monastyr Alaverdi
now browsing by tag
Magiczny targ i głęboka medytacja
Niedzielny poranny targ i wieczorna medytacja 14 września 2014
Gruzja jest bardzo dziwna energetycznie. Pojawiają się cudowne miejsca wibracyjne , jednak są to perełki, ogólnie energia jest dość ciężka i po wyjściu z tych perełek, trafia się w gówno i dosłownie i w przenośni, gdyż krowy pasą się wszędzie.
Po noclegu na boisku piłkarskim zjechaliśmy do Tianeti, gdzie wszechświat miał dla nas nie lada atrakcję – targ, bez turystów. Boczniaki prosto z drzewa i niestety kolejna ciekawostka serowa – zielony ser pleśniowy. Tak, ser pleśniowy robiony w domu. Kupujemy najmniejszy kawałek z możliwych 8 gram . Cena 20-25 lari za kilogram (40-50 zł) .
Nie chcemy dać się zaserować, a chcemy popróbować . Kolejny mistrzostwo serowego smaku. Trudno mi znaleźć porównanie z serach pleśniowych które do tej pory jadłam, a kiedyś jadłam ich sporo, degustując smaki. Jednak wszystkie były przemysłowe i kupowane z energią tysiąca i jednego pośrednika. Tutaj prosto od wytwarzającej go osoby. Trzeba wybrać ten, którego energia najbardziej przemawia. Na targu jeszcze przepyszna kawa i ciepły chleb prosto z pieca. O skład lepiej nie pytać, ale podejrzewam, że lepszy niż u nas.
Właśnie kawa – klasyczna tutejsza kawa, którą zresztą nauczyłam się parzyć 25 lat temu będąc w Soczi i Abchazji. Jest to gotowana w tygielku kawa razem z cukrem, czasem w ramach super atrakcji dodawany był koniak.
Kawę gotowało się tak, że do tygielka dawało się: kopiastą łyżkę drobno mielonej kawy
szklankę zimnej wody
łyżkę cukru
na małym ogniu (wtedy na rozżarzonym piasku) gotowali do wrzenia, po zagotowaniu piórkiem lub małym patyczkiem mieszali odstawiali na moment i znowu podgotowywali , tyle razy, by za ostatnim podgotowaniem nie było piany).
Potem taką kawę odstawiało się na 2-3 minuty aby osad opadł i gotowe.
Tutaj są właśnie takie miejsca, że dostaje się kawę, która nie wchodzi między zęby. Jednak zazwyczaj jest to już niestety kawa parzona, tak jak u nas po turecku.
Piszę niestety gdyż kawa gotowana :
nie zakwasza organizmu,
nie drażni żołądka
poprawia perystaltykę jelit
Właśnie następuje zanik tego co dobre, w kierunku wygody i szybkości. I tutaj właśnie na targu dostaliśmy taką kawę, i to w budce do której większość europejczyków by nie weszła. Taka iluzja w skromnym miejscu – najlepsza jakość.
Dziękujemy temu miejscu za ucztę smaków i pokazanie takiego normalnego targu.
A na wieczór zaprosił nas monastyr Alaverdi. Sam monastyr jak większość odwiedzonych przez nas bardzo komercyjny. Sypiące się cerkwie, a obok mnisi wskakujący w luksusowe terenówki, do tego pięknie odnowione plebanie. Tylko nie cerkwie.
Choć może duchy miejsca nie chcą odnawiania ich świątyni z taką energią????
Właśnie monastyr Alaverdi – trzeba przebić się, jak – zresztą wszędzie tutaj w Gruzji, przez coś trzeba się przebijać – do cerkwi gdy wchodzi się w energię miejsca, łączy z pierwotną energią tworzenia jej, dochodzi się do momentu, gdzie nie tylko świat ludzki łączy się ze światem duchów, ale świat ducha zaczyna przeważać, ciało się rozpuszcza i pojawia się cisza, pustka w nicości.
Bardzo silne przyjazne nam miejsce,
I po wyjściu znów trzeba się przebić przez energię mnichów, a potem przez energię miasteczka, które zmagając się z życiem nigdy może nie pozwoliło sobie na zaufanie dla Stwórcy i życie w tak prosty sposób jak on mówił. Szukając wymówki na takie życie, poprzez szukanie wad w mnichach.
Dzięki tutejszym miejscom czyścimy sobie żale, pretensje i urazy (których już prawie nie było w nas – tak nam się wydawało ) do chrześcijaństwa. Widzimy jego duchową siłę w początku wieków, widzimy również przepaść duchową pomiędzy cerkwiami, a wioskami i mamy wrażenie, że często monastyry były to enklawy dla ludzi duchowych, szukających ducha, którzy może i mieli wady, ale byli wśród swoich i nie musieli nikomu nic w tym zakresie w kółko tłumaczyć.
Szybko tworzyli majątki, bo pomyśleli (dali silną intencję) i Bóg im to dawał.
Tak, mówisz i masz
Proście, a będzie Wam dane.
