mongolia

now browsing by tag

 
 

Moron miasto uśmiechniętych dzieci

Moron miasto uśmiechniętych dzieci 24 sierpnia i 7-8, 15 września 2015

 

 

 

W Moron stolicy Chubsgulowego rejonu byliśmy w sumie 3 razy. Pierwsze spotkanie było trudne i mało sympatyczne. Upał lał się z nieba i wszyscy łącznie z nami, chodzili w jakimś amoku.

Drugie spotkanie i trzecie było bardzo sympatyczne. Najwięcej kolorytu dodawały dzieci (rozpoczął się rok szkolny) , które radośnie patrzyły na obcokrajowców wchodząc z nimi w szczery kontakt.

Dziewczynki jak księżne przechadzały się po ulicach z dużymi kokardami we włosach. Dzieci było więcej niż dorosłych. (Fakt na pewno część dzieci przyjechała do internatów), co przy szczerym kontakcie było niezwykle sympatyczne.

 

 

 

Dzieci patrzyły prosto w oczy z ciekawością i radością, czasami mówiąc po angielsku parę nauczonych słów. Takie spotkanie na 100% bez wstydu i zażenowania patrzenia na drugą osobę, że nie wypada, nie można.

Różnicę poczuliśmy gdy po trzecim spotkaniu z Moron, pojechaliśmy w kierunku granicy rosyjskiej i odwiedziliśmy drugie co do wielkości miasto Mongolii Erdenet. Dzieci tak samo jak w Moron patrzyły, tylko tym razem z ukrycia. A przyłapane na tym okazywały zawstydzenie.

Nie wchodziły w żadne radosne reakcje.

 

Uwalniam się od masek zawstydzenia i nieszczerości

 

Pozwalam sobie na kontakt z innymi ludźmi oparty na miłości.

 

 

 

 

 

Dlaczego jak mnie interesuje drugi człowiek nie mogę na niego popatrzyć? Uśmiechnąć się? Zagadnąć? Powiedzieć dzień dobry?

Powiedźcie mi dlaczego w naszym świecie to złe?

 

Ja nie wiem i rezygnuję z takiego zachowania.

 

A wracając do Moron to przy drugiej wizycie odkryliśmy targ, chyba jeden z najbardziej sympatycznych w znanej nam Mongolii z masą jeszcze regionalnych tkanin, butów, ubrań (co rzadkość w innych częściach). Ten rejon jeszcze z tego co byliśmy jest najbardziej starodawny.

 

 

 

Pierwszy raz też w Mongolii zobaczyliśmy zioła suszone do picia. Szkoda, że jest bariera języka bo ten temat bym bardziej zgłębiła.

 

 

 

Do tego chińskie ubranka (tym razem chyba najmniej kolorowe z całej Mongolii) , warzywa i owocki.

Warzywa to kapusta, marchewka, cebula, rzepa, ziemniaki

owocki – borówka, brusznica, orzeszki kiedrowe, rebarbar, importowane jabłka, pomarańcze, banany

 

 

 

 

 

Można również kupić przetwory zarówno babcine jak i przemysłowe tutejszej firmy (dżemy, soki).

Ludzie tacy prawdziwy, jeszcze nie zmanierowani maskami. Po prostu są w tym kim są.

Inna Mongolia, a może kolejna jej odsłona.

 

 

 

 

Droga asfaltowa do Moron z granicy rosyjskiej, czy z Ulan Bator ma kilka lat. Wcześniej była to wyprawa zajmująca 3 szybkie dni. Teraz 800 km dobrym asfaltem to 10 godzin jazdy. To na pewno powoduje, że miasteczko bardzo dynamicznie się zmienia, oglądając coraz więcej turystów zarówno swoich jak i zagranicznych. Bo co by nie mówić w Moron, jak i Hatgal spotkaliśmy kilka razy więcej zagranicznych turystów niż we wszystkich pozostałych rejonach razem wziętych.

 

 

 

 

Poza targiem ugościła nas jeszcze restauracja zupkami z kategorii „zdrowe jedzenie”. Tak fajnie od czasu do czasu wejść do knajpki i mieć co zjeść.

