praca z przodkami
now browsing by category
Pustynia na północy? U ujścia Warzugi
Na piaskach Warzugi 21-23 sierpnia 2016
Słyszeliśmy o piaskach przy ujściu Warzugi – we wiosce Kuzomiel, jednak gdy byliśmy z 5 km od niej, na granicy lasu i piasku – zaniemówiliśmy z wrażenia. Wyglądało to jak piaszczysta pustynia, piach, piach… Tylko słupy elektryczne i koleiny od samochodów przypominamy, że jesteśmy w cywilizacji jakby ją nie zwać.
Ulokowaliśmy się na granicy lasu i piasku, w miejscu piknikowym, ciesząc ze spotkania tego co ziemskie określone jak las, z tym co przeszło cały krąg ziemskiej ewolucji obracając się w pojedyncze drobinki. Drobinki, które ułożone razem ze sobą szybko mogą tworzyć sobą – wszystko, mogą być trwałe, nietrwałe. Wiatr pomaga w nich tańcu, przemieszczaniu, woda zbija je razem na dłużej. Cała przestrzeń tańczy w jedności.
My też wpatrzeni w ognisko nie mogliśmy uwierzyć w pustynię tak daleko na północy. Bo przecież pustynie i piaski są na południu.
Uwalniam się od przekonania, że coś musi być tak jak wiem, że coś należy na stałe do jakiegoś miejsca
Pozwalam sobie i światu być takim jakim chce
Tutaj na półwyspie Kola jest taki micro świat – świat morza, jeziora, las, bagna, tundra, rzeki i nawet pustynia.
Niesamowite uczucie znów jechać przez piaski jedną koleiną – śladem auta, z której jeden samochód musi zjechać w piach, aby ustąpić miejsca jadącemu z przeciwka.
Niektórzy ustępują innym, w miarę sił i umiejętności – jak my, a inni – jak właściciele nowego oszpejowanego z Moskwy defendera wręcz wymuszają, aby im zjechać na bok. A potem odjeżdżają szybko nie patrząc czy my lub inni nie ugrzęźli w piasku (co większość czyniła).
– Wiesz, wkurza mnie takie zachowanie – powiedziałam do Bartka.
– Widocznie mają za słabe samochody, aby zjechać w piach – powiedział Bartek z radością manewrując po piasku.
Bo właśnie co jest dobre, a co złe? Co mocne – co słabe?
Jaki samochód jest dobry, a jaki zły?
Gdy słuchamy innych, mediów, a szczególnie reklam – chcemy ulepszać to co mamy, bo jest coś lepszego…. A tak naprawdę.
Dobre jest to co nam służy, a złe co nam nie służy. Samochód dobry ten, który poradzi sobie w jakimś terenie z nami – jako kierowcą , a zły – który nie daje rady. Ale dobry i zły tutaj, w tym momencie. W innym momencie może być inaczej.
Na bagnach fajnie mieć samochód 6×6, a na asfalcie niespecjalnie.
Uwalniam się od oceny, że coś ogólnie jest dobre czy złe
Otaczam się tym co chcę mieć, co mi jest potrzebne i co służy moim celom.
Wioseczka Kuzomiel już nie taka piękna jak Warzuga, fakt że zawiany piaskiem. Chodniczki przez wioskę zrobione na drewnianych podestach. We wiosce mieszka 70 osób, a latem przyjeżdża kilka razy tyle na ryby, odpoczynek, czy do rodziny. Atrakcją są też konie, które zostały tu przywiezione z Jakucji do celów badawczych. A teraz te co są wchodzą wręcz turystom do aut, szukając czegoś DOBREGO
W spotkana w sklepie sprzedawczyni z radością opowiada o miejscowości.
– Sama jestem z Murmańska i mieszkam tutaj 20 lat – mówi.
– I jak się mieszka w tak małej społeczności? – zapytuję.
Super tutaj, tylko trzeba być sobą, jak ktoś jest dla Ciebie zły trzeba mu to powiedzieć, a z dobrymi się przyjaźnić – zaczęła się rozwodzić.
Uwalniam się od przymusu dostosowywania do otoczenia
Jestem sobą bez wstydu jaka jestem
Pogoda jest szara bura, słoneczko dziś wzięło sobie wolne od ziemi w Kuzomiel. Więc wszystko jest troszkę szare, bo i sam piasek w sobie ma mało światła, nie tak jak kochany chrobotek.
Jedziemy nad morze, gdzie wody rzeki rezygnują ze swej indywidualności i stają się częścią większej całości jaką jest morze.
Po drugiej stronie rzeki też jakieś zabudowania, jakiś kawałek wioski, mimo że sama główna wioska jest jakieś 2 km od morza.
Stąd można pojechać brzegiem z powrotem w czasie odpływu w kierunku ametystowego wybrzeża, czy dalej do Kaszkarancy. Na odcinku ok 10 km droga jest zalewana w czasie przypływów. Bartka kusi, jednak nie pojawia się inne autko. A żeby jechać samemu, tego nie czujemy. Drobny błąd, zawirowanie energii i …..
A może duchy nas tam nie zapraszają, bo byłoby to tylko dla chwalenia się przed innymi, a nie dla wewnętrznego wzrostu.
Uwalniam się od robienia czegoś, aby pochwalić się innym
Robię to co mi w duszy gra, w jedności z cały wszechświatem.
Idzie przypływ tam gdzie wcześniej była plaża teraz wdziera się woda, gdzieś nieśmiało słoneczko przebija chmury, jakby chciało powiedzieć – jestem, nie zapominajcie o mnie. Jestem tutaj i cała informacja moja jest w Was.
Cieszymy się jazdą po piaskach, aby wreszcie znaleźć miejsce na wzgórzu na piaskach na noc, w widokiem w oddali na tajgę, rzekę, piaski w ciszy przestrzeni.
– Wiesz mam wrażenie, że tu nie ma nic – zatapiam się w pustkę tej przestrzeni powiedziałam do Bartka.
