ludzie z drogi
now browsing by tag
Powrót do przeszłości refleksje z rybackiej przystani
Powrót do przeszłości 18-20 października 2014 Refleksje znad jeziora Sevan
Przyszło zapowiadane ochłodzenie, a my zatrzymaliśmy się nad jeziorkiem koło naszego stróża Romana, który bardzo cieszył się ze swoich gości i chciał ich ugościć najlepiej jak umiał.
Roman to bardzo wrażliwa dusza, człowiek który dzięki armii widział kawałek świata służył jako kucharz w marynarce niedaleko Władywostoka, potem był w Kazachstanie. Ciekawią go ludzie i świat. Czuje przyrodę i jest z nią jednością.
Sam pozwala sobie jedynie na alkohol dozwolony tutaj w męskim środowisku, nawet nie dozwolony a uznany za normę.
Więc pije, bo tyle mu zostało.
Sam jest częściowo niesprawny, więc fizycznie pracować też nie za bardzo może.
Ma żonę 10 lat młodszą od niego i dwóch synów 20 i 24 lata, a sam ma 51 lat.
Ciągnie go do podróży, jednak nie jest przyjęte aby na takie rzeczy tracić pieniądze.
Wziął kredyt na 3 lata i wyremontował dom, teraz musi uzbierać pieniądze na wesela dla synów i domy. Bo to rodzice mają zaopatrzyć w nie dzieci.
I tak jedynym fajnym okresem w życiu jest młodość do momentu zawarcia małżeństwa i te okresy wspomina się całe życie. Reszta to już wegetacja i podążanie za schematem.
No wielu mówi mam żonę, dzieci, dom, samochód, wakacje czego mogę chcieć więcej?
Dlaczego ludzie odbierają sobie prawo do szczęścia?
Dlaczego dla schematu rezygnują z siebie?
Dlaczego, dlaczego ??? można by pytać
czy tak ciężko wyzwolić się z schematów?
Chyba tak, u nas (w Europie, w Polsce gdzieś lata 90-te) dzieje się to już od lat 60- tych, obecnie jest internet można nawiązać kontakt z ludźmi podobnymi do siebie, a jednak tak niewielu się na to decyduje.
Co więc jest tak atrakcyjnego w schemacie???
Ma się obok siebie ludzi podobnych do siebie, zawsze jest na co zwalić, nie trzeba myśleć czy wierzyć co dalej, wszystko jest poukładane.
Cena braku myślenia i akceptacji społecznej za cenę szczęścia.
Żyję tak jak prowadzi mnie moje serce, idę za swoim szczęściem bez kompromisów i szukania społecznej akceptacji i zrozumienia.
I tak w niedzielę popadywało więc Roman ciesząc się nami zabrał nas do swojego domu, poznał z żoną i synami, ugościł pysznymi ziemniakami i winem własnej roboty.
Jednak już od rana pił, pił a wieczorem trafiła się imprezka u jego w wagoniku nad jeziorem. Jakieś urodziny ok 10 mężczyzn.
Tutaj świat kobiet i mężczyzn nie przenika się. Każdy ma swój.
Zresztą związek to przedsiębiorstwo, zazwyczaj nie mające nic wspólnego ze zrozumieniem, przyjaźnią. Również wypracowany przez lata układ męsko- damski.
Kobiety zajmują się dziećmi i praktycznie tylko je widzą, domem i ubraniem siebie, a mężczyźni zarabianiem pieniędzy i imprezami z kolegami.
Byłam jedyną kobietą na wieczornej imprezie. Paru młodych chłopaków patrzyło na nas z pode łba i może gdzieś w duchu marzyło o mniej schematycznym związku.
A jak my czuliśmy się na takiej imprezie?
Obserwowaliśmy ich i siebie i świat do którego wiele lat temu należeliśmy. Powiem szczerze, że chodziłam na takie imprezy jednak nigdy nie czułam się na nich dobrze. Bywałam na nich, bo ceną była akcentacja, bo wszyscy tam chodzili, tak spędzali czas i mówili, że fajnie.
