NOCLEGI

now browsing by category

 

Gruzińskie powitanie

Powitanie z Gruzją 3-6 grudnia 2014

 

OLYMPUS DIGITAL CAMERA

 

Noc na gruzińskiej ziemi pokazała mi napięcie jakie było w Armenii, a które było kompatybilne ze mną. Historia nie jest dla Armeńców łaskawa, jak nie pogrom Ormian dokonany przez Turków, to trzęsienie ziemi, jak nie trzęsienie to wojna z Azerami. Ludzie nie wiedzą czy będą żyć za godzinę i co będzie. We mnie również z czasów dzieciństwa zostało widocznie wiele napięć i teraz puściły, poczułam się jakbym coś potężnego odpuściła, że nie muszę bać się jutra, czy nawet dnia dzisiejszego.

Dziękuję Armenii, że pokazała tę energię, a Gruzji, że dała miejsce do jej odpuszczania.

I aby nabrać świeżości do nowego kraju pojechaliśmy wykąpać się fizycznie i energetycznie w ciepłych wannach Aspindzy, zmywając z siebie wszystkie oczekiwania, porównania między Gruzją, a Armenią.

Pokochaliśmy Armenię, z Gruzją średnio się zaprzyjaźniliśmy wtedy, ale teraz jesteśmy innymi ludźmi i w inne regiony chcemy jechać. Przecież Armenia też cała nas nie zauroczyła, nawet nie zaprosiła tylko ok. 30%.

Zobaczymy jak teraz w Gruzji.

Na wannach Pani nas poznała i wycałowała.

Wygrzani, czyści udaliśmy się dalej w głąb Gruzji w kierunku morza – to główny nasz cel – mandarynki prosto z drzewa na wybrzeżu morza Czarnego.

Po drodze odwiedziliśmy Borjomi, nawet chcieliśmy się w nim dłużej zatrzymać w jakimś hoteliku jednak relacja cena, jakość – szczególnie teraz prosto po Armenii, była dla nas nie do przyjęcia.

 

8

 

W Gruzji hotele są o niższym standardzie i wyższych cenach niż w Armenii.

Pojechaliśmy więc na nocleg w las , w rejon stacji kolejki linowej nad miastem. Po ponad 2 miesiącach małej ilości drzew wokół siebie, a już tym bardziej iglastych, teraz zostaliśmy otoczeni przez potężne sosny, które po opadach śniegu wyglądały niesamowicie dostojnie.

Wtopiliśmy się w las razem z landrynką i zasnęliśmy otuleni przez tutejsze elfy i skrzaty.

 

OLYMPUS DIGITAL CAMERA

OLYMPUS DIGITAL CAMERA

OLYMPUS DIGITAL CAMERA

4

 

Pisaliśmy już o tym w Armenii, jak my nie doceniamy to co mamy czyli lasy, wilgotny klimat, jego świeżość i rześkość.

Tutaj największe kurorty budowane są w takich miejscach. W Armenii opowiadano mi, że kobiety z okolic Dilijan (najwięcej lasów i rzek w Armenii) mają super skórę i wyglądają młodziej niż w innych rejonach kraju, bo wilgoć -więcej deszczu.

Wiele razy namawiamy do docenienia tego co mamy. Skupienia się na tym.

 

Skupiam się na tym dobrym co mam.

 

Niedaleko kolejki linowej zaprasza nas monastyr Sefarina z Sarowa. Z Serafinem poznaliśmy się 3,5 roku temu w Grabarce gdy kupiliśmy jego życiorys. Tutaj pięknie odnowiona cerkiew, koło niej rekonstrukcja szałasu w jakim mieszkał Serafin, obok kamień podobny do tego na jakim lubił się modlić. Do te przemiłe siostry.

Jakaś bajkowa energia.

Tutaj, to chcemy zostać, niestety na ten moment siostry mają u siebie remont i nie wynajmują pokoi.

 

OLYMPUS DIGITAL CAMERA

7

 

Właśnie gdy energia nam pasuje, zapominamy o standardzie, nie jest on nam potrzebny. Ta magia wokół całkowicie go zastępuje, tak jak właśnie cudowne noclegi w landrynce.

Gdy już zniżamy energię, a wokół są mniej przyjazne miejsca standard ma znaczenie.

Stwierdziliśmy więc, że czas na nas w dalszą drogę, zabraliśmy też Sarafina ze sobą, który swoim światłem będzie wskazywał nam drogę radości i miłości w otaczającym świecie.

 

OLYMPUS DIGITAL CAMERA

 

Takie perełki jak jego monastyrek tak niedaleko od słynnego kurortu, a tak inny i cichy, magiczny.

O takie miejsca prosimy na swojej drodze.

Dziękując za ten piękny czas z Serafinem z radością zjechaliśmy do kurortu napić się wody, a potem już chyba z umysłu, a może z ochrony przed zatłoczoną drogą Tbilisi-Batumi zjedliśmy trochę buły z fasolą (lobiano) i frytek (Gruzja nie jest przyjazna takim ludziom jak my jedzeniowo) i w deszczu podążyliśmy w kierunku morza Czarnego, tak symbolicznie jakby wyjeżdżając z ciemności,

Ciemności zmęczenia własnych emocji. Reakcji na zmęczenie.

Bartek gdy jest zmęczony szuka pretekstu do kłótni, bo złość daje energię.

 

Jestem wolny od czerpania energii ze złości.

 

Pozwalam sobie rozpoznać zmęczenie i poprosić wtedy o wsparcie siły światła.

 

 

Już w nocy znaleźliśmy nocleg koło Tkibuli nad jeziorkiem , a ranek powitał nas pięknym słońcem i ciepłem. Już nie pamiętam kiedy ostatni raz chodziłam w polarku samym cienkim.

 

OLYMPUS DIGITAL CAMERA

 

Nie wiadomo czy to wiosna, czy jesień?

 

Podjechaliśmy po wodę mineralną do miejscowości Leghva , gdzie Pan sprzedający warzywa i owoce z busa podarował nam reklamówkę pysznych mandarynek i poopowiadał jakie ciekawe kurorty z wodami mineralnymi są w okolicy.

Kolejny prezent i podpowiedź wszechświata.

 

Prezenty, podarki dla turystów – pielgrzymów tutaj na Kaukazie są czymś normalnym, naturalnym, oczywiście nie w miejscach turystycznych gdzie rządzą troszkę inne energie.

Choć nawet targi w Gruzji (w Armenii są wredne i wyrachowane) są miłe, sprzedawcy często też tak po prostu coś dają od siebie. Może bardziej naciągają, jednak atmosfera jest przyjaźniejsza.

Miałam nie porównywać????

Jeszcze nie potrafię, na pewno będzie się to przewijać.

Jedno co nas bardzo uderzyło po przyjeździe z Armenii to przygarbieni, przygnieceni życiem ludzie.

Z pozoru wygląda to jakby Armenia była bogatsza, choć chyba te kraje żyją na podobnym poziomie, emerytury są podobne, zarobki myślę, że też. Armenia przez ostatnie lata doświadczyła wiele nieszczęść, jednak ludzie chodzą nie tylko bardzo dobrze ubrani, ale przede wszystkim wyprostowani. Z dumą noszą głowę na karku.

A w Gruzji nie.

Dlaczego?

Ormianie są lepiej wykształceni, ale i naszym zdaniem mniej pracowici.

Gruzinów ciężka praca przygniata do ziemi – stwierdził Bartek

Może to klucz???

 

I tak zaproszeni przez piękny ośnieżony Kaukaz i Pana od mandarynek pojechalismy w jego głąb w kierunku granicy z Osetią.

