PRZEKAZY
now browsing by category
Spotkanie z szarańczą
Spotkanie z szarańczą 08.09.2017
Ruszyliśmy z naszego magicznego miejsca i czekała na nas kolejna niespodzianka.
Wielka niespodzianka.
Najpierw usłyszeliśmy potężny bzyk, a potem masę owadów.
– Co to? – powiedziałam zaciekawiona do Bartka .
– Szarańcza – odpowiedział.
– Co to szarańcza? – Bo szczerze powiedzieć słyszałam słowo szarańcza, wiedziałam, że zjada wszystko i to było wszystko.
Tutaj mogłam tego doświadczyć na żywo. Poobserwować jak się zachowuje.
Gdzieś zawsze myślałam, że ona jest niebezpieczna dla ludzi.
Że ten mały konik polny może zjeść człowieka ???
Umysł ma swoje cudowne przekonania.
A szarańcza to duży konik polny,który zjada wszystko co znajdzie na swojej drodze.
Zresztą popatrzcie na filmik aby go zobaczyć i ile sprawił nam radości.
Jeanne Ruland w książce Siła zwierząt pisze:
„W starożytnych Atenach szlachetnie urodzeni nosili złotego konika polnego we włosach jako symbol statutu. W Chinach konik polny reprezentuje pełnię, bogactwo i płodność.
Dawniej był znakiem wielu synów, przedstawiany z chryzantemą wskazywał na posiadacza wysokiego urzędu.
W Biblii szarańcza należy do plag zesłanych przez Boga. Podobno Jan Chrzciciel miał się odżywiać miodem i szarańczą.
Ze względu na zdolność do linienia, szarańcza bywa uważana za symbol zmartwychwstania”
Szarańcza jest jadalna, nie tylko przez ryby – jak mówią wędkarze na filmiku, ale również człowieka. Szczególnie w Ameryce południowej.
Osobiście nie jestem zwolenniczką jedzenia zwierząt i osobiście nie mam zamiaru tego robić, ale może zamiast hodować świnie, krowy, kury jeść na pierwszym miejscu to co niszczy i sieje w przyrodzie spustoszenie.
My dziękujemy za możliwość zobaczenia szarańczy…
Wołgogradzkie refleksje
Wołgograd 28 sierpnia 2017
Jechaliśmy przez step, na którym od czasu do czasu pojawiali się sprzedawcy arbuzów i melonów.
Bo gdzieś tam dalej są ich pola uprawne.
Jechaliśmy dość zatłoczoną główną drogą Saratow – Wołgograd i późnym wieczorem wjechaliśmy do miasta.
Lubię te wieczorne pobyty w miastach, mają jakąś swoją magię.
Tania nasza znajoma z Saratowa polecała nam koniecznie odwiedzić Mamaya Kurhan czyli pomnik poświęcony bitwie Stalingradzkiej ,to statua Matki Ojczyzny, z mieczem w ręku. Znajduje się on w najwyższym punkcie miasta,który miał strategiczne znaczenie dla losów wojny.
Wołgograd kiedyś nazywał się Stalingradem, znanym z oblężenia miasta i pierwszego znaczącego zwycięstwa nad Niemcami w czasie drugiej wojny światowej. Ta historia nie zmieniła się przez lata.
To tutaj zginęło ponad 2 mln ludzi. Samo miasto liczyło przed oblężeniem 800 tys mieszkańców, a pozostało 1500 osób.
W Polsce w pewnych kręgach ktoś rozpuścił wirus nienawiści do Rosji. Czy ci którzy nienawidzą na pewno znają tę historię?
Jakby by wyglądało i czy w ogóle wyglądałoby nasze życie gdyby Rosja i Rosjanie nie powstrzymali natarcia Niemiec?
W Wołgogradzie gdy czytałam historię walk, uwagę moją przykuła postać dziewczyny, która była bardzo wrażliwa, chciała być baletnicą, gdy Niemcy zaczęli zabijać jej bliskich została snajperką i z radością ich zabijała.
Jak wojna niszczy wrażliwość!!!
Bo kochani jak byście się zachowali gdyby ktoś wszedł do Waszego domu i zabijał Waszych bliskich??? Potem tych mniej bliskich, zabijał, grabił …….. Nie okłamujmy się Niemcy grabili także podbite rejony Rosji.
