Arwajheer

now browsing by tag

 
 

Mówisz i masz, życie rzeczki

Piknik nad rzeczką Arwajheer – mówisz i masz! 27-28 lipca 2015

 

 

A kolejną dobę spędziliśmy 17 km od miasteczka, nad rzeczką opodal głównej drogi, robiąc pranie, wpisy na bloga i obserwując biesiadujących Mongołów, kozy, jaki i konie, ptaki.

Ludzie mili, sympatyczni, machali czasami łapką, lub przyszli poopowiadać.

Wszystko było spójne i wolne (w dużej mierze) , rzeka płynęła swoim rytmem, ludzie przyjeżdżali i odjeżdżali, ptaki latały, pasterze przechodzili ze swoimi stadami (tylko tyle że zwierzęta musiały słuchać człowieka)

 

 

Na targu w miasteczku, dla wegańskiej równowagi (hihihi), Bartek chciał spróbować suszonego tradycyjnego sera, jednak jak kupić 5 dkg?, – było mu głupio.

Nad rzeczką w pewnej chwili przybiegli dwaj mali chłopcy – od sąsiadów, którzy właśnie odjeżdżali i dali nam 3 kawałki tego twardego sera – ok 30. dkg!

 

 

 

– Mówisz i masz – zaczęliśmy się śmiać ( to nie pierwszy raz tutaj, trzeba również uważać na swoje lęki – ojj…. trzeba bo się zrealizują…, a kolekcja serka się powiększa – przy wielu okazjach jesteśmy obdarowywani – jak nie chcemy mięsa to chociaż ser – bierzemy ten dar, bo dają z serca…)

A serek typu parmezan, starty idealnie pasuje do sałatki z marchewki (marchewka tarta po koreańsku na specjalnej tarce która robi okrągłe nitki jak makaron, ser twardy drobno tarty na pył, może być majonez i trochę sojowej koreańskiej pasty lub sosu sojowego, do tego siekana zielona cebulka – sprzedawana tu w słoikach – przesypana grubą solą dla konserwacji). No właśnie marchewka – troszkę nas ratuje w tym specyficznym mięsnym kraju. Kosztuje 2-3 zł za kilogram (przy jabłkach za 15 zł/kg) i starta na tej koreańskiej tarce – nadaje to jej inny, nowy, dobry smak (nie da się jej w całości chrupać – jest strasznie twarda). Poszukajcie w chińskich sklepach takiej tarki – odkryjecie na nowo marchewkę. Oczywiście po 2-3 razach zrezygnowaliśmy z serowego pyłu – zaraz po „zmianie bukietu zapachowego naszych kupek”.

 

Mamy niesamowitą lekcję pokory do naszych myśli, widzimy ile dobrego i złego mogą zrobić, w jednej chwili.

Bo nie odkłada się to na pokolenia, tylko dzieje się w ciągu chwili.

 

Biorę odpowiedzialność za moje myśli i pozwalam sobie radośnie kreować moje życie

 

A rzeczka płynie w miarę spokojnie, na tyle bystro by wydobyć z siebie całodobową muzykę, jest źródłem wody dla różnych istot. Nie trzeba więc się poruszać – świat przychodzi do nas. Od dzikich zwierząt, poprzez hodowlane do cywilizowanych myjących auta. Przyjemnie ciepło , nie atakują żadne owady – odpoczywamy, regenerujemy się owiewani wiatrem. A wieczorem spektakl burzy , która przechodzi bokiem, a potem na horyzoncie daje pokaz żywych ogni wyładowań atmosferycznych. Błysk za błyskiem – potęga żywiołów…. Tylko księżyc zdaje się być jak zawsze zawieszony na niebie prawie nieruchomo, swoim światłem odbiera nam wgląd w najdalsze zakątki galaktyk.

 

 

 

Magii tutejszego spotkania dopełniają drapieżniki, które patrolując swój teren latają bardzo nisko z ciekawością przyglądając się człowiekowi.

Jeszcze nigdy nie byliśmy tak blisko drapieżnego ptaka, mogliśmy obserwować go w czasie lotu, postoju. Patrzyć w oczy jak najlepszemu przyjacielowi (z 5 metrów lubią patrzeć prosto oczy).

