rośliny mocy

now browsing by category

 

Postój u stóp królowej Ałtaju, na najpiękniejszej drodze świata

Z krótką przerwą u królowej Ałtaju – po najpiękniejszej drodze na świecie – 14-17 lipca 2015 r.

 

 

I znaleźliśmy się raju, w miejscu dla których (dla samych nich) warto jechać kawał świata, tylko na spotkanie z nami.

 

A miejsce jak to u nas objawiło się samo.

 

Ta droga mnie zaprasza – powiedziałam do Bartka, gdy wjechaliśmy w rejon gór z widokiem na lodowce.

 

Niestety na drodze widniał zakaz wjazdu.

Może to nie było zaproszenie, a tylko moje pragnienie zobaczenia gór bardziej z bliska…???

– Coś wymyślimy – powiedział Bartek patrząc w nawigację – o tu jest jakaś tropinka (dróżka) – zobaczymy dokąd nas poprowadzi …..

I poprowadziła prosto w miejsce dla którego samego warto jechać 5000 km, bajeczne, magiczne (ok. 20 km za Artasz na południe).

 

 

 

Rzeka, ośnieżone góry, las….

Robił się wieczór, rozpaliliśmy ognisko, na niebie pojawiały się nieśmiało gwiazdy, najpierw te blisko nas, a potem kolejne i kolejne miliony, tryliony ……….. chciały się nam pokazać, było ich tak wiele, że tworzyły piękne mgławice.

 

 

 

 

Z radością patrzyliśmy na nie, zdając sobie sprawę jak maleńką cząstką jesteśmy we wszechświecie.

Pojawiały się odwieczne pytania ludzkości

Skąd przyszedłem i dokąd zmierzam?

Magia nocy, ognisko, z wolna płynąca rzeka, gwiazdy i my. Świat ludzi, świat Bogów spotkał się właśnie w tym czasie i duchy miejsca z radością przybyły na spotkanie.

Jak miło było im usłyszeć stare dźwięki, mieliśmy wrażenie, że miejsce ożywa swoją mocą, otwiera się na spotkanie z człowiekiem, na kontakt z nim.

Tak samo my otwieraliśmy się na to miejsce, na nasze przeszłe z nim doświadczenia.

W ruch poszły bębny i wtedy cały wszechświat zamigotał, zatańczył.

 

Sprawiajcie przyjemność innym

 

– mówiła rzeka, gwiazdy, ogień – rozdawajcie radość innym, ożywiajcie ludzi do życia.

 

Magia wieczoru, nocy, kontaktu z tym co widzialne i niewidzialne.

 

Wszystko cieszyło się i rozprężało, ptaki latały i gadały, rzeka koło nas szemrząca spokojnie, w oddali płynęła wartkim nurtem wydając z siebie głośny pomruk, opodal rozprężyło się coś na kamiennym zboczu i zeszła niewielka lawina. Zastane, zamrożone zaczęło ożywać.

 

Trwaliśmy w tym stanie przenikając siebie nawzajem, wybaczając sobie przeszłe zachowania – nawzajem.

 

Ranek obudził nas słońcem, postanowiliśmy zostać na cały dzień, sycąc się energią widoku, ośnieżonej góry o nieznanej nazwie, my nazwaliśmy ją królewną Ałtaja.

Zbieraliśmy zioła głównie tymianek i lebiodkę, przyglądaliśmy się kwietnej łące, otwieraliśmy dalej na siebie.

 

 

 

 

 

 

Po południa przyszła burza, na początku zaczęło wiać, potem pojawiły się pojedyncze krople, a potem pioruny, rozładowywało się napięcie. Coś co wcześniej nie mogło zostać uzdrowione, teraz znajdowało ujście.

Mnie też rozbolała głowa, a może bardziej szczęka i żołądek, jedno i drugie napięło się, ciekawe czego pokazując napięcie.

W nocy przy ognisku, tym razem zamiast gwiazd – mgły dawały spektakl ubierając skały w piękne zwiewne sukienki. Czasami gdzieniegdzie przebijały się gwiazdy pokazując, że prawda i jasność będzie ukazana.

 

 

 

I została – już następnego dnia.

Zaproszono nas na spacer w głąb doliny.

Czułam się już lepiej, toteż z radością pomaszerowałam w kierunku naszej królowej, wzdłuż rzeki, cały wszechświat cieszył się na spotkanie.

Oboje z Bartkiem czuliśmy, że wróciliśmy tu po latach ………… właśnie w to znajome nam miejsce.

Przychodziły rożne obrazy……….

