Arszan
now browsing by tag
Z wdzięcznością za odśnieżone drogi Iwołgińsk – Irkuck
Z wdzięcznością za odśnieżone drogi Iwołgińsk – Irkuck 3-7 listopada 2015
Jechaliśmy do Iwołgińskiego datzanu również z pytaniem, gdzie podążać dalej. Gdzieś marzyły się wschodnie kierunki, gdzieś migotała Jakucja – szczególnie Bartkowi. Ja czułam, mimo wielkiej fascynacji wschodem, że skoro zima idzie to czas w bardziej południowe strony. Może za dużo leków i racjonalizmu, a może nie czas na jazdę w syberyjską zimę.
Już czarną drogą dojechaliśmy do Ułan Ude gdzie odwiedziliśmy naszą znajomą chińską knajpkę i pojechaliśmy na nasze ulubione miejsce noclegowe. Dzięki miesięcznym okresom bezwizowym w Mongolii – Ułan Ude stało się naszym częstym domem.
Noc była zimna, można rzec bardzo zimna, rano landrynka z trudem zapaliła dopiero za trzecim razem długiego hehłania, rzut oka na termometr i okazało się, że w nocy minimalna na zewnątrz była minus 20,5 stopnia z wiatrem (szok – jeszcze tydzień temu jak byliśmy na Gobi było w słońcu plus 27 stopni).
– Czas się ewakuować – stwierdził marzący o północno-wschodnich kierunkach Bartek – w Finlandii sypialiśmy przy minus 27 – ale tam było super paliwo do auta.
Ruszyliśmy w drogę do Irkucka, tylko 460 km, większość przez góry.
I znowu zaczęła się zabawa umysłu w lęki. Przełęcze, zakręty, serpentyny z lodem i rozpędzone tiry, ciało robiło się sparaliżowane. Zamiast cieszyć z pięknej zimy skupione było na szukaniu czy nie ma gdzieś zagrożenia. Mijały kilometry… droga była różna, nie wiedzieć czemu czasem na prostej czarna, czasem na zakrętach i wirażach lodowa, najczęściej mieszana. Gdzieś próbowałam przekonać siebie, że przecież lód nie ma nic wspólnego z faktycznym zagrożeniem, gdyż wola życia i przeżycia jest głównym czynnikiem naszego życia.
Powoli, powoli paraliżujący lęk ustępował takiemu jaki można było obserwować, czuć go, i cieszyć się pięknem drogi.
Stopień zalodzenia zależał od gminy, od tego jak poradziła sobie z odśnieżaniem, czy sypnięciem soli w odpowiednim momencie.
Wiadomo, powyżej minus 20 stopni sól nie działa, jednak na razie jest początek zimy i tam gdzie została dana spełniła swoje zadanie. Gdzieś rodziły się wymagania….
– Patrz tamci zrobili, a Ci na płaskim nie potrafią – mówiłam do Bartka gdy widać było, że gmina przyspała. Tak, tak… wymagania tak powszechne w naszym świecie, praktycznie od urodzenia czegoś się od nas wymaga, a my wymagamy od innych, nie widząc ich wokół, skupiając się tylko na wymaganiach.
Uwalniam się od przymusu wymagań od siebie i innych, od świata…
Bo wymagania przyćmiewają wdzięczność….. bo przecież mi się należy.
Należy, należy… non stop – należy.
Należy – pociąga za sobą ocenę, krytykę.
I co dalej……..
Zamiast skupiać się tam gdzie pięknie przygotowana czarna droga i dziękować za nią, skupiamy się na innej nie doskonałej i oceniamy, porównujemy. A przecież zgodnie z prawami wszechświata:
Energią idzie za uwagą
Więc, chyba w moim interesie jest jeździć po czarnych drogach. A wdzięczność jak miłość ma bardzo wysokie wibracje.
Skupiam się w moim życiu na wdzięczności za to co dobre dla mnie.
