o podróży na Wschód 2015

now browsing by category

 

3 dni nad Bajkałem

Listwanka – 3 dni nad Bajkałem 7-10 listopada 2015

 

 

W środku nocy poprzez 20 wzgórz i dolin dotarliśmy do maleńkiego kurortu położonego praktycznie na skłonie góry wchodzącej w wody Bajkału u źródeł Rzeki Angary. Znaleźliśmy miejsce na przystani promu – 50 metrów Bajkału, gdzie teraz w nocy trwał połów ryb, kilkanaście średnich stateczków dryfowało gdzieś na wodzie od czasu do czasu wydając cichsze lub głośniejsze pomruki, błyskając światełkami w lekkiej mgle. Połowy zapewne ulubionego przez wszystkich turystów omula (żyje tylko w Bajkale, i do wielkości sprzedawanej w restauracjach potrzebuje rosnąć kilka lat). Takie z jednej strony sympatyczne i niesympatyczne powitanie.

 

– Bracie kto smakuje się Twoim kosztem?

 

 

Ranek powitał nas przepięknymi mgłami Bajkału i Angary. Świat wody, powietrza, ziemi stapiał się w jedność. Magia poranka, magia początku, takie piękne dzień dobry, od duchów tego miejsca.

 

 

 

 

Postanowiliśmy zostać tutaj 2-3 dni, lub do dnia przed opadami śniegu z uwagi na prostą, ale bardzo pofałdowaną drogę.

Kilka hoteli 4-gwiazdkowych na bookingu miało dobre ceny, praktycznie jak normalny pokój z łazienką bez promocji – tyle samo co płaciliśmy w za zwykły pokoik w sanatorium w Gorjaczinsku. A hotele nad samym Bajkałem i standard wysoki. Z oglądaniem musieliśmy poczekać do popołudnia gdyż wszystkie były zajęte z uwagi na niedzielę i przepiękną pogodę. Fakt, że ceny z bookingu nie pokrywały się ze słyszanymi w hotelach, ale……. Można zarezerwować przez booking – po zobaczeniu pokoju. Warto sprawdzać.

 

Piękny dzień sprzyjał spacerom. Może nie po dziczy, gdyż jak pisałam Litwanka praktycznie wbita jest w Bajkał. Więc jest Bajkał, czasem kamieniste plaże nad nim, droga, trochę zabudowań i skłon góry. Ale nawet spacer koło drogi z widokiem nad Bajkał w pięknym słońcu i ciepełku, cieszył nas bardzo.

 

 

 

 

Odwiedziliśmy bajkalskie muzeum (wstęp 310 rubli od osoby, 130 fotografowanie) gdzie mogliśmy bliżej poznać życie jeziora.

A Bartek bliżej poznać swojego brata – o analogii jezior Chubsugul i Bajkału, jak do relacji Bartka z jego bratem pisaliśmy http://brygidaibartek.pl/mlodszy-brat-starszy-brat-bajkal-chubsugul-bartek-slawek/

 

– Bracie chcę Cię poznać bliżej, zrozumieć i zobaczyć Twoje piękno – dźwięczało w przestrzeni…

 

Muzeum pokazuje powstawanie Bajkału, jego faunę i florę. Zabiera podróż symulowaną łodzią podwodną w najgłębsze miejsce Bajkału, pokazując, że wiele ryb może żyć bez światła słonecznego, nawet tutejsze foki nerpy jakiś czas potrafią przebywać w ciemnych głębinach.

 

 

 

Podróż w głąb Bajkału to jak podróż do wewnątrz siebie, swojego poczęcia, swojej istoty.

W akwariach pływają tutejsze rybki (i nie tylko rybki). Omul to zdecydowanie złota rybka. Dlatego gdy stanęliśmy przy niej poprosiliśmy zgodnie z przekonaniem o spełnienie trzech życzeń. Wypuścić jej nie mogliśmy, jednak daliśmy jej i sobie przyzwolenie na wolność.

Tak wolność …….. im bardziej zagłębiamy się w jej subtelności tym bardziej widzimy ile niepotrzebnych i bezsensownych przekonań nam ją blokuje.

 

Pozwalam sobie iść drogą wolności.

 

A rybki … tak jak kiedyś powiedział mi miś w zoo, chcą bliżej poznać człowieka i dlatego decydują się na ograniczenie swojej wolności. Może dzięki tym zwierzęcym pionierom, zamiast je zjadać będziemy tak psa, czy kota traktować jako przyjaciół i pełno prawne istoty na ziemi. Poza tym zwierzęta, tak samo jak ludzie chcą doświadczyć zmian.

 

 

 

 

A wracając do omula, czy zjadanie złotej rybki jest dozwolone???

Może zamiast chcąc realizować marzenia, zajadamy je???

My poprosiliśmy złotego pięknego starego omula o nasze szczęście, miłość, lekkość, bezpieczeństwo, obfitość. Posyłając dużo świetlistej energii.

Przywitaliśmy się również z nerpami, tutejszymi fokami, które w naturze nie chciały nam się pokazać, a tutaj wesoło pływały po swoim baseniku.

 

 

Urzekły nas zdjęcia Olgi Kamienskiej bajkalskiego lodu i poprosiliśmy Bajkał o możliwość spotkania, gdy jego wody w swojej górnej warstwie zatrzymają się na jakiś czas. 

