Mongolia buddyzm

now browsing by tag

 
 

Dbaj bez przywiązań – buddyjski klasztor na północy

Klasztor Amarbajasgalant – dbaj bez przywiązania 1 listopada 2015

 

 

 

 

Klasztor widoczny jest z oddali kilku czy kilkunastu kilometrów, swoim ogromem robiący niesamowite wrażenie. Położony w dolinie otoczony górami. Obok niego domy, w sumie taki malutki przysiółek z campami dla turystów , doprowadzona linia energetyczna i co ciekawe dobry zasięg internetu. Nad klasztorem nowa stupa i figurka buddy.

My wchodzimy do klasztoru XVIII-wiecznego widać, że nie jest odnowiony , ale życia w nim niewiele. Jednak energia bardzo wysoka. Patrząc na potęgę tego miejsca od razu czuć, że kiedyś było w nim dużo życia i medytacji.

 

 

 

 

W latach 30 XX wieku mnichów wymordowano, jednak klasztor nie specjalnie zniszczono. Jego obecny stan to efekt braku zadbania przez ostatnie lata. Widać, że są środki, materiały , jednak miejsce nie ma dobrego gospodarza.

Poczyniono wiele remontów, jednak z marnym skutkiem. Szukamy kogoś kto pokazałby nam główny datzan – czytaj – otworzył.

Trafiamy na kilkunastu młodych chłopców o energetyce dalekiej od „oczekiwanej” od mnichów, za jakiś czas jeden z nich przeszedł otworzyć datzan.

Wszystko wymarłe, w sezonie na pewno bardziej żywe.

 

 

 

 

 

Czuć starą potęgę i przywiązania …… to taka duchowa ściema – nie jestem przywiązany do własnej materii, do własnych ideałów, ale buddyjskich już tak.

Religia to coś ponad i do tego można się przywiązywać….

 

Uwalniam się od przywiązania do tworzenia rzeczy dla innych, dla religii, organizacji

 

Uwalniam się od przywiązania do dzieła

 

Tworzę z radością i miłością bez przywiązań.

 

 

 

 

 

Spacerujemy doświadczając tego niesamowitego miejsca, martwi nas tylko jego zaniedbanie.

Pojawiają się obrazy, że gdy dbasz – to się przywiązujesz, więc lepiej nie dbać i się nie przywiązywać.

 

Uwalniam się od przekonania, że dbanie równoznaczne jest z przywiązaniem

 

Dbam bez przywiązania

 

 

 

 

 

Kolejne obrazy tworzenia super miejsca, super przestrzeni przelatują przez świadomość.

 

Uwalniam się od nadęcia gdy stworzę coś pięknego

 

Pozwalam sobie na pokorę przy stwarzaniu pięknych miejsc.

 

Pokora tworzenia piękna w sobie i wokół siebie, piękna które emanuje na innych i pozwala im wzrastać.

 

Tworzę piękno z radością i pozwalam mu się rozprzestrzeniać na świat

 

 

 

 

Podchodzimy do stupy na jednej z górek, patrzę na buddów siedzących dookoła niej wyżej chodzącego człowieka.

Tak jak ktoś jest wyżej, a ktoś niżej jest separacja.

Mistrz i uczeń….

Ok, tylko dlaczego mistrz patrzy z góry na ucznia????

Dlaczego gdy ktoś jest lepszy musi siedzieć wyżej i separować się od ludzi. Dlaczego nie może być jednym z nich.

 

Uwalniam się od przekonania, że nauczyciel jest wyżej ucznia

 

Uwalniam się od przekonania, że osoby duchowe separują się od ludzi

 

Żyję w jedności z otaczającym światem i ludźmi.

 

 

 

 

 

Gdyby nie zapowiadane załamanie pogody na pewno zostalibyśmy tutaj dłużej, jednak wszechświat tak układa wobec nas swoje plany, że czas w drogę – czas ku rosyjskiej granicy.

Piękne pożegnanie z Mongolią.

Dziękujemy za ten magiczny czas, w którym pokazano nam, że napięcia i nadęcia zawsze są rozładowywane, a pycha i duma popada w ruinę…..

