PROGRAMY UMYSŁU
now browsing by category
Kąpiel w fiolecie zimowitów
Przez ziemowitową przestrzeń 13 październik 2014
Opuściliśmy po obiadku sałatkowo-owocowym. trochę z ulgą sanatorium Ararat , które przygarnęło nas gdy inni nie mieli miejsca, żywiło lekką kuchnią pokazując oblicza armeńskiej kuchni, dawało zabiegi na nasze słabsze strony, a przede wszystkim odsłaniało nasze programy z kolejnych warstw, czyli nas samych.
Programy najniższej ceny, minimalizmu, najtańszego podróżowania i wiele wiele innych.
A jak najtańsze podróżowanie ma się do podążania swoją drogą, drogą zgodną z podpowiedziami wszechświata???
Zobaczyliśmy jak wersje minimum nas ograniczają, nie tylko nie pozwalają rozwinąć skrzydeł (czytaj rąk), ale przede wszystkim burzą zaufanie do wszechświata, do jego darów,
skoro nie prosisz – nie dostajesz.
Wszechświat jest hojny, ale to my musimy zrobić pierwszy krok w postaci naszych myśli, które nie mają zaprzeczenia w innych myślach, programach podświadomości (musimy czuć się godni tego daru – aby o niego poprosić).
Sanatorium było fajnym nauczycielem, oczyściło nam kolejne warstwy.
Dziękujemy mu bardzo serdecznie.
W dolinie brakowało nam jednak przestrzeni co pokazała nam wczorajsza wycieczka, dobre miejsce do kontemplacji i przyjrzeniu się sobie, jednak na rozpostarcie skrzydeł trzeba więcej miejsca. Dlatego postanowiliśmy teraz parę dni powłóczyć się po okolicznych górkach. Praktycznie już w Jermuku wjechaliśmy w góry. Po przejechaniu 1-2 km zaczęliśmy roztapiać się w przestrzeni. Przestrzeń zaczęła wypełniać miejsca, które uzdrowiły się wskutek oczyszczenia. Kolorystycznie krajobraz był troszkę monotonny, ale przestrzennie dawał pole do wyobraźni.
I na tej szutrowej drodze w pewnym momencie zobaczyliśmy znak na Sisian, po spojrzeniu na mapę, stwierdziliśmy, że tak nam się tu podoba, (w Jermuku nie było czynnej stacji benzynowej) więc podjedziemy do miasteczka zatankujemy, a potem powłóczymy się po górach. Droga szutrowa, której nie powstydziłyby się kraje skandynawskie prowadziła nas rozległym płaskowyżem na którym wdzięczyły się jak pagórki trzytysięczniki.
We wszystkie strony odbiegały od niej dziesiątki kilometrów pasterskich dróg prowadzących w głab gór.
Nagle w oddali zamigotała fioletowa duża plama,
co to jest ??? zaczęliśmy się zastanawiać
Gdy podjechaliśmy bliżej okazało się, że to polana zimowitów. Są one tutaj wszędzie, nawet na drodze – Bartek mówi, że uważa na nie i mija kołami (ale się nie da) jednak w takim zagęszczeniu nigdy ich, ani krokusów nigdzie nie widziałam.
Wyskoczyliśmy z landrynki się z nimi przywitać, one wdzięczyły się na wyciągając główki do słońca. W tej beżowo-brązowej krainie dawka fioletu i to w tak dużej ilości. Przesłanie, aby więcej fioletu zagościło w nas. Fioletu z żółcią i pomarańczem. Napełnieni kolorami pojechaliśmy dalej rozpływając się w przestrzeni, słońcu , fiolecie.
Gdzieniegdzie pasły się krowy i owce, czasem pasterz przegalopował na koniu, a czasem same konie lub zziajany pies pasterski.
Taki sielski anielski pejzaż, gdzie praktycznie nie ma osad ludzkich, jest tylko Bóg i przyroda.
Dojechaliśmy do głównej drogi, znaleźliśmy stację benzynową (paliwo diesel 460 drachm – 3,7 zł.) i weszliśmy do przydrożnej kawiarnio-restauracji-sklepu.
Bartka ciągnęło do bułeczki z ziemniakami smażonej w głębokim tłuszczu. Szybki wgląd i okazało się, że ta bułeczka ma wtopić go w tych ludzi – w ich życie. Gwarantuje mu to bycie cząstką otaczającego go ludzkiego świata.