 

 

I tak aż do zachodu słońca poddaliśmy się kontemplacji okolicznych miejsc, aby potem wejść do czterogwiezdnego hotelu Majak w centrum miasteczka. Wybraliśmy pokój półlux z widokiem na Bajkał – na 5 piętrze w rewelacyjnej cenie ze śniadaniem 2750 rubli (170 zł cały pokój + śniadanie).

Teraz można było popatrzeć dalej w Bajkał, jednak od Bajkału dzieliła nas ruchliwa, głośna droga…

 

– Bracie dlaczego inni tak chcą nas rozdzielić, pokłócić???

 

Bartek znów patrzył na swojego brata z góry… chciał dostrzec go jak najwięcej, w oddali migotały ośnieżone szczyty, miejsce pozwalało nam transformować wiele spraw. Przestrzeń pozwalała na zmiany. Bajkał swoją niesamowitą przezroczystością pomagał nam stawać się bardziej przezroczystym, bardziej zgodnym z sobą. Bajkał jest do 40 metrów przezroczysty, a do 100 dociera światło.

 

Staję się coraz bardziej przezroczysta i przejrzysta dla siebie.

 

Czasem przychodzi do mnie taka refleksja, że dziś rzeki jeziora są coraz bardziej zanieczyszczone, gdyż ludzie coraz bardziej przybierają maski, zanieczyszczając swoją wewnętrzną przejrzystość.

 

Bezpiecznie i spokojnie uwalniam się od tego co blokuje moją przejrzystość.

 

Przejrzystość świata, ludzi, przyrody, a przede wszystkim mnie samej.

 

 

I tak syciliśmy się pobytem tutaj, chciałoby się zostać dłużej, jednak pojawiały się lęki co będzie jak napada śnieg, przyjdą mrozy. Pojawiał się lęk przed opisywaną wszędzie syberyjską zimą. Lęk który zastępował prowadzenie. Miałam wrażenie, że chcę jak najszybciej wyjechać z Syberii, żeby broń boże nie doświadczyć lodowych dróg czy zimna. Lęki, które nie pozwalają zwolnić, nie pozwalają na to by żyć.

 

Uwalniam się od przymusu uciekania od tego czego się boję

 

Pozwalam sobie przyjrzeć temu czego się boję i świadomie zdecydować czy w to wchodzę czy nie

 

I tak po 2 dniach pobytu podziękowaliśmy pokoikowi (dokupiliśmy pobyt do 16-tej godziny ), oraz Listwiance i o zachodzie słońce, zachowując w sercu świetlisty Bajkał, ruszyliśmy w kierunku Irkucka.

 

 

 

Więcej o listwance https://pl.wikipedia.org/wiki/Listwianka

 

Listwianka (ros. Листвянка) – miejscowość w obwodzie irkuckim Rosji, nad brzegiem jeziora Bajkał, w pobliżu miejsca, gdzie rzeka Angara bierze swój początek z Bajkału. Nazwa pochodzi od rosyjskiej nazwy modrzewi (ros.Лиственница), które są istotnym składnikiem przyległej tajgi.

W miejscowości znajduje się Instytut Limnologiczny, prowadzący badania naukowe biologii, hydrologii i geologii Bajkału. Przy Instytucie ulokowano Muzeumlimnologiczne z bogatą ekspozycją poświęconą Bajkałowi.

Listwianka jest najpopularniejszą miejscowością turystyczną nad brzegiem Bajkału, gdyż leży najbliżej Irkucka, z którym ma dobre połączenia komunikacyjne autobusowe i samochodowe. Dlatego też w osadzie dość dobrze rozwinięta jest baza noclegowa. Atrakcją turystyczną jest także niewielka góra Kamień Czerskiego, wznoszący się nad zachodnią częścią Listwianki, ponieważ rozciąga się z niego bardzo dobra panorama na źródło Angary i Bajkał. Zimą działa tu wyciąg narciarski. Nazwa szczytu upamiętnia polskiego zesłańca i geologa Jana Czerskiego. W osadzie zabytkowa cerkiew z 1846 fundowana przez kupca Ksenofonta Sieriebriakowa z częściowo oryginalnym ikonostasem i resztą wystroju oraz fokarium z pokazami tresowanych fok bajkalskich.

Listwianka jest także portem bajkalskim dla floty statków turystycznych, rybackich i badawczych. W ostatnich latach większość statków rybackich adaptowano na turystyczne. W porcie zatrzymują się statki turystyczne pływające z Irkucka do ważniejszych przystani nad całym Bajkałem. Oprócz tego ma połączenie promowez miejscowością Bajkał na drugim brzegu Angary, która jest głównym portem handlowym południowego Bajkału oraz końcową stacją zabytkowej linii kolejowej Bajkał – Sliudianka, będącej jedną z głównych atrakcji turystycznych rejonu irkuckiego.

 

Z wdzięcznością za odśnieżone drogi Iwołgińsk – Irkuck

Z wdzięcznością za odśnieżone drogi Iwołgińsk – Irkuck 3-7 listopada 2015

 

 

Jechaliśmy do Iwołgińskiego datzanu również z pytaniem, gdzie podążać dalej. Gdzieś marzyły się wschodnie kierunki, gdzieś migotała Jakucja – szczególnie Bartkowi. Ja czułam, mimo wielkiej fascynacji wschodem, że skoro zima idzie to czas w bardziej południowe strony. Może za dużo leków i racjonalizmu, a może nie czas na jazdę w syberyjską zimę.