I długo to nie trwało – zatapianie, bo od słowa do słowa z Bartkiem, pustka została zastąpiona potężną awanturą.
Przestrzeń od razu trzeba było zagospodarować – nie ma miejsca na pustkę, na jej doświadczanie.
Uwalniam się od potrzeby doznawania silnych emocji, aby zagospodarować pustkę
Uwalniam się od lęku przed pustką, leku przed nicością
Pozwalam sobie trwać w pustce i ją poznawać
A awantura dotyczyła chyba całych 11 lat naszego wspólnego życia. Wszystkich uraz, których szczególnie ja doświadczyłam od Bartka.
Uwalniam się od przymusu trzymania uraz z przeszłości do innych
Przebaczam innym, żyję Tu i Teraz tak jak chcę
Odpuszczam żale, pretensje do innych, odpuszczam przymus doświadczania tej energii
Pozwalam sobie żyć w pełnym zaufania do życia, wszechświata
Pozwalam poddać się życiu
Bartek znów od 10 dni był lekko, ale stale napięty i nie umiał tego napięcia rozpuścić. W czasie rozmowy z rodzicami nałykał się starym zwyczajem ich energii złości itp. i teraz starym zwyczajem to trawił i trawił, bo przecież jak wziął energię to musi coś z nią zrobić (a zanim się ją wysra wypada to strawić – jak grzeczne dziecko. {przypis. Bartka}).
Awantura rozładowała napięcie, spowodowała wybuch, który narosłe napięcie rozpuścił w proch. A przecież pojedyncze jego drobinki mimo że niosą tą informację nie mają już mocy.
Uwalniam się od przymusu brania do siebie energii innych
Pozwalam sobie nie brać na siebie energii innych,
Pozwalam ludziom żyć w ich świecie
Często bierzemy na siebie energie innych, aby tym ludziom było lepiej – lżej, również z lęku przed ich złością – również podświadomą agresją. Bo gdy bierzemy część na siebie ich moc maleje i nie są tak agresywni wobec nas.
Bo chcemy być kochani i wydaje nam się, że wtedy ta osoba będzie miała potem więcej energii dla nas. Co oczywiście się nie dzieje, wręcz odwrotnie, ta osoba widząc w drugiej osobie swoje emocje, staje się jeszcze bardziej nieprzyjemna dla niej.
Miejsce idealne na transformację, myślokształty rozpuściły się na małe drobinki, które muszą znów spotkać się razem, aby nabrać siły.
Uwalniam się od przymusu tworzenia związku opartego na sporze, agresji
Pozwalam sobie tworzyć związek oparty na miłości.
Bo jeszcze jedno – dostaliśmy od tego miejsca informację, że z bliskimi osobami, chcemy tworzyć związek oparty na najsilniejszych energiach jakie znamy, jakie dobrze czujemy.
Modelem związku jaki wynieśliśmy z naszych domów, był to związek oparty na kłótniach. Co powodowało, że wydawało nam się gdzieś podświadomie, że tak ma być. Poza tym zauważcie jak kłócicie się z partnerem i nie tylko – ile w tym jest energii i bycia tu i teraz – ile wspólnej przestrzeni!
Śmieszne, ale poobserwujcie.
Energia miłości jest bardziej subtelna, nie daje takiej mocy i wymaga więcej świadomości (nie mówię o pożądaniu).
Pozwalam sobie tworzyć związek z partnerem oparty o subtelne energie
Pozwalam sobie być w subtelnych energiach na 100%
Uwalniam się od żalu do rodziców, że nie pokazali mi jak tworzyć związek miłości
Tworzę związki miłości z innymi szczególnie partnerem
Jeszcze rano gdzieś jakieś energie się transformowały, jednak potem gdy pojechaliśmy na ametystowe wybrzeże znów cały świat zatańczył.
A cała przestrzeń zaczęła śpiewać
KOCHAM CIE, KOCHAM CIĘ
Taką przestrzeń jak tworzysz ze mną miej odwagę tworzyć również z ludźmi, zaufaj im wiatr, z morzem krukami śpiewali razem
Weź życie w swoje ręce – labirynt Kandalaksza
Weź życie w swoje ręce przesłanie Labiryntu Kandalaksza 14-16 sierpnia 2016
Dawne labirynty, takie magiczne miejsca, ponoć jest ich tutaj na północy Rosji ok. 60 sztuk. Niektóre łatwo dostępne – inne wręcz nieosiągalne.
Labirynt koło Kandalakszy, zgodnie z tym co pisze na tabliczce pochodzi z II w.p.n.e i jest bardzo łatwo dostępny. Można do niego dojść pieszo brzegiem w czasie odpływu z centrum miasta (4 km), lub dojechać prawie pod niego samochodem terenowym (choć Rosjanie jeżdzą i osobówkami), koordynaty poniżej na miejsce gdzie można dojechać. A stamtąd ok. 500 metrów drogą przez las kierując się na lewy półwysep. W razie złej pogody lub gdy posiada się samochód osobowy można zostawić na samej górze wzniesienia i zejść ścieżką ok. 1,5 km w dół.
Nas przywitało najpierw piękne morze z wysepkami, stadami kaczuch, a potem prosto poszliśmy do labiryntu.
Niedaleko obozowali jacyś ludzie, jednak na całym półwyspie byliśmy sami, tylko my i duchy miejsca.
Pozdrowiliśmy go od labiryntu z Olieszyna, tutaj link http://brygidaibartek.pl/spotkanie-czlowieka-przyrody-wyspa-olieszyn/ i weszliśmy z intencją w spiralę.
Idę, idę i nagle zrozumiałam, że kręcę się w kółko. Z większą uwagą popatrzyłam na to gdzie iść, zapytałam duchy i zmieniłam kierunek. Gdy zmieniłam kierunek błyskawicznie doszłam do środka, a potem wyszłam z labiryntu.