Nie spełniłam oczekiwań miejscowej społeczności, zostałam zaszczuta i musiałam odejść.

Obraziłam się na wszystko czego tu doświadczyłam również na to dobre.

 

Wybaczam innym zadane mi krzywdy

 

Uwalniam się od obraz na ludzi i miejsca, pozwalam sobie je widzieć prawdziwe, jak również moje uczucia do nich w całokształcie.

 

 

 

 

 

I tak przewijały się kolejne obrazy, przypominając stare dzieje, głównie szczęśliwe, piękne, jednak w pewnym momencie tragiczne, bo nie umiałam pomóc innym – tak jak tego oczekiwali.,

 

Uwalniam się od przymusu pomagania innym tak jak oni chcą

 

Pozwalam sobie pomagać innym tak jak prowadzi mnie wszechświat, bez negatywnych konsekwencji ze strony innych.

 

I tak spacerowaliśmy wśród pięknej przyrody to podziwiając jej kwiaty, to rzeczkę , to góry, ciesząc się ze spotkania, przypominając sobie siebie nawzajem.

 

 

 

 

Przypominając sobie to wszystko dobre i złe czego doświadczyliśmy razem, uzdrawiając to negatywne i pozwalając sobie brać siłę z tego co było pozytywne.

 

Podziękowaliśmy duchom miejsca za cudowne przyjęcie, za magię spotkań, za ten czas, gdy starsi, mądrzejsi, mogliśmy poznawać siebie na nowo uzdrawiając stare.

 

 

 

 

Sam Ałtaj pokazał nam się bardzo ziemsko – dość ciężko, w porównaniu z Uralem czy Zachodnią Syberią, dominuje tu energia ziemi. Na pewno potęguje to trakt czujski, który przepiękny, ale jeszcze z nie oczyszczonym piętnem cierpienia. Często powoduje, że nie chce się zatrzymywać przy drodze. A droga wzrokowo przepiękna.

 

 

I pojechaliśmy kolejne 150 km do Kosz Agacz 80 km od granicy z Mongolią, aby uzupełnić wpisy na blogu, zrobić ostatnie zakupy …… bo po tamtej stronie ………. jest niewiadoma

 

A miasteczko powitało nas sympatycznymi ludźmi, bardzo spokojnym, i takim zlepkiem wielonarodowościowym. W końcu jesteśmy na styku granic (Rosja, Mongolia, Chiny, Kazachstan), z dużą ilością zagranicznych turystów – no tak z 10 sztuk , których z rzadka spotykaliśmy wcześniej.

Miasteczko leży już na stepie i na pewno bardziej przypomina Mongolię niż Rosję.

Jutro wjeżdżamy do Mongolii, mamy do przejechania ok. 2000 km przy jej północnej granicy na wysokość Bajkału, ………… teraz może nie być od nas jakiś czas wiadomości, gdyż nie wiemy jak będzie z internetem.

 

Świetny artykuł o drodze przez ałtaj

http://www.mongolia.olsztyn.pl/ku-stepom-mongolii-biegnie/

Najpiękniejsza droga na świecie!


Współcześnie Trakt Czujski (czyli odcinek rosyjskiej szosy federalnej M52 od Bijska do Taszanty o długości 510 kilometrów) poszerzono, pokryto asfaltem i dzisiaj jest to – nie tylko według mnie – najpiękniejsza droga na świecie. Równa, gładka malowniczo meandrująca między zboczami gór porośniętych tajgą lub pokrytych tundrą, szczytami białymi od śniegu i lodu. Szosa stromo wspinająca się ku górze lub gwałtownie opadająca w dół. Kierowca jedzie tam na poziomie i między chmurami, by za chwil kilka przemierzać głęboką dolinę z płynącą o krok rzeką. Piękną, wielką, górską. I – co ciekawe – z mlecznobiałą wodą.
Cały czas zachwycają wspaniałe widoki, dlatego utrudnieniem dla takiego kierowcy jak ja był brak poboczy i tym samym możliwości zatrzymania samochodu, by móc napawać wzrok, fotografować i filmować widoki. Na dodatek mądrzy Ałtajczycy „kupili” brazylijski patent i żółtą linią oznakowali na jezdni wszystkie miejsca niebezpieczne, te gdzie obowiązuje całkowity zakaz zatrzymywania się. Tych żółtych pasów było wiele.