Dla mnie nie było fajnie, czułam się źle od jedzenia, alkoholu i gadania nie wiadomo o czym, czy jakiś negatywnych dowcipów.
Im bardziej stawałam się silniejsza tym mniej na takich imprezach bywałam, łącznie z weselami itp.
Bartkowi alkohol i tego typu imprezy pomogły się otworzyć, być wśród ludzi.
Jednak im więcej otwieraliśmy się na duchowe rzeczy tym bardziej takie spędzanie czasu zaczęło od nas odchodzić.
I teraz też widzieliśmy, że nie jesteśmy u siebie, wczoraj była magia, a dziś ………. zaniżanie energii, wbijanie się w schemat.
Tak nam wszechświat pokazał dwa światy.
Magiczne ognisko praktycznie bez alkoholu z ziemniakami i imprezkę urodzinową z wódeczką i rybką. Chyba kiedyś wstydziłabym się powiedzieć, że ta pierwsza ma dla mnie dużo większą wartość, niż ta uznana przez większość osób za właściwą.
I tak odpuszczając przeszłość zakodowaną gdzieś w umyśle poszliśmy spać cali przesiąknięci papierosami.
Zamiast czystego powietrza czuliśmy papierosy, nawet w porannej kupce.
Czego nie chce się czuć paląc papierosy? Nie tylko paląc, ale gdzieś podświadomie zmuszając innych do przebywania w ich dymie (tutaj w Armenii palenie jest nagminne i społecznie dozwolone i akceptowane, jest czymś normalnym w domach i miejscach publicznych).
Poza tym świat rybaków to forma traktowania przyrody jako narzędzia na zarobienie pieniędzy. Ona ma dawać, a ja będę tylko brał. Łowił, zabijał i narzekał, że pogłowie ryb się zmniejsza. Ale dlaczego???
Rano stwierdziliśmy, że nazbieramy rokitnika, zrobimy sok – obiecany przez Romana i zaraz pojedziemy. Jednak znowu czekała nas niespodzianka, wagończyk Romana mieli przestawiać bliżej brzegu – dla bezpieczeństwa, gdyż niedawno ukradli 2 łódki z innej przystani.
A przestawianie wagończyka, to imprezka.
Tym razem gdy weszliśmy do niego, wszyscy już byli nieźle wstawieni. Roman zaczął nam się tłumaczyć, że za godzinę zrobimy sok (mieliśmy go robić wczoraj), jednak my stanowczo stwierdziliśmy, że jedziemy.
Jego towarzysze zaczęli nas zmuszać do jedzenia i picia. Fakt gościnność w tych częściach świata jest niesamowita, praktycznie np. w zachodniej Europie czy Skandynawii nikt nie pomyśli, aby poczęstować drugiego, obcego nawet cukierkiem, a tutaj zaraz jest się hucznie goszczonym. Jednak gdy pojawia się duża ilość alkoholu goszczenie robi się nachalne i dla osób jedzących inaczej niż mięso – trudne.
Uważam, że można coś zjeść z ludźmi prostymi lub mało inteligentnymi, jednak Ormianie są bardzo inteligentni, dobrze wykształceni i nie trzeba im wiele tłumaczyć o odmienności diety ( skąd więc ta nachalność wciskania mięsa i wódki?)
Pożegnaliśmy zmartwionego, ale już pijanego Romana i trochę bezczelnie rozstaliśmy się zresztą pijanej grupy i podążyliśmy w kierunku Sevanu – miejscowości. Aby na nocleg zatrzymać się u stóp Sevanvangu (monastyr) .
Bartek śmiał się, że teraz widzimy jak Roman i jemu podobni niszczą sobie zdrowie alkoholem (i mają tego świadomość), a za parę czy paręnaście lat część ludzi będzie widzieć jak inni niszczą sobie zdrowie samym faktem jedzenia.