Uwalniam się od potrzeby, przymusu kręcenia się w kółko
Zmieniam kierunek z odwagą i uwagą gdy moje działanie nie przynosi rezultatów
Pozwalam sobie iść przez życie z uwagą
Gdy kręcimy się w kółko wydaje się, że tak trzeba bo większość się też kręci, nieliczni pozwalają sobie na zmianę kierunku. Gdy kręcimy się w kółko mamy na kogo zwalić swoje decyzje – na innych, pogodę , zły los. Gdy bierzemy odpowiedzialność za swoje życie nie ma winnych, to już wtedy nasze dzieło – że ono się toczy tak, a nie inaczej….
Uwalniam się od przymusu szukania winnych, że żyję tak, a nie inaczej
Biorę życie w swoje ręce i pełną odpowiedzialność za nie.
Nagraliśmy tam dla Was medytację, właśnie o wzięciu odpowiedzialności za swoje życie…
A miejsce tak nas wciągnęło sobą, że zostaliśmy na kolejny dzień, noc, dzień. Kapaliśmy się w morzu i wpatrywaliśmy w dal, w kochane Białe Morze, obserwowaliśmy kaczki z którymi urzędował Giro i byliśmy gdzieś między światami. W kolejnej przestrzeni pomiędzy.
Każda wizyta w labiryncie to kolejne lekcje, kolejne nauki. W tym labiryncie nie ma jednej drogi po której się idzie, dochodzi do środka i wychodzi. Tutaj każda droga to podróż w nieznane. Tam ważna jest cierpliwość i obserwacja myśli, tutaj ważny jest wybór drogi. Co wyraźnie pokazuje jak szybko chcesz dojść do celu.
Uwalniam się od przymusu wolnego osiągania moich celów
Osiągam moje cele szybko,
Tak, jeżeli cel nie osiąga się łatwo nie jest na ten czas i zamiast przebijać głową ścianę, warto się zapytać co robić, co zmienić, a może zmienić cel………..
Oczywiście bardzo ważne nie sabotowanie celu negatywnymi myślami. Bo wtedy to podświadomość nie wie, czego tak naprawdę chcemy. We większości sabotaż ma silniejszą moc niż cel.
Co wtedy?
…My rozpuszczamy pojawiające się programy. Odkrycie ich to już połowa sukcesu, a potem następuje zamiana ich na pozytywny – jak trzeba. Rozpuszczenie blokad w ciele w tym temacie – tu metod jest masa które używamy– bo jeżeli tego nie zrobimy problem powróci.
Uwalniam blokujące mnie programy na poziomie ciała, umysłu i ducha równocześnie
Szybkość działania zawsze była moją mocną stroną negowaną przez najbliższych, szefów i czułam się wręcz winna temu, że działam szybko. Wręcz byłam za to karana. Powstał negatywny program…
Uwalniam się od poczucia winy za szybkie działanie i osiąganie moich celów
Uwalniam się od kary za szybkie działanie i osiąganie celów
Moje cele osiągam szybko z radością miłością i wsparciem całego wszechświata.
Spacery, kąpiel obserwacja przyrody siebie i minęły dwa dni. Piękne dwa dni w pięknej przestrzeni, gdzie światy ludzi i bogów stapiały się ze sobą, a my mieliśmy okazję być w obu równocześnie.
– Może zajrzymy gdy będziemy wracać – rzuciliśmy na odchodne z nostalgią, choć nie obiecujemy.
I czy wrócimy czy nie okaże się za parę dni
Fizjologia jogi – Tummo wewnętrzne ciepło – 2 tydzień na Kuzowie
Warsztat Tummo (wewnętrzne ciepło) 18-23 lipca 2016 tydzień drugi
O warsztacie dowiedzieliśmy się pierwszego wieczoru pobytu na wyspie. Wania jeden ze strażników rezerwatu, gdy dowiedział się o naszych zainteresowaniach, zaraz poinformował nas, że za ponad tydzień przyjeżdża grupa od jogi, fizjologii jedzenia i tummo.
Bardzo nas to zaintrygowało. Nawet gdzieś pojawiła się myśl:
„Może pojedziemy do portu weźmiemy więcej rzeczy i przyjedziemy na warsztat jak nam pozwolą w nim uczestniczyć”.
Wszystko jednak potoczyło się samo, czas pobytu na wyspie mijał sam, przyroda i dobrzy ludzie dokarmiali, a nam nie chciało się wychodzić z tej przestrzeni, a co za tym idzie urywać tej cudownej energii wizytą w porcie.
W dzień gdy pojawiła się na wyspie grupa Tummo, było sporo zamieszania – gdyż przyjechały równocześnie jeszcze 3 inne grupy, takie zawirowanie energii po niesamowicie spokojnych ostatnich paru dniach. Dlatego chcieliśmy popłynąć na jakiś czas na bezludną wyspę obok i zobaczyć jak wszystko się potoczy. Bo do cywilizacji nie chciało nam się wracać -opuszczając raj.
Gdy już wchodziliśmy do łódki, przyszedł Wania z informacją, że Ci ludzie opodal, to ci od Tummo.
– Kto organizator – zagadnęłam.
– Irina, ta w czapeczce – i wskazał uśmiechniętą kobietę .
Podeszłam szybko aby się z nią przywitać i zapytać, czy możemy uczestniczyć w kursie.
Ucieszyła się z naszej propozycji.
– Ile nas to będzie kosztować? – zagadnęłam.
– Od Polaków nie będę brała pieniędzy – odpowiedziała.
Niesamowite! Tummo o którym marzył od jakiegoś czasu Bartek przyszło do jego życia samo i to jeszcze gratis. Kolejny przykład, że gdy się jest na swojej drodze, pieniądze są tylko dodatkiem do życia.
– Przyjedziemy za 2 dni – powiedziałam – bo teraz jedziemy na wyspę obok.
– Do zobaczenia – pomachała nam.
Gdy siedzieliśmy na wyspie obok wychodziły kolejne programy.
Bartek od lat marzył o tummo, a teraz mimo że został na niego zaproszony siedzi na wyspie obok.
Bo marzył również o pobycie na bezludnej wyspie.