Dziękujemy za te cudowne odsłony Mongolii i nas samych.

 

 

 

 

Opis klasztoru z Wikipedii https://pl.wikipedia.org/wiki/Amarbajasglant_chijd

Amarbajasglant chijd (mon. Амарбаясгалант хийд) – klasztor buddyjski wajmaku selengijskim w Mongolii.

Powstał w latach 1727–1736 dla upamiętnienia zmarłego w 1723 roku Öndör gegeena Dzanabadzara, którego zmumifikowane ciało złożono tu w 1779 roku. W klasztorze znajdowały się również również szczątki IV Bogd gegeena. W czasierepresji antybuddyjskich w Mongolii klasztor zamknięto, zniszczono 10 spośród 37 świątyń wchodzących w skład kompleksu. Klasztor onowiono w latach 1975–1990 z funduszy UNESCO.

W 1990 roku wznowił działalność religijną, od 2003 roku odbywa się w nim tanieccam. Jeden z najważniejszych centrów buddyzmu w Mongolii.

 

Magiczną drogą do klasztoru Amarbajasgalant

Klasztor Amarbajasgalant 31 października – 1 listopada 2015

 

 

 

 

– Ten klasztor do mnie gada. Powiedziałam do Bartka pokazując miejsce na północy Mongolii, ok. 100 km od Darhanu.

Teraz po dłuższej wizycie w mieście i asfaltowej drodze z pustyni stęskniliśmy się za przestrzenią mongolskich bezdroży, za tym co w Mongolii dla nas najpiękniejsze , za swędaniem się po gruntowych drogach, dolinach – spotykając od czasu do czasu jurtę czy stado.

 

 

 

 

 

 

 

Z Darhanu pojechaliśmy kawałek w kierunku Erdenet asfaltem, a potem skręciliśmy na Orhon. Nocleg wśród przyrody, po drodze pojawiające się lisy, patrzące swoimi błyszczącymi w ciemności oczami.

Nocleg wśród przyrody łagodził ostatnie emocje. Budziły nas krowy, które próbowały zaprzyjażnić się z landrynką. 

 

 

 

 

Rano ruszamy w stronę klasztoru.

W dole wije się strumień, częściowo zamarznięty, szczyty gór są oprószone śniegiem, przy dzisiejszej słonecznej pogodzie wygląda to jakbyśmy znaleźli się jakieś bajkowej krainie. Gdzieniegdzie stada, czasem jurta. Świat ludzi i bogów.

Kolejne „duszki” strzegące swoich dolin i my ….. w jedności z całym stworzeniem odpuszczając nasze emocje, programy ….. cała przyroda wspierała naszą transformację.

 

 

 

 

Jechaliśmy sami przez tą cudowną krainę, gdy nagle na niebie pojawiły się 4 orły przynosząc przesłanie od wielkiego ducha.

 

Siła wielkiego ducha przenika mnie i prowadzi. Podążam za nią teraz

 

 

 

Każde miejsce wybierane przez nas niesie określoną dla nas informację i prowadzi nas dla lepszego rozświetlenia siebie.

 

I tak ciesząc się kolejnymi odsłonami tej pięknej krainy, dziękując duchom, że pomimo w sumie początku zimy w Mongolii możemy tutaj jeździć autem i dotrzeć do klasztoru Amarbajasgalant .

 

Popatrzcie zresztą sami na magię tej niesamowitej drogi.

 

 

 

 

 

 

 

 

 

Datzan z XVIII wieku i druga odsłona stepu

Datzan w Erdenedala i druga odsłona stepu 2-3 sierpień 2015

 

 

Zjeżdżając do Erdendala zobaczyliśmy potężny datzan.

Radosny lama pokazuje nam buddyzm tybetański – stwierdziliśmy i zaczęliśmy szukać wejścia na teren datzanu, gdy pod furtką pojawił się mężczyzna z kluczami informując nas, że możemy wejść za 3000 (6 zł) od osoby.