No jak ……..???? Kiedy na co dzień widzielibyście śmierć w Waszym mieście? Kiedy żylibyście w nieustannym lęku przed śmiercią swoją, bliskich…???
Jak ????
Ja nie wiem ….!!!
I mam nadzieję, że wszystkie tego typu energie znalazły już ujście i ja osobiście nie będę musiała tego doświadczać.
Świat się jeszcze kotłuje, tak aby Ci którzy muszą jeszcze tego doświadczać – mogli .
Jestem wdzięczna moim przodkom, że oni tego doświadczali, i ja już nie muszę.
Bo prawdziwy pokój zaczyna się od nas.
Jeżeli mamy w sobie energię nienawiści, złości to łatwo nas sprowokować, manipulować i zaraz potrzebna nam walka, aby to rozładować.
Potrzebny jest wtedy zewnętrzny wróg.
Tylko czasami nie rozumiem dlaczego tylko Rosja?
Przez wieki zarówno Niemcy jak i Rosjanie nie byli dla nas mili. Wojna pozbawiła istnienia wielu Polaków , a głównym inicjatorem wojny był Hitler czyli Niemcy.
Więc skoro nienawidzić to i jednych i drugich. Tak by na mój rozumek by wypadało.
Ale są media i wielka polityka …….
Media, które sterują podstawowymi emocjami. Emocjami nienawiści, które są głęboko ukryte są w ciałach z pozoru spokojnych ludzi i …… pojawia się wróg ….. Rosja, Kaczyński, czy ktoś inny… Nagle można wykrzyczeć legalnie, bez utraty opinii człowieka spokojnego całą swoją nienawiść, złość.
A czy ona na pewno jest na Putina, Kaczyńskiego , Kościół , czy ……..????
Tak naprawdę to ona jest na własną matkę czy ojca, brata , siostrę. Na urazy dzieciństwa, ale to przecież nie wypada pokazać.
Kiedyś pewna znajoma stwierdziła:
– Nienawidzę Kaczyńskiego.
– Znasz go ??? – zapytałam.
………
– Za co więc – zapytałam?
– Za miesiączki – odpowiedziała.
– A co to jest ? – zapytałam niezorientowana.
– Świętowanie rocznicy upadku samolotu – odpowiedziała.
– A za co jeszcze – zapytałam.
Ucichła.
– A wiesz co on w ogóle robi ?
– A co mnie to obchodzi – padła odpowiedź.
Czy za to można nienawidzić kogoś kogo się na oczy nie widziało?
Gdy z nią bliżej porozmawiałam okazało się, że była to nienawiść do matki, która nie akceptowała jej drogi i zmuszała ją do chodzenia do kościoła….
Pozwalam sobie na kontakt z własnymi emocjami
Wiem, kto , a przede wszystkim co mnie wkurza
Bo gdy wiemy – możemy się z tym zmierzyć. Bo tak naprawdę ta nienawiść, złość jest tylko nasza.
Im większy mamy większy kontakt z naszymi emocjami, nikt nam nie każe nienawidzić Putina, Stalina, Hitlera, Kaczyńskiego….. Wtedy będziemy mogli mieć swoje zdanie na dany temat, a nie krzyczeć jak opłacane marionetki.
Temat pozornie ciężki, ale właśnie ta skrywana nienawiść, złość, potrzeba obrony to podstawowe przyczyny wojny, a gdy tej podświadomej agresji jest dużo, rodzi się potrzeba jej rozładowania czyli wojna.
Dlatego proszę jeżeli nie podoba Wam się np. Kaczyński krytykujcie merytorycznie własnymi, słowami, zapoznajcie się z ustawami, działaniami i krytykujcie.
Tak samo z Putinem, Trumanem.
W kogo rękach są media ??? – ja nie wiem….
Jaka jest prawda ???? – nie wiem.
I im więcej podróżuję i przyglądam się światu, tym bardziej przekonywuję się to tego, że nic nie wiem, a na pewno prawdy na tematy polityczne.
Dlatego raz jeszcze zobaczcie dlaczego idą Wam emocje na osoby, których w ogóle nie znacie, sprawdzajcie to co piszą w mediach, w ustawach, czy w najbardziej wiarygodnych miejscach i jak krytykujecie róbcie to własnymi słowami.