Już czarną drogą dojechaliśmy do Ułan Ude gdzie odwiedziliśmy naszą znajomą chińską knajpkę i pojechaliśmy na nasze ulubione miejsce noclegowe. Dzięki miesięcznym okresom bezwizowym w Mongolii – Ułan Ude stało się naszym częstym domem.

Noc była zimna, można rzec bardzo zimna, rano landrynka z trudem zapaliła dopiero za trzecim razem długiego hehłania, rzut oka na termometr i okazało się, że w nocy minimalna na zewnątrz była minus 20,5 stopnia z wiatrem (szok – jeszcze tydzień temu jak byliśmy na Gobi było w słońcu plus 27 stopni).

– Czas się ewakuować – stwierdził marzący o północno-wschodnich kierunkach Bartek – w Finlandii sypialiśmy przy minus 27 – ale tam było super paliwo do auta.

Ruszyliśmy w drogę do Irkucka, tylko 460 km, większość przez góry.

I znowu zaczęła się zabawa umysłu w lęki. Przełęcze, zakręty, serpentyny z lodem i rozpędzone tiry, ciało robiło się sparaliżowane. Zamiast cieszyć z pięknej zimy skupione było na szukaniu czy nie ma gdzieś zagrożenia. Mijały kilometry… droga była różna, nie wiedzieć czemu czasem na prostej czarna, czasem na zakrętach i wirażach lodowa, najczęściej mieszana. Gdzieś próbowałam przekonać siebie, że przecież lód nie ma nic wspólnego z faktycznym zagrożeniem, gdyż wola życia i przeżycia jest głównym czynnikiem naszego życia.

 

 

Powoli, powoli paraliżujący lęk ustępował takiemu jaki można było obserwować, czuć go, i cieszyć się pięknem drogi.

Stopień zalodzenia zależał od gminy, od tego jak poradziła sobie z odśnieżaniem, czy sypnięciem soli w odpowiednim momencie.

Wiadomo, powyżej minus 20 stopni sól nie działa, jednak na razie jest początek zimy i tam gdzie została dana spełniła swoje zadanie. Gdzieś rodziły się wymagania….

– Patrz tamci zrobili, a Ci na płaskim nie potrafią – mówiłam do Bartka gdy widać było, że gmina przyspała. Tak, tak… wymagania tak powszechne w naszym świecie, praktycznie od urodzenia czegoś się od nas wymaga, a my wymagamy od innych, nie widząc ich wokół, skupiając się tylko na wymaganiach.

 

Uwalniam się od przymusu wymagań od siebie i innych, od świata…

 

Bo wymagania przyćmiewają wdzięczność….. bo przecież mi się należy.

Należy, należy… non stop – należy.

Należy – pociąga za sobą ocenę, krytykę.

I co dalej……..

Zamiast skupiać się tam gdzie pięknie przygotowana czarna droga i dziękować za nią, skupiamy się na innej nie doskonałej i oceniamy, porównujemy. A przecież zgodnie z prawami wszechświata:

 

Energią idzie za uwagą

 

Więc, chyba w moim interesie jest jeździć po czarnych drogach. A wdzięczność jak miłość ma bardzo wysokie wibracje.

Skupiam się w moim życiu na wdzięczności za to co dobre dla mnie.

 

 

 

I tak w refleksjach nad drogą przejechaliśmy ok. 150 km i dojechaliśmy nad Bajkał. Droga usłyszała nasza wdzięczność i mimo pięknie górskiego przebiegu zrobiła się praktycznie czarna. Cieszyliśmy się ponownie kontaktem z Bajkałem, z jego energią. Zresztą Bajkał po upalnym lecie oddaje temperaturę do otoczenia i w jego sąsiedztwie po ostatnich mrozach, zrobiło się wręcz upalnie ok. 0 stopni.

Nocleg w ciepłej aurze i kolejne dylematy gdzie jechać – Bartka zaprasza górski kurort Arszan, wyspa Olchon z skałą Szamanką. Ja gdzieś czuję dystans. Gdy ciesząc się ciepłem okolic Bajkału odpuszczamy wyjazd do Arszanu (położony między 2000-3000 tysiecznikami z temperatura teraz poniżej już minus 20 stopni ( link do mojego pobytu 2 lata temu http://brygidaibartek.pl/arszan-gorski-kurort-buriacji/ ) Bajkał zaprasza mnie całym sobą.

Czuję niesamowitą radość kontaktu i pierwszy raz zaproszenie do dłuższego pobytu.

 

 

 

 

Bajkał to również symbol starszego brata Bartka, coś się odblokowuje.

– To jedźmy na Olchon – pada moja propozycja, wspominając mój pobyt 2 lata temu (http://brygidaibartek.pl/tag/plaze-olchon/)

Po praktycznie czarnym asfalcie przemierzamy najbardziej górzystą drogę na naszej trasie z Ułan-Ude do Irkucka. 70km drogą pełną serpentyn, zjazdów, podjazdów, czasami dochodzącym do kilkunastu procent. Dziękujemy wszechświatowi, ludziom opiekującym się ta drogą za tę wspaniałą nawierzchnię i w pełni wdzięczności zjeżdżamy do Irkucka, skąd kierujemy się w stronę wyspy Olchon. Nadchodzi zmrok, a droga robi się coraz bardziej lodowa, gdy staje się całkiem lodową – ok. 80 km za Irkuckiem – odpuszczamy. Jazdę bowiem przez kolejne 200 km po lodzie uznajemy za bezsensowną – mamy praktycznie letnie opony rzecz jasna bez kolców (do tego świadomość powrotu po lodzie).

