Aragats
now browsing by tag
Radość pierwszego śniegu
Radość pierwszego śniegu 29 września 2014
Gdy otworzyliśmy rano oczy, nie mogliśmy uwierzyć w to co widzimy.
Jakaś bajka
Czy na pewno nie śnię ??? – zastanawialiśmy się
Czy to widzę to sen czy rzeczywistość za oknem ?
Po wczorajszym dniu, gdy wiatr wiał w prędkością 100 km na godzinę, padał deszcz niekoniecznie w pionie . A na zewnątrz nie chciało się wysunąć nawet końcówki paznokcia , dzisiejszy poranek kojarzył się z jakimś nienormalnym zjawiskiem.
Piękne słońce i ośnieżone szczyty.
Taki cudowny prezent od tego miejsca, tak jakby słyszało, że taka pogoda jest najbliższa naszemu sercu .
Jednak miejsce nas wcześniej przetestowało, gdy przyjechaliśmy tutaj 2 dni temu też było słońce, jednak potem, przedwczoraj w nocy, pogoda zaczęła się psuć. Landrynka kołysała nas do snu, a wyjście na zewnątrz się wysikać było bardzo ekstremalną przygodą. Deszcz zacinał tak, ze uradzające krople stanowiły spory ból.
Rano ugotowaliśmy kawę w samochodzie – tak ostatnio bardzo polubiliśmy gotowaną kawę z cukrem.
I delektując się smakiem patrzyliśmy na to co dzieje się na zewnątrz.
Zostańmy tutaj na parę dni – powiedziałam do Bartka
Zmarszczył oczy, popatrzył na mnie spode łba
Przecież chciałaś jechać do kurortu, popić wód, poleżeć w wannach – powiedział
Tak, ale teraz poczułam, że chcę nacieszyć się wysokością – odpowiedziałam.
Tu w landrynce? Ja się nie zgadzam! Przecież hotel skreśliłaś (nastawiony na bogatych turystów, właściciel nieprzyjemny, mimo że cena niska 40 zł za osobę ) – odpowiedział lekko poirytowany.
Może przyjmą nas w instytucie, są bardzo mili, jak mamy tu być to duchy pomogą – odpowiedziałam
Tak, to ja też chcę – stwierdził Bartek
Poszliśmy, a bardziej skuleni pobiegliśmy 100 metrów przy zacinającym deszczu do instytutu.
Samuel z radością zgodził się za niewielką opłatą nas przyjąć. (kontakt do Samuela w sprawie zatrzymania się w Instytucie, zna angielski i rosyjski i w ogóle jest niesamowitym człowiekiem (samvel_parsamyan@inbox.ru , telefon do Erewania +374 98-337-250. Pracują oni tutaj na miesięczne zmiany) Dostaliśmy pokoik cieplutki (elektryczny grzejnik) i do WC nie trzeba wychodzić na zewnątrz jaki luksus, którego w normalnych warunkach nie doceniamy. Wydaje nam się, że tak musi być.
Podróżowanie daje komfort świadomego patrzenia z wdzięcznością na udogodnienia cywilizacji.
Rozbudza niesamowitą wdzięczność, za wszystkie udogodnienia, jak ciepły prysznic, WC , pralkę automatyczną (tutaj też nam dano możliwość wyprania rzeczy w pralce, pierwszy raz w czasie naszej podróży – do tej pory praliśmy ręcznie).
Takie drobne cuda. Patrzenie przez szybę na szalejący wiatr i słuchanie jego dźwięku też miało całkiem inny wymiar. A pokoik dostaliśmy z widokiem na jeziorko i Aragats. Takie drobne cuda, możemy tutaj zostać przez 4 kolejne dni.
Jakaś bajka, sympatyczni ludzie, ciepłe WC, prysznic, pralka, dostatek prądu (w samochodzie mamy przetwornicę napięcia z 12V na 220V , jednak gdy dłużej stoimy i ładujemy komputer, baterie, telefony, korzystamy z lodówki, webasta, itp., akumulator się rozładowuje) piękny widok nawet w deszczu i parę dni zatrzymania.