Chcesz tak żyć jak oni? Zajmować się tym co oni i żyć w ich świecie zwierząt i mięsa? – zapytałam
Nie – odpowiedział zdecydowanie
To dlaczego chcesz być taki jak oni?
Bo to wygodne – odpowiedział
Oprogramował program , wprowadzając :
Idę swoją drogą, bez wtapiania się w tłum
Mi natomiast przytrafiła się super dziwna przygoda. Chciałam zupy. W sanatorium tylko raz była bez mięsa.
Jest zupa bez mięsa? – pytam kelnerki
Tak – tylko ziemniaki , groch, soczewica – odpowiada
Żadnego bulionu mięsnego – dociekam
Nie nic – odpowiada z przekonaniem
Tutaj w Armenii jak już pisaliśmy prawie nikogo nie dziwi, że ktoś nie je mięsa, większość to szanuje i zna wegetariańskie odżywianie.
Pani przynosi mi zupę, odrobina na łyżkę i ………….
Co? – czuję baraninę, może nie było bulionu mięsnego, ale tłuszcz na pewno.
Od razu zwracam uwagę Pani, że przecież to zupa mięsna.
Pani zrobiło się głupio i nie skasowała nas za nią.
Z komórek wypłukały się ślady jedzenia mięsa i teraz organizm chciał uzupełnić braki tamtej energii.
Jednak zdecydowanie odmówiłam tej formie energii.
Ma w sobie niewolenie, przemoc, walkę o życie, adrenalinę, strach, cierpienie, zabijanie.
Czy chcę wzmacniać te energię w sobie?
Nie, Nie. Zdecydowanie nie.
Zresztą mięsa nie lubię od dziecka i jadłam go tylko aby nie być inna niż reszta. Bardzo rzadko coś mięsnego mi smakowało. Z gulaszu najbardziej lubiłam sos , a tak szczerze ogórek, korniszony, a ze schabowego panierkę.
Zupy rosołowe, czy na rosole, od dziecka nazywałam zupami z trupa i bez zachwytu jadłam (rosołu nigdy nie lubiłam i nie jadłam)
Jednak przez lata trochę tego zjadłam, jelita co prawda się oczyściły, ale w komórkach ciała pozostały informacje zawarte w mięsie. Teraz oczyściły się kolejne warstwy.
Dziękuję za to oczyszczenie.
A my wraz z zachodem słońca wjechaliśmy z powrotem na szutrową drogę, zagłębiając się w płaskowyż , przyglądając się obłocznym kotom i górom by znaleźć tam miejsce na nocleg……
Serduszkowo-ziołowa górka
Wycieczka na serduszkowo- ziołową górkę 12 października 2014
W 2007 roku wybudowano w Jermuku wyciąg krzesełkowy na pobliską górkę 2478 m.n.p.m który latem służy do przejechania się kolejką, a zimą z narciarzami. Są tutaj 2 trasy narciarskie o długości ok 1300 m każda Według nas takie z pogranicza czerwono-czarnych.
Na górze znajduje się restauracja. Większość Ormian wjeżdża i zjeżdża od razu traktując sam przejazd jako atrakcję (jak my za naszego dzieciństwa), albo wchodzą tylko do restauracji. Spacerowiczów brak.
Weszliśmy w jedną trasę i jakie było nasze zdziwienie, że nagle znaleźliśmy się w ziołowym królestwie, jedno zioło wystawało znad drugiego. Zioła co prawda już podsuszone, a pomiędzy nim kolorytu dodawały piękne zimowity.
Gdzieniegdzie, majestatycznie stały już suche dziewanny.
Po wygryzionych przez krowy i owce łąkach, tutaj znaleźliśmy się w ziołowym raju. Szliśmy i oglądaliśmy jak wyglądają znane i nieznane nam rosliny w wersji praktycznie zasuszonej.
Nad nami krążyły sójki, tak nisko, że czasami miałam wrażenie, że wlecą nam na głowę.
W okolicznych laskach zapraszały śliwki, dzika róża, jarzębina.
Wszyscy cieszyli się na spotkanie i chcieli dać nam jak najwięcej.
Słońce świeciło rozświetlając twarzyczki uśmiechniętych roślin, a nam dając ciepełko i możliwość spokojnej kontemplacji otaczającej przyrody.