 

OLYMPUS DIGITAL CAMERA

 

Życiorys świętego Serafina http://glosojcapio.pl/index.php?option=com_content&task=view&id=292&Itemid=75

 

Serafin z Sarowa to ostatni kanonizowany święty przed rosyjską rewolucją 1917 roku, ulubiony patron prawosławia, powoli odkrywany także przez katolików. Całe życie spędził w małym, zagubionym wśród lasów monastyrze w Sarowie. Każdego napotkanego witał słowami: „Radości moja! Chrystus zmartwychwstał!”. Jan Paweł II napisał o nim: „To, obok św. Franciszka z Asyżu, jeden z większych mistyków Kościoła”.


 

Serafin, a właściwie Prochor – bo takie imię otrzymał na chrzcie – urodził się 19 lipca 1759 roku w Kursku. Był drugim synem Izydora i Agaty Moszninów, którzy pochodzili z bogatej rodziny kupieckiej. Rodzice żyli bardzo pobożnie, a ich dom był otwarty dla biednych. Z wdzięczności za dobro, jakim ich Bóg obdarzył, postanowili nawet wybudować w Kursku świątynię.

Izydor zmarł, kiedy Prochor ukończył trzy lata. Wychowaniem dzieci zajęła się wtedy matka, dzielna kobieta, która wzięła na swoje barki również nadzór nad rozpoczętą budową kurskiej świątyni.

Cudownie ocalony
Prochor był bardzo żywym i energicznym chłopcem. Pewnego razu, a miał wtedy siedem lat, wraz z matką poszedł oglądać budowany kościół. Weszli na dzwonnicę, aby podziwiać widok miasta. W pewnym momencie chłopiec niebezpiecznie wychylił się i wypadł. Matka była pewna, że jej syn nie przeżył wypadku. Z wielką trwogą w sercu zbiegła na dół. Jakież było jej zdziwienie, radość i wdzięczność wobec Boga, kiedy zobaczyła na dole zupełnie zdrowego, czekającego na nią ze spokojem syna. Pomyślała wtedy: „To szczególne dziecko. Musi być wybrany, skoro Opaczność Boża nad nim czuwa”.

Kolejne trudne doświadczenie przyszło dwa lata później: dziewięcioletni Prochor zapadł na chorobę, której lekarze nie potrafili wyleczyć. Wszyscy byli pewni, że chłopiec nie przeżyje. Matka jednak ufała Bogu i z gorącą wiarą modliła się o uzdrowienie syna. Chłopcu przyśniła się wtedy Matka Boża, która obiecała, że przyjdzie mu z pomocą. Na drugi dzień, w święto Matki Bożej, obok ich domu przechodziła procesja z cudowną ikoną Matki Bożej Kurskiej. Agata wzięła nieprzytomnego syna na ręce i wyniosła go z domu, aby prosić Bogurodzicę o cud. I stało się. Chłopiec niebawem wrócił do zdrowia.

Po tym wydarzeniu Prochor prowadził normalne życie: uczył się dalej w szkole, bawił się z kolegami, czytał książki, uczestniczył w nabożeństwach. Jednak coraz więcej czasu zaczął spędzać w odosobnieniu – na modlitwie. Powoli rodziło się w nim pragnienie życia zakonnego. Przed podjęciem ostatecznej decyzji wybrał się z pielgrzymką do Ławry Kijowskiej, gdzie z ust pustelnika usłyszał: „Synu mój, Bóg posyła cię do monastyru sarowskiego. Zachowaj czystość duszy i nieskazitelność ciała oraz zawsze pamiętaj o modlitwie Jezusowej, a wszystko pozostałe będzie ci dane od Boga”. Po tym spotkaniu Prochor wrócił do Kurska, aby pożegnać się z matką. Agata pobłogosławiła syna i zawiesiła mu na piersi krzyż, który nosił do końca życia. Wyruszył do Sarowa. Miał wtedy dziewiętnaście lat.

Monastyr w Sarowie
W nowicjacie Prochor z pokorą, posłuszeństwem i gorliwością wykonywał wszystkie polecenia przełożonego. Jego czas wypełniała modlitwa i praca fizyczna: wypiekał chleb, pracował jako stolarz i drwal, chodził po kweście. Nieustanną pracą odgradzał się od nudy – tej, jak później mawiał – „największej pokusy dla młodych mnichów, którą wyleczyć można modlitwą, powściągliwością języka, pracą fizyczną, czytaniem słowa Bożego i cierpliwością, ponieważ pokusa ta rodzi się z małoduszności, bezczynności, braku cierpienia i pustosłowia”. Wkrótce z powodu nadmiernej ascezy zachorował. Stan młodego mnicha z każdym dniem się pogarszał. Przełożony namawiał go, aby skorzystał z pomocy lekarzy, lecz Prochor odpowiadał: „Życie swoje powierzyłem jedynemu prawdziwemu lekarzowi, Jezusowi Chrystusowi i Przenajświętszej Bogurodzicy”. I znów, jak w dzieciństwie, doświadczył cudownego uzdrowienia.

W 1786 roku Prochor złożył śluby zakonne i otrzymał nowe imię – Serafin. Po przyjęciu święceń kapłańskich codziennie sprawował Eucharystię. Pewnego razu miało miejsce niezwykłe zdarzenie: podczas nabożeństwa sprawowanego w Wielki Czwartek Serafin ujrzał otwarte niebiosa i Jezusa Chrystusa w wielkiej mocy i chwale. Kilka godzin trwał w zachwycie i nie mógł wypowiedzieć słowa ani ruszyć się z miejsca. Wszyscy obecni w świątyni w milczeniu wpatrywali się w jaśniejącą twarz młodego mnicha, przeczuwając, że doświadcza on obecności Boga.

W stronę odosobnienia
Po tym wydarzeniu Serafin jeszcze gorliwiej pragnął służyć Bogu. W ciągu dnia – jak dotąd – wypełniał obowiązki, ale w nocy szedł na modlitwę do swojej leśnej pustelni. Po pewnym czasie uzyskał zgodę przełożonych na życie w całkowitym odosobnieniu. Do monastyru przychodził tylko w sobotę wieczorem na nocne czuwanie przed niedzielną liturgią.

Obok swojej celi założył warzywnik, zaczął także hodować pszczoły. Zachowywał surowy post, jadł tylko raz dziennie to, co zdobył pracą własnych rąk. Raz w tygodniu bracia z monastyru przynosili mu chleb. W środy i piątki niczego nie jadł, a w Wielkim Poście pożywienie przyjmował tylko raz w tygodniu – po niedzielnej Eucharystii. Bywało, że w swoim odosobnieniu tak bardzo pogrążał się w modlitwie, że przez długie godziny pozostawał nieruchomy, niczego wokół nie widząc ani nie słysząc.

Wieści o „świętym mnichu z lasu” szybko się rozeszły. Oprócz współbraci zaczęli go odwiedzać także okoliczni mieszkańcy, a po pewnym czasie także przybysze z daleka – wszyscy szukali jego mądrej rady i błogosławieństwa. Zakłócało to jego odosobnienie. Serafin wyprosił pozwolenie przełożonego, aby zabronić dostępu do pustelni najpierw kobietom, a później pozostałym osobom. Poczuł bowiem, że Bóg wzywa go do jeszcze większego odosobnienia. Odpowiadając na to wezwanie, przyjął na siebie ślub całkowitego milczenia. Drogę do pustelni zagrodził pniami sosen. Odtąd odwiedzały go tylko ptaki i dzikie zwierzęta. Swoją porcją chleba, którą bracia przynosili mu z monastyru, Serafin dzielił się z niedźwiedziem, którego karmił z ręki.

