datzan Erdenedala
now browsing by tag
Datzan z XVIII wieku i druga odsłona stepu
Datzan w Erdenedala i druga odsłona stepu 2-3 sierpień 2015
Zjeżdżając do Erdendala zobaczyliśmy potężny datzan.
Radosny lama pokazuje nam buddyzm tybetański – stwierdziliśmy i zaczęliśmy szukać wejścia na teren datzanu, gdy pod furtką pojawił się mężczyzna z kluczami informując nas, że możemy wejść za 3000 (6 zł) od osoby.
Z radością weszliśmy, czasem lepiej oglądać takie miejsca jak turysta, niż wierny. Można udawać ignoranta, dotykać tego co nie wolno, zagrać na potężnym bębnie, itp.
Od razu gdy weszliśmy poczuliśmy bardzo silną energię, datzan żyje i zapewne od czasu do czasu są w nim msze.
Pan dał nam świeczki i kadzidełka abyśmy mogli zapalić je w naszych intencjach. Pozwolił pograć na bębnach, jeden miał średnicę 110 cm jak nasz gong i zapewne sporo lat.
Gdyż sam datzan pochodzi z 18 wieku i 500 mnichów żyło tam. W 1937, jako jeden z nielicznych nie został zniszczony. Tylko zamknięty i przekształcony w sklep. W 1990 wróciło do niego życie, a 1992 roku odwiedził do Dalai Lama.
Szkoda, że nie ma u nich zwyczaju kontemplacji, bo zanurzyłabym się w tej wspierającej energii
Masz tę energię w sobie, twórz takie miejsca wokół siebie – usłyszałam wewnętrzny głos…
Z odwagę tworzę miejsca wysokoenergetyczne, spokojne i piękne wokół siebie.
Pokręciliśmy młynkami oczywiście w prawo – w naszych intencjach, pospacerowaliśmy po „miasteczku” kupując chińskiego arbuza za 4 zł kilogram, wzięliśmy pieniądze z bankomatu (fenomen Mongolii, we większości nawet małych miasteczek są bankomaty), zatankowaliśmy (stacje też) i pojechaliśmy dalej w step w kierunku Sayhan-Ovoo 110 km.
A step robił się coraz bardziej przestrzenny, razem w przepięknymi chmurami pokazywał nam połączenie nieba i ziemi w swojej prostocie.
Pokazując, że to tylko ludzie skomplikowali to połączenie, tworząc jak góry ograniczenia.
Uwalniam się od komplikacji w życiu
Żyje wolno, prosto tutaj na ziemi w pełnym połączeniu nieba i ziemi
Przestrzenie się poszerzały jak możliwości naszej aury, która może być raz szeroka, a potem wchodząc w miasto czy nieprzyjazne energie, zawęzić się do wielkości ciała.
Przenikaliśmy się z tą przestrzenią czując potęgę, siłę i prostotę.
Czasami kwiaty zapraszały na spotkanie mieniąc się kolorami przy drodze. Jeden spektakl się zamykał pokazywał drugi.
Cały czas byliśmy zajęci obserwowaniem tego cudu natury, a na wieczór piękny zachód słońca zaprosił nas na spotkanie. Pokazując nam tylko siebie, ale i nasze ulubione kaszmirki w jego świetle.
Cieszyliśmy się ze spotkania. Tym bardziej, że po drodze spotkaliśmy tylko 2 samochody i parę motorków – zazwyczaj pasterzy. Jechaliśmy na dwie nawigacje (TOM TOM i SOVIET MILITARY MAPS) – uzupełniają się one, gdyż na wojskowych mapach nie zawsze są nowe drogi, które zna TOM TOM, a rosyjskie mapy wojskowe to mapy wektorowe z zaznaczonymi przeszkodami terenowymi (góry, rzeki, bagna, piaski, klify, itp.), teraz może nie tak konieczne w tym terenie, bo susza, ale o innej porze roku na pewno niezbędne (gdyż rzek jest tu sporo).
Sami mieliśmy radość jak droga z uczęszczanej robiła się prawie zielona, raz nawet drogę zagrodziło nam jeziorko z wodą. Taka zabawa z przestrzenią.
Tak jadąc przejechaliśmy miejscowość Sayhan-Ovoo i dojechaliśmy do klasztorów Ongi.
Dziękujemy za to spotkanie za ten czas za te nieorganiczne przestrzenie za to rozszerzenie nas, abyśmy potem mogli zobaczyć kolejne części nas samych.