Tylko gdzie sens i logika. Warsztat trwa tydzień, a na bezludną wyspę można pojechać zawsze.
Uwalniam się od uciekania od swoich marzeń
Realizuję swoje marzenia bez patrzenia się na innych
A u mnie znowu pojawiły się problemy z ciałem. Dwa dni temu skręcona noga może nie pozwolić do końca uczestniczyć w warsztacie. Coś niesamowicie sabotuje mój luz ciała.
Trzeba to zaakceptować.
Po dobie pobytu na bezludnej wyspie, wróciliśmy na główną wyspę, Irina (http://www.faraon-tv.com/) od razu przedstawiła nam prowadzącego Rinada Minwalejewa fizjologa, profesora uniwersytetu w Petersburgu, zwanego również „Człowiekiem Zimna”.
Rano były zajęcia z jogi, potem wykłady, połączone z wycieczkami po wyspie, do tego jedzenie z ogniska. Wszystko byłoby super, gdyby nie fakt, że zaczęło mocno padać i padało z małymi przerwami do ostatniego dnia warsztatu, kiedy wreszcie zaczęło się przejaśniać. Miało i to swoje dobre strony, gdyż z uwagi na deszcz i sztorm nie przypływali jednodniowi turyści. Był spokój cisza, energia zamknięta dla nas.
Zajęcia całkowicie na zewnątrz, wykłady pod namiotowym zadaszeniem trwały nadal – w końcu to tummo – technika utrzymania ciepła w ciele.
Poranna joga była wtedy gdy akurat nie padało, ja z uwagi na skręconą kostkę uczestniczyłam tylko na kilka procent. Jednak muszę powiedzieć, że były to zajęcia dla mnie na najwyższym poziomie. Przede wszystkim dlatego, że prowadzący szukał w tym co robi efektywności i naukowego poparci. Obalając przy tym całą ideologię, mistykę, a nawet energetykę – dla mnie może trochę zbyt ordynarnie.
Jednak w tym co dotyczy ciała i jego powiązania z nauką jest mistrzem. Jak pokazywał asany, to w taki sposób, aby wykonywać je najbardziej efektywnie. Dziękuję za te ćwiczenia.
Wykłady ograniczały się do teorii jedzenia, oddychania.
Aby zbytnio nie rozwodzić przytoczę kilka cytatów (mniej więcej tak jak to mówił profesor) .
„Ewolucja człowieka prowadzi począwszy od wszystkojedzących, wegetarian, wegan, raw food, frutarian, kończy na odżywianiu praną”.
Najzdrowsze jedzenie to takie jakie smakuje”
„Im więcej smaków, produktów, kuchni, jedzenia od innych osób – tym mniejsza szansa zachorowania na alergię, a im bardziej monotonna jest nasza dieta – dotyczy to również osoby gotującej, tym większa szansa zachorowania”.
„Nasze ciało wie najlepiej co jest dla niego zdrowe”.
„Z zamkniętymi ustami człowiek jest mądrzejszy (czyli gdy nie mówi), a zatrzymanie oddechu powoduje lepsze dotlenienie ciała”.
Jego teoria jest podobna do teorii Butejki o której pisaliśmy http://brygidaibartek.pl/zobacz-jak-oddychasz-a-moze-zbadaj-jak-przyswajasz-tlen/
„Człowiek Żyjący w większej kumulacji CO2 – w miastach ma więcej energii na działanie – biznes, pęd, pogoń. Człowiek żyjący na przyrodzie może tworzyć, jednak trudno mu działać w biznesach”.
Wszystko poparte badaniami naukowymi. Dla mnie czasami język za trudny, aby wszystko dokładnie zrozumieć. Choć z drugiej strony, ja wolę jednak działać niż tylko słuchać.
Oczywiście ewolucja ewolucją, jednak gdy wspominaliśmy o pranie wzbudzało to silne emocje u prowadzącego i części osób, na zasadzie – że te osoby kłamią, że to jest niemożliwe itp.
– Nie dziwię się, że ludzie na pranie uciekają od nauki, gdy ona nie tylko nie jest ich ciekawa, ale z nich kpi – odpowiedziałam raz ucinając dyskusję.
Nawet to, że my nie jemy mięsa było dla nich trudne do zaakceptowania. Zresztą zauważyliśmy, że ta Rosja którą znamy dzieli się co najmniej na dwa rejony – Moskwa i tereny na wschód, oraz Petersburg i tereny na północ. Tutaj w Karelii i na morzu Białym rzadko spotykamy turystów z Moskwy, z Pitera praktycznie jest większość. Dla tych z Petersburga wegetarianin to jakiś psychiczny gość. Mimo proponowanej przez profesora teorii rozwoju świadomości – nie skorzystali z sytuacji że wśród nich są wegetarianie – raczej byliśmy „płachtą na byka…” – ciekawości nie było…
Gdy mówiliśmy, że od dziecka nie lubiliśmy jeść mięsa – słyszeliśmy – „My na północy musimy jeść dużo mięsa, tłuszczu”
Tak, tak dużo się napatrzyliśmy, gdyż w zupie na 40 osób (10 litrów) lądowały dwie małe puszki mielonki jako mięso i tłuszcz. Patrząc na spożycie mięsa, tłuszczu i wielkości Rosyjskiej porcji – to Polska leży chyba na Antarktydzie.
Taka kolejna iluzja.
W tych potrawach nie ważne było mięso – jako mięso, ważny był smak i zapach mięsa. I on zaspokajał, dawał pełne bezpieczeństwo.
Petersburg dużo przeżył w czasie drugiej wojny światowej, o czym pisaliśmy ………. i może dlatego potrzeba jedzenia mięsa u tych ludzi jest tak silna. Choć w sumie, to należy zadać pytanie, dlaczego osoby jedzące inaczej wzbudzają w nich takie emocje???