 

 

Byliśmy w paru wegańskich, jednak ta miała najbardziej odpowiadającą nam energię, tym bardziej, że zupki w formie kremów były przyrządzane na świeżo tak jak i pierożki warzywne wzorowane na buuzach (narodowe pierogi, kluseczki z mięsem) . Byliśmy w niej 3 razy i za każdym razem wszystko miało inny smak.

Zupki wegetariańskie, zabielone najprawdopodobniej majonezem. Raz kucharz – co nam się najmniej podobało – zagęścił jajkiem.

Jednak i tak polecamy

Dziękujemy temu miasteczku szczególnie za odsłonę drugą i trzecią, za ten czas z tymi niesamowicie jasnymi, bo prostymi i szczerymi dziećmi.

 

Maski zabierają jasność pamiętajcie o tym

 

 

Do zobaczenia Chubsugul…….

Do zobaczenia Chubsugul, w kierunku granicy z Rosją 14-16 września 2015

 

 

 

Do zobaczenia, do zobaczenia czy w ogóle warto tak mówić. Takie określenie bardzo wiąże energię. Jednak na ten moment Chubsugul nie tylko pozostanie w naszych sercach, ale zostanie lekka tęsknota za nim.

Żegnał oczywiście w swoim magicznym stylu.

Najpierw posłał czarne chmury i lekki deszczyk, abyśmy szybko zwinęli się, a chwilę potem błękit i piękne słonce.

Może zostaniemy jeszcze 1-2 dni – powiedział Bartek

Popatrzyłam w przestrzeń z radością na propozycję Bartka.

Jedźcie, czas na Was, świetliście zapamiętajcie mnie – usłyszałam głos

 

Niech to światło zostanie w Was, światło i przejrzystość

 

A zbliżające się do zachodu słońce odbijające się w toni jeziora dawało niesamowitą jego moc.

 

 

 

 

Troszkę smutni pojechaliśmy znajomą już drogą w kierunku Hatgal. Słońce zachodziło dając niesamowity spektakl wieczoru. Energia dnia i naszego pobytu na rajskiej plaży się zakończyły. Czas podążyć w nowe….

 

 

 

 

Na nocleg stanęliśmy w Hatgal na znajomym miejscu nad jeziorem wpatrując się w niesamowicie czarną czerń nocy i obserwując najpiękniejsze niebo nad Chubsugul, jakiego nam dane było doświadczać.

Wszechświat otulał nas swoją świetlistą opieką. Niektóre gwiazdy świeciły, tak mocno, tak blisko i były tak duże, że wydawały się na wyciągnięcie ręki. Stapiałam się z nimi z radością.

Dziękujemy Chubsugul, za ten kolejny niesamowity spektakl, który nadawany był w międzygalaktycznej telewizji ze stacji naziemnej Chubsugul.

Dziękujemy za niczym nie ograniczoną przestrzeń nieba które przyglądało się może nam z stacji telewizyjnej zawieszonej gdzieś w kosmosie. Cały wszechświat, który mogliśmy zobaczyć przyglądał się nam z ciekawością i radością spotkania, tak jak my jemu, łącząc się w jedności.

 

Uwalniam się od przymusu oczekiwania od ludzi, przyrody, wszechświata czegoś

 

Pozwalam sobie patrzeć na otaczający świat z miłością, radością i ciekawością ciesząc ze spotkania w jedności.

 

Zauroczeni, zaopiekowani zasnęliśmy głębokim snem a rano pojechaliśmy w kierunku Moron, troszkę smutni.

 

Uwalniam się od smutku rozstania, pozwalam się prowadzić.

 

 

Moron (o tym oddzielny post ) z jego targiem, dziećmi i knajpką rozświetlał czas rozstania, a potem na drugi dzień po wieczornym przetwórstwie kupionych borówek pojechaliśmy drogą do miasteczka Erdenet (400 km).

 

 

Tym razem wydawała nam się dużo bardziej przyjazna niż gdy jechaliśmy w tamtą stronę. Jesień rozświetlała ją dodając jej kolorytu, a może to my nauczyliśmy się patrzyć bardziej kolorowo.

 

Wszędzie widzę światło i koloryt

 

 

Po drodze odwiedziliśmy źródełko mineralnej wody na cukrzycę, położone w przepięknej dolince.

