Rosja
now browsing by tag
Niesamowite powitanie cerkwi – spotkanie ze świętym Mikołajem
Niesamowite powitanie cerkwi Свято-Никольский монастырь (Большекулачье) 28 listopad 2015
Znów w drodze, kolejny raz po przemianie. Tym razem bardzo silnej. Dzięki przyjaznemu, o głębokim spokoju miejscu, wyjechaliśmy bardzo spokojni.
– Monastyr – czytam na znaku .
– Zjeżdżamy? – pyta Bartek.
– Tak, chodźmy się przywitać z cerkwią teraz jesteśmy na terenie jej działania – odpowiedziałam.
Religia to silne energetyczne myślokształty, które są na danym terenie i warto ich traktować tak samo jak widzialnych ludzi.
Monastyr znajduje się 1 km od głównej drogi przy jeziorze, słynnym z kreszczennych kąpieli (19 Stycznia). Na które zjeżdża się sporo ludzi. Część się kąpie, cześć ogląda. Jak opowiadał nam ochroniarz z hotelu kąpią się nawet matki z niemowlakami, starcy. Sam kąpał się 6 razy i stwierdził, że po wyjściu jest ciepło, mimo, że na zewnątrz minus 30.
Kościółek malutki, przy wejściu mnich cofa mnie do przedsionka, abym założyła spódnicę.
– To zakon męski – tłumaczy – a poza tym kobieta niech wygląda jak kobieta – dodaje.
– O super – uśmiecha się gdy wyciągam na spodnie spódnicę.
W cerkwi właśnie trwa chrzest – energia idzie za uwagą. Monastyr kojarząc nam się z chrztem – co prawda świętem, przyciągnął nas indywidualnym chrztem dziecka.
Zapalamy świeczki, siadamy na ławeczce i zaczynamy się zastanawiać jak to było gdy nas chrzcili.
Bartkowe wspomnienia są związane z krzykiem, a moje z ciasnym becikiem w którym trzeba ładnie wyglądać. Sporo niepotrzebnego napięcia. Chrzest to takie przywitanie przez duchy miejsca.
Na ziemi trzeba krzyczeć, na ziemi jest ciasno.
Uwalniam się od przymusu krzyku, napięcia na ziemi
Komunikuję się spokojnie ze światem.
Uwalniam się od skrępowania, braku przestrzeni w moim życiu.
Otwieram się na przestrzeń w moim życiu.
Gdy wychodzimy z monastyru mnich, który ubierał mnie w spódniczkę podarował nam ikonę świętego Mikołaja zrobioną na terenie klasztoru, oraz święconą wodę.
Niesamowite powitanie, mówię w duchu zaskoczona tym co się stało.
Wychodzę na śnieg i zaraz robię prezentom zdjęcie. Jesteśmy na właściwej drodze.
Jednak cuda się jeszcze nie skończyły w tym monastyrze.
Zachodzimy do sklepiku, gdzie poza 2 przesympatycznymi paniami wita nas biało czarny kot. Miła rozmowa o tym co tutaj robimy i kolejna ikona świętego Mikołaja jako dar serca, trafia w nasze posiadane. Ostatnio mówiłam, że nie umiem dawać. Czy trzeba lepszego przewodnika (bowiem od tego rozdającego świętego wziął się święty Mikołaj). Bałam się dawać, bo moja rodzina wiecznie wyśmiewała to co rozdaję, że za mało, że potrzeby inne, że powinnam itp.
Uwalniam się od lęku przed dawaniem innym
Pozwalam sobie dawać innym zgodnie z tym co czuję moje serce.
– Jedzcie do Aczairskiego monastyru, on tylko 50 km od Omska – radzą Panie.
– A jaka drogą, bo mamy opony bez kolców – pytamy szczerze, nie chcąc wpakować się w 50 km lodu ( plus powrót).
– To federalka więc odświeżają – odpowiedziała jedna z Pan, która dużo podróżuje.
Wyjeżdżając z monastyru poczułam niesamowitą pewność, że na ten moment podróż to moje życie. Po wyjeździe z Czernoucze czułam się zrównoważona i spokojna, a teraz poczułam, że mogę latać w tym spokoju w zrównoważeniu. Jakbym dostała skrzydeł.
Działam z lekkością, świeżością w zrównoważeniu i spokoju.
Dziękujemy temu niesamowitymi miejscu za ten czas, za dary, za świętego Mikołaja.
Zabawa w dawanie – kim jest święty Mikołaj
Zabawa w dawanie z radością – historie świętego Mikołaja 6 grudnia 2015
Zabawa w dawanie z radością – historie świętego Mikołaja 6 grudnia 2015
Postać świętego Mikołaja biskupa otrzymanego w klasztorze koło Omska Свято-Никольский монастырь (Большекулачье)
zainspirowała nas do poznania bliżej nie tylko tego świętego – więcej o nim: https://pl.m.wikipedia.org/wiki/Mikołaj_z_Miry, ale również samej instytucji świętego Mikołaja.