No właśnie uczcie się mówić .
Pozwalam sobie mówić własnymi słowami o tym co mi się podoba i nie podoba
Uwalniam się od złości nienawiści, agresji, odwetu, obrony, gdyż one są przyczynami wojny
Pozwalam sobie żyć w pokoju.
Wołgograd wywołał we mnie bardzo dużo refleksji.
Nie krzyczcie o pokój, demokrację, tolerancję – tylko bądźcie tym , a wtedy świat nie będzie potrzebował wojny, bo nie będzie miał kto walczyć. Nie będzie takiej potrzeby…
Dziękuję że żyję w czasach gdy mogę rozwijać swoją wrażliwość, w czasach w których mogą się przejawiać subtelne energie.
Sloneczkowe przesłanie
Słonecznikowe przesłanie 21-26 sierpnia 2017
Jeźdząc przez czarnoziemy, najwięcej radości sprawiał nam słonecznik. Każdy wjazd w traktorowe ścieżki przez niego, to jak w wjazd w krainę słońca.
Zaproszenie do odpoczynku w nim.
Napełniał nas swoim światłem i opowiadał swoją historię
– Popatrz gdy jestem w pełni rozwinięty, w pełni sił – patrzę wyprostowany w słońce, mam jego kolor, gdy kończą się moje dni spuszczam głowę w dół. Jest ona za ciężka od nasion aby patrzeć w górę.
– Ja mam nasiona w głowie, ty siejesz to co masz w sercu.
– Głowę masz mieć „lekką”.
– A więc Twoje nasiona komu służą? – pytam.
– Ptakom, łączą je z ziemią.
– Ludzie powinni cieszyć się moimi kwiatami, a nasiona zostawić ptakom.
– W każdym ogrodzie powinien być chociaż jeden kwiat, który rozświetli całą przestrzeń i da radość jego mieszkańcom.
Dziękujemy za przesłanie duchom słonecznika.
Magiczny poranek u Kulki
Poranek u kamiennej kuli 18 kwietnia 2017
I jak bywa w takich miejscach, trudno od nich wyjechać, wchodzi się w rezonans wspólnego bycia, a energia im dłużej przebywa się razem tym jest silniejsza. Wtedy jeden na drugiego otwiera się coraz bardziej, nabierając coraz większego zaufania.
Zostaliśmy więc na noc na parkingu przy kulce, tak z 50 metrów od niej. Spało się źle, bo teren nierówny, w dole pociągi – wszystko przeszkadzało, jak księżniczce na ziarnku grochu, albo wtedy gdy coś chce wyjść, a ja nie chcę tego odpuścić. Bojąc się co będzie za kolejnymi drzwiami…
Odpuszczam to co stare
Otwieram się na nowe
Pozwalam sobie być w przepływie
Noc była chłodna, ale pogodna, ranek też powitał nas pięknym słońcem. Poszliśmy do kuleczki. I to co zobaczyliśmy, wprawiło nas w zachwyt.
Zresztą popatrzcie sami jak to miejsce ściąga energie, jaka jest ich kumulacja.
Sceptykom takich fotografii chcę donieść, że uwielbiam robić zdjęcia pod słońce i bardzo rzadko widać takie rzeczy na fotografiach. Wy to tłumaczycie, że muszą być określone warunki padania słońca na soczewkę obiektywu – czy jakoś tak…
Zgodzę się z Wami całkowicie. Przy takim padaniu następuje takie zagęszczanie energii, że aparat zaczyna to widzieć. Tak jak z zorzą, jest bardziej wyraźna na zdjęciach niż w rzeczywistości. Taki sam paradoks.
A w tym miejscu zagęszczenie energii jest potężne, stoję i patrzę już własnymi oczami jak słupy światła , które krążą między ziemią a słońcem. One jak zorza są zawsze, tylko w określonych warunkach nam to lepiej zobaczyć.
Taka magia poranka…
Podchodzę do miejsca mocy między skałami, a tam „ktoś” położył na ziemi kawałek drzewa.
Ciekawe kto?