Trud modlitwy nieustannej
Aby całkowicie uwolnić się od pokus, Serafin podjął trud nieustannej modlitwy. Co noc wspinał się na ogromny kamień w lesie i modlił się z uniesionymi rękoma, wołając: „Boże, bądź miłościw mnie, grzesznemu”. W ciągu dnia modlił się w celi, także na kamieniu, który przytaszczył z lasu. Schodził z niego tylko na krótki odpoczynek, dla pokrzepienia ciała skromnym pożywieniem. Tak modlił się 1000 dni i nocy.

Pewnego razu na jego pustelnię napadło trzech rabusiów. Serafin pracował w tym czasie w ogrodzie i miał w ręku topór. Opuścił go jednak i powiedział: „Czyńcie, co musicie”. Rabusie najpierw zażądali pieniędzy, a ponieważ ich nie posiadał, okrutnie go pobili, związali i chcieli wrzucić do rzeki. Przedtem jednak przeszukali jego pustelnię. Kiedy nie znaleźli niczego oprócz ikony i kilku ziemniaków, odeszli. Odzyskawszy przytomność, Serafin cudem wyswobodził się z więzów i ruszył po pomoc do monastyru. Miał bowiem poważne rany głowy i połamane żebra. Przez siedem dni leżał nieprzytomny, a lekarze nie mogli się nadziwić, że mimo takich ran przeżył. Po pięciu miesiącach, kiedy poczuł się na siłach, wrócił do swojej pustelni. Na skutek odniesionych obrażeń do końca życia chodził zgięty w pół, opierając się na kiju lub toporku. Swoim oprawcom przebaczył jednak i prosił, żeby ich nie karano.

Mistrz duchowy
Jeszcze przez trzy lata po tym wydarzeniu Serafin żył w swojej pustelni i zachowywał całkowite milczenie. Potem, na prośbę przełożonego, wrócił do monastyru, ale w swojej celi dalej prowadził życie pustelnicze. W listopadzie 1825 roku miał we śnie widzenie, podczas którego Matka Boża nakazała mu pozostawić odosobnienie i służyć ludziom potrzebującym nawrócenia, pocieszenia i duchowego kierownictwa. Tak rozpoczął się ostatni etap życia Serafina. 66-letni mnich otworzył drzwi swojej celi dla wszystkich. Przychodziło do niego wielu potrzebujących – codziennie odwiedzało go ponad 2 tysiące osób. W ten sposób posługiwał jeszcze osiem lat.

Wszystkim mówił o tym, że celem życia chrześcijanina jest zdobywanie Ducha Świętego, co można osiągnąć jedynie poprzez czyny osadzone w wierze: „Tylko dobro czynione ze względu na Chrystusa ma moc pozyskania Ducha Bożego. Nie jest to zdobywanie cnoty dla niej samej, za czym stoi nierzadko miłość własna, chęć zasłużenia sobie na przychylność Boga. Gdy modlisz się czynem, działaniem, nie musisz już dzielić czasu na pracę i modlitwę. Duch Święty przebóstwia wtedy wszystko, co robisz i czym żyjesz. Codzienność staje się modlitwą. Wszystko, czego dotyka Duch Święty, przemienia się w radość. Staraj się zjednoczyć twoje serce, przyjmij do twego serca pokój, a wtedy tysiące osób, które są wokół ciebie, zostaną zbawione”.

Serafin miał świadomość, że jego życie dobiega kresu i chciał się dobrze przygotować na ten moment. „Ciałem zbliżam się do śmierci – mówił – a duchem jestem niczym nowo narodzone dziecko, z całą świeżością początku, a nie końca…”. Sam zrobił sobie trumnę, w której chciał być pochowany, i postawił ją przy wejściu do swojej celi. W przeddzień śmierci śpiewał wielkanocne pieśni – tak jakby nie mógł doczekać się spotkania ze Zmartwychwstałym. Zmarł w nocy, podczas modlitwy. 2 stycznia 1833 roku jeden z mnichów, idąc na poranną modlitwę, znalazł go w celi klęczącego przed ikoną Bożej Matki. Na twarzy Serafina zastygła radość.

Małgorzata Sękalska
„Głos Ojca Pio” (nr 45/2007)

 

 

 

Przypowieści serafina ze strony http://www.cerkiew.szczecin.pl/prawosawie/teologia/5-pouczenia-witego-serafima-z-sarowa.html

 

Dlaczego Chrystus przyszedł na ziemię? Przyszedł bo Bóg patrzy z miłością na rodzaj ludzki, bo „Bóg tak ukochał świat, że Syna swego jednorodzonego dał” (J 3,16). Chrystus przyszedł, by odnowić wizerunek i dobroć Boga w upadłym człowieku. Pan przyszedł, aby zbawić ludzkie dusze, bo „Bóg nie posłał swego Syna na ziemię, aby świat potępić, ale by świat został przez Niego zbawiony” (J 3,17) i poza tym, my podążając za naszym Odkupicielem Jezusem Chrystusem musimy wieść życie według Jego Boskiej nauki, by przez to zbawił nasze dusze.

Bóg jest ogniem, rozgrzewającym i zapalającym serce i wnętrze człowieka. Więc jeśli czujemy chłód w naszych sercach, który pochodzi od diabła (bo diabeł jest zimny), tedy dajmy znać Panu. On, kiedy przychodzi, rozgrzewa nasze serca Swą doskonałą miłością nie tylko ku sobie, ale i ku naszym bliźnim. A chłód nienawidzących ustąpi pod wpływem ciepła Jego dobroci, która będzie bić z naszych twarzy.

Tam gdzie jest Bóg, tam nie ma zła. Wszystko co pochodzi od Boga jest spokojne, zdrowe i prowadzi człowieka do uznania prawdy o sobie i własnych niedoskonałościach i do pokory.

Bóg ukazuje Swoją miłość do człowieka, nie tylko w przypadku kiedy czynimy dobro, ale kiedy obrażamy Go naszymi grzechami i sprawiamy Mu ból. Z jakąż cierpliwością znosi On nasze bezprawie! „Nie nazywaj Boga sprawiedliwym sędzią – mówi św. Izaak, bo Jego    sprawiedliwość nie jest podobna naszej . To prawda, że Dawid nazwał Go sprawiedliwym sędzią i właściwie, ale Syn Boży wciąż ukazuje, że Bóg jest dobry i miłosierny ponad miarę.

Wiara według nauczania św. Antiocha jest początkiem naszego zjednoczenia z Bogiem, prawdziwie wierzący są kamieniami Kościoła Bożego, przygotowanymi do wznoszenia tej budowli przez Boga Ojca, która wznosi się przez moc Jezusa Chrystusa- to jest przez Krzyż  i moc łaski Ducha Świętego. „Wiara bez uczynków martwa jest” (Jk 2,26) Owocami wiary są miłość, pokój, cierpliwość, miłosierdzie, dźwiganie krzyża i życie według ducha. Prawdziwa wiara nie może obyć się bez uczynków. A ten, kto prawdziwie wierzy z pewnością także czyni dobre dzieła. 