Osobiście odwiedziliśmy świętego Mikołaja w Finlandii i stwierdziliśmy, że było to najbardziej przemysłowe miejsce w Finlandii.
Sama postać, zarówno biskupa jak i skrzata pokazują nam jak bardzo lubimy być obdarowywani i lubimy dawać.
My za inspiracją św. Mikołaja zrobiliśmy przegląd naszych rzeczy i niektóre wysłaliśmy do znanego nam Klasztoru Prawosławnego, gdzie wiemy, że się z nich ucieszą.
Dlatego może warto przejrzeć czego się nie używa, nie nosi, np. rok czy dwa. Przyznać się samemu przed sobą, że zakupy tych rzeczy były. Nie trafione lub wyrosło się z nich energetycznie i poszukać miejsc, czy osób którym sprawia przyjemność.
To dla mnie dość trudne zadanie bo zawsze Ci co dużo gadają że są biedni – w moim rozumieniu nimi nie są, a Ci co nimi faktycznie są nie upominają się.
Gdy coś mam do ofiarowania, czy potrzebę dawania – trafiam dokładnie na te osobę, która tego potrzebuje.
Bo wtedy sprawia się jej radość.
Przecież nie trzeba dawać tylko ubogim.
Dajemy wtedy gdy mamy świadomość, że mamy coś do dania i nie ma to nic wspólnego ze stanem majątkowym. Nie bójcie się dawać, część ludzi nie umie brać i odrzuca , niech was to nie blokuje.
Dawajcie, dawajcie dalej innym. Nikogo nie wolno jednak zmuszać do brania.
Mam radość w dawaniu
Mam radość w otrzymaniu
Wiecie ile radości sprawia fakt otrzymania np. kawałka sera na drodze na pustyni, nawet jak się go nie je. Taki piękny dar ludzi, którzy mówią: mam nadmiar tego, spróbuj.
Gdy boję się dawać, brać, czuje się lepsza, gorsza od innych.
Uwalniam się od przekonania, że gdy daję jestem kimś lepszym, gdy biorę kimś gorszym
Daje z radością i miłością tym komu podpowiada moje serce.
Każdy otrzymany od innych dar, traktuje jako dar wszechświata przez który się ze mną komunikuje.
Zastanówcie się również co sądzicie o braniu , dawaniu i oczyście to.
Pozostaję w ciągłym przepływie dawania i brania
Więcej o świętym Mikołaju https://pl.m.wikipedia.org/wiki/Święty_Mikołaj_(kultura_masowa)
Kiedy pojawił się święty Mikołaj, kto go wymyślił, kto przynosi prezenty w różnych częściach Polski i trochę innych ciekawostek.
Mikozłaj – postać starszego mężczyzny z białą brodą ubranego w czerwony strój, który wedle różnych legend i baśni w okresie świąt Bożego Narodzenia rozwozi dzieciom prezenty saniami ciągniętymi przez zaprzęg reniferów. Według różnych wersji zamieszkuje wraz z grupą elfów Laponię lub biegun północny.
Dzięki sprawnej promocji praktycznie zastąpił on w powszechnej świadomości tradycyjny wizerunek świętego Mikołaja, biskupa Miry.
Obecnie powszechna forma tej postaci wywodzi się z kultury brytyjskiej i amerykańskiej, gdzie jest jedną z atrakcji bożonarodzeniowych. W większej części Europy, w tym w Polsce, Mikołajki obchodzone są tradycyjnie 6 grudnia jako wspomnienie świętego Mikołaja, biskupa Miry. Rankiem tego dnia dzieci, które przez cały mijający rok były grzeczne, znajdują prezenty, ukryte pod poduszką, w buciku lub w innym specjalnie przygotowanym w tym celu miejscu (np. w skarpecie).
Na skutek przenikania do europejskiej tradycji elementów kultury anglosaskiej (w szczególności amerykańskiej) także w Europie święty Mikołaj utożsamiany jest coraz częściej z Bożym Narodzeniem i świątecznymi prezentami.
Święty Mikołaj, biskup Miry, ze względu na przypisywane mu legendą uczynki (m.in. cały majątek rozdał biednym), został pierwowzorem postaci rozdającej prezenty dzieciom. Przedstawiany jako starzec z okazałą brodą, często w infule i pastorałem, z workiem prezentów i pękiem rózg w ręce. 6 grudnia (w rocznicę śmierci świętego) grzecznym dzieciom przynosi prezenty (zwykle słodycze), a niegrzecznym (na ostrzeżenie) rózgę.