Bo wczoraj po nas już tu nikogo nie było…
Staję z ufnością w tym miejscu, przypominam sobie jeden z dzisiejszych snów, gdy śniła mi się właśnie energia z tego miejsca. Jako spiralna bardzo jasna energia, która dzięki swojego łagodnemu spiralnemu ruchowi wypiera powoli zabrudzenia, pozwalając osobie stojącej w tym miejscu świecić mocniej.
Stoję poddając się temu co jest. Staję się, na ile jestem otwarta – kanałem tej energii. W pewnym momencie następuje lekkość, robi się ciepło mimo chłodnego poranka, czuję pełny rezonans z tym miejscem. Wszystko jest jak powinno być.
Jestem we właściwym miejscu, we właściwym czasie
– Napisz czym jest miejsce mocy – słyszę w przestrzeni.
– A według Was czym jest ? – pytam z pokorą.
– To miejsce gdzie została zamontowana informacja o określonej częstotliwości, która wchodzi w rezonans ze wszechświatem i zgodnie z prawem, że podobne przyciąga podobne, ściąga w to miejsce takie same energie. Gdy stajemy w tym miejscu doświadczamy przepływu energii określonej częstotliwości. Im dłużej takie miejsce jest żywe ta energia jest silniejsza.
A miejsce mocy to miejsce o częstotliwości kilka razy wyższej niż świadomość przeciętnego mieszkańca ziemi.
– Czyli jest to miejsce gdzie można podnosić świadomość?
– Dokładnie tak, i gdzie można zadawać pytania i otrzymywać na nie odpowiedzi, gdzie można wzrastać.
– A kto tutaj zamontował tę informację o wysokiej częstotliwości?
– A po co Ci to wiedzieć? – pada odpowiedź.
– Są ponoć, złe i dobre energie.
– Wierzysz w takie bzdury? – słyszę stanowczy głos.
– Jest określona częstotliwość, która ma w sobie również określone informacje i albo z nią rezonujesz, albo nie. Poza tym jeżeli masz w sobie zabrudzenia, czyli informacje o częstotliwości sporo niższej niż te których doświadczasz, a nie chcesz ich odpuścić, wtedy może dochodzić do konfliktu i wydaje Ci się, że te energie są złe.
Uwalniam się od przymusu konfliktu w moim życiu
Pozwalam sobie na przepływie w moim życiu
– Albo jesteś w przepływie i masz zaufanie, że każdą energię możesz ściągnąć do swojego życia dostrajając się do niej wibracyjnie, albo jesteś kolekcjonerem określonych doznań, doświadczeń.
– A co się dzieje jak kolekcjonuje?
– Jak to co, masz w sobie masę często sprzecznych informacji , które rywalizują, konkurują między sobą, wchodzą w konflikty. Im tego więcej tym, trudniej osiągnąć Ci to co chcesz…
Uwalniam się od kolekcjonowania doznań, doświadczeń
Pozwalam sobie na przepływ
Mam zaufanie, że wszystko co potrzebuję jest dostępne dla mnie w danym momencie.
To wszystko jest bardzo proste.
– A kto dał tutaj informację tej częstotliwości – dopytuję ponownie…
– Wy Ziemianie zawsze szukacie jakiegoś potwierdzenia, czy byli to ziemianie czy mieszkańcy innych planet prawda?
– Tak – odpowiadam zgodnie z prawdą.
– No właśnie, a jaka to różnica kto to był ?
– To chyba takie szukanie potwierdzenia czy zaprzeczenia na to, że istota w ludzkim ciele może czy nie może takie rzeczy tworzyć.
– Chyba bardziej wydaje nam się, że w ludzkim ciele trudno doświadczać wysokich częstotliwości
Rozbudowaliście swoje umysły i dajecie sobie ograniczenia, ograniczenie goni ograniczenie…
– Po co?
– No właśnie po co?
– Wszechświat ma sobie wszystkie informacje, a Wy możecie się pod nie podpiąć jak chcecie i Wasze ciało to wytrzyma, gdy nie będzie jak już mówiliśmy wcześniej kolekcjonował doznań.
Im mniej kolekcjonowania tym wyższe częstotliwości są do Was dostępne.
– I kto założył tutaj te informacje, częstotliwości?
– Kochana uspokoję Cię, zrobili to ziemianie Twoi dawni przodkowie, którzy znali te częstotliwości i w nie wchodzili.