Pytanie bez odpowiedzi…
Ja w swojej rodzinie nie miałam z akceptacją większych problemów. Nie znałam tego dopóki nie poznałam mamy Bartka, Bartek spotykał się z okłamywaniem co do składu potrawy i brakiem akceptacji tego co i ile chce jeść.
Uwalniam się od przymusu akceptacji przez innych mojego sposobu odżywania
Odżywiam się w sposób, który najlepiej służy mojemu ciału
Z dań kuchni polowej przyrządzanej na ognisku wybieraliśmy to co nie zawierało mięsa (czyli niewiele) i jedliśmy jedną chochelkę, czy łyżkę na dwie osoby. Krótki filmik z warsztatu (już był czas, że mieliśmy mało energii w kamerze i aparatach).
Nie możliwość wyjazdu z wyspy na obiecane wycieczki, padający deszcz, zimno, kończące się zapasy słodyczy (szczególnie zgłuszczonego mleka – rosyjskiego agresywnie słodkiego specjału) spowodowały, że nawet te porcje jedzenia, które jedliśmy – dla paru osób zrobiły się za duże.
Pojawiła się zawiść za to, że Irina nas bezpłatnie zaprosiła.
Pojawiły się jakieś głupie pytania, czy zawsze jak podróżujemy – nie kupujemy jedzenia itp.
Zareagowałam na to zbyt ambicjonalnie – zrobiło mi się przykro. Może dlatego, że po prostu nie mogłam iść do sklepu i kupić im coś na stół, a sama w namiocie nic nie miałam.
Choć w sumie to Irina nas zaprosiła na warsztat i im nic do tego.
Jednak wzięłam Bartka za rękę – poszłam do namiotu i popłakałam się. Wszechświat zareagował natychmiast, przyszedł Wania (strażnik rezerwatu) – przyniósł nam 2 pomarańcze! (i to właśnie w tym momencie – i nie chleb – tylko „luksusowe” w tym miejscu, na wyspach pomarańcze). Powiedział Zacharowi o incydencie, który zaraz też przyszedł, przyniósł cukiereczki i dżem.
Taki przykład, że zawiść innych osób – a tutaj były to niedowartościowane, otyłe kobiety, sporo młodsze ode mnie, wyglądające sporo starzej – nie ma na mnie wpływu, wszechświat o mnie dba – dostaję nawet największe dla mnie rarytasy!
Uwalniam się od przymusu przejmowania się zazdrością innych osób
Uwalniam się od przymusu walczenia o akceptacje u ludzi którzy są zawistni wobec mnie.
Wszechświat dba o mnie lepiej niż ja sama jestem sobie w stanie wymyślić
I na drugi dzień gdy znowu coś wymyślały – przypomniałam sobie pomarańczę, popadłam w stan – nie braku zależności od takich osób – ale przede wszystkim zaufania do Boga, że dba o mnie bardziej niż ludzie. Sytuacja tak się rozwinęła, że wręcz poczęstowały mnie grejfrutem.
Uwalniam się od zależności od ludzi
Uwalniam się od zależności od zawistnych kobiet
Uwalniam się od lęku przed zawistnymi, nieszczerymi, niespełnionymi kobietami
Żyję w pełnym zaufaniu do życia i Boga , wiedząc, że troszczy się o mnie lepiej niż mogę sobie wyobrazić.
Zwieńczeniem warsztatu była kąpiel w wodzie. Wszystko zostało poparte teorią dla umysłu, pokazano nam jak oddychać. Pogoda się nie chciała poprawić, dlatego siedzenie w wodzie nastąpiło dopiero w przeddzień zakończenia warsztatu – nadal jednak przy silnym wietrze i zimnej aurze (powietrze – 10 st., woda – 10-12 st. C)
Mnie już kilka godzin wcześniej zrobiło się tak zimno, że nie byłam w stanie wykrzesać grama ciepła z siebie. Na pewno przyłożyła się do tego cała ta nieprzyjemna sytuacja i puszczenie programu braku zależności od zawistnych kobiet. A może tylko jakiś jego odłamek, pokazujący mi, że nie mogę tego zrobić. Nie mogę być lepsza od nich. Bo te „wredne” kobiety nie weszły do wody. Tak samo zresztą jak ja. Ja zostałam w namiocie trzepiąc się z zimna i medytując.
Uwalniam się od przymusu nie wychodzenia ponad zawistne dla mnie osoby
Rozwijam swoje talenty, zdolności, niezależnie czy się to komuś podoba czy nie
Bartek na szczęście poszedł i wysiedział w wodzie 5-6 minut. Najbardziej mu doskwierała świadomość, że jak wyjdzie nie będzie miał się gdzie dogrzać, trudny był wiatr. Połowa w ogóle nie weszła do wody, 10 osób wytrzymało około 15 minut, 3 osoby razem z profesorem licząc siedziały 33 minuty.
Profesor cały czas przypominał tym co byli w wodzie, że tummo to nie technika cierpienia – jak ci zimno to wyjdź. Wszystko należy robić w swoim rytmie.
Uwalniam się od przymusu, że jak jest mi zimno, to zaraz muszę się dogrzać przy piecu, czy w pomieszczeniu
Pozwalam sobie oddechem rozgrzewać swoje ciało
Tak, siedzenie w zimnej wodzie, na śniegu itp. wydawało się czymś bardzo trudnym, wręcz nieosiągalnym. Jednak dzięki Rinady Minawalejewa stało się to prostsze, oswojone, wręcz naturalne. Jak jazda na rowerze, nic nadzwyczajnego. Cudownie spotykać takich ludzi, dla których rzeczy które robią są naturalne i proste. Wtedy można jak ja mówię łyknąć sobie od nich tej energii i uznać pozornie trudne rzeczy za normalne prawa natury
Dziękujemy – już ćwiczymy. Bartek siedział w morzu po zakończeniu seminarium, przez kolejne 3 dni – po 15 minut, a ja przez 2 minuty. To sukces bo przed warsztatem wskakiwaliśmy do wody na kilka chwil i zaraz wyskakiwaliśmy – krzycząc. Woda w tym morzu jest naprawdę chłodna, nie nagrzewa się. Dwa razy na dobę jest odpływ (1,5 m wysokości pływu), i codziennie jest świeża dostawa takiej „rześkiej do bólu zębów”. Nawet spotkaliśmy potem Rosjan biwakujących nad brzegiem morza , którzy się chwalili – że są tu drugi raz i za pierwszym razem nie dało rady, ale teraz krótko ale się okąpali.
