Pszczyna
now browsing by tag
Ruszyliśmy na wschód
3-5 czerwca 2015 Upalny początek podróży
W Polsce mieliśmy być 2 tygodnie,zrobiły się 2 miesiące.
Przed przyjazdem daliśmy intencję aby poczyścić to co stare – oczywiście w zakresie w jakim byliśmy gotowi – i podziało się ojj…- podziało, ale o tym może w innym poście. Poza tym dosprzętowaliśmy landrynkę (snorkel, bateria słoneczna, separator napięcia akumulatorów, namiot tylni i piecyk do jego ogrzania (to taka nasza ekstrawagancja).
Energia długiego weekendu była dla nas bardzo wspierająca do wyjazdu. Po prostu podpięliśmy się pod społeczny wzorzec i skorzystaliśmy z jego siły, aby ruszyć i zostawić za sobą to co stare.
Bielsko opuściliśmy po 17. w starszym przedburzowym upale i duchocie, ojjj jak ja to lubię!!!!!
I skierowaliśmy się w kierunku Warszawy.
Pogoda nie nastrajała do jazdy, temperatury dochodziły w samochodzie do 40 stopni.
Może zrobimy przerwę na jabłko Daisy w Pszczynie – zaproponował Bartek – gdy zlani potem znaleźliśmy się w Czechowicach – przeczekamy ten upał.
Tak rozpoczynaliśmy naszą ostatnią szczęśliwą podróż – więc może i tą też tak warto.
Pisaliśmy o tym http://brygidaibartek.pl/ruszylismy-w-kolejna-podroz-kilkumiesieczna/
Jednak wszechświat pokazał, że podążanie za starym w tej podróży, może tylko odebrać nam siły.
W restauracji w Pszczynie okazało się, że właśnie od czerwca mają nową kartę i legendarne jabłko Daisy (deser najsłynniejszy w Pszczynie) z niej wycofali.
Tak, tak będąc w Bielsku często jeszcze wchodziliśmy w stare role, teraz już koniec.
W korku właśnie odbierającym energię wyjechaliśmy z Pszczyny i skierowaliśmy się w kierunku Częstochowy, aby tam poprosić o bezpieczną podróż.
Po drodze pachniały akacje czasami układające się długie szpalery.
Częstochowa przyjęła nas bardzo gościnnie u schyłku dnia. Pobłogosławiła Apelem jasnogórskim, gdy najświętsza polska madonna kładła się spać (obraz był zasłaniany) poczułam smutek, że coś się skończyło i łzy napłynęły mi do oczu. Jednak 3 sekundy potem poczułam wielką radość.
Przeszłość była smutna, przyszłość będzie radosna zawirowało w mojej głowie.
Noc spędziliśmy w lesie w Gaju (koło Spały) – na działce Bartka ojca, gdzie wszechświat stwierdził, że jeszcze nie poczyściliśmy się wystarczająco do nowego i w środku nocy przeżyliśmy atak meszek, nim zdążyliśmy otoczyć się moskitierą byliśmy cali pogryzieni.
Las dał nam odpoczynek jak i pierwsze grzyby pokazując, że przyroda nas nakarmi. Czasami zastanawiamy się co będziemy jeść w Rosji …… dary natury.
Tak jemy jeszcze i to różne ilości w zależności od dnia i energii jakie przez siebie przepuszczamy, jednak brak jedzenia nie wywołuje w nas emocji i to jest super. Jak będzie w praniu okaże się .
Proces na pewno trwa .
Jadąc dalej skorzystaliśmy z żywiołu wody w Termach Mszczonowskich, aby zrzucić balast ostatnich miesięcy i w nowej energii późno dojechaliśmy na Bagna Biebrzańskie na Grądy-Woniecko nad Narwię , gdzie chłodna noc, bezmierna cisza, księżyc prawie w pełni i otulająca mgła zapraszały do odpoczynku ciała i umysłu.
Nastąpiła tak silna regeneracja podczas snu, że nie byliśmy w stanie wstać na wschód słońca, obudziliśmy się ok 9 rano, w stanie pełnej harmonii z otaczającą przyrodą, goście, a może współmieszkańcy tego miejsca – w tym czasie.
Tryb domowy został przełączony na podróżniczy.
Tylko dlaczego jest w tym zakresie rozdzielenie ?
Czas się temu przyjrzeć. Tak samo dlaczego w domu nie chce mi się pisać? Może to program –
Nie mów nikomu co się dzieje w domu…???
Jednak gdy nie będziemy o tym mówić czy to zakłamywać nie damy sobie szansy na zmiany.
Jestem tym kim jestem i taka jaka jestem pokazuję się światu. Ze swoim światłem i cieniem, gdyż to tworzy jedność. Widzenie tylko światła daje rozdzielenie osobowości,
Dziękując wszechświatowi za ten czas piszę te słowa życząc sobie i Wam miejsc gdzie ciało i umysł w jednym czasie będą wstanie doznawać regeneracji.
Pokręciliśmy się jeszcze po bagnach biebrzańskich sycąc się żółto różowymi ich barwami, bo teraz zamiast bagien, są albo pola uprawne, albo jaskrowo – firletkowe łąki.