Mówić dzień dobry o poranku i dobranoc wieczorem, a przy tym nie ograniczać sobie nawzajem wolności.

Coś pięknego.

Tutaj na ptaki nikt nie poluje, dlatego z ciekawością i ufnością przyglądają się człowiekowi, często siedzą na poboczu i patrzą na przejeżdżające samochody wyrażając :

– Dzień dobry , witam na moim terenie – czasami z ciekawością patrząc głęboko w oczy.

Niesamowite spotkania i przykład na to, że można żyć z „dziką” przyrodą w pełnej wolności, ciekawości i przenikaniu.

 

Gdy to napisałam, Bartek nie wiedząc na jaki temat pisałam powiedział:

– Wiesz, my trochę jak te ptaki lecimy wolno przez świat, kosztuje nas to trochę energii (paliwa), ale jesteśmy wolni.

 

Jak powiedziane jest w piśmie świętym

 

Spójrzcie na ptaki: Nie sieją ziarna, nie magazynują zapasów, a wasz Ojciec w niebie żywi je! Czy wy nie jesteście ważniejsi od ptaków? (Ewangelia według św. Mateusza 6)

 

 

To nasza dewiza życia,

 

 

 

 

Dziękujemy za ten niesamowity czas nad rzeką, za dary wszechświata – materialne i duchowe , za spranie naszych starych energii

 

Dziękujemy i dalej na dwójce (drugim biegu) jedziemy do Ułan Bator , oczywiście przyglądając się wszystkim programom, które wychodzą….

 

 

Wegańska restauracja. Największe zaskoczenie Mongolii

Największa niespodzianka Mongolii – wegańska restauracja Arwajheer 27 lipca 2015

 

 

Wegańska restauracja w Mongolii? – czy my na pewno dobrze widzimy….

Patrzyliśmy na szyld który był dla nas – mało powiedziane – zaskoczeniem, to był SZOK.

Było wcześnie ok. 9 rano, więc restauracja była zamknięta, brak informacji od kiedy do kiedy pracuje (co tutaj jest normą), a życie zaczyna się zazwyczaj 10-11 najwcześniej.

– Poczekamy do 12-tej – zadecydowałam – zobaczymy może otworzą.

I otworzyli …………

Z radością zeszliśmy do środka, do miejsca gdzie nie pachniało gotowaną baraniną, czy koziną. Czysto schludnie i lżej energetycznie niż w miejscowych barach, restauracjach. Ceny 2 razy wyższe niż w prostych barach (gazarach) , ale…

Karta zawierająca ok. 20 dań – zupy, drugie dania, sałatki, pierożki. Wszystko wegańskie, czyli bez mięsa i nabiału. Rewelacja.

Nie wiemy co wybrać, wzięłoby się wszystko naraz, ale jak to zjeść – szczególnie przy naszej skromnej diecie.

Ja wybieram zupkę warzywno-sojowo-grzybową (10 zł), a Bartek czeburieki warzywne i sałatkę z marchewki (15 zł. ). Porcje duże, za duże jak dla nas, ale siedzimy jak urzeczeni. Na ścianie telewizor z programami o zdrowym stylu życiu, na stole ulotki.

 

 

 

 

 

Czy na pewno jesteśmy w Mongolii…???

W kraju gdzie mięso jest podstawą pożywienia…..???

Ponadto dowiadujemy się, że takich restauracji jest ok 20 w Mongolii, głównie w Ułan Bator 15 szt. są one Mongolian Organic Green Food Association .

 

 

 

 

Zaskoczenie pełne, licząc inaczej na prawie 3 mln mieszkańców – 20 wegańskich restauracji (to chyba nawet są lepsi od Polski) u nas głównie to wegetariańskie.

Strony wegańskie mongolskie:

www.vegan.mn

lovinghutmongolia\facebookpage

www.suprememastertv.com

www.lovinghut.mn

 

Weganizm w Mongolii ma duże szanse na rozkwit naszym zdaniem.

Dlaczego zapytacie?