Jedna z legend głosi, że pewien człowiek, który popadł w nędzę, postanowił sprzedać swoje trzy córki do domu publicznego. Gdy biskup dowiedział się o tym, nocą wrzucił przez komin trzy sakiewki z pieniędzmi. Wpadły one do pończoch i trzewiczków, które owe córki umieściły przy kominku dla wysuszenia. Stąd w krajach, gdzie w powszechnym użyciu były kominki, powstał zwyczaj wystawiania przy nich bucików lub skarpet na prezenty. Tam, gdzie kominków nie używano, św. Mikołaj po cichutku wsuwa prezenty pod poduszkę śpiącego dziecka.
Początkowo Święty Mikołaj przybywał z południa. W średniowiecznym Amsterdamie Sinterklaas przypływał żaglowcem z dalekich ciepłych mórz, a wór z prezentami niósł ciemnoskóry sługa zwany Zwarte Piet. Człowiek z ciepłych krajów nie bardzo pasował do zaśnieżonego zimowego pejzażu[potrzebne źródło]. Toteż gdy w roku 1823 Clement Clarke Moore napisał wiersz Noc wigilijna, w którym św. Mikołaj przybywa saniami zaprzężonymi w renifery z bieguna północnego, wkrótce przyjęło się to do tradycji.
Postać św. Mikołaja popularyzował także amerykański karykaturzysta, Thomas Nast. 1 stycznia 1881 w Harper's Weekly artysta opublikował ilustrację, na której św. Mikołaj rozdaje prezenty żołnierzom biorącym udział w wojnie secesyjnej. Jest to prawdopodobnie pierwsze przedstawienie świętego z charakterystyczną, elfią czapką zamiast mitry
Niezgodności kalendarza gregoriańskiego z kalendarzem juliańskim sprawiły, że dzień św. Mikołaja według starego stylu wypadał blisko dnia Bożego Narodzenia w nowym stylu. Podsunęło to pomysł[potrzebne źródło], aby prezenty przynosiło, zamiast świętego, Dzieciątko Jezus. Jezusa przedstawiało ubrane na biało dziecko, worek z prezentami niósł mężczyzna przebrany za mędrca – jednego z trzech, którzy przynieśli dary Dzieciątku. Ten zwyczaj jednak się nie przyjął, mężczyzna znów stał się św. Mikołajem, dziecko zaś zostało jego pomocnicą Śnieżynką. Jednak w niektórych krajach św. Mikołaj został bożonarodzeniowym dziadkiem: Père Noël we Francji, Julemand w Norwegii, Babbo Natale we Włoszech.
W kontekście polskim, Aleksander Brückner w Encyklopedii Staropolskiej określił to jako zwyczaj późny, miejski, niemiecki. W rzeczywistości jednak zwyczaj obdarowywania się prezentami jest znacznie starszy, archaiczny. Choć bezpośrednich korzeni obdarowywania się prezentami najczęściej doszukujemy się w rzymskich Saturnaliach, to w przypadku Słowian postać świętego Mikołaja wyraźnie wywodzona jest z kultu Welesa, bóstwa związanego z ziemią, zaświatami i magią (a u Germanów analogicznie z Odynem
W Rosji św. Mikołaj był również otoczony kultem jako patron uciśnionych i skrzywdzonych, ale przejętą z zachodu postać rozdającą dzieciom prezenty nazwano Dziadkiem Mrozem (ros. Дед Мороз), ze względu na podobieństwo do bajkowej postaci nazywanej Moroz Krasnyj Nos. Zgodnie z tradycją, rozdaje on prezenty wraz ze Śnieżynką (ros. Снегурочка).
W tradycji bizantyńskiej jego odpowiednikiem jest Święty Bazyli, który obdarowuje prezentami dzieci w dniu 1 stycznia.
W Wielkopolsce, na Kujawach, na Pałukach, na Kaszubach i na Pomorzu Zachodnim prezenty na Boże Narodzenie tradycyjnie przynosi Gwiazdor, święty Mikołaj przynosi prezenty 6 grudnia.
W Małopolsce prezenty pod choinką zostawia Aniołek, natomiast w nocy z 5 na 6 grudnia prezenty przynosi święty Mikołaj.
Na Górnym Śląsku i w Czechach prezenty na Boże Narodzenie przynosi Dzieciątko utożsamiane z postacią Jezusa Chrystusa. 6 grudnia prezenty przynosi święty Mikołaj.
Na Dolnym Śląsku oraz na Opolszczyźnie prezenty w Boże Narodzenie przynosi Gwiazdka.
Mieszkańcom Płaskowyżu Tarnogrodzkiego natomiast na Boże Narodzenie prezenty przynoszą krasnoludki. Mikołaj jedynie 6 grudnia.