– Żyli w nich czy robili to tylko okazjonalnie? – dopytuję.
– Tylko okazjonalnie. Życie w nich na co dzień to Twoje zadanie.
– Czy to nie za wysoka poprzeczka?
Właśnie przyszedł Bartek i wywrócił nie chcący menażkę z wodą wewnątrz auta i zaczął kląć…
– Widzisz do czego prowadzą wątpliwości……. Do gubienia energii i zaniżania jej i tego, że cały wszechświat zaczyna przeszkadzać.
– A czy ludzie mnie zrozumieją jak będę żyła w tak wysokiej częstotliwości.
– Wątpliwości, lęki, kolekcjonowanie doświadczeń szczególnie złych, choć dobre tak samo nie służą.
– Jak będziesz dzieliła się informacjami z tej częstotliwości zrozumieją, a jak będziesz się mądrzyła to nie.
Uwalniam się od przymusu mądrzenia
Dzielę się z innymi informacjami, które otrzymuję będąc w przepływie
Ufam sobie, idę za tym co podpowiada serce
Róbmy swoje – przesłanie Łovozjero
„Róbmy swoje” – przesłanie Łovozjero 27-28 sierpnia 2016
Są miejsca gdzie uwiązała się jakaś energia i trzeba tam wrócić, aby ją dopełnić.
W Lovozjero byliśmy 8,5 roku temu w styczniu 2008 roku, wtedy była to pierwsza nasza podróż na magiczną daleką północ, która ugościła nas 500 kilometrami wycieczek na skuterach śnieżnych do wiosek, do których nie prowadzą drogi, do ludzi, którzy głęboko zostali w naszym sercu. Szczególnie ciocia Luba, żyjąca samotnie w Iwanowce – 40 km od większej wioski Krasnoszczele, która latem dostępna jest helikopterem i może łódką, a zimą skuterem. Która sama oddalona jest 140 km od Lovozjero – inaczej mówiąc od drogi dostepnej dla auta, niezależnie co mamy na myśli . Z naszym przewodnikiem, który słuchał przestrzeni i wtapiał się w nią, z takim nienazwanym szamanem – Szaszą.
W samym Łowozjero mieszkaliśmy tydzień, gdy Szasza przygotowywał wyjazd i kompletował ekipę.
Takie stare śmieci. Taki nasz pierwszy czas „poza czasem” i przestrzenią, czas gdy zatapialiśmy się w ciszę, której wcześniej nie znaliśmy, gdzie słuchaliśmy dźwięków swojego ciała, gdzie tworzyliśmy wspólną przestrzeń z naturą.
Trzy dni z tego pobytu kiedyś daliśmy na bloga, tutaj one….. Zobaczcie jak wtedy pokazywało nam się Łovozjero
Półwysep Kola styczeń 2008 – notatki z zakurzonego pamiętnika część I
Półwysep Kola styczeń 2008 – notatki z zakurzonego pamiętnika cz.II
Półwysep Kola styczeń 2008 – notatki z zakurzonego pamiętnika cz.III
A jak teraz powitało nas Łovozjero???
Szaro, buro, czas się tutaj zatrzymał. Przez te lata tynki wielu budynków bardziej zaczęły się sypać, fakt w mieście (ma 3000 mieszkańców) pojawił się markecik Diksi – w budynku naszego hotelu (taka ala nasza Biedronka), bank, więcej sklepów, ale stało się jakieś bardziej szare i wymarłe niż kiedyś.
Fakt wtedy była zima i śnieg, a teraz wjechaliśmy w deszczową jesienną burą pogodę, która na pewno wzmacniała to uczucie.
– Ja chcę iść do muzeum – powiedział Bartek gdy po emocjach w Apatytytach zdecydowaliśmy, że jedziemy do Łovozjero.
Po wielu dniach na przyrodzie, gdy wjechaliśmy do dużego miasta, szczególnie w piątek wieczorem, otarliśmy się o energie zmęczenia, lęku, agresji, energia była ciężka. A my zaczęliśmy z umysłu szukać nie wiedzieć czego, bo przecież ….Kirowsk – kurort z północnym ogrodem botanicznym, bo przecież ….góry Chibiny, bo przecież ….. a czy nawet z umysłu chcieliśmy to zobaczyć???
No może, ale nie tak super bardzo.