 

 

 

 

 

W Erdenet udało nam się trafić na jesienny targ i kupić bardzo dobre ogóreczki do kiszenia (o naszych przetworach też będzie oddzielny post).

Ponadto na targu pojawiło się całe bogactwo serów (Moron praktycznie ich nie było) i przeróżne kształty suszonego mleka.

 

 

 

 

Poszliśmy jeszcze do wegańskiej restauracji gdzie zamówiliśmy kotlet sojowy na górze którego były ziemniaki pure, a wszystko polane było sosem pomidorowym, barszcz i sałatkę.

 

 

 

 

Do tego można było kupić tofu 400 g za 5 zł produkcji mongolskiej. Mimo że na co dzień nie jemy soi, tłuszczu to chcemy wspierać rodzącą się świadomość w Mongolii i odwiedzamy te nieliczne przyjazne nam bary. Bardzo nam się podoba ten weganizm w Mongolii, dużo więcej jest tu takich restauracji niż w sąsiedniej Rosji, a może nawet Polsce ……

I dalej pojechaliśmy ku granicy z Rosją.

 

Magiczny las nad Chubsugul

Magiczny las po przymrozkach 8-14 września 2015

 

 

 

 

Jeszcze niedawno był skrzaci, jednak podróżujący z nami Elf Giro zaprosił wszystkie leśne ludki do wspólnej zabawy, bez podziału skrzaty, elfy, gnomy …….

Na zawody bez wygranych.

I tak wszystkie stworzonka poddały się jego inicjatywie i razem z kaczkami latali nad jeziorem co chwilę nurkując w jego przestworza.

Był śmiech i radość , który tak jak wycie wilków napełniał przestrzeń.

– A dlaczego nie zrobicie zawodów? – pytam Giro.

– A po co? – zapytuje udając ciekawość, a znając moje intencje.

– Będzie więcej ……. – odpowiadam i się reflektuję .

– Wiecej ……..? – ciągnie Giro.

Robię głupią minę.

– No czego więcej – nie ustepuje nasz widzialny niewidzialny towarzysz.

– Napięcia – odpowiadam zgodnie z tym co czuję.

– No tak zrobić zawody, aby być bardziej napiętym, smutnym i lepszym czy gorszym od innych – dodaje Giro.

– Ale wtedy idzie rozwój – mówię z ludzkiej perspektywy w jakiej mnie wychowano.

– Rozwój czego ? – zapytuje Giro sarkastycznie.

– Można szybciej, bardziej dokładnie…… itp. – kombinuję coś z umysłu.

– Czy nikt Ci nie mówił, że szczyt swoich możliwości osiągasz na rozluźnieniu i byciu Tu i Teraz – troszkę rozczarowany moją osobą stwierdza Giro .

– Tak, ale jak to osiągnąć? To trochę górnolotne dla mnie i jeszcze radość i dobrą zabawę – odpowiadam zaciekawiona.

 

Wejdź w to co robisz na 100%, nie rozpraszaj na boki, nie kontroluj, nie bój, po prostu leć w świat tylko Twoich własnych możliwości…

 

– Giro wiem, zawody dają koncentrację na 100% bo trzeba, wypada, ale jak na 100% koncentrować się na zabawie – to takie dziecinne – stwierdzam przeszukując mój umysł z kolejnych programów.

 

Uwalniam się od wstydu przed byciem dziecinną

 

– Tak Giro, gdy człowiek jest mały tak bardzo chce być dorosły, że wypiera te wszystkie wartości, które przynosi tutaj na ziemię!

 

Uwalniam się od przymusu bycia dorosłą w rozumieniu innych, pozwalam sobie być dziecinna

 

– Bo czy widziałaś dziecko małe, które nie jest w tym co robi na 100%? – ciągnie Giro.

 

A las ……. jak zwykle zostawię bez komentarza, słuchając rad Gira, aby pozwolić sobie być dziecinnym i w tym co robicie na 100% udajcie się na spacer.

Najpierw przez zmarznięty świat, który pojawił się jednego ranka, jednak słońce szybko rozmroziło go, zmiękczając strukturę grzybów, ocieplając koloryt lasu.