Więcej na temat Profesora – Człowieka Zimna i organizowanych ekspedycji tummo na wyspy Sołowieckie i w Himalaje w następnym poście.
A na koniec ukazał się jeszcze jeden program ciekawy program. Gdy już „grupa tummo” pakowała się, przyszła inna grupa Rosjan, chcieli zając ich biesiedkę (zadaszone miejsce do siedzenia i palenia ogniska). Zachowanie to było agresywne i bez sensu, gdyż mogły im się pomylić rzeczy, pakunki. Jednak nowa grupa się wciskała, w pewnym momencie zaczęła niecierpliwie rozpalać ognisko i wnosić swoje rzeczy, gdy nasi znajomi byli jeszcze nie spakowani. Żadna argumentacja nie pomagała. Doszło do spięcia.
– Popatrz wczoraj nas „wyrzucili” z tego miejsca – teraz energia do nich wraca – zauważył Bartek.
„Wyrzuciło” nas 5 osób z trzydziestoosobowej grupy, pozostałe 25 – puściło całą sytuację mimo uszu udając, że ich nie dotyczy. Nie chciały zajmować stanowiska.
I …… energia wróciła tylko, a może przede wszystkim uderzając w tych którzy – nie chcieli zajmować stanowiska!
Energia w tym miejscu została nikt jej nie poczyścił, nie zrównoważył inną.
Nie wtrącanie się – gdy coś dzieje się na naszych oczach, to popieranie tego co widzimy, słyszymy.
– Co robić? – zapytacie, gdy nie chcecie wchodzić w konflikt.
– Zajmijcie stanowisko w swoim umyśle! Nie mówicie, że Was to nie dotyczy, jeżeli dzieje się to przy Was, jeżeli informacja do Was dociera, to na pewno jest dla Was.
Można sobie też wyobrazić jak widzi się rozwiązanie. Nie trzeba stać po żadnej stronie.
Potem okazuje się, że osoby słabe mają władzę na światem, bo innym nie chce się tracić energii na zajęcie stanowiska w jakieś sprawie…
Uwalniam się od przymusu puszczania mimo uszu spraw dla mnie istotnych
Zajmuję na poziomie energetycznym stanowisko w srawie, we wszystkim co do mnie dociera.
Grupa odjechała – my pomachaliśmy na pożegnanie i na wyspie znów zapanowała, piękna, słoneczna pogoda (nawet 25 st. w cieniu).
My dziękujemy za ten czas i bardzo polecamy poznanie Rinada Minwalejewa. A poniżej Bartek z kolegą Dimą cieszą się swoimi różnymi ciałami.
Akceptuję swoje ciało
Archipelag Kuzowa – zapoznanie z magią
Archipelag Kuzowa powitanie 8-18 lipca 2016 tydzień pierwszy
Kuzow Niemiecki powitał nas znajomym kajakarzem Białorusinem poznanym w porcie Kiem i zaproszeniem od naszych znajomych z którymi dotarliśmy tu motorówką na samogona. Białorusin pokazał nam część wyspy i poopowiadał którędy wyjść na najwyższy szczyt.
Kuzow Niemiecki znajduje się w Archipelagu Wysp Kuzowa w skład który wchodzi 14 niezamieszkałych wysp, z czego Kuzow Niemiecki i Kuzow Rosyjski są wspaniałymi miejscami widokowymi – ich wysokość przekracza 100 metrów ponad poziom wody.
W archipelagu znajduje się labirynt, tron kamienny, sejdy.
Główną wyspa archipelagu to Kuzow Niemiecki uznawana kiedyś za świętą wyspę, znajdują się na niej kamienne sejdy, pozostałości (prawie nie widoczne) starego labiryntu i inne kamienie. Tutaj wiele osób szuka (może i znajduje zagubioną Atlantydę).
Miejsce iście magiczne.
Zresztą wyjście na jeden z wierzchołków i popatrzenie na okalające morze w setkami wysp uzmysławia nam, że jesteśmy w „naszym raju”. – o nim oddzielny wpis
Na wyspie jest miejsce biwakowe, obsługuje tą przestrzeń 3 strażników przyrody. Gdyż cały archipelag jest zakaźnikiem (miejscem chronionym). Strażnicy również oprowadzają po wyspie i można z nimi popłynąć na wycieczki na inne wyspy archipelagu.
Pilnują porządku i przyrody. Na wyspach obowiązuje zakaz polowań, śmiecenia, rozpalania ognisk w miejscach do tego nie wyznaczonych. Ogień to potężny wróg przyrody, zarówno od ognisk, które Rosjanie rozpalają zawsze, gdyż na nich gotują, jak również od niechlujnie rzucanych niedopałków. W czasie naszego pobytu widzieliśmy jak jedna z dziewiczych wysp płonęła (prosiliśmy o deszcz i padało potem dokładnie tydzień), zapalona najprawdopodobniej od niedopałka.
Na wyspy znajduje się las, laso-tundra, tundra, bagna, czyli wszystkie biotopy północy. Rośnie zarówno roślinność leśna,tundrowa, bagienna, jak i morska.
Wyspa z dwóch stron sąsiaduje z innymi wyspami, co powoduje, ze tworzą się tam przytulne zatoki.
Na wyspie są trzy strefy gdzie można rozstawiać namioty (no może 4 – ale przy bagnie komary). Dwie od zatok, są tam biesiedki (zadaszenia z miejscami na ognisko i ławkami), WC.
W jednym miejscu jest źródełko z wodą. Oraz trzecie miejsce, południowe, najbardziej magiczne, oparte o górę z widokiem na bardziej otwarte morze.
