Panini Maroko
now browsing by tag
W miasteczku zwykłych ludzi
W miasteczku zwykłych ludzi – Safi 23 październik 2013
Duża radość sprawiają nam pobyty w nieturystycznych miasteczkach czy na zwykłych targach . Wtopienie się w tłum Marokańczyków – choć wiadome tutaj z uwagi na kolor skóry jest trudne . Lubimy miejsca gdzie możemy zakosztować normalnego życia danego kraju, rejonu , być jednym z ludzi mieszkających na danym terenie.
Turystyczne medyny czy miejsca bardzo turystyczne różnią się od miejsc dla miejscowych .
Po pierwsze na targach , czy w miejscach nie turystycznych sprzedawcy nie są nachalni , nie robią maślanych oczu na widok Europejczyka. Bo kiedy wejdzie się w miejsca marokańskie tam nikt nie zaczepia , nie zaprasza do sklepów , nie pokazuje towarów itp. wszystko jest bardzo podobne do tego co znamy z Polski.
Towary całkiem inne niż w turystycznych miejscach .
W turystycznych miejscach mamy wiele rzeczy arabskich , robionych ręcznie itp. . Oczywiście , widzieliśmy trochę Maroka i musimy przyznać , że w sklepach turystyczny jest w 80% to samo, niezależnie od rejonu kraju , tak jakby jedna fabryka w Chinach produkowała towary na potrzeby turystów odwiedzających Maroko .
Duży koloryt , duży wybór towaru .
Natomiast na targach , supermarketach czy w miejscach gdzie kupują Marokańczycy jest zdecydowanie mniejszy koloryt . Wśród dywanów furorę robią syntetyki , przypraw ze 6 – cynamon, kardanom, imbir, papryka, kmin, kurkuma.
Trochę ziół .
Przemysłowe towary to głównie popularna i u nas chińszczyzna i ich sukienki .
Z kosmetyków głównie Garnier, Oreal , troszkę ichniejszych
Dziś spacerowaliśmy po bardzo przemysłowym miasteczku Safi na wybrzeżu
Nikt nas nie zaczepiał, nic od nas nie chciał , gdy jeden dzieciak zaczął nas nagabywać inni go pogonili , tak że musiał uciekać biegiem .
Wydawano nam niewielkie reszty , traktowano jak swoich . Kobiety uśmiechały się do mnie przyjaźnie – chodziłam w ich sukience .
Syciliśmy się atmosferą bycia wśród Marokańczyków . Jedliśmy wegetariańskiego hot – doga czyli bułka, jajko smażone świeżo i frytki ,
piliśmy sok z bambusa ,
oraz jakiegoś szejka owocowego , zajadaliśmy się opuncjami . Byliśmy jednymi z tych ludzi . Ludzi normalnych takich którzy rzadko mają kontakt z turystami . Przyglądaliśmy się im i oni nam .
Mówienie złe o Marokańczykach byłoby niesprawiedliwe , gdyż poznaliśmy w dużej większości tylko tych, którzy żerują na turystach , a podejrzewam, że większość jest bardzo normalna, może nie za bardzo gościnna czy otwarta , ale normalna.
Z uwagi na bariery językowe (angielski zna bardzo niewiele osób, w centrach turystycznych na pewno prawie wszyscy, francuski zna jakaś część , niektórzy parę słów , a jest grupa która zna tylko swój język), prawie połowa mieszkańców kraju to analfabeci , kontakt jest więc bardzo utrudniony . Mało ludzi mimo znajomości języków jest żywiołowa w kontakcie .
Maroko świat turystów i świat mieszkańców , w tym kraju niesamowicie podzielony.
Dziękujemy dzisiejszemu miasteczku za cudowną gościnę , za pokazanie normalnego życia ,za cudowne pełne serca jedzenie .
Nie odwiedzajcie tego miasteczka , tutaj nic nie ma! . A jak będzie za dużo turystów , mogą się zmanierować , a po co ????