 

 

 

 

 

 

 

Można pozwolić wychodzić kolejnym programom w kolorycie jesieni. Przyglądając się , podziwiając i odpuszczając jako kolejną cząstkę siebie której doświadczyliśmy, a na ten moment wolimy doświadczać czegoś innego.

Udanej podróży w głąb siebie, swojego istnienia…

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

Jestem niczym na rajskiej plaży Chubsgul

Jestem niczym na rajskiej plaży 8-14 września 2015

 

 

 

 

Chubsugul, jezioro z niesamowicie przejrzystą wodą, w której nie tylko niebo się przegląda, ale również nasza dusza, pokazując ciału i umysłowi, gdzie ta przejrzystość została zgubiona.

Pobyt tutaj wydobywa z nas kolejne znane czy nie znane cząstki osobowości.

 

Najważniejsze przesłanie to

 

jesteś niczym

 

Uwalniam się od przymusu bycia kimś

 

Pozwalam sobie być nikim, pozwalam aby tak inni myśleli o mnie.

 

A może dalej:

 

jestem niczym

 

A może mnie nie ma. Przecież ciało to tylko zagęszczana forma energii, a gdy rozłoży się go na cząstki, atomy?

 

Uwalniam się od przymusu nazywania rzeczy, pozwalam sobie im być i ich doświadczać.

 

 

 

 

Doświadczać rozpływania się ciała, znikania mnie jako mnie. Dwa razy w moim życiu tego doświadczyłam po silnych medytacjach, było to przyjemne i przerażające jednocześnie. Tak, że nie byłam w stanie dłużej i bardziej świadomie przyjrzeć się tym stanom. Gdyż w momencie kiedy zaczynamy się bać – wychodzimy z subtelnych stanów bycia we wszechświecie.

 

Jestem niezbadaną (jeszcze) przeze mnie cząstką wszechświata

 

Pozwalam sobie bezpiecznie doświadczać swojej prawdziwej istoty

 

 

 

 

 

A Chubsugul osłaniał koleje warstwy nas.

Była jurta, nie ma jurty. Tak nasza rajska plaża położona jest ok. 500 metrów od polnej drogi przy której stała jurta, pasterz i pasterka przy poprzednim pobycie tutaj odwiedzili nas.

Nagle jednego popołudnia patrzymy i ……..

Jurta zniknęła.

Byli sąsiedzi, nie ma sąsiadów.

Jak we wszechświecie, wszystko jest nieustanną zmianą, pojawia się i znika

 

Uwalniam się od przymusu stałości, stabilizacji

 

Poddaję się ciągłym zmianom z ufnością i w pełnym bezpieczeństwie

 

 

 

 

 

A Chubsgul ……….

 

Jednego wieczoru zarezonował z wyciem stada wilków, cała przestrzeń stała się jedną wyjącą przestrzenią. Nic poza nią nie istniało.

Było tylko wycie odbijające się w każdej komórce wszechświata.

Jak nasze myśli, może czasem ciche i niepozorne, „złe” i „dobre” tak samo wchodzą w taki niesamowity rezonans.

Na każdą bowiem myśl wszechświat zaraz odpowiada, a tylko od nas zależy, od naszej otwartości, jedności ze wszechświatem – jak długo będziemy czekać na odpowiedź.

A wycie wilków odbiło się również w nas.

 

 

 

 

 

Ci niesamowici nauczyciele przynieśli nam siłę przywódczą. (opis w książki zwierzęta mocy J. Ruland)

Nadszedł czas, by przejąc zdolność prowadzenia, by ukierunkować i bezpiecznie prowadzić innych. Ważna jest klarowna i jednoznaczna komunikacja.

Tak, tak w mojej podświadomości tkwił program, że aby prowadzić innych trzeba nimi manipulować…… przekonywać, uprawiać marketing czy politykę.

No bo jak polityk, przywódca może nie kłamać? Prawda jest dziecinna i nie przystoi jej mówić. Ona szkodzi, choć większość tych mniej „inteligentnych” jej pragnie (wystarczy popatrzyć na obecną politykę Polski i walkę nie o Polskę, tylko personalną). No właśnie kłamstwa, niedomówienia, walka – to dojrzałość………????

Odrzucało mnie od takiego przewodnika, manipulacje, tajemne praktyki, coś tylko dla wybranych ….