I tak w refleksjach nad drogą przejechaliśmy ok. 150 km i dojechaliśmy nad Bajkał. Droga usłyszała nasza wdzięczność i mimo pięknie górskiego przebiegu zrobiła się praktycznie czarna. Cieszyliśmy się ponownie kontaktem z Bajkałem, z jego energią. Zresztą Bajkał po upalnym lecie oddaje temperaturę do otoczenia i w jego sąsiedztwie po ostatnich mrozach, zrobiło się wręcz upalnie ok. 0 stopni.
Nocleg w ciepłej aurze i kolejne dylematy gdzie jechać – Bartka zaprasza górski kurort Arszan, wyspa Olchon z skałą Szamanką. Ja gdzieś czuję dystans. Gdy ciesząc się ciepłem okolic Bajkału odpuszczamy wyjazd do Arszanu (położony między 2000-3000 tysiecznikami z temperatura teraz poniżej już minus 20 stopni ( link do mojego pobytu 2 lata temu http://brygidaibartek.pl/arszan-gorski-kurort-buriacji/ ) Bajkał zaprasza mnie całym sobą.
Czuję niesamowitą radość kontaktu i pierwszy raz zaproszenie do dłuższego pobytu.
Bajkał to również symbol starszego brata Bartka, coś się odblokowuje.
– To jedźmy na Olchon – pada moja propozycja, wspominając mój pobyt 2 lata temu (http://brygidaibartek.pl/tag/plaze-olchon/)
Po praktycznie czarnym asfalcie przemierzamy najbardziej górzystą drogę na naszej trasie z Ułan-Ude do Irkucka. 70km drogą pełną serpentyn, zjazdów, podjazdów, czasami dochodzącym do kilkunastu procent. Dziękujemy wszechświatowi, ludziom opiekującym się ta drogą za tę wspaniałą nawierzchnię i w pełni wdzięczności zjeżdżamy do Irkucka, skąd kierujemy się w stronę wyspy Olchon. Nadchodzi zmrok, a droga robi się coraz bardziej lodowa, gdy staje się całkiem lodową – ok. 80 km za Irkuckiem – odpuszczamy. Jazdę bowiem przez kolejne 200 km po lodzie uznajemy za bezsensowną – mamy praktycznie letnie opony rzecz jasna bez kolców (do tego świadomość powrotu po lodzie).
– Dlaczego utrudniam kontakt z bratem? – zastanawia się Bartek –
czemu nie można wybrać najprostszych rozwiązań np. pozostanie nad Bajkałem w Studzienkach (miejscowości przed górskimi serpentynami), czy wyjazd do największego Bajkalskiego kurortu Listwanki oddalonej 60 km od Irkucka?
No właśnie dlaczego utrudniam kontakt z bratem? – zastanawia się znów Bartek.
I tak podążając za tym co najprostsze pojechaliśmy do Listwianki (bo i tak jadąc w kierunku Olchonu zostało nam 200 km, a wracając się i jadąc do Listwanki tylko 140 km).
Uwalniam się od przymusu komplikowania kontaktów z najbliższymi
Wybieram najprostszą formę kontaktu z najbliższymi
Pożegnanie z Arszanem – Droga do Irkucka
Pożegnanie z Arszanem – droga do Irkucka 14 sierpień 2013
Po wizycie na piku lubwi i jego przesłaniu , aby miłość okazywać wszystkim , dziś wszechświat testował mnie bardzo .
Dzionek zaczął się fajnie , gdyż bąble mniej mnie swędziały , nogi mniej bolały i znalazłam jeszcze internet w sklepie 20 minut od centrum miasteczka , przy samym wjeździe do niego
Rewelacja
Internet był w sklepie , a raczej przy sklepie . Siedziałam na schodach dawałam kolejne wpisy na bloga i obserwowałam życie miasteczka . Życie przede wszystkim jego buriackich mieszkańców , gdyż nie wiedzieć dlaczego do tego sklepu przychodzili głównie oni.
Z radością dałam na bloga , kolejne części , te już przeczytane i poprawione . Początek podróży będę jeszcze dopracowywać w miarę wolnego czasu .