Gdy siedzieliśmy pojawiły się kruki, przypominając nam o naszej mądrości, jak również o tym, że czas zrobić może nie krok, ale skok w nowe nieznane. Przyjrzeć się swoim ciemnym stronom, emocjom, zaakceptować je i podążyć dalej w nowe.
Dziękujemy tym wysłannikom Wielkiego Ducha za pojawianie się i przypomnienie o naszej drodze.
Czas bowiem w sanatorium, gdzie przyjmowaliśmy różne zabiegi, ruszył w nas wiele emocji, programów . Czas je uporządkować, by podążyć dalej.
Na szczycie ktoś rozsypał serduszka, pokazując nam, że miłość jest wszędzie, a my po niej praktycznie stąpamy, mamy ją pod nogami.
Zaprosiła nas również restauracja na smażonego Aveluka (koński szczaw – miejscowa atrakcja, o tym specjalny post), w sanatorium jedzenie zawiera mało tłuszczu, tutaj praktycznie tłuszcz z tego wyciekał. Do tego lubimy podawaną tutaj kiściami zieleninę i chlebek Lawasz Już w czasie jedzenia czuliśmy oblepienie przełyku, a po zjedzeniu (bo było dobre – chyba nam potrzeba tej rośliny, bo dalej nam smakuje) nasz żołądek zrobił się ciężki.
Przyjrzeliśmy się programom i okazało się, że ciężkość, otępienie, senność po jedzeniu odziedziczyliśmy po przodkach, którzy marzyli o tym, aby mieć pełny brzuszek, móc się zdrzemnąć i zalegnąć w bezruchu. W ten sposób odpoczywali.
My teraz już tak nie musimy, a czas który zajmuje nam senność i utrata energii po jedzeniu – mamy na co wykorzystać. Fakt pojawił się następny program, że jak będzie dużo energii to inni nam ją zagospodarują wg swoich zasad i nie będzie jej na to co się chce. Choćby na świadome nic nie robienie. Bo to nie wypada.
Również ciało zaczęło się bronić, że też czasem chce odpocząć i żeby uważać z ciągłym dokładaniem zajęć i obowiązków, z eskalowaniem tego zjawiska.
Dużą ilość energii gospodaruję tak jak uważam za słuszne, pozwalając sobie zadbać o ciało i umysł
Podeszliśmy na następną okoliczną górkę z której widok był praktycznie w 360 stopniach – zawierał góry. Góry wysokie. Sami byliśmy już na 2600, a otaczały nas 3000-3500 . Dookoła przestrzeń, gdzieniegdzie rozrzucone pasterskie domki. Tak, tylko Jermuk w dole i przestrzeń, przestrzeni w której można się rozpłynąć. Gdy stałam na brzegu góry, a wiatr przewiewał mnie od tyłu, czułam, że jestem cząstka tego świata i każda moja komórka ma informację tego wiatru, tych gór i całego stworzenia. Tylko trzeba chcieć z tych informacji skorzystać.
Wczoraj pokazał mi się szczur, jako symbol charyzmy, ale również niecierpliwości i inteligencji.
Symbol ujawnienia swoich ciemnych stron, podziemnych korytarzy. Odpuścić to co stare, coś co więzi w starych schematach, nie pozwalając jaśnieć.
Na pewno jedzenie jest sporą kotwicą.
Wczoraj na kolację był bigos i chyba pierwszy raz od lat (jadłam potrawę mięsną) z radością zajadałam się nim, wyciągając mięso – tak mi smakował. Póżniej gdy to ustawiliśmy okazało się, że bigos był symbolem celebracji urodzin, świąt.
Gdy przyjrzeliśmy się temu bliżej okazało się, że u mnie w domu nie celebrowało się jedzeniem świąt, ale moja babcia tak robiła. Bigos, który gotowała parę dni był symbolem urodzin, imienin.
Odpuściłam już któryś raz (a może wcześniej mało byłam tego świadoma) celebrowanie pożywieniem życia.
Odpuszczam przymus celebrowania życia pożywieniem, pozwalam sobie celebrować życie miłością i radością.
Podziękowaliśmy przestrzeni za cudne ustawienia, programy które same wyskakiwały i zeszliśmy drugą trasą narciarską, również ziołową, w dół.
Ciesząc się jak dzieci z dzisiejszego spaceru.