Podziękowaliśmy za ten cud i ciesząc się przestrzenią inną niż nasza landrynka spędziliśmy dzionek.
Dzionek w którym wiatr z deszczem przewiewał i oczyszczał wszystko co stare, ciemne, niepotrzebne. Aby rankiem właśnie pokazać niesamowitą jasność i światło.
Słońce odbijające się w śniegu rozświetlało świat, świat który po wczorajszym przewianiu był czyściutki i przejrzysty.
Szybciutko zebraliśmy się i ruszyliśmy na spacer. Zapadając się czasem w śniegu po kolana i ciesząc się jak dziecko z pierwszego śniegu (trochę był za ciężki na bałwana) Ararat machał do nas, wydzierając głowę ponad chmury, które zasłaniały Erewań. Byliśmy powyżej chmur, czy w niebie? Na ziemi, a w niebie jednocześnie. Taki ideał stworzenia.
Dla nas na pewno to było nasze niebo, w tym miejscu, w tym czasie z tymi ludźmi (jeszcze nie było nikogo, byliśmy tylko my i przyroda) , wszystko było wysokowibracyjne, wchodzące tak w inne przestrzenie niż znaliśmy dotąd, że pojawiły się lęki. Lęki przed nowym, innym, pięknym. Światem,w którym światło jest najsilniejsze z możliwych – bo czyż słońce razem ze śniegiem nie tworzy świetlanego królestwa…???
Medytowaliśmy przysiadając na cieplutkich już kamieniach i obserwowaliśmy, jak słońce powoli roztapia śnieg i jak chmury coraz bardziej zasłaniają scenę, gdzie jako dwoje aktorów bawimy się ze światłem.
Spacer nasz trwał ok. 3 godzin, gdy mogliśmy cieszyć się niesamowitym światem, ciszą, przestrzenią, samotnością. Dopiero gdy byliśmy na dole pojawili się ludzie, którzy szli na Aragats (już w mgle i chmurach). A nas na herbatę zaprosiła obsługa ze stacji meteorologicznej. Furorę robiła kupiona na targu staroci w Finlandii moja czapka. Okazało się również, że u nich też można się zatrzymać (warunki wyglądają na skromniejsze niż w instytucie, a może to ludzie…? – cena też niewysoka 25 zł. od osoby – nocleg ) poza tym zimą, gdy jest tutaj 5 metrów śniegu mogą przywieźć tutaj turystów na narty. Ceny uzgadniane indywidualnie (najlepiej turowe), a warunki są super.
Kontakt – mówią tylko po rosyjsku
vahan-85@mail.ru , tel. +37477666460
Nas na razie Aragats nie zaprosił na górę, może do 2 października zaprosi, może nie. Nie jest to naszym głównym celem. Fakt, czasami włączają mi się chciejstwa na przekroczenie granicy 4000 m.n.p.m (nigdy nie byłam powyżej 3700-3800, Bartek był na Mount Blanc, więc 5000 dla niego będzie dopiero nową wysokością).
Kiedyś zdobywaliśmy szczyty, wbiegaliśmy na nie i zbiegaliśmy z nich – jak większość przyjeżdżających tutaj z Erewania wycieczek, sami żyliśmy w tempie życia, w którym trzeba było biegać za swoim ogonkiem i osiągać jakieś mało istotne do szczęścia rzeczy.
Teraz mamy czas i pokorę do gór, wiemy, że jak nas zaproszą to wręcz wniosą na górę i droga na nie nie będzie ciężka, nawet jeżeli szłaby pionowo w górę Tutaj też doszliśmy w pierwszy dzień do 3700 nie czując zmęczenia, po 1,5 miesiąca praktycznie małej ilości ruchu. Teraz też cieszymy się wspólnym byciem z przyrodą, górą takim wzajemnym przenikaniem.