Istnieje również, zwłaszcza na północy i zachodzie Polski opinia, że św. Mikołaj przynosi prezenty dwa razy w roku, na Boże Narodzenie oraz w swoje święto patronalne tj. 6 grudnia.[potrzebne źródło]
W Hiszpanii prezenty przynoszą Trzej Królowie 6 stycznia. Dzieci nie znajdują żadnego prezentu pod choinką.
Obecny wizerunek – czerwony płaszcz i czapka – został spopularyzowany w 1930 roku przez koncern Coca-Cola, dzięki reklamie napoju stworzonej przez amerykańskiego artystę, Freda Mizena. Na pewno jednak reklama ta pomogła utrwalić w powszechnej świadomości ten kostium świętego. Rok później nowy wizerunek św. Mikołaja przygotował, także na zlecenie Coca-Coli, Haddon Sundblom.
Najbardziej charakterystyczny element stroju świętego Mikołaja – czerwona czapka z białym pomponem, stała się jednym z komercyjnych symboli świąt Bożego Narodzenia.
Współcześnie, ze względów komercyjnych, wizerunek św. Mikołaja jest używany przez handlowców, a okres wręczania prezentów rozciągnął się od imienin Mikołaja do Nowego Roku. Jako postać reklamowa św. Mikołaj jest popularny w okresie świątecznym także w krajach Azji, dokąd trafił z USA. Towarzyszy kończącym rok handlowym promocjom nawet w Chinach, gdzie jest znany jako Staruszek Bożonarodzeniowy (圣诞老人).
Czas zatrzymania nad Irtyszem
Czas zatrzymania Czernolucze Чернолучье 18-28 listopada 2015
Omsk, kolejny przystanek na naszej drodze przez świat, Syberię. Przyjął nas bardzo gościnnie, sympatyczną restauracyjką wegetariańska. Nocleg koło miasta wprowadził troszkę zamieszania, gdyż o drugiej w nocy obudził nas menelek sępiący na alkohol, co ujawniło menelkowe lęki Bartka.
Uwalniam się od przekonania, że inne osoby mają moc zrobić mi krzywdę
Ufam własnej mocy i ochronom sił światła.
Od jakieś czasu mieliśmy ochotę na odpoczynek, na proste zatrzymanie. Marzył nam się domek gdzieś w tajne na zimę, jednak do tego trzeba byłoby mieć zgodę na dłuższy pobyt w Rosji.
Obok Omska, 50 km w stronę Nowosybirska, 10 km od trasy, znajduje się się kurorcik Czernoucze w sosnowym borze nad rzeką Irtyszem.
Miejsce gdzie znajduje się troszkę hoteli całorocznych.
W sumie spędziliśmy tutaj 10 nocy. Najpierw zaprosiła nas do siebie baza oddycha baza-strelnikova gdzie za pokój półluks w tygodniu zapłaciliśmy ok 2200 rubli ( ok 150 Zł) z parkingiem, który miał dostęp do prądu. Było to bardzo cenne z uwagi na panujące mrozy dochodzące do minus 30 stopni – mamy elektryczną grzałkę do grzania silnika.
http://baza-strelnikova.ru/prejskurant
Na terenie bazy jest basen z termalną wodą o temperaturze 32 stopnie.
Na zewnątrz minus 20, ciekawie było wskoczyć do tego odkrytego basenu, tym bardziej, że wzmagał się wiatr i już po ok. 10 minutach pływania wyskoczyć ku radosze wspólnie kąpiących się pań.
– Zimną woda – powiedziałam lekko trzepiąc się.
– Jak to zimna? – Popatrzyły na mnie kobiety z niezrozumieniem – Na kreszczenie gdy jest 30 stopni mrozu kąpiemy się w przerębli, więc ta woda dla nas gorąca.
Dla mnie przyzwyczajonej do gorących wód termalnych, ta wydawała się zimna – na pewno przy którejś wizycie stałaby się bardziej przyjazna.
Jednak na weekend nie było dla nas miejsca w bazie i pojechaliśmy szukać czegoś innego. Trochę mi się nie chciało opuszczać ośrodek, bardzo czułam potrzebę dłuższego odpoczynku w jednej energii.
– Dlaczego tak musimy gnać?
– Co powoduje, że nie możemy się zatrzymać? – dźwięczało w głowie.
Fajnie obserwować oddech robiąc ćwiczenia z książki zamknij usta www.butejko.pl. Pozwala nam to zobaczyć nasz wewnętrzny spokój.
Pojechaliśmy do jednego takiego ośrodka z wielką bramą, gdzie ochroniarz, powiedział, że musimy najpierw z naszego telefonu zadzwonić do administracji, aby on nas mógł wpuścić.