Jutro opuszczamy sanatorium i w związku z tym, że zrobiła się piękna jesień, pojeździmy autem po górkach. Nie będziemy musieli nigdzie schodzić wieczorem, będziemy mogli cieszyć się tą przestrzenią non-stop.
A te noclegi mogą być głęboko w przyrodzie i nigdzie nie musimy zjeżdżać.
Dlatego tak lubimy podróże naszą landrynką. Gdy noclegi w niej dają podstawę, a w cywilizacji, hotelach są w mniejszości.
Choć nie uważamy, że mamy tylko spać w landrynce. Wszystko ma toczyć się według boskiego prowadzenia.
Dziękujemy za cudowny spacer
Jedzeniowo-niejedzeniowy c.d Jezioro Kari
Jezioro Kari 27 września 2014 Jedzeniowo-niejedzeniowy ciąg dalszy.
Po porannej deklaracji (że chcemy iść w kierunku czystego odżywiania światłem i jeździć po miejscach wysokoenergetycznych) ok. 20 km od jeziora, wszystko potoczyło się magicznie, ale może inaczej mówiąc pranicznie.
Dojechaliśmy nad jeziorko i ………….
Jakie było nasze zdziwienie, gdy nad jeziorem na wysokości 3200 m.n.p.m zobaczyliśmy budynki w różnym stanie i betonowe ogrodzone jeziorko. Pikanterii dodawali robotnicy robiący właśnie drogę.
Może nie było upału, ale ok. 20 stopni i słońce powodowało, że zamiast świeżego powiewu górskiego powietrza roztaczał się zapach asfaltu.
W sumie to już dawno przyzwyczailiśmy się do takiego jak to nazywamy ruskiego foto-shopu.
Po prostu trzeba wyciąć brzydkie części i …… wszystko nabiera innej energetyki.
Aby oswoić się z miejscem postanowiliśmy wstąpić na kawę do jedynej tutaj restauracji – hotelu.
Pan chyba właściciel niezbyt przyznam tonem oświadczył, że kawy nie ma.
I wysłał nas obok do instytutu fizyki, gdzie mieli mieć kawę . Wiedzieliśmy, że miejsce wymaga oswojenia i chwila integracji z miejscem stworzonym przez ludzi dobrze nam zrobi.
Idąc w kierunku wskazanego budynku, po drodze minęliśmy bramę ze znakami zakaz wstępu – materiały niebezpieczne radioaktywne. Co my tutaj robimy? – stwierdził Bartek. Aż dziwne, że nas to nie odstraszyło i z pewnością poszliśmy dalej.
Weszliśmy do stołówki gdzie na nasze szczęście siedziało paru mężczyzn.
Możemy się napić kawy – zapytaliśmy
Tak 500 (4 zł)
Nie ma problemu stwierdziliśmy i usiedliśmy przy długim stole.
Panowie prawie kończyli śniadanie.
Odezwała się ormiańska gościna i zaczęli nam tłumaczyć, że nie mogę nas częstować, bo mieszkają tu miesiąc i na miesiąc przywożą jedzenie.
Jednak wódki mają dostatek i tym poczęstować mogą.
Zaczęliśmy się wzbraniać ,
maleńki za znajomość
Po wódce trzeba zagryźć , więc podsunięto nam pomidory, a gdy nie rzuciliśmy się na niego, cały stół należał również do nas.
Gdy wcześniej wzbraniali się przed częstowaniem, teraz wręcz nachalnie zapraszali.
Zaczęliśmy mówić, że mało jemy (co w Armenii na szczęście nie dziwi) od dziecka nie lubimy mięsa ……
I nagle dostaliśmy następne informacje odnośnie niejedzenia….
„Skoro dostaliście taki dar, że nie musicie jeść mięsa i jecie mało to dzielcie się tym z innymi”
– odpowiedział starszy mężczyzna jak się potem okazało szef zmiany.
Nie przejmujcie się innymi, jak nie chcecie jeść, odmawiajcie tym co chcą was na siłę nakarmić – powiedział
Zaczął opowiadać, że gdy był małym chłopcem jego matka kładła na stole jedzenie i każdy jadł ile chciał nigdy nikogo nie zmuszała. Sama dożyła w dobrej formie 90 lat i do końca miała swoje zęby.