A potem nastąpił ciąg zdarzeń testujących moją miłość do świata , ludzi . Spotykałam samych nieprzyjaznych ludzi, aż zakończyło się tym , że musiałam ze swoim ciężkim plecakiem (nakupiłam troszkę rzeczy i orzeszków) iść 2 km na dworzec . Bo najpierw gospodyni mnie miała , odwieść , potem zamówiono mi taksówkę na którą miałam iść 300 metrów . Stwierdziłam więc, że skoro założyłam już plecak to idę na dworzec .
Pozostanie wstanie miłości i dojrzenie jej wtedy gdy cały wszechświat daje nam kłody pod nogi jest bardzo trudne , jednak od czegoś trzeba zacząć ……
Bo te nieprzyjemne rzeczy przeplatały przyjemne , spotkałam dziewczynkę , która rozdawała kocięta – został jej tylko jeden . Opowiedziałam mi, ze nie pozwala ich topić w rodzinie i potem szuka im domków . Wielkie serce małej dziewczynki .
Na dworzec przyszedł powiedzieć mi dowiedzenia znajomy Rosjanin (zona u niego Buriatka i z uwagi na klimat nie była w stanie wytrzymać w mieście , on sam jako dziecko mieszkał w Polsce, rodzice byli wojskowymi) .
Jednak gdy człowiek wkurzony wydaje mu się , że cały świat jest przeciwko i ciężko mu dojrzeć te przyjemne rzeczy. Podziękowałam domkowi , tajdze za bardzo pouczającą gościnę .
Powiem szczerze , że z ulga opuściłam Arszan , był dla mnie bardzo dobrym, ale srogim nauczycielem . Jednak jego lekcja jeszcze się nie zakończyła . Do Irkucka jechałam marszrutką, choć miałam czasami wrażenie , że samochodem rajdowym , wyprzedzaliśmy wszystkich , na zakrętach , na ciągłej linii i to przy dość mocno obciążonej górskiej drodze. (Marszrutki na trasie Irkuck – Arszan jeżdżą kilka razy dziennie , koszt 350 rubli + 100 za plecak)
Co wtedy można zrobić ???
Tylko zaufać , że tam na górze czuwają nade mną i będzie to co najlepsze dla mnie . Po drodze ostatni rzut oka na Bajkał, ostatnie do widzenia , wrócę na pewno i ……….
Cali i zdrowi dotarliśmy do Irkucka .
Dziękuje za cudowne lekcje w Arszanie i bezpieczną podróż do Irkucka .
Teraz już czas pożegnać się z Irkuckiem i odjechać w kierunku Moskwy czeka mnie 80 godzin podroży , plackartą z nieznanymi mi ludźmi..
Dzisiejsze obserwacje Buriatów , wywołały u mnie sporo refleksji . Należy mieć świadomość, że obecną Rosję zamieszkuje wiele narodów , ojj bardzo wiele , różnych religii.
Buriaci są jednym z nich .Obecnie mają swoją republikę , jednak i tak z tego co czytałam są w niej mniejszością .
Kiedyś żyjąc w prostych warunkach przyrody , nie wiedzieli , że żyją w trudnych warunkach po prostu sobie radzili , chroniła ich zapewne religia która była bardzo silna i brak alkoholu .
Aż przyszły czasy rewolucji , religię zaczęto niszczyć , przywieziono alkohol , powiedziono jak tutaj ciężko żyć ……
A ciężko żyć dla kogo. Buriaci jak rośliny przez wieki wytworzyli w swoich organizmach naturalną odporność na mróz , osoby z innego klimatu , czy wychuchane w miastach cierpiały bardzo . To naturalne , nagle ktoś wrzucił je w nieznany , srogi klimat , odebrał znane jedzenie i jeszcze kazał pracować .