Wszyscy, którzy mają mocną nadzieję w Bogu są ku Niemu porwani i oświeceni blaskiem wiecznej światłości. Jeśli człowiek pozbawiony jest nadmiernej troski o siebie, kieruje swą miłość ku Bogu i cnotliwym czynom i wie, że Bóg troszczy się o niego- taka nadzieja jest prawdziwa i pełna mądrości. Lecz jeśli człowiek pokłada wszelkie swoje nadzieje tylko w swoich zamierzeniach, a zwraca się do Boga w modlitwie jedynie w chwilach niepowodzeń  i  tylko wtedy zaczyna ufać w pomoc Bożą gdy przestaje wierzyć w swoje możliwości i nie może im zapobiec, to taka nadzieja jest nieważna i fałszywa. Prawdziwa nadzieja szuka jedynie Królestwa Bożego i jest pewna, że otrzyma wszystko co potrzebne jest w tym śmiertelnym życiu. Serce nie zazna pokoju dopóki nie zdobędzie tej nadziei. Nadzieja ta bowiem całkowicie uspokaja i raduje. Najświętsze usta Zbawiciela powiedziały o niej: “Przyjdźcie do mnie wszyscy, którzy utrudzeni I obciążeni jesteście, a ja was pokrzepię”(Mt 11,28)

Kto odnalazł doskonałą miłość Bożą idzie przez życie, jakby nie istniał. Uważa siebie w tym wszystkim co widzialne za obcego i oczekuje z cierpliwością na to co niewidzialne. Jest całkowicie przemieniony w miłość Bożą i porzuca wszelkie przywiązanie do świata. Kto prawdziwie kocha Boga uważa siebie za wędrowca i przybysza na ziemi, wszystko w nim jest skierowane ku Bogu obecnym w jego myślach i duszy, Którego jedynie kontempluje.

Szczególnie należy troszczyć się o duszę , bowiem człowiek w swoim ciele jest jak płonąca świeca. Świeca musi kiedyś zgasnąć, a człowiek umrzeć. Ale skoro nasze dusze są nieśmiertelne należy poświęcić im znacznie więcej troski niż ciału „Cóż za korzyść z tego jeśli człowiek cały świat pozyska, a na swojej duszy szkodę poniesie, lub cóż jest człowiek w stanie dać za swoją duszę?” (Mt 16:26) Jak wiadomo nic na świecie nie może służyć za okup, jeśli sama dusza warta jest więcej niż cały świat i wszystkie królestwa świata, a Królestwo Niebieskie jest nieporównanie bardziej cenne. Uważamy duszę za tak drogą według tego co mówił nam  Makary Wielki : „ Bóg nie pragnął duchowej więzi  z żadnym stworzeniem poza człowiekiem, którego kocha bardziej niż jakiekolwiek ze swoich stworzeń.”

Musimy mieć szczególną postawę wobec naszych bliźnich, nie czynić nikomu obraźliwych uwag, przytyków. Kiedy odwracamy się od człowieka lub obrażamy go, to nasze serce kamienieje. Każdy musi starać się o radość ducha, by do trudnych lub niechętnych nam osób zwracać się ze słowami miłości. Kiedy widzisz, że brat twój grzeszy, okryj go, jak poucza św. Izaak Syryjczyk : „Zdejmij z siebie swój płaszcz i okryj nim grzesznika.”

W naszych relacjach z bliźnimi musimy być przejrzyści wobec każdego równie dobrze w słowach, jak i  w myślach, w przeciwnym razie czynimy nasze życie bezużytecznym. Musimy kochać innych, nie mniej niż siebie samych, zgodnie z Prawem Pańskim: „Będziesz miłował… bliźniego swego, jak siebie samego” (Łk 10,27). Ale nie tak, aby nasza miłość ku innym wiązała nas przywiązaniem stojącym w sprzeczności z pierwszą częścią tego przykazania miłości względem Boga, jak nas naucza nasz Pan Jezus Chrystus: „Jeśli kto miłuje ojca lub matkę bardziej niż mnie, nie jest mnie godzien, i jeśli ktoś miłuje syna i córkę bardziej niż mnie, nie jest mnie godzien”(Mt 10,37)

Jest absolutnie koniecznym być miłosiernym wobec nieszczęśliwych i tułaczy. Wielcy biskupi i Ojcowie Kościoła kładli na to ogromny nacisk. Względem tej cnoty musimy próbować zrozumieć i wypełnić wszystko zgodnie z Prawem Pańskim: „Bądźcie miłosierni, jak miłosierny jest wasz Ojciec”, i „Chcę raczej miłosierdzia, niż ofiary”(Łk 6,36 ; Mt 9,13) Mądrzy będą zważać, by zachować te słowa, ale głupcy na to nie zważają. Z tego powodu nagroda także jest różna dla nich, jak powiedziano :„Kto skąpo sieje, ten skąpo i zbiera, kto zaś hojnie sieje, ten hojnie tez zbierać będzie.”(2 Kor 9,6)

Przykład Piotra Chlebodawcy, który za kawałek chleba danego żebrakowi, otrzymał przebaczenie wszystkich swoich grzechów (zostało mu to objawione w widzeniu) niech pobudzi nas do bycia miłosiernymi wobec naszych bliźnich- każdemu mała jałmużna może przyczynić się do uzyskania Królestwa Niebieskiego.

Ofiarowana jałmużna musi wypływać z duchowego usposobienia, zgodnie z nauczaniem św. Izaaka Syryjczyka :„Jeśli dajesz wszystko tym, którzy cię proszą, niech radość twojego oblicza wyprzedza twój datek i pociesza w smutkach bliźniego odpowiednim słowem.”

Jest nieprawością osądzać każdego, nawet jeśli ktoś grzeszy i tarza się w przestępstwach wobec Prawa Bożego na Twoich oczach, jak jest powiedziane w Słowie Bożym: „Nie sądźcie, a nie będziecie sądzeni”(Mt 7,11). „Kim jesteś ty, co się odważasz sądzić cudzego sługę? To, czy on stoi, czy upada, jest rzeczą jego Pana.”(Rz 14,4). Znacznie lepiej jest zachowywać w pamięci słowa Apostoła: „Niech przeto ten, komu się zdaje, że stoi, baczy, aby nie upadł.”(1Kor 10,12)

Nie można żywić złości i nienawiści wobec człowieka, który jest nam wrogi. Przeciwnie, musimy kochać go i czynić mu tyle dobra, na ile to możliwe, według nauki naszego Pana Jezusa Chrystusa: „Miłujcie waszych nieprzyjaciół i czyńcie dobrze tym, którzy was nienawidzą.”(Mt 5,44). Jeśli będziemy starali się to wypełniać na miarę naszych sił, możemy mieć nadzieję, że Boże światło zacznie świecić w naszych sercach, oświecając naszą drogę do Niebieskiego Jeruzalem.

Dlaczego potępiamy innych? Ponieważ unikamy poznania samych siebie. Jeśli będziemy dążyć do poznania samych siebie, nie będziemy mieli czasu, by rejestrować uchybienia innych. Zacznijcie osądzać samych siebie, a przestańcie sądzić innych. Sądząc zły uczynek, nie osądzajcie czyniącego go. Koniecznym jest poznanie siebie, najbardziej grzesznego ze wszystkich i wybaczenie swojemu bliźniemu każdego przewinienia. Musimy nienawidzić tylko szatana, który go zwiódł. Przewinienie to może jawić się jako coś złego tylko nam, a w rzeczywistości występujący przeciw nam miał dobre intencje. Poza tym, drzwi pokuty są zawsze otwarte i nie wiadomo, kto wejdzie przez nie szybciej- ty “sędzia”, czy też sądzony przez ciebie.

Pragnący zbawienia musi zawsze mieć serce skłonne do pokuty i skruchy: „Moją ofiarą, Boże jest duch skruszony; pokornym i skruszonym sercem, Ty Boże nie gardzisz”(Ps 51, 19) Z tak skruszonym sercem człowiek może uniknąć bez problemu wszystkich przebiegłych sztuczek szatana, którego wszystkie wysiłki skierowane są ku zaniepokojeniu ludzkiego ducha. Przez te niepokoje chce zasiać żałobę, według słów Ewangelii: „Panie, czy nie posiałeś dobrego nasienia na swej roli? Skąd więc wziął się na niej chwast? On im odpowiedział,’ uczynił to wróg’.” (Mt 13, 27-28) Lecz kiedy człowiek walczy, aby mieć łagodne serce i zachować spokój myśli, wtedy wszystkie podstępy wroga są pozbawione mocy, a tam gdzie jest spokój myśli, tam przebywa sam Bóg: „W Salem (z hebr. Shalom- pokój) powstał Jego przybytek, a na Syjonie Jego mieszkanie.” (Ps 76,2).