Mądra kobieta – stwierdziłam
Tak mądra, ale to jest wiedza znana od tysięcy lat, to nic specjalnego – powiedział Samuel – szef zmiany
Tak, znane od 6000 lat, tylko ilu chce z tego korzystać – zaśmiałam się – szczególnie rodziców.
Ja też miałam to szczęście, gdyż od dziecka nie chciałam jeść mięsa robiąc rosołowe prysznice zmuszającym mnie to tego babciom, czy wynosiłam zachomikowane między policzkami mięso z obiadu z przedszkola do którego zmuszały mnie Panie przedszkolanki.
Do tego miałam straszne problemy z żołądkiem. Rodzice zabrali mnie do wtedy jednego z lepszych lekarzy dziecinnych w Bielsku Lekarza Ziai (chyba mu świeczkę pójdę zaświecić jak ktoś wie, gdzie jego grób). Pan doktor pooglądał mnie i stwierdził, że :
Dziecko wie najlepiej co jest dla niego dobre i ja sama mam decydować co mam jeść.
Nastała jedzeniowa wolność. Miałam fazy, że jadłam mięso – bardziej społecznie, bo rzadko mi smakowało, jednak nigdy nie byłam zmuszana do jedzenia i przez lata nauczyłam się obserwować organizm co dobre, a co złe dla niego.
Bartek miał niestety dużo gorzej, gdyż żył w domu gdzie był kult i terror jedzenia.
A przecież matka naszego znajomego obecnie miałaby ze 100 lat lub więcej – znane były zasady wolności jedzeniowej już dawno.
Ludzie nie mają wykształcenia w zakresie jedzenia – stwierdził Samuel
I napychają swoje żołądki, a trzeba mieć połączenie żołądka z umysłem, a wtedy człowiek je to co mu służy.
Przecież wiadome, że z kosmosu czerpiemy jedzenie i nawet syntetyzujemy białko – rozgadał się nasz nowy znajomy
To przecież wiadome od lat – dodał
O 8 rano jasna stanowcza prośbo-intencja co do odżywiania pranicznego, a o 11 pierwsza lekcja w tym zakresie, a może nie lekcja tylko utwierdzenie w przekonaniu, że idziemy dobrą drogą.
Pożegnaliśmy naszych nowych znajomych, obiecaliśmy wrócić po południu.
Pogoda była piękna, słoneczna góry się wdzięczyły, Ararat spoglądał spod kołderki, jak tu nie iść się z nimi przywitać.
Nie zdecydowaliśmy się iść na szczyt – zresztą Aragat ma 4 szczyty po ok 4000 m.n.p.m, ale iść przywitać się z doliną, pogadać z kamieniami, duchami miejsca.
Już dostaliśmy więcej niż mogliśmy się spodziewać, tyle informacji mówionych z serca.
Komercyjne zachowanie właściciela restauracji (nie chciało mu się zrobić kawy) zaowocowało pięknym spotkaniem i masą informacji.
Ugościli nas już pięknie.
Jednak jeszcze Wszechświat chciał uzupełnić otrzymane informacje.
Przechadzając się pomiędzy kamieniami na których widoczna była zastygła lawa usłyszałam:
Gdy człowiek musi jeść jest jak niemowlak, który musi ssać matkę, matkę ziemię. Jej pożywienie jest mu bezwzględnie konieczne do życia. Musi ją „doić”. Gdy uwalnia się od jedzenia staje się dorosłym, świadomym człowiekiem.
Gdy spacerowaliśmy pomiędzy kamieniami pojawiły się kółka roślin, tak jakby je ktoś posadził. Właśnie specjalnie w kółko???
Niektórzy twierdzą, że są to znaki elfie. Patrząc na ich ilość troszkę domostw tutaj jest. Tym bardziej, że jest i masa kamieni. My czujemy się bardzo przyjaźnie przyjęci.
Dziękuję tej pięknej przestrzeni za cudowną informację cudowny dzień, który jeszcze miał cudowny wieczór z naszymi nowymi znajomymi z instytutu.
Spokój zielonego jeziorka
Zielone jezioro 6-8 września 2014
Była to pierwsza noc od praktycznie 2 tygodni gdy wyciągnęliśmy śpiwory , pierwsza noc gdy nie topiłam się w gorąca , a wchodziłam pod śpiworek . Końcu jesteśmy na 2000 m.n.p.m po upalnym i subtropikalnym Batumi wielka ulga .