– Dlaczego utrudniam kontakt z bratem? – zastanawia się Bartek –

czemu nie można wybrać najprostszych rozwiązań np. pozostanie nad Bajkałem w Studzienkach (miejscowości przed górskimi serpentynami), czy wyjazd do największego Bajkalskiego kurortu Listwanki oddalonej 60 km od Irkucka?

No właśnie dlaczego utrudniam kontakt z bratem? – zastanawia się znów Bartek.

I tak podążając za tym co najprostsze pojechaliśmy do Listwianki (bo i tak jadąc w kierunku Olchonu zostało nam 200 km, a wracając się i jadąc do Listwanki tylko 140 km).

 

Uwalniam się od przymusu komplikowania kontaktów z najbliższymi

 

Wybieram najprostszą formę kontaktu z najbliższymi

 

 

 

 

Wola życia kolejne przeslanie lamy z Iwołgińskiego datzanu

 

Wola życia kolejne przesłanie lamy 3-5 listopada 2015

 

 

 

 

Długo nie mogłam tego tekstu napisać, gdyż zauważyłam, że pewne energie chcę jak najdłużej trzymać, pamiętając o nich. Bo przecież pisanie po czasie to wejście znowu w tę energię. Takie trzymanie dłużej tego co najbardziej cenne.

Nie przepuszczenie tego, a zatrzymywanie, ale zatrzymywanie to brak otwartości w pełni na nowe.

 

Uwalniam się od zatrzymywania przyjemnych momentów życia

 

Przepuszczam przez siebie energię w danym momencie i z radością idę w nowe, będąc tu i teraz

 

Tak, tak….. w energii miejsca, i tu i teraz pisanie idzie najlepiej i najpłynniej. Jest najpełniejszym oddaniem tego co jest.

A Iwołgińsk powitał nas znów uroczyście, kolejny raz, przyjechaliśmy ponownie na święto (święta są tutaj 8 razy w roku szczegóły na stronie http://etegelov.ru/dni-poclonenia). Tym razem było to święto Wielka Churału Lhabab Duysen (Tybet Święto Świateł) obchodzone jest w 22th dnia, dziewiątego miesiąca kalendarza księżycowego (październik – listopad), a poświęcone jest zstąpieniem Buddy Siakjamuniego z nieba Tusita dla jego ostatniego odrodzenia na ziemi. Według legendy, przed zysku w zeszłym ziemskie wcielenie Buddy Siakjamuni był w niebie Tushita (SK nieba radości.) – Obszar, gdzie jest radość i satysfakcja, i żyć bodhisattwa, który wejdzie do świata mężczyzn w stanie Buddów. Pozostając w sferze bodhisattwy szczęśliwych bogów, Budda Siakjamuni sobie sprawę, że musi wziąć odrodzenie wśród ostatnich ludzi na świecie w obrazie Siddhartha Gautama Księcia. Decyzja Buddy znaleźć ostatnie ziemskie wcielenie, i otworzyć całą "ścieżkę Buddy" – głównej idei tej uroczystości. W tym dniu w okolicach skroni zapalone lampy i prowadzone nabożeństwach (khurals), którzy ukończyli uroczystej procesji.

Lama Itigełow tak jak miesiąc temu siedział w głównym datzanie i rękami innego mnicha błogosławił pielgrzymów. Ludzi niewiele – zapewne śliskie drogi zrobiły swoje. Do tego w datzanie była msza. Na zewnątrz zadymka śnieżna – zima, a wewnątrz ciepło i buddyjskie śpiewy.

 

 

 

Gdzie jesteśmy?

Burjacja, Rosja – czy na Pewno?

Czy może przenieśliśmy się w przestrzeni do Tybetu?

W sumie to przecież niedaleko ok. 2000 km, tak blisko przy tych wszystkich kilometrach, które przejechaliśmy. Gdyby Chiny otwarte były na turystykę samochodowa, na pewno potraktowaliśmy to jako zaproszenie, a tak…… Choć może to tylko nasza upartość.

Najpierw zostajemy praktycznie wepchnięci, błogosławieństwo lamy. Uspokajam moje emocje powstałe podczas jazdy lodową drogą. Ile lęki zabierają nam energii……

Jak przestać się bać, gdzieś kołacze pytanie?

– Wola życia – słyszę gdzieś w przestrzeni – Ty decydujesz o swoim życiu.

Tak, tak…. kołacze się jeszcze w emocji moje ciało, dobrze się to wszystko mówi, jednak w momentach gdy emocje biorą górę, niełatwo mi obserwować siebie, wręcz stapiam się z tym przed czym się bronię. A to przed czym się bronię zgodnie z prawami wszechświata napiera i tworzy się błędne koło.

Przecież wiem, że jazda śliską czy nie śliską drogą nie ma nic wspólnego z bezpieczeństwem. Umysł wie, a ciało reaguje.

Pozwalam sobie przyjrzeć się moim lękom i je rozpuścić

 

– Wyraź wolę życia tutaj na ziemi.