Od jakiegoś czasu zastanawiał mnie fakt, dlaczego w Finlandii ludzie do mrozów zimy , podchodzą bardziej naturalnie jak tutaj , cieszą się nim, przyciągają turystów . Sami tam doświadczyliśmy -40 .
Co różni tę zimę tutaj od tamtej ?
Fakt jesteśmy bardziej na wschód i na pewno będzie ona bardziej sroga , jednak główną rzeczą są ludzie . W Finlandii większość ludzi żyjących na północy to miejscowi , przez wieki zaaklimatyzowani do zimna. Zresztą żyjący w bezpośrednim kontakcie z przyrodą , w samotnych domkach czy małych miasteczkach.
Tutaj ………….
Część ludzi pozostała po zsyłkach , a część przyjęła tutaj za pracą (z tego co wiem w czasach radzieckich , praca na Syberii była bardzo dobrze płatna) , nie mając miłości do tej ziemi , odporności za zimno.
Szczególnie Ci, którzy przyjechali tutaj w czasach radzieckich za pracą , dostali ciepłe mieszkania z ciepła wodą , WC i wcale nie mieli ochoty aklimatyzować się do zimną . Wchodzić w kontakt z przyrodą . Uprawiać zimowe sporty (jak Skandynawowie) Zostali dziećmi miasta na Syberii . Ich przyroda mało interesowała , a uzyskanie aklimatyzacji gdy większość czasu siedzi się w zamkniętych ciepłych pomieszczeniach jest niemożliwe . Dlatego moim zdaniem zrobił się straszny kult zimna , przekazywany z pokolenia na pokolenie .
A Buriaci tak jak w Arszanie to wykorzystali , dyktując ceny , bo przecież my biedni , musimy żyć w takich warunkach w zimie .
Jednak jednego nie rozumiem ….???
Tajga daje drzewo na domy , na opał , jagody , grzyby , orzechy cedrowe , zwierzynę , do jedzenia rzeki dają ryby .
Gdzie problem ….?
Moim zdaniem w czasach komunistycznych , gdy co prawda nie było wolności politycznej, ale ludziom dawano bardzo dużo , Buriatom zapewnię wydawało się , po co budować domy , dają mi mieszkanie , po co martwić się o opał na zimę , niezamarzającą wodę – jak to też dają . Człowiek nie musiał myśleć o podstawowych rzeczach . A ten brak myślenia właśnie o tych podstawowych rzeczach odcina nas od tego co na zewnątrz z czym stanowimy jedność .
I to zadanie komunistom w Rosji bardzo się udało, gdyż obecnie większość zamieszkujących Rosję ludzi to wychuchane dzieci miasta .
A wracając do Buriatów ……
Rosjanie jako naród mają w sobie lekkość , rozlazłość , brak większej inicjatywy , bo co zrobisz ?, są gościnni , serdeczni, otwarci . Choś młode pokolenie robi się trochę europejsko zamknięte. Może dlatego politykom tak łatwo nimi manipulować .
A Buriaci … poznani przez ze mnie zarówno na Olchonie , jak w w Arszanie (fakt, są to super turystyczne miejsca ) ciężcy, zamknięci , wyrachowani . Gościnności żadnej nie doświadczyłam , w najmniejszej postaci . No przepraszam w Datzanie jedna Buriatka uczyła mnie uczestniczyć we mszy i częstowała cukierkami .
Pijani Buriaci są naturalnym elementem miasteczka . Biznesem turystycznym głównie zajmują się kobiety.
Pamiętam jak Megre w Anastazji , nawoływal ludzi mieszkających na Syberii do przeróbki kiedra i zycia z tego . Troszkę tego nie rozumiałam , czy to znaczyło , że wcześniej oni tego nie robili ?
Teraz zrozumiałam , kupić można tylko szyszki i orzechy kiedowe nic więcej , ani olei, kremów, past, wódek itp. .
Pik Lubwi – Góra miłości
Pik Lubwi – Góra Miłości 12 sierpień 2013
Arszan leży u stop Gór Sajańskich i praktycznie pod pikiem Lubwi . Gdy gospodyni wiozła mnie z dworca do domu , opowiadała co gdzie jest . Gdy powiedziała to pik Lubwi, od razu wiedziałam, że tam wejdę .