Ranek powitał nas niesamowitym spokojem , a równocześnie dużą przestrzenią .
Koloryt jeziorka urzekał w zależności od operacji słonecznej woda przybierała różne odcienie , raz było bardziej zielone innym razem niebieskie . Do tego woda bardzo miękka 17 ppm.
Przy tej okazji wspomnimy raz jeszcze o jakości wody . Naukowcy zajmujący się wpływem wody na uwodnienie naszego organizmu są zgodni , że woda która ma powyżej 150 ppm nie uwadnia komórek naszego ciała . Są to tzw wody mineralne , którymi możemy uzupełniać minerały , jeżeli mamy ich brak w naszym ciele , na co dzień jednak najlepiej pić wodę miękka do 100 ppm tzw źródlana. Niestety w ofercie polskiego handlu są wody , które mają powyżej 250 ppm (miligramów na litr) , gdyż źródła o mniejszej zawartości miligramów się wyczerpały . Przemysł więc tłumaczy ludziom, że taka woda jest najlepsza i uzasadnia to ciągłą potrzebą uzupełniania minerałów . A woda przede wszystkim powinna nawadniać . Dlatego fajnie, że są jeszcze miejsca na świecie, gdzie woda jest mięciutka i można się nią napić . Gdyż miękkiej wody można wypić mniej i czuć się bardziej napitym .
Miernik do badania ppm można kupić na allegro za kilkadziesiąt złotych .
Z radością podjęliśmy decyzję zostania tutaj na cały dzień i noc .
Poddawaliśmy się kontemplacji przyrody , oglądaniu pasterzy czy młodych chłopaków, którzy przychodzili się tutaj okapać w jeziorku . Zrobiliśmy porządne pranie , pierwsze od wyjazdy z domu , nie śpiesząc się nigdzie i nie narzekając na brak automatu . Tylko ciesząc się z dużej ilości wody ,którą możemy użyć do prania .
Oczywiście praliśmy w miskach , a nie w jeziorze !!!
Jedliśmy najlepsze na świecie maliny i jeżyny , z takim bogactwem smaków , że jedna kuleczka miała więcej smaku niż 50 uprawianych w ogrodach . Gdybym nie zerwała ich prosto z krzaka pomyślałabym, że ktoś dodał do nich wzmacniana smaku, albo opryskał je aromatem identycznym z naturalnym . Chyba poza marchewką , wszystkie znane mi smaki dzikiej przyrody są nieporównywalne z tym co próbuje z niej stworzyć człowiek, chcąc więcej planów, ładniejsze owoce .
A takiej ilości owoców na jednym groniu , chyba nigdy nie widziałam .
Taki spokojny dzień w miejscu poza czasem i przestrzenią , w miejscu gdzie nie trzeba wchodzić w medytację , w niej się już jest .
Właśnie spokój , gdzieś podświadomie wyzwalał we mnie nic nie robienie , ewentualnie medytowanie , każda próba działania trafiała na opór . Czułam, że problem tkwi gdzieś we mnie . Miejsce wspierało . Ustawiliśmy to i okazało się , że spokój kojarzy mi się z nic nie robieniem , brakiem jakiekolwiek ruchu , bo jako dziecko byłam nad-aktywna i zawsze mi mówiono bądź spokojna czyli nic nie rób . Działanie wykluczało spokój . Musiało się coś dziać , aby móc działać , obowiązek przymus. Ewentualnie mogłam siedzieć z książką , a to teraz wyzwalało bunt . I takie masło maślane.
Oprogramowałam, że spokój kojarzy się z nic nie robieniem , ze można działać w spokoju, działać spokojnie . Nagle odkryłam ile spokój ma negatywnych znaczeń dla podświadomości . Chyba większość rodziców jak nie wszyscy chcą aby ich dzieci były spokojne . Bądź spokojny, grzeczny jak nie będziesz to ………..
Wymusza się spokój ciała , a nikogo jednak nie interesuje , że w umyśle tych osób często toczy się wojna . A wojny na świecie nie biorą się z ruchu ciała , ale z tego co mamy w umyśle podświadomości .