Sama wyspa ma ok. 500 metrów w najszerszym miejscu szerokości i 1000 metrów długości. Jednak przejście z jednej strony na drugą nie jest tak szybkie jakby się wydawało. Strzegą go bowiem wzniesienia ok 100 m.n.p.m i kamienistymi ścianami. Na najwyższy szczyt nawet zrobiono ścieżkę z linami.
Pierwszy wieczór to gościna naszych znajomych z łódki, niestety alkoholowa i mimo że uczestniczy w niej lekarz i profesor obarczona jest brakiem chęci dbania o zdrowie i szydzeniem ze wszystkiego czego nie rozumieją.
Bartkowi wychodzi program, że „co to za mężczyzna który nie pije”.
Zresztą wyniósł go z domu, gdzie ojciec nie tylko nie pił, ale również niechętnie uczestniczył w imprezach. Nieakceptacja tego zachowania przez otoczenie doprowadziła do izolacji.
Uwalniam się od przekonania, że prawdziwy mężczyzna musi pić alkohol
Uwalniam się od przekonania, że gdy nie piję alkoholu jestem nieakceptowany przez otoczenie
Nie piję alkoholu i otaczam się ludźmi, którzy to akceptują i szanują
Tak, nie trzeba było długo czekać na realizację tego programu. Zachar – główny strażnik wyspy bardzo pilnował, wręcz nas chronił przed alkoholem ze strony innych „przyjaźnie nastawionych” turystów. Sam miał problem z alkoholem, więc Bartek był dla niego przykładem tego, że można być normalnym, fajnym i nie pić. W sumie nie tylko nie pić, ale również nie zabijać zwierząt po to by je zjadać (a widać było że już mu to nie odpowiada).
Bardzo cieszyła go możliwość oglądania fok, biełuch, ptaków, które podpływały blisko człowieka. Zdawał sobie doskonale sprawę, że zjadanie zwierząt niszczy ten kontakt.
Zresztą Zachar to stary szaman, czujący jak mało kto okoliczną przyrodę, słyszący ją, widzący, czujący.
Mu udało się sfilmować niedźwiedzia, który przepływał z wyspy na wyspę, to on pierwszy zobaczył ze wyspa płonie, on czuł na kogo uważać na wyspie, a kto szanuje przyrodę i można mu pokazać pewne miejsca.
Tak, bo szaman to ten co ma moc, ale również ma czucie tego co dookoła.
Tak, tak kochani „szamani” dzisiejsi – poza mocą i znajomością techniczną rytuałów trzeba czuć, widzieć, słyszeć …
Widzę, słyszę, czuję to co wokół, zarówno to widzialne jak i niewidzialne
Szamani mieli w zwyczaju posiłkowania się energią z zewnątrz, ziemi, przodków, energią roślin, zwierząt – z nich uzyskiwali moc.
Uwalniam się od przymusu jedzenia, picia , aby czerpać stamtąd energię
Jem i piję dla przyjemności, a życiodajną energię czerpię z boskiej prany
Pozwalam aby moje ciało przyswajało pranę
Kolejny program tego magicznego miejsca.
Po pierwszym dniu pobytu na wschodnim brzegu z naszymi pijącymi znajomymi, nie wiedzieliśmy co robić dalej, miejsce nam się bardzo podobało jednak „impreza” nie.
Gdzie przenieść się, aby nie być zdanym na pijących obok.
Bo wyspa maleńka.
I niespodzianka, nasi znajomi jadą na parę dni na wyspy Sołowieckie. Nastał spokój. Był dzień, że na całej wyspie byliśmy tylko my i 3 strażników. Magia spotkania człowieka i wyspy.
Gdy nasi znajomi wrócili przenieśliśmy się na południowy, najbardziej magiczny brzeg i będąc znów tam sami, zatapialiśmy się w ciszę tym bardziej, że miejsce jest odizolowane od turystów z jednodniowych wycieczek. Tylko my, morze, wyspa.
Morze z jego przypływami i odpływami.
Wszystko płynie, a ja napełniam się ciszą
Pogoda dopisywała, było cieplutko, z rzadka popadywało, a polarne dni napełniały nas światłem nawet wtedy gdy spaliśmy. Czas przestał mieć jakieś znaczenie.
Noc, dzień kto to wymyślił? Przecież może tego nie być. Może być tylko 24 godzinny dzień, za parę miesięcy właśnie tutaj będzie 24 godzinna noc.
Uwalniam się od przymusu spania bo noc, działania bo dzień
Pozwalam sobie żyć we własnym rytmie
I tak właśnie żyliśmy, gotowaliśmy na ognisku, zbieraliśmy maroszkę, borówki, grzyby, jeździliśmy na morskie wycieczki z cudownym szamanem Zacharem poddawaliśmy się tej magii w różnych miejscach – o tym osobne wpisy.
Chodziliśmy na najwyższy szczyt poddając się jego magii i właśnie tego dnia schodząc z góry zahaczyłam nogą o wystający korzeń, praktycznie się w nim zaplątałam, krzywo stanęłam i skręciłam nogę w kostce.
Praktycznie zaraz, jak pierwszy ból ustąpił – zrobiliśmy ustawienie, okazało się, że – „Boję się być cały czas w raju, chcę zmian, nieważne jakich, ale zmian”
Uwalniam się od przymusu zmian
Pozwalam sobie nasycić się rajem
Tak nasycić, wiele razy zauważyłam, że gdy nasycę się jakimś miejscem, jedzeniem, energią nie ciągnie mnie już potem do niego, a gdy go sobie odmawiam, to ma „wieczny” niedosyt
Niech raj – błogostan, magia, szczęście, zdrowie młodość przenika każdą komórkę mojego ciała.
Drugą rzeczą która wyszła w związku ze skręceniem nogi, było uwolnienie energii spowodowane skręceniem nogi wiele lat temu w Chorwacji. Tak jakby energia która wtedy została zachwiana, wróciła teraz na swoje miejsce.
