PROGRAMY UMYSŁU
now browsing by category
Pierwsze wrażenia z norweskiej dalekiej północy
Norwegia na dalekiej północy– pierwsze odczucia z drogi 9 września 2016
I pojechaliśmy, aby doznawać kolejnych doznań dalekich od przyjemnych.
Powiem gdy wyjechaliśmy za miasto okazało się, że teren jest bardzo zaludniony jak na północ której doświadczaliśmy wcześniej w Rosji. Teren bez domów ciągnął się maksymalnie 5 km, bo jak nie wieś to letnie domki, do tego ruch aut na drodze, praktycznie każdy parking obstawiony przez campery.
– Co tu musi być w sezonie! – aż strach pomyśleć.
Im dalej zanurzaliśmy się na północ tym bardziej dochodziło do mnie, że tutaj nie ma prawdziwej bogatej tundry, że nie ma też mojego serdecznego przyjaciela chrobotka – białego porostu rozświetlającego przestrzeń.
Zresztą przyroda tutaj zrobiła się dość uboga porównując z bogactwem biologicznym zza miedzy.
Bo problem hodowli to nie tylko nadmierny wypas reniferów, ale również owiec. Renifery zjadły co mogły, a owce to jeszcze wydeptały i tutaj na dalekiej północy miejsce pięknej kolorowej tundry z przewagą białego chrobotka zajęło co?
No zgadnijcie – jak wygląda nowoczesna tundra!
To trawa….
Tak najzwyklejsza na świecie trawa, szczególnie zadomowiona w pasie przybrzeżnym.
W Rosji przy zwykłej drodze przyroda jest piękna, tutaj jest hodowla i tundra to wypasione pastwiska o skromnym składzie gatunkowym.
Szły mi emocje na administratorów tych terenów. Tym bardziej, że to o Rosji mówi się, że ma zniszczoną przyrodę. W miastach, strefach militarnych zapewne tak, ale poza nimi jest dzika przyroda, która żyje swoim życiem.
A najdziwniejsze jest to, że słynne norweskie swetry nie są robione z wełny norweskiej. Jakaś paranoja.
Bartek widząc moje emocje próbował mnie uspokoić umysłem.
Mówił: – przecież i tak jak na dzisiejszy świat jest to dzika przyroda – w Mongolii którą pokochałaś było wszystko wygryzione, w górach Armenii i Gruzji podobnie. Przyjedziesz do Polski to zobaczysz pola uprawne i monokulturowe lasy. Ile znasz pięknych kniei o których marzysz i kwietnych łąk? A tutaj chcesz je mieć przez setki kilometrów.
– Zabili mojego przyjaciela chrobotka – płakałam jak dziecko.
– A może on nie chce rosnąc dla nich – próbował racjonalnie tłumaczyć sprawę Bartek.
– Tak nie chcą światła w sobie to im nie rośnie – mówiłam wręcz z satysfakcją.
Ustawiliśmy to, okazało się, że kultura umysłu zabijała od dziecka moją wrażliwość, moje głębokie odczuwanie przyrody, ludzi – zmuszając do kierowania się umysłem i podążania drogą tłumu. Patrzyli na mnie jak na osobę dziwną wręcz chorą psychicznie, gdy jako małe dziecko nie chciałam jeść mięsa – zjadać swoich przyjaciół, ale czującą to co inni głęboko ukryli wewnątrz.
Uwalniam się od przymusu zabijania swojego odczuwania, wrażliwości
Mam świadomość, że w mojej wrażliwości jest siła
Po drodze zaprosił nas zniszczony labirynt nad brzegiem fiordu. Wszystko dobrze opisane, jednak tak jak ludzie na ulicy bez energii, bez życia. Wszystko w umyśle.
Mam energię na życie
Po drodze pojawiły nas renifery, kiedyś dzicy wędrowcy północy, a teraz ….. ale o tym w innym poście
I rozczarowani drogą dojechaliśmy do miasteczka Vardo, które położone jest na wyspie połączonej z lądem tunelem podwodnym. Landrynka tym razem zanurkowała razem z nami.
A nas wzięło na opowieści o tunelach w Norwegii, którymi przejechaliśmy szczególnie w czasie naszej drugiej wizyty, jak liczyliśmy razem na pewno więcej niż 500 km.
W Vardo powitał nas nasz znajomy statek Hurtigruten, moje swego czasu wielkie marzenie, które dostarczyło nam nie lada emocji.
