Śpiewające piaski Gobi
now browsing by tag
Wspomnienie Mongolii – piękny film o Mongołach
Szokująca ziemia Syberia droga do dojrzałości – wspomnienie Mongolii
Piękny film z niesamowitymi zdjęciami.
Za Mongolią już zatęskniliśmy, za cudowną Gobi. Jednak jak w każdym filmie pokazany jest wątek fabularny, nadający element dramaturgii.
Pierwsze co rzuca się w oczy to ukazanie mongolskiej pustyni jako tylko piaszczystej, kiedy w chyba grubo w ponad 90% to pustynia kamienista, często przechodząca w trawiastą półpustynię. Piaski, które widać na zdjęciach są największą atrakcją turystyczną Mongolii, po których również spacerowaliśmy link http://brygidaibartek.pl/przez-spiewajace-piaski-gobi/
Następna rzeczą, którą zauważyliśmy w czasie naszego pobytu jest to, że ziemia owszem – jest własnością duchów ( choć teraz bliżej stolicy to się zmienia), ale studnie już nie i wypas prowadzony jest blisko ujęć wody.
Patrząc na nawigację Soviet Military Map na której zaznaczone są zarówno koczowiska, jak i studnie ( a mapy te nie są aktualizowane co najmniej od 20 – 30 lat ), jurty nadal stoją dokładnie na miejscach zaznaczonych na nawigacji (widać dzieci dziedziczą studnie po rodzicach i pozostają dokładnie w tych samych miejscach ).
Drugą sprawą jest forma przemieszczania koczowiska, dziś we większości tego co widzieliśmy odbywa się to samochodami, zresztą przed praktycznie większością jurt stoją auta, często luksusowe.
Tak samo zganianie i doglądanie stad szczególnie na pustyni głównie robione jest przy użyciu motocykli. Głównym problem to srogie zimy, kiedy ginie czasem część zwierzat, nie mogących dogrzebać się przez skorupę śniegu i lodu do trawy.
Z naszych obserwacji wynika że połowa ludności mieszka w Ułan Bator, następne 20-30% w innych miastach, a reszta koczuje, a ten odsetek się zmniejsza, gdyż młodzież ucieka do miast, szczególnie Ułan Bator. Nie tyle może za lepszym finansowym życiem, ale na pewno za innym sposobem życia. Może bardziej wygodnym, jednak po prostu innym, każdy chce doświadczać zmian.
Nie chcę tutaj dawać programów, ale jakoś samo się nasuwa, że z czasem te wolne stada zastąpią obory i chemiczna karma. Tak stało się w wielu miejscach na świecie. Bo przecież gdy stada chodzą wolno, widać je, wydaje się że jest ich bardzo dużo, a w sumie zamknięcie zwierząt w oborach powoduje, że nie widać ich w przyrodzie, a mogą być dokarmianie karmą z drugiego końca świata. Miejmy nadzieję, że Mongolii pojawią się świadomi notable, którzy będą chcieli żyć że swoimi stadami, a prawo będzie sprzyjało koczowaniu.
Powoduje to również zmianę w duchowości, wierzeniach – choć ta zakorzeniona przez wieki wiara ma swój wyraz i część może z tego korzystać.
W Ułan Bator jest 15 restauracji wegańskich, centra Yogi, medytacji.
A Mongolia bardzo dynamicznie się rozwija, co oczywiście nie podoba się jej sąsiadom Rosjanom, którzy zawsze postrzegali Mongołów jako dzikusów, a teraz wręcz można powiedzieć że żyje im się lepiej niż w przygranicznych częściach Rosji.
Film pokazuje jeszcze jedną ważną rzecz – wolność.
Brak zależności od systemu, ale również brak oczekiwań. Energia idzie na gromadzenie własnej siły, bo ona daje przeżycie, a nie wiszenie na systemie i non stop wymagania co do otrzymywania. Socjalny system tworzy słabe jednostki, pamiętajmy o tym.
Uwalniam się od przymusu wyrywania innym energii, materii
Buduję własną siłę
Tak, tak pięknie pokazany młody Nieniec, który po 3 dniach wraca innym człowiekiem, człowiekiem, który zna swoją siłę i siłę boskiego, czy niezależnie jak to nazwiemy – prowadzenia.
Mają swoje zagrożenia, ale czy miasta ich nie mają?
Jeszcze jedno – jedzenie mięsa, powiedzcie mi jaka jest różnica między przyrządzonym kotletem czy kaszanką, a zjadaniem na surowo. Brzydzi Was to co widzicie?
Dlatego powstają miejsca gdzie nie widać zwierząt – ich życia, zabijania, stają się rzeczą, a nie żywą istotą.
Na koniec jeszcze jedna refleksja, przytoczona przez naszego największego ekstremalnego podróżnika Jacka Pałkiewicza,
Kiedyś łódki były z drewna, a ludzie z żelaza, a teraz odwrotnie.
Spektakl trwa. W kierunku śpiewających piasków Gobi
W kierunku śpiewających piasków Gobi 7 sierpnia 2015
Ruszyliśmy w kierunku nowego, a może już znanego. Bo przecież już od paru dni oswajamy się z Gobi. Droga ku śpiewającym piaskom (odwiedzana najbardziej zaraz po klifach flamingowych) jest mocno turystyczna, ale zagłębiająca się bardziej w pustynię.