Z radością weszliśmy, czasem lepiej oglądać takie miejsca jak turysta, niż wierny. Można udawać ignoranta, dotykać tego co nie wolno, zagrać na potężnym bębnie, itp.

Od razu gdy weszliśmy poczuliśmy bardzo silną energię, datzan żyje i zapewne od czasu do czasu są w nim msze.

 

 

 

 

 

Pan dał nam świeczki i kadzidełka abyśmy mogli zapalić je w naszych intencjach. Pozwolił pograć na bębnach, jeden miał średnicę 110 cm jak nasz gong i zapewne sporo lat.

 

 

 

 

Gdyż sam datzan pochodzi z 18 wieku i 500 mnichów żyło tam. W 1937, jako jeden z nielicznych nie został zniszczony. Tylko zamknięty i przekształcony w sklep. W 1990 wróciło do niego życie, a 1992 roku odwiedził do Dalai Lama.

 

Szkoda, że nie ma u nich zwyczaju kontemplacji, bo zanurzyłabym się w tej wspierającej energii

Masz tę energię w sobie, twórz takie miejsca wokół siebie – usłyszałam wewnętrzny głos…

 

Z odwagę tworzę miejsca wysokoenergetyczne, spokojne i piękne wokół siebie.

 

 

 

 

 

 

Pokręciliśmy młynkami oczywiście w prawo – w naszych intencjach, pospacerowaliśmy po „miasteczku” kupując chińskiego arbuza za 4 zł kilogram, wzięliśmy pieniądze z bankomatu (fenomen Mongolii, we większości nawet małych miasteczek są bankomaty), zatankowaliśmy (stacje też) i pojechaliśmy dalej w step w kierunku Sayhan-Ovoo 110 km.

A step robił się coraz bardziej przestrzenny, razem w przepięknymi chmurami pokazywał nam połączenie nieba i ziemi w swojej prostocie.

Pokazując, że to tylko ludzie skomplikowali to połączenie, tworząc jak góry ograniczenia.

 

Uwalniam się od komplikacji w życiu

 

Żyje wolno, prosto tutaj na ziemi w pełnym połączeniu nieba i ziemi

 

 

 

 

Przestrzenie się poszerzały jak możliwości naszej aury, która może być raz szeroka, a potem wchodząc w miasto czy nieprzyjazne energie, zawęzić się do wielkości ciała.

Przenikaliśmy się z tą przestrzenią czując potęgę, siłę i prostotę.

 

 

 

 

 

 

 

 

 

Czasami kwiaty zapraszały na spotkanie mieniąc się kolorami przy drodze. Jeden spektakl się zamykał pokazywał drugi.

 

 

 

 

 

 

Cały czas byliśmy zajęci obserwowaniem tego cudu natury, a na wieczór piękny zachód słońca zaprosił nas na spotkanie. Pokazując nam tylko siebie, ale i nasze ulubione kaszmirki w jego świetle.

 

 

 

Cieszyliśmy się ze spotkania. Tym bardziej, że po drodze spotkaliśmy tylko 2 samochody i parę motorków – zazwyczaj pasterzy. Jechaliśmy na dwie nawigacje (TOM TOM i SOVIET MILITARY MAPS) – uzupełniają się one, gdyż na wojskowych mapach nie zawsze są nowe drogi, które zna TOM TOM, a rosyjskie mapy wojskowe to mapy wektorowe z zaznaczonymi przeszkodami terenowymi (góry, rzeki, bagna, piaski, klify, itp.), teraz może nie tak konieczne w tym terenie, bo susza, ale o innej porze roku na pewno niezbędne (gdyż rzek jest tu sporo).

Sami mieliśmy radość jak droga z uczęszczanej robiła się prawie zielona, raz nawet drogę zagrodziło nam jeziorko z wodą. Taka zabawa z przestrzenią.

Tak jadąc przejechaliśmy miejscowość Sayhan-Ovoo i dojechaliśmy do klasztorów Ongi.

Dziękujemy za to spotkanie za ten czas za te nieorganiczne przestrzenie za to rozszerzenie nas, abyśmy potem mogli zobaczyć kolejne części nas samych.