy sady morelowe przebarwiające się na żółcie i pomarańcze – dając koloryt tym skalistym buro szarym skałom. Do tego gdzieniegdzie dają koloryt naszej „złotej jesieni” rośliny dziko tu mieszkające.
Polecamy tę drogę, z niej można zobaczyć taki „prawdziwy” Dagestan.
Wieczorem szukamy jakieś przyjazne miejsce na nocleg, nigdzie jednak nie czujemy się ani dobrze – ani bezpiecznie. Podczas kolejnej kontroli pytamy policjanta o dalszą drogę i zapewnieni o jej dobrym stanie zagłębiamy się w zapadający zmrok.
A zmrok przeradza się szybko w doskonałą czerń. Oczywiście zapewnienia dotyczyły zapewne jej przyszłego stanu – już po prowadzonym właśnie remoncie. Jedziemy zatem dalej, bo nocleg na poboczu zrytej buldożerami półki nam się nie uśmiecha. Ale to właśnie tak chciał nas pożegnać Dagestan – magicznie. Jest bowiem tak czarna noc, że światła wiosek i małych miasteczek na przeciwległych stokach gór wydają się „fruwać” jak chmura światła w powietrzu.
Pniemy się w ciemności na przełęcz. Jeszcze jedna kontrola wojskowa i osiągamy granicę z Czeczenią.
Dziękujemy Dagestanie za ten miesiąc, za ten koloryt, za te trudne energie, ale też za te chwile radości na wybrzeżu i odpoczynek w chłodzie gór. Na pewno tu wzrośliśmy przerabiając w sobie trudną energię wojny…
Mam świadomość że wzrastam zarówno w trudnych jak i świetlistych wibracjach
A Czczenia wita nas gęstą mgłą i prognozą pogody z opadami śniegu. Tylko przez chwilę mamy zamiar nocować wysoko na przełęczy, po chwili zjeżdżamy w dół z szybkością 3 km/h po niewiarygodnie krętej, choć już asfaltowej uliczce.
W dolinie, już po północy kolejny szlaban i kolejna wojskowa kontrola połączona z registracją. Witamy w Czeczenii….która zaprosiła nas na nocleg w środku wsi, w akompaniamencie kropel deszczu stukających o dach.
W poszukiwaniu wiosny cz.VI. – Chorwacja
W poszukiwaniu wiosny cz.VI. 6.04. 2018
Dzisiejszy poranek.
Krystaliczna woda pozwala przeglądać się w sobie, odsłaniać kolejne części nas. I my też przeglądamy się w sobie, w spokoju i mocy tej wyspy. I kolejne miejsca otrzymały światło.
– Nie naśladuj, nie naśladuj – mówiła przestrzeń.
Koło Ciebie dorośli zachwycali się kimś innym. Bo był zdrowszy, pulchniejszy, grzeczniejszy…
– Nie naśladuj…… Wiem sprawiałaś kłopot chorobami, ale czy chcesz mieć dzisiejszą energetykę ciała tej osoby……?
– Nie naśladuj…. Tak… sprawiałeś kłopot ruchliwością, chciałeś być grzeczny więc schowałeś emocje. I co Ci to dało….?
Tak, bliscy zachwycali się innymi, a Ciebie ganili. Jednak teraz Ty możesz zachwycać się sobą. A inni niech sobie myślą co chcą i mówią co chcą.
– Nie naśladuj…..
Jestem sobą z pełnymi tego konsekwencjami.