Więc po co pchać się w takie energie???
Uwalniam się od przymusu wjeżdżania w energie, które mi się nie podobają i powodują moje emocje
Pozwalam sobie wycofywać się z umysłowych planów
Idę za energią
I właśnie muzeum było tym krokiem.
Wstęp 25 rubli, muzeum pokazujące kulturę Saamów i ludzi zamieszkujących te tereny. Bardzo ładne. Jednak nie po to tak naprawdę nas tam zaproszono.
Zresztą byliśmy w nim 8,5 roku temu.
Teraz otrzymaliśmy dwie informacje
Po pierwsze urzekła nas wystawa zdjęć z półwyspu Rybaczyj, na morzu Barentsa. Patrzyliśmy jak urzeczeni na nie. W sumie to drugie zaproszenie od półwyspu, gdyż dzień wcześniej w Kandalakszy spotkani Słowacy jadący również Landrynką – jechali właśnie na Rybaczyj i to trzeci raz z rzędu, gdyż zakochali się tamtym miejscu.
Zaproszenie niesamowite, podwójne, jednak jest jeden szkopuł teren wymaga przepustek.
Zdecydowanie po takim zaproszeniu dołożymy wszelkich starań, aby je uzyskać. Po doświadczeniach w Umbie, nie będziemy ryzykować wjazdu bez. Jedziemy więc w poniedziałek do Murmańska.
Czasami mam coś takiego, że względy formalne odrzucają mnie od zrobienia czegoś co chcę. Rezygnuje z czegoś bo nie chce mi się zmagać z energiami urzędów, które zresztą znam świetnie.
Jednak już czas nie pozwolić blokować marzeń tym, że czasem trzeba przejść przez jakieś mało przyjemne bagienko.
Uwalniam się od przymusu rezygnowania z marzeń, gdy trzeba zmierzyć się z urzędowymi formalnościami
Urzędowe formalności nie blokują moich marzeń.
Z odwagą stawiam czoło urzędowym energiom
Uwalniam się od poczucia wstydu, że tkwiłam w energiach urzędowych
Odpuszczam przeszłość, dziś jestem jaka jestem
Murmańsk kolejny nasz krok został właśnie wyznaczony.
A druga informacja, którą uzyskaliśmy w muzeum, niestety była bardzo nieprzyjemna. Nasz przewodnik Sasza zginął 2-3 lata temu wiosną na jeziorze.
Człowiek, który znał przyrodę tak doskonale!
– Co się stało??? – pytaliśmy.
– Wiózł deski do swojego domku (tego w którym byliśmy) i złapał ich sztorm, a łódka zapewne przeładowana – odpowiedziały Panie z muzeum.
Smutno zrobiło nam się na duszy.
– Wiesz trzeba żyć na 100% – tak jak się marzy – powiedział w zadumie Bartek – „ Róbmy swoje” – to co kochamy robić – to w czym się spełniamy.
Sasza żył rozkraczony między światami. Kochał przyrodę i w niej czuł się rewelacyjnie. Nie lubił imprezować i pić alkoholu, uwielbiał wpadać w medytacje na przyrodzie. To była jego pasja.
Miał żonę, dzieci, kolegów….
Zona oczekiwała, że będzie z nią w domu w mieście, koledzy że będzie z nimi pił. Myślę, że jest to problem wielu mężczyzn w Rosji i nie tylko. Turyści też mu zachodzili za skórę – opowiadał jak po kilkudniowym pijaństwie z regularną utratą świadomości w jego domku nad jeziorem „Marne” mówili – Sasza ratuj – daj nam jakąś rybę – bo nam nie uwierzą żony że byliśmy na rybach…
A on…….. uciekał jak mógł na przyrodę. Chciał ja pokazywać innym, turystom, bardzo się cieszył z naszego nastawienia , bo zamiast imprezować woleliśmy pojechać dalej …po zamarzniętych taflach jezior i rzek…do Cioci Luby…nocując w rozklekotanej chałupce w głębi półwyspu Kolskiego…łowiąc ryby spod lodu…… jedząc potrawy przyrządzane przez niego na piecu….tak po prostu. Czuł i rozumiał przyrodę, choć wyposażony w nowoczesny fiński skuter śnieżny, pilarkę spalinową, wodoodporny nawigator Garmina….mówił że Ci co jeździli po tych przestrzeniach na GPS – już nie żyją…….trzeba znać te bagna, rzeki, jeziora, nigdy niezamarzające źródła – tak aby w warunkach zamieci w temperaturach -30 stopni i więcej kiedy nawigacje nie odnajdują satelit, a baterie-akumulatory w nich wyczerpują się szybko – odnaleźć drogę powrotną.