We większości krajów europejskich kiedyś mięso było luksusem dla bogatych i było jedzone od święta, biedniejszy miał do dyspozycji warzywa, owoce, mąkę….

Tutaj odwrotnie jest do dziś – biedny ma dostatek mięsa, serów i to jest najtańsze!. Warzywa, owoce, maka to luksus bardzo drogi.

Dlaczego się tak podziało?

Silny przed wiekami szamanizm spowodował, że o ziemię się dbało, a uprawa jej – przekopywanie było uznawane za sprawianie jej bólu.

Dlatego mimo że uprawy roślin są tutaj możliwe – nikt nigdy nic nie uprawiał. Teraz powoli w miasteczkach pojawiają się tunele, ale i tak większość warzyw , owoców, mąki, makaronów przyjeżdża z Rosji, Chin, Korei.

Jedzenie mięsa, jak już pisałam wcześniej, było ochroną przed szybką materializacją myśli (uciężenie się ciężkowibracyjnym mięsem), które w tych niesamowitych wysokowibracyjnych przestrzeniach materializują się błyskawicznie (sami doświadczamy tego non-stop). Teraz gdy większość mieszka w miastach, gdzie wibracja jest dużo niższa następuje u nich tęsknota za tamtą wyższą wibracją (może nawet podświadomie) , a rezygnacja z mięsa i nabiału na pewno podnosi wibrację. Choć już bardziej świadomie muszą przyjrzeć się swoim myślom.

Jest jeszcze jeden mechanizm, nasycenia się. Mongołowie nasyceni są mięsem, nabiałem (kiedyś to praktycznie 100% ich pożywienia) , aby następował rozwój potrzebne są zmiany. Czas na odkrywanie warzyw i owoców.

Klasyczna dieta Mongołów to ser zagryzany jak chleb, a na obiad mięso popijane kumysem i tyle……. Więc ……..

Może z czasem będzie tu więcej wegan (w przeliczeniu na ilość mieszkańców) niż w Europie, Ameryce, czy Australii – zobaczymy.

 

Jeszcze jedno moje spostrzeżenie – bodajże drugiego dnia pobytu w Mongolii Bartek złapał mnie na tym , że zaczęłam brzydzić się pić kawę w miejscowych barach.

– Co się stało, przecież to ja kiedyś miałem z tym problemy ? – zapytał.

– Nie wiem – odpowiedziałam zdziwiona sama moją reakcją .

Za jakiś czas przyszła odpowiedź, w tym knajpkach śmierdziało mi nie tylko gotowane mięsne jedzenie, ale również ludzie.

– Jak to ci śmierdzą ludzie, przecież są czyści – oponował Bartek.

Tak oni są czyści, ale ich ciała przesiąknięte są gnijącym w trzewiach mięsem i czy chcą czy nie, ich ciała śmierdzą potem zawierającym metabolizmy rozkładu białka i tłuszczu zwierzęcego, szczególnie jest to wyczuwalne w tej niesamowicie czystej przyrodzie, krystalicznym powietrzu.

Zresztą sprawdźcie to sobie sami – odstawcie na jakiś czas mięso, nabiał. Zobaczycie jaki Wasza kupa będzie miała zapach. Zacznijcie jeść tylko owoce i warzywa przez jakiś czas i jak znowu wrócicie do poprzedniej diety to poczujecie różnicę .

A co myślicie, że jelita są tak hermetyczne, że nie przepuszczają zapachu do ciała?

 

Po tym odkryciu puściło mnie i z radością zaczęłam pić kawę w przydrożnych barach, od czasu do czasu nawet kumys – zwany tutaj Ajrakiem (fermentowane mleko klaczy).

 

Pozwalam sobie, aby moje ciało pachniało naturalnie.

 

W Ułan Bator odwiedziliśmy kolejną weganską restaurację tym razem klasyczną włoską. 

 

Jeszcze raz dziękuję duchom, że zaprowadziły nas do miasteczka Arwajheer i pokazując wegańską restaurację (bo nawet w Ulan Bator nie pomyśleliśmy, aby jej szukać).

 

A samo miasteczko popatrzcie jak nam się pokazało.