lampa solarna

now browsing by tag

 
 

W stronę pustyni Gobi czy już na Gobi

W stronę Gobi, czy już na Gobi 9-15 październik 2015

 

 

Im dalej oddalaliśmy się od Ułan Bator tym bardziej czuliśmy radość w sercach i otaczającą lekkość. Majestatyczne ośnieżone szczyty ustępowały miejsca stepom bez końca, by w końcu przejść w półpustynię, czy czasami pustynię.

Jechaliśmy spokojnie nigdzie się nie spiesząc ciesząc każdym kolejnym kilometrem i zatrzymując na kontemplację przestrzeni. Droga długości ok. 600 km asfaltem do Dalanzadgad zajęła nam 2 dni.

Rozpływaliśmy się przestrzeni, poszerzaliśmy swoje granice.

 

Moje ciało poszerza swoje granice

 

Rozkoszowaliśmy kolorami jesieni.

 

 

 

 

Byliśmy na swojej drodze, gdzie wszystko było takie jak powinno być. Do tego niesamowita aura.

W dzień ok. 20 stopni, a w nocy około 0. Pełne słońce w dzień, a w nocy niebo usiane nieskończoną ilością gwiazd, droga mleczna jak potężna zorza otulała ziemię z jednej strony na drugą.

 

 

 

Taka idealna pogoda dla nas do podróżowania.

W miasteczku Dalanzadgad postój i nocleg na jednym z naszych „ulubionych” miejsc, gdzie zawsze jesteśmy przyjmowani z otwartym sercem.

A miasteczko (20000 mieszkańców ) latem było pełne ludzi – teraz bardziej spokojne, turystów bardzo niewielu, jak również osób do ich obsługi.

Nawet woda z 5 litrowych butelkach potaniała o ponad połowę, latem najtańsza była za 2500 (5 zł.), a teraz gdy kupowało się 4 szt kosztowała 1200 (2,4 zł)

Atmosfera normalnego życia „dużego” mongolskiego miasta. Najbliższe większe to Ułan Bator tylko 600 km, najbliższe mniejsze z 5 sklepami 70 km.

Przestrzenie, które pokochałam, i gdy wjeżdżam w rejony większego zagęszczania wydaje mi się jakoś ciasno.

 

Pozwalam sobie na przestrzeń w sobie, w moim ciele, umyśle, duszy i życiu.

 

 

 

Gdy wyjeżdżaliśmy z Ułan Bator, wiedzieliśmy, że mamy jechać do Dalanzadgad, a teraz przyszła informacja, że mamy jechać w kierunku diun Parku Narodowego Gobi Gurwansajchan

Podążyliśmy znaną nam drogą w kierunku Balandalay (50 km jeszcze asfaltu) , a potem już kamienistą drogą (widzieliśmy na niej mongolskie osobówki) w kierunku diun. I znów bez pośpiechu, sycąc się każdym jej kilometrem, ciesząc wielbłądami które sypiały w naszym sąsiedztwie. Podziwiając piękno jesiennych barw, przyglądając jurtom skupionym w sąsiedztwie jeziorka.

 

 

 

 

Czasami pod jurtą koń, czasami motocykl, czasami fajna terenówka, a czasami to wszystko naraz. Dobra materialne docierają tutaj szeroką falą, a gdy nie musi pasterz wydawać dużych pieniędzy na zakup mieszkania i jego utrzymanie (jurta niezbyt duża, do tego bateria słoneczna, zimą do ogrzania też niewielka powierzchnia i opał za darmo – grzeją odchodami) można mimo pozornie niewielkich środków cieszyć się dobrym samochodem, czy ubraniem (fajne rzeczy docierają tutaj z Chin). Oczywiście takich osób mających stada po 200 -300 kóz i owiec, lub 50 koni jest tu pełno. Potencjalnie są bogatsi od przeciętnego Kowalskiego. Proszę sobie policzyć 50 klaczy rodzą co roku źrebięta, jedzą tylko trawkę, nawet w zimie wygrzebują ją spod śniegu bo jest go 20 cm max – koszty symboliczne , a jeszcze mleka udoją, nabiał i ajrak sprzedadzą. A konik wart 2 tyś zł. Czynszu brak, energia ze słońca, opał za darmo – tyle co trzeba czasem zgonić stado pod jurtę na noc i potem pozbierać…. Proste życie bez wygód, bo do wychodka 30 metrów i po wodę trza do studni lub rzeki, łazienka improwizowana. Ale za to niskie koszty życia i nie dziwi satelita z plazmą, japońska bryka lub ciężarówka pod jurtą.

My sami w Ułan Bator kupiliśmy sobie lampkę na baterie słoneczne zmieniającą kolory firmy www.mpowerd.com zrobiła nam bardzo dużo radości. Jedyny jej mankament jest taki, że zgodnie z opakowaniem miała świecić po całym dniu ladowania się na słońcu minimum 4 godziny, a świeci góra 2. Jednak i tak robi nam każdego wieczoru niesamowity kolorowy spektakl.

A wracając do pustyni idealna pogoda, koloryt jesieni i ….. praktycznie zero wiatru.

Cisza, która przez jakiś czas jest ciszą, a potem dają się słyszeć dźwięki, które wcześniej nie miały szans być usłyszane i znów robi się głośno.

Taki czas spotkania człowieka i przyrody, przyrody przez którą przemawia Bóg.

I tak z niesamowitej wdzięczności dojechaliśmy pod diuny….