Należy mieć świadomość , że tutaj nie ma szlaków , a mapy są średnio dokładne , więc robiłam rozeznanie jak iść . Jedni coś wiedzieli , inni jak moja gospodyni – Buriatka nic na ten temat nie wiedziała..
Zdecydowałam, że chcę zobaczyć jak od środka wyglądają Sajany , dlatego czekałam na zaproszenie w ładną pogodę . Wiadome tutaj pogoda się zmienia , jednak wiedziałam, że jest szansa na cały słoneczny dzień .
Oswajałam góry , miejsce , przyglądałam się miejscowym, ziołom , chodziłam do Dastanu, wyjadałam orzeszki z szyszek , piłam wodę mineralną, spacerowałam po tajdze i czekam na znak .
I gdy rano się obudziłam i zobaczyłam jak słońce świeci na otwarte drzwi,zrozumiałam, że czas wstawać i iść na Pik Lubwi , ugotowałam kaszkę , spakowałam rzeczy i ruszyłam w stronę miasteczka . Oczywiście nie wiedziałam do końca gdzie jest tajemna ścieżka…
Po drodze weszłam do sklepu po jakieś słodycze
-Czy jechała Pani w piątek marszrutką z Irkucka – zagadnął mężczyzna
-Tak , poznaję Pana – odpowiedziałam
-Gdzie Pani idzie ? – zapytał
-Na pik Lubwi – odpowiedziałam
-Ja też – odpowiedział – byłem tam 2 razy i pokaże Pani drogę .
Wszystko było jasne , pik Lubwi zaprasza i posłał mi nawet przewodnika (przecież gdybym 10 minut później była w tym sklepie nie spotkałabym tego mężczyzny ) .
Droga robi się prosta , tak do końca . Nie ma trawersów po prostu ostro pniemy się w górę . Mamy do pokonania ok 1000-1200 m różnicy wysokości i przejścia ok 8-9 km w jedną stronę . Prosto pod górę , czasem maleńki zakręt i wszystko . Mam wrażenie jakby droga do miłości wiodła tylko po prostej , nie ma w niej żadnych zakrętów kompromisów .
Mija nas parę osób (w sumie przez cały dzień spotkaliśmy ok 20-30 osób) , wszyscy pochłonięci są czasem . Za ile wyjdą . Patrzę na to i zastanawiam się o co chodzi , czy miłość się zdobywa czy do niej dochodzi . Rekordziści podają 2 godziny , przeciętnie 3-4 . Ja z moim towarzyszem idziemy 5 . Po drodze zbieram zioła , oglądam i delektuję się przyrodą . Tak znam ten stan , gdy góry zdobywałam, jednak teraz dla mnie najważniejsze jest bycie na przyrodzie , a góra jak zaprosi i puści to na nią wejdę .
Prosiłam o słońce i ładne widoki , duchy tutaj mnie bardzo lubią , bo pogoda słoneczna , widoki przepiękne . Robi się jednak coraz cieplej .
Gdy dochodzimy na szczyt do ataku przystępują jeszcze muchy i latające mrówki . Jestem na maksa spocona , więc mają wspaniałą pożywkę .
Widoki przepiękne , jednak energia dziwna , może przez te muchy , a może przez prawosławny krzyż postawiony na szczycie (Buriaci zawsze byli buddystami) . Mam wrażenie , że duchy są wkurzone , fakt Buriaci tutaj raczej nie chodzą , ale żyją tutaj ich duchy . Ten krzyż , to takie na na siłę zaznaczanie swojego miejsca . Po ok. godzinnym postoju na górze , ruszamy w dół . Idziemy na zachód i słońce świeci nam prosto w twarz, pot leje się z ciała z czego najbardziej chyba zadowolone są muchy – czasami siedzi ich na mnie kilkadziesiąt , wchodzą ustami , oczami – koszmar .