Potem opuściliśmy bagna i kierowaliśmy się w stronę granicy z Litwą, by potem przekroczyć granicę w Brzeżnikach szutrową drogą wśród lasów, gdzie tylko zdezelowany szlaban przypominał o tym fakcie.
Żegnając piękną wczesno-letnią Polskę wjechaliśmy w świat jak z bajki, kolorowych drewnianych domków wśród pól i przyrody bardziej obfitej, dzikiej.
Aaa zapomniałam napisać gdzie jedziemy, na ile ?
Mamy roczną wizę do Rosji (polecam www.wadi.pl – najlepsza agencja w sprawie rosyjskich wiz), tzn. 6 miesięcy możemy być w Rosji, gdzie nas wszechświat dalej zaprowadzi nie wiemy.
Ogólne plany to Ałtaj, Bajkał, Mongolia.
Jednak nie dajemy temu żadnych ram, pozwalamy aby kolejny dzień kolejna chwila pisała swój scenariusz w najbezpieczniejszy dla naszych ciał i samochodu sposób, ale również najlepszy dla naszego rozwoju na wszystkich poziomach. Abyśmy szli w kierunku jedności.
Ruszyliśmy w kolejną podróż kilkumiesięczną
15 sierpnia 2014 Ruszyliśmy w nową kilkumiesięczną podróż
I znowu ruszyliśmy w kolejną podróż tym razem na południowy wschód . W naszą pierwszą zagraniczną podróż poślubną .
Dom i kota zostawiliśmy pod opieką znajomych , którzy na ten czas wprowadzili się do nas . Dzięki temu zyskaliśmy luz , że możemy być w podróży jak długo chcemy .
Wszechświat to wszystko zorganizował za nas .
Czas przed wyjazdem był bardzo napięty , pozbywaliśmy się starego , Bartek sprzątał szkółkę , odwiązując się kawałek po kawałku od iluzji nie swoich marzeń
Do tego nasze ograniczone odżywiane , powodowało, że programy wychodziły jeden za drugim . Czasami jeszcze starym zwyczajem chcieliśmy gdzieś wyjść do knajpy, a przy okazji uciężyć się jedzeniem , więc wyskakiwaliśmy na zupkę i foccacię do Bułgara (jedna zupa i foccacia na dwie osoby i czuliśmy się objedzeni)
Trochę dla zmiany energii, aby wyjść z niej , trochę żeby posmakować smaków , a trochę żeby się u ciężyć – może dostosować wibracje do tego w czym się zmagaliśmy.
Były dni , ze wszystko szło pod górkę , pracowaliśmy cały dzień , by wieczorem okazało się , że nic nie zrobiliśmy .
Sprzątanie szkółki , wysprzątanie domu z niepotrzebnych rzeczy , przygotowanie auta , spakowanie go – bo przecież nie wiedząc kiedy wrócimy i jadąc w rejony górskie wzięliśmy rzeczy i letnie i zimowe . Landrynka nigdy nie była jeszcze tak wypchana .
Sprzątając dom , zadawaliśmy sobie pytanie czy skoro dana rzecz nie będzie potrzebna w czasie naszej podróży to czy na pewno potem będzie nam potrzebna ….??? I tak opróżnialiśmy dom, a przy okazji swoje przywiązania . Ufając wszechświatowi, że da nam to co potrzebne , że niczego nie musimy trzymać na zapas .
Wyjazd przesuwaliśmy z dnia na dzień, aż wreście dziś się udało .
Naszą podróż postanowiliśmy rozpocząć jadąc przekornie w kierunku północnym , aby raz jeszcze gnani pamięcią niedawnego poślubnego pleneru, znaleźć się ponownie w pszczyńskim zespole parkowym i raz jeszcze doznać smaku sławnego deseru „Jabłka Daisy” .
Mimo , że nie lubimy słodyczy to niesamowicie doceniamy kunszt tego deseru . Deser to bardzo proste połączenie pieczonego w całości jabłka z nadzieniem bakaliowiom (figi, daktyle itp.) . Polany gorzką czekoladą i posypany migdałami . Podany na ciepło .
Zapraszamy teraz w miarę regularnie na naszego bloga , bo w czasie podróży pisanie idzie nam lekko .
A gdzie dotrzemy , sami jeszcze nie wiemy
Tym razem w czasie naszych przygotowań dość często przewijało się przez usta naszych znajomych pytanie
„I Wy się nie boicie” ?
Czego ? – odpowiadaliśmy
Padały różne odpowiedzi
Niespodzianek, złych ludzi, awarii , niewygód i ogólnie złych przygód, czyli ………….po prostu życia.
No właśnie
Po przemyśleniu tego dochodzimy do wniosku , że ludzie dzielą się na tych co się boją żyć i tych co w tym czasie zdarzą 5 razy objechać świat lub dokonać rzeczy , które realizują ich na własnej drodze życia .
Dla nas podróż to życie
Jak mawiał świętym Augustyn
"Świat jest książką, a ci, którzy nie podóżują czytają tylko jedną jej stronę"