A może pozwoliło nam się bardziej zaprzyjaźnić z morzem Barentsa podczas rejsu.
http://brygidaibartek.pl/na-pokladzie-hurtigrutena/
http://brygidaibartek.pl/na-fali/
http://brygidaibartek.pl/dalej-niz-nordkapp/
Jego postój w porcie wzbudził w nas jakiś sentyment i był chyba jedyną atrakcją miasteczka.
W Vardo jest muzeum Pomorów (ludu żeglarzy bliższych Rosji, zamieszkujących również tereny wokół morza Białego), okazało się że zdjęć Pani Wessel nie ma, a na tablicy zapewne chodziło o to, że zdjęcia należą do Varanger muzeum w skład którego wchodzi również placówka Vardo.
Obok wyspy Vardo jest chyba najbardziej znana ptasia wyspa Norwegii, mieszkają na niej maskonury m.in. W czasie naszej wizyty między wyspą Vardo na ptasią wyspę krążył helikopter, który przewoził jakieś towary. Ptaka nie było ani jednego.
Wszystko to powodowało naszą konsternacje, znudzenie.
Bóg, wszechświat nas zna, więc po coś nas tu posłał – zadawaliśmy pytanie
No po co? Patrzyliśmy na siebie
– Patrz tam dalej jest jakiś Hemmingberg, może pojedziemy – powiedział Bartek widząc moją konsternacje popartą jeszcze wielką złością na administratorów – przywitamy się z otwartym morzem.
Ok- powiedziałam bez entuzjazmu
Norweski początek – Ellisif Wessel
Norweski początek 9 września 2016
I nadeszła ta chwila kiedy po ponad 2 miesiącach nie pisania, poczułam tak, tak teraz to trzeba opisać. Poczułam pewność, że to co napiszę będzie w zgodzie ze mną i nawet jeżeli natrafię na wielu krytyków nie przejmę się nimi. W końcu jest to moje odczuwanie świata.
Po to jeżdżę po nim, aby go zobaczyć własnymi oczami, usłyszeć moimi uszami, poczuć całą sobą. Zobaczyć jak się chce mi pokazać, co chce mi sobą przekazać.
To, że te miejsca tak nam się pokazują, to niekoniecznie Wam się tak pokażą. Każdy ma własne doświadczenie, inną świadomość, wrażliwość postrzegania pewnych spraw i inną możliwość wglądu w pewne sprawy.
A dziś poczułam siłę do pisania, gdy przeczytałam słowa Marka Kamińskiego – polarnika:
“Nie przeszedłem Camino, aby odkrywać Europę albo ją analizować, ale wyłonił się przede mną kontynent, który jest duchową pustynią. Te dwa słowa streszczają wszystko. Duchowa pustynia zagubionych ludzi, którzy szukają sensu życia i go nie znajdują. Mają dużo wszystkiego, a to wszystko tak, jakby nie mieli prawie nic.”
I dokładnie te słowa cisnęły mi się na usta, gdy przejechaliśmy do Norwegii…
– Wiesz Bartek Ci ludzie są znudzeni życiem, wydawało im się, że materia da im szczęście, a ….. co dała? – tak to czułam…
Rozgoryczenie, że szczęścia nie daje, tylko jak to powiedzieć, szczególnie w takim pozornie bogatym kraju. Bo jak powiedzieć, że: dom, dacza, camper, samochód – „nie daje mi szczęścia” . Przecież pierwsze ich przodkowie, a potem oni sami tak o tym marzyli.
Skoro nie w materii to gdzie jest to szczęście – spełnienie???
Uwalniam się od znudzenia życiem
Uwalniam się od przekonania, że materia daje znudzenie
Cieszę się materią i wydaję na to co podpowiada mi serce
I tu właśnie jest klucz do szczęścia to droga serca – samopoznania, droga na której wolno się zmieniać, wolno również zmieniać swoje decyzje, upodobania bo na tej drodze najważniejsze jest doświadczenie.
Żadna wiedza nie da nam wglądu w siebie, nikt nie powie nam co nam da szczęście. Sami musimy sprawdzić co tak naprawdę w tym momencie daje nam szczęście.
My musimy podjąć decyzję by być szczęśliwym.
Po Rosji otwartej na emocje, tutaj mieliśmy wrażenie, że ludzie są „zasuszeni emocjonalnie”. Nie mylić z wyciszeniem. Inaczej mówiąc mają mocno schowane emocje, wręcz głęboko połknięte, a schowanie emocji przekłada się na niski poziom energii.
Fakt, ilość emigrantów która zjechała do tego kraju przyczyniła się do żwawszej pracy w sklepach. Pamiętam jak gdy tu byliśmy 4 lata temu, to gdy do kasy stały 3 osoby to można było stać i pół godziny. Teraz wszystko idzie sprawnie. Większość osób zna angielski (co też wcześniej nie było normą – mówię tutaj o dalekiej północy). Emigrantów, turystów od razu widać. Po czym?