– Jakieś jaja, czy co, tu nas nie chcą – powiedzieliśmy zgodnie i pojechaliśmy dalej.
– O patrz tutaj nas zapraszają, jest otwarta brama – powiedziałam do Bartka patrząc na ośrodek Atleta przy lesie.
Wjechaliśmy na teren budynku znajdującego się przy sosnowym borze ok. 500 metrów idąc przez las od Irtyszu. Miła Pani pokazała nam możliwe pokoje. Wybraliśmy wariant ekonomiczny z umywalką w pokoju, WC na piętrze, a prysznicem na parterze za niewiarygodnie niską cenę 370 rubli ok. 22 zł od osoby. Jakieś cuda. Do tego czyściutko pokoik duży przestronny z łóżkami i biureczkiem. W widokiem na las, delikatnie podświetlany nocą. Bardzo sympatyczna obsługa i energia. Tak przyjazna, gościnna, otwarta. I tak zostaliśmy ponad tydzień ciesząc się niesamowitym spokojem tego miejsca gdyż ludzi w ośrodku było niewiele. Ośrodek Uniwersytetu w Omsku, więc obsługę nie dziwiły żadne zachowania ( w tym własne wyżywienie ).
Hotel aetleta link http://aelita.omsu.ru/
Niektórzy pracownicy hotelu śmiali się, że są „komnatni Sybiracy” (pokojowi, domowi), szczególnie gdy widzieli nasze otwarte okno w nocy, czy chodzenie boso po śniegu.
– W mieszkaniu zimą ma być minimum 22 stopnie – mówili.
Tak, większość ludności mieszkającej tutaj właśnie jest taka. Niewielka część uczestniczy w spotkaniu z zimnem na zewnątrz. My będziemy uczyć się przystosowania do zimna od Pań z basenu.
Otwieram się na radość spotkania z zimnem, zimną wodą, powietrzem, wiatrem w bezpiecznej dla mojego ciała przestrzeni.
Poddaliśmy się spokojowi, pozwalając sobie na bycie, cieszyliśmy się miejscem, czasem chodziliśmy na spacery,czasem do sklepu, czasem medytowaliśmy, czasem ćwiczyliśmy oddech, bez przymusu robienia czegokolwiek.
Następowało rozluźnienie i dzięki niemu kolejne warstwy mogły się odsłonić, znaleźć ujście. A tak jak działo się na Gobi, w przyjaznym miejscu, pełnym miłości, nawet trudne problemy szybko znajdują ukojenie, rozwiązanie.
Uwalniam się od przymusu zmagania z przestrzenią
Pozwalam sobie być w przyjaznych, gościnnych miejscach dla mnie.
Pierwsze dwa dni to dalej ostra zimka dochodząca do 30 stopni, niestety na parkingu nie było puszek z prądem i landrynka zamarzła, jednak po silnych mrozach praktycznie z dnia na dzień przyszła odwilż z deszczem i auto odmarzło.
My również rozmrażaliśmy tutaj swoje ♥ serce, wybaczając po raz kolejny naszym przodkom ich traktowanie nas i napełniając się coraz większą wdzięcznością do nich za możliwość ż ycia na ziemi.
Czas zatrzymania znalazł swoje miejsce, czas i przestrzeń.
Dziękujemy za ten cudowny czas, za otwarcie kolejnych przestrzeni nas samych. Za czas poza czasem.
Z wielką wdzięcznością pożegnaliśmy hotelik i pojechaliśmy w kierunku zachodnim.
Zakręceni w kółko koło Nowosybirska Droga Nowosibirsk-Omsk
Zakręceni w kółko w drodze Nowosybirsk – Omsk 14-18 listopada 2015
Nowosybirsk przyjął nas dziwnie. Pamiętaliśmy letnie przyjęcie niesamowitymi sushi. Tym razem przyciągnęła mnie znów wegetariańska restauracja – Bartek po doświadczeniach w Irkucku, nie za bardzo chciał tam iść i miał rację. Restauracja piękna, również z pięknymi cenami. Zupa 250 ml 200 rubli (12 zł) maleńkie drugie danie 400 rubli (32 zł.) – popatrzyliśmy do karty i poszliśmy do sushi baru, który przyjął nas bardzo gościnnie, a potem jeszcze mając w pamięci bardzo luksusowy sklep spożywczy postanowiliśmy go odwiedzić, jednak miasto wywiało nas z siebie i w sumie troszkę zaskoczeni znaleźliśmy się na przedmieściach.
I znów byliśmy w drodze. Gdzieś 100 km za miastem, obok stacji benzynowej ułożyliśmy się do snu, by rano podążyć dalej.