Już teraz dobrze wiemy (no poza akademicką medycyną, która jest na usługach przemysłu farmaceutycznego i nie zależy jej na zdrowiu ludzi), że jedną z najbardziej skutecznych terapii na większość chorób jest głodówka.
Więc ……… chorujemy bo jemy…????
Częściowo na pewno tak. Choć wiadome, że jedzenie powiązane jest z myśleniem.
I jedno bez drugiego nie istnieje.
Idę swoją drogą bez oglądania się na innych , dostosowywania do nich i zabiegania o ich akceptację.
A gdy wyjechalismy pogoda zaczęła się przejasniać, znów jakieś warstwy zostały uwolnione i oczyszczone.
Dziękujemy. Wybieramy magię, zamiast schematu.
Złota kobieta
Złota kobieta
Na naszej drodze , polance nad morzem pojawiła się ona , szła z kozami i książką .
Nieśmiałe dzień dobry , by przy następnym spotkaniu już porozmawiać więcej i dłużej .
Natalia bo tak brzmi jej imię jest Rosjanką urodzoną już w rejonie Batumi. Jej dziad w 1937 został przez ówczesny komunistyczny rząd pozbawiony całego majątku , a był dużym właścicielem ziemskim (hodowcą bydła i koni) mieszkającym w środkowej Rosji niedaleko Razania . Skorzystał potem z okazji wyjazdu do Batumi do pracy .
Gdy tutaj przyjechali mama Natalii miała 12 lat
Najpierw zamieszkali na wzgórzu nad miasteczkiem , jednak ówczesny dyrektor sowchozu stwierdził, że jest ich za dużo (mama Natalii miała 7 rodzeństwa ) i jak tam będą mieszkać to zjedzą wszystkie mandarynki i zostali przeniesieni na pole kukurydzy 50 metrów od plaży . Tam też zbudowali dom w którym obecnie mieszka Natalia .
Sama opowiada jak przez kukurydzę biegła się wykąpać w morzu . Ciężki był powrót , bo mokre ciało raniły liście . Potem urodziła 2 dzieci , skończyła studia , pracowała dla Rosji , w sumie jak dobrze zrozumiałam dla wojska w zamkniętej części miasta . Potem już po zmianach ustrojowych pracowała 5 lat dla podobnej firmy co wcześniej , ale już moskiewskiej , jednak nie dostawała wynagrodzenia przez 5 lat .
Teraz razem z mężem ma 700 zł. Emerytury , chowie parę kóz – sprzedaje mleko , kury , które zamienia za worek ziemniaków . Sama mięsa je mało . Nie lubi też zabijać hodowanych przez siebie zwierząt (robi to bardzo rzadko) .
Mąż obecnie chory na raka prostaty , jeden z synów zmarł , a drugi pije .
Historia jak wiele na całym świecie , ludzkie zmiany kolei życia .
Jednak jest coś co uderza w Natalii , to jej pogoda , wewnętrzna radość i pokój .
Ma 5 psów -są to psy wyrzucone przez innych ludzi .
Jej sąsiad stwierdził , że jest to złota kobieta , bo jeszcze nikomu nie odmówiła pomocy ani ludziom , ani zwierzętom
Nam również przyniosła woreczek mandżurskich orzechów i słodkiego wafelka .
To jeden z tych ludzi w drodze , których się długo wspomina, którzy otwierają serce na innych .
Nie jesteśmy zwolennikami dawania wielkich prezentów ludziom pozornie uboższym , jednak tutaj pojechaliśmy na targ i kupiliśmy 5 kg makaronu , oraz ryżu i kaszy dla psów .
Może tyle możemy zrobić dla jej menażerii
Dziękujemy, że wszechświat zesłał ją na naszą drogę . Pobyt w Batumi na pewno był złoty dzięki niej . Dziękujemy