Omsk
now browsing by tag
Czas zatrzymania nad Irtyszem
Czas zatrzymania Czernolucze Чернолучье 18-28 listopada 2015
Omsk, kolejny przystanek na naszej drodze przez świat, Syberię. Przyjął nas bardzo gościnnie, sympatyczną restauracyjką wegetariańska. Nocleg koło miasta wprowadził troszkę zamieszania, gdyż o drugiej w nocy obudził nas menelek sępiący na alkohol, co ujawniło menelkowe lęki Bartka.
Uwalniam się od przekonania, że inne osoby mają moc zrobić mi krzywdę
Ufam własnej mocy i ochronom sił światła.
Od jakieś czasu mieliśmy ochotę na odpoczynek, na proste zatrzymanie. Marzył nam się domek gdzieś w tajne na zimę, jednak do tego trzeba byłoby mieć zgodę na dłuższy pobyt w Rosji.
Obok Omska, 50 km w stronę Nowosybirska, 10 km od trasy, znajduje się się kurorcik Czernoucze w sosnowym borze nad rzeką Irtyszem.
Miejsce gdzie znajduje się troszkę hoteli całorocznych.
W sumie spędziliśmy tutaj 10 nocy. Najpierw zaprosiła nas do siebie baza oddycha baza-strelnikova gdzie za pokój półluks w tygodniu zapłaciliśmy ok 2200 rubli ( ok 150 Zł) z parkingiem, który miał dostęp do prądu. Było to bardzo cenne z uwagi na panujące mrozy dochodzące do minus 30 stopni – mamy elektryczną grzałkę do grzania silnika.
http://baza-strelnikova.ru/prejskurant
Na terenie bazy jest basen z termalną wodą o temperaturze 32 stopnie.
Na zewnątrz minus 20, ciekawie było wskoczyć do tego odkrytego basenu, tym bardziej, że wzmagał się wiatr i już po ok. 10 minutach pływania wyskoczyć ku radosze wspólnie kąpiących się pań.
– Zimną woda – powiedziałam lekko trzepiąc się.
– Jak to zimna? – Popatrzyły na mnie kobiety z niezrozumieniem – Na kreszczenie gdy jest 30 stopni mrozu kąpiemy się w przerębli, więc ta woda dla nas gorąca.
Dla mnie przyzwyczajonej do gorących wód termalnych, ta wydawała się zimna – na pewno przy którejś wizycie stałaby się bardziej przyjazna.
Jednak na weekend nie było dla nas miejsca w bazie i pojechaliśmy szukać czegoś innego. Trochę mi się nie chciało opuszczać ośrodek, bardzo czułam potrzebę dłuższego odpoczynku w jednej energii.
– Dlaczego tak musimy gnać?
– Co powoduje, że nie możemy się zatrzymać? – dźwięczało w głowie.
Fajnie obserwować oddech robiąc ćwiczenia z książki zamknij usta www.butejko.pl. Pozwala nam to zobaczyć nasz wewnętrzny spokój.
Pojechaliśmy do jednego takiego ośrodka z wielką bramą, gdzie ochroniarz, powiedział, że musimy najpierw z naszego telefonu zadzwonić do administracji, aby on nas mógł wpuścić.
– Jakieś jaja, czy co, tu nas nie chcą – powiedzieliśmy zgodnie i pojechaliśmy dalej.
– O patrz tutaj nas zapraszają, jest otwarta brama – powiedziałam do Bartka patrząc na ośrodek Atleta przy lesie.
Wjechaliśmy na teren budynku znajdującego się przy sosnowym borze ok. 500 metrów idąc przez las od Irtyszu. Miła Pani pokazała nam możliwe pokoje. Wybraliśmy wariant ekonomiczny z umywalką w pokoju, WC na piętrze, a prysznicem na parterze za niewiarygodnie niską cenę 370 rubli ok. 22 zł od osoby. Jakieś cuda. Do tego czyściutko pokoik duży przestronny z łóżkami i biureczkiem. W widokiem na las, delikatnie podświetlany nocą. Bardzo sympatyczna obsługa i energia. Tak przyjazna, gościnna, otwarta. I tak zostaliśmy ponad tydzień ciesząc się niesamowitym spokojem tego miejsca gdyż ludzi w ośrodku było niewiele. Ośrodek Uniwersytetu w Omsku, więc obsługę nie dziwiły żadne zachowania ( w tym własne wyżywienie ).
Hotel aetleta link http://aelita.omsu.ru/
Niektórzy pracownicy hotelu śmiali się, że są „komnatni Sybiracy” (pokojowi, domowi), szczególnie gdy widzieli nasze otwarte okno w nocy, czy chodzenie boso po śniegu.