 

Tak, wola życia, taki banalny można rzec temat, wszystko rozpatrywałam w kierunku świadomości, jednak tego nigdy. Zaufać sobie, Bogu wszechświatowi i wyrazić jasno wolę życia i……

Stapiam się z energią buddyjskiego święta, kilkudziesięciu mnichów modli się razem, a lama patrzy na nich z góry. Właśnie religie, a może cały schemat życia ma to do siebie, że ktoś jest wyżej – ktoś niżej, nie ma jedności, jest hierarchia.

 

Uwalniam się od przymusu hierarchii w moim życiu

 

Żyje w jedności z innymi ludźmi bez separacji

 

Obok jakąś spóźniona mongolską wycieczka swoim zwyczajem pcha się, nie wiedzieć po co i na co – są tylko oni – ok 15 osób. Przypadkiem stoimy obok mnicha wiążącego supełki na szarfach – jego też szturmują ryjąc się przy okazji na nas. Bartek ma ubaw lekko popychając skrajnego mężczyznę i wywołując efekt kołysania się kolejnych sześciu osób. Obraz kolein życia, zachowania…..

Jestem jednością z nimi, nie ma separacji.

Siadamy na ławeczce podchodzi do nas jeden z mnichów jak się okazuje student, który przyjechał z Chin.

Rozmawiamy o praktykach duchowych, głodówkach na mokro, sucho.

Jedno co nas zaskakuje to to, że często mówi o niebezpieczeństwie tych praktyk.

Jasne, gdy nie słucha się ciała każda praktyka jest niebezpieczna, ale chyba całe życie robi się niebezpieczne wtedy, więc……

Może religie za bardzo próbują wziąć odpowiedzialność za innych, ograniczając w ten sposób wolność.

Takie pozornie dobre intencje, chroniące jednych, ograniczały drugich. Przykład na to, że nie ma idealnego rozwiązania.

Nabożeństwo się kończy, powoli mnisi przygotowują przeprowadzkę lamy Itigelowa do jego datzanu i proszą nas o opuszczenie datzanu. W związku z tym, że w datzanie porusza się po kole, a my siedzimy po lewej stronie od wyjścia. Mamy okazję jeszcze raz przejść koło lamy, otrzymać jeszcze jedno błogosławieństwo.

Niesamowity dzień, z jednej strony pełen emocji, z drugiej magii.

Choć jeszcze się nie skończył i za jakąś czas gdy wszyscy Pielgrzymi opuścili datzan, wyszła procesja mnichów razem z lamą Itigelowem.

Śnieg, mróz, ciemno, buddyści, kolorowi mnisi, bębny, piszczałki, talerze, lampy….

Tybet, Tybet dźwięczało w głowie. Wspomnienia z bardzo odległej przeszłości tak dalekie, a tak bliskie, a przy tym bardzo przyjemne. Jakaś część buddyjskiej duszy śpiewała z radości, uwalniając to wszystko co nauczyła się kiedyś na swojej drodze.

 

 

 

 

Bo właśnie to, że była buddyjska nie znaczy, że poziom jej świadomości był wyższy niż dziś.

Przez następne dwa dni obserwowaliśmy mnichów kręcąc się po datzanach, z jednym medytowaliśmy w cudowny sposób przez chyba ponad godzinę, a z innym rozmawialiśmy jak z totalnie nieświadomą osobą.

 

Uwalniam się od przekonania, że jak ktoś jest mnichem, zakonnikiem, księdzem…… to musi mieć wyższa świadomość niż ja….

 

Iwołgińsk pokazywał nam się w pełnym słońcu, we wczesnej zimowej odsłonie. Nie spaliśmy jak kiedyś przy źrodełku, ale przy bocznej bramie klasztoru. Rankiem w miejscu naszego nocnego postoju w ogrodzeniu datzanu wycięto kilkumetrową dziurę pod nowy kiosk, a nam tym samym na kolejną noc otworzono przestrzeń energii klasztoru.

Niesamowite, że wszystko działo się właśnie w tym czasie.

 

 

 

 

W kapliczce przy źródełku – gdzie wcześniej spaliśmy dałam kwiaty i zdjęcie Itigelowa robiąc coś w rodzaju ołtarzyka, takie drobne podziękowanie za te niesamowite noclegi tutaj.

 

 

 

Trzeciego dnia gdy już mieliśmy odjeżdżać poszliśmy kupić bilety na wizytę do lamy – aby się pożegnać. Młoda dziewczyna, obsługująca straganik z pamiątkami w głównym datzanie – od jakiegoś czasu poznawała nas, a gdy usłyszała, że jedziemy w kierunku Europy pobiegła na zaplecze, przyniosła ciasteczka i mleko w kartoniku.

– Taki drobny prezent, symbol aby drogi były białe, czyste – powiedziała pokazując na mleko.

Prezent od lamy dany jej rękami. Niesamowite, właśnie mleko jako symbol bezpiecznych dróg, w tym momencie kiedy tyle emocji kosztują mnie te lodowe drogi.

– Dziękuję bardzo.

 

 

 

 

A lama, jak to lama dał nam kolejną lekcję przy naszym pożegnaniu…..