Takie oczyszczenie miłości , albo znak ile jest do uzdrowienia .
Coraz częściej słyszę o czasie , jakby to miało największe znaczenie . Idę jednak swoim tempem , woda się kończy , a żar leje się z nieba .
Chciałam pięknej pogody i miałam . Nie dopowiedziałam, że najlepiej 20 stopni i wiaterek . Taki mały detal, a ile znaczy .
Marzę o wodzie do picia , mycia , o tym aby muchy znikły z tego świata . Patrzę na znajdujący się na dole Arszan i mam czasami wrażenie, że się oddala, a nie przybliża . O ostatnie zejście i równo . Jaka ulga i woda , do picia mycia , koniec muszego żeru .
Teraz marzę o tym, aby położyć się i zasnąć .
W nocy budzi mnie straszny swąd , każda część ciała która nie była przykryta jest pokryta bąblami , niektóre miejsca wręcz napuchnięte . Mam na sobie co najmniej 100 bąbli . Takie oczyszczenie miłości . Góra zaprosiła , jednak była surowym nauczycielem .
Teraz za każdym razem gdy zapomnę o miłości przypomne sobie te bąble i ten swąd . Czuję takie oczyszczenie jak opisywał Megre w Anastazji . Oczyszczenie na poziomie ciała , jednak głowa będzie o tym pamiętać .
Zwlekam się z łóżka i idę poradzić zaprzyjaźnionej babci sprzedającej zioła jak złagodzić swąd. Śmieje się ze mnie , że od tego się nie umiera i przejdzie za jakiś czas . Fajnie mówić , jednak mimo praktyki w medytacji mam problem aby tego nie rozdrapywać .
Idę więc do apteki prosząc o coś naturalnego. W pierwszej chciano mi sprzedać chemię, w drugiej jednak się udaje .
Po drodze spotykam mojego przewodnika , nie ma ani jednego bąbla . To kolejne potwierdzenie , tego po co góra zaprosiła mnie do siebie .
Po miłość , po to abym nie bała się ją dawać i tym, którzy ją odrzucają .
Na pewno po tej lekcji będę o tym pamiętać .
Natarta otrzymanymi maściami zasypiam słodko, ojj jaka ulga .
Ciekawe kiedy bąble i opuchlizna zejdzie .
Podejrzewam wtedy gdy ugruntuję sobie miłość do bliskich, znajomych , świata , tych co też kochają , jak i tych co odrzucają .
Dziękuję górze, za cudowną lekcję , lekcję tego co ważne w życiu .
Arszan – górski kurort Buriacji
Arszan 9-14 sierpień 2013
Jeszcze kierowca nie wyłączył silnika w Arszanie, a już do samochodu dobiegło stado babuszek oferując pokoje . Mój wzrok przykuła jedna kobieta i poszłam za tą energią . Okazało się , że wybór był dobry . Dostałam domek 2 pokojowy z dwoma łóżkami , kuchenką i naczyniami , telewizorem (z tego korzystać nie będę ). Fakt, że to bardziej sypiący się baraczek, ale dla mnie i tak rewelacja. Toaleta na zewnątrz , do mycia bania – płatna dodatkowo . Cena 350 (35 zł. Za osobę , mam szczęście bo jestem sama ) bania 150 (15 zł)
Za płotem tajga i kiedry , cudownie poczuć jej zapach ich siłę . Cicho i spokojnie w przeciwieństwie do hałaśliwego i zatłoczonego miasteczka . A miejsce ok. 20 minut od centrum .
A sam Arszan leży ma terenie republiki Buriacji, w Tunkinskoj – dolinie u podnóża Sajańskich gór , nad rzeką Kyngarga z przepięknymi wodospadami , jednak główne co przyciąga ludzi do Arszanu do źródła mineralne, które są bardzo zmineralizowane i wspaniałe na żołądek.