Chyba z 2 dni miałam silne przepływy energii przez moje ciało
A co to była za energia….. zawiści innych osób
Uwalniam się od przymusu brania do siebie zawiści innych osób
Uwalniam się od przymusu krzywdzenia siebie gdy czuję zawiść innych
Uwalniam się od przymusu rezygnowania z siebie gdy czuję zawiść innych
Korzystam ze swoich talentów, możliwości, otrzymanych darów i zawiść innych ludzi nie ma na to żadnego wpływu
Niestety po tygodniu pobytu, od 16 lipca przyjechało ok. 70 osób na naszą maleńką wyspę i zrobiło się ciasno. Fakt, że jedna grupa był to ekspedycja jogi i Tummo (gdzie po rozmowie z organizatorką mogliśmy uczestniczyć), to i tak postanowiliśmy pojechać na 2 dni na sąsiednią bezludną wyspę.
Bezludna to ona była, jednak wrzaski turystów z Kuzowa niosące się po wodzie spowodowały, że nie czuliśmy się jak na bezludnej. Moja świeżo co skręcona noga, nie pozwalała mi na wycieczki po wyspie .
Plusy były dwa, obok wyspy gniazdowało wiele ptaków, które były praktycznie na dotknięcie i na wyspie były najlepsze borówki świata, duże jak amerykańskie i wygrzane w słoneczku.
Wyspę nazwaliśmy potem „niedźwiedzią wyspą”, gdy godzinę potem jak odpłynęliśmy z wyspy, pojawił się tam niedźwiedź (widziały go jednocześnie cztery osoby).
Słoneczko, które do tej pory świeciło nam prawie non stop, teraz postanowiło sobie zrobić przerwę, a niebo zasłonić deszczowymi chmurami.
To pewnie z powodu palącej się wyspy.
I tak minął nam pierwszy tydzień poznawania wyspy i jej ciszy, jej lekcji otrzymanych w warunkach raju.
Pozwalam się nasycić energią raju
Przesłanie rzeki Gauji
Przesłanie rzeki Gaujy 16-17 czerwca 2016
I właśnie ta niesamowicie wijąca się rzeka dała nam nocleg w swoim sąsiedztwie na kolorowym klifie i zaprosiła na wieczorny spacer wzdłuż niej i nawet nad nią po linowym mostku.
Gdy staliśmy na nim wpatrując się toń żółtej wody, przypatrując się chmurom przeglądającym się w wodzie, pojawił się lisek.
Stanął przy wejściu na mostek i jakiś czas zastanawiał się czy iść przez niego, czy nie.
W rezultacie stwierdził – „przejście zajęte, przyjdę jak nikogo nie będzie’.
Wszystkie opisy zwierząt z książki Siła zwierząt J Ruland.:
Przyniósł przesłanie samorozpoznania. Zakrzyczał wręcz „stare blizny chcą być dostrzeżone, rany opatrzone i uzdrowione. Jesteś bezpieczny, twoje samouzdrawiające siły stają się aktywne” jakże to właściwe i cenne szczególnie teraz gdy wzmacniamy je stosując polecane przez Norbakowa ćwiczenia,
„Lis prowadzi Cię do zwierciadła Twojej duszy. Ciesz się z tego co już masz. Jesteś dobrze zaopatrzony. Nie patrz na innych, nie zazdrość im, nie porównuj się z nimi. Jesteś wyjątkowy, wspaniały, dostrzegany i masz swoje osobiste przeznaczenie. Wyposaż się od wewnątrz. Posłuchaj samego siebie i daj sobie to, czego teraz potrzebujesz i czego zawsze sobie życzyłeś.
Jestem tym kim jestem. Powraca do mnie cała siła. Światło rodzi się we mnie i przywraca do mojego życia wszystko czego potrzebuję, by być szczęśliwym TERAZ”
A rano dopełniając to przesłanie pojawiła się obok samochodu maleńka żabka przynosząc uzdrowienie.
„Budzi się w Tobie uzdrowiciel. Dzięki spojrzeniu w zwierciadło możesz rozpoznać swoje możliwości i to jak włączają się do akcji siły, będące do twojej dyspozycji na rzecz dobra ogółu i przemian. Wydarzą się cuda.
Rozpoznaj świat jako zwierciadło swojej duszy. Jaką grasz w niej rolę? Czy Ci się ona podoba? Czy byś ją zmienił? Ukierunkuj się na nowo zagraj według własnych możliwości kreacji.
Żaba zapowiada nowy i nagły rozwój. Uzdrowienie dokona się wtedy, kiedy rozpoznasz co jest, puścisz to co minęło – już teraz w tej chwili – oraz gdy włączysz całą swoją siłę w energię współtworzenia.
Masz uzdrawiającą moc. Wykorzystaj ją w pełni i całą nie trać, ani sekundy dłużej na wątpliwości. Skoncentruj na niej całą uwagę. Pozwól popłynąć Twojej uzdrawiającej sile z serca do rąk, a stamtąd na wszystko co wymaga w Twoim życiu uzdrowienia. Powierz siebie boskim mocą i pozwól by wydarzył się cud.
Uwolnij się od utartych wzorców myślenia i postaw.
T
Twoim przeznaczeniem jest przemówić do serc wielu ludzi i nieść uzdrowienie.
Boska siła pomaga i uzdrawia. Wszystko jest takie jakie jest. Jestem gotowa by żyć życiem w miłości, radości, szczęściu, pokoju, pełni, dostatku – Teraz.
Tak, tak wejdźcie jeszcze głębiej w siebie odpuście przeszłość, i będziecie żyć pełnią i nieść uzdrowienie dla wielu potrzebujących serc.
To już moje podsumowanie.
Uwalniam przeszłość, odpuszczam ją z odwagą oglądam moje przeszłe życie TERAZ
Kreuje swoje życie zgodnie z tym jak chcę, aby wyglądało.
Dziękujemy tym niesamowitym zwierzętom za pojawienie się w naszym życiu ze swoim przesłaniem.