Nie dość, że uczekaliśmy się na mrozie i wietrze ponad godzinę, to wprowadził nas razem z grupą mongolek do datzanu mnich, który cały czas rozmawiał przez telefon, podpędzał, a gdy jeszcze nie wyszliśmy – weszło trzech Rosjan z innym mnichem, którzy zaczęli się modlić – medytować.

Nas wyproszono.

Mongołki były wściekłe, mi też jakoś przykro się zrobiło.

Tak, dać pieniądze i s……. bo są inni uprzywilejowani…

Pojawiała się złość, przykrość, obraża…..

 

 

 

 

Tyle dobra zaznałam w czasie tego i nie tylko tego pobytu, a jakieś mało świadome zachowanie innych powoduje zaniżenie mojej energii, a przecież zgodnie z intencją poszliśmy lamie powiedzieć tylko dowidzenia na fizycznym planie. Bo na duchowym jesteśmy połączeni bez konieczności kontaktu fizycznego i pożegnań.

 

Zachowania ludzi o niższym poziomie świadomości nie mają na mnie wpływu.

 

I tak kolejny raz z kolejnymi lekcjami odjeżdżaliśmy z tego cudownego miejsca. Może tu kiedyś wrócimy, może nie, jednak na zawsze pozostanie częścią nas.

Pełni wdzięczności udaliśmy się do Ułan Ude już po czarnym asfalcie.

Nasze poprzednie wizyty u lamy

Pierwsza: http://brygidaibartek.pl/wyjdz-poza-przeslanie-lamy-itigelow/

Druga: http://brygidaibartek.pl/z-kolejna-pielgrzymka-do-lamy-itigeowa/

Trzecia: http://brygidaibartek.pl/z-kolejna-pielgrzymka-do-lamy-itigeowa/

 

 

 

Rosyjskie powitanie w kierunku Iwołgińskiego datzanu

Droga do Iwołgińska kolejne lekcje lamy….. 3 listopada 2015

 

Lamo, Lamo z Iwolgińskiego datzanu, od kiedy zaczęliśmy się z Tobą przyjaźnić bardzo wiele rzeczy zaczęło się układać, prostować i rozświetlać.

I tak było i tym razem ….

Po 7 godzinach czekania na granicy, o 2 w nocy zawitaliśmy do Rosji. Od Iwolgińskiego datzanu dzieliło nas 200 km.

– Zapowiadają na dziś załamanie pogody, jedźmy, przejeźdźmy chociaż przełęcze – powiedział Bartek.

Pierwsze 100 km było magią spotkania z tutejszą przyrodą – pokazał się piękny lis z potężną kitą, symbolizując – przypominając nam, że w norze lisa w zdystansowaniu – w naszym wnętrzu znajdziemy poczucie bezpieczeństwa, siłę, odpowiedź, źródło mądrości.

 

Jestem tym, kim jestem. Powraca do mnie cała siła. Światło rodzi się we mnie i przyciąga do mojego życia wszystko czego potrzebuję, by być szczęśliwym teraz

 

Potem pojawiła się wielka Sowa siedząca na znaku odległości – 66 km- praktycznie parę metrów od nas.

Przypominając, że tylko przez przyjrzenie się własnym cieniom zwiększymy swoją moc. Do kiedy nadajemy im moc, tym one nami zawłaszczają.

 

Zbieram siły i przejmuję odpowiedzialność za swoje życie. Siłą podświadomości stwarzam pokój, szczęście i powodzenie w życiu.

 

Gdy zawróciliśmy by się przyjrzeć sowie, odleciała w czerń nocy….

Iście magiczne powitanie

 

Jednak ok. 15 km od Gusinoozjerska pogoda dramatycznie się zmieniła, zaczęło wiać i sypać.

Droga w błyskawicznym tempie robiła się biała, nie za bardzo było wiadomo jak jechać – takiej gęstej zadymki nigdy nie widzieliśmy. Zatrzymać też na noc nie mogliśmy, gdyż nie dotankowaliśmy za granicą paliwa (mieliśmy złe doświadczenie z paliwem na tej stacji i mogłoby nam braknąć na ogrzewanie nocą samochodu lub dojazd do miasteczka).

 

 

 

Prosząc wszystkie duchy o pomoc, czując swoje lęki dojechaliśmy ostrymi jeszcze skłonami drogi do miasteczka, zatankowaliśmy i pod jakimś marketem ułożyliśmy się do snu.

Trzeba poczekać, aż droga odmarznie.

Spokojnie załatwialiśmy swoje sprawy (doładowaliśmy internet , zakupy), nagle podeszła do nas kobieta – okazało się, że ma polskie korzenie, zapraszała do siebie, a gdy odmówiliśmy z uwagi na lamę (poza tym mieliśmy dzień tylko na płynach – chcemy raz w tygodniu wprowadzać takie dni) – przyniosła nam 2 czekolady.

Niesamowite przyjęcie.

Ruszyliśmy powoli w kierunku Iwołginska 90 km, najpierw droga była posypana solą jechało się dobrze, jednak ostatnie 30 km była to droga przez lód, a może po Syberyjskim lodzie.

 

 

Droga średnio obciążona, ciało i umysł reagowali spięciem.

Zauważyłam, że w takich wypadkach fajnie jest nieświadomie jeść, zagryzać…., a tutaj akurat dzień na wodzie…..

Tak na wodzie aby zauważyć, że większość podgryzania to zagryzanie lęków, szczególnie gdy wrzuca się jedzenie w siebie.