300 km od Nowosybirska na przydrożnej kafe spotkaliśmy sympatycznych chłopaków, którzy opowiadali, że na tej trasie często jeżdżą, również w lutym. Asfalt jest zwykle dobrze odśnieżony, suchy. Odżyła tęsknota za Chakasją , leżącą na granicy z Mongolią poniżej Krasnodaru, która tak bardzo zapraszała. Wtedy bałam się tam jechać bez opon z kolcami, a Bartek mrozów. Po prostu jak pisałam w ostatnim poście – chcieliśmy jak najszybciej uciekać.
Teraz porozmawialiśmy między sobą i …..
zawróciliśmy – kierunek …… Nowosybirsk
– Tak, trzeba przyznawać się do błędów – stwierdził Bartek –
nawet jak trzeba nadłożyć 700 km.
I pojechaliśmy …….
W Nowosybirsku już poprzednim razem zapraszały nas luksusowe hotele, które w weekendy miały świetne ceny – pospolitych pokoi , może jednak tam biegnie nasza droga….
Mijały kilometry….nieoczekiwanie jakieś 60 km przed Nowosybirskiem zapaliła się kontrolka braku ładowania akumulatora…….również wspomaganie kierownicy coś słabo działało…… szybko zatrzymaliśmy się. Oględziny stwierdziły że…… odkręciło się koło pasowe zamocowane wcześniej czterema śrubami na wałku silnika. Wszystkie śrubiki zniknęły, tylko dlaczego właśnie w tym momencie, gdy zawróciliśmy w stronę wschodniej Syberii…? Mróz robił się coraz większy, było już minus 17 stopni ,wiał wiatr wzmagany porywami powietrza z przejeżdżających obok tirów. Bartek starym zwyczajem ściągnął pasek klinowy, skostniałymi rękami leżąc pod autem próbował przy pomocy jedynej znalezionej tego typu śrubki przykręcić koło pasowe na swoje miejsce. Nie widząc otworu z gwintem i nie mogąc dostać w to miejsce palcami, musiał trzymając kluczem śrubę trafić w gwint. „Celował Bartek, a trafiła opatrzność……” – jak później opowiadał – nie mam nic z tym wspólnego! Zawiązanie sznurka zamiast paska klinowego odbyło się dopiero za kolejnym grzaniem rąk.
Do najbliższego parkingu z kawiarnią było 10 km, konstrukcja zadziałała i z radością zameldowaliśmy się na parkingu z serwisem.
Jaka ulga…….
Panowie pomimo niedzieli postanowili ściągnąć mechanika. Mimo upływu czasu nikt się nie pojawiał, opiekuńczo nastawiona obsługa serwisu opon, zakomunikowała już w nocy że mechanik nie daje znaków życia….. lecz rano na pewno się pojawi ze śrubami. Ze względu na pobyt w centralnej części parkingu, była to najgorsza noc na całej naszej wyprawie. Stojące tiry na silnikach (28 minus) , podjeżdżające pod serwis opon , klekot pistoletów do odkręcania śrub, spaliny…… No właśnie spaliny, to ważny oddzielny temat. Wielokrotnie zauważyliśmy tu w mrozach na Syberii, przy tym leśnym , niezwykle czystym powietrzu odczuwalność zapachów jest niezwykle intensywna. I to nie dotyczy tylko spalin , również wydzielin naszych ciał. Na początku myśleliśmy że coś jest z nami nie tak…, albo coś zjedliśmy dziwnego…., nic bardziej mylnego po prostu nie ma w powietrzu innych maskujących zapachów. A spaliny są lekko wyczuwalne na całym parkingu gdzie stoją lub manewrują już np. trzy tiry…. I to nie jest europejski parking z setką aut, ciężarówek i zatłoczoną drogą obok…...mieszkańcy miast żyją w ciągłym stałym stężeniu spalin….tylko ich…… już nie czują po prostu.
Rankiem przepraszając pojawił się pan który wkręcił w ciepłym garażu na kanale śruby i założył paski klinowe (1000 rubli – 60 zł).
A my takie sygnały od wszechświata odbieramy dosłownie „ nie pchajcie się tam dalej” . Grzecznie , pokornie zawróciliśmy kolejny raz z powrotem na zachód…..Tej doby jechaliśmy prawie cały czas, a przesunęliśmy się siedemdziesiąt kilometrów w kierunku Polski.
Do błędów należy przyznawać się nawet kilka razy…..
Uwalniam się od przekonania jedynej właściwej drogi
Pozwalam sobie przyznawać do błędów
A droga w zimowej szacie, zapraszała do chodzenia po śniegu, czy nawet nacierania nim. Piękna syberyjska zimka – słońce w dzień koło minus kilkanaście, w nocy niewiele poniżej minus 30.