Po silniejszej energetyce. Mniej wycofanej i mniej zapijaczonej.
Z „mitologii rosyjskiej opowiadanej w Polsce” alkoholizm nie powinien mnie nigdzie dziwić jeżeli byłam w Rosji. Norwegia od pierwszej wizyty 6 lat temu pokazuje mi się jako najbardziej zapijaczony kraj w jakim byłam. Rosja, Polska razem wzięte i pomnożone nie mają żadnych szans.
A Saamowie – jak śmiali się Rosjanie na północy – upijają się ponoć bardzo szybko, gdyż nie mają enzymu trawiącego alkohol.
W sklepach ceny i jakość produktów troszkę nas też „zaskoczyła”, pomimo że to nasza 4 wizyta w Norwegii. Chodziliśmy po sklepie i patrzyliśmy na przemysłowy bogaty świat żywności i nie mieliśmy co kupić. Dominowało mięso i ryby, nabiał. Warzywa i owoce w jakiś dziwnych cenach ok 15 zł za kilogram czegokolwiek (kawałek dalej w Finlandii połowę taniej).
– Kto tak pompuje ceny? – Zastanawialiśmy się…
Fakt pojawiały się produkty bardzo tanie – jednostkowo – np. chleb za 3 zł , a następny w kolejce cenowej za 15 zł…20 zł.
Jakaś propaganda drogości rzucała się w oczy. Czy jabłka za które sadownik dostaje maksymalnie 1 zł za kilogram muszą kosztować tutaj w promocji 15 zł. ?
Chyba nie warto wnikać w mechanizmy wielkiej światowej finansjery, jednak trudno tego nie zauważyć.
Czy zawsze byli tak zasuszeni emocjonalnie?
Chyba nie!…
W Kirkenes oglądamy zdjęcia Ellisif Wessel fotograficzki żyjącej na przestrzeni XIX i XX wieku – na twarzach ludzi widać emocje, energię. Jakbym patrzyła całkiem na innych ludzi niż widzę teraz na ulicy, bardziej żywych. Bo Ci na ulicy umierają za życia – zaznaczam dla krytyków każdego mojego słowa, że chodzi mi o większość większość ludzi spotkanych na ulicy na północy kraju, co nie znaczy, że każdy Norweg jest taki……. zapewne są wyjątki. Bo do wyrażania swoich emocji też jest potrzebna energia. Przeciwstawnym stanem energii jest depresja, więc doprowadzenie się do niej by nie pokazywać swoich emocji, czyli rozdygotanego umysłu – to już faktycznie choroba , leczona tutaj alkoholem.
Zobaczcie sami czy przypominają energetycznie dzisiejszych Norwegów.
Zresztą więcej można pooglądać wpisując Ellisif Wessel i dając grafika.
Na zdjęciach na ulicy pisało, że pochodzą z muzeum Vardo.
– Czyżby zaproszenie ?– powiedziałam do Bartka.
– Jedziemy więc do Vardo – odparł entuzjastycznie, gdyż zdjęcia Saamów jemu się również bardzo spodobały.
I ruszyliśmy dalej…
On zna energię zamarzniętej krainy – z wizytą na lodołamaczu
Lodołamacz Lenin 4 września 2016
Nasza wizyta w Murmańsku miała swój cel, wizytę na lodołamaczu Lenin o którym dowiedzieliśmy się z folderu otrzymanego w Teriberce, od chłopaka wożącego turystów z Murmańska na wycieczki.
Murmańsk przywitał nas pięknym słońcem, mimo innych zapowiedzi.
– Czasami nie mogę uwierzyć, że tak ciągnie mnie na ten statek – mówiłam do Bartka.
Miałam wrażenie, że jest to wojskowy statek, a energia wojska nie specjalnie mi pasuje.
– Może mam coś tam do przerobienia – dodawałam na usprawiedliwienie
– Ciągnie Cię to jedziemy – podtrzymywał każde moje wątpliwości Bartek przyzwyczajony do tego, że jak gdzieś mnie bardzo ciągnie to w 90% lub więcej procent bardzo właściwie i z korzyścią dla nas obojga.
O 16 zjawiliśmy się w porcie pod lodołamaczem Lenin, statku jak się okazało cywilnym, który przez 30 lat pływał po wodach północy w celach poszukiwania złoż, torowaniu dróg w lodzie dla innych statków, jak i badań nad zamarzniętą krainą. Obecnie służy jako muzeum.