Ojjj lama, lama

 

Uwalniam się od przymusu zagryzania gdy się boję

 

Pozwalam sobie przyjrzeć swoim lękom i je uwolnić.

 

No właśnie uwolnić……

 

Umysł znalazł kolejne preteksty do własnej zabawy

 

jak przestaniesz się bać to się coś stanie

 

Uwalniam się od przekonania, że jak przestanę się bać to się coś stanie

 

Ufam boskiemu prowadzeniu, sile własnego ducha

 

I tak z wielką ulgą ok 16 dojechaliśmy do Iwołgińska 

Mongolia żegnała nas w przestrzeni jedności serca

Pożegnanie z Mongolią w przestrzeni serca 1-2 listopada 2015

 

 

 

Czy lubimy się z nią żegnać???

Chyba dlatego pożegnania się długie, jak kolejki na granicy.

A z klasztoru pojechaliśmy w kierunku Darhanu z planem, ( a może bez planu), aby przekroczyć granicę.

Po ostatnich paru dniach emocji czułam się zmęczona, Bartek jednak bardzo chciał w nocy wyjechać z Mongolii.

Gdy mijaliśmy jedno z naszych „ulubionych” noclegowych miejsc (ok. 40 km od granicy) , pojawiła się nutka tęsknoty za snem, no ale może czas wyjeżdżać, fakt granica potrzebuje energii, ale …..

Pomachaliśmy naszemu miejscu i ……..

Jakieś 2-3 km dalej Bartek stwierdził:

– Wiesz może jednak masz rację prześpijmy się, a jutro pojedziemy na granicę.

Ile zrobiło mi to radości, znaleźliśmy nasze ulubione drzewo i ulokowaliśmy się do snu.

 

 

 

Spaliśmy twardo chyba do 10 rano.

Gdy już praktycznie się zbieraliśmy po kolejnej nie widzieć czemu herbatce, podjeżdża do nas terenówka.

– Czy trzeba Wam coś pomóc – pyta po angielsku Europejczyk, jak się potem okazało Holender.

– Nie trzeba – spaliśmy tutaj – odpowiedzieliśmy zgodnie z prawdą.

– Ok. 2 km stąd jest święte drzewo i przestrzeń matki ziemi – powiedział zachęcając do odwiedzin.

Najprawdopodobniej myślał, że stoimy w polu, bo nie możemy tam trafić.

Anioł, którego przysłało to miejsce, abyśmy go odwiedzili.

Dokładnie wytłumaczył nam drogę i razem ze swoimi pasażerkami pojechał w kierunku Ułan Bator , gdzie mieszka w dotykającym do stolicy parku narodowym.

Chcieliśmy rano przekroczyć granicę, ale teraz przestało to mieć znaczenie! Skoro ktoś kto wraca z tego miejsca, nadkłada drogi – podjeżdża do nas, namawia abyśmy tam pojechali to na pewno to ma sens.

Czasami nie mogę przestać się dziwić cudom wszechświata, a miejsce znajdowało się za górką naszego „ulubionego” miejsca ok. 500 metrów w linii prostej. Niesamowita przestrzeń ogrodzona chorągiewkami, której głównym aktorem była piękna sosna.

 

 

 

Już samo wejście w tę przestrzeń powodowało, że wchodziło się do innego świata, niby na zewnątrz głośnego (słychać było drogę, pilarzy) jednak o niesamowitej wewnętrznej ciszy.

Dookoła ptaki latały ciesząc się z naszej obecności, a może z darów przyniesionym duchom. Świat ludzi i Bogów, jak niesamowicie żegna nas Mongolia, nie mogliśmy się nadziwić.

Ptaki przelatywały metr nam nami patrząc nam prosto w oczy, czasami siadały na gałęzi okolicznych drzew jeszcze bliżej. Słońce świeciło ogrzewało przestrzeń i nas.

Czy tak wygląda raj………???

 

 

 

 

Ustawmy dlaczego nie działam ze świadomością ???

Okazało się, że jedyną formą mojej świadomości był bunt i przekora, przekora była formą wyrażenia buntu, działanie na zasadzie przeciwieństwa, dawało spójną linię działania, bo sama nie miałam wyraźnie narysowanej drogi, powstała mieszanina celów rodzinnych, społecznych i moich i ……….

Bunt przekora, zdanie na każdy temat jako forma własnej tożsamości

 

Uwalniam się od wyrażania siebie przez bunt i przekorę

 

Określam jasno co chcę zgodnie z moim sercem i idę za tym

 

Przestrzeń wspierała każde słowo, obrazy przechodziły przez umysł

Tak zawsze miałam być na maksa racjonalna, poukładana

A to co chciałam zawsze było szalone, niepoprawne, to co było moje nie było akceptowane, nie było racjonalne.

 

Uwalniam się od przymusu kierowania rozumem w moim życiu

 

Kieruję się sercem w moim życiu, jestem szalona i zwariowana

 

Gdy to wypowiadałam siedzący przez cały czas kruk na drzewie zabulgotał (nie zakrakał, wyraził się w inny sposób).

– Cały wszechświat cieszy się z mojej zmiany – zawołałam radośnie i zatańczyłam z moją podświadomością.

 

Potem przyjrzeliśmy się umysłowi, który wyrażał się w buncie, a na końcu sercu, które totalnie nie miało otwartej drogi do działania.