– W mieszkaniu zimą ma być minimum 22 stopnie – mówili.
Tak, większość ludności mieszkającej tutaj właśnie jest taka. Niewielka część uczestniczy w spotkaniu z zimnem na zewnątrz. My będziemy uczyć się przystosowania do zimna od Pań z basenu.
Otwieram się na radość spotkania z zimnem, zimną wodą, powietrzem, wiatrem w bezpiecznej dla mojego ciała przestrzeni.
Poddaliśmy się spokojowi, pozwalając sobie na bycie, cieszyliśmy się miejscem, czasem chodziliśmy na spacery,czasem do sklepu, czasem medytowaliśmy, czasem ćwiczyliśmy oddech, bez przymusu robienia czegokolwiek.
Następowało rozluźnienie i dzięki niemu kolejne warstwy mogły się odsłonić, znaleźć ujście. A tak jak działo się na Gobi, w przyjaznym miejscu, pełnym miłości, nawet trudne problemy szybko znajdują ukojenie, rozwiązanie.
Uwalniam się od przymusu zmagania z przestrzenią
Pozwalam sobie być w przyjaznych, gościnnych miejscach dla mnie.
Pierwsze dwa dni to dalej ostra zimka dochodząca do 30 stopni, niestety na parkingu nie było puszek z prądem i landrynka zamarzła, jednak po silnych mrozach praktycznie z dnia na dzień przyszła odwilż z deszczem i auto odmarzło.
My również rozmrażaliśmy tutaj swoje ♥ serce, wybaczając po raz kolejny naszym przodkom ich traktowanie nas i napełniając się coraz większą wdzięcznością do nich za możliwość ż ycia na ziemi.
Czas zatrzymania znalazł swoje miejsce, czas i przestrzeń.
Dziękujemy za ten cudowny czas, za otwarcie kolejnych przestrzeni nas samych. Za czas poza czasem.
Z wielką wdzięcznością pożegnaliśmy hotelik i pojechaliśmy w kierunku zachodnim.
Zakręceni w kółko koło Nowosybirska Droga Nowosibirsk-Omsk
Zakręceni w kółko w drodze Nowosybirsk – Omsk 14-18 listopada 2015
Nowosybirsk przyjął nas dziwnie. Pamiętaliśmy letnie przyjęcie niesamowitymi sushi. Tym razem przyciągnęła mnie znów wegetariańska restauracja – Bartek po doświadczeniach w Irkucku, nie za bardzo chciał tam iść i miał rację. Restauracja piękna, również z pięknymi cenami. Zupa 250 ml 200 rubli (12 zł) maleńkie drugie danie 400 rubli (32 zł.) – popatrzyliśmy do karty i poszliśmy do sushi baru, który przyjął nas bardzo gościnnie, a potem jeszcze mając w pamięci bardzo luksusowy sklep spożywczy postanowiliśmy go odwiedzić, jednak miasto wywiało nas z siebie i w sumie troszkę zaskoczeni znaleźliśmy się na przedmieściach.
I znów byliśmy w drodze. Gdzieś 100 km za miastem, obok stacji benzynowej ułożyliśmy się do snu, by rano podążyć dalej.
300 km od Nowosybirska na przydrożnej kafe spotkaliśmy sympatycznych chłopaków, którzy opowiadali, że na tej trasie często jeżdżą, również w lutym. Asfalt jest zwykle dobrze odśnieżony, suchy. Odżyła tęsknota za Chakasją , leżącą na granicy z Mongolią poniżej Krasnodaru, która tak bardzo zapraszała. Wtedy bałam się tam jechać bez opon z kolcami, a Bartek mrozów. Po prostu jak pisałam w ostatnim poście – chcieliśmy jak najszybciej uciekać.
Teraz porozmawialiśmy między sobą i …..
zawróciliśmy – kierunek …… Nowosybirsk
– Tak, trzeba przyznawać się do błędów – stwierdził Bartek –
nawet jak trzeba nadłożyć 700 km.
I pojechaliśmy …….
W Nowosybirsku już poprzednim razem zapraszały nas luksusowe hotele, które w weekendy miały świetne ceny – pospolitych pokoi , może jednak tam biegnie nasza droga….