Obrażamy wspaniałość Boga grzesząc przez całe nasze życie, a więc zawsze powinniśmy pokornie prosić Pana o przebaczenie nam naszych win.

Sycenie się światłem Sevanu

Sycenie się światłem Sevanu 10-13 listopada 2014

 

Niebo zeszło na ziemię między góry (M.Gorki o Sevanie )

 

OLYMPUS DIGITAL CAMERA

OLYMPUS DIGITAL CAMERA

OLYMPUS DIGITAL CAMERA

OLYMPUS DIGITAL CAMERA

Bezchmurne niebo w dzień niebieskie w nocy rozgwieżdżone. Księżyc kąpiący się w jeziorze, góry które zamarły w bezruchu zakładając białe świetliste sukienki.

Wszystko współgra ze sobą, i wzmacnia siebie nawzajem.

Nawet nie myśli o tym żeby wzmacniać, to dzieje się samo, wszystko jest w jedności stworzenia.

Słońce oświetlając Sevan iskrzy się tysiącami gwiazdeczek. Na drugim brzegu ośnieżone szczyty wchodzą do wody.

 

OLYMPUS DIGITAL CAMERA

OLYMPUS DIGITAL CAMERA

 

Świąt ludzi i Bogów. Wszystko łączy się z sobą. Ziemia połączyła się ze swoim duchem i bogowie zeszli na ziemię.

Fale uderzają o brzeg, czasem przepłynie jakaś łódką, czasem przeleci mewa….

 

Jestem światłem

 

Tu wszystko jest światłem przestrzenią. I my jesteśmy częścią tego świata .

Sevan tak nas przytula i zaprasza do siebie, że pozwolił nam się w nim wykąpać.

 

OLYMPUS DIGITAL CAMERA

OLYMPUS DIGITAL CAMERA

OLYMPUS DIGITAL CAMERA

OLYMPUS DIGITAL CAMERA

 

Zapraszając i dodając otuchy gdy nieśmiało zamaczałam nogi.

A gdy jezioro puszcza do siebie to i woda wydaje się ciepła.

Wszystko tylko odpuścić umysł, pozwolić sobie wejść i zobaczyć co się podzieje.

Straszno nas chorobami przy kąpieli w zimnej wodzie. Wszystko to trzeba odpuścić.

Zaufać boskiemu prowadzeniu i pójść w nowe.

Ograniczenia rodzą się w naszym umyśle. Choć należy pamiętać,że nawet jeżeli nie będziemy mieć ograniczeń, a woda nie zaprosi, może nie być za ciekawie dla nas.

Nauka słuchania przyrody i bycia jej częścią, jej maleńką częścią.

My dziękujemy tej cudownej wodzie, że zmyła z nas resztki Nagornego Karabachu, zarówno w znaczeniu fizycznym (twardą mineralną wodę szczególnie z włosów), ale również to co energetyczne.

Dała nam siłę na dokonanie przełomu w naszym życiu, w którym każda najmniejsza walka nawet w jej obronie będzie demaskowana i transformowana do energii miłości.

A tam gdzie miłość nie trzeba o nic walczyć i z nikim.

Wszystko samo o siebie dba i wszystko dzieje się w najlepszym czasie i miejscu.

Dlatego też nie walczyliśmy z sobą tylko przyjęliśmy zaproszenie jeziora i cieszyliśmy się, że kolejne schematyczne programy umysłu odeszły w zapomnienie,

 

OLYMPUS DIGITAL CAMERA

OLYMPUS DIGITAL CAMERA

OLYMPUS DIGITAL CAMERA

 

Noc, ognisko, rozgwieżdżone niebo i spokój miejsca. Miejsca gdzie jest spokój i ruch zarazem. Wszystko płynie, porusza się we właściwym sobie rytmie.

 

OLYMPUS DIGITAL CAMERA

OLYMPUS DIGITAL CAMERA

 

Nieliczne łódki na jeziorze dodają mu uroku. A złowione przez rybaków ryby dają pokarm również innym naszym braciom.

Jakże bym chciała aby wszyscy byli na pranie, nie zabijali siebie nawzajem, bo wiem, ze dopóki zabijamy nawet dla jedzenia wtedy trwa dalej wojna.

Jednak mam świadomość jak mi trudno zrezygnować z przymusu jedzenia i ze wszystkich programów stanowiących jego otoczkę.

Mimo, że zdecydowanie lepiej czuję się gdy nie jem.

Dlatego rozumiem innych, którzy muszą zabijać aby żyć i boją się gdzieś to odpuścić.

 

OLYMPUS DIGITAL CAMERA

OLYMPUS DIGITAL CAMERA

OLYMPUS DIGITAL CAMERA

 

Dziękujemy temu pięknemu jezioru – chyba najpiękniejszemu jakie znamy (zdjęcia nie oddają jego piękna) za cenny czas zatrzymania w tak pięknej aurze.

Jezioro jest na 1900 m.n.p.m temperatura wody 5-7 stopni, otoczenia ok. 15, przy pięknym słońcu.

 

I znów kolejny wieczór przy ognisku, kolejne fale łagodnie przychodzą i odchodzą . Jak kolejne uderzenia w bęben.

 

OLYMPUS DIGITAL CAMERA

 

Jak wszystko co przychodzi i odchodzi, następują własne koleje losu.

Słońce wschodziło łagodnie oświetlając horyzont, by potem wzbić się wyżej, rozświetlało swoim blaskiem wodę która igrała ze światłem, tysiącami gwiazdeczek , aby wieczorem zajść za okoliczne góry, po nim pojawiały się gwiazdy milionami sztuk, piękne mgławice, potem wychodził księżyce by swoim blaskiem przysłonić te bardziej odległe gwiazdy.

Wszystko pojawiało się i znikało, a my byliśmy na brzegu.

Wszystko takie jakieś proste, harmonijne, przewidywalne w swojej nieprzewidywalności.

Docenialiśmy to po wizycie w Karabachu , ten spokój, tą harmonię otoczenia.

Harmonię zakłócił aparat fotograficzny, który po ostatnich 2 upadkach, teraz już całkowicie odmówił współpracy.

Fakt, gdy go kupiłam, nie byłam za bardzo zadowolona z niego, porównywałam go do poprzednika i mimo że z czasem byłam z niego bardzo zadowolona, zdecydował się rozstać z nami. Zresztą próbował tego kilka razy gubiąc się i znajdując.

Pokazał mi mechanizm, że jak już coś mam i z czegoś korzystam, robię to tu i teraz, bez porównywania, rozpamiętywania i proszę tą rzecz o najlepszą współpracę.

Czy ja lubię jak mnie porównuje się do innych i wymusza, abym była kimś innym?

 

Korzystam z rzeczy z miłością, prosząc je o najlepszą współpracę.

 

W czasie stania, troszkę eksploatowaliśmy akumulator landrynki ładując komputer, telefony, webastem (ogrzewaniem postojowym) i ………. ostatniego dnia rano odmówiła chwilowo współpracy.

Potrzebni byli inni ludzie, inny akumulator (nasz drugi akumulator też odmówił współpracy).

Na szczęście jesteśmy w kraju, gdzie pomoc jest czymś normalnym i naturalnym.

Dziękujemy dwóm przesympatycznym Panom rybakom, którzy pomogli nam odpalić nasz samochód.

Pojechaliśmy dalej, jednak wiedząc, że lepiej znaleźć miejsce i podładować akumulator.

