Energia Serbii

now browsing by tag

 
 

Serbia miała być szybka….

Serbia miała być szybka 1-2 kwietnia 2015

 

Serbia miała być, szybka. Przelot 600 km dobrymi drogami, a ……..

 

OLYMPUS DIGITAL CAMERA

 

Obawialiśmy się Serbii, kraj gdzie w sumie nie tak dawno były działania wojenne, nie jest łatwym energetycznie miejscem do podróżowania. Szczególnie gdy są to wąskie doliny, gdzie echa pewnych wydarzeń dudnią długo, a tu dopiero niecałe 30 lat. 

Gdy wjeżdżamy do nowego kraju lubimy się z nim przywitać, pospacerować po jakimś miasteczku, iść na kawę. Tak po prostu powiedzieć mu dzień dobry. I tak też tutaj zrobiliśmy, stanęliśmy w miejscowości Han, gdzie zaprosiła nas mała restauracyjka na kawę i surówkę za bagatelka 7 zł. (2 kawy i jedna surówka z pomidorów, cebuli i ogórków).

Potem mieliśmy gdzieś w umysłu pomysł, aby w środkowej Serbii pojechać na źródła. Jednak gdy byliśmy przy zjeździe z autostrady zaczęło strasznie padać. Oberwanie chmury.

To znak aby jechać dalej (!)- stwierdziliśmy i pojechaliśmy dalej, energia miejsc była delikatnie mówiąc trudna. Na przemian padało albo lało, a my podążaliśmy w kierunku Belgradu, czułam, że ten odcinek trzeba szybko przejechać. Jest to ok 400 km z czego ponad 300 autostrady (koszt autostrady 190 DIN + 730 DIN) tj, ok 32 zł

Belgrad przyjął nas mimo później pory otwartą piekarenką całodobową, gdzie jedliśmy chyba najlepsze w czasie całej naszej podróży ciastko. tj kruche ciasto na tym nadzienie, bądź wiśniowe bądź jabłkowe i miało się wrażenie, że wyłącznie z owoców.

 

OLYMPUS DIGITAL CAMERA

 

Taka drobna gościna.

Jadąc dalej natrafialiśmy na super market fashion – oulet , zamknięty w nocy – niestety.

Ulokowaliśmy się niedaleko na stacji benzynowej, aby rano tam zawitać.

Jednak nie od razu to nastąpiło.

Rano zaprosił nas monastyr Kovilj z XIII wieku położony pięknie nad Dunajem. Odpoczęliśmy po bałkańskiej energii, nabraliśmy sił do dalszej podróży, a może inaczej – pomogło nam to miejsce wrócić do stanu wysokowibracyjnego.

 

OLYMPUS DIGITAL CAMERA

 

OLYMPUS DIGITAL CAMERA

OLYMPUS DIGITAL CAMERA

OLYMPUS DIGITAL CAMERA

A tak na marginesie braciszkowie w monastyrze robią rakiję, miód i świece.

Nie jedzą mięsa, a poza tym poszczą poniedziałek, środa, piątek (nie wiem jak, jednak najłagodniejsza forma postu w prawosławiu to oczywiście bez mięsa, ryb poza tym nabiału, jajek. Dlatego, gdy w krajach prawosławnych mówi się „postny” osobie zaangażowanej religijnie, to bez problemu zrozumie o co chodzi.

I tym stanie wysokowibracyjnym pojechaliśmy do hipermarketu w Indija.

I zaczęła się zabawa.

Nagle pojawiły się jakieś nieprawdopodobnie ładne rzeczy.

Cieszyliśmy się, że możemy je oglądać, co nam może się przydać – mierzymy i czasem kupujemy.

Mnie dopada jakaś chciwość, zacisk.

Czy na pewno mogę sobie na to pozwolić, obserwuję zacisk nie tylko w umyśle, ale i w ciele.

Nie czuję się z tym dobrze, ale jakaś część mnie krzyczy:

Nie możesz, nie powinnaś trzeba oszczędzać, albo ubranie albo podróże, albo duchowość albo finanse…..

Myśl goni myśl.

W rezultacie udaje mi się trochę rozluźnić i kupić kilka fajnych rzeczy w jeszcze fajniejszych cenach.

 

Uwalniam się od zacisków w moim ciele i umyśle, pozwalam sobie na pełny przepływ w pełnym zaufaniu również do spraw materialnych.

 

Dziękując za cudowny czas i piękne zakupy w hipermarkecie pojechaliśmy dalej w kierunku granicy z Węgrami. Już za Belgradem przestałam czuć się jak na Bałkanach, zaczęłam czuć jak na Węgrzech. Śmiałam się, że Węgry (lubimy ten kraj) , tylko ludzie mówią w przyjaźniejszym języku (słowiański) i ceny też są sympatyczniejsze.

Dlatego fajnie byłoby zostać tutaj na święta, tylko gdzie? Najlepiej w źródłach?

Na mapie wyczaiłam jedne, jak później okazało się nieczynne.

To jedziemy dalej powiedzieliśmy z pokorą i pojechaliśmy faktycznie gdzieś dalej.

Zaczęło nie padać, a lać – jazda po ciemku zrobiła się mało przyjemna, tym bardziej, że już dawno opuściliśmy autostradę.

Napił bym się kawy, rozprostował – marudził Bartek

Mijaliśmy wioski, jednak nic nie wpadało w nocy.

Bartek marudził coraz bardziej…….

I nagle gdzie 10 km od granicy z Węgrami pojawiła się tabliczka jakiegoś miasteczka i zaraz za nią zjazd na centrum.

Powinna tam być jakaś knajpka – powiedziałam, gdy Bartek już dawał kierunkowskaz na miasteczko.

I tak znaleźliśmy się w uzdrowisku Kanjiza, ale o tym więcej pisania…