Buriacja – republika wielkości Polski i ok. 1mln mieszkańców . Za bardzo nie mogą tutaj zrozumieć jak na takiej samej powierzchni może żyć 40 mln , jak wielkie muszą być nasze miasta ….???
A sam Arszan jak chyba 99% rosyjskich miasteczek do pięknych nie należy , ma jednak przepiękny park . W parku ulokowane są stragany z towarami z Mongolii (jestem z 200 km od granicy) , gadżetami buddyjskimi, ziołami , butelkami na wodę i oczywiście orzeszkami cedrowymi (cedry dostaną udzielny rozdział) .
Ceny normalne .
W parku znajdują się ogólno dostępne bezpłatne wody mineralne, można je pobrać w różnych temperaturach z cieknących kranów .
Dużą atrakcją jest źródło na oczy , gdyż nie jest ucywilizowane i każdy z lubością przemywa swoje oczy . Spacer po parku kończy się pięknymi wodospadami .
Poza parkiem , tajgą z cedrami i grzybami, dużą atrakcją jest buddyjski datsan znajdujący się w środku tajgi (drugi jest w miasteczku). Miejsce poza czasem i przestrzenią , szczególnie w czasie mszy (gdy lama śpiewa mantry – buddyzm też dostanie oddzielny rozdział)
Na razie sycę się tym wszystkim , oswajam , oglądam zioła zbieram grzyby i cieszę się, że tutaj przyjechałam . Pogoda bardzo się zmienia raz słońce , wręcz skwar a za chwilę deszcz .
Z tajdze komary .
W miasteczku na chyba każdym domie jest napis pokoje do wynajęcia , dużo różnego – ofert masaży, wycieczek. Jednak największy mankament, że zazwyczaj nie ma terminów i trzeba dzwonić i się umawiać na wycieczki .
Z tego co wyczytałam na moim telefonie leży na wysokości ok 800-1000 metrów u podnoża piku lubwi (ok. 2200-2300 m.n.p.m.) i innych jeszcze wyższych gór Sajańskich . Około 3 dni drogi pieszo od Arszanu znajduje się słynny kurort Szumak . Z tego co mówią jest przepięknie położony , na terenie dzikiej przyrody, dostać się do niego można pieszo , na koniach , lub śmigłowcem . Z opowieści tych co tym byli i nie byli . Miejsce ma dużo magii w sobie i coś co ciągnie do niego. Jest nazywane miejscem 100 źródeł (mineralnych) .
Praktycznie nie pisałam jeszcze o kuchni , bo powiem szczerze nic mnie nie ujęło, o przepraszam ujął mnie smak pomidorów i ogórków, ale to nie przepisy . Tradycyjną potrawą kuchni buriackiej są pozy . Tj. pierogi z mięsnym farszem , oczywiście pielmieni (małe pieroszki też z mięsnym farszem) , czeburieki (smażone na głębokim oleju ciasto mąka, woda sól z nadzieniem mięsnym) i praktycznie tyle z ciekawostek , choć pielmieni i cziebureki są wszędzie tzn. w całej Rosji. Dużo mlecznych napojów najbardziej popularny kumus (choć drogi 450 rubli – 45 zł za litr). Dlatego bardzo mnie cieszy, że mam tutaj kuchenkę i mogę sobie coś ugotować .
Energia bardziej zagęszczona niż nad Bajkałem , woda ma jednak swój element lekkości w sobie . Góry to stałość , woda to płynięcie, góry wpuszczają na swoje teryturium , pozwalają po sobie chodzić, jednak fizycznie nikt nie wnika w kamienie (mentalnie tak) , natomiast woda jest tak elastyczna , że do wszystkiego co wchodzi w nią się dostosowuje .
Dziękuję bardzo , że mogłam tutaj przyjechać i tak namacalnie poczuć różnicę między dużą wodą i dużymi górami . Najlepiej to połączyć . Czy ktoś zna takie miejsca ?