Choć powiem szczerze nie mieliśmy pomysłu gdzie jechać ……….

 

OLYMPUS DIGITAL CAMERA

OLYMPUS DIGITAL CAMERA

OLYMPUS DIGITAL CAMERA

OLYMPUS DIGITAL CAMERA

 

 

 

<code>

Gorące źródła z echem wojny i gościny

Gorące źródła Zuar test afirmacji z Didavanku 8 listopada 2014

OLYMPUS DIGITAL CAMERA

Idę swoją drogą i cieszę się życiem razem z innymi bez względu na to kim są, co myślą ……….

Dziś pytanie dziś odpowiedź, dziś stwierdzenie, afirmacja, deklaracja dziś test.

Przyjechaliśmy do Zuar, które znajduje się 15 km od drogi na Karwaczar. Droga do niego jest zdecydowanie lepsza niż pozornie główna do Karwaczaru, którą budują co prawda, ale kiedy skończą…….. Droga bardzo dziurawa a właściwie teren.

OLYMPUS DIGITAL CAMERA

OLYMPUS DIGITAL CAMERA

OLYMPUS DIGITAL CAMERA

OLYMPUS DIGITAL CAMERA

Ciekawostką na drodze do Zuar jest tunel z drogą gruntową wewnątrz i zakrętem.

OLYMPUS DIGITAL CAMERA

OLYMPUS DIGITAL CAMERA

A w Zuar znajdują się dwa baseniki wydrążone w naturalny skałach.

Mniejszy bardziej gorący z którego wybija gejzer z wodą o temperaturze ok 65 stopni i drugi chłodniejszy z wodą ok 40-45 stopniową. Do tego wanna kamienna. Wchodzące do cieplejszego basenika osoby krzyczą, zupełnie jakby wchodzili do lodowatej wody. Przypomina nam się srebrny istocznik na kaukazie rosyjskim z lodowatą wodą, teraz wszechświat testuje nas w druga stronę – zdajemy egzamin i gotujemy się kilka minut w gorącej wodzie ( zasada jest ta sama co prze zimnej – trzeba odpuścić coś w głowie).

OLYMPUS DIGITAL CAMERA

OLYMPUS DIGITAL CAMERA

OLYMPUS DIGITAL CAMERA

Obok zadaszone stoliki piknikowe do wynajęcia.

Wszystko bajkowo, poza jednym aspektem – dziś sobota i przyjechało troszkę mężczyzn poimprezować. Kobiet tylko dwie , reszta to mężczyźni głównie z Armenii.

Tutaj w Armenii świat kobiet i mężczyzn jest podzielony. Gdy pytamy dlaczego nie ma z nimi żon, opowiadają – bo robią przetwory.

Z naszych obserwacji i rozmów z kobietami wynika, że one same nie są zainteresowane za bardzo podróżowaniem, czy spędzaniem czasu z mężczyzną (i jego alkoholowymi imprezami), są tak skupione na domu , ubraniu, dzieciach (niezależnie czy ich dzieci mają roczek czy 50 lat), że reszta ich mało interesuje.

A spędzanie czasu na przyrodzie, w niewygodach………..

OLYMPUS DIGITAL CAMERA

OLYMPUS DIGITAL CAMERA

I właśnie tutaj na przyrodzie w prawie dzikim źródełku spotykamy męskie towarzystwo, my parkujemy koło towarzystwa znad Sevanu z Armenii, którzy przyjechali ugościć swojego krewnego, który przyjechał do nich w odwiedziny z Rosji.

Mają nawet instrumenty muzyczne. Wszystko można powiedzieć idealnie, aż do momentu gdy Panowie wypili za dużo. Wtedy robią się można rzec wredni i nachalni.

Jedzcie mięso, pijcie wódkę – bo takiej gościnności nie ma gdzie indziej na świecie.

To się zgadza, w niewielu miejscach na świecie (szczególnie w Państwach zachodnich i kulcie nadmiaru jedzenia) obcy ludzie zapraszają na wódkę i jedzenie.

I byłoby to super piękne, gdyby nie fakt, że wpychają to na siłę nie mając szacunku do upodobań kulinarnych gościa.

Nie zjesz, nie wypijesz – to się obrażę – mówią Ci bardziej pijani.

A Ci mniej przynoszą ogórki i kiszoną paprykę, zieleninę i lawasza.

A jeden z trzeźwych mówi

Najbardziej służy człowiekowi to co czuje, że powinien jeść

Czas mija nam z nimi sympatycznie na słuchaniu muzyki, przekamarzaniu (to może mniej przyjemne), tańczeniu i do tego kąpiele w źródełku.

OLYMPUS DIGITAL CAMERA

OLYMPUS DIGITAL CAMERA

OLYMPUS DIGITAL CAMERA

Wszechświat od razu nas testuje czy z radością i szacunkiem jestem w stanie zaakceptować namolnego pijaka i odnieść się do niego z szacunkiem, a przy tym zachować siebie.

Trudne zadanie…..

Zresztą gdy na noc olaliśmy ich towarzystwo i rano spotkaliśmy ich w basenach, mówili, że źle się zachowali nie szanując nas i wmuszając nam jedzenie i picie.

Fajnie, że tak się to skończyło.

A ranek był magiczny, gdy słońce rozświetlało dolinę, tworzyła się magia mgły i światła. Wtulaliśmy się w tę mgłę.

OLYMPUS DIGITAL CAMERA

OLYMPUS DIGITAL CAMERA

OLYMPUS DIGITAL CAMERA

Nasi znajomi, już mniej pijani pięknie grali w basenie ormiańskie kawałki, ożywiając muzyką to miejsce.

Widzimy też jaki rys na psychice zrobiła wojna.

Siedzimy w basenie razem z jedną z kobiet gdy gdzieś w oddali widać lecący samolot.

Nad Karabchem nikt nie lata (bo się boją że zestrzelą ) co się dzieje, to już trzeci – mówi cała zdenerwowana

Patrzymy na niebo i stwierdzamy, że to tylko samolot pasażerki i leci najprawdopodobniej nad terytorium Armenii, jak się później okazało były to loty ćwiczebne wojskowe.

Pamiętam jak moje babcie na dźwięk samolotów żegnały się i z lękiem patrzyły w niebo, tak jakby w ich umysłach wojna jeszcze trwała.

Pani Karina mieszka obecnie w Stepanakercie, a lekarz zalecił jej na cukrzycę kąpiele w tych źródłach, to przyjechała.

Nie ma w Karabachu rodziny w której ktoś by nie zginął w czasie wojny. Przed wojną miała cudownych sąsiadów Azerów.

Bo kto prowokuje wojny? – zastanawia się

Przecież tu w Karabachu nikt (no prawie) jej nie chciał i nie chce.

Co generuje wojnę czy na pewno nasi politycy?

Czy może to odpowiedź na nasze myśli?

Ile w nas pokoju, a ile wewnętrznej wojny?

Prośmy wszechświat o pokój w naszych sercach, umysłach i wysyłajmy go tym,którzy go najbardziej potrzebują.

OLYMPUS DIGITAL CAMERA

OLYMPUS DIGITAL CAMERA

Dadivank – monastyr w wąskiej dolinie w świetle latarek i wschodzącego słońca.

Dadivank – monastyr przy świetle latarek i wschodzącym słońcu

OLYMPUS DIGITAL CAMERA

Nagorny Karabach i jego wiele oblicz. Odnowiony monastyr, piękne leśne drogi, europejska stolica i im dalej w stronę północy tym energia miejsc i drogi gorsze.

Czuć ślady wojny sprzed 20 lat, nie tylko w postaci zniszczonych i nie odbudowanych domów, ale również energii.