 

Uwalniam się od przymusu bycia nieszczerym, manipulującym przewodnikiem

 

Pozwalam sobie prowadzić innych w prawdzie, mądrości , jasnej i prostej komunikacji.

 

Dziękuję Wam wilki za możliwość przyjrzenia się przekonaniom o przewodnictwie, szczególnie gdy można to obserwować na polskiej scenie politycznej. Gdzie część nawet nie zastanawia się co jest dobre czy złe, słuszne – nie słuszne tylko popiera bądź krytykuje określane ugrupowanie.

 

Poznaj siebie i swoje granice i daj wyraz temu, z czym się zgadzasz

 

Ufam głosowi we mnie i wyrażam się jasno, wyraźnie, zrozumiale.

 

 

 

 

A Chubsugul ……. jak Chubsugul

W koszu z naszymi rzeczami wypatrzyłam książkę (kupiona parę miesięcy temu w Polsce) Tantra przekaz szeptem Prem Gitama, zabierając nas tym razem w podróż odnośnie przekonań co do miłości, seksualności.

Kolejnych uwarunkowań, przywiązań, schematów pokoleniowych

Podróż w tym temacie dopiero się zaczyna

 

Uwalniam się od przekonań ograniczających wolność w miłości

 

Miłość to wolność na każdym poziomie.

 

To tak po krótce, zrobiła ona podobną rewolucję w moich przekonaniach i bardzo dziękuję duchom Chubsgul, że pozwoliły w jego przestrzeni napełniać się jej światłem.

Do tego pełny kontakt z ciałem i otaczającą przestrzenią, dzięki dzikiemu miejscu, w którym można było kapać się i opalać nago.

Uwielbiam ten, brak barier brak separacji między mną a słońcem, wiatrem, przestrzenią. Takie delikatne muskanie wszechświata w jej ukochaną osobę.

Kąpiel w niezmąconym lazurze przejrzystej wody z prośbą by stać się tak samo przejrzystym jak ta woda.

 

 

 

 

Tak prostym i przejrzystym w swojej istocie, szczery w swoich uczuciach. Jak „prymitywne” ludy, które bez masek są sobą na 100% w tym co robią. Gdy jest to sympatyczne super, gdy negatywne gorzej. Dlatego świat cywilizacji to świat kolejnych nakładanych na twarz masek, a przy tym kolejnych zanieczyszczeń naszych wód. Brak jasności przejrzystości to przejaw inteligencji.

 

Jestem jasna i przejrzysta i żyję w prawdzie

 

A potem największą atrakcją turystyczną są ludy pierwotne, czyste jeziora, rzeki (nikt nie jeździ kapać się w brudnych), bo gdzieś w duszy większość tęskni za tą jasnością i przejrzystością, brakiem masek, jednak wydaje im się, że inaczej się nie da.

 

Bez wstydu i poczucia winy zrzucam moje maski i jak niebo odbijam swoje światło w przejrzystych wodach wszechświata.

 

 

 

 

 

A Chubsugul ………

..przynosił nam pożywienie …..

Mieszkanka okolicznych lasów, przepiękna wiewióreczka wymyśliła zgromadzić swoje zapasy w naszym tylnym namiocie.

Przesympatyczne widzieć z rana zioła, grzyby jako przejaw opieki wszechświata.

Spryciórka mimo że nocą jej nie widzieliśmy i nie słyszeliśmy, sprawiła nam niesamowitą radość swoim nie do końca trafionym dla niej pomysłem miejsca gromadzenia zapasów (gdy odjeżdżaliśmy – odłożyliśmy je na kupkę pod drzewo) ,

Wiewiórka przychodzi do Ciebie po to, aby pokazać Ci, że jesteś mile widziany witany z otwartym sercem. Masz opiekę. Pozwól promieniować na świat swojej radości, serdeczności, świeżości i miłości dla małych i wielkich rzeczy.

Wiewiórka ma zdolność rozgryzania twardych orzechów, a więc pomaga Ci z łatwością rozwiązać trudne zadania.

