Mongolia naprawa opon
now browsing by tag
Długie pożegnanie z Gobi
Pożegnanie z Gobi 9-10 sierpnia 2015
Tym razem było odwrotnie, przecinają każdy kolejny masyw żegnaliśmy się z Gobi, a ona jeszcze się nie kończyła. Co prawda może przechodziła w półpustynię, ale dalej była piękna i majestatyczna. Iskrząca się swoimi czarnymi kamyczkami.
Ponoć przez intensywny wypas w miejsce stepu pojawia się tu pustynia. Choć czy lepiej dla tych stad zrobić stajnie, obory – dawać chemiczne pasze i udawać, że jest …… A przecież 90% upraw soi idzie na pasze dla zwierząt (kukurydzy chyba też).
Nie wspominając już o tym, że przemysłowo hodowane zwierzęta stają w maleńskich klatkach i tylko się je podpędza hormonami, aby szybciej rosły (80% światowej produkcji antybiotyków zużywa hodowla zwierząt).
O jakości przetwórstwa mięsa nie wspominając……
Co lepsze nie wiem, każdy ma wybór aby wybrać ….. i chociaż iść w tą stronę.
Tutaj filmik dla ludzi o mocnych nerwach
Właśnie dzięki moim ulubionym kaszmirkom, nie mogliśmy rozstać się z Gobi.
Ciesząc się spotkaniem za kolejną doliną, czasami marzyliśmy o rozstaniu z uwagi na temperaturę, podsycaną czarnym kolorem skał.
Chyba za bardzo chcieliśmy się rozstać, bo 30 km przed Bogd, zaraz przed potężnym masywem skalnym (który dawał nadzieję na niższą temperaturę – idziś przejechaliśmy ponad 300 km w temperaturze ponad 40 stopni na czarnej pustyni, czasem 42,6) usłyszeliśmy potężny huk i syczenie – zatrzymaliśmy auto i szybko wyszliśmy na zewnątrz.
Co się dzieje ???
Z tylniej opony po mojej stronie bardzo szybko uchodziło powietrze.
Zeszło jakieś napięcie z nas , które landrynka wzięła na siebie.
Temperatury jednak zrobiły swoje. Nie mamy klimatyzacji (może i dobrze) jednak dla ciała na początku jest to na pewno duże przeciążenie, i do tego również tak silne oczyszczanie w postaci przepuszczania dużych ilości światła przez siebie.
Tak jak już pisałam – dość dobrze znosilismy upały w stosunku do sytuacji sprzed dwóch lat z Maroka.
http://brygidaibartek.pl/przez-pustynie-bez-gps-a/
Fakt nie jedliśmy prawie wcale, tylko piliśmy dużo rożnych płynów. Gdy już nie mogliśmy moczyliśmy głowę i ciało wodą. Jednak zauważyliśmy, że lepiej robić to w ostateczności, bo inaczej organizm nie aklimatyzuje się, tylko non stop szuka komfortu i chce więcej i częściej się schładzać.
Bartek zmienił koło, okazało się że kamień, który jakimś cudem pojawił się na tej czystej drodze jako rodzynek, rozerwał oponę, tak mocno, że nie wiadomo czy się uda się ją naprawić (choć mamy tutaj na pewno jednych z najlepszych fachowców w tym zakresie).
Niesamowite jest to, że przejechaliśmy 800 km po pustyni, która w dużej mierze jest kamienista, a tutaj na prostej dobrej szutrówce jakiś pogubiony kamień.
Wszechświat czuwa. A nic nie jest tak oczywiste jakbyśmy chcieli aby było.
I czuwał dalej, bo gdy Bartek dokręcał ostatnią śrubę, pojawiło się 5 terenówek z Krasnojarska (też wracali z pustyni), od razu dali nam porządne łaty do klejenia na zimno, kubek ze swoim logo (pękła nam dzień wcześniej szklanka i mówiliśmy, że po powrocie do cywilizacji trzeba coś kupić, Bartek chciał coś większego).