Teoretycznie bardzo zimno, ale tylko teoretycznie, bo magia miejsc powoduje, że chłód jest jakoś dziwnie mniej odczuwalny.
Gdyby nie patrzeć na termometr , powiedziałabym – tylko skupić się na moim odczuwaniu chłodu, to stwierdziłabym, że bardziej mi to pasuje niż 0 stopni, i wilgotny wiatr w naszych dużych miastach.
A przy drodze białe brzozy machały do nas radośnie, oświetlając sobą okoliczną przestrzeń.
Landrynka za cudowne ozdrowienie poprosiła o tort i szampana. Kiedyś kupiliśmy zrobiliśmy jej taką imprezkę we Francji i teraz jej się przypomniało http://brygidaibartek.pl/podwojne-urodziny/ i zatęskniła. Zjechaliśmy więc do jednego z miasteczek i kupiliśmy co trzeba, aby potem na parkingu cieszyć się razem wspólnym świętowaniem. I tak przejechaliśmy kolejne 800 km dojeżdżając do Omska.
Dziękujemy tej pięknej drodze za jej magię, bezpieczny i spokojny przejazd.
Syberia pokryła się białym kwieciem Irkuck – Nowosibirsk
Bajkał irkuck omsk 10-14 listopada 2015
Do widzenia Bajkał, czas w nową rzeczywistość, jak rzeka Angara, która bierze swoje źródła z Bajkału, tak samo my ruszyliśmy w drogę na zachód – na początku wraz z biegiem Angary, która od samego swojego źródła pokazywała nam się bajecznie, w magicznej, świetlistej scenerii.
Dziękujemy za nowy początek, za nowe narodziny…….
Droga Listwanka-Irkuck bardziej rozmarznięta niż ostatnio i chyba mniej pofałdowana – może na noc ziemią tak bardziej faluje…
Irkuck z umysłu zaprosił nas do wegetariańskiej restauracji Govinda, prawie odbywała się w niej msza krysznowców. Jedzenie wyglądało ładnie, no ale w tle główny mebel – mikrofala. Bierzemy zupę z groszkiem za 170 rubli (12 zł) , buzę i czyburieca z nadzieniem z otrąb po 60 rubli ( 3,6 zł) za sztukę. Wszystko ląduje w mikrofali i tu nawet nie jest porządnie podgrzane. Wychodzimy zniesmaczeni. Dwie parówki sojowe kupione na wynos lądują dla psów w zaspie – śmierdzą.
Szukamy czegoś innego wzrok przykuwa pizzeria wyglądająca pięknie, a w środku już gotowe upieczone pizze, do podgrzania…… w mikrofali !!! Jakieś szaleństwo. Zresztą nie tylko tutaj, ale praktycznie we większej części syberyjskiej Rosji – co widzimy. Jedzenie jest gotowane rano łącznie z naleśnikami, pierożkami, frytkami, pizzą – a potem podgrzewane w mikrofali i sprzedawane przez cały dzień. Ceny nawet teraz po spadku kursu rubla – europejskie, a porcje są maleńkie, takie przedszkolne. Zupa to zazwyczaj 250-300 gram, sałatka 100 g, ziemniaki, kasze 150 gram. W barach dla tirowców fajnie wygląda deserowy talerzyk z troszką kaszy, ziemniaków, czy ryżu a na tym troszkę mięska, i malutka salaterka sałatki – cena takiego zestawu to ok. 10 zł. Dla nas to tak w sam raz – ale panowie kierowcy nie odbiegają posturą od polskich….
Wszystko jest ważone na oczach klienta.
Irkuck dał nam refleksje nad głodem. Ojjj…. tutaj w miastach w czasie wojny musiało być ciężko. Nawet chyba sobie nie zdajemy z tego sprawy. Jaką cenę ten naród zapłacił za wojnę, za to że wojował Hitler ze Stalinem. Powiecie mógł nie wojować????? Świat wtedy na pewno wyglądałby inaczej.
Jednak my mamy doświadczać tego świata który jest i rozświetlać swoich przodków i zaszłe sytuacje, aby nie miały na nas wpływu.
Uwalniam się od głodu wojny
Pozwalam sobie żyć w dostatku jedzenia
Do tego Irkuck miał w sobie jakąś agresję jazdy na ulicach, coś czego nawet nie pamiętamy z Moskwy. W większości jazda na lodzie, przepychanki na zatłoczonych drogach , co jakiś czas stłuczki… Dziwne miasto, z radością z niego wyjechaliśmy.
Następne…… większe miasto za……… 1000 km, po drodze przestrzenie przyrody… trochę wiosek… przestrzeń Syberii.
I tak zanurzyliśmy się w niej, 1000 km do Krasnojarska zajęło nam tylko 2 dni spokojnej jazdy. Droga była zazwyczaj dobra, tylko w rejonach górskich lekko oblodzona na przełęczach, widać że o nią dbają.