Mijały kilometry….nieoczekiwanie jakieś 60 km przed Nowosybirskiem zapaliła się kontrolka braku ładowania akumulatora…….również wspomaganie kierownicy coś słabo działało…… szybko zatrzymaliśmy się. Oględziny stwierdziły że…… odkręciło się koło pasowe zamocowane wcześniej czterema śrubami na wałku silnika. Wszystkie śrubiki zniknęły, tylko dlaczego właśnie w tym momencie, gdy zawróciliśmy w stronę wschodniej Syberii…? Mróz robił się coraz większy, było już minus 17 stopni ,wiał wiatr wzmagany porywami powietrza z przejeżdżających obok tirów. Bartek starym zwyczajem ściągnął pasek klinowy, skostniałymi rękami leżąc pod autem próbował przy pomocy jedynej znalezionej tego typu śrubki przykręcić koło pasowe na swoje miejsce. Nie widząc otworu z gwintem i nie mogąc dostać w to miejsce palcami, musiał trzymając kluczem śrubę trafić w gwint. „Celował Bartek, a trafiła opatrzność……” – jak później opowiadał – nie mam nic z tym wspólnego! Zawiązanie sznurka zamiast paska klinowego odbyło się dopiero za kolejnym grzaniem rąk.
Do najbliższego parkingu z kawiarnią było 10 km, konstrukcja zadziałała i z radością zameldowaliśmy się na parkingu z serwisem.
Jaka ulga…….
Panowie pomimo niedzieli postanowili ściągnąć mechanika. Mimo upływu czasu nikt się nie pojawiał, opiekuńczo nastawiona obsługa serwisu opon, zakomunikowała już w nocy że mechanik nie daje znaków życia….. lecz rano na pewno się pojawi ze śrubami. Ze względu na pobyt w centralnej części parkingu, była to najgorsza noc na całej naszej wyprawie. Stojące tiry na silnikach (28 minus) , podjeżdżające pod serwis opon , klekot pistoletów do odkręcania śrub, spaliny…… No właśnie spaliny, to ważny oddzielny temat. Wielokrotnie zauważyliśmy tu w mrozach na Syberii, przy tym leśnym , niezwykle czystym powietrzu odczuwalność zapachów jest niezwykle intensywna. I to nie dotyczy tylko spalin , również wydzielin naszych ciał. Na początku myśleliśmy że coś jest z nami nie tak…, albo coś zjedliśmy dziwnego…., nic bardziej mylnego po prostu nie ma w powietrzu innych maskujących zapachów. A spaliny są lekko wyczuwalne na całym parkingu gdzie stoją lub manewrują już np. trzy tiry…. I to nie jest europejski parking z setką aut, ciężarówek i zatłoczoną drogą obok…...mieszkańcy miast żyją w ciągłym stałym stężeniu spalin….tylko ich…… już nie czują po prostu.
Rankiem przepraszając pojawił się pan który wkręcił w ciepłym garażu na kanale śruby i założył paski klinowe (1000 rubli – 60 zł).
A my takie sygnały od wszechświata odbieramy dosłownie „ nie pchajcie się tam dalej” . Grzecznie , pokornie zawróciliśmy kolejny raz z powrotem na zachód…..Tej doby jechaliśmy prawie cały czas, a przesunęliśmy się siedemdziesiąt kilometrów w kierunku Polski.
Do błędów należy przyznawać się nawet kilka razy…..
Uwalniam się od przekonania jedynej właściwej drogi
Pozwalam sobie przyznawać do błędów
A droga w zimowej szacie, zapraszała do chodzenia po śniegu, czy nawet nacierania nim. Piękna syberyjska zimka – słońce w dzień koło minus kilkanaście, w nocy niewiele poniżej minus 30.
Teoretycznie bardzo zimno, ale tylko teoretycznie, bo magia miejsc powoduje, że chłód jest jakoś dziwnie mniej odczuwalny.
Gdyby nie patrzeć na termometr , powiedziałabym – tylko skupić się na moim odczuwaniu chłodu, to stwierdziłabym, że bardziej mi to pasuje niż 0 stopni, i wilgotny wiatr w naszych dużych miastach.
A przy drodze białe brzozy machały do nas radośnie, oświetlając sobą okoliczną przestrzeń.
Landrynka za cudowne ozdrowienie poprosiła o tort i szampana. Kiedyś kupiliśmy zrobiliśmy jej taką imprezkę we Francji i teraz jej się przypomniało http://brygidaibartek.pl/podwojne-urodziny/ i zatęskniła. Zjechaliśmy więc do jednego z miasteczek i kupiliśmy co trzeba, aby potem na parkingu cieszyć się razem wspólnym świętowaniem. I tak przejechaliśmy kolejne 800 km dojeżdżając do Omska.
Dziękujemy tej pięknej drodze za jej magię, bezpieczny i spokojny przejazd.