Hurra znalazłam internet – w ostatni dzień , więc trochę wrzucę na bloga, żeby przekazać tej energii, która tutaj jest , a może bardziej której tutaj doświadczam . Wi-Fi pod sklepem, i spotykam Polaków na motorze, jak im zazdroszczę, że mają swój transport i mogą spokojnie jeździć po okolicy . Ich podróż jest inna, szybka , aby jak najwięcej zobaczyć , nic nie stracić . Mówią mi o Polskim cmentarzu , bibliotece , o czymś co raczej nie oglądam . Chyba, że wszechświat podpowie (rzadko) . Opowiadają inne rzeczy niż do mnie docierają , inny świat . Ich świat . Czasami nam się wydaje, że jest świat obiektywny , a świat jest taki jakim go widzimy .
I właśnie to w podróży najpiękniejsze , że każdy może wybrać taki wariant jaki mu najbardziej odpowiada. Widzieć tak jak chce , czy jest mu dane. W sumie tak jak w życiu . Bo przez życie to też podróż .
Każdemu życzę wyboru właściwego wariantu .
A takie siedzenie pod sklepem to fantastyczna możliwość obserwacji miejscowego życia , tym bardziej , że Wi-Fi jest średnie . Tyle się dzieje, tyle ludzi przechodzi , że w innych okolicznościach ich bym nie dojrzała .
Dziękuję Arszanowi za cudowne lekcje , za to że mogłam tu być . Przepraszam, że czasem marudzę, że nie mam samochodu i chcę czegoś innego . Bo przecież w tym momencie ten wariant został przeze mnie wybrany i jest najlepszy z możliwych .
Dziękuję, dziękuję …..
Droga Olchon – Irkuck
Irkuck i droga do Arszanu 8/9 sierpień 2013
I znowu przyszedł czas opuścić spokojne miejsce i udać się w nieznane . Tak dobrze mi było na Olchonie, że ze łzami w oczach żegnałam się z Bajkałem , Huzirem , Olchonem. Marszrutką jak 12 dni temu podążaliśmy tym razem w kierunku Irkucka . Nie trzeba było nic mówić, energia gęstniała , a wszyscy robili się coraz bardziej rozdrażnieni , szukając wroga gdzieś na zewnątrz.
Takie skoki energetyczne , nigdy nie były moją mocną stroną . Jak ktoś zna jakiś fajny sposób , na radzenie sobie z nimi , proszę o komentarze .
Powiedzieć tak i obserwować , to chyba najlepszy , mi znany sposób . Jednak czasami nie mogę zrozumieć , dlaczego człowiek nie może żyć w raju .
W Irkucku zatrzymałam się w mini hotelu , w prywatnym mieszkaniu w cenie 800 rubli (80 zł) od osoby w samym centrum Irkucka . Miejsce może i fajne dla miłośników miasta , mnie jednak najbardziej ucieszyło WI-FI wreszcie mogę dać na bloga podróż.
Kupiłam bilet na 14 sierpnia wieczorem do Moskwy i zobaczyłam o której jeżdżą marszrutki do Arszanu . Biletu nie udało mi się kupić , bo kasy były już zamknięte .
Pierwszy o 8,30 , zaryzykuję i wstanę , mam nadzieję, że będzie dla mnie miejsce .
Szybkość internetu spowodowała, że przesiedziałam przy nim do 3 rano , a potem zerwałam się o 7 , aby zdążyć na marszrutkę. (Marszrutki odjeżdzają z dworca autobusowego i kolejowego cena 350 rubli (35 zł) + 100 (10 zł) za plecak.
Zauważyłam, że gdy skupiam się w mieście na załatwieniu spraw , łatwiej mi idzie mieszkanie w nim .
Miejsce w marszrutce do Arszanu było – hurra , hurra
I znów czułam się coraz lepiej , gdy jechaliśmy przez bezkresne przestrzenie przyrody , znów czułam się jak u siebie w domu.
Po drodze złapaliśmy oponę , więc droga do Arszanu zajęła nam ponad 4 godziny , normalnie 3,5 . Lubię to w Rosji, tutaj blisko oznacza 300-500 km .