Podczas tego już odległego w przeszłości pobytu ….nie mogliśmy uwierzyć jak opowiadano nam że dwa tygodnie przed naszym przyjazdem – zginął człowiek. Jechał na skuterze śnieżnym….wpadł w niezamarzające źródło….uszkodził pojazd i wpadł do wody….ślady wskazywały że próbował bezskutecznie rozpalić ognisko…..wracał pieszo mokry….zamarzł. Telefony komórkowe na tej dwieściekilometrowej przestrzeni nie działają do dziś. Bo tam nikogo nie ma….
Na przyrodzie czuł się świetnie, jednak miał poczucie winy, że nie jest z żoną, czuł się gorszy od kolegów – bo nie pił. I próbując wszystkim dogodzić nigdzie nie był na 100%.
Znając tak doskonale przyrodę po co płynął właśnie w sztorm ???
Uwalniam się od przymusu dogadzania wszystkim
Uwalniam się od przymusu życia jak inni oczekują
Żyję na 100% swoim życie
Bo przecież nikt nie przeżyje życia za nas. Ci którzy najbardziej wiedzą jak mamy żyć niech popatrzą na swoje życie i nim niech się zajmą.
Czy w godzinie śmierci również będą pouczać innych jak mają żyć???
I dlaczego wolą żyć życiem innych niż swoim???
Uwalniam się od przymusu pouczania innych jak mają żyć
Tak, tak żyjmy na 100% sobą i cieszmy się tym, że możemy podróżować i robić to co kochamy, bez przejmowania się tym, że partner ma inny sposób na życie. Śmierć Saszy pokazała nam, ile warte są kłótnie i czy warto się kłócić.
Uwalniam się od programu, że muszę mieć inny sposób na życie niż partner.
Tworzę z moim partnerem, mężem wspólną przestrzeń i cieszę się nią
Mam odwagę dążyć do tego, aby żyć na 100% tak jak chcę wykorzystując mój potencjał i moje talenty
Biorę pełną odpowiedzialność za moje życie
Tak święty spokój, kompromisy powodują, że zaczynamy umierać za życia. Obrazuje to również testament – przesłanie mojego ojca poniżej (jak ktoś może je potłumaczyć na języki, których jeszcze go nie ma – będziemy wdzięczni).
Taka silna lekcja do podążania swoją drogą.
W wielu terapiach jest takie ćwiczenie : „wiedząc że za miesiąc umrzesz co wtedy tak z serca byś zrobił”???
Przyznaj się do tego sam przed sobą i zacznij układać przestrzeń tak, abyś móc tak żyć.
Powodzenia i odwagi….
I poczuliśmy wdzięczność, radość z tego , że żyjemy razem w taki sposób jaki kochamy – podróżując przez takie miejsca które lubimy. Poszliśmy do obserwatorium – kiedyś tam była prawdziwa dymna banja. Niestety banjia się zniszczyła (bo w mieście odbudowali spaloną), ale przemiły pracujący tam Pan Ukrainiec, zaczął opowiadać swoją historię życia.
Posłuchajcie jej:
Gdy jako nastoletni chłopak usłyszał „zorza polarna”, „białe noce” – zapragnął zobaczyć co to jest. Zaraz po szkole trafił do wojska do Murmańska na 3 lata, a potem dostał pracę tutaj w obserwatorium zorzy polarnej uniwersytetu z Petersburga..
Pracuje tu już 29 lat i jest przeszczęśliwy.
Pokochał północ – jej klimat, jej wody, jeziora, lasy, jagody, grzyby, ryby, polarne dni i noce, zorze.
Sam już czeka kiedy będą dobrze widoczne na niebie (ok. października). Ożenił się tutaj i nawet nie chce mu się nigdzie dalej jeździć.