Zwiedzać go można z przewodnikiem o wyznaczonych porach.
Okazało się, że jest to pierwszy na świecie atomowy lodołamacz, który przez 30 lat (1959 – 1989) nie miał żadnej poważniejszej awarii. Na statku można zobaczyć stołówkę, kajutę kapitana, wejść na mostek kapitański, czy dowiedzieć się o sposobie napędzenia i zobaczyć mechanizmy.
– Niesamowite, niesamowite – mówiłam chodząc po statku gdy okazało się, że zamiast walczyć – pływał badawczo po zamarzniętych wodach .
Krainach które mają dla mnie niesamowite pokłady magii do których zawsze mocniej bije moje serce.
Zobaczyć białe niedźwiedzie w dzikim stanie, ojjj… wielkie marzenie.
Ile radości zrobiły nam zdjęcia białych niedźwiedzi, szczególnie tych, którym daleko było od bycia niebezpiecznymi.
Czyżby zaproszenie z bieguna???
Nie mamy nic przeciwko.
Wizyta na lodołamaczu przeniosła nas w energię tych białych, skutych lodem krain. Sama budowa lodołamacza nie była dla nas tak istotna jak energia dalekiej północy, której przyroda, energia boska jest jeszcze głównym gospodarzem.
Wyszliśmy jak oczarowani, a może zaczarowani tym, że można pływać po zamarzniętej krainie, że można tam być i że nawet można popłynąć na biegun.
Jeden z lodołamaczy w sezonie letnim wozi turystów na biegun.
Czyżby zaproszenie…
Fala kiedyś na Barentsa dała nam popalić, ale przerobię lęki przed nią….. a potem jej już nie ma jest …lód.
Trzeba jeszcze tylko otworzyć przepływ materii, bo wycieczka trochę kosztuje, ale jak zaproszenie jest czyste to i środki we właściwym czasie same się pojawią.
Uwalniam się od programu, że środki materialne są przeszkodą do realizacji celów
Uwalniam się od przekonania, że drogie rzeczy nie są dostępne dla mnie
Otwieram się na realizację marzeń i pozwalam aby wszechświat działał
Gdy pomyślałam o takiej wycieczce od razu przybiegł kolejny program sabotujący – w takiej postaci, że jak dojść do bieguna – to jak Kamiński na nartach, a reszta to rzeczy dla snobów i ludzi bez charakteru.
A dlaczego nie cieszyć się z tego, że można doświadczyć takich niesamowitych energii nie będąc polarnikiem, że technologia dzieła człowieka w tym pomaga???
Gdy się temu bliżej przyjrzałam – to była po prostu podświadoma złość na innych – że mają środki, pomysły na to, aby osiągać rzeczy z pozoru nie możliwe dla przeciętnych ludzi.
Uwalniam się od złości na ludzi bogatych, otwartych na przemieszczanie się po świecie, zdobywanie szczytów itp. w sposób nie konwencjonalny
Jeżeli mam marzenie i wszechświat otwiera niekonwencjonalne drzwi realizacji tego marzenia – pozwalam sobie iść za tym
Jak iluzja przecież większość mojego życia dalekie jest od konwencji, a odnośnie pieniędzy, szalonych pomysłów zaciśnięta jestem w schematach
Pozwalam sobie wyjść ze schematów dotyczących pieniądza materii
Działam w zakresie pieniądza, materii tak jak podpowiada mi moje serce.
Niesamowita wizyta na lodołamaczu odsłaniająca kolejne prawdy o nas samych. Tym razem o energii pieniądza i realizacji drogich marzeń.
Z lodołamacza wyszliśmy przeszczęśliwi, w niesamowitych nastrojach zaproszenia z bieguna i trafiliśmy do sympatycznej knajpki tundra, gdzie były lody z laminarią – dokrojone kawałeczki glona – laminarii do loda, podane w puszcze jak po rybach, gratulacja pomysłu – bo smak taki se…lodowy.
Tym razem Mumańsk był dla nas bardziej sympatyczny i gościnny.
Podziękowaliśmy za ten czas, za lodołamacza, poprosiliśmy o zaokrętowanie na jego brata który pływa na biegun i pojechaliśmy w kierunku granicy z Finlandią.
Tutaj filmik uczestnika rejsu na biegun
O tutaj więcej informacji o lodołamaczu https://pl.wikipedia.org/wiki/NS_Lenin
Lenin (ros. Ленин) – radziecki lodołamacz zwodowany w 1957 roku jako pierwszy na świecie niewojenny statek o napędzie jądrowym, jak również pierwszy nawodny statek o takim napędzie. Pełnił służbę w latach 1959-1989 przede wszystkim na Przejściu Północno-Wschodnim.