 

Piękna i groźna Czike Taman


Jednym z najbardziej malowniczych miejsc na Trakcie Czujskim jest przełęcz Czike Taman. Stąd rozciąga się wspaniały widok na piękne ałtajskie góry i szmaragdowe doliny. Podróżni obowiązkowo zatrzymują się tam i podziwiają pejzaż. Pozornie sielankowa i stosunkowo niewysoka (1460 m n. p. m.) przełęcz w rzeczywistości jest podobno najbardziej niebezpiecznym odcinkiem całej, liczącej blisko tysiąc kilometrów drogi. Czemu? Bo w wierzeniach Ałtajczyków przełęcze zajmują szczególną rolę . Są to siedziby eeze (Gospodarza), niewidzialnej istoty, ducha, który jest władcą danego miejsca. Dlatego mądrzy kierowcy „Gazeli”  zawsze zatrzymują się tu na chwilę, aby pokłonić się mocom przyrody. Z tego powodu na Czike Tamanie jest kilka kosz agacz – szamańskich drzew, na gałęziach których tubylcy zawiązują wotalne wstążki.
Przemierzając Trakt Czujski trzeba pamiętać, że pogoda lubi płatać figle. Piękna na dole, po kilkunastu kilometrach, gdy samochód wiedzie pod szczyt, potrafi zmienić się w oka mgnieniu. Buran – wściekła syberyjska śnieżyca – ulewny deszcz, wichura lub gęsta mgła potrafią nagle zmniejszyć widoczność do zera i utrudnić jazdę. Wprawdzie Ałtajczycy lekceważą pogodę, uważając, że z powodu kilku płatków śniegu nie warto stawać, ale gdy robiło się ciemno, ślisko i niebezpiecznie, przerywaliśmy jazdę i szukaliśmy stosownego miejsca na odpoczynek. Lepiej było zachować ostrożność i ofiarą złożoną na owoo lub drzewie szamana przebłagać eeze i zapewnić sobie jego życzliwość. Zachowałem się więc zgodnie z obyczajem – na wszelki wypadek, tym bardziej że biwakowaliśmy w przepięknych miejscach i każdy pretekst do postoju sprawiał nam przyjemność. Był okazją dla Piotra do prawie alpinistycznej eksploracji gór na piechotę. Do wspinaczki i kręcenia filmów. A ja – zwykle – zostawałem na samym brzegu wspaniałej, lipieniowej rzeki. Z aparatem i spinningiem…


 

Mumie i 15 grobów na każdy kilometr drogi!


W pobliżu Traktu Czujskiego na skalnych stokach można zobaczyć prastare rysunki. Są dość pospolite w tej części Syberii, bo ta ałtajska droga od najdawniejszych czasów była “bramą ludów”. Wędrowały nią różne narody z południa i wschodu na zachód i wiele z nich pozostawiło ślad swojej obecności. Warto zatrzymać się, by obejrzeć słynne „kamienne baby”, a także dowiedzieć się czegoś więcej o mumii „księżniczki”, o której opowiadał mi i pisze w książkach mój znajomy, Polak  mieszkający w Gornoaltajsku, profesor Wojciech Grzelak :

sensacją na skalę światową było odnalezienie latem 1993 roku w Ałtaju mumii scytyjskiej dziewczyny sprzed 2500 lat. “Lodowa dama”, nazywana także “ałtajską Księżniczką”, miała doskonale zachowane niezwykłe i bogate  tatuaże na ciele. Znalezisko przewieziono do Moskwy, gdzie uruchomiło lawinę tajemniczych i groźnych zjawisk. „Nasza Księżniczka jest strażniczką tej ziemi i powinna tu pozostać” – krzyczą Ałtajczycy, domagając się zwrotu zwłok wydartych płaskowyżowi Ukok: bowiem od czasu ich zabrania nawiedzają ten zakątek Syberii potężne trzęsienia ziemi, których epicentrum znajduje się właśnie w okolicach miejsca, gdzie znaleziono mumię…
Modernizacja Traku Czujskiego, prowadzona od końca lat dwudziestych ubiegłego stulecia do 1985 roku, przedstawiana była jako wzorcowa budowa komunizmu, realizowana pracowitymi rękoma szlachetnych i – na plakatach – zawsze uśmiechniętych komsomolców. Ale rzeczywistość daleka była od sielanki. Tragiczną kartą historii przebudowy szosy są losy więźniów pracujących tam w nieludzkich warunkach. Tych, którzy zmarli z wycieńczenia, chorób czy bestialstwa nadzorców, grzebano najprościej – wprost pod nawierzchnią szosy. Oblicza się, że na każdy kilometr Traktu Czujskiego przypada, co najmniej piętnastu zmarłych przy jego budowie więźniów.
Dzisiaj nie tylko Ałtaj, lecz nawet sama droga ciągnąca się przy rzece  Czuja jest miejscem bardzo atrakcyjnym dla (nielicznych) turystów i bardzo wygodnym do przemierzania jej samochodem. Prawdę mówiąc, ciężko było mi jechać Traktem Czujskim, ponieważ co chwilę chciałem się zatrzymywać, by fotografować fantastyczne widoki. Co pewien czas znajdowałem tam również piękne miejsca biwakowe idealne do przerw w podróży. Malownicze i wielkie górskie rzeki zachęcały do wędkowania, do rzecznych spływów, raftingu czy wycieczek treckingowych. Naszą uwagę przyciągały przydrożne bazary z typowymi ałtajskimi wyrobami. Sympatyczne restauracje kusiły smacznymi potrawami, świeżym kwasem chlebowym, a turbazy zapraszały do syberyjskiej bani.