 

 

 

Ostatniego dnia nasza kochana spryciórka napakowała zapasy do felgi koła naszego auta, pokazując tym samych, że w podróży jesteśmy cały czas pod opieką wszechświata. Można przyjść z nikąd gdy prowadzi wszechświat i ma się serce na dłoni. 

 

 

Jestem otoczona opieką. Ufam i podążam za wewnętrznym podszeptem z radością.

 

Tak, tak z taką wewnętrzną niczym nie zmąconą radością , przejrzystą, czystą jak Chubsugul.

 

Dziękujemy za te lekcje, spotkania, za cudownych nauczycieli i ten czas sam na sam, ze sobą, sobą nawzajem , tą niesamowicie czystą wodą, krystalicznie świeżym górskim powietrzem, wysokością, lasem, przestrzeniom….

Słowa to za mało, aby nazwać naszą wdzięczność…

 

 

Rajska plaża tam i z powrotem

Chabsugul 4 godziny jazdy zadzwonić przez internet 7-8 września

 

 

 

 

Chubsugul jak Chubsugul, a może duchy miejsca prowadzą nas przez tutejsze bezdroża swoim rytmem. Na rajskiej plaży bez zasięgu telefonu znaleźliśmy się tak niespodziewanie, że nie poinformowaliśmy mamy Bartka, ile czasu nie będzie z nami kontaktu. Dlatego gdy po 9 dniach pogoda zrobiła się mało piknikowa, postanowiliśmy pojechać w rejon zasięgu, żeby chociaż posłać sms-a (bo internet nam się skończył), a potem jak zwykle pójść za energią tego co się stanie.

 

 

 

 

 

Do zasięgu mieliśmy ok. 50 km terenową drogą z przeprawą przez wiele brodów, tj. 2-3 godziny jazdy do kurortu Hatgal na początku jeziora. Po drodze mijamy niesamowite suslikowe polany, gdzie te sympatyczne zwierzątka z podkręconymi zabawnie ogonkami – widząc samochód przebiegają przed nim na drugą stronę drogi, a potem z bezpiecznej norki obserwują auto. Dodają bardzo dużo radości i lekkości tej drodze.

 

 

 

Chabsugul, żegnał się z nami wszystkimi kolorami, czasami podwójną tęczą, pokazując że wszystkie kolory mamy w sobie i mamy o tym pamiętać i nimi świecić z radością.

 

Święcę moim światłem z radością, odwagą i pewnością.

 

 

 

 

W miasteczku spotkaliśmy trójkę niesamowitych Polaków, którzy od 11 lat spędzają tutaj wakacje, cały miesiąc jeżdżąc konno, zapuszczając się w odludne górskie przygraniczne miejsca (tym razem przez 18 dni z rzędu nie spotkali człowieka, mimo że przemieszczają się konno i dziennie robią po kilkadziesiąt kilometrów ). Ich blog z pięknymi artystycznymi zdjęciami, zawiera również fotografie słynnego ludu Catani ( pasterzy reniferów – do którego jeżdżą wszyscy turyści) – www.czono.com

Pytałam ich również o szamanów…… rejon Chubsugul to najbardziej szamański rejon w Mongolii, jednak oni słyszeli tylko o takich co mieszkają gdzieś bardzo odludnie na granicy z Rosją, resztę określali bardzo negatywnie – komercyjnie.

Nam szamani na razie się nie pokazują. Tak samo jak Catani – też nas tym razem nie zapraszają, gdzieś pojawia się pytanie dlaczego?

To ponoć największa atrakcja Mongolii (opis ludu wraz z przepięknymi zdjęciami na dole pod tekstem ze strony http://fotoblogia.pl/7186,ostatnie-koczownicze-plemiona-mongolskie.

Właśnie iść swoją drogą? Czy drogą większości podróżników? Iść za tym jak prowadzi wszechświat, jakich energii potrzebuje się w danym momencie, wsłuchiwać się w to? Czy eskalować swoje wizje?

Dawno oduczyłam się na siłę chcieć, jednak gdzieś w głębi pojawiła się jakaś nutka rozczarowania.

 

Uwalniam się od rozczarowania na mojej drodze

 

Pozwalam się prowadzić w pełnym zaufaniu

 

Tak w pełnym zaufaniu, radości i kolorycie jak tęcze nad jeziorem.