Obecnie statek muzeum w bazie morskiej Atomfłotu w pobliżu Murmańska. 10 kwietnia 1974 statkowi przyznano Order Lenina.
Świetliste pożegnanie z Teriberką
Teriberka wyjazd 3-4 września 2016
I przyszedł czas pożegnać naszą niesamowicie gościnną Teriberkę, szczególnie, że zapowiadali załamanie pogody.
Pożegnaliśmy gościnne miejsca, z samego rana kupiliśmy ostatni chleb i wieczorkiem ruszyliśmy w stronę Murmańska. Dzień jest jest dłuższy sporo niż w Polsce, jednak nam i tak wydaje się, że krótki. Teraz ciemno robi się koło 21, więc jest czas na spokojną wieczorną jazdę i jeszcze za widoka szukanie miejsca na nocleg. Zresztą do Murmańska jest tylko 120 km, a chcę w nim być jutro po południu, a po drodze nacieszyć się jeszcze piękną białą tundrą, która jest najpiękniejsza wśród jezior po przeprawieniu się przez górską część. Blisko morza znajduje się pasmo górskie które chroni dalszą przestrzeń od wpływu arktycznego powietrza. Bo jak przywieje z bieguna to robi się arktycznie, nawet jak dzień wcześniej było ciepło.
I właśnie zaraz za górami, na wzgórzu nad pięknym jeziorkiem znaleźliśmy miejsce na nocleg. Jeszcze nie przywitaliśmy się do końca z duchami – gdy przybiegła baletnica i nad jeziorkiem przy zachodzie słońca zaczęła tańczyć swój taniec radości, miłości z lustrem jeziorka. Tańczyła i przeglądała się w jeziorze, jakby chciała się zobaczyć.
Tu na ziemi mówią, że jestem piękna, prawda to czy nie? Pytała patrząc w jezioro.
– Ja tylko Cię odbijam, w Ty musisz zdecydować czy jesteś piękna czy nie – odpowiadało jezioro.
Pytanie było wręcz retoryczne, może zadane po to by zadowolić umysły ludzi, bo tańczyła dalej swój piękny taniec jeszcze przy zachodzie słońca.
Migocąc na niebie.
Kolejna piękna zorza, kolejne łamanie naszych przekonań, że zorza nie może być przy jeszcze niebieskim niebie, kolejne nie – na „ja wiem, powinno być inaczej”.
A przecież to cudownie, że jest inaczej, że nasza piękna zorzunia tańczy kiedy chce.
Oczywiście aby pojawiła się wieczorem jeszcze na niebieskim niebie musi być bardzo silna. Tzn ona się pojawia, ale my jej nie widzimy. Chodzi o to, aby człowiek mógł ją zobaczyć i się nią cieszyć.
A na noc zrobiła nam cudowny numerek. Utuliła nas do snu.
Rozciągła się nieruchomo w białej powłoce na połowie nieba i mruczała kołysanki.
Zapytacie przecież – to mogły być chmury jak to rozpoznać?
Zorza ma światło w sobie, a chmury nie. Wygląda to tak jakby chmury były podświetlone przez słońce. Od siły zorzy zależy jak mocno.
Rano tundra zaprosiła na jagódki pokryte rosą, nasycone energią nocnej zorzy.
A chrobotek, jestem chyba już nudna w pisaniu o nim, ale uwielbiam jego dywany, jego cudowne kobierce ciągnące się kilometrami ze wzorami z bażyną, borówką, brusznicą, żurawiną i innymi mchami i porostami, czasami wśród nich wystaje jakiś grzyb. Czasem jakiś wtula się w chrobotka, każdy centymetr przyrody to niesamowita kompozycja boskiego „ogrodnika”, który miał jeden zamysł – piękno, harmonia i wspólne bycie razem tej „nieskończonej ilości” roślin, bez dominacji jednej nad drugą.
Uwalniam się od potrzeby dominacji nad innymi
Pozwalam sobie na wspólne bycie z innymi w pełnej harmonii
I tak przyglądając się przyrodzie, grzybiarzom i ich zachowaniom – dojechaliśmy ponownie do Murmańska.
Dziękujemy jeszcze raz Teriberka, dziękujemy pięknym zorzom, dziękujemy Ci Barentsa na Twoją siłę.
Będziesz w naszym sercu. Teraz czas na południe….





















































































D5 Creation