Dziękuje , za uwolnienie tego programu . Już teraz mogę w spokoju działać ruszając przy tym ciałem być aktywna . Dziękuje
A wieczór zaprosił nas na imprezkę . Przyjechali Gruzini z Ukraińcami . Na początku byliśmy źli, że ktoś zakłóca „naszą” przestrzeń , wiadomo impreza wódka , mięso i jak tłumaczyć ……
Ludzie okazali się bardzo sympatyczni , wypiliśmy po jednym za pokój na świecie , szczególnie w tych dniach bardzo potrzebnego na Ukrainie .
Zostaliśmy poczęstowani chlebem z Kemali (pikantny sos ze śliwek,) chaczapuri (rodzaj chlebka z serem) owocami .
Taka gościnność tutejszego świata . Takie zaproszenie do wspólnego stołu .
Wypiliśmy troszkę wódki, której dawno nie próbowaliśmy , wraz z tym jedzeniem spowodowało takie pierdnięcie Bartka , które powstrzymałoby atakującego niedźwiedzia (a są tu ponoć zapędzają się za bydłem , wraz z wilkami ) .
Na koniec dnia zapaliliśmy ognisko jednak wiatr , zaczął bardzo tańczyć z ogniem , jakiś bardzo dynamiczny taniec i musieliśmy przenieść się do samochodu .
A kolejny ranek to kolejne niespodzianki
Czarnogóra piekło czy raj ???
Czarnogóra – piekło czy raj 23-24 sierpnia 2014
No właśnie, młode państwo Montenegro od 2007 roku , które jest bardzo silnie promowane jako raj . Mają swoje apartamenty tutaj gwiazdy filmowe , a zburzone lub zdewastowane budynki kontrastują z luksusowymi hotelami ,
Ślady walk kościoła o wpływy , podbojów tureckich czy drugiej wojny światowej.
Dla jednych niebo, dla innych piekło .
Kontrasty …. w mieszance wybuchowej
W kurortach przepych luksusu, wysokie ceny, a odchodzi się kawałek – odrapane , powalone budynki ,…..
Dla kogoś kto postrzega świat tylko oczami, może być bardzo zachwycony , jednak gdy popatrzy się sercem , chce się poczuć to miejsce, to zobaczy się całkiem coś innego. Tutejszej przestrzeni tutaj można coś narzucić, pokazać kto silniejszy , a nie współpracować.
Kraj mi całkowicie nie pasuje , może będąc tutaj dłużej oswoiłoby się duchy miejsca i z czasem pokazało im inny styl zachowania czy wspólnego bycia . Może by im się to spodobało , może nie . Bez walki i narzucania . Bo dziś narzuca się przyrodzie , a jutro ona odpowie tym samym , buntując się przeciwko temu.
To tak samo jak z ludźmi upartymi ( nawet wrażliwymi) , do których mówi się coś , a oni – nie, nie , nie …..
Tacy ludzie są najprostsi do systemowych manipulacji , bo wiadomo jak się zachowują. Są wbrew temu co myślą o sobie najprostsi do manipulacji. A gdy się nie chce nimi manipulować, narzucać – gubią się i mówią – ja nie wiem co ja sam chcę .
Gdy zostawia się takim ludziom przestrzeń, denerwują się i atakują tego co im tą przestrzeń zostawia . Gdyż wolą jak niewolnicy nie zastanawiać się nad tym co chcą, tylko podążać wg narzuconych wzorców .
Jedno co potrafią to zbuntować się przeciwko tym wzorcom i znów mówić nie, nie , nie……. Właśnie ten bunt to walka , walka którą tutaj czuje się na każdym kroku.
Ma się wrażenie , że tutejsi ludzie zrezygnowali z siebie, że uznali, że skoro „wielkim świata” taki styl pasuje to im też powinien . I co wtedy się dzieje ???
Na jakiś czas następuje przykrycie buntu , niezadowolenia, wewnętrznej agresji czy walki . Jednak potem uderza to w najmniej spodziewanym momencie .
Bo nie ma nic gorszego jak tłumienie i wyparcie siebie . Gdyż teoretycznie mamy się lepiej jak inni, nie powinniśmy więc narzekać , ani nic zmieniać. Wmawia się nam , że możemy zmienić na gorsze , więc pojawia się lęk o proces przemiany .
Przypomina mi to trochę Ukrainę , zresztą gdy wjechaliśmy do Czarnogóry – po dwu godzinnym staniu w kolejce na granicy, powiedziałam do Bartka
„Czuję się tutaj jak na Ukrainie „
I co, ten kraj od lat walczy o istnienie , ale czy sam wie czego chce , czy tylko się buntuje ?