Pogoda zazwyczaj słoneczna, w dzień ok. minus 10, w nocy 20. Gdy nie było wiatru wydawało się, że jest się w raju. Suchy klimat powodował, że mróz był przyjemny. Do tego magia drogi przy której stały majestatycznie odśnieżone brzozy.
– Syberia pokryła się białym kwieciem – mówiłam radośnie zaopatrzona w piękno przestrzeni. Kraina zamarza, a może bogowie schodzą na ziemię, mówiąc:
– Teraz nastał nasz czas.
Czasami padał śnieg, może nie padał tylko drobniutko prószył i wtedy miało się wrażenie, że gwiezdny pył spada na ziemię, przynosząc informacje z odległych galaktyk.
Magia spotkania człowieka i przyrody, człowieka i Boga.
My też biegaliśmy boso po śniegu, radując się jak dzieci. Mnie trochę parzą nóżki od mrozu, mimo, że są ciepłe – ale o tym będzie kilka słów jak się temu bliżej przyjrzę.
Po drodze poznaliśmy mężczyznę z Władywostoku, który zabytkowym Gazem jechał……
……na Berlin.
Opowiadał, że jedzie już 9 raz tą drogą. Droga Moskwa-Władywostok to 9000 km ( dla porównania słynna amerykańska drogą ze wschodu na zachód ma 5600 km), a dalej….. opowiadał, że przejechał raz aż do wybrzeży Hiszpanii. Teraz też byliśmy pełni podziwu dla jego podróży, gdyż jego zabytkowy GAZ 67 nie miał ogrzewania kabiny ani szyb w drzwiach.
Krasnojarsk powitał bardzo uroczyście, jeszcze nie wyszliśmy z samochodu w centrum miasta, gdy dwójka mężczyzn podeszła do samochodu mówiąc po polsku „dzień dobry”.
Okazało się, że są katolickimi księżmi w tutejszym kościele, i właśnie wracają z podróżniczego spotkania. Poopowiadali nam o pięknie tutejszej przyrody, szczególnie Chakasji i Tuwy. Lubię w zimie na nartach przemierzać tajgę i spać w namiocie, szkoda że akurat nie planują wyjazdu, może by nas zabrali ze sobą…….
– Teraz od Krasnojarska to jest już super droga na zachód – zapewnili nas.
Może to zaproszenie z tych miejsc???? Chakasja już od paru dni do mnie gadała, jednak jazda po lodowych drogach na naszych wielosezonowych oponach, a do tego mrozy które już dochodzą do minus 30 w nocy. Powiem inaczej lęk wygrał z prowadzeniem.
Poszwędaliśmy się po knajpkach i sklepach miasta i znów wyjechaliśmy (tym razem otoczeni niezwykle spokojnymi, kulturalnymi kierowcami, przepuszczajacymi pieszych , mającymi czas i niemającymi klaksonów) na trasę tym razem troszkę krótszą – następne większe miasto tylko za……… 800 km – Nowosibirsk – stolica Syberii.
I znów drogą przez lasy brzozowe czasem obleczone białym kwieciem – czasem już nie albo jeszcze nie. Przy nawierzchni już praktycznie czarnej, suchej i rzadko pagórkowatej.
Magia syberyjskiej zimy z którą powoli się zaprzyjaźniamy – temperatury przestają robić na nas wrażenie. Fakt suchy klimat i odczuwalność jest całkiem inna. To tak jak w saunie suchej, wytrzymujemy 100 czy więcej stopni, a w mokrej 60 to już wyzwanie. Tak samo tutaj przy minus 20 bez wiatru wychodzę w nocy siku w samym sweterku.
Syberia zimową porą, bo tak szczerze powiedziawszy, czy Syberia kojarzy się Wam z latem??? Mnie z zimą i z jej magia. Gdzie w zamarzniętej ciszy każdy dźwięk nabiera innego wymiaru, gdzie świat zamarza, aby pozwolić na spotkanie z Bogiem.
Z wolna przemierzamy kolejne kilometry zatrzymując się na kawę w rozrzuconych co kilkadziesiąt zazwyczaj kilometrów barach z hotelami, saunami (tylko dla mężczyzn – tiry) , prysznicem, również na nich sypiamy w naszej landrynce, która grzeje nam swoim postojowym ogrzewaniem zapewniając względny komfort mimo dwudziestokilkastopniowych temperatur w minusie. Zatrzymujemy się tam po pierwsze dlatego, że w nocy w zaśnieżonej przyrodzie trudno szuka się miejsca na nocleg , a po drugie w razie problemu z odpaleniem autka pomoc jest blisko.
I tak dojechaliśmy do Nowosibirska