Aniołowie zeszli na ziemię, aby pokazać nam, że wszechświat nad nami czuwa.
Mam pełne zaufanie do wszechświata i daję się z odwagą prowadzić.
A tak przez parę dni na pustyni własnymi samochodami spotkaliśmy tylko radosnego koreańczyka (u mechanika w miasteczku), i niemieckiego Kanadyjczyka jadącego do Meksyku, a tu cała ekipa pomocowa. Nie tylko są, ale od razu oferują pomoc.
Takie cuda dzisiejszego bardzo długiego dnia.
Dziękujemy za cudowne prowadzenie, wsparcie i pomoc. Jeszcze raz podziękowaliśmy Gobi za czas spędzony na nim, za cudowne prowadzenie, aniołów, widoki, kolory magię, za ten inny wymiar rzeczywistości tutaj na ziemi.
Dziękujemy za cudowne spotkania ze zwierzętami – kaszmirkami, wielbłądami, jaszczurkami, mysioskokami (nazewnictwo Bartka – zwierz podobny do myszy skaczący jak kangur) i pluszakiem (to moje nazwanie, zobaczyłam go gdy poszłam w pustynię do „toalety” poczułam, że ktoś mi się przygląda, a potem widziałam cudowne uszka. Niestety gdy się ruszyłam biorąc aparat do ręki uciekło do norki.
https://thegobidesertproject.wordpress.com/animals-and-plants/ zdjęcie ze strony
A mysioskoczek w patrzył nam w okno samochodu
https://www.pinterest.com/pin/557601997585642745/ zdjęcie ze strony
Z radością wjechaliśmy w masyw oddzielający nas od Bogd, powiało chłodem, droga poprowadzona pięknym kanionem zapraszała na nocleg i przy miejscowym duszku (obo) ulokowaliśmy się na nocny spoczynek, z radością ciesząc się rześkim powietrzem.
Pasterz przyszedł nas poogladać , a może przywitać.
I tak scaleni z tym miejscem zasnęliśmy szybko dając wypoczynek ciału i umysłowi.
Aby rano obudzić się wypoczętym i z radością wypić kawę z nowymi znajomymi Rosjanami obozującymi jakieś 3 km niżej.
Kawa siekiera, albo rozmowy o lękach i objawach spowodowały, że po rannej wizycie ciało moje zaczęło się telepać.
Jeszcze nie jestem tak silna, aby tak pootwierana po wizycie w wysokoenergetycznych przestrzeniach przyrody – wejść w miejsce po alkoholowej imprezie. Jeszcze wszystkich tych energii nie mam przepracowanych i nie przepuszczam ich łatwo przez siebie. Dobrze, że nie pomyśleliśmy o wspólnym noclegu.
Ludzie przecież bardzo sympatyczni, pomocni, życzliwi.
A w miasteczku okazało się, że rozcięta opona sama w sobie nie nadaje się do remontu, Pan poradził aby włożyć dędkę do opony.
I znowu kolejne cuda nie tylko znalazł się anioł (czekał w kolejce do wulkanizatora), który pojechał z Bartkiem do sklepu, to jeszcze nie wiedzieć jakim cudem zaplątała się w stosie dętek w naszym rozmiarze 16 – jedna sztuka, mimo że wszyscy tu mają 15-tki.
I dzięki temu mamy troszkę sfatygowaną oponę zapasową, ale mamy….
Cali szczęśliwi dziękując wszechświatowi za wszystkie dary ostatnich dni ruszyliśmy w kierunku Arvayeer – znanego z pierwszej spotkanej przez nas restauracji wegańskiej w Mongolii.
Gdzie jakimś cudem zdąrzyliśmy parę chwil przed zamknięciem.
Nie było takiej fascynacji jak za pierwszym razem, może dlatego, że zobaczyliśmy kolejny raz , że jedzenie jest dodatkiem do życia i można bez niego się obejść i czuć świetnie.
Jednak pomysł aby zamiast sera na górę kotleta sojowego dać ziemniaki puree i polać sosem pomidorowym – uważam za genialny.