To nic nadzwyczajnego, tylko trzeba wierzyć, że się dostanie, nie oczekiwać , nie być przywiązanym do tego, nie sabotować, wybierać innymi myślami.
Tylko tyle i ………. możemy cieszyć się całym bogactwem świata.
Tylko pamiętajcie, że jak materializują się Wasze myśli to każde, a nie tylko dobre. Im wchodzi się w bardziej duchowe przestrzenie tym bardziej trzeba pilnować swoich myśli.
Bo jedna nieuważna myśl, może spowodować koniec naszej podróży przez życie.
Gruzińskie zmagania
Gruzińskie zmagania 13-21 września 2014
Czasami zastanawiam się czy w każdej podróży musimy zmagać się z czymś, czy bez tego nie byłoby podróży, a może życia.
Gdy coś przychodzi lekko, to tego nie doceniamy?
Nie szanujemy?
Zmaganie wydobywa naszą siłę ???
Tylko jaką? Z jakiego poziomu??
Właśnie, przez ostatni tydzień zaczęło pojawiać się wiele pytań.
Pytań odnośnie nas, podróżowania, życia.
Pojawiły się emocje, oczekiwania zastąpiła złość. Właśnie oczekiwania, chyba za bardzo weszliśmy w energię ludzi, którzy zachwycali się nad Gruzją i zaczęliśmy szukać tego czegoś, czego ona nie potrafiła nam dać. No właśnie ile razy oczekujemy coś od kogoś czego on nawet nie zna, więc nie jest w stanie tego spełnić . No właśnie szukaliśmy tu duchowości, lekkiej energii, a trafialiśmy na ciężkie umysłowe energie.
Magia, subtelność gdzieś tu na pewno jest, nie jest możliwe, że jej nie ma w kolebce chrześcijaństwa, ale została zakopana przez rozum, umysł , zmagania, przywiązania do przyszłości, kontrasty, biznes.
Czy te energie dają lekkość? Miłość? Subtelność?
Na początku naszej podróży przez Gruzję braki energetyczne otoczenia nadrabiali spotkani ludzie. Gdy wjechaliśmy w Kathetię zmierzyliśmy się z turystyką, wyrachowanymi ludźmi i energią wojny na każdym zakręcie.
Między tym jak jaskółeczki pojawiały się perełki, takie jaskółki tego, że jest tu dobrze i może jednak my czegoś nie widzimy. Te słoneczka dawały siłę, aby iść dalej przyglądać się swoim emocjom i zadawać pytanie – po co tu jestem?
Czy na pewno chcę tu być ? Co mnie tu trzyma?
Po takich perełeczkach wpadaliśmy w kolejne „gówna” ( dosłownie i w przenośni) i już nawet nie mieliśmy siły pisać, bo czyszczenie zabierało nam sporo czasu.
A Gruzja robiła naprawdę co mogła aby pokazać nam się jak z najlepszej strony.
Dostaliśmy w prezencie (będą oddzielne wpisy na ten temat) cudowny targ niedzielny.
medytację w Monastyrze Alaverdi
podniebne Spa
Magiczny zjazd górską drogą z Omalo,
Cudowną grzybową ucztę w Abastumani
Cudowne termalne kąpiele
Fantastyczne bezpieczne noclegi
Poznaliśmy świętego Gabriela, który już podróżuje z nami.
Częstowała nas chlebem z winogronami, pozwalała medytować w silnych miejscach
Uczyła o „nadętym” gruzińskim winie.
A między tym wszystkim było bagno, bagno gówno , w które non-stop wchodziliśmy .
Jakie programy naszego umysłu pchają nas w tę stronę ?
U mnie był to program podążania za innymi, wszyscy zwiedzają Gruzję, to ja muszę taki sam skiping robić. Bartek natomiast miał program dominacji, narzucania przestrzeni co on chce. Nawet jeżeli ta przestrzeń nie ma pojęcia jak to ma dać.
Pojawiała się beznadzieja – do wszystkiego dobrego trzeba się przebijać – wszystko co najlepsze ciężko przychodzi (i inne negatywne programy).
Oczyszczaliśmy energie, programy ;
Pozwoliliśmy sobie iść własną ścieżką (nie pierwszy raz) współpracując z przestrzenią i dostrzegając jej możliwości.
Czas z miłością powiedzieć Gruzji dziękuję, jesteś cudowna, ale nasze drogi się rozchodzą, szukamy czegoś innego Na pewno wielu dostrzeże Twoje piękno i gościnność. Może jeszcze wrócimy, na razie do widzenia
Jesteśmy w obecnie z Aspindzie nad rzeczką, pogoda nam sprzyja, tak że możemy się poprać, zrobić zaległe wpisy na bloga, a przy tym jeszcze pokąpać w termalnych siarkowych wannach.
Wczoraj byliśmy na kawie u kuracjuszek z Armenii, taki znak gdzie skierować się dalej ………….
Dziękujemy za lekcje, postaramy się następnym razem więcej pytać, prosić i słuchać.
Mam nadzieję, że opiszemy zaległe tematy