Ałtaj leży w równej odległości od czterech oceanów. Tu spotykają się trzy nauki: Buddy, Chrystusa i Mahometa. To kraina dzika i odludna, o nieskażonej przyrodzie. Więc nic dziwnego, że miejscowi uważają, iż jest to unikatowe miejsce przepełnione energią kosmiczną. Doszukują się tam obecności yeti (ałmyza).
Ałtaj zalicza się do najpiękniejszych miejsc na ziemi i po przejechaniu tej górskiej trasy w pełni się z tą opinią zgadzam. Nasza podróż Szlakiem Czujskim była jedną, wielką atrakcją i już po to warto było przejechać te tysiące kilometrów.  […]

________________________________________
tekst &foto Bolek Boleebaatar Uryn.  Fragment przygotowywanej do druku książki p.t. 
„MORIN CHUUR – skrzypce z czaszki konia – mongolski świat jurt, koni i szamanów”  

Łąki Ałtaju

 

Raz jeszcze o łąkach. Pisaliśmy o nich przy okazji wizyty na Ukrainie, w Czernochorze, Kaukazie, Serbii. Potem wielokrotnie w różnych zakątkach naszych wizyt w rajskim ziemskim ogrodzie. A dlaczego – bo są po prostu piękne.

 


Odzwierciedlają dla mnie (Bartek) tę naprawdę dziką przyrodę. Jeżeli się tak na prawdę zastanowić to właśnie one mówią o zakątku przyrody. Kwietnie łąki są przede wszystkim tam, gdzie ludzka po gospodarka jest ekstensywna, wypas symboliczny.

 

 

 

 

 


Kwiaty łąkowe dobrze rosną i się rozmnażają, gdy mają możliwość wzrostu, kwitnienia i wysypania dojrzałych nasion – potrzeba na to czasu. Jeżeli teren jest często koszony lub wypasany to z biegiem czasu pozostaje na nim prawie sama trawa – odporna na takie traktowanie. Takiemu siedlisku kwiatów sprzyja nie uregulowana gospodarka wodna okolicy.

 

 

 


Szczególnie na zachodniej Syberii, wśród licznych bagien, załomów meandrującej leniwie rzeki – widać bogatą szatę kwietnych roślin łąkowych. Wśród nich króluje z daleka swoimi róźowo-fioletowym kwieciem wierzbówka. Są parzydła, margaretki, cykoria, krwawnik, rumianek, potężne dmuchawce , dąbrówka….., żółte, czerwone, niebieskie, białe…. których nie znamy, a przy ich oznaczeniu przeszkadzają komary lub gzy.

 

 

 


Nas zaprosiła ałtajska łąka. Niesamowite jest to, że złożona była w całości z kwitnących roślin. Ciężko było po niej chodzić, to nie trawa z rosnącymi w niej kwiatami,  lecz zwarty kobierzec kwiatuszków. Niestety zdjęcia nie oddają piękna zjawiska, mimo moich starań nie potrafię tego uchwycić.

 

 

 

 

 


W środku dnia, gdy robi się gorąco z łąki przylatują ziołowe zapachy. To za sprawą czyburieca, lebiodki, itp., a nawet żywicy drzew iglastych.
Troszkę wyżej w góry i pokazują się w innej odsłonie, tym razem w szacie alpejskich łąk. Królują rojniki, rozchodniki, tymianek, krwiściąg, krwawnik, piołun, irga, berberys…..większości oczywiście nie znamy.

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

Kwiaty Arkaima

Ostatnia pasja Bartka fotografowanie kwiatów, tutaj kwiaty z Arkaima 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

Rosyjskie powitanie

Powitanie z Rosją 7 czerwca 2015

 

 

Granica przeszła bardzo sympatycznie i w miarę szybko, wypełniliśmy karty migracyjne (są od zawsze jak pamiętam) i czasowy wwóz auta na 3 miesiące do 7 września 2015. Ruszyliśmy prostą drogą w kierunku Moskwy.