 

 

Nie byliśmy pewni czy sms-sy doszły do Polski, dlatego postanowiliśmy pojechać do Moron, aby kupić przy okazji internet. To 100 km – jednak asfaltem, więc 1-1,5 godzinki i się jest, a tam zdecydować o naszej dalszej drodze.

Powiedzieliśmy jeziorku do zobaczenia, dobrze czuliśmy, że nie nasyciliśmy się jego energią. Tylko czy teraz jest ten właściwy czas?

Po drodze witały nas sępy przypominając nam, że już jesteśmy gotowi na przemianę, że czas się jej poddać i teraz jest jest chwila.

 

 

 

 

Moron wciągnął nas (o tym w innym poście zostaliśmy w nim 2 dni ), ale dzięki temu dokupiliśmy materiały, że w naszym tylnym namiocie, może uda się zrobić banje.

I tak patrząc na prognozę pogody – zapowiadali najbliższy tydzień słoneczny (jesteśmy na 1600 m.n.p.m) – informując mamę, że przez najbliższy czas może nie być z nami kontaktu, pojechaliśmy z powrotem w kierunku rajskiej plaży, aby poddać się medytacji i po prostu pobyć ze sobą, ze sobą nawzajem, jeziorem i przyrodą dookoła.

Jechaliśmy teraz już znajomą drogą, jak do domu – przez brody, suslikowe polany, witał nas piękny zachód słońca, który delikatnie szeptał:

 

Stare zostaw za sobą, idź w nowe

 

 

 

 

Nawet gdy pytaliśmy o szamankę polecaną przez kolegę z Moskwy, jedni mówili gdzie może być jej jurta, ale potem ślad się gubił…….

 

Stare zostaw za sobą…

 

Nauczyciel nie musi mieć już ludzkiego ciała, zostaw za sobą rytuały obrzędy i stare więzy, pozwól przepływać starej wiedzy którą masz w sobie i otwórz się na nowe

 

I już o zmroku podjechaliśmy na naszą polankę na brzegu jeziora po 2 dniach nieobecności dotarliśmy do „domu”. Naszego na ten moment domu.

 

Opis plemienia Catanów Dukha ze strony  

http://fotoblogia.pl/7186,ostatnie-koczownicze-plemiona-mongolskie

 

 

 

Cykl zdjęć plemienia Dukha z północnej Mongolii daje nam niepowtarzalną możliwość zobaczenia ludzi, których życie codzienne opiera się na stadach migrujących reniferów.

Plemię Dukha to jedno z ostatnich koczowniczych plemion, które hodują renifery i zależą od nich. Plemię Dukha oswoiło renifery i hoduje je w różnych celach: od jazdy na nich przez mleko, ser aż do futer.© Hamid Sardar-Afkhami / hamidsardarphoto.com

Niestety ich sposób życia jest zagrożony, ponieważ populacja zarówno samych ludzi z tego plemienia, jak i reniferów, od których zależą, szybko się zmniejsza. Populacja plemienia, którego głównym źródłem dochodów jest turystyka wynosi miedzy 200 a 400 osób.© Hamid Sardar-Afkhami / hamidsardarphoto.com

Fotograf, podróżnik i znawca języków Hamid Sardar-Afkhami postanowił wybrać się do Mongolii, aby udokumentować koczownicze plemiona i ich unikalny tryb życia.© Hamid Sardar-Afkhami / hamidsardarphoto.com

Fotograf nie tylko wykonał cykl spaniałych zdjęć, ale nakręcił też film pt. „The Reindeer People”, w którym śledzi losy jednej z rodzin w czasie migracji.© Hamid Sardar-Afkhami / hamidsardarphoto.com

Ludzie żyjący w mongolskiej Tajdze rozumieją przyrodę i żyją z nią w symbiozie. Ich duchowa łączność ze zwierzętami wykracza poza zwykłą hodowlę i dotrzymywanie towarzystwa. Tradycje są przekazywane z pokolenia na pokolenie, jednak liczba ludzi, którzy mają do nich dostęp, stale maleje.© Hamid Sardar-Afkhami / hamidsardarphoto.com

© Hamid Sardar-Afkhami / hamidsardarphoto.com

© Hamid Sardar-Afkhami / hamidsardarphoto.com