Tym bardziej, że jadąc na Karwaczar wjeżdża się w wąskie doliny. Tam gdzie otwarte przestrzenie wiatr szybko przewiewa emocje i te dobre i te złe. W wąskich dolinach one odbijają się od skał dając wrażenie, jakby wojny, złe wydarzenia miały miejsce dziś.

I tak samo tutaj energia beznadziei, opuszczenia, zrujnowania pomieszana z energią strachu. Znam tę energię z Czarnogóry, czy włoskich Dolomitów.

I już mnie chwyta za oddech i chciałabym stąd uciekać, choć widoki po drodze piękne. 

OLYMPUS DIGITAL CAMERA

OLYMPUS DIGITAL CAMERA

Wjeżdżamy do Didavaku wsi, gdzie ma znajdować się największy kompleks sakralny Nagornego Karabachu.

Po ciemku trochę nie możemy znaleźć drogi, mnie spina w ramionach, jedzmy dalej może znajdziemy jakiś hotel, proponuję. W tym momencie dojeżdżają do nas dwie niwy turystów z Czech i nadchodzi miejscowy z latarką.

Monastyr zaprasza, trzeba wyjść poza swoje lęki i jechać.

Monastyr składający się z kilku kościołów bardzo duży, zapuszczony. Swoim zwyczajem ożywiam go muzyką Hildegardy.

Jednak tym razem nie znajduję wielkiego entuzjazmu kościółków, które co prawda ożywają, ale nie rodzi się w nich radość, wręcz stare rozżalenie poczucie winy dominuje.

Poczucie winy za co?

Za to, że to one są przyczyną konfliktu, że się puszyły, chciały być lepsze od meczetów.

A to jak teraz wyglądają jest karą za ich zachowanie.

Muzyką i słowami uwalniamy się razem od poczucia winy za to, że możemy być przyczyną wojen, konfliktu.

W sumie to silne ego może tylko pomyśleć, że to ono wywołuje wojny.

Wcześniej też zapewne było silne i pyszniło się strasznie swoim wdziękiem.

Czas zatrzymania, zdewastowania, był czasem uczenia, pokory. Teraz czas na wzrastanie już w innej świadomości.

Opowiedzieliśmy Didavankowi, że Gandzasar jest pięknie odnowiony i że jego czas również przyjdzie i będzie świecić pełną mocą, dając duchową strawę potrzebującym.

Potrzebującym, i tylko potrzebującym, a ich na pewno będzie dużo.

Tego życzymy temu miejscu. Pan stróż, który oprowadza nas po monastyrze pokazuje nam miejsce gdzie do ściany można przykleić swój kamyk z życzeniem, jak się utrzyma – marzenie się spełni.

Mój kamyczek się trzyma.

OLYMPUS DIGITAL CAMERA

Energia miejsca i bliskość azerbejdżańskiej granicy powodowała, że nie za bardzo chciałam na początku zostać na noc w tym miejscu. Jednak powoli poczułam z przestrzeni, że miejsce tej nocy jest bezpieczne, a jedyne co mnie wstrzymuje przed zostaniem tutaj to moje lęki i nie przepracowane przez przodków energie wojennych lęków i moje własne, że staję się przyczyną konfliktu.

Kupione bardzo dobre Karbardawskie wino, pomogło rozluźnić się i nawet pomedytować. Gdy jestem spięta robię się rozkojarzona, więc wino pomogło szczególnie dobrze na ten stan.

Poza tym spaliśmy w towarzystwie 5 krów, które zrobiły kordon bezpieczeństwa wokół naszego samochodu. Pokazując, że duchy miejsca są nam bardzo przychylne.

Ranek obudził nas pięknym wchodem słońca, który najpierw oświetlał szczyty tej bardzo wąskiej doliny, a potem schodził niżej dochodząc do naszego samochodu i monastyru. Piękna gra światła.

OLYMPUS DIGITAL CAMERA

OLYMPUS DIGITAL CAMERA

OLYMPUS DIGITAL CAMERA

OLYMPUS DIGITAL CAMERA

A wewnątrz świątyni duchy wręcz upomniały się o muzykę Hildeardy.

W monastyrze znajduje się grób Dady ucznia Tadeusza Judy, który został zabity w I wieku, gdy przeszedł tutaj mówić o chrześcijaństwie – poganie zabili go kamieniami i to było powodem postawienia kościółka.

Bo wcześniejszej tu był poganizm – powiedział z szyderstwem w głosie Pan sprzedający świeczki .

No właśnie – uzdrowiliśmy w trójkę razem z monastyrem szyderstwa z innych.

Poczułam przepływ energii, jakaś część energii została uzdrowiona.

Następnie pojawił się program motania i naginania rzeczywistości do własnych potrzeb.

Gdy to odpuściliśmy wszystko zaczęło tańczyć razem z nami, energia wewnątrz monastyru ożyła i zachciała żyć i cieszyć się życiem razem z innymi, bez względu na to co myślą i kim są.

OLYMPUS DIGITAL CAMERA

OLYMPUS DIGITAL CAMERA

OLYMPUS DIGITAL CAMERA

OLYMPUS DIGITAL CAMERA

OLYMPUS DIGITAL CAMERA

Idę swoją drogą i cieszę się życiem razem z innymi bez względu na to kim są, co myślą ……….

Dziękujemy za ten czas, za nocleg który pomógł mi przełamać masę lęków.

OLYMPUS DIGITAL CAMERA

OLYMPUS DIGITAL CAMERA

A Dadivank tekst z strony angielskiej, tłumaczony przez google

http://translate.google.pl/translate?hl=pl&sl=en&u=http://www.karabakhcenter.com/en/culture-dadivank&prev=search

Dadivank (ormiański: Դադիվանք) również Khutavank (ormiański:. Խութավանք – Arm Klasztor na wzgórzu) jest ormiański klasztor w Shahumian regionie Górskiego Karabachu. Został zbudowany między 9 i 13 wieku.

Według legendy, klasztor został założony przez św Dadi który był uczniem Tadeusza Apostoła, który rozprzestrzenił chrześcijaństwo we wschodniej Armenii w ciągu pierwszego wieku AC W czerwcu 2007 roku, grób św Dadi została odkryta pod ołtarzem świętego Główny kościół.

W kursach historycznych klasztor został po raz pierwszy wymienione w 9 wieku, był także adverted przez Mechitar Gosz w 12 wieku. Ale w tym samym wieku, kompleks klasztorny został najechany i forayed. Odbudowa rozpoczęła się w drugiej połowie XX wieku i została zakończona w następnym.Istnieje zapis na jednej ze ścian Dadivank, gdzie jest odniesienie do bytu w odbudowie wykonanej w 1224 roku klasztorny kompleks Dadivank składa się z kościoła katedralnego św Astvadzadzin (z Armenii pism na ścianie), kaplica i inne obszary pomocnicze. Na ścianie wschodniej są też wyjątkowe pamiątkowe kamienie krzyżowe (Chaczkar).