Drogą tak prostą i monotonną, że Bartek żartował, że może zagramy w warcaby.

Monotonia dotyczyła tylko drogi, gdyż przy drodze spektakl dawały łubiny, które czasami zajmowały powierzchnie dużych łąk tworząc fioletowe przestrzenie.

Jechaliśmy więc spokojnie wzdłuż lasów z fioletowymi łąkami, napawając się ich pięknem.

Zresztą na jedną z nich popatrzcie sami….

 

 

 

 

 

 

Aby przywitać się z Rosją postanowiliśmy zjechać do pierwszego większego miasteczka za granicą (150 km za granicą ) Wielikije Łuki.

Rosyjskie miasta, poza nielicznymi, zawsze jawiły nam się bardzo nieprzyjemnie. To również na początku zrobiło takie wrażenie, gdyż wjeżdżaliśmy przez dzielnicę przemysłową.

Pooglądamy co i jak, weźmiemy pieniądze z bankomatu i jedziemy dalej – powiedzieliśmy sobie.

Jednak kolejny raz wszechświat nas zadziwił, zaskoczył, pokazał, że zawsze będziemy w odpowiednim miejscu i czasie jeżeli pozwolimy się prowadzić.

W miasteczku bowiem odbywały się 20 międzynarodowe spotkania balonowe i właśnie dziś wieczorem wszystkie zespoły prezentowały się. Podeszliśmy do parku gdzie odbywał się duży piknik, właśnie wtedy kiedy pierwszy balon ruszał w przestworza. Jakbyśmy wiedzieli o której przyjść.

 

 

 

 

Obserwowaliśmy ten spektakl z zachwytem, radością, jak również refleksyjnym pytaniem:

 

Co balony nam pokazują ?

 

Pływanie w powietrzu bo balony latające, to po rosyjsku właśnie pływające w powietrzu.

Tak wznieść się w przestrzeń, nabrać takiej lekkości aby móc odrywać się od ziemi, a potem na nią powracać.

 

 

 

Gdy zaczęliśmy się nad tym zastanawiać jeden z balonów kilka chwil po starcie, zszedł do powierzchni rzeki, sunął parę chwil zamoczony kilka centymetrów, by następnie wznieść się ponad sąsiadujące z rzeką drzewa.

 

 

 

Nie myślałam, że to w ogóle możliwe, zawsze wydawało mi się, że balon jest mniej przewidywalny.

Tak, tak

Latać kiedy chcę i dotykać ziemi kiedy chcę, łączyć to w jedność

 

Jestem na ziemi i w niebie jednocześnie.

 

Wznieść się poza własne ograniczenia, przekonania, wiarę w to co możliwe czy niemożliwe.

 

Otwieram się na moje możliwości

 

Podekscytowani sytuacją usiedliśmy w miejscowej czeburekarni ( na pikniku były tylko szaszłyki ze świniny), mężczyzna który dosiadł się do nas, gdy usłyszał polski język od razu chciał poczęstować Bartka piwem.

Takie urocze lekkie powitanie.

 

Bez zapachowe truskawki- w stronę Rosji

Bez zapachowe truskawki – łotewskie impresje 7 czerwca 2015

 

 

Na targu Daugavpils wącham truskawki

One są bez zapachu mówi stojący obok mężczyzna

bo są z Polski dodaje

Zaczynam się śmiać

W Polsce są i dobre i przemysłowe jak te dodaje.

Nie mają jeszcze dobrych swoich więc kupują polskie przemysłowe.

Polskie truskawki są różne, jednak szczególnie odmiana Senga zwana również kaszubską ma sobie całą poezję smaku. Pisaliśmy o niej http://brygidaibartek.pl/pozegnanie-z-morzem-morskie-refleksje-i-nie-tylko/

Rośnie dobrze na piaskach, u nas górach niespecjalnie, ale można próbować.

Targ ugościł nas przepysznym domowym kwasem chlebowym (1,5 litra za 1 euro)

Napojeni i rozbawieni pojechaliśmy ku granicy z Rosją, powoli,bardzo powoli gdyż Unia zatrzymywała nas robotami drogowymi.

 

 

Przed samą prawie granicą wypiliśmy kawę z ciastkami od Bartka mamy.

 

 

Pomachaliśmy Unii, powiedzieliśmy, że wrócimy za jakiś i stanęliśmy na rosyjskiej granicy.