Po cudownej odsłonie Gobi z poprzednich dni, byliśmy ciekawi jej kolejnych odsłon.
Dalanzador położony jest przy górskim masywie (2800 m.n.p.m) – rodziła się ciekawość co jest za nim. Do śpiewających piasków to ok. 180 km.
Za nim pokazał się kolejny masyw i tak jechaliśmy między dwoma łańcuchami górskimi.
Najpierw przejechaliśmy przez góry do miasteczka Bayandalay, by z niego drogą między masywami podążyć wzdłuż pustyni.
Czy pustynia jest zielona?
Zadawałam takie pytania patrząc może z lekkim rozczarowaniem przez okno….
Pustynia zawsze kojarzyła mi się piaskiem, kamieniami, a tutaj zieleń, jurty i stada.
Jechaliśmy praktycznie sami jednocząc się z miejscami. Energia jakże inna niż dotychczas na pustyni czy stepie, bardziej zamknięta, a może dzięki temu bardziej przyjazna (latem jest tutaj ponad 40 stopni, zimą również, ale minus).
Temperatura stabilnie oscylowała koło 40 stopni w cieniu. Gdyby wcześniej ktoś mi powiedział, że zdecyduję się na wizytę na Gobi w środku lata – wyśmiałabym go, jednak od pierwszych dni pobytu przychodziły zaproszenia, a gdy z dalej z lęków odmawiałam – zaczęły przychodzić monity (mechanik, lama) ………
Z odwagą idę za swoimi przewodnikami, po swojej drodze życia
I właśnie tak znaleźliśmy się tutaj.
Jechaliśmy zieloną doliną między dwoma masywami, gdy nagle zaczęły się pojawiać kopki piasku, przechodzące w wysokie wydmy. Wyglądało to przepięknie.
Do tego zachód słońca spotęgował faktury i kolory złotego piasku.
Najpierw zachód – potem wschód, do tego niebo z milionami gwiazd i pierwsze w Mongolii ognisko.
Trochę zmęczeni od upału, byliśmy urzeczeni tym co się dzieje, a może przeniesieni do innego wymiaru?
Ten wymiar ma inny język, którego na razie nie znam fizycznie – tylko go czuję, dlatego popatrzcie na zdjęcia. Niech każdy znajdzie tam swój inny wymiar siebie.
Spektakl trwa opis Bartka może odda trochę magii Gobi
Magiczne chwile na pustyni Gobi.
Spektakl – to określenie które jest najbardziej adekwatne do zobrazowania naswego popołudnia, wieczoru i nocy. Jechaliśmy szeroką na 50 kilometrów doliną, od około 80 kilometrów nie spotkaliśmy rzadnych aut.
Pojawiły się diuny z żółciutkim piaskiem, pięknie wpisane na tle czarnych gór. Gdzieniegdzie jeszcze zielone krzewinki i trawy dawały możliwość egzystencji w tej dolinie wielbłądom i kaszmirkom. Po przejechaniu kolejnych kilometrów kamienisto-piaszczystą szutrówką – niespodzianka – w oddali widzimy dwie młode gazele, ostro odcinajaсe się na tle nieba. Jeszcze chwilka i już śmigają z szybkością dzikiej antlopy.
Słońce ukryte za chmurką, teraz zaczyna swoim pomarańczowym światłem oświetlać szczyty diun. Delikatne róże wchodzą w kontrast z głębią cienia. Wszystko nabiera plastyczności, trójwymiarowości. Jeszcze długo po schowaniu się tarczy słońca, chmury nad horyzontem są w kolorze kwistej czerwieni.
Dzień odchodzi – spektakl trwa. Już gwiazdy wypełniają nieboskłon. Wszystko w atmosferze kompletnej ciszy, a po rozpaleniu ogniska – w lekkim trzeszczeniu palącego się drewna. Ognisko małe, bo drewno przywiezione jeszcze z Rosji na dachu auta – nie przeszkadza zagłębić się w przestrzeni wszechświata. Mleczna droga jest naprawdę mleczna, takich miliardów gwiazd nie widzieliśmy jeszcze tak wyraźnie. Po prostu dziura w odległe galaktyki. Przychodzą refleksje nad niewiarygodną butą ludzi, którzy twierdzą ze stanowczością – że życie jest tylko na planecie Ziemi. Może nigdy nie spoglądali w naprawdę rozgwieżdżone niebo.
Spektakl trwa. Dołączają nowi aktorzy, pierwsze spadające gwiazdki, ciągnące za sobą warkocze ognia, jeszcze widoczne chwilkę po wypaleniu samej gwiazdy. Potem szybko przelatujące sztuczne satelity komunikacyjne, a może wojskowe. Wszystko wskazuje na to że senny odpoczynek po upalny dniu nie zostanie zrealizowany, ale na scenę włącza się główny bohater spektaklu – księżyc. W tych ciemnościach jego światło jest niezwykle mocne, rozlewa się po okolicy ukazując góry i doliny, krzewy i kamienie z taką siłą że można by to porównać z grudniowym bezśnieżnym polskim dniem.
Gwiazdy zalał potok światła, układamy się do snu – krótkiego zresztą, bo przerwanego wschodem słońca – spektakl trwa – tym razem w miękkim świetle poranka. I znowu lekkie linie dziunek nabierają kształtów i kolorów……