Erdenet

now browsing by tag

 
 

Do zobaczenia Chubsugul…….

Do zobaczenia Chubsugul, w kierunku granicy z Rosją 14-16 września 2015

 

 

 

Do zobaczenia, do zobaczenia czy w ogóle warto tak mówić. Takie określenie bardzo wiąże energię. Jednak na ten moment Chubsugul nie tylko pozostanie w naszych sercach, ale zostanie lekka tęsknota za nim.

Żegnał oczywiście w swoim magicznym stylu.

Najpierw posłał czarne chmury i lekki deszczyk, abyśmy szybko zwinęli się, a chwilę potem błękit i piękne słonce.

Może zostaniemy jeszcze 1-2 dni – powiedział Bartek

Popatrzyłam w przestrzeń z radością na propozycję Bartka.

Jedźcie, czas na Was, świetliście zapamiętajcie mnie – usłyszałam głos

 

Niech to światło zostanie w Was, światło i przejrzystość

 

A zbliżające się do zachodu słońce odbijające się w toni jeziora dawało niesamowitą jego moc.

 

 

 

 

Troszkę smutni pojechaliśmy znajomą już drogą w kierunku Hatgal. Słońce zachodziło dając niesamowity spektakl wieczoru. Energia dnia i naszego pobytu na rajskiej plaży się zakończyły. Czas podążyć w nowe….

 

 

 

 

Na nocleg stanęliśmy w Hatgal na znajomym miejscu nad jeziorem wpatrując się w niesamowicie czarną czerń nocy i obserwując najpiękniejsze niebo nad Chubsugul, jakiego nam dane było doświadczać.

Wszechświat otulał nas swoją świetlistą opieką. Niektóre gwiazdy świeciły, tak mocno, tak blisko i były tak duże, że wydawały się na wyciągnięcie ręki. Stapiałam się z nimi z radością.

Dziękujemy Chubsugul, za ten kolejny niesamowity spektakl, który nadawany był w międzygalaktycznej telewizji ze stacji naziemnej Chubsugul.

Dziękujemy za niczym nie ograniczoną przestrzeń nieba które przyglądało się może nam z stacji telewizyjnej zawieszonej gdzieś w kosmosie. Cały wszechświat, który mogliśmy zobaczyć przyglądał się nam z ciekawością i radością spotkania, tak jak my jemu, łącząc się w jedności.

 

Uwalniam się od przymusu oczekiwania od ludzi, przyrody, wszechświata czegoś

 

Pozwalam sobie patrzeć na otaczający świat z miłością, radością i ciekawością ciesząc ze spotkania w jedności.

 

Zauroczeni, zaopiekowani zasnęliśmy głębokim snem a rano pojechaliśmy w kierunku Moron, troszkę smutni.

 

Uwalniam się od smutku rozstania, pozwalam się prowadzić.

 

 

Moron (o tym oddzielny post ) z jego targiem, dziećmi i knajpką rozświetlał czas rozstania, a potem na drugi dzień po wieczornym przetwórstwie kupionych borówek pojechaliśmy drogą do miasteczka Erdenet (400 km).

 

 

Tym razem wydawała nam się dużo bardziej przyjazna niż gdy jechaliśmy w tamtą stronę. Jesień rozświetlała ją dodając jej kolorytu, a może to my nauczyliśmy się patrzyć bardziej kolorowo.

 

Wszędzie widzę światło i koloryt

 

 

Po drodze odwiedziliśmy źródełko mineralnej wody na cukrzycę, położone w przepięknej dolince.

 

 

 

 

 

W Erdenet udało nam się trafić na jesienny targ i kupić bardzo dobre ogóreczki do kiszenia (o naszych przetworach też będzie oddzielny post).

Ponadto na targu pojawiło się całe bogactwo serów (Moron praktycznie ich nie było) i przeróżne kształty suszonego mleka.

 

 

 

 

Poszliśmy jeszcze do wegańskiej restauracji gdzie zamówiliśmy kotlet sojowy na górze którego były ziemniaki pure, a wszystko polane było sosem pomidorowym, barszcz i sałatkę.

 

 

 

 

Do tego można było kupić tofu 400 g za 5 zł produkcji mongolskiej. Mimo że na co dzień nie jemy soi, tłuszczu to chcemy wspierać rodzącą się świadomość w Mongolii i odwiedzamy te nieliczne przyjazne nam bary. Bardzo nam się podoba ten weganizm w Mongolii, dużo więcej jest tu takich restauracji niż w sąsiedniej Rosji, a może nawet Polsce ……

I dalej pojechaliśmy ku granicy z Rosją.