A wejście na nie jest takim samym pójściem za energią (zaproszeniem) jak pobyt tutaj.
Dziękujemy tej cudownej przestrzeni za ten parogodzinny spektakl specjalnie dla nas. Dziękujemy za te lekcje, przekazy które tutaj doświadczamy, za tę magię, ciszę, śnieg i zatrzymanie.
Jedzeniowo-niejedzeniowy c.d Jezioro Kari
Jezioro Kari 27 września 2014 Jedzeniowo-niejedzeniowy ciąg dalszy.
Po porannej deklaracji (że chcemy iść w kierunku czystego odżywiania światłem i jeździć po miejscach wysokoenergetycznych) ok. 20 km od jeziora, wszystko potoczyło się magicznie, ale może inaczej mówiąc pranicznie.
Dojechaliśmy nad jeziorko i ………….
Jakie było nasze zdziwienie, gdy nad jeziorem na wysokości 3200 m.n.p.m zobaczyliśmy budynki w różnym stanie i betonowe ogrodzone jeziorko. Pikanterii dodawali robotnicy robiący właśnie drogę.
Może nie było upału, ale ok. 20 stopni i słońce powodowało, że zamiast świeżego powiewu górskiego powietrza roztaczał się zapach asfaltu.
W sumie to już dawno przyzwyczailiśmy się do takiego jak to nazywamy ruskiego foto-shopu.
Po prostu trzeba wyciąć brzydkie części i …… wszystko nabiera innej energetyki.
Aby oswoić się z miejscem postanowiliśmy wstąpić na kawę do jedynej tutaj restauracji – hotelu.
Pan chyba właściciel niezbyt przyznam tonem oświadczył, że kawy nie ma.
I wysłał nas obok do instytutu fizyki, gdzie mieli mieć kawę . Wiedzieliśmy, że miejsce wymaga oswojenia i chwila integracji z miejscem stworzonym przez ludzi dobrze nam zrobi.
Idąc w kierunku wskazanego budynku, po drodze minęliśmy bramę ze znakami zakaz wstępu – materiały niebezpieczne radioaktywne. Co my tutaj robimy? – stwierdził Bartek. Aż dziwne, że nas to nie odstraszyło i z pewnością poszliśmy dalej.
Weszliśmy do stołówki gdzie na nasze szczęście siedziało paru mężczyzn.
Możemy się napić kawy – zapytaliśmy
Tak 500 (4 zł)
Nie ma problemu stwierdziliśmy i usiedliśmy przy długim stole.
Panowie prawie kończyli śniadanie.
Odezwała się ormiańska gościna i zaczęli nam tłumaczyć, że nie mogę nas częstować, bo mieszkają tu miesiąc i na miesiąc przywożą jedzenie.
Jednak wódki mają dostatek i tym poczęstować mogą.
Zaczęliśmy się wzbraniać ,
maleńki za znajomość
Po wódce trzeba zagryźć , więc podsunięto nam pomidory, a gdy nie rzuciliśmy się na niego, cały stół należał również do nas.
Gdy wcześniej wzbraniali się przed częstowaniem, teraz wręcz nachalnie zapraszali.
Zaczęliśmy mówić, że mało jemy (co w Armenii na szczęście nie dziwi) od dziecka nie lubimy mięsa ……
I nagle dostaliśmy następne informacje odnośnie niejedzenia….
„Skoro dostaliście taki dar, że nie musicie jeść mięsa i jecie mało to dzielcie się tym z innymi”
– odpowiedział starszy mężczyzna jak się potem okazało szef zmiany.
Nie przejmujcie się innymi, jak nie chcecie jeść, odmawiajcie tym co chcą was na siłę nakarmić – powiedział
Zaczął opowiadać, że gdy był małym chłopcem jego matka kładła na stole jedzenie i każdy jadł ile chciał nigdy nikogo nie zmuszała. Sama dożyła w dobrej formie 90 lat i do końca miała swoje zęby.