Bunt zabiera nam energię na zastanowienie się czego tak naprawdę chcemy . Podjudzenie do buntu to forma manipulacji . Bunt, zachwyt, bunt , zachwyt i tak bez końca . Czy to na pewno naturalna kolej rzeczy ????
My Polacy też jesteśmy „fachowcami „ od buntu . Wroga znajdziemy wszędzie , tylko co dalej ………….
Czy bunt daje wolność ???
To samo tutaj . Mam jakieś dziwne wrażenie, że utworzenie Czarnogóry ma jakiś „głębszy” polityczno-ekonomiczny cel . Zresztą wprowadzenie waluty Euro w kraju , który nie jest nawet członkiem Unii można uznać za jakąś finansową machinację . Czas pokaże .
Sama byłam przez lata specjalistką od buntu, więc mówię to z własnego doświadczenia . Na ten moment droga boskiego prowadzenia daje najwięcej mi siły, lekkości i spełnienia .
A góry spotykają się z morzem , wzrokowo ma się wrażenie , że jest się w Norwegii , tylko woda jakaś ciepła w tych fiordach, a plaże też jakoś lubiący przyrodę Norwedzy dziwnie wybetonowali .
No właśnie – masa betonu , tak jakby nikomu tutaj nie zależało na kontakcie z ziemią . Albo ja , albo ona .
Przez niektórych wybrzeże jest określane jako najpiękniejsze spotkanie Adriatyku z lądem.
A okolice jeziora Szkoderskiego przepiękne wzrokowo, ale bardzo trudne energetycznie . W górach co kawałek wielkie pomniki świadczące o walkach z czasów II wojny światowej, z długą listą poległych . Z których część jeszcze nie odeszła w inne wymiary i dalej walczy , bądź ma wiele żalu za to co się stało i szuka odwetu . A najgorsze dla mnie jest to , że nie chcą tego stanu zmienić . Na wszelkie próby odprowadzenia tych dusz nie miałam zgody . Ich czas jeszcze tutaj się nie zakończył .
Dziękujemy Czarnogórze że pozwoliła nam przez siebie przejechać, uzdrowić emocje do zaciętości, buntu , braku wiary w podążaniu własną drogą , zaciętości do biedy , pogryzienia przez mrówki i komary. Dziękujemy, że pokazała się nam najlepiej jak potrafiła , pokazując piękne górskie, wąskie przepadziste drogi, wybrzeże gdzie góry spotykają się z morzem , Szkoderskie jezioro, stary Kotor z jego kurortowym życiem i pyszną bułeczką z ziemniakami w hipermarkecie.
I już dziękowaliśmy za spędzony czas, za lekcje które tutaj otrzymaliśmy , gdy niemal praktycznie przy samej granicy z Albanią w miejscowości Ulcinj Czarnogóra pokazała nam, że potrafi być normalna , sympatyczna i naturalna .
Miejscowość z pięknymi piaszczystymi, szerokimi , długimi plażami przywitała nas wiatrem i falą . Bawiliśmy się jak nad Bałtykiem, igrając z falami w ciepłej wodzie wśród normalnych ludzi , we większości Czarnogórców . Do tej pory, na betonowych plażach wchodziliśmy do wody, aby się ochłodzić i tyle. A tutaj mieliśmy ze spotkania z wodą dużo radości, woda też przyjmowała nas jak najlepszych gości . Była bardzo ciepła i przyjemna.
Miejsce to jest idealne dla rodzin z dziećmi .
Przy tym normalne knajpki z ich jedzeniem (a nie zeuropeizowanym) . Bardzo nas cieszy , że są miejsca w Czarnogórze gdzie czujemy się dobrze .
Jadąc ku granicy z Albanią na straganie przy domu, u sympatycznego Pana, kupiliśmy przepyszne domowe oliwki w oleju z małą ilością soli i winogrona zerwane prosto z krzaka – dojrzałe . Taki cud .
Jak kiedyś wrócilibyśmy do Czarnogóry to właśnie tu . W każdym razie ja .



























































































D5 Creation