Gdy to wszystko poodkręcaliśmy i z radością krzyknęłam:

– Idę drogą serca – kruk odleciał …

 

 

Przestrzeń się zamknęła, transformacja się dopełniła

 

Bartek zechciał otworzyć otwarcie serca na uczucia i emocje.

Porównywany zawsze ze zdolnym, nieruchliwym bratem, czuł się źle w swojej skórze.

Mając do dyspozycji masę talentów – jak większość wstążek na drzewie , skupiał się na tym co miał brat, a czego on nie miał. Na tej jednej żółtej wstążce, której nie posiadał, mimo, ze posiadał innych z 1000. Jednak tamte nie były istotne, bo nie były akceptowane przez najbliższych.

 

 

 

 

Uwalniam się przymusu bycia tym kim nie jestem

 

Pozwalam sobie odkrywać swoją własną naturę i skupiać na swoich talentach.

 

Talenty Bartka, były postrzegane jako złe, a on sam jako wielki kłopot. Gdyż np. wgląd w to jacy są najbliżsi, powodował masę problemów, szczególnie gdy mówił, że jest w rzeczywistości inaczej niż oni chcą mu powiedzieć.

Tak samo jak jego dynamika i zamiłowanie do sportu.

Spowodowało to odcięcie od duchowości i wadę krótkowzroczności.

Szacunek najbliższych tylko do drogi ”umysłu” spowodował, że zamknął się na uczucia…

 

Uwalniam się od bycia kłopotem w życiu dla innych

 

Uwalniam się od podążania drogą umysłu.

 

Otwieram się na widzenie najbliższych takimi jakimi są

 

Otwieram się na wyrażanie uczuć i idę drogą serca

 

 

Gdy tak ustawialiśmy pojawił się piękny dzięcioł, który przychodził coraz bliżej i bliżej przynosząc największe przesłanie od wszechświata

 

 

 

 

Wiesz i opis z książki Siła zwierząt . J Ruland

 

Stuk-puk do drzwi domu Twojego stukamy,

wewnętrzny relikwiarz Ci otwieramy,

wchodź, wchodź, drzwi są już otwarte!

Przestań czekać i tylko mieć nadzieję,

działaj, bądź aktywny w Twoim istnieniu!

My, dzięcioły, bardzo Cię dziś prosimy –

posłuchaj nas, jeśli chcesz świat swój zmienić,

na nowo go ukształtować obrzeżyć,

tylko zacznij tę pracę od siebie,

z sobą najpierw musisz się zmierzyć,

drzwi serca już stoją otworem.

W takt uderzeń serca rytm Ci wybijemy,

przy którym każdy przyłączyć się musi.

Przyjrzyj się swemu światu marzeń

zobacz, jak wszystko tam początek brało.

Na dole, pośrodku i w górze przecinek,

wszędzie wszystko ze sobą jest splecione.

My te stare wzorce wzorce i postronki rozwiążemy,

Twój rewir oczyścimy wolnym uczynimy,

zaraz zawołamy tu miłość i przemianę.

Obudź się ! Bądź aktywny ! Czas działać!

Niech tak się stanie!

 

Podążam za głosem mojego serca i urzeczywistniam marzenia

 

Bicie serca prowadzi mnie do źródła spełnionego życia, pełnego miłości i radości.

 

I tak nasz przyjaciel pokręcił się koło nas i gdy skończyliśmy ustawienie odleciał i już się nie pojawił.

 

Miejsce naszej przestrzeni serca.

 

 

 

 

Spędziliśmy w nim parę godzin obserwując ptaki, wiewiórkę i stapiając się z tą niesamowitą przestrzenią.

 

Wszystko tu miało swój przekaz, w sumie jak w życiu- gdy popatrzyło się się uważnie, każda najdrobniejsza część wszechświata miała swój przekaz, dla nas i my zapewne dla niej. Wszystko było najlepiej jak powinno być.

 

 

 

 

 

Gdyby nie fakt, że na jutro zapowiadali załamanie pogody (a sprawdzają im się praktycznie prognozy w 100%) zostalibyśmy na dłużej.

A tak dziękując za ten cudowny czas udaliśmy się powoli w kierunku granicy w Altanbułag,

która powitała nas kolejką i pchającymi się Mongołami. Tak jak w ustawieniu Bartka na pustyni, gdy się jest w koleinach życia, zawsze ktoś pcha i my też musimy pchać innych. Zostawienie przestrzeni może być niebezpieczne…..

Bo ktoś może ją nam zagrabić…..

Zostawienie pół metra przestrzeni między autami powodowało stukanie o auto i wręcz molestowanie o podjechanie do przodu.

Bo ktoś może się wepchnąć i zapewne to zrobi i co wtedy???

Przypomina mi to Warszawkę, gdzie z punktu widzenia osoby wychowanej na Śląsku byłoby dużo mniejsze zatłoczenie, gdyby większość kierowców myślała co robi na skrzyżowaniu, i czy nie zablokuje innych – a nie pchała się tylko blokując innym wjazd.

 

 

Wszystko jest jednością, nie ma separacji…….

 

Mongolia trzymała nas, a może my jeszcze chcieliśmy być w jej energii…??? Nawet takiej mało ciekawej jak granica????

 

Po 7 godzinach udało nam się znaleźć po rosyjskiej stronie…………….