Mądra kobieta – stwierdziłam
Tak mądra, ale to jest wiedza znana od tysięcy lat, to nic specjalnego – powiedział Samuel – szef zmiany
Tak, znane od 6000 lat, tylko ilu chce z tego korzystać – zaśmiałam się – szczególnie rodziców.
Ja też miałam to szczęście, gdyż od dziecka nie chciałam jeść mięsa robiąc rosołowe prysznice zmuszającym mnie to tego babciom, czy wynosiłam zachomikowane między policzkami mięso z obiadu z przedszkola do którego zmuszały mnie Panie przedszkolanki.
Do tego miałam straszne problemy z żołądkiem. Rodzice zabrali mnie do wtedy jednego z lepszych lekarzy dziecinnych w Bielsku Lekarza Ziai (chyba mu świeczkę pójdę zaświecić jak ktoś wie, gdzie jego grób). Pan doktor pooglądał mnie i stwierdził, że :
Dziecko wie najlepiej co jest dla niego dobre i ja sama mam decydować co mam jeść.
Nastała jedzeniowa wolność. Miałam fazy, że jadłam mięso – bardziej społecznie, bo rzadko mi smakowało, jednak nigdy nie byłam zmuszana do jedzenia i przez lata nauczyłam się obserwować organizm co dobre, a co złe dla niego.
Bartek miał niestety dużo gorzej, gdyż żył w domu gdzie był kult i terror jedzenia.
A przecież matka naszego znajomego obecnie miałaby ze 100 lat lub więcej – znane były zasady wolności jedzeniowej już dawno.
Ludzie nie mają wykształcenia w zakresie jedzenia – stwierdził Samuel
I napychają swoje żołądki, a trzeba mieć połączenie żołądka z umysłem, a wtedy człowiek je to co mu służy.
Przecież wiadome, że z kosmosu czerpiemy jedzenie i nawet syntetyzujemy białko – rozgadał się nasz nowy znajomy
To przecież wiadome od lat – dodał
O 8 rano jasna stanowcza prośbo-intencja co do odżywiania pranicznego, a o 11 pierwsza lekcja w tym zakresie, a może nie lekcja tylko utwierdzenie w przekonaniu, że idziemy dobrą drogą.
Pożegnaliśmy naszych nowych znajomych, obiecaliśmy wrócić po południu.
Pogoda była piękna, słoneczna góry się wdzięczyły, Ararat spoglądał spod kołderki, jak tu nie iść się z nimi przywitać.
Nie zdecydowaliśmy się iść na szczyt – zresztą Aragat ma 4 szczyty po ok 4000 m.n.p.m, ale iść przywitać się z doliną, pogadać z kamieniami, duchami miejsca.
Już dostaliśmy więcej niż mogliśmy się spodziewać, tyle informacji mówionych z serca.
Komercyjne zachowanie właściciela restauracji (nie chciało mu się zrobić kawy) zaowocowało pięknym spotkaniem i masą informacji.
Ugościli nas już pięknie.
Jednak jeszcze Wszechświat chciał uzupełnić otrzymane informacje.
Przechadzając się pomiędzy kamieniami na których widoczna była zastygła lawa usłyszałam:
Gdy człowiek musi jeść jest jak niemowlak, który musi ssać matkę, matkę ziemię. Jej pożywienie jest mu bezwzględnie konieczne do życia. Musi ją „doić”. Gdy uwalnia się od jedzenia staje się dorosłym, świadomym człowiekiem.
Gdy spacerowaliśmy pomiędzy kamieniami pojawiły się kółka roślin, tak jakby je ktoś posadził. Właśnie specjalnie w kółko???
Niektórzy twierdzą, że są to znaki elfie. Patrząc na ich ilość troszkę domostw tutaj jest. Tym bardziej, że jest i masa kamieni. My czujemy się bardzo przyjaźnie przyjęci.
Dziękuję tej pięknej przestrzeni za cudowną informację cudowny dzień, który jeszcze miał cudowny wieczór z naszymi nowymi znajomymi z instytutu.