Ma 3 siostry na Krymie i rzadko je odwiedza – bo jak mówi – jak żyć na stepie? W piekącym słońcu ? W kolorach wielbłądzich?
– Jest Pan tu szczęśliwy? – zapytałam .
– A jak nie być, jak tu tak pięknie – powiedział z błyskiem w oku
Tu wszystko jest inne, nawet zorze przez 29 lat obserwowania wciąż urzekają swoim pięknem.
Uwalniam się od przymusu życia w klimacie który odpowiada większości
Żyję w miejscu, które odpowiada mi klimatycznie, przyrodniczo, energetycznie
Taka szybka odpowiedź na iście swoją drogą
Żyj w miejscu (i) lub podróżuj po miejscach które lubisz, które zapraszają Cię całym sobą. Daj intencję (nawet pragnienie) i idź za tym, nie słuchaj doradców, słuchaj tylko swego serca…
Gdzieś zahuczało w przestrzeni, gdy wieczorem zatrzymaliśmy się nad jeziorem (które zespoliło się z Saszą) koło miasteczka na nocleg.
A wcześniej jeszcze na poczcie uwolniliśmy obietnicę daną niesamowitej cioci Lubie, że poślemy jej zdjęcia.
Tak, trwało to 8,5 roku, ale udało się tutaj i w poniedziałek paczuszka poleci helikopterem. Bo jak posłać coś komuś do kogo nie ma się adresu, nawet nazwiska.
Tutaj to było prostsze gdyż Pani naczelnik zadzwoniła do Krasnoszczele na pocztę i ustaliła dane Cioci Luby. Bardzo nas ucieszyło, że jest żywa.
Niesamowite jest to, że gdy byliśmy ponad miesiąc temu na archipelagu wysp Kuzowa, poznaliśmy kajakarza z Moskwy , który był u niej kajakiem 2 lata temu, zapoznał się z nią i wysłuchał opowieści o polakach którzy byli u niej 6 lat wcześniej zimą! Czyli o nas! Teraz przechodząc brzegiem zagaił z nami rozmowę…i tak przypadkiem się spotkaliśmy … Gdzie półwysep Kola , …gdzie Polska , …gdzie Moskwa, …gdzie archipelag Kuzowa. Między tymi miejscami są tysiące kilometrów……
świat jest mały
A ciocia Luba żyje jak już pisałam 40 km od wioski, do której można dostać się łódka, bądź skuterem – z kilkoma psami i chorym mężczyzną – na brzegu wyjątkowo nawet w skali świata zasobnej w ryby rzeki Panoj .
Zbiera maroszkę z niedźwiedziami (czyli ona na jednym wzgórzu a on na sąsiednim – i tak cały dzień – to była pierwsza osoba która powiedziała do nas – „niedźwiedzie to łagodne zwierzęta”), cieszy się kontaktem z przyrodą. Ryby łowi i je zjada, jednak mięsa innego już nie. Kiedyś była pielęgniarką w Krasnoszczele, teraz już na emeryturze (oddaje ją córkom – bo jej jest niepotrzebna). Przyroda ją karmi, ogrzewa, a gdy potrzebuje czegoś więcej wymienia dary przyrody na rzeczy materialne. Cieszy się wszystkim co ma. I ma poczucie niesamowitego dostatku.
Dzięki swojej pracy poznawałam najbogatszych ludzi w Polsce, jednak przy niej byli oni biedakami.
A dlaczego uważam, że żyjąca w małej chatce kobieta jest bogatsza od żyjących w pałacach?
Ona ma poczucie bogactwa w sobie i żadne zawieruchy życiowe go nie zburzą.
A Ci milionerzy – ile mają lęków ?
Bo gdy jest lęk – to nie ma dostatku.
Uwalniam się od przekonania, że bogactwo buduje się na lęku
Żyję w pełnym dostatku przepełniona nim cała sobą
Tak dziękujemy Ci ciocia Luba. Może kiedyś jeszcze się spotkamy, ale energii wiązać nie będziemy.
Do widzenia Łowozjero. Pożegnało nas pierwszym śniegiem na górach
Wszystkie osoby którym opowiadaliśmy i dawaliśmy nr telefonu do Saszy Kuzniecowa – przewodnika po półwyspie Kola – z przykrością zawiadamiamy że zginął podczas sztormu na jeziorze Łowoziero.