W pobliżu znajduje się wieża trzykondygnacyjny zbudowany w 1334 przez biskupa Sargis. Niektóre cytaty o działalności ormiańskich domów duchowych i książęcych w Artsakh są zapisane w inskrypcji pozostawionych w różnych częściach Dadivank. Według Paolo Cuneo, Dadivank i Gandzasar są wśród tych ormiańskich klasztorów, w których można znaleźć motywy biust (ewentualnie dawcy klasztorów). W dniu 8 października 2001 r Dokument nr 9256 na konserwację dziedzictwa historycznego i kulturowego w Republice Górskiego Karabachu został podpisany przez 16 członków Zgromadzenia Parlamentarnego Rady Europy z Armenii, Cypru, Włoch, Rumunii, Grecji i Rosji;zgodnie z którym, wśród najbardziej rażących przykładów polityki Azerbejdżanu w Górskim Karabachu było zniszczenie Dadivank, które “miejscowa ludność muzułmańska (Azerbejdżan) [1] traktować jako pozostałości ormiańskiego religii chrześcijańskiej i zrujnowany klasztor, jak mógł “((Iskander Haji” Lel-Kala. – blisko i niedostępna twierdza, Vishka, nr 10, 16-23 marca 2000 “) Dokumenty Zgromadzenie Parlamentarne +2002 sesji zwykłej (część pierwsza), tom I, Rada Europy, str 35 ). W 1994 roku klasztor został ponownie otwarty i proces odbudowy trwa przez teraźniejszość. klasztor należy do Artsakh diecezji Świętego Kościoła Ormiańskiego Apostolskiego

OLYMPUS DIGITAL CAMERA

OLYMPUS DIGITAL CAMERA

OLYMPUS DIGITAL CAMERA

OLYMPUS DIGITAL CAMERA

Pełnia wśród gór w pięknym monastyrze

Gandzasar – pełnia księżyca wśród gór 6-7 listopada 2014

OLYMPUS DIGITAL CAMERA

Piękne rozgwieżdżone niebo, księżyc w pełni oświetla okoliczne góry, które w wyższych partiach bielą się śniegiem.

Chyba w pochmurny dzień gorzej widać niż teraz w nocy. 

A my stoimy na potężnym asfaltowym parkingu przed monastyrem i patrzymy na ten spektakl. Może nieruchomy, ale piękny w swojej istocie.

Do tego pięknie podświetlony monastyr. Magia nocnego spotkania. Z miejscem i ze świątynią, która zaprosiła nas na wieczorną medytację.

Jeszcze Pan stróż, sprzedał nam świeczki byśmy  mogli jeszcze rozświetlić ciemne jej miejsca.

Świątynia żyje, została odnowiona w 1999 i jest najważniejszym kościołem Nagornego Karabachu, taką naszą Częstochową.

OLYMPUS DIGITAL CAMERA

OLYMPUS DIGITAL CAMERA

A my sami po nocy w lekko rozświetlonej świątyni, która cieszyła się z naszego spotkania.

Puściliśmy Hildegardę, a miejsce zaczęło, rozszerzać się jeszcze bardziej, gdy jednoczyłam  się z nim moje granice rozszerzały  się w nieskończoność, to co nie spokojne nabierało spokoju, to co zamknięte otwierało się, to co ciasne uwierające, rozszerza się, nabiera przestrzeni.

Taka energia rozpływania się wspólnie z kościółkiem.

Z odwagą poszerzam swoje granice

A poszerzanie granic, to widzenie świata z innej perspektywy. Można rzec z innego piętra.

OLYMPUS DIGITAL CAMERA

OLYMPUS DIGITAL CAMERA

Sprawdźcie sami ile widzicie z parteru, a ile z kolejnych pieter. I tak z naszą świadomością, z naszymi granicami, wszystko zależy od naszej odwagi patrzenia dalej, szerzej.

A my znaleźliśmy przyjazne miejsce na parkingu i ciesząc się z otaczającej przestrzeni spędzimy pierwszą noc w Nagornym Karabachu.

OLYMPUS DIGITAL CAMERA

W samym monastyrze przechowywane są relikwie świętego Zachariasza ojca Jana Chrzciciela.

Ranek powitał nas też zapierającymi dech widokami na okoliczne ośnieżone góry, a klasztor rozbłyskał blaskiem pojawiającego się słońca.

OLYMPUS DIGITAL CAMERA

OLYMPUS DIGITAL CAMERA

Znów wszystko cieszyło się na wspólne spotkanie.

Teraz już w ciszy w kościółku oddaliśmy się medytacji wtapiając w to miejsce i jego historię.

To co na zewnątrz okrywa to co w środku i warto dbać o to

Dźwięczało mi w głowie, tak monastyr był zniszczony i w 1999 roku był poddany renowacji, prace trwają do dziś – mają się u końcowi. I chyba dobrze rozumie różnicę między tym jak być zaniedbanym, zdewastowanym, zniszczonym, a zadbanym, czystym, pięknym.

OLYMPUS DIGITAL CAMERA

OLYMPUS DIGITAL CAMERA

OLYMPUS DIGITAL CAMERA

Dziękujemy duchom za prowadzenie i pokazanie kolejnego monastyru w ciszy i spokoju otaczającej przyrody, właśnie dla nas te monastyry są dodatkiem do przyrody.

OLYMPUS DIGITAL CAMERA

OLYMPUS DIGITAL CAMERA

OLYMPUS DIGITAL CAMERA

I zachęceni przez miejscowego stróża pojechaliśmy ku miejscowości Nareshar, gdzie wzdłuż potoku ulokowały się letnie zony odpoczynku często bardzo ciekawe architektonicznie  oraz hotel w kształcie łódki z kamiennym lwem. Kamień był inspiracją do dopracowania lwa , jednak efekt jest bardzo dobry.

Ten kamienny sprzymierzeniec przyszedł nam przypomnieć, o sile naszego wewnętrznego światła, o tym co potrzebnego nie tylko do ogrzania ciała, ale również życia w świetle na ziemi.

OLYMPUS DIGITAL CAMERA

A gdy to pisałam zakrakały kruki na błękitnym niebie, a obok przeszedł pasterz z owcami.

Ufam temu co do mnie przychodzi i obdarzam to szacunkiem i z radością idę za tym.

więcej o monastyrze ze strony http://www.armeniawycieczki.com/Warto_zobaczy%C4%87_w_Armenii/arcach_pl/klasztor_gandzasar_pl/

Wspaniały Gandzasar to perła Górskiego Karabachu. Klasztor położony jest na wzgórzu na lewym brzegu rzeki Chaczen, w północno-wschodniej części regionu.

Po raz pierwszy o Gandzasarze wspomina w X w. Katolikos Anania Mokaci. W XIII w. na miejsce klasztor przebudował książę Hasan Dżalalian. Budowa trwała od 1216 do 1238 r. – daty te wyryto i na grobie księcia, i na kopule nowej budowli. Uroczystej inauguracji kościoła dokonało 22 lipca 1240 r., w święto urodzaju Wardawar, siedmiuset duchownych. Wedle średniowiecznych kronikarzy na przyklasztornym cmentarzu spoczywać ma głowa Howhannesa Mkrticza, czyli Jana Chrzciciela, przywieziona ze średniowiecznego królestwa Armenii Cylicyjskiej w czasie wypraw krzyżowych. Z tego też powodu Jan Chrzciciel został jednego z kościołów kompleksu klasztornego.

Gandzasar jest jednym ze skarbów bogatego dziedzictwa architektonicznego Armenii. Wzniesiony przez największych mistrzów, stanowi świadectwo ogromnego doświadczenia, jakie nagromadziło liczące już sobie w XIII w. wiele stuleci budownictwo ormiańskie.

W klasztorze zaobserwować można wyjątkowe rozwiązania architektoniczne i zdobnicze. Ściany kopuły pokryto płaskorzeźbami przedstawiającymi ukrzyżowanie Chrystusa, Adama i Ewę i inne sceny, wśród nich relief, na którym książęta prowincji Chaczen trzymają model klasztoru, którego dekorację sami stanowią.

W czasie konfliktu zbrojnego lat 1991-94 klasztor poważnie ucierpiał w wyniku działań artylerii i lotnictwa Azerbejdżanu. Główny kościół kompleksu uległ poważnemu uszkodzeniu w rezultacie nalotu 20 stycznia 1993 r. Obecnie renowacja Gandzasaru i przylegających doń zabudowań dobiegła końca i zespół klasztorny można znów podziwiać w całej okazałości.